Skocz do zawartości
Nerwica.com

Izichristina

Użytkownik
  • Postów

    27
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Izichristina

  1. Cześć Wszystkim:) 100 lat mnie nie było. Powiem Wam krótko: przeczytajcie książkę "Przebudzenie" De Mello. Mi dała strasznie dużo. Przede wszystkim dystansu. W moim przypadku chodzi o to że sama przed sobą udaję kogoś innego. Wyszłam z tego świństwa. Mój facet to wspaniały człowiek ale ja potrzebuję swojej przestrzeni. Są sprawy które mi nie leżą w nim i kiedyś chciałam ich nie widzieć i bałam się że jak zobaczę to będzie rzeź) Juz się nie boję. Liczy się tylko to co we mnie, to czego pragnę. Są we mnie chyba co najmniej 2 osoby: matka i ja. Mama zawsze była dla wszystkich dobra, kochana, poświęciła swoje życie by innym zrobić dobrze. Ja jestem kompletnie inna, a cały czas coś we mnie mówiło mi że mam być dobra i bla bla bla i jak się nie poświęcam to jestem be. Ja nie jestem nikim innym poza sobą i szczerze mówiąc dobrze mi z tym.....w końcu;) Zaufać sobie, dostrzec siebie - kiedyś myślałam że to głupi slogan ale to był mój klucz do wyrwania się z tej matni. Pozdrawiam Was!!!
  2. Cześć Wszystkim:) 100 lat mnie nie było. Powiem Wam krótko: przeczytajcie książkę "Przebudzenie" De Mello. Mi dała strasznie dużo. Przede wszystkim dystansu. W moim przypadku chodzi o to że sama przed sobą udaję kogoś innego. Wyszłam z tego świństwa. Mój facet to wspaniały człowiek ale ja potrzebuję swojej przestrzeni. Są sprawy które mi nie leżą w nim i kiedyś chciałam ich nie widzieć i bałam się że jak zobaczę to będzie rzeź) Juz się nie boję. Liczy się tylko to co we mnie, to czego pragnę. Są we mnie chyba co najmniej 2 osoby: matka i ja. Mama zawsze była dla wszystkich dobra, kochana, poświęciła swoje życie by innym zrobić dobrze. Ja jestem kompletnie inna, a cały czas coś we mnie mówiło mi że mam być dobra i bla bla bla i jak się nie poświęcam to jestem be. Ja nie jestem nikim innym poza sobą i szczerze mówiąc dobrze mi z tym.....w końcu;) Zaufać sobie, dostrzec siebie - kiedyś myślałam że to głupi slogan ale to był mój klucz do wyrwania się z tej matni. Pozdrawiam Was!!!
  3. To się zwykle od czegoś zaczyna. U mnie wpływ na to wszystko miała wiadomość, że para znajomych rozstała się w taki sposób że dziewczyna po prostu z dnia na dzień (byli ze sobą 3 lata) powiedziała facetowi że nigdy go nie kochała, a po tygodniu już miała nowego faceta. To mnie zabiło. Co do strachu że to nigdy się nie skończy to też tak miałam. Nagle uświadamiałam sobie że to nie minie i zaczynałam wyć, nie mogłam się pozbierać, ale potem zobaczyłam że ludzie z tego wychodzą i ten strach przestał mnie nękać. To właśnie dzięki temu forum jakoś udaje mi się ogarnąć. Ale zasada jest taka że nie należy czekać na cud. Trzeba się leczyć, postawić przede wszystkim na terapię. Wtedy masz gwarancję na to że to minie. Same leki nigdy nie pomogą. Mogą wyciszyć ale nie wyleczą. To jest tak jak z lekami przeciwbólowymi - zgłuszą ból ale zapalenie będzie się jątrzyło, a kiedy lek przestanie działać będzie jeszcze gorzej niż wcześniej. Tak jak kiedyś już tu pisałam: nawet jak to co teraz masz minie to przywali przy najbliższej okazji w inną megaważną dla Ciebie sprawę. Ja wcześniej miałam obsesję że moja mama umiera a potem przez 3 miesiące latałam po lekarzach bo byłam przekonana że jakaż choroba zjada jednak mnie. To było potworne. Żyłam tylko tym od rana do wieczora. Nie mogłam się uczyć, ani nic. Ale jakoś samo przeszło. Gdybym wtedy poszła do psychologa być może nie było by mnie teraz na tym forum.
