Witam , jakiś większy rok temu dopadła mnie nerwica, na poczatku było cięzko ponieważ były lęki, zaczęło się to w zimie, gdy jest szaro itp itd. Wtedy postanowiłem sprawdzić wszystko co się da, byłem u psychiatry dał leki, jednak po nich czułem się zle oraz tak bez zycia , czując iż trace to co cenie czyli umysł postanowiłem z tym walczyć inaczej bez leków. Następnie bylem u psychologa, wygadałem się jednak również stwierdziłem iż to nie ma sensu ,wiem iż terapia wymaga czasu ale taka rozmowa nic mi nie daje, ponieważ mam wszystkiego swiadomośc :) Teraz opowiem co pozostało i jak jest, lęki raczej minęły , czasem gdy mam gorsze dni to coś wraca ale da sie z tym zyć. Mam objawy fizyczne np. Skręcanie w brzuchu rano tak ze nie moge spać, musze wstawac, często a praktycznie ciągle gdy coś zjem to czuje taki cięzar na zołądku, cofanie tresci zołądkowej, do czasu gdy coś jest na tym zołądku kręci mi sie w głowie, mam dreszcze czasem, czuje sie słabo, jednak jak z zoładka zejdzie cięzar to wszystkie objawy ustępują, najlepiej sie chyba czuje jak nic nie jem Mało mnie cieszy, zyje aby do przodu, chyba nic nie dłuzej nie sprawia mi radosci no ale jest jak jest :) Chodzi mi o to czy te objawy fizyczne dotyczące jedzenia miną z czasem, czy da sie z tego wyrosnąc siłą woli? pije melisy, czasem syrop hydroxyzyne na uspokojenie, jestem osoba która dusi emocje w sobie ale takie dropne terapie mało dają, mimo to nie chce faszerowac sie lekami i mam nadzieje ze jednak po roku czy dwóch to przejdzie gdy siła woli to zwalcze... bo to strasznie męczy i to niezrozumienie innych... namawianie do jedzenia a nikt nie rozumie iż sciska w klatce i sie nie da jesc