Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2


LDR

Rekomendowane odpowiedzi

TheEvilBlade Niestety obawiam się, że musisz poczekac na wizytę u psychiatry, może doraźnie pomoże jakoś rodzinny. Do czasu wizyty możesz wspomagac się suplementami, jak magnez, czy kwasy omega, herbatki ziołowe itp. Masz jeszcze czas przed szkołą, poczytaj trochę na temat walki z nerwicą. Polecam ci J.Bemis "pokonaj lęki i fobie", mi bardzo pomogła. Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TheEvilBlade, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że cierpisz na nerwicę (zaburzenia lękowe). Badania medyczne jednoznacznie wykluczyły zaburzenie somatyczne. Gdyby się coś działo z Twoim sercem, to nie miałbyś tak dobrych wyników. Poczucie osłabienia, o którym piszesz wynika z napięcia i niepokoju. Niestety tak jest, że im bardziej jesteśmy zaniepokojeni, w tym większym stopniu czujemy się fizycznie wyczerpani. Paradoksalnie dobrym rozwiązaniem na tego rodzaju problemy jest wysiłek fizyczny. Wysiłek fizyczny redukuje poziom adrenaliny i kortyzolu we krwi, a zwiększa poziom tzw. hormonów szczęścia. Zmniejsza też ten rodzaj poczucia wyczerpania, który wywołany jest czynnikami psychicznymi. Jeśli boisz się uprawiać w tym momencie sport (mam na myśli ćwiczenia aerobowe oczywiście) - a jest to częsta sytuacja u kogoś, u kogo dopiero zdiagnozowano nerwicę - zacznij od czegoś banalnego, np. od spacerów (najlepiej w jakimś dobrym towarzystwie). Jeśli ów wysiłek fizyczny będzie miał systematyczny charakter, to jego efekty mogą Cie pozytywnie zaskoczyć.

 

Ważne jest także, abyś się tak nie koncentrował na objawach fizycznych. To niestety dość trudne. Kiedy mamy wrażenie, że coś nam grozi, to trudno to ignorować. W momencie jednak, kiedy czujesz nieco większy niepokój, staraj się zająć umysł czymś innym. Możesz na przykład zacząć liczyć od 1000 do 0. Zagraj w jakąś wciągającą grę komputerową bądź po prostu idź z kimś pogadać (nawet przez telefon). Możesz sobie powtarzać: "Ty tylko nerwica. To, co czuję, to nic więcej, jak tylko objawy mojego lęku. Nic mi nie grozi". Dobrze byłoby wyłapać myśl, która Ci przychodzi do głowy w momencie lęku. Może brzmi ona tak (lub podobnie): "Czuję ucisk w klatce piersiowej. A co jeśli to zawał?!". Taką myśl warto zapisać i postarać przekonać siebie, że jest ona irracjonalna. W takiej sytuacji musisz sformułować argumenty podważające tę myśl. Na przykład: "Zrobiono mi już tyle badań i nic one nie wykazały. To tylko lęk i jego objawy". Oczywiście zaraz może się pojawić kolejna myśl: "A co jeśli coś przeoczyli?!". Wówczas musisz znów wysilić się na kontrargumenty: "Byłem badany przez specjalistów. Na pewno niczego nie przeoczyli". Całą procedurę kończysz w momencie, gdy niepokój minie.

 

Przydatne są też techniki relaksacyjne. Możesz spróbować z muzyką relaksacyjną, a także z treningiem autogennym Schultza (jest do ściągnięcia na necie).

 

Szkoda, że nie możesz mieć wizyty u psychiatry. Myślę, że mógłby on rozwiać wiele Twoich wątpliwości dotyczących choroby. Nie przejmuj się, na pewno nie wziąłby Cie za wariata. W zaburzeniach lękowych nie traci się osądu rzeczywistości.

Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia

hwn

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja historia z nerwicą lękową

 

Witam Was Wszystkich, przypadkowo trafiłam na to forum jakieś kilka dni temu, ponieważ szukałam leku na usunięcie, bądź chociażby zatarcie nie chcianych wspomnień i przykrych przeżyć jakich doświadczyłam zarówno 4 lata temu jak i tydzień temu. Chciałam napisać pierwszy post ale niestety odcięto mi neta więc skopiowałam swoją historię i wkleiłam na nowo dzisiaj. Jestem 24 letnią młodą dziewczyną, studentką kończącą studia zaoczne. Od roku mieszkam w dużym mieście tak, jak zawsze marzyłam. Jestem w związku z cudownym mężczyzną, Kocham Go całym sercem i duszą i wiem, że jest tym jedynym. Moje życie zawsze niosło ze sobą niespodzianki, jednak byłam zawsze na tyle silna, że sama stawiałam im czoła i wychodziłam zwycięsko z tych potyczek. Niestety dobra passa się skończyła gdy w 2010 roku zmarł mi Tata, to się stało tak nagle tramą było to gdyż to ja jako pierwsza zobaczyłam go nie żywego. Nie potrafiłam tego przyjąć do wiadomości, sądziłam, że to jakiś żart, jednak nie. Rok później dostałam pierwszego ataku, objawy tak jak opisujecie, standardowe, napady gorąca, kołatania serca, szumy w uszach, mrowienie ciała itp. Byłam u wielu specjalistów, przebadano mnie na wiele sposobów i zawsze wyniki wychodziły dobre a nawet bardzo dobre. Mimo tego jeden z lekarzy przepisał mi concor (beta blocek) brałam go długo bo prawie 3 lata. Ataki ustały to prawda, ale nie pokój pozostał. W końcu moja Mama przemówiła mi do rozsądku i zaprowadziła mnie do psychiatry, nie byłam z tego zadowolona bo moje zdanie o tych specjalistach jest stereotypowe, lekarz wysłuchał mnie w ciągu 10 minut a następnie przepisał lek na sen gdyż miałam lęki nocne i lek na dzień o nazwie Paxtin. Lek na sen szybko odłożyłam bo wzmagał mój apetyt i bardzo byłam po nim senna, mogłam spać nawet cały dzień a nie o to chodziło zaś Paxtin też nie obył się bez skutków ubocznych, byłam otępiała, antyemocjonalna a czasami aż za bardzo, zmienne nastroje co kilka minut i uczucie senności. Jednak Paxtinu nie odstawiłam jaki był taki był ale zauważyłam że dzięki niemu zaczęłam powoli czuć się lepiej, aż po pół tora roku wyszłam z nerwicy lękowej i mogłam cieszyć się życiem przez następny cały rok do momentu gdy zakochałam się w swoim przyjacielu, wyznaliśmy sobie miłość, zostaliśmy parą a moja Mama zaczęła wymyślać przeróżne bzdury i niszczyć nasz związek. Nie tolerowała mojego TŻ mimo iż, wywodzi się z dobrej rodziny, nie bogatej ale też nie ubogiej, normalnej rodziny, nie przeklina, nie pije (jego ulubione piwo to karmi...) nie pali, bo tak jak ja się tego brzydzi, nie spożywa narkotyków i nie imprezuje, bo w zasadzie ma tylko jednego przyjaciela a co najważniejsze ma dobre serce i bogatą duszę. Jestem szczęśliwa, że dane jest mi z nim być jednak moja Mama starała się ze wszystkich sił zniszczyć nasz związek. Codzienne kłótnie, płacz, wyzwiska, kontrola mojego życia, doprowadzały mnie do szaleństwa więc wyjechałam z domu rodzinnego i zamieszkałam z moim Ukochanym, pół roku było dobrze aż do ostatniego miesiąca, lipca znów zaczęły się ataki, znów moja choroba powróciła mimo iż ją pokonałam. Strach i lęki powróciły, napady gorąca i mocne, szybkie bicie serca. Lęk doprowadził mnie do tego, że siedzę zamknięta w czterech ścianach, niekiedy bojąc się