Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

jar23. witaj w klubie. to najprawdopodobniej nerwica.

 

A ja nie mam siły... Przepraszam, że mam takie huśtawki. Ale ciągle jeszcze próbuję... :(

Odkryłam dzisiaj coś nowego. O czym zapomniałam zupełnie. Otóż mój chłopak spodobał mi się od razu, na początku poznania. Ale zakochałam się w nim po tym jak zaczęliśy ze sobą chodzić. Wcześniej bardzo mi się podobał. Wiem ze za szybko zaczęlismy wtedy ze sobą chodzić. Ja nie byłam pewna, chciałam go zostawić. Ale w miarę chodzenia ze sobą i poznawania sie - zakochałam sie w nim.

Czy to mozliwe, zeby zakochanie przyszlo z czasem.??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jar23: Ja po 2,5 roku bycia z moim ukochanym przezylam cos takiego jak Ty...Normalnie z dnia na dzien poczulam jakby moj chlopak byl mi zupelnie obcy.Pamietam to nastapilo po jednym z silniejszych atakow nerwicy.Ta choroba uderzyla w to co najbardziej kocham...kiedys nie widzialam swiata poza moim ukochanym,dzis jestem chlodna i czasami zupelnie pozbawiona uczuc:(

MartoF: Trzymam kciuki za Twoj slub!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ninfo, bardzo Ci dziękuję. Ja z kolei mam taką blokadę, że jak pomyślę o moim M. to odzywa się we mnie głos: NIE !. I to jest odczucie szybsze od realnych myśli, jakaś taka blokada, mur przed Nim, którego nie potrafię w sobie zbić. Nie wiem co będzie dalej, ale nie wyobrażam sobie życia bez Niego. Nie mam wyjścia. Gdy tylko pomyślę, że mogłabym się z Nim rozstać, że nie mogłabym przez tą blokadę z Nim być to świat mi się wali... nie chcę. Zaczynam wiec myśleć, że może przełożę ślub, ale rozum mówi caly czas, że też nie chcę, że po co... I jestem więc wściekła na tą blokadę, chcę żeby zniknęła.. nie udaje się, siedzi w głowie, więc się poddaję. Załamuję się, zaczynam płakać, żyć mi się nie chce... I znowu obietnica, że się nie dam... że będę walczyć od nowa - i tak w kółko. A jak Ty się teraz czujesz??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A macie takie silne myśli depresyjne związane z nerwicą? Że macie ochotę sobie coś zrobić, bo już nie wyrabiacie tego? Ja czasami nie mam ochoty zupełnie niczym się zająć, wszystko wydaje mi się nieinteresujące i przepełnia mnie lęk, że tak już będzie zawsze :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MartoF:Ja tez tak czesto mam,ze pomysle o moim ukochanym i odzywa sie we mnie ten glos: NIE!I tak samo jest to odczucie szybsze od realnych mysli.Tez nazwalabym to blokada...Ale nie wyobrazam sobie zycia bez mojego narzeczonego.Obecnie biore leki antydepresyjne i lęki troche sie wyciszyly,jest mi wszystko jakby obojetne...Podobnie jak Lucy86 czasami nic mi sie nie chce i ogolnie wszystko wydaje sie takie nieciekae,nieinteresujace...Tez sie boje,ze tak juz bedzie:(( Chyba jednak nic nam innego nie zostaje jak tylko walczyc...?? Trzymaj sie Marto :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lucy, Ninfo, ja bardzo często mam wrażenie, że już dłużej nie wytrzymam, i albo umrę z bezsilności, albo wyłuskam sobie mózg wlasnoręcznie byleby tylko nie myśleć. Ale i tak brnę do przodu, wychodzę za mąż i walczę. I może każdy powie, że źle robię, że w takim stanie co ja poczyniam, ale trudno, nie mogę się zatrzymać. Nie widzę innego wyjścia skoro chcę mojego M., i może właśnie to pomoże mi wyjść z tego cholerstwa.. A jesli nie? To już nie wiem.. Trzymajcie się dziewczyny :-*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MartoF.... mam identyczne odczucia . identyczne. tak jakbym chciala go kochac i z nim byc a nie moge. jest w moich oczach najpiekniejszy i najwspanialszy, idealny... kocham jego wady. ale cos w mózgu mi kracze za uchem... i nie pozwala. chcialabym to wyciąć. to jest jak uciskający boleśnie guz... co robic? Ty chodzisz do psychologa.

ja sie wybieram w czwartek . pzdr;***

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojej, tak czytam i czytam i się zastanawiam czy mnie tez to dotyczy. Mam nadzieję.... dziwnie to brzmi ale mam nadzieję, że to natręctwa a nie rzeczywistość.

