Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Myślę, że w przyszłym roku po raz czwarty pójdę na oddział dzienny. Co ja będę tak w domu gnuśnieć, a żeby wyjść do "normalnych" ludzi, to nie mam nerwów. Zawsze to będzie jakieś pozytywne psychologiczne oddziaływanie na mój organizm i poza tym oferują tam darmową psychoterapię. Jeżeli neurochirurg nie będzie mieć wobec mnie innych planów, albo nie będzie to kolidować z rehabilitacją, to od marca chciałbym tam się zapisać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja biore velaflaksyne i abilify --czuje bardzo.duza poprawe .Uczucia mi wrocily

Modle sie codziennie .

Polecam wszystkim NOWENNE POMPEJSKA!!,Modliwe o cud ,Nowenne do sw.Judy Tadeusza i Sw.Ojca Pio ,Modlitwe do Sw Rity,Nowenne do Sw Antoniego i Sw Jozefa.Dziekuje Bogu,Maryji i wszystkim Swietym za ich wstawienninctwo.

 

Pozdrawiam wszystkich

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj mój Drogi, jeśli chodzi o twoją sytuacje to zdecydowanie pomogły Ci leki, a nie żadne modlitwy. Jesteś tchórzem, który sam boi się stawić czoło nowej otaczającej go egzystencji, dlatego podejmujesz wiarę w Boga i świętych aby czuć, że masz w kimś/ czymś oparcie i poczucie bezpieczeństwa. Bez modlitw czułbyś się równie dobrze, ale nie marnotrawiłbyś czasu na głupoty, tylko na poważne sprawy, których wcześniej osiągnąć nie mogłeś.

Wydaje mi się, że ty może po prostu nie masz wsparcia w nikim innym, dlatego właśnie wybrałeś religię, co jest błędem bo zamiast tego powinieneś tworzyć relacje z bliskimi, jeśli one zaniknęły.

Największym cudem zaś jest nauka, a więc i leki, które powinieneś po prostu regularnie brać.

 

Dlatego właśnie chyba nie chciałbym mieć wszystkich emocji, bo ludzie którzy je mają zachowują się doprawdy dziecinnie i rozczarowująco.

Aoi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aoi, nie sądzę żeby udało się przekonać do takiego stanowiska ludzi, ponieważ u nich wiara ma niezwykle wysoki status. Mimo to i ja podejmę próbę uzmysłowienia, że nie cuda stoją za nawet tymi najbardziej nie zrozumiałymi zjawiskami, a jeśli nawet to nie ma konieczności przypisywania ich jakimś nadprzyrodzonym istotom. Za niedługo wkleję dialog sceptyka z wierzącym na temat cudów, póki co moja inicjatywa jest w przygotowaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że w przyszłym roku po raz czwarty pójdę na oddział dzienny. Co ja będę tak w domu gnuśnieć, a żeby wyjść do "normalnych" ludzi, to nie mam nerwów. Zawsze to będzie jakieś pozytywne psychologiczne oddziaływanie na mój organizm i poza tym oferują tam darmową psychoterapię. Jeżeli neurochirurg nie będzie mieć wobec mnie innych planów, albo nie będzie to kolidować z rehabilitacją, to od marca chciałbym tam się zapisać.

Adi, takie zmiany u Ciebie obserwuję. Nic, tylko pogratulować postawy, że nie poddajesz się, mało tego...stawiasz sobie cele. Cieszę się z powodu Twojej decyzji co do chęci podjęcia terapii. Tak bardzo się cieszę.

Moniko, własnie problem jest trochę inny - ja WIDZĘ masę dobrych rzeczy, a jednocześnie biologicznie cały czasu czuję smutek i pustkę...chodzi wlasnie o to, że ja nie mam żadnych negatywnych przekonań o zyciu itd.

Wiesz kochana, jakoś tego nie jestem w stanie zrozumieć tak zdroworozsądkowo.