włączyć komputer, ponieważ wszystko wywołuje u mnie kołatania serca. Nie mogę wyjść na dwór do ludzi, bo zwyczajnie się boję tłumu, autobusów, tramwai, pociągów, jedynie samochodem jako pasażer to jeszcze mogę się poruszać. Sklepy mnie przerażają, tydzień temu karetka przyjechała do tesco bo miałam atak, a gdy wyszłam z ambulansu nie byłam w stanie przejść 100 metrów bo znów się wzmogło, pogotowie zbierało mnie z podwórka koło mojego bloku i pojechali do szpitala. Podano mi magnez w kroplówce dwa worki, zastrzyk w pośladek na uspokojenie, przepadano (wyniki dobre) i wypuszczono do domu. Od tygodnia nie wychodzę z domu bo wszystko mnie przeraża, szum na korytarzu, ludzie. Nie mogę normalnie żyć tak jak dawniej. Jestem ograniczona, zamknięta w szklanej klatce. Nie mogę słuchać muzyki, którą tak kocham, każda piosenka czy ost wywołuje u mnie kołatanie i napady gorąca. Nie mogę oglądać jakichkolwiek filmów, nawet komedii. YT, nie mogę czytać opowiadań, książek nie mogę pisać opowiadać a to jest moja pasja. Rzuciłam wszystko co mnie cieszyło bo to co kiedyś kochałam teraz mnie przeraża przestaję uprawiać seks, bo boję się, że pod czas orgazmu mogę dostać zawału serca, więc rezygnuję z bliskości. Tak samo jest z samotnością. Mój chłopak pracuje od rana do wieczora, całymi dniami jestem sama w domu z kotem. Boję się że jeżeli dostanę ataku nikt mi nie pomoże i umrę, wiem że to tylko moja psychika ale ten lęk jest niestety silniejszy ode mnie. Każdego dnia wylewam łzy bo czuję się bezsilna, tak bardzo chcę znów żyć normalnie, jak każdy inny człowiek i zmagać się z przeciwnościami losu a nie uciekać i kulić się po kątach. Boję się również tego, że mimo iż mój chłopak jest wyrozumiały i tolerancyjny, empatyczny i wrażliwy to nie da rady sobie z moją chorobą, przerośnie go to i mnie rzuci, pomyśli że jestem wariatką a ja Go tak bardzo Kocham dlatego dla dobra jego i mnie samej postanowiłam znów udać się do psychiatry i jeżeli to konieczne znów leczyć się farmakologicznie byle by znów wrócić do normalności, znów żyć i cieszyć się życiem. Zachęcam wszystkich ludzi, którzy zmagają się z tą przypadłością przeze mnie nazywaną "chorobą widmo" gdyż tak naprawdę walczymy z czymś czego nie ma, jest w naszej psychice, jak potwór albo inna mara. Zwalczcie to! bądźcie silni, wiem że to nie jest łatwe, ale w życiu trzeba walczyć i nigdy się nie poddawać, to jest klucz do sukcesu. Pozdrawiam Was bardzo gorąco i wierzę, że uda Nam Wszystkim pokonać lęk!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam , jakiś większy rok temu dopadła mnie nerwica, na poczatku było cięzko ponieważ były lęki, zaczęło się to w zimie, gdy jest szaro itp itd. Wtedy postanowiłem sprawdzić wszystko co się da, byłem u psychiatry dał leki, jednak po nich czułem się zle oraz tak bez zycia , czując iż trace to co cenie czyli umysł postanowiłem z tym walczyć inaczej bez leków. Następnie bylem u psychologa, wygadałem się jednak również stwierdziłem iż to nie ma sensu ,wiem iż terapia wymaga czasu ale taka rozmowa nic mi nie daje, ponieważ mam wszystkiego swiadomośc :) Teraz opowiem co pozostało i jak jest, lęki raczej minęły , czasem gdy mam gorsze dni to coś wraca ale da sie z tym zyć. Mam objawy fizyczne np. Skręcanie w brzuchu rano tak ze nie moge spać, musze wstawac, często a praktycznie ciągle gdy coś zjem to czuje taki cięzar na zołądku, cofanie tresci zołądkowej, do czasu gdy coś