Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie wiem co mi jest... zaręczyny i kryzys psychiczny od roku


Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie jestem po kolejnym ataku... płacz 2 godziny, ruminacje, poczucie beznadziei. Od roku nie jestem w stanie funkcjonować, tzn. chodzę do pracy i ogólnie "daję radę", ale czuję, że to koniec dawnej mnie. Ale od początku. Jestem w związku od 6 lat, dość szybko zamieszkałam z partnerem, mamy 30 kilka lat. Duże zaangażowanie po obu stronach, po raz pierwszy poczułam, że to "to". Wszystko jak w bajce, aż do czasu wesela w rodzinie, po którym ojciec zaczął temat ślubu z partnerem, że pewnie bym tego chciała, itp. To było dopiero po roku mojego związku. Ja w sumie jeszcze nie zdążyłam o tym zamarzyć. Niestety trafił w czuły punkt. Ja wiedziałam, że chcę, żeby to była decyzja partnera, bo tylko wtedy będzie to dla mnie wartościowe. Że zmuszanie do czegokolwiek jest bez sensu plus to za wcześnie.

 

Po 3 latach bycia razem zaczęłam coraz więcej myśleć o zaręczynach i zaczęłam mieć jakąś nadzieję, że to się wydarzy. Temat wypłynął przy okazji i wtedy po raz pierwszy porozmawialiśmy o tym. Partner powiedział, że zaręczyny według niego są jakieś takie bez sensu, nie rozumie ich - ja byłam trochę zaskoczona, bardzo posmutniałam, ale zaczęliśmy przynajmniej rozmawiać. Już wtedy miałam jakieś wyobrażenie na temat przyszłości, tego czego bym chciała. Partner powiedział, że oczywiście ślub kiedyś będzie. Ja chyba wystraszyłam się swojej szczerości, nie chciałam wyjść na jakąś desperatkę i nie wiem dlaczego, ale powiedziałam, że w sumie mi na zaręczynach nie zależy, ale uważam, że pierścionek może być fajnym symbolem w związku. Partnerowi się spodobało. Powiedziałam, żeby się nie śpieszył, że bez ciśnienia, itp. Po tej rozmowie zaczęłam mieć lekkie wyrzuty sumienia, ale wytłumaczyłam sobie, że powiedziałam przecież tylko o pierścionku, więc jeśli on wtedy wspomni o ślubie, to nie będzie to przeze mnie "wymuszone". I przyrzekłam sobie, że jeśli on nie powie już nic o ślubie, to ja już nie zacznę drugi raz tego tematu.

 

Minęły 2 lata, ja przez ten czas myślałam o tym, kiedy to nastąpi. Czekałam, trochę się frustrowałam, ale trzymałam to w sobie, bo obiecałam sobie, że nie będę naciskać. Aż nagle przyszedł ten moment - dostałam pierścionek - z zaskoczenia, przy fajnej okazji, ładnie zapakowany, do tego miłe słowa.... byłam taka szczęśliwa....i czekałam. Na jakąkolwiek wzmiankę o ślubie. Tak bardzo mi na tym zależało, według mnie to była idealna okazja. Nawet nie zaręczyny, nie ustalanie daty, tylko jakakolwiek deklaracja, że kiedyś... Nic takiego nie padło. Jeszcze czekałam, myślałam, że może później tego dnia, ale nie. I poczułam rozczarowanie, złość, próbowałam sobie to tłumaczyć, wstrzymać emocje, żeby nie żałować. Nie rozumiałam co się dzieje i co ten pierścionek właściwie znaczy. A potem stwierdziłam, że już nic nie mam do stracenia, bo i tak nie mam co liczyć na jakieś deklaracje. Rozpłakałam się i wypłakałam mu "Dlaczego? Dlaczego nie oświadczyłeś mi się? Tak bardzo o tym marzyłam". Stwierdził, że może nie wprost, ale można to potraktować jako coś w rodzaju zaręczyn. Innym razem mówił ,że po prostu nie wpadł na to, nie pomyślał. Ja w sumie zaczęłam żałować tego płaczu i tych słów, ale partner się uparł, że te oświadczyny będą. Jeszcze nie wiedziałam, że te moje słowa i płacz to początek mojego koszmaru - w mojej głowie.

