Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mieć siebie-najcenniejszy dar


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

W porządku. Wiadomo, kochanie siebie jest podstawą. Podstawą dobrego życia, dobrego kochania kogoś... A pierwszym krokiem do kochania siebie jest samoakceptacja. To wszystko jasne. Ale tak łopattologicznie - jak to ugryźć? Afirmacje? No jak? Jak "wrócić do siebie"? Jak siebie poznać?

Jeśli chodzi np. o wybór zawodu, kiedy nie wie się co się będzie najbardziej chciało w życiu robić (a praca, która nie daje satysfakcji bardzo często prowadzi do depresji i nerwicy), to jest taka sztuczka - wyobrażamy sobie że nagle mamy niieograniczoną ilość pięniędzy, i nie musimy pracować. I co wtedy robilibyśmy dla samej frajdy? I w tym kierunku powinno się iść.

Ale jak z miłością do samego siebie? Jak zacząć? :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

obojętność => wyjęłaś mi to z ust =)

 

Gdy Ahsley napisała pierwszy post w tym temacie to czułam, jakbym sama je napisała. Również czuję się niekonkretnie...

Niedawno sobie coś uświadomiłam.Uznałam,że tak być nie może.

Moim problem, trochę dziwnym, jest to, że gdy jestem sama wszystko jest ok, ale nagle, gdy rozmawiam z kimkolwiek - czuję się nie na miejscu, czuję, że moje słowa są sztuczne, nie mogę się skupić na rozmowie, szybko analizuję czy to co odpowiem jest aby dobre. A nawet jeśli nie zastanawiam się przed, robię to po fakcie. Nielogiczne prawda?

Czy jest jakiś opatentowanym sposób na "dobry początek ;)" ? albo po prostu wasze rady, poparte doświadczeniami. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale jak z miłością do samego siebie? Jak zacząć? :/

Hej czemu taka buźka? Powinna być wesloa bo chcesz siebie pokochać. Czlowieku ogromny krok już zrobileś ;) Moja odpowiedź na Twoje pytanie jest w poprzednich postach w tym temacie, żebyś nie szukal cytuję

Jak już pisalam ja pokochalam siebie w największym kryzysie, w największej beznadziei. I nie mam żadnych wątpliwości co do tego, czy siebie kocham. Kocham. Możesz mieć mnóstwo wahań, co do siebie, ale do tej milości nie powinno ich być. Jeśli są to może jednak nie pokochalaś siebie tak naprawdę. Bo milość bezwarunkowa nie stawia warunków. Pokocham Cię, jak już będę pewna, że jesteś ok. Nie tak się nie da. Pokochać siebie trzeba ze świadomością wszystkiego co w nas zle. To jest prawdziwa milość. Do siebe samej, do życia i innych spraw możesz mieć masę wątpliwości, ale jak pokochasz siebie to już nigdy bez względu na wszystko nie będziesz chciala przestać. Bo to jest wspaniale
:)

Merika dobrym początkiem jest to że chcesz:) To jest dużo, naprawdę. Ważne jest to, żeby postawić na bycie sobą, dla siebie, nie dla innych. Żeby do tego dojść jak sie z bycia sobą zrezygnowalo, trzeba przede wszystkim otworzyć się na siebie, nie bać się swoich slabości i uczuć, zajrzeć w swoje wnętrze. Zaakceptować i pokochać siebie. To zawsze możemy zrobić. Zawsze. A potem pozwolić sobie być sobą. Jesteśmy najpiękniejsi jak jesteśmy sobą, jestem tego pewna. Żadna gra nie pobije naturalności. powodzenia.

 

Ja się osobiście bardzo cieszę, chyba coraz bardziej odkrywam siebie i jest mi z sobą dobrze:) JUŻ NIGDY NIE CHCĘ TWORZYĆ SWOJEJ DRUGIEJ WERSJI TEJ IDEALNEJ, BO KOCHAM SIEBIE TAKA JAKA JESTEM I JEDYNE CZEGO CHCE TO BYC SOBĄ. BĘDĄC SOBĄ JESTEM WARTOŚCIOWYM CZLOWIEKIEM. SZUKAJĄC INNEJ WERSJI SIEBIE MOZEMY NIE ZNALEŹĆ PRZEZ CALE ŻYCIE. A PRZECIEŻ TA PRAWDZIWA NASZA WERSJA JEST TAK BLIZKO...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:(

 

jak sie czasem zastanawiam nad swoimi problem,ami, to widze, ze w duzej mierze wynikaja z braku akceptacji wlasnie...