Chyba muszę zacząć od początku świata: ;)

Mam nerwicę, chodziłam rok wcześniej na terapię indyw. ok 2 lat, terapia w zasadzie nie była zakończona ale urwana :cry: Leków nie brałam. Miewam (znikają) różne objawy typu natręctwa - odnoście z różnych tematów... Mam 24 lata, za rok kończe studia i nigdy nie byłam w takim stricte związku...

Z K się poznaliśmy w marcu tego roku na wspólnym spotkaniu ze znajomymi. Mieszkamy od siebie 250km... K na pierwszym spotkaniu mi się wcale nie spodobał. Ale napisał do mnie przez internet i zaczeliśmy ze sobą pisać. Zaryzykowałam, spotkaliśmy się, wrażenie zrobił na mnie ogromnie pozytywne - świetny facet. Kontakt przez internet, ale raz na jakiś czas. Często byłam zawiedziona że on tak rzadko pisze. Potem kilka spotkań na żywo - parę weekendów, potem cały tydzień razem. Teraz smsy, gg... I razem jesteśmy teraz może od miesiąca choć trudno cezurę określić.

Myślę, że bardzo się podobam K. Ja sama mogę sprawiać wrażenie chłodnej, z różnych względów...

K jestem (byłam???) zachwycona, nigdy nie spotkałam takiego mężczyzny. Po prostu "facet idealny" :lol: [tak wiem, że takich nie ma...] Mówię (myślę? myślałam?) że jestem zakochana. Przez te kilka dni razem czułam się tak szczęśliwa i mialam przekonanie, że to na pewno ten że w każdej chwili moge wziąć z nim ślub :lol:

Ale jednego dnia jak on powiedział coś banalnego (!!!) co mnie troszkę zabolało. Zaczęłam od tamtej pory mieć jakieś myśli, że może tak naprawdę to ja nic do niego nie czuję. Że tak bardzo potrzebowałam być z kimś że wmówiłam sobie to wszystko (bo tak rozumowo to K rzeczywiście zasługuję na uwagę..)

Że może to tylko pożądanie i hormony? (i nie mówię tu o seksie tylko o potrzebie ciała)

 

Boję się, że może nie chce sie przed sobą przyznać ani skonfrontować z uczuciami że nic do niego nie czuje. Że nie chce go stracić. K jest genialnie inteligentny, podoba mi się fizycznie, pociąga mnie, ma poczucie humoru... choć zupełnie odbiega od facetów którzy mi sie podobali do tej pory. Boję się też, że może skupiam się podświadomie na tym że sporo zarabia... o Boże.. nie chcę tak!

 

Boję się, że nic nie czuję do K, ze wszystko wymyślił mój rozum i moje ciało - że TYLKO ciało nas trzyma i niedługo okaże sie, że nie mamy o czym gadać. (a K mówi sporo, ja zazwyczaj też, a przy nim zwykle mam taki blok - jak milcząca twierdza, choć ogólnie jestem bardzo naturalna przy nim!)

Miałam jeden taki wieczór w którym myślałam, że oszaleję (gdy oglądałam zdjęcia K- doszłam do wniosku że jest mi totalnie obojętny i nawet mi się strasznie nie podoba z wyglądu...) Naprawde tak myślałam wtedy.... miałam takie uczucia też gdzieś na drugim spotkaniu.

Boję się, że straciłam kontakt z własnymi uczuciami od kiedy nie chodzę na terapię, że przestałam nad nimi pracować... i że dlatego nie wiem czy coś do K czuje.

W każdym razie K bardzo bardzo mi sie podoba, mogłabym ciągle o nim mówić, jestem ;) dumna, że mam takiego ekstra faceta. Naprawdę takiego faceta chciałabym mieć jeśli się nawet rozstaniemy.

