Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa - Co zrobić? Moja historia część 1, zamknięta


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Już myślałem ze jestem najmlodszy :D.

Ludzi sie nie boje. W zasadzie to trudno wyjasnic ale boje sie swojego zachowania. A wymioty to była tylko jedna z gorszych rzeczy, nakręciłem sie tak ze chyba mialem wszystkie mozliwe objawy. Prubuje o tym nie myslec ale wiem ze to tez nic nie pomoze, ze trzeba zawalczyc a nie oddac walkowerem.

3maj sie rowniez i dzieki ze napisalas . :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Od paru dni obserwowałem objawy nerwicy u mnie i wygląda to następująco

Po przebudzeniu serce wali jak bym przebiegł z 10 km ale to przechodzi po paru min, przez parę godzin jest spokój.

Od godziny 14 zaczyna sie powoli coś dziać, delikatne stany lękowe i tez lekkie duszności, z godziny na godzinę sie wszystko nasila.

Ale co zauważyłem ze bardzo widać mi bicie serca na brzuchu tak mi sie rusza i czasem nie do rytmu z sercem, tak jakby coś szarpało za narządy ale wydaje mi sie ze to przepona.

Kiedy rozluźniłem mięśnie brzucha, zaczęło robić mi sie lepiej:)

Od 4 dni nie brałem afobamu tylko Valused 2 rano 2 popołudniu,

wczoraj późnym popołudniem zle sie czułem ale nie brałem afobamu.

dziś jak na razie do tej pory jest mi bardzo dobrze chyba powoli uczę sie walczyć kurcze może wyjde z tego.

Jestem umówiony na wizytę z psychologiem i psychiatrą po 25 lipca.

Pozostaje mi czekać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem pojawił się kilka lat temu. Otóż mam tak silną nerwicę że nie wiem co robić. Po pierwsze - nie mogę się bić. Gdy przychodzi sytuacja że np. muszę się przed kimś obronić, to moje ciało zaczyna zachowywać się tak jakbym stał na dworze w samej koszulce przy -40 stopniach. Ta reakcja nie jest zależna ode mnie. Widziała to moja znajoma i w pewnej chwili chciała dzwonić na pogotowie bo myślała że dostałem "padaczki na stojąco". W tej sytuacji większe zaangażowanie w ruch kończy się bólem serca, także o obronie nie ma mowy. Dwa - zawsze się wszystkim cholernie przejmuję. Czy to egzaminy, czy spotkanie z dziewczyną, czy załatwienie jakichś spraw. Co rano wstaję pełen nerwów, już z przyzwyczajenia, nie wiem jak temu zaradzić. Jem bardzo mało, śniadanie to u mnie rzadkość, bo jak jestem zdenerwowany to wtedy nawet nie mogę patrzeć na jedzenie, bo od razu bierze mnie "pod gardło"(wiadomo o co chodzi). Przy wzroście 168 i wieku 21 ważę jakieś 55-60kg. Mam prawie zerowe poczucie własnej wartości. Boję się ludzi, nie potrafię się ot tak do kogoś odezwać, chyba że zapytać o godzinę albo drogę. Ojciec alkoholik, matka nie daje rady, siostra rozpieszczona do granic możliwości i robi co chce. Od 2 klasy podstawówki byłem nękany jako kozioł ofiarny przez innych z klasy, aż do końca gimnazjum. Bałem się chodzić do szkoły. Nikt się tym nie przejmował. Pytanie - jak mogę sobie pomóc? Bo nie wiem czy w ogóle mogę. Trzy razy się ciąłem przez dziewczyny, raz chciałem się wieszać. Nie daję już rady. Psycholog to pikuś, z góry informuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psycholog to pikuś, z góry informuję...

No to może jednak psychiatra by ci coś przepisał. Ja się na lekach nie znam, ale niektóre objawy masz poważne, poza tym przydałaby ci się terapia, żeby rozliczyć się z urazami z przeszłości.