Dostrzegasz te rzeczy, nie myślisz o nich w negatywach, to dlaczego ta pustka Cię ogarnia?

Te drobne pozytywy zawsze dostrzegałaś?

tylko mój mózg jakkby nie wytwarza pozytywnych stanów...do tego stopnia, że tylko jak wezmę stilnox to mogę poczuć zadowolenie z kąpieli, filizanki kawy czy jestem w stanie przeczytać coś...tak to cały czas czuję jedno wielkie cierpienie, które zupełnie nie wspógra z moimi PRZKONANIAMI o swiecie, które sa bardzo pozytywne.

Więc jak rozróżniasz, że coś jest pozytywne, a coś nie?

Rozumiem....normy, przekonania, pewne schematy...jesteś w stanie przecież rozróżniać pozytyw od negatywu.

Nie ma żadnej różnicy u Ciebie tak na prawdę w przeżywaniu tych dwóch przeciwległych emocji?

Dlatego chyba myślę, że to coś biologicznego. Zresztą dr K

też powiedziała, że terapia nic nie da w tej sytuacji. Mój mózg po prostu nie umie odczuwać przyjemności. Ale dziękuję, za chęć pomocy.

Jakie badania mogłabyś wykonać, żeby potwierdzić, że przyczyną jest deficyt w obrębie mózgu, czy jakaś wada?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, wiesz, żyję z przewlekłymi bólami i zrytą psychiką, i nie ma perspektyw na wyjście z tego, a jakoś istnieć trzeba, więc plan jest taki, że postaram się o rentę i raz w roku będę się rehabilitować psychicznie i fizycznie, bo tylko na tyle mnie stać i tylko tyle NFZ jest w stanie zaoferować. Nie ma się co łudzić, jeszcze nie wymyślono złotego środka na moje dolegliwości, trzeba mierzyć realnie, jedyne co mogę osiągnąć to jako takie bytowanie, może jest jakaś szansa na przeżycie momentów satysfakcji, tego nie wiem, ale za dużo nie mogę oczekiwać, bo to tylko rodzi myśli samobójcze w moim przypadku. Tacy ludzie jak ja są i muszą być minimalistami, w innym przypadku idą do piachu nie mogąc się pogodzić z tym co ich ogranicza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma żadnej różnicy u Ciebie tak na prawdę w przeżywaniu tych dwóch przeciwległych emocji?

Moniko naprawde nie ma. Czuje tylko te przykre, negatywne oznajome odczuia nawet jak mysle o z natursy swojej przyjemnycyh rzeczach. Ja tez tego nie rozumiem. A badania nie wiem jakie moglabym zrobic. Znajome panie terapeutki powiedziały zgodnie ze tyle ile ja zrobiłam dla siebie zeby swoj stan poprawic jednoczesnie cierpiac tak bardzo, ze to sie nie miesci w glowie i ze mozna pogratulowac determinacji. Nie bede tu wymieniac. Niestety rodzina w ogole tego nie widzi. ROdzina w ogole ma jakis skrzywione spojrzenie na mnie i dostaja od nich notorycznie baty, ktore jeszcze moje cierpienie zdwajają. I nie ma zadnej woli wspolpracy. Jak mowie o swoich odczuciach, ze bardzo mnie ich postawa boli, to slysze " to twój prpoblem, mam to w dupie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, A Ty mieszkasz z matką i ojcem?

Przykre jest to, że wsparcie, którego oczekujesz od rodziców jest nieosiągalne.

Sugerowałam badania typu rezonans czy tomograf głowy.

Bo jeśli wszystko byłoby w porządku to zostałaby terapia, rozumiesz?

 

 

Adrianie, ja u Ciebie widzę efekty, a na terapii przecież byłeś dopiero jeden raz. Więc nie snuj domysłów i nie skazuj się na porażkę bo różnie w życiu może być. Młody jesteś i zdeterminowany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć, A Ty mieszkasz z matką i ojcem?