 

Partner za 2 miesiące oświadczył się, a ja poczułam jak przygniata mnie poczucie winy. W trakcie oświadczyn czułam smutek i pomyślałam, że to najgorszy dzień w moim życiu. Oświadczyny tylko dlatego, że ja tego chciałam, pewnie trochę z litości, a ten mój płacz mógł być jakimś rodzajem manipulacji. On się nawet ucieszył, mówił, że tego chciał. Drążyłam temat, więc powiedział, że może trochę przyśpieszyłam, ale fajnie wyszło. Ale we mnie coś się stało, od tego czasu płaczę kilka razy w tygodniu. Jednego dnia mam pretensje do siebie, że przecież nie byliśmy tak długo, mogłam jeszcze czekać, aż będzie to naturalne. Że nie ma określonej daty na zaręczyny. Że jestem egoistką. I że zniszczyłam najpiękniejszy dzień, który mogłam mieć. Którego tak pragnęłam - że to dzień, w którym to wyjdzie od niego i to będzie piękne. Sama to zniszczyłam. A w inne dni jestem zła na partnera, chcę uciec, bo wiem, że już nie będzie dobrze. Nie mogę w to uwierzyć, że kupując pierścionek nie domyślił się, żeby zacząć temat ślubu. Wolałabym usłyszeć, że po prostu tego nie chciał.

 

Nie potrafię sobie z tym poradzić. Mam zwiększoną dawkę leków, chodzę na terapię. Nie pomaga. Z powodu złego stanu zerwaliśmy zaręczyny (jesteśmy dalej razem). Myślałam, że to mi ulży, ale było tak tylko na chwilę. Nadal nie potrafię sobie wybaczyć. Nie umiem już żyć. Czuję, że sama zniszczyłam swoje marzenie i zaraz zwariuję. Wiem, że ranię partnera, martwi się o mnie. Myślę o tym codziennie i nie wiem co zrobić, nic nie pomaga. Może ma to znaczenie, od podstawówki leczę się na nerwicę, miałam też epizody depresji. Ale to nie tłumaczy tego, że zniszczyłam coś tak ważnego dla siebie i żałuję tego, jak niczego innego w życiu. Tylko ja jestem winna i moje oczekiwania. Nie mogę się z tym pogodzić, czuję, że to koszmar, nienawidzę siebie :(Wybaczcie, że aż tyle tekstu...

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gestalt, wcześniej CBT. Psychodynamiczna przez kilka lat, przed tym problemem. Myślałam, że najgorszy okres w życiu mam już dawno za sobą, a jednak nie. Widać mam tendencję do kryzysów.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Asteria napisał(a):

Wybaczcie, że aż tyle tekstu...

Napiszę jak ja to czuję . 
Nie jest łatwo nauczyć się wybaczać sobie , mieć poczucie zrozumienia dlaczego podejmujemy takie a nie inne decyzje , co nami kieruje , być dla siebie dobrym przyjacielem . Nie jest łatwo ale warto . Warto nauczyć się dawać sobie prawo do bycia ważnym i widzialnym , do podejmowania decyzji które później możemy uznać za błędne , dać sobie prawo do akceptowania siebie z całym swoim życiowym bagażem , dać sobie prawo do uczuć , marzeń , do planów , potrzeb , do bycia szczęśliwym , do bycia człowiekiem . Dać też prawo innym do decydowania o sobie jak i my możemy decydować o sobie . Podjęłaś decyzję którą Twój układ nerwowy na tamtą chwilę uznał za najbardziej korzystną, decyzja którą uwzględniała Ciebie i Twoje uczucia a jednocześnie nie raniła uczuć innych , zadbałaś o siebie . Pisząc ten tekst też zadbałaś o siebie . Nikt nie ma prawa umniejszać Twojej potrzebie zadbania o siebie. To , że partner postępował tak jak postępował to też ma do tego prawo , życie go takim ukształtowało . 
Myślę , że psychoterapia może pomóc w nauczeniu się szacunku i troski o samego siebie , pomóc w akceptacji rzeczywistości, pomóc w jasnym komunikowaniu swoich potrzeb bez późniejszej  konieczności proszenia siebie i innych o wybaczenie 🙂 . 