  4. Marta F. Dokładnie tak było. Zero uczuć. Próbowałam się zebrać w sobie ale nie umiałam. Chciałam być dla niego dobra ale nie potrafiłam. Nic. Wewnętrzne spustoszenie. W ogóle nie wiedziałam co tak naprawdę czuję i myślę. Cały czas więc to analizowałam. Zanim straciłam "czucie" myśli mi mówiły że muszę natychmiast od niego odejść a ja krzyczałam wewnątrz siebie że nie wiem dlaczego mam tak postąpić. Było tak że wzięłam telefon i zadzwoniłam do Narzeczonego z płaczem i powiedziałam mu że natychmiast muszę z nim zerwać i nie wiem dlaczego i po co ale że mam takie myśli i one mnie wykańczają i nakazują mi z nim zerwać. To było coś tak potwornego że nawet teraz jak o tym myślę mam dreszcze. Oczywiście Narzeczony dzięki Bogu mnie uspokoił i powiedział że to tylko myśli i one nie mogą mi niczego nakazać. Teraz myślę o sobie jakieś dziwne rzeczy i mam taki jakiś ciągły ucisk na głowę, czuję irytację i złość. Mam ochotę czasem zniknąć ale to chyba wszystko standardowe. Boję się myśleć o Narzeczonym bo czuję wtedy lęk. Wydaje mi się jakby był "nie mój". Wiele faz już przeżyłam to i tą przeżyję
  5. Hej:) Piko to sprawdzanie uczuć to jest właśnie natręctwo. Ja na całe godziny mogłam się wyłączyć. Mój facet mógł do mnie gadać a ja siedziałam i analizowałam co czuję , co myślę itp. Nie mogłam tego zatrzymać. Cały czas się sprawdzałam, badałam. Teraz jest jakoś spokojniej. Przestałam to robić. Więc nie martw się wszystko w normie (chorobowej) się utrzymuje. Przepraszam że tak beztrosko to piszę ale mimo wszystko lepiej że to tylko choroba:D
  6. Hej Wam:) Marta F, taka blokada jest oczywista moim zdaniem w naszym przypadku. Facet jest jakby źródłem Twojej obsesji więc się na niego zamykasz. Wszyscy chyba to przeszli tutaj. Ale trzeba całą swoją wolą opierać się przed tą blokadą. Ja miałam tak że wydawało mi się że mój Narzeczony jest co raz dalej i dalej w mojej głowie, jakby gdzieś odpływał, zanikał. Ja chciałam wszystko zatrzymać ale nie potrafiłam, to była katorga. Przeszłam już przeróżne fazy. Obecnie mam akcję że jestem suchą wredną suką i nikogo nie potrzebuję ale nie sądzę by to była prawda:) Co do leków to ja brałam prawie 4 miesiące coaxil i chlorprotixen i obecnie coaxil babka mi zmieniła na Asentre. Leki bardzo polecam bo bez tego może być naprawdę ciężko, no ale to jest już indywidualny wybór każdego człowieka. Ja bym bez nich nie dała rady.
  7. Marta F! Ja miałam taką akcję że mój Narzeczony w mojej głowie jawił się dosłownie jako jakiś potwór. Strasznie się na niego zamknęłam. Był jakiś powykręcany itp. Nie wiem dlaczego bo to najcudowniejszy facet jakiego spotkałam. Jedyny któremu na mnie naprawdę zależało. Teraz jest lepiej ale nadal jak o nim myślę mam lęki. Paranoja. Psychoterapia otwiera umysł i pozwala zobaczyć samego siebie, dojść do źródła lęku. Przecież faceta się nie mogę bać bo jest czuły i kochany. Boję się czegoś co kiedyś mi się przytrafiło ale ja się od tego wtedy emocjonalnie odcięłam. Tak myślę. Przecież jeśli zamykam się przed jakąś przykrą emocją to ona tak naprawdę nie znika ale zostaje tam gdzieś i wychodzi właśnie w postaci objawów nerwicowych. Psychoterapia na pewno pomoże. Ale to nie jest tak że pójdziesz na pare sesji, pogadasz i będzie ok. Musisz bardzo chcieć zobaczyć siebie, ze wszystkimi zaletami ale i także wadami. A neurotyka nic bardziej nie przeraża jak jego własne wnętrze i to co mógłby odkryć. Ale kiedy już to odkryje to staje się wolny i w końcu może zacząć oddychać pełną piersią. Nie ma nic lepszego niż niczym nieograniczona wolność własna. Mi powiedziano że terapia zajmie minimum 2 lata i jestem na to gotowa. Podjęłam wyzwanie mimo że bardzo się boję. Boję sie takich durnot typu że się okaże że ja jestem typem jakiegoś pustelnika czy coś, albo że jestem zła itp. ale kiedy osiągnę wolność i w końcu zobaczę siebie w całej okazałości będę wiedziała dokładnie kim jestem i kim chcę być. Poznam swoje ograniczenia i swoje możliwości. I nie mogę się tego doczekać Co do Twojego narzeczonego to proponuję jakąś szczerą rozmowę. Ja powiedziałam swojemu wszystko no i troszkę chyba nawet za dużo, mam wrażenie że ugiął się nieco pod natłokiem informacji chociaż się do tego nie przyznał. Wspiera mnie każdego dnia i wiem dzięki temu że zawsze choćby nie wiem co będzie przy mnie a nie odwróci się plecami. Miłość to przede wszystkim dawanie. Ja też chcę dać mu wszystko ale ta choroba jak wiadomo powoduje że człowiek jest maksymalnie skupiony na sobie. Dla mojego Kochanie postaram się z tego otrząsnąć:)