Przykre jest to, że wsparcie, którego oczekujesz od rodziców jest nieosiągalne.

Sugerowałam badania typu rezonans czy tomograf głowy.

Bo jeśli wszystko byłoby w porządku to zostałaby terapia, rozumiesz?

 

 

Adrianie, ja u Ciebie widzę efekty, a na terapii przecież byłeś dopiero jeden raz. Więc nie snuj domysłów i nie skazuj się na porażkę bo różnie w życiu może być. Młody jesteś i zdeterminowany.

 

Och, a więc podczas badań mózgu naprawdę można zbadać aktywność obszarów odpowiedzialnych za emocje ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz kochana, jakoś tego nie jestem w stanie zrozumieć tak zdroworozsądkowo.

Dostrzegasz te rzeczy, nie myślisz o nich w negatywach, to dlaczego ta pustka Cię ogarnia?

Te drobne pozytywy zawsze dostrzegałaś?

 

To to nie jest zupełnie normalne przy anhedoni?

 

Ja nie mam negatywnego stosunku do życia jako takiego, ale to nijak nie zmienia tego że nie czuje emocji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, masz jakiś hiperoptymizm w związku z terapiami, jeśli ci one pomagają to super, ale zrozum że tacy ludzie jak ja nie są w stanie nawet po latach terapii wejść w relację z terapeutą. Nieustannie jednym uchem wpuszczam a drugim wypuszczam co mi mówi terapeuta, bo dla mojego mózgu te spotkania nie mają żadnego znaczenia. Zresztą o czym my tu mówimy, 4 razy byłem na oddziałach i za każdym razem korzystałem z sesji terapeutycznych przy czym z osobna przez 6 miesięcy chodziłem na terapię poznawczo-behawioralną + wiele razy byłem u innych psychologów. Te terapie ani o krztynę nie posunęły mnie do przodu. Zresztą leki też nie. Jedyne co mi pomogło to zdjęcie z siebie bagażu obowiązków i własna praca i przemyślenia poparta studiowaniem fachowej literatury. Choruję od 9 lat i mówienie o snuciu domysłów w moim przypadku to jest po prostu skandal. Biorę leki i chodzę na oddziały przede wszystkim dlatego, że wolę coś robić niż gnić i nie wiedzieć czy mogłoby mi to pomóc, ale jest jak jest i trzeba patrzeć prawdzie w oczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Och, a więc podczas badań mózgu naprawdę można zbadać aktywność obszarów odpowiedzialnych za emocje ?

Cały czas mam na myśli psychoterapię.

W wielu zaburzeniach, mam na myśli zaburzenia osobowości, stosuje się przede wszystkim psychoterapię, jeśli oczywiście zaburzenie nie wynika z uszkodzeń, mikrouszkodzeń OUN.

Monika1974, masz jakiś hiperoptymizm w związku z terapiami, jeśli ci one pomagają to super, ale zrozum że tacy ludzie jak ja nie są w stanie nawet po latach terapii wejść w relację z terapeutą.

Adi, zrozum mnie, że próbujesz ciągle naznaczać się zaburzeniem.

Co to znaczy tacy ludzie jak Ty?

Nieustannie jednym uchem wpuszczam a drugim wypuszczam co mi mówi terapeuta, bo dla mojego mózgu te spotkania nie mają żadnego znaczenia.

Nie mają znaczenia w jakim sensie? Nie czujesz tej relacji? Nie umiesz w związku z lękiem nawiązać bliższej relacji?

Zresztą o czym my tu mówimy, 4 razy byłem na oddziałach i za każdym razem korzystałem z sesji terapeutycznych przy czym z osobna przez 6 miesięcy chodziłem na terapię poznawczo-behawioralną + wiele razy byłem u innych psychologów. Te terapie ani o krztynę nie posunęły mnie do przodu. Zresztą leki też nie.

W moim wypadku nawet po ponad rocznej terapii nie było żadnych efektów, przynajmniej ja tak to odczuwałam.