 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję. Czasami sprawy stają się takie pokręcone, że aż ciężko w to uwierzyć. Ja lubię jasne sytuacje w życiu. Tak albo nie. Ciężko mi jest pośrodku, ale nie można mieć na wszystko wpływ. To znaczy można, ale potem można cierpieć. Nie przewidziałam tego, że gdy dostanę to, czego pragnę, to paradoksalnie będę czuć się jeszcze gorzej. Czasem uważam, że za mało myślę o różnych rzeczach, nie biorę pod uwagę różnych scenariuszy i myślę życzeniowo, a to nie zawsze się sprawdza w życiu. Ja już nie chce ani zaręczyn ani ślubu, czuję tylko żal. Gdybym miała wziąć ślub, to czułabym się jak oszust. Boję się, że już nigdy nie będę pewna niczego w tym temacie. Zawsze będzie cień wątpliwości. 

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często w Twoim tekście pojawia się bardzo silny krytyk „ zniszczyłam , zepsułam , nienawidzę siebie” który nie wziął się z nikąd , warto sobie z nim porozmawiać 🙂 mi ostatnio bardzo pasuje teoria determinizmu, każdy skutek ma swoją przyczynę , jeśli chcemy być dla siebie sprawiedliwi to wypadało by mieć pretensje nie tylko za decyzje ale też do przyczyn które tą decyzję spowodowały a przyczyny często nie należą do nas , tu akceptacja może przynieść ukojenie dla naszego bólu . 

5 minut temu, Asteria napisał(a):

Czasem uważam, że za mało myślę o różnych rzeczach, nie biorę pod uwagę różnych scenariuszy i myślę życzeniowo, a to nie zawsze się sprawdza w życiu.

Moim zdaniem dużo myślisz , dużo czasu też poświęcasz przeszłości której już nie ma a wtedy mniej energii pozostaje na cieszenie się chwilą obecną . Powody do bycia niezadowolonym z przeszłości znajdą się zawsze , dużo trudniej znaleźć powody do bycia zadowolonym z teraźniejszości . 

10 minut temu, Asteria napisał(a):

Nie przewidziałam tego

Moim zdaniem zawsze czegoś nie przewidzimy ale zawsze możemy spróbować to zaakceptować i spróbować zrobić sobie dobry dzień z tego co mamy 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Cię trochę rozumiem. Też mam takiego faceta co nie bardzo wie o co mu chodzi. To ja dopytuję co jakiś czas "kiedy" coś zamierza dalej, a on tylko, że za rok to już na pewno, za parę miesięcy to na pewno. Aż mi było głupio czasem i w końcu przestałam pytać. To oczywiste, że oczekiwałas "normalnych" zaręczyn. Aż dziwne, że Twój partner na to nie wpadł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że niepotrzebnie powiedziałam podczas rozmowy kilka lat temu, że nie oczekuje zwykłych zaręczyn. Chciałam pójść na kompromis. Normalne zaręczyny oznaczają dla mnie klękanie, standardowe pytanie, itp. Liczyłam na normalną rozmowę po prostu, jakiś komunikat z jego strony. I oczekiwałam, że to się właśnie stanie przy tym pierścionku. Zwłaszcza, że dałam mu przestrzeń do tego kiedy to zrobi, itp. A tutaj poczułam, jakby ten temat specjalnie omijał. Możliwe, że tak nie było, ale tak to poczułam.

