Skocz do zawartości
Nerwica.com

zaburzenia osobowości (cz.II)


Gość paradoksy

Rekomendowane odpowiedzi

Im bardziej chcę coś napisać, tym bardziej mam wrażenie, że mi wszystko umyka, ucieka z głowy :(

 

Lat 18 i 1/2. Związek zaczął się normalnie, niegroźnie, ale jedno poważne nadwyrężenie zaufania i już nigdy nic nie wróciło do stanu poprzedniego. Kontrolowałam swojego chłopaka na każdym kroku, często znajdowałam rzeczy, których nie chciałam widzieć, które bolały strasznie, a mimo to przy nim tkwiłam. Tkwiłam zakochana po uszy. Awanturowałam się o wszystko, zarzucałam też mu wszystko, nawet, że kubek krzywo postawił. Wmawiałam sobie i jemu, że wcale mnie nie kocha, że chce się tylko zabawić. Nie wiem jak znosił moje napady agresji... Potrafiłam rzucić się na niego z pięściami, a za chwilę być chodzącym aniołkiem dbającym o chłopaka. Gdy wychodził gdzieś ze znajomymi miałam "przeczucie", że w tym momencie on na pewno mnie zdradza.W takich chwilach przestawałam sobie radzić i z reguły autoagresja pomagała mi jakoś uwolnić się od takiej ciążącej mi w głowie myśli. Tak sobie to wmawiałam, że szło zwariować. Non stop rozstania i powroty też nie pomagały. W końcu było poważne zerwanie w marcu, po którym oficjalnie nigdy się nie zeszliśmy, a ja byłam jak wyjęta z tego świata. Wyjęta, pocięta, zapłakana. Jakbym zgubiła część siebie. Później mieliśmy relację nieoficjalną. Związek, ale mówimy, że to nie związek. Bzdura cholerna, bo oczywiście rozczarował mnie kolejne x razy, a ja byłam na skraju wytrzymałości. W końcu zakończyłam znajomość i chyba przez ostatnie 2.5 miesiąca tylko się oszukiwałam, że sobie radzę. Przez pierwsze 2 tygodnie chodziłam pijana. Trzeźwiałam tylko na czas szkolny, chociaż do szkoły i tak rzadko kiedy docierałam.

 