 

A tak od siebie, poza medycznie, polecałabym jakieś zajęcia sportowe, najlepiej samoobronę, można się wzmocnić, oswoić z różnymi rzeczami i fajnie odreagować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm , zacznijmy od początku ....

 

czeka Cie długa droga kolego , nie chcę Cie martwić ale jeśli chcesz żyć normalnie , musisz wiele zmienić ... tylko od Ciebie zależy ile to potrwa ..

 

z Twojego postu wynika że nerwy swoją drogą , ale największy problem masz z samym sobą , konkretnie charakterem ... po pierwsze nabrać pewności siebie ... zacznij więcej jeść , nabierz troche masy , żeby wyglądać jak chłop a nie jak pól dupy ;) ćwicz w domu/siłowni, z czasem zapisz się na jakieś sporty walki, coś co pomoże Ci w sytuacjach stersowych , po odrugie najważniejsze , jak najwięcej wśród ludzi !! praca/szkoła/uczelnia , wszędzie ! nie izoluj się , ucieczka nigdy nie jest rozwiązaniem . z czasem inni nabiorą szacunku do Ciebie , jak tylko Ty zdobędziesz go dla siebie ...

 

Powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc.Przeczytałam większość postów mimo to mam kilka pytań. Dostałam leki od lekarza rodzinnego.Lekkie,niepowodujące uzależnien-Parmolan.Moj problem polega na tym,że... mam lęk.Budzę się z nim i z nim zasypiam.Zaczęło się od pierścionka zaręczynowego od mojego chłopaka.Początkowo bardzo się cieszyłam a teraz...nie wiem czego się boję.Nie mogę odpowiedzieć sobie na to pytanie.Pije melisę i Parmolan,ale nie wiem czy to cos pomoże.Co dziwne mój lęk czasem znika gdy myślę o czymś innym.Gdy jestem z chłopakiem czasem nie chcę się nawet do niego przytulić bo męczy mnie LĘK.Nie wiem przed czym.Czuję jakby ktoś uciskał mi z tyłu głowę.To już trwa miesiąc i nie radzę sobie.Kocham mojego chłopaka,on bardzo się stara żeby mi pomoc,organizuje nam czas a ja?Nie mogę zapomniec o lęku,tylko czekam kiedy znowu się pojawi.Czasem myślę że już zwariuję>Męczę tym siebie i rodzinę.Czy to nerwica lękowa?jak SAMA moge sobie pomóc?Nie chcę być ciągle na lekach... :-(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Trafilem tutaj przez przypadek ale widze ze jest tu sporo ludzi ktorzy maja doswiadczenia z dolegliwosciami psychicznymi. Od okolo 3 lat dzieje sie ze mna cos dziwnego i uciazliwego.

 