 

Rozumiem też, jeśli by stwierdził, że jednak nie - naprawdę wolałabym wiedzieć. Takie zawieszenie, niepewność nie jest dla mnie. Z drugiej strony trochę go rozumiem, bo mi samej, co dziwne, nie śpieszy się do ślubu. Może być kiedyś. Chciałam tylko deklaracji, etapu, który do tego dąży. Ale chyba niektórzy mężczyźni nie łapią tego ;)

 

Po tej sytuacji czuję się jak świruska, która myśli tylko o ślubie. Rzeczywiście dużo myśli wokół tego krążyło i krąży. Staram się to odpychać. Z drugiej strony to normalne, że zaczyna się o tym myśleć na pewnym etapie.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.04.2024 o 22:49, Robinmario napisał(a):

Często w Twoim tekście pojawia się bardzo silny krytyk „ zniszczyłam , zepsułam , nienawidzę siebie” który nie wziął się z nikąd , warto sobie z nim porozmawiać 🙂 mi ostatnio bardzo pasuje teoria determinizmu, każdy skutek ma swoją przyczynę , jeśli chcemy być dla siebie sprawiedliwi to wypadało by mieć pretensje nie tylko za decyzje ale też do przyczyn które tą decyzję spowodowały a przyczyny często nie należą do nas , tu akceptacja może przynieść ukojenie dla naszego bólu . 

Moim zdaniem dużo myślisz , dużo czasu też poświęcasz przeszłości której już nie ma a wtedy mniej energii pozostaje na cieszenie się chwilą obecną . Powody do bycia niezadowolonym z przeszłości znajdą się zawsze , dużo trudniej znaleźć powody do bycia zadowolonym z teraźniejszości . 

Moim zdaniem zawsze czegoś nie przewidzimy ale zawsze możemy spróbować to zaakceptować i spróbować zrobić sobie dobry dzień z tego co mamy 

Fajnie piszesz/ myślisz. Pełna zgoda. Pozdrawiam serdecznie 😁 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, Asteria napisał(a):

Ale chyba niektórzy mężczyźni nie łapią tego ;)

Ja to wiem po sobie , że niektórzy łapią trochę inaczej 🙂 jedni podejmują decyzje szybko i sprawiają wrażenie osób które wiedzą czego chcą a inni zbierają mnóstwo danych żeby podjąć decyzję i długo sie zastanawiają jaką podjąć a jak już podejmą to rozmyślają czy dobrą podjęli , jedni nazywają to perfekcjonizmem ostatnio słyszałem określenie realiści , jeszcze inni boją się podjąć decyzję bo boją się reakcji innych ludzi i że sobie z tą reakcją nie poradzą , tacy nie odporni na krytykę . I są osoby którym jest wygodniej jeśli ktoś za nich podejmuję decyzje bo zdejmuje z nich „ciężar” odpowiedzialności za tą decyzję . Mam wśród swoich znajomych gdzie kobiety przejmują tą ostatnią decyzję i przyspieszają decyzje mężczyzn a później mężczyźni są im wdzięczni , że zostali trochę przyciśnięci do muru . Ja myślę , że w domach gdzie to matki dowodziły to i synowie później nie za bardzo wiedzą jak tą decyzyjność udźwignąć. Także , z mojego punktu widzenia , jeśli wybrałaś mężczyznę który potrzebuje „wsparcia” przy podejmowaniu decyzji to taki on jest i nie ma co siebie za to obwiniać . Jak się on z tym czuje to już należałoby jego o to zapytać . Pytanie czy rozmawiasz ze swoim mężczyzną o tym jak się czujesz z tym co powiedziałaś ? Wydaje się że razem możecie znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy i spróbować znaleźć rozwiązanie żeby żyło się Wam bardziej komfortowo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, rozmawialiśmy nieraz. Jego zdaniem moje ciągle rozmyślanie o tym to wynik choroby. Widząc, ile mam objawów to trudno się nie zgodzić. Są chwile kiedy czuję się ok, odbieram sytuację na zasadzie "tak miało być". Ale kiedy pojawia się natłok myśli i to okropne poczucie winy, to nie umiem sobie radzić z tym. To jest taki stan, że zdaję sobie sprawę, że wystarczyło poczekać, a wszystko byłoby w swoim czasie i bylibyśmy oboje szczęśliwi. I to mnie przygniata kompletnie.