 

nie potrafie sie zaakceptowac, siebie ze swoimi wadami i mam wrazenie, ze ja i to, co wyglada na nerwice, tworzy bledne kolo: zla samoocena wywoluje lęki, lęki wywoluja wzgarde do siebie, to niszczy samoocene i tworzy sie koleczko...:(

 

mysle, ze trudno polubic siebie, bo wychowuje sie czlowieka do skromnosci i w podswiadomosci tkwi przekonanie, ze nie wypada cieszyc sie z tego, co sie ma w sobie fajne albo co sie odczuwa jako fajne

 

Problem z akceptacja siebie mam od zawsze. Jakkolwiek jeszcze jako dziecko w podstawowce jakos to ze mna bylo, pogorszyło sie w gimnazjum. Wiadomo, czas poszukiwania siebie itp i w takim okresie natrafiłam na ludzi, którzy mną pogardzali:( Podkopywali pode mną doły:( i strącali do środka:( poprzez przekręcanie moich słów po to, aby przedstawić innym, ze mam inne zdanie, ze co innego mialam na mysli, po to, aby sie ponatrząsać, że niby palnęłam coś głupiego... nabijanie sie dla samego nabijania sie, dla samego krzywdzenia psychicznego, a ich wlasnej rozrywki... nigdy nie bylam "typowa", w sensie, nigdy nie należałam do tych modnych, rozrywkowych kolezanek... byłam - i jstem - troche jak ten kot, co chadzał własnymi drogami...co było pretekstem do tego, aby niszczyć moją własną wartosc, traktowac mnie jako przedmiot natrząsań... ale jakos jeszcze było...

 

w liceum-szok, zupelnie inni ludzie. Sytuacji powyższych-brak. Czułam sie zupełnie innym człowiekiem-bardziej wartosciowym, bardziej radosnym. Czas szaleństw i optymizmu. Do czasu powaznego, bolesnego zakochania sie, które trwało przez rok, dopóki nie doszło do skutku w sensie zwiazku. Przez ten cały rok nieswiadomie dokopywałam sobie na rozne sposoby. Ze taka beznadziejna jestem, bo on mnie nie chce. Jestem tu, tak blisko, a on woli inne dziewczyny. Ze jestem nieatrakcyjna, brzydka, gruba. Ze moje zainteresowania nie są godne uwagi, ze to, ze smo... Z szalonej optymistki, którą byłam na początku liceum, stałam się zagubioną dziewczyną kroczącą w mroku.... a potem ten zwiazek, od początku pełen problemów:( facet nie miał do mnie szacunku, a przez to, ze mimo wszystko kochałam, to i ja siebie nie szanowałam... w tym czasie dodatkowo katowałam sie odchudzaniem (zrzucilam 10 kg i moja waga plasuje sie w dolnej granicy BMI prawidłowego lub pod nią, ale wciaz czuje sie gruba). 4 ms tego związku to były 4 ms łez, cierpienia, nerwow rozwalających nie tylko uklad trawienny, ale i checi do zycia... kazdy kolejny dzien to było grzezniecie w bagnie...:( osoba, z ktora bylam, pogardzala slaba psychika, pogardzala tym, ze ktos moze nie miec sily, aby cos zrobic, na cos sie zdobyc-a ja nie mialam, bylam wyniszczona po calym roku slepego zakochania... az w koncu facet mnie rzucil, w trakcie zdawania przeze mnie matury, mial do mnie pretensje, ze to niby wszytsko moja wina (bo nie jestem łatwa;P) i inne takie... long story, ale po co to pisze-bo po prostu po czyms takim czlowiek wczesniej juz dosc slaby psychicznie, nie szanuje siebie:( potrzebowalam z kims byc, aby moc dawac oparcie, ale takze (w tamtym czasie-przede wszytskim) otrzymac oparcie. a dostalam kopa nawet nie w dupe, a w serce.

 

czasem sie zastanawiam, jak to mozliwe, ze tak trwalam w tamtym zwiazku, byc moze dlatego, ze mialam naiwne nadzieje, ze jednak to oparcie w koncu znajde...

