Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vian

Użytkownik
  • Postów

    2 280
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Vian

  1. A ja bym nie miała nic przeciwko - gdyby tam faktycznie były szczegóły mojej realnej osobowości, przecież się nie podaje nazwisk ani danych żadnych. Wręcz się ucieszyłam, bo bardzo długo słyszałam tylko "ja nie wiem co robić", więc to była dla mnie jakaś zmiana w dobrą stronę. Ale jak weszłam i przeczytałam o sobie, że jestem terrorystką, którą się trzeba zajmować jak niemowlakiem i która zmusza ludzi do siedzenia całe noce ze sobą, to mnie o --> <--- tak wytrzeszczyło. A na dokładkę moja przyjaciółka, zamiast to wyprostować i wyjaśnić, że to nie tak, to rozbrajająco tłumaczy, że ja jestem roszczeniowa manipulantka przez depresję. No halo... To już nie był krok w dobrą stronę, bo nie wiem czemu to służyć miało - chyba usprawiedliwieniu kopnięcia mnie w tyłek. Dodatkowo to upokarzające było, bo ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobiła i gardzę emocjonalnymi szantażami. To nieładnie, Dusiorek... Bardzo nawet nieładnie. A ja bardzo dziękuję za komplement, chociaż mam wrażenie, że bardzo chaotycznie piszę. Śpię bardzo mało od kilku miesięcy i trudno mi skupić myśli. Ale jak mówisz, że jest ok, to ja się cieszę.
  2. harlancoben, cóż, u mnie to wszystko na freestylu jest, bo ja pewnie nawet bym się w temat nie wcięła, gdyby mi oczy nie wyszły na wierzch po przeczytaniu, jaka jestem. Potem poszło siłą rozpędu. Zażenowana akurat szczególnie ja przynajmniej nie jestem, bo tu akurat pisze się różne, dla mnie o wiele bardziej intymne i osobiste rzeczy z najróżniejszych powodów, więc i ten ujdzie w tłoku. No ale generalnie masz rację i nawet w sumie chciałam dopisać, że telenowelę obyczajową chyba możemy dokończyć na priv kanale, ale odkryłam, że postu nie mogę edytować ( ), więc stwierdziłam, że poczekam, może ktoś coś napisze...
  3. Ekhm, z mojego pierwszego postu w temacie (mówiłam Ci to też przez telefon bardzo wyraźnie i jasno) Napisałam na gg, nie odpowiadasz. Widzę Cię na facebooku (czyli w necie jesteś), piszę tam, bo może na gg nie doszło, też nie odpowiadasz. Myślę sobie, może teraz nie możesz albo coś. Ale następnego dnia też nic. No to się wkurzyłam Nie rób znowu ze mnie debila, że się wściekłam, bo nie weszłaś na gg. Wściekłam się, bo serio wypróbowałam i tę opcję, i tę, i w sumie telefon mi tylko został, ale zadzwonić nie mogłam i lipa. A cały czas widziałam Cię buszującą po sieci. No, maila jeszcze mogłam napisać, ale uznałam, że jak ignorujesz moje wiadomości i na gg, i na facebooku, to mail raczej na wiele się nie zda. Zresztą wściekłam się, pokrzyczałam, przeszło mi. I dlatego przydaje się umiejętność stawiania priorytetów, czego albo nie umiesz, albo świadomie mnie zepchnęłaś gdzieś na koniec znowu wychodząc z założenia, że lepiej mnie olać niż kogoś tam, bo ja zrozumiem. Cały czas powtarzasz, że to było "czasowe". No dobra, TERAZ masz czas, ale Dusiorek, spójrz prawdzie w oczy - Twoja robota to nie była fizyczna harówa po 12h na dobę, tylko zwyczajne 8h plus godzinka na dojazd mniej więcej, a do tego w miarę spokojnie mogłaś sobie w tej pracy i na fb posiedzieć i poczytać, i smska wysłać okazjonalnie. Do tego miałaś przez większość tych 2 mcy chłopaka, jakieś obowiązki domowe, jakichś znajomych - innymi słowy najnormalniejsze życie na świecie. Ostro to było może ze 2 ostatnie tygodnie. No i źle się czułaś ileś dni, też nie cały czas przecież, a przynajmniej nie na tyle, żeby Ci to w kontaktach z ludźmi przeszkadzało. Nie zapominaj, że ja przecież Ciebie znam i masz rację, jakiś tam niewielki kontakt był i że ja nie czuję się olana przez tydzień, ja się czuję olana generalnie poza momentami, okresami krótkimi... Więc ja się Ciebie pytam, co jak skończysz studia za kilka miesięcy i znowu pójdziesz do pracy? Wtedy przecież nie zniknie chłopak, ciocia, przyjaciel z Niemiec i "wszyscy co coś od Ciebie chcieli", a ja nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki, odstawienie na bok i focha, że tego nie rozumiem. Przypominasz mi o tym, co kiedyś było. Ja Ci przypomnę, że wtedy miałaś dla mnie dużo czasu, bo siedziałaś całe dnie w domu i się zwyczajnie nudziłaś często. Grałaś w jakieś gry, miałaś faceta, który nie miał dla Ciebie czasu, a jak do niego pojechałaś, też się nudziłaś. No to jasne, że mogłaś mi poświęcać czas, który miałaś w nadmiarze. Raczej powinnam się zapytać, ile razy się udało. ;-) Ale to bez sensu, bo ja nie mam ochoty konkurować z Twoim facetem czy kimkolwiek innym, ja już za stara jestem na tupanie nogą o uwagę. Nie miałam i nie mam zamiaru wchodzić między Was. Dla mnie z chłopakiem możesz siedzieć non stop choćby, bylebyś znalazła i trochę czasu dla mnie. A jeśli go będziesz miała mniej, to żebyś też go jakoś rozsądnie podzieliła, a nie "Vian może poczekać kilka miesięcy". Nie poczeka, bo wtedy to nie przyjaźń, tylko kolegowanie się w porywach. A jeśli Cię to przerasta - powiedz po prostu, zrozumiem. A jeśli jest ok, to sobie o, to Ja Ci jasno mówię, czego bym chciała, a chciałabym w sumie niewiele. Spotkania raz na kilka tygodni, w dzień, normalnie, w weekend, w 4 oczy, bo sorry, ale ja przy Twoim facecie nie będę rozmawiać o swojej depresji o jakichś problemach osobistych. On nie jest moim przyjacielem. Dłuższej rozmowy raz na parę dni czy tydzień, może być przez net. Zainteresowania się, że jak do Ciebie piszę, to może coś ważnego, zamiast olania z automatu. Nauczenia się kategoryzowania spraw, czyli możesz nie mieć czasu, jak chcę o dupie maryni pogadać, ale jak jest problem jakiś poważny, to mogłabyś spróbować się zmobilizować szybciej i postawić to przed lajkami pod komciami chłopca na fejsie. Takie rzeczy. wydrukuj, przepisz, przyklej nad biurkiem, DODAJ do tego, jaka byłaś w ostatnich miesiącach i sprawa załatwiona. Jak będziesz CHCIAŁA I MOGŁA dać z siebie coś więcej ekstra, jak nie - też dobrze. @Luxtar & Mamre No problemo, bo ja z zasadniczą większością ludzi też bym się nie mogła przyjaźnić, bo oni mnie denerwują a ja pewnie ich. ;-) Dusiorek jest bardziej przyjacielska, ale ona z kolei ma dużo przyjaciół, to też jej pewnie przykro nie będzie.
  4. Mamre, ja w pierwszym swoim poście poprosiłam, że jeśli ktoś uważa, że chcę za dużo, jestem roszczeniowa czy coś w ten deseń, to proszę, żeby mi pokazał, gdzie konkretnie. Ciebie też o to proszę, o ile dobrze zrozumiałam Twój post, bo ja nie widzę tego, żebym oczekiwała od Dusiorka dużo. Ale może masz rację, tylko pokaż mi to, to może ja też się zmienię.
  5. Na szybko, bo nie wytrzymam. Dusiorek, od ilu lat ja Ci powtarzam, że na miłość się NIE ZASŁUGUJE, tylko się ją DOSTAJE? Ty masz wbite ostro do głowy, że miłość jest tylko warunkowa, a ja Ci powiedziałam milion razy, że jak ktoś raz się robi dla mnie ważny, to jest ważny STALE. Jak Cię chwalę, jak Cię krytykuję, jak się śmieję i jak wrzeszczę na Ciebie i cały czas! To jest niezależne od tego, czy robisz dużo czy mało, a już na pewno nie od tego, czy robisz tyle co ja i to co ja, czy co innego. Reszta później, dużo tego będzie...
  6. Pasimba, jeśli chodzi o docenianie i chwalenie, to ja Dusiorka ostatni rok doceniam nawet za takie rzeczy, że napisze "zw" na gg zamiast zniknąć bez słowa albo że się odezwie. Tak nawet absurdalnie czasami się czuję, bo nikt chyba za coś takiego nie chwali, a ja nie chciałabym, żeby się zniechęcała i widziała, że doceniam. No ale siłą rzeczy muszę też czasami pisać, że mnie czymś wkurzyła jak wkurzyła, bo skąd inaczej miałaby to wiedzieć? Jakbym dusiła w sobie jakieś złości na nią, to by niedobre było, i dla nas, i dla mnie. Wbrew zdrowemu egoizmowi to jest! A ostatni raz jej mówiłam, za co ją kocham i że to wspaniałe w poniedziałek bodajże, ten poniedziałek. Ja w ogóle jestem bardzo wybredna co do ludzi, których kocham i to po trosze samo za siebie mówi. Dusiorek, czujesz się niedoceniana? Jak tak, to powiedz. A Tobie w ogóle odpowiem jak wrócę do domu.