 

Zauważyłam, że gdy on mówi coś negatywnego na temat małżeństwa/ślubu, to jest mi lepiej. Wtedy nie czuję aż tak tego ciężaru, że coś zepsułam. Nie wiem jeszcze, jak to działa.

 

Ogólnie on ma podejście do ślubu obojętne. W innych sprawach też raczej nie tak typowe poglądy jak inni. Ale też nie bardzo skrajne.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Robinmario napisał(a):

Ja to wiem po sobie , że niektórzy łapią trochę inaczej 🙂 jedni podejmują decyzje szybko i sprawiają wrażenie osób które wiedzą czego chcą a inni zbierają mnóstwo danych żeby podjąć decyzję i długo sie zastanawiają jaką podjąć a jak już podejmą to rozmyślają czy dobrą podjęli , jedni nazywają to perfekcjonizmem ostatnio słyszałem określenie realiści , jeszcze inni boją się podjąć decyzję bo boją się reakcji innych ludzi i że sobie z tą reakcją nie poradzą , tacy nie odporni na krytykę . I są osoby którym jest wygodniej jeśli ktoś za nich podejmuję decyzje bo zdejmuje z nich „ciężar” odpowiedzialności za tą decyzję . Mam wśród swoich znajomych gdzie kobiety przejmują tą ostatnią decyzję i przyspieszają decyzje mężczyzn a później mężczyźni są im wdzięczni , że zostali trochę przyciśnięci do muru . Ja myślę , że w domach gdzie to matki dowodziły to i synowie później nie za bardzo wiedzą jak tą decyzyjność udźwignąć. Także , z mojego punktu widzenia , jeśli wybrałaś mężczyznę który potrzebuje „wsparcia” przy podejmowaniu decyzji to taki on jest i nie ma co siebie za to obwiniać . Jak się on z tym czuje to już należałoby jego o to zapytać . Pytanie czy rozmawiasz ze swoim mężczyzną o tym jak się czujesz z tym co powiedziałaś ? Wydaje się że razem możecie znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy i spróbować znaleźć rozwiązanie żeby żyło się Wam bardziej komfortowo. 

Bardzo mądre i trafne przemyślenia. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Asteria napisał(a):

Jego zdaniem moje ciągle rozmyślanie o tym to wynik choroby

A jakie jest Twoje zdanie ? Czy czujesz się chora a może jesteś zdrowa tylko masz gorsze dni jak każdy , jak każdy masz wątpliwości i mnóstwo innych emocji w które jesteśmy wyposażeni ? 

2 godziny temu, Asteria napisał(a):

Są chwile kiedy czuję się ok, odbieram sytuację na zasadzie "tak miało być".

Też tak miałem , miałem bardzo dobry czas kiedy umiałem się cieszyć z tego co mam , później przyszły gorsze dni i uwierzyłem , że jestem winny swojej przeszłości , teraz znów jestem w dobrym nastroju , staram się cieszyć z tego co mam , czuję się jakbym dostał drugie życie . 

2 godziny temu, Asteria napisał(a):

Zauważyłam, że gdy on mówi coś negatywnego na temat małżeństwa/ślubu, to jest mi lepiej.

Tylko dlaczego on mówi coś negatywnego ? 