Boje sie sie ludzi - szczegolnie nieznajomych, przezywam stres kiedy z nimi rozmawiam. Od czasu do czasu atakuja mnie wulgarne mysli wobec Boga, wyzywam go w myslach mimo ze probuje to zwalczyc, bo wcale tego nie chce. Obecnie uczeszczam na kurs jezykowy poniewaz mieszkam za granica(stad brak polskich znakow). Zaczynam sie trzasc i strzasznie napinaja mi sie miesnie szyi kiedy przychodzi pora na moja odpowiedz badz nawiazanie dialogu. Wbrew mojej niskiej samoocenie zwaracam uwage wielu kobiet, jednak strasznie sie stresuje kiedy z nimi rozmawiam - najczesciej wtedy gdy takze mi sie podobaja. Zachodzi we mnie pewien paradoks - niby nie obchodzi mnie co sadza o mnie ludzie, o moim wygladzie, zachowaniu, mam to wszystko gdzies i lubie szokowac, ale jednak w sposob ktorego nie potrafie okreslic ani wytlumaczyc znikad pojawiaja sie leki i stres przed tym. Pochodze z tzw. "dobrego domu", jednak moi rodzice rozwiedli sie kiedy mialem 4 lata i mieszkalem z ojczymem jednak gdy zaczalem dorastac nie mialem z nim w ogole kontaktu i nigdy nie traktowalem go jak ojca, po prostu jak obcego faceta. Nikt w mojej rodzinie nie jest alkoholikiem. Bralem narkotyki - marichuane, amfetamine, extasy w wieku 15,16,17 lat. Skonczylem z tym kiedy przedawkowalem i trafilem do szpitala, od tamtego czasu wzialem cos tylko kilkanascie razy. Obecnie od 2 miesiecy jestem zupelnie czysty. Wszystko to zaczelo sie dziac wlasnie w tym okresie od 14 do 17 roku zycia i powoli sie nasilalo. Zeby zdac mature ustna podkradalem przez 2 dni tabletki uspokajajace i ciagle musialem je lykac a i tak caly drzalem i pocilem sie podczas zdawania. Cala moja schiza zaczela sie od strachu przed publicznymi wystapieniami(przed klasa,szkola), pierwszy raz zdarzylo sie to podczas recytacji wiersza w 3 klasie gimnazjum, zaczalem sie trzasc i uginaly sie pode mna nogi - nie wiedzialem co sie ze mna dzieje. Nigdy wczesniej nie mialem takich problemow, bralem udzial w wystepach na forum calej szkoly, najczesciej posiadalem glowna(najdluzsza) role i na dodatek lubialem to robic. Teraz bym wolal byc bity biczem niz wyjsc na scene. Najgorzej bylo wtedy kiedy bralem bardzo duzo i czesto amfetamine, jedac w autobusie wydawalo mi sie ze wszyscy ludzie knuja spisek przeciwko mnie, ze dzwonia na policje i do tajnych organizacji - teraz wydaje mi sie to smieszne ale wtedy bylo to smiertelnie powazne... ale to jeszcze nic. Dwa dni przed tym jak przedawkowalem wyszedlem zapalic papierosa, moja mama nie wiedziala wtedy ze pale, wydalo mi sie nagle ze spaceruje razem z ojczymem i mnie przylapali, mowi sie trudno - przypal - troche pogada i bedze ok(wszystko to oczywiscie dzialo sie w mojej glowie a nie naprawde) ale nagle uslyszalem jej krzyk i widzialem jak idzie razem z ojczymem w moja strone, pomyslalem ze kiepsko bedzie jak dostane opieprz na ulicy od mamy:) i zaczalem isc w inna strone, przeszedlem polowe osiedla a oni dalej szli za mna i do tego zaczeli sie strasznie klocic, zaczalem coraz szybciej isc, nie mialem odwagi sie odwrocic, nie przeszlo by mi przez mysl ze takie zdarzenie nie moze miec miejsca, ze to jest jakas schiza,halucynacja. Po czasie mimo ze w ogole nie widzialem co jest za mna wydawalo mi sie ze idzie juz polowa osiedla i sie smieje z goniacej mnie rozkrzyczanej matki. Przeszedlem cale osiedle az doszedlem do lasu i wbieglem w niego. Biegalem po nim od godziny do trzech - nie wiem ile dokladnie. Wydawalo mi sie ze setki ludzi przeszukuje las i chce mnie zlapac - uciekalem przed nimi. Gdy w koncu cudem dotartlem okolo 23 do domu od razu wlecialem do pokoju powiedziec mamie co mysle o tym "poscigu"... spojrzala na mnie jak na chorego psychicznie(i chyba miala racje) i zaczela sie pytac czy nie biore jakichs narkotykow i upewniac mnie ze na pewno mnie nie gonila bo to chore:) Wymigalem sie ze to z powodu braku snu(co tez mi doskwieralo bo po amfetaminie sie nie spi). Dzien kolejny - leze w lozku... nagle poczulem sie obserwowany, wmowilem sobie ze moj pokoj to skupisko kamer, zaczalem slyszec glosy tych ktorzy mnie podgladauja, bylo to okolo 4-6 osob, smiali sie ze mnie i komentowali to co robie, komentowali gdy sie przebieralem, gdy robilem cokolwiek, zaczalem panicznie szukac ukrytych kamer i pluskw w pokoju - nie moglem nic znalezc(w koncu ich nie bylo:)). W koncu na skraju desperacji schowalem sie pod koldre zwinalem sie w "kulke" i zaczalem sobie wmawiac w wulgarny sposob ze jestem chory. Nie pamietam po jakim czasie sie w miare uspokoilem. Lezalem w lozku i myslalem "o wszystkim i o niczym" dlatego teraz nie potrafie stwierdzic o czym, nagle poczulem stwardnienie w lewej czesci ciala(szczegolnie tulow i okolice serca), zerwalem sie z lozka, szarpnelo mnie za serce, poczulem ze nie mam czucia w lewej czesci ciala, szczegolnie w nodze, nie moglem zlapac oddechu, sapalem przy otwartym oknie, bralem bardzo glebokie wdechy ale jakby w powietrzu nie bylo tlenu, serce niewyobrazalnie mi walilo. Wbieglem do wanny zaczalem sie na przemian polewac zimna i ciepla woda(mialem juz trudnosci z chodzeniem z powodu braku czucia w nodze), ale to nic nie dalo. Zszedlem wiec na dol i otworzylem sobie tylne wyjscie na ogrod dalej nie moglem zlapac powietrza, serce bilo mi coraz szybciej, czulem mrowienie w mozgu, obraz zaczynal mi sie sciemniac, "zycie przelecialo mi przed oczami", w tym momencie zdalem dobie sprawe ze zaraz umre, ale zaczalem sie czuc nawet przyjemnie, bylo mi to obojetne, w pewnym momencie uslyszalem ze ojczym wychodzi do pracy, nie wiem czemu skoro smierc byla mi juz obojetna ostatkami sil udalo misie wysapac "dzwon po karetke". Kiedy przyszla moja mama smierc przestala byc mi obojetna i zaczalem walczyc - nie moglem po prostu umrzec tak na jej oczach. Po chwili przyjechala karetka na sygnale, bylem agresywny wobec