  7. No pewnie, a Ty nie? NIC nie jest ważniejsze niż jakiś głupi egzamin, który można zdać w sesji poprawkowej czy tam nawet łyknąć warunek..? Przecież to nie koniec świata, jest dużo ważniejszych rzeczy od tego, np. że kogoś bliskiego rodzice wykopali z domu i załamany siedzi zimą na ulicy dosłownie i płacze. I trzeba mu gazem skołować jakieś lokum, a potem spróbować pocieszyć, wesprzeć i pomóc znaleźć robotę, żeby stanął na nogi. No Wy se jaj nie róbcie, że to trzeba być jakimś altruistą niedoścignionym! To są cuda na kiju jakieś? Wy byście się tak nie zachowali..? Mnie to dziwi, serio. Zresztą to nie dla Dusiorka zawaliłam egzamin i nie Dusiorka utrzymywałam, największe rzeczy jakie zrobiłam dla Dusiorka, to wpadłam z lekami jak chora była i kupiłam hulajnogę. A poza tym to bzdety takie - słuchałam dniami, tygodniami, miesiącami i latami o jej problemach miłosnych, wspierać emocjonalnie się starałam, jak wpadałam z wizytą, to starałam się pamiętać o chipsach dla niej albo o jakiejś butelce. Poszłam kupić żwirek dla kota jak u niej byłam, a ona była przeziębiona. No faktycznie, ale halo wielkie niesamowite. I ja nie potrzebuję ani nie chcę, żeby Dusiorek rezygnowała dla mnie z egzaminów, studiów, żeby mnie utrzymywała czy choćby rezygnowała ze spotkania z chłopakiem czy imprezy. Serio serio. I Dusiorek wie o tym, bo kiedyś po nocy chciała do mnie jechać jak miałam giga doła i jasno mówiłam, że nie trzeba, że mnie wystarczy, że np. na odległość ze mną pogada chwilę. Więc wobec powyższego Nie, nie domyślam się. Wyjaśnisz? :)
  8. Ja chciałam jeszcze przekazać szczególne wyrazy szacunku i sympatii betty_lou. Naprawdę, podziwiam, że w tym temacie udało jej się bez moich postów z drugiego punktu widzenia zobaczyć we mnie człowieka, a nie roszczeniową, tupiącą nogami egoistkę. Chapeau bas. :)
  9. Haha, ja też się nie spodziewałam, że to o mnie. Ale Dusiorek wiedziała, że ja tu mam konto, ale nie wiedziała, że zajrzę, bo długo dość nie zaglądałam, a jak już to rzadko. :) No to serio nie czaję, czemu się nie odzywałaś np. w sobotę, kiedy byłam w domu i Ty też nie pracowałaś, a przynajmniej nie jakoś intensywnie. Obowiązki domowe obowiązkami, no, ale bez przesady, ja też jakieś mam. No własnie o to chodzi! Nawet w zeszłą sobotę, napisałaś parę zdań, ja odpisałam, czekam parę godzin, nie ma Cię. No nie ma problemu, nikt nie siedzi murem przed kompem, ale skoro TY zdecydowałaś nie odzywać się w piątki czy soboty przez 2 m-ce, wieczorami musiałaś iść spać, no to nie sądzisz, że nic dziwnego, że się poczułam olana? :) Ja bym np. wiedząc, że Ty wracasz późno a ja chcę iść spać, to faktycznie, w tygodniu postawiłabym na okazjonalne jakieś smsy czy krótkie wiadomości, maile coś, ale zaplanowała sobie czas na piątek czy sobotę. Nie wiem, czemu tak nie zrobiłaś, no ale to Twój wybór, maleńka. :) To mnie źle zrozumiałaś. To mnie wkurzyło tak jak każdego by wkurzyło, że próbuje się do Ciebie "dopisać" z problemem, a Ty sobie słitfocie i komcie lajkujesz, a mnie odpowiedzieć nie łaska. Ale nie chciałam się z Tobą widzieć z tych powodów co napisałam. Fakt, byłam wtedy zdenerwowana, mogłam mówić mniej składnie, ale też nie próbowałaś tego wyjaśnić. No bo to nie były maile i wiadomości o tym, że se bąki puszczam, tylko były o czymś bardzo ważnym, albo dla mnie, albo dla nas wspólnie. A wychodziło na to, że na fejsbuczka czy coś czas jest, a na odpowiedź mnie nie. Tak, byłam zła. Hahaha, no bo wiecie, jak to wyglądało? "Złapię cię w tygodniu, złapię cię w tygodniu i jakoś nie łapała", jak po paru tygodniach ja cierpliwość traciłam i się wkurzałam, to słyszałam "to możemy TERAZ" A "teraz" niekoniecznie było dogodnym momentem. Mała, ja serio jasno piszę, nie zamydlaj tematu, bo wiesz o co chodzi... :) Hahaha, pokaż paluszkiem, gdzie? Napisałam, że się z nim umówiłam, żeby dać mu rzeczy, które ode mnie kupił i że zrobiłam to bez problemu, bo widać mu na spotkaniu zależało, chociaż też ma pracę i dziewczynę. ;-) Nie umówiłam się z nim, bo z nim jest łatwiej. Hahaha, co za pomysł niemądry. Mnie się łatwiej z prawie każdym umówić, nawet z D. co pracuje całe dnie, więc nie musiałabym się z tego powodu spotykać z nim, skoro go nie znam prawie. :) Ile ja Ci razy mówiłam, że nie musisz być jak ja i robić dla mnie tyle, co ja dla Ciebie, zachowywać się jak ja? Ja nawet nie chcę, żebyś była jak ja! Ja jestem dobra we wspieraniu, a w wybaczaniu np. gorsza, Ty w wybaczaniu jesteś mistrzem, a ja gorsza. Nikt Ci nie kazał tego choćby próbować, sama sobie to do głowy wbiłaś i nie chcesz wybić. Ja Ci jasno mówię, czego bym chciała, a chciałabym w sumie niewiele. Spotkania raz na kilka tygodni, w dzień, normalnie, w weekend, w 4 oczy, bo sorry, ale ja przy Twoim facecie nie będę rozmawiać o swojej depresji o jakichś problemach osobistych. On nie jest moim przyjacielem. Dłuższej rozmowy raz na parę dni czy tydzień, może być przez net. Zainteresowania się, że jak do Ciebie piszę, to może coś ważnego, zamiast olania z automatu. Nauczenia się kategoryzowania spraw, czyli możesz nie mieć czasu, jak chcę o dupie maryni pogadać, ale jak jest problem jakiś poważny, to mogłabyś spróbować się zmobilizować szybciej i postawić to przed lajkami pod komciami chłopca na fejsie. Takie rzeczy. Normalne chyba, nie jakieś mega wielkie...