jest na tym zołądku kręci mi sie w głowie, mam dreszcze czasem, czuje sie słabo, jednak jak z zoładka zejdzie cięzar to wszystkie objawy ustępują, najlepiej sie chyba czuje jak nic nie jem ;) Mało mnie cieszy, zyje aby do przodu, chyba nic nie dłuzej nie sprawia mi radosci no ale jest jak jest :) Chodzi mi o to czy te objawy fizyczne dotyczące jedzenia miną z czasem, czy da sie z tego wyrosnąc siłą woli? pije melisy, czasem syrop hydroxyzyne na uspokojenie, jestem osoba która dusi emocje w sobie ale takie dropne terapie mało dają, mimo to nie chce faszerowac sie lekami i mam nadzieje ze jednak po roku czy dwóch to przejdzie gdy siła woli to zwalcze... bo to strasznie męczy i to niezrozumienie innych... namawianie do jedzenia a nikt nie rozumie iż sciska w klatce i sie nie da jesc ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tak i nie :) ponieważ gdzieś tak z 3 lata temu gdy nie miałem poważnych objawów nerwicy tylko po prostu brak apetytu miałem robioną gastroskopie i niby nic nie wyszło :) musiałbym wybrać sie jeszcze raz i ewentualnie powtórzyć badanie. Z tym iż ja myśle iż to są objawy nerwicy i tak musi byc... Wiem jak to jest w naszych stanach i często nakręcamy sie na jakieś inne choroby a tego nie chce ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem ci,że ja miałam podobnie jak ty,brak apetytu gastroskopia i nic nie wyszło.Następne badanie miałam pół roku później i tym razem już coś wyszło ;) .Zwłaszacza że te cofanie treści żołądkowej to wygląda na refluks.Nie znam dokładnie twojej sytuacji tj,co mogło przyczynić się u ciebie do nerwicy.Moze być że to wszystko to efekt nerwów,a moze nie.Ogólnie nie polecam podejścia że "siłą woli to zwalczę" albo sam sobie dam rady,bo ja też kiedyś byłam taka mądra i wyszło mi to bokiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może zle sie wyraziłem ;) chce do zwalczać siłą woli do czasu gdy daje rade ;) gdy jeszcze jakos funkcjonuje, aktualnie ciesze się ze te większe lęki odeszły, zostały właśnie tylko problemy z jedzeniem , czasem szybkie bicie serca i jakieś zawroty gdy mam to uczucie "stania" czegoś na zołądku :) lekarz rodzinny powiedział ze już na to nic nie poradzi, ze tak trzeba funcjonować i polecił właśnie terapie psychologiczne, jednak wiem ze to długa droga a mi takie coś jak rozmowy nie pomagają ;) Najgorsze jest to że idzie zima a wtedy jakoś wszystko bardziej traci barwe ;) mniej tej radosci i sensu, może postaram się jeszcze raz o jakąs wizyte u gastrologa i jemu opisze me objawy pytając czy to na tle nerwowym czy też nie, zaszkodzić nie zaszkodzi ;p wiem ze psychiatra odpada, nie dosc ze leki wprawiają w otępienie to wtedy całkiem czuje się jak dziwak , jakbym już tracił umiejętnośc swiadomego myślenia, wrecz jak jakiś wariat ;D Moim lekarstwem jest chyba odnalezienie większego sensu , kogoś kto będzie wspierał, jak wiadomo w dzisiejszych czasach o ludzi którym mozna ufac :) No i wkońcu zabranie sie za prace tudzież za jej znalezienie a to tez nie jest łatwe z naszymi charakterami i dolegliwosciami , mimo to od dna trzeba sie odbic ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciaciek1991, piszesz, że szukasz kogoś, kto będzie Cię wspierał. O jakie wspieranie chodzi? Też zawsze szukałem ludzi, którzy by mnie pocieszali, poklepywali po plecach, mówili że wszystko będzie dobrze. Teraz wiem, że takie coś po prostu bardziej szkodzi, niż pomaga.