Są dwie różnice między nami: 1) on jest umysł ścisły ja humanista, cały czas panicznie boje sie że nie będzie o czym rozmawiać 2) ja jestem praktykującą chrześcijanką i sakramenty są dla mmnie ważne. on wierzy w Boga, ale ma trochę inny światopogląd niż ja. Ja mam straszny konflikt w sobie w tym temacie jeśli chodzi o seksualność... jest to koszmarne. Nie wiem jak sobie z tym poradze.... Boję się, że to powoduje moje wątpliwości, co do moich uczuć.

 

Tęsknię za nim, nie mogę doczekać się aż się zobaczymy za kilka dni ale... eh...

o rany nigdy w życiu nie napisałam takiego długiego posta.. wybaczcie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko, nie chodzę do żadnego psychologa... Byłam chyba u czterech, albo i pięciu, w przypadku ostatniego wydawało mi się, że trafiłam dobrze. Ale po tym jak Pani ciagle mówiła mi, że głupio robię z tym ślubem, że powinniśmy pożyć sobie jeszcze i zobaczyć co będzie, czułam się jeszcze gorzej. Według niej pakuję się w rozwód, i powinnam się przekonać czy aby przypadkiem moje myśli nie są prawdziwe. I być może sama kiedyś dojdę do wniosku, że to nie jest TO. Po takich słowach nie moglam się przez tydzień pozbierać, płakałam i tak strasznie nie chciałam nigdy poczuć, że to nie TO :(. Już więcej do tej pani nie wróciłam...

 

Mój M. namawia mnie na psychoterapię po ślubie, ale ja się trochę boję, że co będzie jak po niej faktycznie dojdę do wniosku, że to nie TO, i będzie już za późno - po ślubie?? Ach, jeden wielki koszmar, ale Wy kochane dziewczyny doskonale to znacie :).

 

Dino, nie martw się, że jesteś jedyna w swoich odczuciach, przez ten cały rok miałam dokładnie takie same wrażenia i odczucia:). Wydawało mi się, że chce Go tylko dlatego, że jest fajny, dobry, co gorsze dobrze zarabia, że lepszego w swoim życiu nie spotkam... A ja jestem wstrętna egoistką, która marnuje mu życie. Jedynym argumentem na moją korzyść było to, że ja nie chcialam nikogo innego, że nigdy żaden facet nie będzie moim M., krzyczałam sama do siebie, że przecież ja wiem, że tylko z kimś takim jak On mogłabym być - tylko z Nim. I stąd ta nieustająca walka... A z drugiej strony znając siebie, czy gdyby nie zależało mi tak bardzo na moim M. to chciałoby mi się tak walczyć? Już dawno rzuciłabym tym w cholerę i poszukała sobie innego :). Ale nie, chcę wlaśnie JEGO.

 

Co do różnicy poglądów, to powiem Ci szczerze, że oczywiście łatwiej jest gdy macie podobny światopogląd, ale nie to jest przyczyną nerwicy - tak mi się przynjmniej wydaje :). Ja i mój M. jesteśmy osobami wierzącymi, szanujemy swoje zasady, a i tak to cholerstwo jest między nami :). Wiara i sakramenty o tyle pomagają, że człowiek wie, że nie jest sam, i może błagać Boga o pomoc, a On w tym cierpieniu z nami jest...

 

Trzymajcie się dziewczyny ciepło ;-*. Musi być dobrze !!!! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Marta.

Nazywaj swoje uczucia, te bolesne też (np pisząc) TO BARDZO WAŻNE, żeby mieć z nimi kontakt.

Ja wiem, że to nie jest przyczyną nerwicy :) boję się tylko, że ten mój konflikt wewnętrzny powoduje po prostu duże napięcie i powstawanie tych natręctw. Wcześniej tez miałam różne natręctwa ale w innych sprawach. na szczęście koszmar mijał po jakimś czasie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj dina,

 