  10. Pasimba, a proszę bardzo. Utrzymywałam swoją przyjaciółkę i dawną dziewczynę jak zostały na lodzie z dnia na dzień i literalnie nie miały się gdzie podziać. Dla mnie to nie było POŚWIĘCENIE, tylko... no normalne coś. One były w poważnych kłopotach, to chciałam pomóc, bo mi na nich zależało. Chyba normalne, że bliscy takie rzeczy robią, a nie mówią - "o, przykro mi, powodzenia". To nie było tak, że ja je utrzymywałam, bo one leniwe były i im się nei chciało. Nie uważam tego za przekroczenie granic zdrowego egoizmu. A ze studiami to nie tyle rzuciłam je dla kogoś, tylko po prostu suma problemów się zrobiła duża, doszły u mnie problemy ze zdrowiem i po prostu nie dałam rady ich kontynuować w pewnym momencie. Nie żałuję tego i zrobiłabym to wszystko jeszcze raz. A POŚWIĘCENIE jest dla mnie wtedy jak się ZMUSZAM do czegoś dla kogoś. Jak przyjaciółka cierpi, to ja się nie zmuszam, żeby jej pomóc, tylko chcę po prostu. Poświęcenie z mojej strony to by było jakbym np. nie chciała iść na to spotkanie we trójkę z jej chłopakiem, ale się zmusiła i poszła. I ja nie chcę, żeby Dusiorek robiła coś wbrew sobie, zmuszała się do czegokolwiek, ale z drugiej strony jeśli w przyjaźni jest kryzys, a ona sama z siebie nie ma wewnętrznie chęci, żeby znaleźć czas na spotkanie czy dłuższą rozmowę, tylko ewentualnie musiałaby się poświęcić i zmusić do tego, to coś nie gra, prawda..?
  11. Hej, Dusiorek to wspaniała dziewczyna, naprawdę. :) Tylko jej się... kręci czasami chyba. Raz daje z siebie za dużo i nie zawsze to, czego bym potrzebowała, a potem się szybko zniechęca... Ale ma milion wspaniałych cech i jak będę miała więcej czasu, to je wypiszę. :) Ja ją bardzo doceniam ogólnie, tylko w kwestii pokazania jakoś zachowaniem, że jej zależy na przyjaźni jakkolwiek, że to traktuje jak przyjaźń a nie znajomość, wychodzi słabo. Przez to w mojej głowie robi się misz-masz, bo słyszę o przyjaźni, a de facto z relacji to wychodzi luźna znajomość. I to ze mną, bo np. z byłym facetem starała się bardzo i cały czas. Teraz z obecnym też chyba jej się układa bardzo dobrze, co mnie ogólnie cieszy, tylko jeszcze chciałabym mieć swoje miejsce w tym wszystkim... :) @Inga Nie moja specjalność, ale też znam wersję, że zaburzenia osobowości można zaleczyć, a nie wyleczyć i to zaleczyć, to znaczy właśnie opanować, nauczyć się rozpoznawać mechanizmy pewne, reagować na nie itd. Dusiorek moim zdaniem sobie ze swoim znakomicie radzi, znam wiele innych osób z jej zaburzeniem i każda praktycznie radzi sobie gorzej. Ja bardzo długo w ogóle nie poznałam, że cokolwiek ma, sama mi dopiero powiedziała.