 

dlugo chowałam uraze, (teraz potrafie z tym człowiekiem normalnie rozmawiac, wybaczylam-fakt, ze opisuje, to wspomnienie, a nie wyrzut), dlugo mnie to wszystko bolalo...(pani psych, ktorej pozniej to opowiadalam, juz kiedy przyszlam w sprawie nerwicy, stwierdzila, ze moglam byc te ok. 2lata w depresji) do czasu az zakochalam sie znow - i znow nieszczesliwie.

 

Znow okazalo sie, ze ... ze co? ze sie nie nadaje?! ze nie jestem warta milosci?! ze nie da sie mnie kochac, nie da sie byc z kims takim jak ja, nie da sie poswiecic sie dla mnie, bo po prostu nie zasluguje na cos takiego. bo jestem wyrzutkiem, bo jestem brzydka, bo mam problemy w kontaktach miedzyludzkich, bo nie ma podstaw do tego, aby moglo byc inaczej!!!!!!!

 

bylam o tym bardzo silnie przekonana i caly czas wyrzucalam sobie, caly cas sama sobie wykopywalam doly... to bylo jak bicie sie drutem kolczastym po glowie w celu wbicia sie w wykopany rów:( jakkolwiek absurdalnie to brzmi... bliska mi osoba stwierdzila cos podobnego na bazie rozmow ze mna, w sumie jedna z niewielu, ktora w ogole wiedziala, ze mam jakis problem... bo dusilam w sobie i nie pokazywalam na zewnatrz, w miare mozliwosci oczywiscie... a przez to kisilam sie we wlasnym sosie, w tym bagnie emocjonalnym:(

 

zostalo to we mnie, chociaz troszke-troszke wychodze...

 

Od ok 9 ms jestem w szczesliwym zwiazku, planujmy wspolna przszłosc. Jest fantastycznie:) - a wzbranialam sie na poczatku przed uczuciem, z obawy, ze znow sie nie uda... Dzieki niemu czuje sie kims troszke fajniejszym, niz kiedys. Skoro jestem komus potrzebna, to cos musi we mnie byc. Przede wszystkim chyba zaczelam akceptowac swoja kobiecosc (ale niezupelnie-to nizej). Chociaz wciaz mam miliard kompleksów i czuje sie zle z tym, ze nie potrafie sie powstrzymac, aby o nich nie mowic...Ale wiecie co? czasem zastanawiam sie, jak to mozliwe, ze wlasnie ja... ze akurat jest ze mna, a nie z kims innym... czy tez, jak to mozliwe, ze spodobala mu sie dziewczyna, która [i tu nastepuje lista wad].. ze czasami nie wierze, ze to mozliwe, ze to mi sie pewnie sni, bo przeciez ... bo to, co pisalam wyzej... :(

 

On wie o poprzednich nieudanych zwiazkach i o moich problemach z akceptacją siebie. Powiedzial kiedys, ze uda sie nam to naprawic. W sensie, moja samoocene. Nie mi, a nam. To budujace. Budujace jest takze to, ze on twierdzi, ze nie ma we mnie rzeczy, ktore sobie zarzucam, a jest za to wiele wartosci. Ale ja w swojej niskiej samoocenie nieraz juz powiedzialam, ze jeszcze kiedys przejrzy na oczy i zobaczy te moje wady:( wiem, ze to koszmarne, ale nie mam jeszcze na tyle wiary w siebie, aby mowic inaczej:( nie czuje sie warta swoich lepszych slow, a z drugiej strony chce czuc sie ich warta, chce miec do siebie lepsze podejscie!!!!!! chce-bo mysle, z e w gruncie rzeczy to chyba fajna ze mnie babka;)

 

Sprawe pogarsza to, ze - najpewniej za sprawa nerwicy czy czegos - mam poczucie winy za wiele rzeczy... za rzeczy, których nie udało mi sie zrobic przed laty. Za rzeczy, które nie są złem, ale identyfikuje "cos we mnie" identyfikuje je jako zlo i rzuca na mnie cien wyrzutow sumienia. Czasem po prostu to czuje, bez wyraznej przyczyny. A czasem-czesto ostatnio-to poczucie winy takie, jak opisalam tu: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?t=6710&start=15 . Pojawia sie, kiedy mi zbyt przyjemnie. :( Tak, jakbym miala wpojone przekonanie, ze czlowiek powinien byc ascetą... a w takim przekonaniu robie wszytsko zle... a to sprawia, ze trace szacunek do siebie...