Ruszyło coś w obrębie dwóch lat.

A Ty mi dajesz przykład półrocznej terapii. Może to zbyt mało?

Jedyne co mi pomogło to zdjęcie z siebie bagażu obowiązków i własna praca i przemyślenia poparta studiowaniem fachowej literatury. Choruję od 9 lat i mówienie o snuciu domysłów w moim przypadku to jest po prostu skandal. Biorę leki i chodzę na oddziały przede wszystkim dlatego, że wolę coś robić niż gnić i nie wiedzieć czy mogłoby mi to pomóc, ale jest jak jest i trzeba patrzeć prawdzie w oczy.

Adi, długo chorujesz. 9 lat to szmat czasu.

Czytałam gdzieś na temat badań dotyczących czasu trwania terapii w zaburzeniach osobowości. I np. borderline, jedne z cięższych zaburzeń bo dotyczy właśnie szerokiego spectrum utrwalonych zachowań...leczy się minimum 4 lata.MINIMUM.

A Ty mi mówisz, że mam hiperoptymizm w sobie.

Skoro masz dwadzieścia parę lat, chorujesz od 9-ciu, to chyba nie przypadek, że wcześniejsze lata odczuwasz jako życie we względnym zdrowiu?

Więc coś jest na rzeczy.

No to jak tłumaczyli terapeuci Twoje trudności? Skąd się one wzięły? Jaką mają etiologię?

Podczas diagnozy można dociec przyczyn, jeśli jest rzetelna.

Mnie na Twoim miejscu interesowałyby powyższe kwestie. Dociekasz ich?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, to jak ty uważasz, że warto męczyć się nie miłosiernie dziesiątki lat siedząc twarzą w twarz z jakimś typem nie mającym pojęcia jak wygląda twój świat twoimi oczami, to już twój problem. Ja wolę w takim wypadku wieść ten swój marny los i umrzeć takim jaki jestem teraz i nie zwalaj winy na mnie za to wszystko tylko idź do tych swoich psychologów i im to powiedz, że ich terapie są do d.upy i nie pomagają nawet po latach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Adrianie, widzę, że się uniosłeś złością.

Niepotrzebnie bo mnie nie zrozumiałeś tak, jakbym sobie tego życzyła.

 

to jak ty uważasz, że warto męczyć się nie miłosiernie dziesiątki lat siedząc twarzą w twarz z jakimś typem nie mającym pojęcia jak wygląda twój świat twoimi oczami, to już twój problem.

Nie mówiłam o dziesiątkach lat.

Zastanawiające jest, że odbierasz drugiego człowieka, terapeutę jako kogoś, kto nie wie jak wygląda świat cierpienia.

Zgodzę się z Tobą w jednej kwestii, że nie wszyscy mogą być dobrymi, empatycznymi terapeutami.

Zdajesz sobie sprawę z faktu, że są terapeuci, którzy mają za sobą właśnie bagaż doświadczeń związanych z "zaburzoną swoją przeszłością"?

Terapeuci, ci z prawdziwego zdarzenia też przechodzą psychoterapię, też nie jest ona dla nich łatwa.

Myślisz, że ja trzymałam się tylko jednego terapeuty?

Zdarzyło się też tak, że zmieniałam bo nie odpowiadał mi sposób, w jaki prowadził sesje, to, że drążył tematy, co mi na tamten czas nie odpowiadało bo nie byłam na tyle dojrzała, żeby mówić o bolesnych dla mnie sprawach.

Ja wolę w takim wypadku wieść ten swój marny los i umrzeć takim jaki jestem teraz i nie zwalaj winy na mnie za to wszystko tylko idź do tych swoich psychologów i im to powiedz, że ich terapie są do d.upy i nie pomagają nawet po latach.

Nie zwalam winy na Ciebie. Raczej dostrzegam winę w otoczeniu Twojej osoby.

Napisałabym więcej, ale widzę ,że to są bardzo bolesne dla Ciebie aspekty. Możesz mieć do mnie pretensje.