  12. Ja bym na początek chciała się dowiedzieć, czemu Dusiorku (R, stale Cię przerabiam na Dusiołka, nick bez związków z Leśmianem?) mnie tak niesprawiedliwie odmalowałaś? Tzn nie zrozum mnie źle, ja się cieszę bardzo, że temat założyłaś, nawet jakbym na niego nie wpadła, ale ja kazałam Ci być zawsze dostępna?! Narzucałam odgórnie czas i miejsca spotkań, a Ty nic nie miałaś do gadania?!? Kazałam Ci zarywać noce a do tego częściej niż raz w miesiącu ?!?! Ahahaha no przecież to śmieszne po prostu jest. Czemu, jak bittersweet tak opacznie to zrozumiała, nie wyjaśniłaś jej, że jak ze mną siedziałaś do 4 w nocy, sama prowadziłaś nocny tryb życia i chodziłaś spać niewiele wcześniej? Owszem, zdarzyło Ci się parę razy siedzieć później specjalnie dla mnie, bo ja chciałam się wygadać, ale przecież ani razu tak, że miałaś iść spać o 23:00 powiedzmy, a do 4:00 siedziałaś, a przynajmniej ja o tym nie wiem. A jak nawet zostawałaś później którejś nocy, to zwykle wtedy, kiedy mogłaś odespać spokojnie następnego dnia. Zamiast tego wielkodusznie tłumaczysz, że roszczeniową manipulantką jestem przez chorobę. Dziękuję, obędzie się, bo ani szczególnie roszczeniowa nie jestem, ani Cię nigdy nie manipulowałam, żeby coś dostać. Chcę normalnych rzeczy jakie się składają na normalną przyjaźń. Tak nie było zwyczajnie i świetnie wiesz o tym. Jak chciałaś mi obrobić pupę to mogłaś napisać o mojej drażliwości czy o tym, że jak się zdenerwuję, to często wrzeszczę (dosłownie, na Dusiorka potrafię nakrzyczeć, bo jestem w nerwowym proszku). Albo że się czepiam Ciebie o pierdoły np. jak bez słowa sobie odchodzisz na dłuższy czas od komputera w czasie rozmowy, co nieodmiennie i z każdym wnerwia mnie równo. No ale siebie odmalowałaś jako ofiarę moich humorów, która z sercem na dłoni robi wszystko co Ci każę, a mnie jako roszczeniową sukę, której ciągle mało i ciągle źle. Gdybym przypadkiem nie znalazła tematu, to tak by zostało. Przecież wtedy logiczne, że nie dostałabyś skutecznych rad... No ale ja zaproponowałam, a Ty powiedziałaś "Hm... no nie wiem, coś tam coś tam, plany chyba jakieś mam... może rano dam radę..." i ogólnie stanęło na nie, bo ja rano nie dałabym rady. Myślałam, że to jasne, że jak sama wychodzę z propozycjami, to znaczy, że się już przygotowałam. ;-) Kotek, każdy normalny pracujący człowiek ma wolne 2 dni w tygodniu, tylko większość ma wolną sobotę i niedzielę, a ja piątek i sobotę. Cała różnica. No bo było późno, a ja bardzo zdenerwowana, a Ty mi WTEDY, jak ja jestem w proszku emocjonalnym i to słychać było (nie, nie chodziło o moje relacje z Dusiorkiem, zupełnie z innego powodu się denerwowałam), proponujesz wypad na piwko. Albo mi mówisz, że Ty teraz znowu noce możesz zarywać, więc przyjedziesz do mnie do knajpy u mnie po mojej robocie o 22:00 czy 23:00 i Ty będziesz nocnym jeździć. No gdzie dziewczyno! Kiedy ja Ci pozwoliłam jeździć po nocy bez protestu? Chyba logiczne, że bym się denerwowała o Ciebie a w ogóle zła bym była, że ja sobie w domciu siedzę, a Ty gdzieś marzniesz jadąc przez całe miasto i że już sama bym wolała marznąć. Nawet jak siedziałam jak kupa nieszczęścia i płakałam, to nie chciałam, żebyś po nocy do mnie jeździła, bo to za wiele dla mnie. Ja nie potrzebuję i nie chcę Twojego POŚWIĘCENIA. Ja nienawidzę poświęcania się dla kogoś. Poza tym nie podoba mi się, że jak Ty raz zrobisz coś dobrego, fajnego, miłego, to traktujesz to jako usprawiedliwienie jak następnym razem zrobisz coś źle i chyba uważasz, że już o to nie powinnam się złościć. Obawiam się, że wtedy bym usłyszała "ooo, a ja do ciebie 2 miesiące temu wieczorem przyjechałam, a tobie się nie podoba to i to". Ja nie chcę, żeby to tak działało. A powiedziałam Ci, że nie chcę już obietnic, że mnie "złapiesz w tygodniu", bo co tydzień od 2 miesięcy to słyszałam i ani razu nie wyszło, tylko zwykle w sobotę czy w niedzielę nawet dostawałam wiadomość, że jesteś u chłopaka i może we trójkę, albo że byłaś na imprezie albo w ZOO albo gdzieś tam. Albo po prostu co tam u mnie, bez słowa o spotkaniu. No i potrzymuję to, nie chcę. Jak następnym razem usłyszę, że "mnie złapiesz w tygodniu", to chyba nawrzeszczę na Ciebie znowu. Może mi najpierw odpowiedz na moje pytanie na samej górze, bo ja w pierwszej chwili się ucieszyłam, że temat założyłaś i że chcesz jakoś aktywnie zadziałać coś, dowiedzieć się czegoś, ale za chwilę mi się przykro zrobiło jak mnie przedstawiłaś, że pozwoliłaś na takie złe zrozumienie problemu. I nadal jest mi przykro mówiąc szczerze. Chciałabym to zrozumieć... Mniej nawet, wiadomo, ze nie w każdy tydzień da się radę. Ale jak się nie da, to miło byłoby, gdyby znalazła czas na dłuższą rozmowę choćby na tym komunikatorze, żeby po prostu kontakt jakiś był poza "hej, co u ciebie, ja idę spać". ;-)