 

podobnie jak natrectwa religijne, ktore moge odegnac jedynie tekstem "nienawidze/nie cierpie siebie" :(

 

kilka dni temu stchorzylam przed wizyta u psychiatry, mialam isc pierwszy raz... i caly dzien sobie wyrzucalam.... wszystko we mnie krzyczalo przeciwko mnie, ze jestem zalosna, ze jestem tchórzem, ze sie nie nadaje do niczego :( widzialam oczyma duszy slowo "tchorz!" powielone po x razy, napisane w rzedzie pionowym, jedno pod drugim...:(

 

poza tym, jak od dawien dawna, mam wrazenie, ze znajomi patrzą na mnie i myslą, ze jestem gorsza... to chyba pozostalosc z gimnazjum... mam wrazenie, ze kolezanki z roku czasem mysla, ze jestem ciołem, ze inni znajomi podobnie

 

to troche egocentryczne wszystko, no nie?:( zalosne...

 

i jak tak to czytacie, to widzicie, ze wsyztsko sprowadza sie do samooceny. ja tez widze, ale nie potrafie tego przełamac:(

 

z przerazeniem zdaje sobie sprawe, ze jesli chociazby nie uwolnie sie od tych ciaglych wyrzutow, to nigdy nie bede szczesliwa tak na prawde:( bo zawsze bede czuc ten cien... i zawsze w takiej sytuacji bede soba gardzic:(

 

Dziekuje Bogu, ze dal mi tak fantastycznego faceta, ktory kocha mnie mimo moich wad i ktory powolutku, powolutku pomaga mi wyjsc ze wszystkiego. On wierzy, ze sie uda i ciagle powtarza, ze jesli ja tez zaczne wierzyc tak mocno, jak on, to sie uda (oj, wzruszylam sie...lezka sie kreci). Gdyby nie to, pewnie babralabym sie wciaz w dolku emocjonalnym... :(

 

Zastanawiam sie, jaak sie z tego wyrwac...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemka przeczytałam Twój cały post. Ze mnie też w podstawówce się wyśmiewali, ale musiałam to jakoś przeżyć. Nie bój się zaufać swojej miłości, nie koncentruj się jednak na niej w 100%, pamiętaj o innych znajomych, którzy zawsze w razie potrzeby Ci pomogą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siemka przeczytałam Twój cały post. Ze mnie też w podstawówce się wyśmiewali, ale musiałam to jakoś przeżyć. Nie bój się zaufać swojej miłości, nie koncentruj się jednak na niej w 100%, pamiętaj o innych znajomych, którzy zawsze w razie potrzeby Ci pomogą.

 

wyśmiewanie sie (czy tez raczej ponizanie, bo tak ze mna bylo) to akurat maly procent moich problemow, ale od tego wszystko sie zaczelo i to dlatego mam do dzis problem z docenieniem wartosci tego, co mowie, czym sie zajmuje, jak sie ubieram itp i ogolnie z kontaktami miedzyludzkimi

 

znajomi to nie sa osoby, ktorym mozna sie zwierzac (biorac pod uwage stopniowalnosc ludzi blizszych i dalszych przyjaciel-kolega-znajomy, znajomy jest na najnizszym szczeblu...), chyba ze na takim forum, jak to... tak na prawde mam malutko osob, z ktorymi moge porozmawiac o tym problemie.. konkretnie 2 osoby, w tym jedna z nich jest moj chlopak, a druga mieszka bardzo daleko, ma duzo wlasnych problemow, wiec wstyd mi zawalac ja swoimi:( czuje sie wtedy straszna egocentryczka:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyny, jeśli chodzi o żalenie się...słyszeliście o trichotillomanii ? Wciągnęłam się w to bagno na 2 lata. Nie polecam... =]

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:48 pm ]

Czasami z górki, czasem pod ;) Jak w życiu. Czemu jest ono takie trudne ?

 

PS. Coś we mnie drgnęło. Jestem pewna, że będzie lepiej. Walczę.