Aktualnie mam jedną terapeutkę od ponad dwóch lat i nie zamierzam zmieniać.

Gdybym natrafiła na kogoś niekompetentnego w moim odczuciu, zapewne powiedziałabym, że terapia nie przynosi efektu.

Tylko ile czasu trzeba sobie dać, żeby się przekonać, że terapia da te efekty?

Nie wiem jak jest u Ciebie. Ale ja jestem uparta, do bólu. Może to też ma swoje minusy.

Zaparłam się w sobie i uczęszczałam z uporem maniaka.

Zaufanie do terapeuty też trzeba mieć.

Jeśli ciężko o to zaufanie, to podlegać to powinno dyskusji na terapii. Terapeuci mają superwizorów i w "cięższych" przypadkach pacjentów, omawiają trudności z superwizorami, jakie napotykają w toku sesji z takimi pacjentami. Tylko wszystko wymaga czasu.

Czasu i odpowiednich warunków.

Wiem jak wygląda leczenie w naszym kraju, niestety. Też płacę wysokie składki, a pomimo tego leczę się wszędzie prywatnie.

Nie każdego na to stać, zdaję sobie z tego sprawę.

Jeśli Adrianie masz możliwość terapii bez nakładów finansowych, to proszę korzystaj. Zawsze jest to doświadczenie.

Nie o wszystkich psychologach mam super zdanie.

Adrian...nie uwierzę, że nie wyniosłeś niczego z terapii. A jeśli wyniosłeś i zaprzepaściłeś w swoim odczuciu to "coś", oznacza to, że nieświadomie dalej utrwalasz schematy. A w takich przypadkach właśnie jest wskazana terapia, grupy wsparcia.

Dobrze wiesz, że z Tobą sympatyzuję, a to wszystko napisałam z troski o Ciebie. Bo dobrze Ci życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najważniejsze chyba to mieć jakąś pasje,zajęcie które nas wciąga co powoduje ze zamiast koncentrować się na własnych słabościach (każdy człowiek ma jakieś słabości -pomyślcie co by było gdyby wszyscy ludzie zamiast działać zaczeli by ubolewać nad swoimi słabościami/losem) angażujemy się w prace,realne życiowe problemy...wciąga nas pozytywny wir działania,poznawania i tworzenia zamiast otchłań cierpienia i pustki która karmi się bezczynnością.

 

Pasje miałam jak czułam, teraz to są jakieś zajęcia, które mnie jakoś tam zajmują ale nie wciągają, nie mogę się w nich zatopić tak jak kiedyś. Niestety. Ale mimo wszystko, myślę że mi to pomaga, bo chociaż coś robię, coś działam, czymś się zajmuję, tak się jakoś pcham do przodu, i nawet jeśli nie czuję emocji to myślę, że to jakoś może wpływać na moją ogólną kondycję.

 

-- 12 gru 2011, 08:43 --

 

Czy ktoś z Was może chodzi na terapię w związku z nieczuciem emocji?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Borsuk wystarczy motywacja do tego by chcieć coś w swoim życiu zmienić,u chorej osoby ciężko ją w sobie wykrzesać-to oczywista oczywistość-wtedy na "rozruch" warto się wspomóc odpowiednią farmakoterapią (dobrać lek w zależności do potrzeb-stymulujący,odhamowujący itd. itp-nasycony rynek farmakologiczny oferuje nam dziś w swym wielkim wyborze w zasadzie "lek dla każdego",jesli są problemy to co najwyzej z doborem właściwego leku przez lekarza ),gdy lek zacznie działać warto swoje pasje rozbudzić i zacząć żyć nimi.