Od tygodnia uczęszczam na psychoterapii grupowej i sporo rzeczy już się dowiedziałem.

Co do pokonania objawów nerwicy. Ostatnio na psychoterapii mieliśmy tai chi, które o dziwo działa na mnie niesamowicie. Wprowadziłem tai chi do mojego codziennego życia i codziennie po 45 minut je praktykuję. Spróbuj, może też Ci pomoże :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O jakie wsparcie chodzi? a mianowicie o to aby ktoś był , nie wiem pisał, dzwonił, przyjaciel? takie drobne rzeczy mi wystarcza, dlaczego? a mianowicie dlatego iż wiele ludzi w zyciu mnie zawiodło którym ufałem i to mnie troche zmieniło :) Po prostu dla samego siebie nie chce mi sie w zyciu czegokolwiek robic, brak sensu a ze wsparciem kogos moge sprobowac znalezc prace, zaczac cos robic :) Bo dla samego siebie po co mi praca skoro pieniadze mi szczescia nie daja ani ich wydawanie chodz wiem ze tak nalezaloby zrobic aby chociaż wspierac rodzine finansowo :)

Nie chce isc do psychologa kolejny raz bo to co ta osoba stara mi sie przekazać to ja mam tego swiadomosc, jestem realistą, nie zyje w nieswiadomosci aby ktos tudziez psycholog mnie w jakiejś kwesti uczyl innego myslenia, bo ja to wszystko wiem :) brakuje mi po prostu pelnych zaufania osob, ciagle sam w czterech scianach, nie lubie imprez, tłoku , wole spokojne zycie , me kontakty to wirtualni znajomi i tyle :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Mam na imię Łukasz. Mam 21 lat i od 4 lat mam ze sobą problem. Gdzie się nie ruszę strasznie sie denerwuje że zaraz coś mi się stanie, że będę wymiotował. Zdaje sobie sprawę z tego że pewnie wielu z was to może śmieszyć ale każdy ma swój problem.. Mam tak od momentu kiedy w technikum w szkole dostałem grypy żołądkowej i wymiotowałem w autobusie, w szkole na przystankach itp miejscach publicznych. Utkwiło mi to w pamięci tak jakoś, i nie moge sie tego wyzbyć.. Od tamtej pory się tak dzieje. Jest to dla mnie bardzo uporczywe, ponieważ gdzy jadę gdzieś nawet ze znajomymi na miasto, czy to do jakiejś knajpy czy np do centrum handlowego na zakupy to cały czas o tym myślę. Lecz gdzy jadę z jakąś bliską mi osobą np bratem, najlepszym kumplem czy rodzicami. To wszystko jest OK, jak gdyby nigdy nic. Tak jakbym miał lęk przed innymi osobami.. Nie wiem czy to ma ze sobą jakieś powiązanie, ale tak samo np nie mogę pić wódki. w Dzień swoich 18 urodzin, zrobiłem ipreze. Porządziliśmy strasznie :D i od tamtego dnia nie mogę wypić wódki w żadnym towarzystwie. Wypiję 1 kieliszek i zaraz biegnę na zawnątrz bo jest mi okropnie niedobrze. Nie wymiotuję, ale strasznie mną rzuca i wydaje dźwięki jakbym gadał z niedźwiedziem :P. W pewnym stopniu to też jest uporczywe dla mnie, ponieważ jest wiele sytuacji w których wypadałoby sie napić choćby symbolicznie np na weselu, studniówce, grillu czy jakiejś imprezie. Ale gdy raz siadłem z moim najlepszym kumplem u niego w domu to wypiliśmy bez problemu 0,5 na dwóch i nie miałem wtedy żadnego problemu, żadnego lęku przed niczym. NIC. ale jak kilka dni później poszliśmy do znajomej na grilla i wypiłem tam pierwszyego kieliszka, to odrazu miałem odruchy wymiotne. Nie wiem dlaczego się tak dzieje. Próbowałem wielu sposobów, zażywałem nawet tabletki uspokajające.Staram sobie wmówić " chłopie masz 22 lata, całe życie przed Tobą a Ty takie akcje odwalasz ? patrz na innych, radzą sobie z problemami i mają gdzieś wszystko. Ale to też nic nie daje. Był spokój gdy przed każdym jakimś wypadem na miasto czy gdzieś brałem 2 tabsy. Ale ile mozna je łykać ? Kilka miesięcy temu odstawiłem je na dobre i problem powrócił ok. miesiąc temu gdy byłem ze znajomymi na mieście i nagle nie wiem skąd nie wiem jak w pewnym momencie zrobiło mi się strasznie niedobrze i musiałem wyjść na zewnątrz bo czyłem że po prostu zaraz zwymiotuję, i caly organizm zaczą głupieć (jakieś churgoty w rzołądku itp) i oczywiście rozmowa z niedźwiedziem :D ale nie zrzygałem się. Nie wiem co się ze mną dzieje. Za miesiąc szykuje mi się wesele kumpla i obydwa te moje problemy złączą się w jednym dniu jednocześnie. Juz dziś na samą myśl o tym weselu coś mi się dzieje, włącza się moja chora podświadomośc i zaczynam się bać.. Jak walczyć ze swoimi lękami ? Proszę doradźcie mi .. Pozdrawiam Łukasz[videoyoutube=][/videoyoutube]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Łukasz!