 

Pozdrawiam gorąco

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z kolei mam inny problem - znam swoja wartość, bywam nieskromna, ale, kurczę, mam przynajmniej świadomość swoich talentów i rozwijam je. Wszystko jednak rozbija sie o jedzenie i ono ma moc destrukcyjna. Pokochałam swoją psychikę, ale nie ciało, a ono ma tę słabość, że jest plastyczne i można je zmieniać. Kiedy człowiek poczuje, jak to jest dobrze się w nim czuć, mimo że wygląda, jak więzień Oświęcimia, a wszyscy nazywaja to chorobą, ciężko jest wybrnąć. Niby wyglądam już normalnie, ale wszędzie szukam możliwości, by wrócić do starego stanu. momentami zastanawiam sie, czy nie rzucić terapii ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby wyglądam już normalnie, ale wszędzie szukam możliwości, by wrócić do starego stanu. momentami zastanawiam sie, czy nie rzucić terapii

Do jakiego stanu? Do anoreksji? Jakaby to nie byla choroba powinnaś powiedzieć lekarzowi do którego chodzisz na terapię o tych myślach. Bo jak myślisz o powrocie do tego stanu i ta myśl sprawia Ci przyjemność to jest to niebezpieczne. Powinnaś to powiedzieć na terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ja wiem, że nie jest latwo, ale wiesz że powinnaś to zrobić to Ci wyjdzie na dobre. Przelam się, sama pisalaś, że jesteś fajną dziewczyną, która jest świadoma swoich talentów więc nie warto tego zmarnować. Pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam was wszystkich jestem nowy tutaj ...A więc mam na imię Paweł i mieszkam w Bytomiu depresja oraz nerwica lękowa męczy mnie 3 lata ale naprawdę bardzo rzadko/./..

 

Postnowiłem napisać ponieważ wszyscy potraficie się tutaj podbudować czytałem wasze posty i stwierdziłem ,że bardzo chcę należeć do waszego grona.. Mianowicie jestem z dziewczyną od trzech lat , przez ten czas okropnie ją skrzywdziłem , pomiatałem ,poniżałem traktowałem jak żecz:? Niestety , kazałem jej zerważ kontkt z koleżankami żeby mogł być tylko ze mną , na początku było fajnie przez rok bo jakimś czasie wszystko zaczęło się psuć zaczeliśmy się sobą nudzić tzw. przejedzenie wtedy odkryłem w sobie ataki depersji : gdy przychodziło lato robiło się ciepło ludzie wyszli na ulice ,słoneczko pięknie świeciło Ja chciłem być tylko z moją dziewczyną ni9enawidziłem tego ,że muszę iść do pracy na popołudnie czy rano a nocki to wogóle , znienawidziłem pracę do tego stopnia że chciało mi się wymiotować jk miałem tam iść a na ludzi z którymi pracowałem to niemogłem patrzeć , zamknąłem się w sobie i chodziłem własnymi drogami nierozmawiałem z nikim ciągle płakałem i byłem smutny niewytrzymałem i zaczałem brać L-4 coraz więcej .. aż w końcu się zwolniłem ,tak było pięknie mogłem spędzać czas z moją dziewczyną pomagałem jaj w pracy byliśmy ze sobą praktycznie 15h dziennie ...Lecz przyszedł czas iść znowu do nowej pracy i także mi się trafiło pracować na linii produkcyjnej w Japońskiej fabryce , inne towarzystwo po 3 m-c wolnych od pracy fjnie było n początku teraz po 2 latach nienawidzę tam chodzić ciagle monotonia i to samo ponadto siedzę tam po 8 godzin fakt ale 3 zm i człowiek pracuje non stop .. dom prac dom praca ciagle to samo mieszkam z rodzicami jest mi łatwiej całe pieniądze mam dla siebie ale to nie jest to zaniedbałem dziewczynę i zacząłem nerwy z pracy przeżucać na nią , wystarczyło mała kłótnia kiedy wybuchałem np to że nie kochaliśmy się kiedy brdzo chciałem doprowadzało mnie do furii potrafiłem ją wyzwać i wyjść..

Doszło do tego ,że niedawno 2 mc-e temu miła drobną stłuczkę moim utem , nic się niestało a ja po niej tak pojechłem ,że dziewczyna niewytrzymała i się załamała , potem dałem jej karę niepokazywałem się przez tydzień , cły czas się kłóciliśmy aż dziewczyn powiedziała mi ,że chce abyśmy zostli kolegami ( poszła to psychiatry . Pani doktor kazała jej się nieprzejmować i olewać wszystko nawet wycofać się ze związku) kiedy zacząłem to zuważać że moja kochana dziewczyna zaczyna się oddlać , niedzwoni do mnie , ciągle pisze z kimś na GG i rozmawia przez tel.. zaczeła wychodzić na miasto z koleżankami na całe godziny potrafi wracać w nocy około 4 do domu , zaczeła mnie olewać totlnie..