 

Rynek jest nasycony głównie różnymi lekami an ten sam problem, nie ma żadnych skutecznych leków na negatywne objawy schizofrenii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974, wiesz, żyję z przewlekłymi bólami i zrytą psychiką, i nie ma perspektyw na wyjście z tego, a jakoś istnieć trzeba, więc plan jest taki, że postaram się o rentę i raz w roku będę się rehabilitować psychicznie i fizycznie, bo tylko na tyle mnie stać i tylko tyle NFZ jest w stanie zaoferować. Nie ma się co łudzić, jeszcze nie wymyślono złotego środka na moje dolegliwości, trzeba mierzyć realnie, jedyne co mogę osiągnąć to jako takie bytowanie, może jest jakaś szansa na przeżycie momentów satysfakcji, tego nie wiem, ale za dużo nie mogę oczekiwać, bo to tylko rodzi myśli samobójcze w moim przypadku. Tacy ludzie jak ja są i muszą być minimalistami, w innym przypadku idą do piachu nie mogąc się pogodzić z tym co ich ogranicza.

 

Korat bardzo mi się podoba twoje obecne podejście do życia, być może z racji tego, że na dzień dzisiejszy sam obecnie do niego podchodzę w ten właśnie sposób. Wiem co mnie ogranicza i dopasowuje życie pod to ograniczenie, a nie szarpie się tak jak do tej pory, bo jak pisałeś to tylko rodzi pogorszone samopoczucie i myśli samobójcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sądze że siedzenie w domu nic nie daje lecz w sumie wedrowanie po psychiatrykach też za bardzo nic nie daje lecz zawsze masz papier że próbowałeś i w razie jakiś świadczeń możesz próbować a tak nic nie wie

 

podejscie do życia z tym co mamy ja nie mam obecnie żadnego i to problem dziś dzwonie do instytutu na sobieskiego do warszawy spytać sie o oddział....f10 zapobiegania nawrotom ponoć dobry był ktoś tam??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

image4qwb.jpg

 

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=pheochromocytoma&source=web&cd=3&sqi=2&ved=0CDQQFjAC&url=http%3A%2F%2Fwww.endokrynologia.polska.viamedica.pl%2Fdarmowy_pdf.phtml%3Findeks%3D1%26indeks_art%3D10&ei=8TDmTtrUPIz0-gaVoL2kDQ&usg=AFQjCNEkjfmHe27cYLpHOiZCbidnOUKJIw&cad=rja artykul o pheochromocytomie

 

Pheochromocytoma

 

Objawy

 

Głównym objawem guza chromochłonnego jest nadciśnienie tętnicze, które może mieć charakter napadowy lub utrwalony (w rzadkich przypadkach choroba może przebiegać z prawidłowym ciśnieniem). Napady trwają różnie długo (od kilku minut do paru godzin), mogą występować też z różną częstotliwością. Towarzyszą im zwykle silne bóle głowy, zlewne poty, tachykardia, bladość skóry, uczucie niepokoju, zaburzenia czucia, drżenia. U niektórych chorych może występować rozszerzenie źrenic. Po napadzie występuje zwykle znużenie i wyczerpanie.

Napady mogą być wyzwalane wysiłkiem fizycznym, stresem, uciśnięciem brzucha, posiłkiem, zmianą pozycji ciała, długotrwałym przebywaniem w pozycji stojącej, stosunkiem płciowym, defekacją, lekami (histamina, guanetydyna, glukagon, droperidol, metoklopramid, tyramina, trójcykliczne leki przeciwdepresyjne, fenotiazyna, niektóre cytostatyki). Chorzy są zwykle szczupli na skutek zwiększonego metabolizmu.

 

U niektórych chorych guz chromochłonny może przebiegać z hipotonią ortostatyczną[11]. Może to być spowodowane zaburzeniem mechanizmów współczulnych odpowiedzialnych za regulacje ciśnienia tętniczego przy zmianie pozycji ciała lub zmniejszeniem objętości krwi krążącej.

 

U pacjentów z guzem umiejscowionym w pęcherzu moczowym może dochodzić do zaburzeń mikcji, krwinkomoczu (napady nadciśnienia mogą również być wywoływane przez oddanie moczu). Niekiedy może dojść do powstania wodonercza jako manifestacji zaburzenia odpływu moczu spowodowanego uciskiem guza[12].