Mysle, ze ten daice sobie rade Ty, tak samo Marta. Kiedy ja dolaczalem do tego forum, a byl oto juz spory czas temu zmagalem sie juz ponad rok z tym "czyms" - wtedy jeszcze nazywalem to "to" bo nie wiedziale mz czym dokladnie przyszlo i przyjdzie mi sie jeszcze zmierzyc. To nie jest latwe - sami o tym wiecie, to trudne i bardzo bolesne gdy chce sie konicznie w danym momencie czuc to co sie chce a czuje sie na odwrot, a jeszcze gorzej gdy czuje sie cos czego nie mozna zaakceptowac. Mysle ze pierwszym i niiezbednym krokiem jest akceptacja tego faktu i proba nie walczenia z tym. Gdy juz sie zaakceptuje i niejako pogodzi z tym stanem mozna spojrzec bardziej trzezwym i niemocjonalnym spojrzeniem na cala sprawe i zamieszanie z tym zwiazen. Nalezy racjonalizowac mysli i nazywac to co sie czuje nawet te zle emocje - te chyba szczegolnie. Trzeba dac sobei mozliwosc odczuwania takze negatywnych emocji bo ich nigdy nie unikniemy w zyciu. Wiem, ze to sie pisze latwo - ja sam jeszcze do konca sie tego nie pozbylem i nadal bywaja okropnie ciezkie dni i chwile w moim zyciu kiedy to powraca i kaze mi sie zastanawiac nad rzeczami ktorych nie da sie zdefiniowac w czarno-bialej palecie barw. Mimo, ze ja juz bardzo wazny w zyciu krok - slub - mam juz od kilku miesiecy za soba to nadal mnie to martwi i mimo, ze sytuacja w moim zyciu niejako sie ustabilizowala i teraz "decyzja zostala podjeta", to nadal czasem mnie to podcina i zmusza do klekniecia... To trudne wiem.. ale wierze, ze Wam i mi sie w koncu uda w zadowalajacy sposob pokonac te trudnosci. Pozdrawiam was serdecznie i trzymam za Was mocno kciuki ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja znów się w to zagłębiam. Od poniedziałku nie mogę się ruszyć z domu, bo dostałam grypy. Nie tylko fizycznie czuję się beznadziejnie, ale i psychicznie się pogorszyło. Cały dzień siedzę w domu, więc się nudzę i ciągle myślę. Jak mój facet już przychodzi koło tej 18, to ja już jestem nakręcona. Wszystko analizuję, zastanawiam się, czy właściwie spędzamy czas. Wróciły mi myśli w rodzaju, co będziemy razem robić i czy się nie nudzimy i czy mamy wspólne zainteresowania. Nie mam na nic ochoty, bo się źle czuję, ale oczywiście natręctwa sugerują, że to dlatego, że nie jestem z nim szczęśliwa. Naprawdę już się zastanawiam, żeby sobie coś zrobić :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja z kolei mam myśli dzisiaj, ze nie mogę wyjść za mąż za mojego N. Że to nieuczciwe, nie fair w stosunku do Niego i Boga, przed którym mam ślubować. Że nie mogę tego zrobić mając taką blokadę... Jestem załamana... Bo to ozznacza, że powinnam od Niego uciec.. zmarnuje sobie życie :(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie najbardziej przeraża, że nigdy nie będę szczęśliwa i normalna, bo te zaburzenia zawsze wracają. Teraz weszłam w kolejną fazę, że problemem jest mój ukochany i jak się z nim rozstanę, miną. I jak tu nie zwariować? Już nie mam siły sobie tłumaczyć, że to bzdura.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wszystkim:)

 

100 lat mnie nie było. Powiem Wam krótko: przeczytajcie książkę "Przebudzenie" De Mello. Mi dała strasznie dużo. Przede wszystkim dystansu.

W moim przypadku chodzi o to że sama przed sobą udaję kogoś innego. Wyszłam z tego świństwa. Mój facet to wspaniały człowiek ale ja potrzebuję swojej przestrzeni. Są sprawy które mi nie leżą w nim i kiedyś chciałam ich nie widzieć i bałam się że jak zobaczę to będzie rzeź;)) Juz się nie boję. Liczy się tylko to co we mnie, to czego pragnę. Są we mnie chyba co najmniej 2 osoby: matka i ja. Mama zawsze była dla wszystkich dobra, kochana, poświęciła swoje życie by innym zrobić dobrze. Ja jestem kompletnie inna, a cały czas coś we mnie mówiło mi że mam być dobra i bla bla bla i jak się nie poświęcam to jestem be. Ja nie jestem nikim innym poza sobą i szczerze mówiąc dobrze mi z tym.....w końcu;)

 

Zaufać sobie, dostrzec siebie - kiedyś myślałam że to głupi slogan ale to był mój klucz do wyrwania się z tej matni.