Co do rodziny to zawsze pokładali we mnie nadzieję, z każdej opinii wynikało, że ponoć jestem ponadprzeciętna, ale bardzo wrażliwa, każdą krytykę biorę do siebie. Tylko co z tych opinii jak raz kiblując nie wyciągnęłam wniosków i dalej do szkoły mam pod górkę. Niby błaha sprawa, ale jednak. Nie potrafię wziąć się w garść. Pomimo wielu obiecanek, że się zmienię nie mam na to siły. Matka starała się jak mogła, abym miała warunki do rozwoju, nigdy niczego mi nie brakowało, a ja wciąż sprawiam, że jest jej wstyd. Nasze relacje i tak są dość napięte. Gdy powiedziałam matce, że autoagresja nie jest tylko odpowiedzią na złamane serce i beznadziejny związek i ona też miała w tym udział była strasznie oburzona i jak zwykle zaczęła wyzywać mnie od psychicznych. Mam wrażenie, że pół życia słyszałam od niej, że jestem debilem, psychiczną kretynką, później doszły do tego szmaty itp., że powinnam się leczyć, że jestem pustakiem, nic w życiu nie osiągnę. Wsparcia z jej strony nie pamiętam. Na pewno było, ale nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Doceniam to, że miałam wszystko i nie odbiegałam od rówieśników, ale przecież to nie sprawia, że ktoś jest dobrym rodzicem... Z ojcem nie mam kontaktu od 4 lat. 4 lata temu pojawił się na Wigilii po 3 letniej przerwie, bo te 7 lat temu przypadkiem spotkałam go w sklepie. Matka rozwiodła się z nim gdy miałam niecałe 6 lat, z racji tego iż wpadł w nałóg. Był narkomanem, wynosił z domu rzeczy, pamiętam jak raz dokonał próby kradzieży przy mnie. Miałam może 5 lat i nigdy nie zapomnę jak płakałam na zapleczu sklepu broniąc swojego "kochanego taty".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak samo czuje mój syn. Jak ma lepsze dni widzę jak go męczy taka beznadzieja w głowie. Też nie potrafi sobie sam pomóc. Czym bardziej nie potrafi sobie radzić z życiem tym bardziej jest agresywny. Czym bardziej próbuję popchnąć go w samodzielność (uważa że muszę go utrzymywać) tym bardziej mnie nienawidzi. Siebie tnie, mnie ubliża, wyzywa. Nie widzę juz żadnego wyjścia z sytuacji. Zrób coś dziewczyno z sobą, nie wiem co, może terapia, szpital, szukaj ośrodka, idż na terapię razem z mamą, ona też musi zrozumieć co dzieje się w Twojej głowie. A uwierz mi, zdrowej osobie trudno jest to zrozumieć. Zdrowa wstaje i bierze sie w garść i tak też myśli - wstań i wieź się w garść. Sama juz tez nie wiem co moge zrobić dla syna. Czekać, tylko na co aż będzie to najgorsze? Panicznie sie tego boję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję bardzo za odpowiedź. Myślałam, że wszystko powolutku się układa, nie wiem czemu to się zmieniło. Dziś nawet nie byłam w stanie dotrzeć do szkoły. Spędziłam 6 godzin w autobusie czując się trochę jak żywy trup. Otoczenie było jakieś takie wyjęte z rzeczywistości, jak nie moje, jakbym nie należała do tego świata. Terapia na pewno jest mi potrzebna? Jest aż tak źle? Chociaż z drugiej strony to chyba jedyne wyjście skoro sama nie potrafiłam sobie do tej pory pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czym bardziej próbuję popchnąć go w samodzielność (uważa że muszę go utrzymywać) tym bardziej mnie nienawidzi. Siebie tnie, mnie ubliża, wyzywa.
Nie wiem, ile lat ma Twój syn, ale przypuszczam, że skoro popychasz go w samodzielność, to jest już dość dorosły. Więc przyjmując takie założenie myślę, że jest niesłychane, że syn uważa, że musisz go utrzymywać. Nic nie musisz. Nie należy mu się. To skandal i egoizm, by domagać się tego, co się nie należy!

 

Druga sprawa - podobnie jak z narkomanami lub alkoholikami - puszczenie ich samym sobie, skazanie ich na samodzielność, jest pewnego rodzaju terapią. Bo ciągłe ich utrzymywanie podtrzymuje w nich nałóg. Podobnie może być z Twoim synem - brak wsparcia ze strony mamy może pomóc mu stanąć na własne nogi (choć pewnie stać będzie nieporadnie, chwiejąc się na nich, może nawet kilka razy się przewróci i mocno potłucze).

 

Trzecia sprawa - jeśli tolerujesz (poprzez ciągłą opiekę) znęcanie się fizyczne i psychiczne syna nad Tobą, to nie tylko unieszczęśliwiasz siebie, ale i syna, utwierdzając go w chorym, nienormalnym widzeniu świata (w którym może się znęcać nad matką). Nie pomagasz mu wejść w życie w ten sposób.

 