 

Mogą również pojawiać się dolegliwości bólowe w jamie brzusznej, nudności, wymioty, zaparcia, ostre rozdęcie okrężnicy. Martwiczo zmieniony guz, który uległ pęknięciu, może dawać objawy ostrego brzucha. W przebiegu pheochromocytoma istnieje zwiększone ryzyko kamicy żółciowej[13].

 

W efekcie oddziaływania katecholamin na mięsień sercowy może dochodzić do zmian o typie kardiomiopatii i w efekcie do powiększenia sylwetki serca, tachykardii, zastoju w krążeniu płucnym. Niekiedy dominują zaburzenia rytmu serca – mogą występować ekstrasystolie nadkomorowe czy komorowe, migotanie przedsionków, napadowy częstoskurcz nadkomorowy, czy nawet migotanie komór. Guz chromochłonny związany jest ze zwiększonym ryzykiem niedokrwienia mięśnia sercowego, udaru mózgowego i uszkodzeń nerek. Istnieje również zagrożenie wystąpieniem nagłego zgonu sercowego.

 

Niekiedy występują zmiany naczyniowe – mrowienie i drętwienie kończyn czy objawy przypominające zespół Raynauda[14].

 

Innym objawem który można zaobserwować u chorych z guzem chromochłonnym jest gorączka. Może mieć charakter utrwalony, zwykle nie towarzyszą jej dreszcze. Jest wyrazem zwiększonego metabolizmu i zaburzonej regulacji ciepła (zmniejszona utrata ciepła przez skórę na skutek skurczu naczyń), a także zwiększonego wytwarzania przez guz interleukiny 6[15].

 

W przebiegu pheochromocytoma może dochodzić zmian w obrębie układu nerwowego – od parestezji, zaburzeń widzenia, napadów drgawek aż po utratę przytomności. W rzadkich przypadkach może dochodzić do zmian psychicznych.

 

W podstawowych badaniach laboratoryjnych można niekiedy zaobserwować leukocytozę obojętnochłonną czy policytemię.

 

Pheochromocytoma ujawniający się w trakcie ciąży może powodować przedwczesne oddzielenie łożyska i poronienie.

 

Guz chromochłonny może niekiedy wydzielać inne substancje hormonalnie czynne, np. ACTH lub somatostatynę prowadząc do objawów typowych dla nadprodukcji tych związków.

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Pheochromocytoma

 

pisze o tej chorobie poniewaz caly czas dokuczaja mi nadnercza (albo je czuje albo mnie kluje albo mi pulsuja), a z tego co czytalem to w tym artykule jest napisane, ze dochodzi do przemiany dopaminy w jakies metabolity.

 

jest jeszcze pseudopheochromocytoma, ktora ma podobne objawy

http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=pseudo%20chromocytoma&source=web&cd=7&ved=0CFoQFjAG&url=http%3A%2F%2Fwww.nt.viamedica.pl%2Fdarmowy_pdf.phtml%3Findeks%3D67%26indeks_art%3D690&ei=ADbmTtKIE86g-wa66Yi1CQ&usg=AFQjCNEETz_EKp3yFRHJRdrzNKfgyHRBzg&cad=rja

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się strasznie męczę... Cieszę się jak się dzień skończy... masakra.. Nudzi mi się strasznie, brakuje mi uczuć, nie jestem w stanie poczuć żadnej emocji... Wiem że ten stan będzie trwał jeszcze rok ale i tak mam dosyć... Gdybym znalazła jakieś zainteresowanie, gdybym schudła chociaż 5 kilo to byłabym szczęśliwsza.. A tak trwam w tej beznadzieii, nic mi się nie chce i cały czas się męczę :( Kocham swoje życie ale chciałabym żeby mi było trochę lżej a nie tak ciężko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×