 

Niedawno pękłem ,załamałem się ,że ją straciłem ,ujżałem obraz wszystkich krzywd jakie jej wyrządziłem , nagle zobaczyłem ,że jestem sam niemam gdzie wyjść do kogo się odezwać niemam nikogo ze wszystkimi zerwałem kontakt jestem sam jak palec , dzwoniłem do dziewczyny non stop ,żeby sprawdzić gdzie jest co robi z kim przebywa ,jestema taki zazdrosny o nią ,że powiedziałem jak mnie zostwi dla kogoś innego to jej zrobię krzywdę albo popełnię samobójstwo ,życie dl mnie straciło sens , niemam celu w życi nic , jestem pusty i obojętny , nic mi się niechce , myślę tylko o niej z kim terz jest co robi...

Depresja rządzi totlnie niepotrafię się pozbierać siedzę w domu i użalam się nad sobą , nic nie jem ... życie nie ma sensu dla mnie , nichcę już niko poznwać nowego bo ją kochałem tylko ale zuważyólem to jak ją straciłem , próbuję cały czas naprwić coś przepraszałem kupywłem kwaiaty niby miało być dobrze miła mi wybaczyć i dać już ostatnią szansę podbudowałem się ale wczoraj powiedziała mi w parku ,że jedzie do Irlandii do Pracy i jak chcę to mam jechac z nią a jak nie to ona będie wysyłać mi pieniądze zarobione.. Załamałem się już totalnie ,że mnie cce olać i pojechać wiem że już niema szans aby było jak kiedyś a mi brakuje jej strasznie znowu jestem załamny płaczę nieumiem się pozbierac i niewiem co robić.. mam dość życia.. Niewiem co mam robić , powiedziłem jej że będę ją nosić na rękach , że może mnie zgnoić i niszczyć ale żeby była ze mną ... ale nic niewiem co robić bez niej jestem sam jak palec niemam dokąd iść na znajomych się dwno zawiodłem przychodzili jak coś potrzebowali ... prca mnie strasznie dołuje , ninawidzę jej chociarz nizarabiam żle ....

 

Wszystko wzięło się już dawno temu zawsze się wszystkiego bałem byłem wszystkim przestraszony , nigdy niebyłem na dyskotece mam wiele kompleksów chcociarz niejestem brzydkim facetem , niepiję ,niepalę, nieszlajam się .. Zawsze jak miałem deprechę to wsiadałem na motor i pędziłem ile fabryka dała 250km/h teraz już nwet to niedaje mi satysfkcji .. Wiem że popełniłem wiele błędów których się wstydzę , ale moja dziewczyna tez popełniła ich wiele.. Nigdy niewiedziałem dlaczego tak potrafię się zdenerwować za nic teraz okazło się NERWICA lękowa , nagłe ataki , nagle boję się życia że mnie zaciśnie , niedam rdy itd.. boję się ludzi i wstydzę , wydaje mi się że jestem tak nudny że nikt mnie nielubi.././ Wyżalam się ciągle nad sobą i płaczę jak małe dziecko ...

 

Nikt tego nierozumie że są ludzie nadpobudliwi uczuciowo, ludzie potrzebujcy miłości , przytulenia , pocałunku ,rozmowy i czasami porządnego kopa ,,... A niewiedziałem jak to powiedzieć mojej dziewczynie ... siedzę i cierpię wewnętrznie pustka!!!!

 

Pozdrawiam i już się przedstawiłem w skrócie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Pawelku. Nie martw się aż tak, najważniejsze jest to, że zdajesz sobie sprawę z tego jakie blędy popelnileś i chcesz to zmienić. Nie wiem dlaczego byleś taki dla swojej dziewczyny, jej musialo na Tobie zależeć skoro byla z Tobą mimo takiego zachowania z Twojej strony. Takie traktowanie w związku nie ma sensu, bo rani obie strony. Jak się kogoś kocha nie można go tak traktować. Ale już się o tym przekonaleś. Jeśli tak Ci na niej zależy powinieneś (chyba, że już to zrobileś) szczerze jej powiedzieć wszystko. Że nie chcialeś taki być, że Ci zależy, że ją kochasz. Może da Ci jeszcze jedną szansę. W każdym razie wyciągnij z tego wnioski na przyszlość: tak nie można traktować dziewczyny.