Czwarta sprawa - znajdź kontakt do poradni dla osób maltretowanych (w necie szukaj Niebieskiej Linii). Oni mają wiedzę i doświadczenie, jak postępować w takiej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Syn ma 21 lat a ja jego agresję już przerobiłam. Za niedługo będzie miał sprawę karną za znęcanie się. Nie zależy mi na tym aby poszedł do więzienia ale chce żeby poniósł odpowiedzialność. A jakaś odpowiedzialność na pewno będzie bo mam mocne argumenty i kilku świadków. Pytał ostatnio czy nie moge tego wycofać. Odmówiłam. Zrobił się "grzeczniejszy". Dużo na pewno dają zastrzyki co dwa tygodnie na stłumienie agresji - nie pamiętam nazwy. Utrzymuję go jeszcze, robie zakupy, płace czynsz za niego a on szuka pracy, troche jeszcze opornie ale wiem że nie mogę liczyć odrazu na cud. Złozył wniosek o rente socjalną, ciekawe co z tego wyjdzie. Wiem że muszę go odcinać i powoli to robię. To wszystko jest jednak bardzo trudne bo to najbliższy mi człowiek. Trafiłam jednak na dobrego psychologa z którym to przerabiam. Dużo wsparcia daje mi również psycholog syna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, że masz wsparcie psychologów. Mam nadzieję, że nie wycofasz karnej sprawy - trzymam kciuki za Ciebie w tym względzie. Zastanawiam się, dlaczego robisz za niego zakupy? Jest niepełnosprawny? Ma kłopoty z mową? Sam nie może ich robić? Jak jemu się nie chce wyświadczyć Ci przysługi w zrobieniu zakupów, to może Tobie się nie zechce wyświadczyć mu przysługi i ugotować dla niego jedzenie? Nie znam Waszej sytuacji, ale odnoszę wrażenie, że synalek uwił sobie u Ciebie niezłe ciepłe gniazdko. Nic nie musi robić, a wszystko jest wokół niego robione. Powinien się urodzić jako szejk arabski z takim podejściem do życia.

 

P.S. Wniosek to za niego przygotowała mamusia-służka. On tylko łaskawie go podpisał, czyż nie? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wstyd sie przyznac ale jestem troszeczke podobnym synem nie znecam sie nad matka bron boze ale jakies pismo czy cos pozmywac ugotowac czy posprzatac to nie ;) jedzenie robie sobie sam no ale nie wiem jak dokladnie jest z twoim synem ja mam depresje nerwice zaburzenie osobowsci nic mi sie nie chce nawet myc jestem 24 zmeczony spie po 10-12 godzin przeszkadza mi nawet jak ktos idzie po korytarzu albo brat idzie do wc meka nie chce byc taki ale poprostu ta agresja ze srodka czasami jest niedopanowania

latwo jest czlowieka wyprowadzic z rownowagi najgorsze jest to jak sie idzie miedzy ludi unikam tego ze ludzie chca cie obsmiac zniszczyc wtedy to moglbym rzec staje sie psychopata przybitym do muru przez mysli przez odczucie ze jestem szmata pamietam siebie z dawniej albo to juz triki nerwicy zionolem nienawiscia do wielu ludzi tluklem sie nie jednego bym zmasakrowal na obrazze odpowiadalem ogromna nienawiscia nawet nienawidzilem czlowieka ktorego pierwszy raz w zyciu widzialem do tej pory nienawidze ludzi ktorzy sa bardzo szczesliwi ktrorzy maja dziewczyny kobiet tez nie raz czasami mialem takie ataki ze szkoda gadac nie moglem zasnac mysli o zabojstwach nie dwaly spokoju kladziesz sie spac a tutaj fala mysli ktorych nie mozesz zatrzymac i z ktorymi nie mozesz zyc przez takie rzeczy czlowiek sie zamyka staje sie agresywny zly samotny.

i nie wiem do konca jakie mam zaburznie osobosci pasuje niby do narcyza a z drugiej strony bpd czy unikajaca tez pasuje chociaz do tej ostaniej to moze z powodu nerwicy jest podobny stan no nic bede musial jeszcze troszeczke pochodzic do psycho no i za jakies 2 miesiace pojde na terapie dzienna ;) niech to bedzie ostatni rok tego nie ludzkiego zycia bo mam duze ambicje a lata leca niby dopiero 21 a juz czuje ze pare lat mojego zycia to bylo gowno i ze te gowniane chorby mi je doszczetnie zmarnuja.