sanitariuszy i jednego chyba nawet nawyzywalem jak mi wstrzyknal cos w palec. Dostalem od razu "stale lacze"(welfron) i serie roznorakich substancji... ktore uratowaly mi zycie. W szpitalu zrobili mi testy i wszystko wyszlo, jeszcze kolejnego dnia gdy spojrzalem przez okno dostrzeglem w budynku obok ekipe z kamera skierowana w moja strone... ale wtedy juz polowicznie uznalem ze to raczej schiza. Po tym zdarzeniu przestalem istniec, nie wiedzialem co to uczucia,emocje, na nikim i niczym mi nie zalezalo. Teraz to juz w znacznym stopniu minelo, minal juz rok czasu od tego zdarzenia, ale nasilaja sie leki i stres. Czy to co mnie neka moze wynikac z tych wydarzen? W sumie to zaczelo sie duzo wczesniej niz mialy one miejsce, wiec ewentualnie czy to moglo spotegowac to co sie ze mna dzieje? Czy jestem bardzo chory? Mam szanse z tego wyjsc? Niewyobrazalnie mnie to gnebi, nie wiem kim chce byc w zyciu ani po co zyje. Bardzo brakuje mi luznych rozmow z ludzmi, uwielbiam rozmawiac i smiac sie, ale juz nie potrafie. Tekst ten powstal w dosc dziwnym natchnieniu(po prostu musialem to napisac,zapytac co mi jest) wiec jest chaotyczny i dziwny za co przepraszam ale mam nadzieje za da sie cos z tego wywnioskowac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Monika, czy Twoje lęki zaczęły się dokładnie z chwilą przyjęcia przez Ciebie pierścionka od Twojego chłopaka? Możliwe,że w środku nie jesteś jeszcze przygotowana na wejście w ten etap w Waszym związku. Ale nie chcesz się sprzeciwiać, bo możesz urazic swojego chłopaka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Sewila:) Wiesz nie powinnaś obawiać się wizyty u psychologa. Dlatego,że psycholog może Ci pomóc znaleźć źródło Twoich dolegliwości, porozmawiać z Tobą, ewentualnie doradzć Ci terapię, ale nie musisz obawiać się, że wciśnie Ci jakieś leki. Tabletki może przepisać Ci psychiatra. Także spokojnie możesz się do jakiegoś sprawdzonego psychologa. Najlepiej zapytaj w przychodni, jaki jest najlepszy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie..odkąd skończyłam studia i nie mam co robić,nie mam celu w życiu(bo jakos wszystkie teraz nie są takie ważne jak kiedyś) czuję lęk.Nie mam ataków paniki ale leku przed tym,że:

-w końcu zwariuję,

-że moje życie nie ma sensu,

-że sama sobie nie poradze w zyciu itp itd. czasem myslę,że to z nudy.Mimo to że znalazłam pracę ciąglę myślę nad życiem.Nie umiem się wyluzować.Co prawda wszystko zaczęło się od piercionka bo wtedy pomyślałam..."urodzę dzieci,wychowam je i umrę...ale zycie..."Do tego nie lubię na siebie patrzeć,nie wiem dlaczego.Czasem myślę że moj chłopak zasługuje na kogoś lepszego niż ja i zastanawiam sie dlaczego mnie kocha.Przecież jestem głupia i brzydka.Chciałabym coś zrobić,czymś się zając i zainteresować.Myślę,że wtedy (gdy miałabym coś do roboty,coś co lubię)przestałabym czekać kiedy znowu pojawi się lęk,płakać i myśleć o zyciu pesymistycznie.Co mi radzicie?Prosze o odpowiedz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Ci bardzo za odpowiedź.

To nie jest do końca tak, że ja się boję psychologa, tylko raczej nie wierzę w jego skuteczność

:cry:

 

To jest na takiej zasadzie, że jeżeli już wydaje mi się, że jestem chora to myślę, że nie potrzebuję psychologa ponieważ jestem ciężko chora, więc potrzebuję onkologa albo innego specjalisty.

A jak już chwilowo nie jestem umierająca to wtedy nie myślę o psychologu.

I tak właśnie zamyka się ten błędny krąg :x

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wyg;ada mi to na nerwice lekowa z jakimis natrectwami (ktos mnie sledzi, spisek itp.), ale nie jestem lekarzem. radzilabym ci isc do jakiegos specjalisty, bo objawy jakie masz nie sa zbyt fajne.

nie martw sie, nie jestes ciezko chory i uda ci sie z tego wyjsc, tylko tak jak pisalam konieczna jest wizyta u jakiegos psychologa lub psychiatry.

jeszcze jedno pytanie, czy jak trafiles do szpitala to badania jakie ci robili wykazaly cos czy okazalo sie, ze jestes kompletnie zdrowy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej wszystkim!leczę się na zaburzenia lękowo - depresyjne od ok. roku!przeszłam przez koszmar tak jak zapewne wielu z was na tym forum!wydaje mi się,że coraz lepiej radzę sobie z objawami tego choróbska!coraz dłuższe są okresy kiedy lepiej się czuję, ale nadal pojawiają się te złe dni!zastanawiam się czy wy też tak macie,że pomimo tego że lepiej się czujecie to i tak męczą was myśli związane z sensem swojego życia-czy będzie ono już tak zawsze wyglądało jak teraz, czyli czy już nigdy nie zapomnę o tej chorobie i codziennie będę zastanawiać się kiedy mnie znowu dopadnie, i czy jest sens dalej tak żyć?!to głupie pytanie,wiadomo,ze jest sens żyć, nie jesteśmy tak wszechwiedzący jak ten, który nas stworzył wiec nie możemy o tym decydować, tylko on ma do tego prawo!jednak co z tego,że to wiem jak i tak codziennie dręczy mnie fakt,że z jakiegoś powodu jestem nieszczęśliwa i nie potrafię sobie z tym dać rady!czuje sie tak jakby nie było wyjścia z mojej sytuacji, jakbym miała tak już na zawsze czuć wewnętrzną rozterkę!ciężko mi to wytłumaczyć, pewnie piszę bez sensu!czy my, chorzy na tego typu zaburzenia, bedziemy kiedys mogli życ tak jak kiedyś, bez piętna tej choroby?czy to juz nie możliwe, czy zawsze juz bedzie ona siedzieć w naszej podśwadomości czekając na to kiedy by tu nas znowu dopaść?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Również choruję na podobne zaburzenia i też się zastanawiam nad tym kiedy to się skończy.Dochodzę wręcz do wniosku że muszę się nauczyć