Nie zalamuj się, nie myśl, że życie nie ma sensu, może teraz tak to wygląda, ale na pewno ma sens, trzeba tylko popracować nad sobą i swoim życiem jak coś się popsulo. Trzeba to naprawić. Wszystko przed Tobą. I glowa do góry- teraz masz szansę zbudować sobie lepsze życie, nie popelniając już blędów z przeszlości. I nie obwiniaj już siebie- uwierz mi, każdy popelnia blędy. Mam nadzieję, że wszystko Ci się uloży ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co wygląda to często jej stawiałeś warunki, ultimatum, ustawiałeś ją wg swoich potrzeb - nie wiem jak to dokładnie nazwać ale to jedno z tych które wymieniłem - to był twój błąd. Teraz ona w sprawie wyjazdu postawiła Tobie ultimatum. No i masz wybór. Po prostu za błędy się płaci - czasem mniejszą a czasem większą cenę. Niestety robienie więzienia ze związku to nie jest dobry pomysł i kończy się niestety bardzo źle co widzę u wielu ludzi - nie spróbowałem tego sam ale przykładów dookoła wiele. Kop to Ci się należy - musisz to wszystko ogarnąć i złapać ostatnią szansę zanim będzie za późno. Ona wyjeżdża na krótko czy na długo? Musisz dać jej do zrozumienia że pozwolisz na jakąkolwiek swobodę w związku bo do tej pory takowej w ogóle nie było. Żeby to wszystko było zdrowe to musicie mieć coś wspólnego i coś co was dzieli - może to być praca, przyjaciele, ale nie da rady żebyście byli non stop ze sobą razem. Przynajmniej ja tak myślę. A poza tym głowa do góry i działaj!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja niestety znam taką historię z drugiej strony, z perspektywy dziewczyny...pozwalała tak się traktowac 7 lat, bo wierzyła, ze jak sie kogoś kocha - to nie robi sie mu krzywdy....wierzyła, ze jak sie będzie starać, to nie będzie karana brakiem spotkiań, rozmów, "zakazem przytulania" itp. czyli wszystkim co nie do pomyslenia dla zdrowego zwiazku. Aż skonczyła...niezdolna do bliskości, z lękiem przed drugim człowiekiem, z niskim poczuciem własnej wartości, z depresją...Zrób coś z tym Paweł, zanim nie jest za późno także dla niej...

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję wam za słowa wsparcia...

Robię co mogę , wiele żeczy już zmieniło się samo we mnie jak się załamałem po jej stracie.. Lecz wstałem terz po nocce i już któryś dzień jestem rozbity ,pusty i samotny .... Ciągle mam wyżuty sumieni do siebie i sobie wypominam wilele żeczy , wspomnienia męczą...

 

po drugie nie mam gdzie się udać ponieważ brak jakichkolwiek znajomych i kolegów załamuje mnie , naprawde jestem sam jak palec ostatnio w weekend moja dziewczyna poszła z koleżankami na miasto a ja w domu chodziłem od okna do okna bo niemiałem co z sobą zrobić..

 

To jest to ,że moja Anka była mi zarówno miłością jak i przyjacielem ,kumplem w jednym na niej mogłem zawsze polegać.. Depresja straszna mnie męczy, znowu powraca załamanie i samotność..

Ciężko jest obudzić się , otworzyć oczy ,zobaczyć te szare ściany , nic niemyśleć bo pustka w głowie , jak ważywo jestem bo jestem ale dla kogo - moja głupia zazdrość wewnętrzna mnie wykańcza PSYCHICZNIE cigle reżyseruję w głowie jakieś filmy i niemogę się tego pozbyć... Tyle jest kłamstwa na tym świecie , tyle grzechu ,na każdym kroku sex , terz facet nwet niemusi się męczyć żeby zdobyć kobietę -kilka piw i dziewczyny same się pchają.. To przeraża i tego się boję że wystarczy ,że do mojej dziewczyny dosiądzie się jakiś chłopaczek ,zgada zamiesza jej w głowie , rozweseli ,zabajeruje dobrze i że ona pęknie i pójdzie z nim To mnie cały czas męczy... Ja jestem tki ,że trzymam się daleko od kobiet , a od dawania mi przyjemności w łużku była zawsze moja kobieta.. Pozdrawiam dzięki za POMOC!!!

Byle bym wytrzymał te zmiany !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiele żeczy już zmieniło się samo we mnie jak się załamałem po jej stracie.

 

Byle bym wytrzymał te zmiany !!!

 

Wiele rzeczy się zmienilo? Przejrzaleś na oczy - i bardzo dobrze, bo zobaczyleś swoje blędy, dzięki temu masz szansę nie popelnić ich w przyszlości. Tak przeważnie jest, że w chwilach zalamania widzimy najwięcej. Jedno co napewno dobre w upadkach to to, że uczą i bardzo dużo pokazują.