 

2 godziny temu, Asteria napisał(a):

To jest taki stan, że zdaję sobie sprawę, że wystarczyło poczekać, a wszystko byłoby w swoim czasie i bylibyśmy oboje szczęśliwi

To taki stan marzeń , tęsknota za szczęściem , kreowanie wizji szczęścia bez trudności życia codziennego . Tylko , że życie jest inne , życie się dzieje z tym co nas cieszy i tym co nas smuci , rzuca kłody pod nogi , nie wiesz tego co by było jakbyś poczekała , może miałabyś pretensje do siebie że czekasz , a może tworzyłabyś inne wizje że coś źle zrobiłaś , na pewno powodów do obwiniania siebie znalazła byś sporo jeśli coś by nie poszło po Twojej myśli . Moim zdaniem dobrze jest uczyć  się być dla siebie dobrym mimo wszystko. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Robinmario napisał(a):

Tylko dlaczego on mówi coś negatywnego ? 

 

Taki ma obraz małżeństwa, obserwacje z życia. Plus nie podoba mu się, że miłość ma "zatwierdzać" jakiś urzędnik (kościelnego nie chcemy).

 

Traktuje ślub trochę jak zło konieczne, ślub jest dla niego konieczny dla formalności, prawnie.

 

Sądziłam, że właśnie nawet ta formalność będzie można wystarczającym powodem, żeby podjąć decyzję o ślubie po tych 5 latach. Ale jednak stało się inaczej.

 

Właśnie miałam godzinę temu kolejny atak. Pod koniec spaceru się zaczęło, choć wcześniej było ok. Potem poczułam przygniatające poczucie winy i że zrobiłam jemu i sobie okropną krzywdę, taką realną, porównywalną do nawet jakiejś formy przemocy, niszczenia kogoś. Raz miałam nawet poczucie, że moje poczucie winy jest tak duże, jak gdybym popełniła najgorszą zbrodnię. To jest dla mnie nie do wytrzymania.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem to zrobiłaś dobrze , że zaczęłaś niewygodny temat , oczywiście można było go omijać ale wcześniej czy później i tak by wyszedł na światło dzienne bo jak widać siedziało to w Tobie . Nie wstydź się swoich emocji i potrzeb , masz do nich takie samo prawo jak ktoś inny ma prawo do innego myślenia . Ja myślę , że rozmowa o rzeczach niewygodnych jest oznaką „zdrowienia” , początkiem dbania o swoje potrzeby chociaż dla innych może zacząć się to robić niewygodne . Moje zdanie jest takie , że jeśli ludzie się kochają to chcą zrobić dla drugiej osoby to co jest dla niej ważne szczególnie jak to nikomu krzywdy nie robi . 

1 minutę temu, Asteria napisał(a):

Zerwałam już zaręczyny.

A dlaczego zerwałaś zaręczyny i co zrobiła kochająca Cię osoba ? 

I co na to Twój terapeuta ? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Robinmario napisał(a):

Moim zdaniem to zrobiłaś dobrze , że zaczęłaś niewygodny temat , oczywiście można było go omijać ale wcześniej czy później i tak by wyszedł na światło dzienne bo jak widać siedziało to w Tobie

 

A dlaczego zerwałaś zaręczyny i co zrobiła kochająca Cię osoba ? 

I co na to Twój terapeuta ? 

 

Może byłoby nieco inaczej, gdyby to była zwykła, spokojna rozmowa. A ja się po prostu rozpłakałam i z wyrzutem, żalem spytałam czemu się nie oświadczył. Teraz po prostu spytałbym co myśli o ślubie i ewentualnie w jakim czasie mniej więcej. To, że zrobił to niemal tuż po moim płaczu też zrobiło swoje. Gdyby to było np rok później, to mogłabym wierzyć w to, że to była bardziej jego decyzja.