 

Pozdrawiam Was!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wszystkim:)

 

100 lat mnie nie było. Powiem Wam krótko: przeczytajcie książkę "Przebudzenie" De Mello. Mi dała strasznie dużo. Przede wszystkim dystansu.

W moim przypadku chodzi o to że sama przed sobą udaję kogoś innego. Wyszłam z tego świństwa. Mój facet to wspaniały człowiek ale ja potrzebuję swojej przestrzeni. Są sprawy które mi nie leżą w nim i kiedyś chciałam ich nie widzieć i bałam się że jak zobaczę to będzie rzeź;)) Juz się nie boję. Liczy się tylko to co we mnie, to czego pragnę. Są we mnie chyba co najmniej 2 osoby: matka i ja. Mama zawsze była dla wszystkich dobra, kochana, poświęciła swoje życie by innym zrobić dobrze. Ja jestem kompletnie inna, a cały czas coś we mnie mówiło mi że mam być dobra i bla bla bla i jak się nie poświęcam to jestem be. Ja nie jestem nikim innym poza sobą i szczerze mówiąc dobrze mi z tym.....w końcu;)

 

Zaufać sobie, dostrzec siebie - kiedyś myślałam że to głupi slogan ale to był mój klucz do wyrwania się z tej matni.

 

Pozdrawiam Was!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Izichristina, mi psychiatra dzisiaj powiedziała, że jeśli nie przejdę psychoterapii związanej z problemem separacji, to nigdy nie wyzdrowieję. Krótko mówiąc, nie odcięłam pępowiny. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się to przepracować, a do książki chętnie zajrzę.

 

A tak ogólnie dostałam wreszcie lek Cital. Będę go stosować równo z antykoncepcją, mam nadzieję że będzie okej i czekam na efekty z niecierpliwością :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czlowiek ktory kocha prawdziwie - nie zastanawia sie z jakich powodow kocha, nie potrafi tych powodow wymienic. a my?? glowkujemy nad tym. blokada opuscila mnie ponownie w 100%. przyczyna lezala w poczatkach zwiazku. jestem pieprzoną idealistką, szukalam magicznej milosci, na zawsze, po wieki. a moj zwiazek nie zaczal się zakochaniem od 1ego wejrzenia. bo milosc to proces, a nie magia. przyznaje sie [a wczesniej uciekalam od tego problemu, wymiotowalam] - mialam watpliwosci wiazac sie z Nim, zaryzykowalam. Ale dostrzeglam piekno i pokochalam. To ze odbiega to od baśni, nie przeszkadza mi w tym 'na zawsze', 'po wieki'. wręcz przeciwnie - wierze w to, dążę do tego.

PROBLEMY RODZĄ SIĘ W NASZEJ PODŚWIADOMOŚCI. SĄ BLISKO, ALE OMIJAMY JE. BOIMY SIĘ ICH. LĘKAMY SIĘ LĘKU. A WSZYSCY KOCHAMY.

mamy rozne przypadki, ale nic nie dzieje sie bez przyczyny.

 

jestem z siebie dumna. ciezko walczylam. o tą milosc, pewnosc. bylo warto

 

powodzenia :*********

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A macie niekiedy tak,ze boicie sie przyszlosci??Ja na przyklad boje sie,jak bedzie wygladal moj zwiazek po slubie,czy nie bedzie nudno...Jak tylko slysze,ze ktos sie z kims rozwiodl,to od razu zaczynam panikowac...nachodza mnie wtedy straszne mysli,od razu zaczynam wyobrazac sobie siebie w takiej sytuacji...Poza tym zdalam sobie sprawe z tego,ze po prostu nie ufam sobie,boje sie,ze przestane kochac mojego narzeczonego.Ciagle o tym mysle.Wszystko bylo dobrze do czasu pierwszego ataku nerwicy(zaraz potem zachorowalam na depresje),zawsze bylam pewna swoich uczuc,nie bylo zadnej blokady...Wiem,ze za bardzo o wszystkim mysle...zdalam tez sobie spraw z tego,iz jestem pefekcjonistka(jak wiekszosci z Was tutaj....),chce by zawsze wszystko bylo okey,najlepiej idealnie.Tak samo jest z miloscia.Najlepiej zawsze chcialabym czuc motylki w brzuchu,a tak sie po prostu nie da!Chore to wszystko jest!Wczesniej moja nerwica natrectw polegala na tym,ze obsesyjnie myslalam,iz stanie sie cos mojemu narzeczonemu,ze zginie w wypadku,ze umrze...nie moglam cieszyc sie chwila gdyz ciagle o tym myslalam,mialam lęki...I najciekawsze jest to,ze po pierwszym silnym ataku nerwicy to sie zmienilo,nie ma tych lękow ale czuje tez,ze jest mi wszystko obojetne.Wczesniej,mam wrazenie bylam bardziej troskliwa o mojego narzeczonego,o moja rodzine...Teraz mam wszystko gdzies!To tez nie jest dobre,ale to moze tez przez leki antydepresyjne...