 

Wytrzymasz, musisz być silny.

 

PS daj sobie spokój z tymi wizjami zazdrości- to nie ma sensu, przecież jak byla z Tobą mimo tego wszytskiego to chyba jej ufasz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej;)

Zastanawialam sie przed wejsciem tutaj na forum tego tematu, o czym wlasciwie ono traktuje...ale teraz nie zaluje ze weszlam.

Ashley, wyjelas mi z ust te Twoje sl;owa;) wiesz, to, co piszesz, tez dotyczy mnie, pewnie wielu ludzi, ale dawno temu myslalam, ze tylko ja mam takie problemy, a okazuje sie, ze nie...Wlasnie, nie wiem, jaka naprawde jestem, czuje, ze to wspaniala osoba, pomimo zapewne wad, ale jakos nie potrafier pozwolic jej sie przebic przez te gestwiny na zewnatrz, ktore wlasnie ukazuje swiatu, ludziom...ale wiem, ze juz powoli zaczynam to robic;) bo miec siebie, to najpiekniejszy dar...naprawde;)

wiecie co? duzo mialam sytuasji, kiedy chcilaam sie stac kims innym, np[. ktos byl dla mnie wzorem, a ja chcialam byc taka jak on...w gestach, mimice, ruchach, slowach, wygladzie...wszystkim...to tak naprawde dlatego, ze siebie jaKOS TRAKTOWALAM GORZEJ, ALE TERAZ JUZ NA PEWNO NIE ZAMIERZAM TEGO ROBIC, WRECZ PRZECIWNIE, POKAZAC SWIATU, AJK SIE ZYJE;) chce zeby ludzie patrzyli na mie i mowili: jest szczesliwa, jest soba, a przede wszystkim ja tego chce...czuje, ze powoli zblizam sie do tego celu;)

Ashley, pozdrowienia serdeczne dla Ciebie, bo Twoje slowa naprawde najbardziej do mnie trafiaja i pomagaja, naprawde...mam nadzieje, ze Tobie i Wam wszystkim tez sie uda;)

Pozdrawiam wszystkich;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja polecam "relacje międzyludzkie" arty o przyjaźni

 

Szczególnie dobry jest tekst pt. "Śpieszmy się kochać..."

 

jest soba

 

Nikt nie jest sobą w 100% - ale tak to dobrze napisane :) Najważniejsze to mieć odwagę by móc realizować siebie samego; by światło dzienne ujrzało wreszcie te wszystkie pozytywne pasje i talenty jakie każdy z nas niewątpliwie posiada.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie, nie wiem, jaka naprawde jestem, czuje, ze to wspaniala osoba, pomimo zapewne wad, ale jakos nie potrafier pozwolic jej sie przebic przez te gestwiny na zewnatrz, ktore wlasnie ukazuje swiatu, ludziom...ale wiem, ze juz powoli zaczynam to robic;)

Super że widzisz w sobie kogoś wartościowego :) Naprawdę milo coś takiego czytać. Jesteś na dobrej drodze. Idź nią dalej.

 

mam nadzieje, ze Tobie i Wam wszystkim tez sie uda;)

Mi się udaje. Coraz bardziej. Dzięki i też serdecznie pozdrawiam.

 

Najważniejsze to mieć odwagę by móc realizować siebie samego

i odważyć się być sobą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nawet nie wiecie ile dni człowiek może spedzic oszukując samego siebie, starając sie zdobyć aprobatę i miłość otoczenia, rezygnując z siebie- zapomnając czego tak na prawde chce, co myśli i -co gorsza- co czuje..., po czasie zdając sobie sprawe ze na pytania "co sadzisz ?" "podoba ci sie"? "cieszysz sie?" a nawet tak banalne jak "jaki jest twój ulubiony kolor"? itp. nie wie co odpowiedziec.

Tak napisalas blackwitch. Masz swieta racje, to samo dzieje sie ze mna. Pytana o cokolowiek, lapie sie na tym, ze odpowiadam czesto to, co gdzies juz slyszalam, jakas zblizona do "mojej" opinie, zeby tylko nie zapadla cisza z mojej strony. pozdrawiam

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:52 am ]

blackwitch, to mialo bys zacytowane, jakos nie wyszlo:P;) pozdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×