 

Niestety, drogą wirtualną nie da się postawić żadnej diagnozy, ale podejrzewam, że Twoje dolegliwości (nudności, mdłości, wrażenie, że zaraz będziesz wymiotował) występują na tle lękowym. Możliwe, że to nerwica, ale powinieneś skonsultować się z lekarzem psychiatrą, który będzie mógł postawić rzetelną diagnozę i zaproponuje odpowiednie leczenie (leki i/lub psychoterapię).

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Mam na imię Agata i mam 29 lat, od listopada zeszłego roku staram uporać się z moim lękiem przed śmiercią, kontrolowaniem serca, oddechu i czego tylko się da. Żeby wszystkiego było mało to gratis dostałam jeszcze bóle chyba somatyczne głowy, klatki piersiowej, jamy brzusznej, podbrzusza, kręgosłupa etc, obowiązkowo gula w gardle, szybkie męczenie się i zaburzenia wzroku. Mogłaby tak jeszcze pisać i pisać. Nigdy w życiu nie pomyślałabym że mnie coś takiego dopadnie, zawsze byłam motorem do każdego działania. Fakt jest jeden miałam dość stresowe życie przez 10 lat, miałam męża alkoholika, który mnie bił, zastraszał, miał próby samobójcze pod wpływem alkoholu och itd. W końcu zostałam wdową z dwójką dzieci...jeśli jest tu ktoś kto a ochotę mnie wysłuchać i porozmawiać będę wdzięczna. Byłam u lekarza przepisał mi citalopram ale boję się brać cokolwiek, bo boję się że mi bardziej zaszkodzi niż pomoże :( ratunku

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwia natręctw, nerwica lękowa, stres pourazowy, użyj dowolnej nazwy wszystko nawiązuje do strachu/ lęku przed czymś. W twoim wypadku akurat lęku przed wymiotowaniem. Będzie trzeba połykać SSRI a przede wszystkim będziesz musiał nauczyć się żyć z chorobą i wypracować sobie jakieś wewnętrzne mechanizmy myślowe, które umożliwią Ci w jakimś choćby małym stopniu poprawę obecnej sytuacji. Nic więcej nie da się zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rozumiem, ze SSRI to leki z grupy antydepresantów tak ?

Tak. SSRI - selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, szeroka grupa leków antydepresyjnych, które znajdują zastosowanie w leczeniu nie tylko depresji, ale też fobii społecznej, nerwicy natręctw, PTSD czy zespołu lęku uogólnionego. Obawiam się jednak, że w Twoim przypadku leki mogą nie wystarczyć. Czasami farmakologię dobrze jest wesprzeć psychoterapią.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o strucie wódką, to nawet bez jakiegokolwiek zaburzenia taki wstręt się może utrzymywać i nie ma w tym nic dziwnego. Czasem wystarczy się struć jakimś jedzeniem ,żeby następne kilka lat na samą myśl wykręcało żołądek. Po prostu skojarzenie jest silne

 

A co do lęku przed wymiotowaniem, to problemem nie jest sam lęk przed wymiotowaniem, tylko ogólny lęk, który Ci występuje pod tą postacią. Sam piszesz, że przy bliskich jest okej, tylko w obcym towarzystwie Cię łapie taka myśl. Więc po prostu są to nerwy i Twój umysł szuka sobie jakiegoś wkrętu i buduje wokół niego obsesje. Zastanów się czy kiedyś rzeczywiście wymiotowałeś jeszcze po tym struciu, czy to Tylko była Twoja faza? ;) Zrozum mechanizm tego lęku, że to jest wkręt. Konfrontuj się z tym, nie wypieraj się, że to czujesz ale działaj pomimo tego. Leki nie są koniecznością. Chodzi o zmianę podejścia, bez tego to faktycznie można leciec na pigułach całe życie i nawet się nie skapować, że można żyć bez nich. Stresuje Cie bycie wśród ludzi, nad tym trzeba byłoby popracować, a lęk przed wymiotowaniem to jakby temat zastępczy mózgu z poczucia gigantycznego dyskomfortu, że znalazłeś się w danej sytuacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Od jakiś 10 miesiecy borykam się z problemem. Zaczął się gdy w szkole na lekcji zaczęło chcieć mi się wymiotować. Bałam się ruszyć, zrobić cokolwiek. To były najgorsze chwile mojego zycia. Często bolal mnie brzuch miałam nudności. Stwierdzono u mnie zespół jelita nadwrażliwego. Co prawda fizycznie mnie wyleczono, ale w psychice został taki malutki diabełek, który gdy jestem poza domem wmawia mi, że zaraz będzie bolał mnie brzuch co spowoduje biegunkę lub wymioty i faktycznie mam nudnosci. Gdy jestem w domu wszystko jest okej, ale gdy wiem, że muszę wyjsc na dłuzej pojawia się lęk. Jak to leczyć ? Proszę pomóżcie. Już nie wiem co mam robić. Biorę leki na uspokojenie, chociaż one nie działają w 100%. Ratunku :(:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak ciągle przeżywasz ten lęk, to trzeba zapisać się na psychoterapię, bo to tylko będzie się potęgować i wchodzić w inne obszary. Przecież nie chodzi o objawy, tylko o to do czego odsyłają, z czym sobie nie radzisz i do czego na świadomie nie docierasz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do gastroskopii to warto sie dowiedzieć czy przy okazji badania miałeś robiony test na Helicobacter pylori. Niestety bez tego dodatkowego testu sama gastroskopia nie da Ci pełnej informacji.