 

Zerwałam zaręczyny, bo sądziłam, że to sprawi, że opuści mnie poczucie winy. Poza tym czułam, że całe te zaręczyny to jakiś fałsz. Ja to chciałam zrobić tuż po zaręczynach, ale partner obawiał się, że to może pogorszyć sytuację, nic to nie zmieni albo potem będę mieć do niego pretensję , że on się na to zgodził. Terapeuta był neutralny, zostawił to do mojej decyzji. Ostatecznie to zerwanie zaręczyn było po około roku. Partner nie miał z tym problemu, chyba dlatego, że terapeuta nie był przeciw. Dla niego najważniejsze jest to, że jesteśmy razem. 

 

Tym bardziej nie wiem co z tym poczuciem winy u mnie.

Trzeci powód zerwania zaręczyn to taki, że gdzieś tam tliła się nadzieja, że zerwiemy zaręczyny i ten temat się tak jakby oczyści. Że być może mam jeszcze szansę na szczęśliwe zaręczyny w przyszłości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Asteria napisał(a):

A ja się po prostu rozpłakałam i z wyrzutem, żalem spytałam czemu się nie oświadczył.

To też jest ciekawe jak ludzie boją się i wstydzą prawdy o sobie . Co w tym złego , że się rozpłakałaś i miałaś wyrzuty , to tylko sygnały dla Ciebie , że jeśli chcesz reagować inaczej to pracą nad sobą możesz to osiągnąć , jak to mówi jeden ciekawy człowiek „ludzie się zmieniają ale nie szybko i nie bardzo” ale ważne , że to widzisz i chcesz inaczej . Poznajemy siebie w trudnych momentach , nie wtedy jak jest sielanka tylko jak przychodzi kryzys , wtedy wiesz na kogo możesz liczyć i jak się sama zachowujesz w trudnej sytuacji. Wtedy prawda jest najbardziej namacalna . 

Też ciekawe czego wynikiem był płacz , czy oznaką bezradności , smutku czy próbą wymuszenia . Czy byłaś kiedyś w takiej sytuacji , że ktoś próbował coś na tobie wymusić płaczem ? 

Edytowane przez Robinmario

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie ja czuję, że rozpłakałam się z bezradności i wkurzenia. Może nie wprost, ale chyba chciałam trochę się zemścić.

 

Płaczem nikt nie próbował nic wymusić, ale tata powodował we mnie poczucie winy, tzn. gdy coś robiłam nie po jego myśli, to obrażał się na mnie, a potem nie odzywał mimo moich kilkukrotnych przeprosin. Ja zaczynałam się wtedy czuć winna, mimo że nie czułam, że robiłam coś złego. Ale jego zachowanie wzbudzało we mnie poczucie winy.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, Asteria napisał(a):

Ale jego zachowanie wzbudzało we mnie poczucie winy.

Czyli obwinianie siebie masz dobrze opanowane . A jak terapeuta pomaga Ci z tego wyjść ? 

39 minut temu, Asteria napisał(a):

gdy coś robiłam nie po jego myśli, to obrażał się na mnie

To może i Ty teraz tak postąpiłaś w tej sytuacji , obraziłaś się i rozpłakałaś a dodatkowo  wzbudziłaś w sobie poczucie winy ? 
Ostatnio słyszałem ciekawą  wypowiedź , że dzieci nie uczą się od rodziców ich słów tylko ich zachowania . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm, terapia trwa dość krótko, ok. 2 miesiące. Jeszcze nie czuje, żebyśmy robili coś w tym kierunku. To znaczy rozmawiamy o tym co się stało i że moje myśli/oczekiwania są w miarę powszechne, logicznie potrafię to przyjąć, ale nie idzie to dalej, nie przekłada się na moje samopoczucie.

 

Co do drugiej części wypowiedzi - tylko dlaczego miałabym chcieć wzbudzić poczucie winy u siebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Asteria napisał(a):

tylko dlaczego miałabym chcieć wzbudzić poczucie winy u siebie?