  13. TYLKO raz w tygodniu? Ojej, gdyby Dusiorek miała dla mnie czas raz w tygodniu, to ja bym nie wiedziała co z całym swoim szczęściem zrobić. Wcale nie ironizuję. Nie, to nie tak... Dziewczyna, z którą się spotykam, słysząc o tej sytuacji walnęła dość obcesowo, że Dusiołek "najpierw się sama pcha z pomocą, a potem irytuje, jeśli ktoś tę pomoc przyjmie". (Obcesowo bo obcesowo, ale wiesz, moja mała, że sporo w tym racji.) Po prostu jej zdecydowanie i samozaparcie nie dorasta do jej chęci. Ale to wspaniała dziewczyna jak chce i się postara. :-) Tylko ja Ciebie, maleńka, uprzedzałam, że akurat ten epizod depresji to nie jest moment, kiedy możesz sobie ćwiczyć dotrzymywanie słowa, bo to dla mnie za poważna sprawa. Że nie ma problemu, że powiesz "nie dam rady", ale jak powiesz "dam radę" to musisz dotrzymać słowa. @Dusiołek Sama wiesz jak jest z tym czasem, wieczorami, zajęciami. Wiesz dobrze, że jakbyś chciała, to byś bez problemu czas znalazła, bo dla chłopaka jakoś się znajdował i to nie tylko wtedy, kiedy ja nie mogłam, ale i wtedy, kiedy mogłam. O spotkaniu we trójkę rozmawiałyśmy przed Twoją propozycją i jasno powiedziałam, że czułabym się dziwnie i że ogólnie chętnie, ale najpierw chciałabym raz czy dwa spotkać się z Tobą sam na sam, bo no jest taka sytuacja między nami. Powiedziałaś "ok", a za jakiś czas dostaję sms z czymś, co brzmi prawie jak ultimatum - "możemy się spotkać w weekend we trójkę albo same w tygodniu rano". Żadne tam "jestem u chłopaka, co byś powiedziała, jakby poszedł z nami", tylko takie albo-albo i żadna opcja nie uwzględniała za bardzo mojej wygody, a jedynie Twoją. No mnie się to nie spodobało. Wybacz. W sierpniu powiedziałam, że nie będziesz miała czasu na odbudowywanie czegokolwiek ze mną, bo albo będziesz pracą zajęta, albo chłopakiem. Powiedziałaś, że się przekonam, że to nieprawda, a Twój chłopak jest duży i świetnie się umie sobą zająć jakiś czas, a w ogóle z nim możesz się spotykać w tygodniu, więc z czasem dla mnie nie będzie problemu. I co? :-) I jajco. Ekhm, to są moje słowa i moje pytania, a Ty nie dalej jak 2 tyg temu zapewniałas mnie, że nie będzie problemu. ;-) A ja myślę, że będzie właśnie, bo niestety, ale albo nie umiesz sobie wybierać priorytetów (np. priorytetem będzie spotkanie ze mną w 1 dzień wolny w tygodniu, bo z chłopakiem możesz spędzić pozostałe 6) albo nie chcesz tego robić, bo coś takiego nie jest dla Ciebie priorytetem. Umówiłam się z Twoim chłopakiem i świetnie wiesz, po co - bo chcę mu przekazać rzeczy, które kupił i nauczyć je używać. Nie umówiłam się na ploteczki towarzysko, a Ciebie złośliwie nie uwzględniłam. Jak nie chciałam na razie spotkań we trójkę tak na razie nie chcę z wyżej wymienionych powodów. Jemu zresztą wyjaśniłam co i jak i nie było (chyba?) problemu. Zresztą umówiłam się z nim też bez problemu i trwało to kilka minut a nie 2 miesiące. Czemu? Bo chciał dostać to, co kupił, więc chciał się spotkać. Twoim błędem było wycofanie się BEZ UPRZEDZENIA. A jeśli taki masz już straszny opór przed wysłaniem wiadomości "potrzebuję trochę czasu dla siebie, nie będzie mnie jakiś czas", bo to "spowiadanie się" czy jak to tam określiłaś, no to powinnaś była chociaż wziąć na klatę, że ja się wtedy przez to poczułam źle. Zamiast tego zrobiłaś awanturę, a potem poszłaś w zaparte, że byłaś wzorową przyjaciółką a ja wreda się czepiam. Nie czepiam się, tylko chwalę i dziękuję jak coś mnie cieszy, a wkurzam się i mówię, że zabolało, jak coś mnie zrani. Wydaje mi się to słuszne, ale teraz też czuję się tak, jakbym nie mogła się za nic na Ciebie wkurzyć, czy robisz dobrze czy źle. Powiedziałam, że możesz popełniać błędy i mnie dotykać/ranić tak długo jak ja mogę się za nie na Ciebie wściekać, Ty że to ok i sprawiedliwe. Zmieniłaś zdanie? Dokładnie to napisałaś: A ja Ci powiedziałam wielokrotnie, że jak Cię na to wsparcie nie stać, to ja i bez niego sobie świetnie poradzę. Mniej świetnie niż z nim, ale poradzę. Natomiast jak mi je obiecujesz a jak go potrzebuję, jest lipa - wtedy sobie nie radzę. Wtedy czuję się przez Ciebie zawiedziona i wybacz - chyba słusznie.