dziwne jest tez to ze nie potrafie sie niczego nowego nauczyc ciezko to przyznac ale czuje jak bym w niektorych aspektach byl nadal 16 letnim dzieckiem wogule raczej we wszytkich od tamtego czasu jakos zaczolem to wszystko blokowac bo pokazywanie uczuc to zle rzeczy mialem tak w domu i wszedzie indziej moja matka zadwala mi durne pytania jak tam w szkole itp a kazda inna rzecz o jakiej chcialem z nia pogadac to odrazu o czym ty kurwa myslisz co ty robisz na wszystko odpowiadal histeria nienawidze jej za to dla niej to najlepiej zebym siedzial w domu nawet przed komputerem i nic kurwa nie robil czasami to bym ja zabil obwiniam ja za moje choroby bo ona je we mnie chodowala cud mamusia zagradzajac mi droge swoja osoba ona sie tylko pracuje 0 kolezanek wydaje sie ze jest najmarzejsza na swiecie i zyskalem po niej to samo ze sie uwazam za nie wiadmo kurwa co a z drugiej strony za nic tylko taka przykrywka zeby mnie ludzie nie zmasakrowali kazde zamienione slowo z kims nieznajomym to dla mnie okropny bol moze smieszne ale tak jest tak jakby ktos chcial mnie poznac zeby mnie zgnoic zeby wykorzystac bo ja chce miec spokuj i pewnie przystal bym na wszystko tylko zeby sie odmnie odwalili wyjscie na miasto kojarzy mi sie z koszmarem a woalbym byc chyba w jakims horrorze gdzie zombie jedza ludzi bo tam nikt cie nie chce rozgryzc ze mam byc dokonaly pod kazdym wzgledem pochlanialem jak glupi jakis syf z telewizji "Doskonaych ludzi "i brnolem w to ze chce taki kurwa byc zalosne i tak sie chyba w tym bardzo pogubilem robilem to chyba dlatego bo nie mialem przykladu 0 kogos kto by mi cos pokazal robienie z sibie nieiadomo kogo pobieranie osobowisci z bohaterow filmow akcji ;) glin twardzieli superbohatetrow co skosza cal armie i innych pierdol teraz juz nie jestem w stanie myslec bez rzadnych fanaberi normalnie jak kazdy czlowiek jestem idealista nie moze cos byc zle wszystko musi byc kozackie to meczy niszczy ta doskonalosc i samo kontrol przed strachem ze zrobisz cos glupiego czego bedziesz zalowal a pewnie by tak bylo szkoda gadac

 

jak to czytam to nie wiem czy bardziej smieszne czy zalosne no ale taka prawda nie moga nawet normlanie z psychologiem pogadac bo sie boje mu takich pierdol naopowiadac ze mnie za debila albo psychola uzna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wybaczcie, że nie odpisałam na żaden post, nie mam siły tego czytać.

 

Czuję się jak gówno.

Nic nie warta, nawet nie porafię zadbać o dom.

Zaspałam, jak można spać do 13?

 

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że nie zasługuję na dobro w żadnym jego wymiarze.

Powinnam gotować sprzątać i dawać przyjemność seksualną K bez gadania.

Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja jestem gnidą, wredną larwą.

 

I jeszcze robię problem, żeby ugotować, sprzątnąć. Że nie dochodzę jak się kochamy.

Nie zasługuję na ten orgazm, wreszcie to do mnie dotarło.

Nie zasluguję na nic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa można spać do 13-tej (przecież sen to zdrowie) a resztę dnia przechodzić w piżamce. I można nie posprzątać i nie ugotować obiadku. Po prostu można i już, a świat się nie zawali.

Wiele uśmiechu Ci posyłam i dobrej energii, i dużo ciepłego i puchatego :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powinnam gotować sprzątać i dawać przyjemność seksualną K bez gadania.
:shock: przytkało mnie.... mam nadzieję, że to tylko chwilowe złamanie nastroju, i tak naprawdę nie uważasz się za białą niewolnicę :shock: ?
I jeszcze robię problem, żeby ugotować, sprzątnąć. Że nie dochodzę jak się kochamy.

Nie zasługuję na ten orgazm, wreszcie to do mnie dotarło.

Nie zasluguję na nic.

Dla mnie to postawienie sprawy od d.upy strony /hehe ;) / Dla mnie zawsze facet jest odpowiedzialny za to, żeby partnerka osiągnęła satysfakcję. No chyba, że to są problemy natury psychosomatycznej i to z powodu nerwicy masz blokady przed orgazmem. Wtedy niewiele zdziała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, nie wiem sama, albo w głowie mi się poprzestawiało i się blokuję albo paroxetyna robi swoje (bo "sama" dochodzę :roll: )

 

Dziewczynki, dziękuję za ciepłe słowa.