Czy Wy jak braliscie/bierzecie leki to tez czuliscie/czujecie zobojetnienie wobec wielu spraw?

 

Pozdrawiam Was!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam was kochani!! nie załamujcie się tym, że nie wyjdziecie z tego! Ja z tego bagna wyszłam i nie mam zamiaru w nie z powrotem wejść! Są czasem trudne chwile, czasem też zdarzy mi się analizować, ale to nie powód do tego żeby pomyśleć, że nie kocham... oczywiście, ze kocham!!!:) Mój Tomek jest najwspanialszym człowiekiem! Zawdzięczam mu najcudowniejsze dwa lata swojego życia! (W grudniu mijają dwa lata jak jesteśmy ze sobą!) Nie dawno zapytałam się mojego ukochanego, czy jak mi lęki kiedyś wrócą to czy mnie nie zostawi..powiedział, ze on wszystko przetrwa byle być przy mnie! To jest najcudowniejszy chłopak na świecie! Każdy z nas ma najcudowniejszą osobe bez której nie wyobraża sobie żyć! Nie zastanawiajcie się dłużej nad tym czy kochacie... starajcie sie nie myśleć o tym, chodz wiem że jest trudno ale na prawde warto! Jestem z siebie dumna, ze zrobiłam takie postępy, ale zawdzięczam to przede wszystkim mojemu Tomkowi i wam, bo bez was nigdy nie dałabym sobie rady! Wiem, ze kiedyś w przyszłości wrócą mi lęki, ale w innym stopniu, ale już wiem jak sobie z tym radzić i wiem, ze też miną. Puki co nie dopuszcze do tego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A macie niekiedy tak,ze boicie sie przyszlosci??Ja na przyklad boje sie,jak bedzie wygladal moj zwiazek po slubie,czy nie bedzie nudno...

To mnie uspokoiłaś, bo mam identycznie. Dla mnie przyszłość jest przerażająca, nie tylko jeśli chodzi o związek ale i o mnie. Boję się, że nigdy się nie wyleczę, nie będę szczęśliwa i że te obsesje przeniosę na swoje dziecko...

 

A co do dzisiaj, jest znowu gorzej. Weekend był idealny, brałam ten lek po połówce, bo po całości zasypiałam na stojąco. Nasila mi się od siedzenia w domu, więc zaczęłam już czegoś szukać tylko po to, żeby nie być sama do 18. Ale jak szukać, jak jestem totalnie zniechęcona i załamana?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

pamiętacie mnie jeszcze? Przyszłam Wam powiedzieć, że na pewno z tego wyjdziecie :)

Od maja nie biorę lekow - jak dotąd czuję się świetnie. Miałam może jeden, dwa gorsze dni od tego czasu. Mam mnóstwo zajęć - to mi pomaga. Jestem przekonana, że gdybym nie pracowała i była cały czas w domu, to tak kolorowo by pewnie nie było, ale...

 

w moim życiu dużo zmian - z moim kochaniem w grudniu stuknie nam 4 latka. Wzieliśmy razem kredyt, kupujemy mieszkanie, a na dodatek chcemy się pobrać... I wiecie co? jestem szczęśliwa i nie boję się...

 

Wtedy gdy byłam chora nieraz miałam takie myśli, że ten stan nie minie - a jednak :)

Walczcie, bo warto!

 

Trzymajcie się!

Powodzenia!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×