  14. Jako, że to ja jestem tą egoistyczną, roszczeniową przyjaciółką, to może wyklaruję parę rzeczy ze swojej strony. (Miałaś pecha/szczęście, zależnie od perspektywy, trafić na moment, kiedy akurat zaczęłam ponownie zaglądać na nerwicę, dosłownie ze 3 dni temu. ;-) ) Więc po kolei. Nie, nie mam osobowości zależnej akurat, a przynajmniej nikt od -nastu lat tego nie stwierdził i tak, leczę się. Konkretnie, to zdenerwowało mnie, kiedy za którymś razem serio nie miałam siły, pisałam Ci, że "nie mogę teraz rozmawiać, bo bardzo źle się czuję, nie spałam od kilku dni", a Ty tak byłaś zajęta terkotaniem o swoim nowym romansie, że w ogóle tego nie widziałaś. A napisałam Ci to 6 (sic!) razy pod rząd. Myślę, że każdy by się zdenerwował po czymś takim, bo jeśli 6 razy ignorujesz bardzo jasny komunikat, to albo masz w nosie to, że źle się czuję, albo w ogóle wszystko co piszę. W obu przypadkach - po co ze mną rozmawiasz. Zapomniałaś powiedzieć, że nie dość, że Cię o to nie prosiłam, to wręcz odradzałam i to wielokrotnie. ;-) Mówiłam "maleńka, to nie na Twoje siły, masz swoje problemy albo będziesz miała, zajmij się sobą, a ja sobie poradzę". Mówiłam, że przyjdzie taki moment, że coś się u Ciebie pokiełbasi, olejesz mnie kompletnie na ten okres (bo tak robiłaś niestety ładne parę razy w mniejszych sprawach), a ja sobie z tym wtedy nie poradzę. Ale nie miałam nic przeciwko temu, żebyś się w ogóle za wspieranie mnie nie brała, podkreślałam tylko, że jeśli się weźmiesz, to potem nie zostawiaj bez ostrzeżenia, bo to nie jest dobry okres. Nie, uparłaś się, mówiłaś "zaufaj". No to zaufałam, tak? :-) Ale ja nigdy od Ciebie nie WYMAGAŁAM wsparcia, ani w depresji, ani w żadnym innym momencie. I świetnie to, moja mała, wiesz. Byłaś perfekcyjna, aż za bardzo, co też Ci mówiłam i o czym też tu nie wspomniałaś. ;-) Wprost mówiłam, że aż tyle wsparcia nie potrzebuję i żebyś się starała mniej, bo się szybko wypalisz. Też nie słuchałaś. Ale jak najbardziej, przez jakieś 3-4 tygodnie byłaś przyjaciółką jak z marzenia. Haha, no ja to inaczej zapamiętałam. Było dobrze, dobrze, dobrze, aż Ci się nagle popsuł humor i rozmowy ograniczyły się do monosylab. "Hej, spoko, no, mhm, nara". Jak się zapytałam, co się dzieje, to na mnie nasiadłaś, że masz prawo być nie w humorze. Jak miałam kryzys wtedy w nocy i napisałam do Ciebie pogadać, to się uparłaś wtedy mnie przekonywać, że muszę sobie więcej przyjaciół znaleźć i to szybko. Potem musiałaś przerwać, bo współlokatorkę klikaniem obudziłaś, stanęło, że rozmowę dokończymy jutro, ale nie dokończyłyśmy, bo Cię już nie było. Następnego dnia też Cię nie było. A następnego wysłałaś sms o treści "mam nadzieję, że u ciebie ok, ja sobie siedzę z kumplem i jest fajowsko". ;-) W sumie to trwało mniej więcej 2 tygodnie, nie 3 dni. I tak, czułam się wtedy zawiedziona i smutna, bo to było właśnie to, o co Cię prosiłam, żebyś nie robiła. Jak najpierw się bez wyjasnienia zdystansowałaś, potem mi wstawiłaś gadkę, że muszę sobie znaleźć więcej przyjaciół, a potem w ogóle zniknęłaś, to jak to miałam odebrać? Nie za fajnie raczej, skoro zrobiłaś to bez słowa wyjasnienia czy uprzedzenia, bo nie musisz się tłumaczyć. No pewnie, że nie musisz, ale wtedy się nie dziw, że ktoś Cię odbierze negatywnie. No a jak Ci o tym powiedziałam, to co było? Krótka, gwałtowna sprzeczka zakończona tekstem, że jak mi Twoje zachowanie nie pasuje, to żebym sobie znalazła lepszą przyjaciółkę. Tak, dość mocno mnie to wszystko w sumie przybiło. Byłam zawiedziona, ze najpierw chwyciłaś o wiele więcej niż mogłaś unieść, mimo ostrzeżeń, potem, zamiast to przyznać, wolałaś się dystansować i uciekać, a na koniec jeszcze się wściekłaś, że mi to nie pasuje. A wystarczyło po prostu być szczerą i powiedzieć "hej, nie dam rady, przykro mi". Ja bym wiedziała, na czym stoję i by nie było dramatu. Chciałam Ci uświadomić to, co napisałam powyżej, a Ty jak katarynka raz za razem powtarzałaś, że się nie czujesz winna, więc ja nie powinnam być zła i w ogóle nie powinnam się czuć jak czuję, bo przyjaźń z Tobą leży w moim interesie bardziej niż w Twoim, bo Ty sobie świetnie beze mnie poradzisz z nowym facetem i pracą i tym podobne teksty, które same w sobie nie były szczególnie miłe. ;-) Było - ja 2 dni w tygodniu siedziałam w domu, więc mimo nocnego trybu życia było i kiedy pogadać i kiedy się spotkać, tylko jakoś przez 2 miesiące nie bardzo się to udawało. Mogłaś spokojnie wrócić w piątek po pracy do domu, zejść obiadek i odezwać się o w miarę wczesnej godzinie. Albo w niemalże dowolnym momencie w sobotę, chociaż oczywiście nie