Moja nerwica w sumie zaczeła sie od problemów żołądkowych. Rok temu w lipcu odczuwałam pierwsze nudności, wymioty ale zwalałam to na pokarm - może zjadłam coś nieświezego na mieście... różnie to bywa. Ale potem objawy sie nasiliły, do tego miałam problem z oddechem - tak jakbym nie mogła nabrać dużo powietrza, bo wszystko zatrzymywało mi się w gardle. Myślałam, ze sie udusze. Kiedy było już źle, poszłam do lekarza i dostałam skierowanie na gastroskopie. Miałam bakterie HP. Pierwsze leczenie - okropne wymioty, zmiana antybiotyków - to samo. Przez tydzien praktycznie nic nie jadłam, każdy zapach wywoływał wymioty - MASAKRA, a za tydzien kolejny rok studiów. Byłam przerażona, bo nie byłam w stanie funkcjonować. Ale w koncu to wyleczyłam. Dodatkowo mam przepukline i refluks który objawia sie zgagą oraz uczucie kwasu w przełyku - znacznie częściej. Ale dostałam leki. Na refluks bierze sie inhibitory pompy protonowej i mija.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoja historia jest podobna jak historia wielu wielu osób - w tym moja. Ja miałem robione gastroskopie, które nic nie wykazywały. Uważano,że mam Helicobacter i trzeba go zwalczyć, bo powoduje zapalenie żołądka (jest bakteria i jest widoczne zapalenie), próbowano antybiotykami i się nie udało, potem na gastroskopii wyszło, że Helicobacter nadal jest, ale zapalenia żołądka już nie ma :D I uznano,że to nie była jednak wina tej bakterii, bo pamiętaj że ona występuje u ogromnej liczby ludzi - 30-40% ? I normalnie jej się nie zwalcza. Więc pozytywny test w praktyce nic nie oznacza, bo co druga osoba to ma.

Mi wszystkie objawy i walka (pisze o tym teraz tak lekko, ale to było załamanie życia) zajęły grubo ponad rok. Obecnie wszystkie objawy się znacznie zmniejszyły, powiedzmy,że bóle żołądkowe są jakieś 5 razy mniejsze niż były. Co się do tego przyczyniło? Ciężko powiedzieć. Dużo mi dała świadomość - że nie jestem sam i że faktycznie coś takiego jak "nerwica" istnieje. Trochę mi dały leki przeciwlękowe - pokazały że przy uspokojeniu organizmu lekami nagle wszystkie bóle znikają (bóle lękowe, nie mam na myśli leków przeciwbólowych oczywiście). Ale największa praca odbyła się chyba we mnie, nad zrozumieniem i akceptacją,że mój organizm tak działa ... i próbą zmiany podejścia do życia na mniej stresowe, i podejścia do wszystkich objawów. Teraz jest ZNACZNIE lepiej, tak że ze stanu "nie chce mi się już żyć" jeszcze pół roku temu udało mi się przejść do stanu "niemal wszystko gra, ale muszę uważać na swoją psychikę". Jeżeli jesteś choć trochę "kumaty" poradzisz sobie ;) Zrób sobie na pewno wszystkie badania czy przypadkiem problemy nie leżą gdzieś indziej (podstawa to rezonans głowy, resztę Ci lekarz zaproponuje). Jak masz jakieś pytania to pisz śmiało ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×