Po załamaniu i obwinianiu się przyszedł czas na złość i agresję, oczywiście wyładowałam wszystko na K.

Teraz mam z tego tyle, że boli mnie głowa.

Wzięłam się za akwarium bo jeszcze chwila i wszystkie dyskowce zdechną jak czegoś nie zrobię, ale późnym wieczorem jeszcze będę, nie sądzę, żebym mogła spać... :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa,

 

Dekompensacja- załamanie się przejściowej ròwnowagi osiągniętej przez chorą część organizmu w drodze mechanizmòw adaptacji. W dziedzinie psychiki, za pomocą terminu „dekompensacja” zwykło się oznaczać stan krytyczny, wywołany poprzez załamanie się zazwyczaj stosowanych, neurotycznych mechanizmòw obronnych podmiotu, ktòry znalazł się w nowej oraz trudnej do zniesienia sytuacji afektywnej. Wcześniejsza wrażliwość psychiczna podmiotu dochodzi wtedy do głosu. Słabość "Ja", skutki niedoboru afektywnego, a nawet tendencje psychotyczne zostają zreaktywowane.

 

Osobowość patologiczna BNO= osobowość patologiczna Bliżej NieOkreślona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dark Passenger, z twojej definicji wynika, że miałam tą przyjemność marną doznać dekompensacji, która ostatecznie pozostawiona bez doraźnej pomocy kończyła się psychozą.

 

Co do BNO - nie spotkałam się z określeniem i podtrzymuję to, co już powiedziałam. U nas jestem niesamowitym okazem z bpd i resztą szajsu, które tworzą fascyjnującą dla naszych psychiatrów mieszankę. Unikam oddziału jak ognia bo ordynator niezmiernie lubi testować na mnie działania różnych leków :roll: (np zeldox, haloperidol i inne na, uwaga, ogólną stabilizację :roll:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest ciągła walka między 2 osobowościami, zależno/lękową i jej transformacją - bierno/agresywną, one ciągle ze sobą walczą szantażując się, żadna nie daje za wygraną, to jest jak szarpanie z szatanem, tak jak byście mieli do wyboru pić mrożąco lodowatą wodę która kłuje w gardło albo gorącą wodę która parzy. Bardzo ciężko znaleźć alternatywne postawy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat poświęcony jest zaburzeniom osobowości. Tak, cierpię na nie. To nie wesołe kiedy tak naprawdę nie znasz samego siebie. Tysiące myśli w głowie. Niepotrzebne analizy. Po co...........sama nie wiem. Czasami siebie kocham, czasem nienawidzę. Jestem w tym wszystkim sama bo nikt mnie nie rozumie. Nie ubolewam nad tym. Przyzwyczaiłam się. Zastanawiam się tylko czy szpital mi pomoże....psychoterapia. Często się tnę to mi pomaga nie myśleć. Ból fizyczny zaspokaja mój niedosyt psychiczny. :( ........................Reasumując chcę, żebyśmy wszyscy jakoś się trzymali i pokonali to cholerstwo. Raz na zawsze!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ilekroć wydaje mi się że jest lepiej, że lęk mija, że zaczynam znów jako tako funkcjonować i lubić życie i siebie, wszystko wraca do "normy" jeszcze szybciej niż poprzednio. A najgorsze w tym jest to że wcale nic wielkiego nie musi się wydażyć, żadne wielkie zmiany w życiu. Wystarczą błache rzeczy, niewielkie zmiany. Cholerne leki, jestem uzależniony od brania leków i wciąż jak kretyn wierzę że mi pomogą, mimo że już sam się przkonałem nie raz, i mówili mi lekrze że tak nie będzie, co najwyżej w niewielkim stopniu. A ja nadal oczekuję pełnego uzdrowienia i trafienia na jeden idealny lek który wszystko naprawi raz na zawsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, w tym rzecz że nie ma, a ja wciąż łudzę się i oszukuję że jednak jest. Co mi zostało? Terapia, owszem, ale póki co nie za bardzo się sprawdza, najwyżej tylko doraźnie pomaga, ale nic się naprawdę jeszcze nie zmieniło w moim myśleniu na lepsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×