siedziałam jak przymurowana całe wolne dnie przed monitorem i nie czekałam na Ciebie jak kania dżdżu, to spokojnie byśmy się zgadały, gdybyś tylko chciała. Zamiast tego sama odzywałaś się późno wieczorem i zwykle zaraz pisałaś, że idziesz spać. Ja Ci tego na pewno nie kazałam. Przez 2 miesiące wyszłaś z jedną propozycją spotkania o takiej porze, że mogłam bez problemu jechać, którą faktycznie odrzuciłam, bo miałam muchy w nosie. No ale to jedna taka była. ;-) Ja zresztą też proponowałam i też odrzuciłaś, bo tam jakieś plany miałaś. A poza tym, to owszem, chciałaś się spotykać, ale rano (kiedy śpię) albo we trójkę z Twoim facetem, co nie było najlepszym pomysłem ze względu na problemy między nami. Chciałam się najpierw spotkać z Tobą solo, a nie we trójkę. We trójkę to można iść jak już wszystko jest git. No teraz to jesteś mocno niesprawiedliwa. O którym mówisz? O tym pierwszym? Wtedy po prostu powiedziałam, że będę o tej i tej, tam i tam i jak chcesz to przyjedź, a jak nie to nie. Do niczego Cię nie zmuszałam, ale miałam serdecznie dość pisania tych maili i chciałam to po prostu zakończyć, w ten czy inny sposób. Zresztą wtedy sama napisałaś, że się do mnie dostosujesz kiedy i gdzie mi pasuje. A może o drugim, kiedy po prostu wyszło nieporozumienie co do daty i się zwyczajnie nie zrozumiałyśmy? Ani razu Ci nie powiedziałam, że masz gdzieś być i nie masz nic do gadania. Ani razu NIGDY nie oczekiwałam, że zarwiesz dla mnie noc, wręcz sama Cię wysyłałam do łóżka, żebyś sie wyspała, ani razu nigdy nie oczekiwałam, że zawsze będziesz dla mnie dostępna. Oczekiwałam po prostu, że skoro jesteś i chcesz być przyjaciółką, będziesz się zachowywała jak przyjaciółka, a nie odległa znajoma, która MOŻE KIEDYŚ znajdzie czas na rozmowę jak będzie miała dobry humor i dużo czasu. Tylko, że będziesz po prostu chciała, z własnej nieprzymuszonej woli, znaleźć choćby raz w tygodniu w ten weekend trochę czasu na rozmowę czy spotkanie. Nie z obowiązku, ale tak po prostu. To też wiesz. Teraz, jak się wkurzyłam po raz 1500-ny, mówisz mi, że możesz do mnie przyjechać w środku tygodnia po nocy przez całe miasto i sama się tłuc nocnym do siebie. Po co. Ja nie chcę tego, ani żebyś się tłukła po nocy, bo to niebezpieczne i nieprzyjemne po prostu, ani żebyś się dla mnie poświęcała. Ja chciałam najwyżej paru godzin wykrojonych raz na ten tydzień czy dwa, kiedy dla nas obu to relatywnie komfortowe. Nie wiem, czemu się nie dało, serio... Serio, do tej pory nie wiem, co ma internet w komórce do tego. :) Napisałam na gg, nie odpowiadasz. Widzę Cię na facebooku (czyli w necie jesteś), piszę tam, bo może na gg nie doszło, też nie odpowiadasz. Myślę sobie, może teraz nie możesz albo coś. Ale następnego dnia też nic. No to się wkurzyłam, owszem, bo to była dla mnie ważna sprawa, a wyszło na to, że na lajkowanie postów albo pisanie o książkach czas był, a choćby słowem odpowiedzieć mnie, już nie było. Może i wtedy przesadnie o to na Ciebie nawrzeszczałam, ale myślę, że wiele osób by zareagowało podobnie, bo kurczę... No. No bo taka prawda, maleńka. Żadne osiągnięcie znaleźć dla kogoś chwilę, jak się ma kupę czasu wolnego, ale dla przyjaciela w biedzie albo w sytuacji, kiedy w przyjaźni się coś posypało i chce się ją odratować, zwykle człowiek stara się znaleźć też trochę czasu, jak się go ma mniej. Dla mnie to zwyczajne, ludzkie. Dla jakichś odległych znajomych go można nie mieć, ale nie można bliższych odstawiać na boczny tor za każdym razem jak tak jest wygodniej i oczekiwać, że pozostaną bliscy, że ich to nie zaboli. Serio? :) Ja myślę, że mam je właśnie teraz. Jak coś nie napisałam w całym tym długim poście jednego zdania i jednej myśli, której Dusiołek by już nie słyszała, zwykle po wielokroć. No ale ponieważ wiem, że to ciężko przedstawić obiektywnie taki problem, to teraz macie wgląd w obie strony. Jeśli nadal uważacie, że jestem egoistyczna, roszczeniowa i nigdy nie widzieliście osoby, która by tyle wymagała od przyjaciela, proszę, pokażcie mi, co konkretnie, bo ja, jakkolwiek mam wiele wad, to raczej nie te. Akurat moja pracująca po 12h/dobę druga przyjaciółka jest i trochę czasu znajduje. ;-) Poza tym jest dziewczyna, z którą się spotykam, jest trochę znajomych bliższych i dalszych, ale to nie o to chodzi. To chodzi o to, że jak ktoś chce być przyjacielem, to niech się jak przyjaciel zachowuje, a jak nie chce, bo nie ma czasu ochoty czy coś, niech to powie. Jestem duże dziecko i to zniosę. Natomiast jak ktoś mówi, że jest przyjacielem, ale zachowuje się często gęsto jak znajomy, to głupieję, chyba każdy by zgłupiał.
×