Wiele myśli i zachowań jest wywoływana automatycznie , pojawia się znana przyczyna to pojawia się też natychmiastowa myśl , tu jest praca dla Ciebie , żeby rozpoznać przyczynę i myśli które wywołały poczucie winy , może jakieś słowa partnera albo jego reakcja , może Twoje niezaspokojone oczekiwania, może właśnie ten silny krytyk wewnętrzny i poczucie , że coś zrobiłaś źle i się za to ukarałaś , całe mnóstwo programików jest w naszych umysłach . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam też wątpliwości co do tego czy ten mój płacz był szczery. Na początku było poczucie rozczarowania i złość, chciałam być sama. Zaczęłam przeglądać internet, chciałam znaleźć odpowiedź na swoje pytania (wiem, super pomysł) i przeglądałam fora w tym temacie. Był tam jeden post, gdzie ktoś napisał coś o tym, że ciekawi go jak mężczyzna zareaguje, gdy kobieta po latach w końcu wypłacze, że chce zaręczyn, coś w tym stylu, nie pamiętam dokładnie. Nie mówię, że zrobiłam to 1:1, ale nie wiem już sama... Byłam zagubiona w tej sytuacji, miałam dosyć. I tak myślę, że może to poczucie winy teraz do mnie wraca, bo gdzieś jednak czuje, że ten płacz był trochę na pokaz, w celu osiągnięcia czegoś, jakby zaplanowany... Nie wiem, szukam wciąż przyczyny

 

Co ciekawe to dopóki partner się nie oświadczył, to nie miałam wyrzutów sumienia. Tylko, że wtedy była jeszcze szansa, że to będzie coś szczęśliwego. Może gdy poczułam smutek podczas zaręczyn to automatycznie stwierdziłam, że to moja wina. Bo to przecież ja do tego doprowadziłam i coś w tym jest.

A może to załamanie to wynik tego, że postąpiłam wbrew swoim zasadom... To było tak ważne dla mnie. Nie rozumiem jak mogłam tak postąpić.

 

Nie mogę w 100% stwierdzić, że ten płacz był czystą manipulacją, raczej nie. Generalnie zabrakło jakiejkolwiek logiki w tym co robiłam. Poniosły mnie emocje. Teraz chcę tylko czuć się jak dawniej. Sprawa ze ślubem już pewnie przegrana, bo te moje dziwne akcje będą w tle. Nie będę mogła powiedzieć, że inicjatywa wyszła od partnera. Wszystko wygląda jak w krzywym zwierciadle. 

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Asteria napisał(a):

Byłam zagubiona w tej sytuacji, miałam dosyć. I tak myślę, że może to poczucie winy teraz do mnie wraca

Tak czy inaczej postąpiłaś jak potrafiłaś i jakie emocje wzięły górę , cały Twój bagaż życiowy na to wpłynął , Twój i jeszcze ze dwóch pokoleń Twoich przodków , tego już nie zmienisz , możesz uczyć się akceptować prawdę o sobie , nie wstydzić się jej , nie mieć do siebie pretensji . Także zastanów się co możesz zrobić , żeby być dobrą dla siebie , żeby być swoim najlepszym przyjacielem, żeby żyło Ci się bardziej komfortowo , Tobie i Twoim bliskim . 

Edytowane przez Robinmario

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Efektem jest to, że nie umiem sobie przebaczyć - nigdy nie dowiem się, jak to jest, gdy mężczyzna sam, z zupełnie własnej woli pyta mnie, czy zostanę jego żoną. A właśnie o tym marzyłam. Wiem, że się powtarzam - nie umiem tego zaakceptować. Zniszczyłam własne marzenie. To chyba tutaj tkwi największe źródło mojego problemu.

Dziękuję za spostrzeżenia, mimo że może się wydawać, że ich nie dostrzegam, albo raczej nie potrafią do mnie trafić w tym stanie, w jakim się znajduję.

Edytowane przez Asteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×