Problem pojawił się kilka lat temu. Otóż mam tak silną nerwicę że nie wiem co robić. Po pierwsze - nie mogę się bić. Gdy przychodzi sytuacja że np. muszę się przed kimś obronić, to moje ciało zaczyna zachowywać się tak jakbym stał na dworze w samej koszulce przy -40 stopniach. Ta reakcja nie jest zależna ode mnie. Widziała to moja znajoma i w pewnej chwili chciała dzwonić na pogotowie bo myślała że dostałem "padaczki na stojąco". W tej sytuacji większe zaangażowanie w ruch kończy się bólem serca, także o obronie nie ma mowy. Dwa - zawsze się wszystkim cholernie przejmuję. Czy to egzaminy, czy spotkanie z dziewczyną, czy załatwienie jakichś spraw. Co rano wstaję pełen nerwów, już z przyzwyczajenia, nie wiem jak temu zaradzić. Jem bardzo mało, śniadanie to u mnie rzadkość, bo jak jestem zdenerwowany to wtedy nawet nie mogę patrzeć na jedzenie, bo od razu bierze mnie "pod gardło"(wiadomo o co chodzi). Przy wzroście 168 i wieku 21 ważę jakieś 55-60kg. Mam prawie zerowe poczucie własnej wartości. Boję się ludzi, nie potrafię się ot tak do kogoś odezwać, chyba że zapytać o godzinę albo drogę. Ojciec alkoholik, matka nie daje rady, siostra rozpieszczona do granic możliwości i robi co chce. Od 2 klasy podstawówki byłem nękany jako kozioł ofiarny przez innych z klasy, aż do końca gimnazjum. Bałem się chodzić do szkoły. Nikt się tym nie przejmował. Pytanie - jak mogę sobie pomóc? Bo nie wiem czy w ogóle mogę. Trzy razy się ciąłem przez dziewczyny, raz chciałem się wieszać. Nie daję już rady. Psycholog to pikuś, z góry informuję...