z tym żyć ,że nigdy już się nie będę tak dobrze czuła jak przed chorobą.

Leczę się ale to chyba za mało.Mam zamiar iść na psychoterapię.

wszystkiego dobrego

e

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Was

bedziemy kiedys mogli życ tak jak kiedyś,

 

Mam zamiar iść na psychoterapię.

otóż tak. tak,tak, Wiem, zdaję sobie sprawę jak obecnie jest wam trudno. To coś i mnie nie chciało opuścić. Tego stanu, uczucia nie jest tak prosto opisać. Ale kiedyś podjęłam decyzję, dość muszę podjąć walkę z tym czymś. I dlatego z całą odpowiedzialnością piszę będziecie mogły żyć tak jak dawniej i nie biję się napisać - nawet lepiej .Pa ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zastanawiam się czy wy też tak macie,że pomimo tego że lepiej się czujecie to i tak męczą was myśli związane z sensem swojego życia-czy będzie ono już tak zawsze wyglądało jak teraz?

 

ja mam dokładnie tak samo, wiem, że jest już lepiej niż było, np znacznie mniej płacze, jednak te ciągłe myśli na temat sensu istnienia człowieka nie dają mi spokoju... Ciężko mi uwierzyć, że kiedyś moge o tym zapomnieć, nie myśleć o życiu tak jak myśle teraz, ale chcę wierzyć, że tak właśnie będzie! Kiedyś nie wierzyłam, że wogóle może być lepiej, a jest więc jest nadzieja:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olka czy bedziemy kiedys jeszcze zyc normalnie :?: Jeszcze miesiac temu stawialem sobie takie pytanie :!: no dobra zadaje go jeszcze jak mam gorszy dzien :? MY MUSIMY ZYC NORMALNIE :!::!: a ty musisz powtarzac sobie to jak sie tylko rano obudzisz DZIS BEDE ZYC NORMALNIE :!: nie ma na to zlotego srodka ty jestes tym srodkiem i twoje samozaparcie w tym temacie jak postanowisz tak bedzie my o wszystkim decydujemy :!: wczoraj ogladalem kolejny raz miasto aniolow tam padaja piekne slowa " wolna wola " wykorzystaj ja by zyc normalnie ,zmien myslenie,pomyslisz ale on cwaniak ten NnNn latwo mu mowic :?: Mozliwe ze jutro ja bede potrzebowal slow otuchy od ciebie bo moze obudze sie bez wiary i sensu zycia nie wiem tego dzis jest tak jutro moze byc odwrotnie ale to jest wlasnie nasze cierpienie :!: Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W takim razie musisz wykorzystać chwilę, kiedy bedziesz potrzebowała psychologa i sie do niego udaj. A o jego suteczności możesz sie przekonać po spotkaniu z nim. Poaz tym... módl sie o dobre samopoczucie - to naprawde DUŻO daje. POdrawiam ciepło i trzymam kciuki :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mając takie objawy lękowe na pewno nie poradzisz sobie bez lekarza.

Wiem, że to trudno uwierzyć, że te dolegliwości ciała mają swoje źródło w psychice, no ale wszystkie sznurki prowadzą właśnie tam.

 

Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×