  8. Hej Wszystkim Nowym i "Starym" Dawno mnie nie było ale jestem już. Chodzę dzielnie na psychoterapię. Byłam ostanio u nowego psychiatry również i powiem Wam że bez mrugnięcia okiem powiedział że to są zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Na psychoterapii wiele się dowiedziłam. Przede wszystkim tego że nie daję sobie prawa do szczęścia. Myślę że wszyscy mamy z tym problem. To wynika właśnie z wychowania jakie odebraliśmy. Na terapii dowiaduję się rzeczy na które sama bym nie wpadłą.Wczoraj na przykład zastanawiałam się dlaczego komplement jakiegoś wrednego kolesia znaczy dla mnie więcej niż komplement dobrego i kochającego mnie człowieka - myślałam że to wynika z niskiego poczucia własnej wartości a się okazało że nie tylko - otóż wynika to z faktu że mój ojciec , człowiek ciężkiego charakteru, odszedł jak miałam 7 lat i nie dał mi tego czego jako dziecko tak bardzo od niego oczekiwałam - miłości, czułości, dobrego słowa. Garnę się do "trudnych" mężczyzn by usłuszeć od nich to czego od tamtego trudnego mężczyzny nigdy nie usłyszałam. Rekompensuję sobie podświadomie w ten sposób krzywdę jakiej doznałam. Marta F jeśli chodzi o strach przed facetem to przeszłam dokładnie tą samą fazę. Jak to ktoś na jakimś forum napisał: strach nie idzie w parze z miłością. Jest albo strach albo miłość. My mamy lęki a więc olbrzymi wewnętrzny strach i zablokowaliśmy się tym samym przed uczuciem do naszych partnerów. Dopadła nas nasza przeszłość. Nie chodzi więc o partnera ale o to co przeżyłaś kiedyś. Facet nie ma z tym nic wspólnego. Piko ciągły strach w dzieciństwie że coś się może złego stać również przeszłam. Nadal się z resztą łapię na tym że jak gdzieś np. jadę to wyobrażam sobie wypadek itp. i modlę się od razu żeby broń Boże nic takiego się nie stało. Rodzice w nas to przerażenie zasiewali przez całe lata. Pewnie chcieli nas chronić a w rezultacie zrobili z nas małe trzęsące się istotki.
  9. Cześć Wam:) Piko Kochana. Aż mnie rozbolało serce. Wiesz przecież, że nerwica taka już jest. Jeśli nie pójdziesz na terapię to nawet jak już uporasz się z TYM świństwem to ono powróci ze zdwojoną siłą przy najbliższej okazji. Uderzy w Twoje zdrowie tak jak kiedyś, w Twoich rodziców , a w przyszłości w Twoje dzieci. Musisz się leczyć. Wszyscy musimy. Bo to Nas inaczej nigdy nie zostawi w spokoju. Ja chodzę na terapię mimo że to jakoś samo zaczęło przechodzić.I nie zrezygnuję z terapii bo wiem że to znów mnie prędzej czy później dopadnie. Terapia jest niezbędna. Pewnych rzeczy, uwarunkowań nigdy sama bez pomocy specjalisty nie dostrzeżesz. Bałagam Cię znajdź czas na leczenie. To jedyna droga do zdrowia. Polecam też wypróbować inne leki niż te które bierzesz. Nie wiem czy zmieniałaś je w ogóle. Ja biorę coaxil od 3 miesięcy i chlorprotixen. To nie są mocne leki ale jakoś zadziałały w tym zestawieniu. Chciałam poprosić psychiatrę o coś mocniejszego ale chyba nie ma już takiej potrzeby. Najważniejsze, że te wyciągnęły mnie trochę z depresji. Mam dzięki temu więcej sił by walczyć:) Buziaki
  10. Hej:) No faktycznie nikt się nie odzywa. Zostaliśmy sami Kapralis?? Poopowiadam co u mnie więc. Znowu musiałam zmienić terapeutę mimo że ta ostatnia kobitka bardzo mi pasowała. Ale niestety okazało się że zna moją siostrę i powiedziała mi że jest podobno taka zasada że jak się ma doczynienia z jednym członkiem jakiejś rodziny to z drugim już nie. Dlatego przeszłam pod skrzydła jej koleżanki. Sympatyczna w sumie. Zobaczymy jak będzie dalej. Na razie za mną pierwsze spotkanie. Powiedziała mi że jestem osobą która chce za wszelką cenę zainteresować sobą bliskich, że potrzebuję uwagi itp. Prawdopodobnie brakowało mi tego w dzieciństwie i tak mi zostało W sumie to jedyna ciekawostka jaką usłyszłam. Wygadałam się przede wszystkim i chyba to zawsze tak jest na początku. Mam nadzieję że w końcu coś z tego gadania dobrego wyniknie Odezwijcie się Buziaki
  11. Cześć Kochani:) Hanusiu WIELKIE GRATULACJE Czytalam między innymi także i Twoje posty i tak coś mi świta że wspominałaś że pragniesz mieć dziecko ze swoim Ukochanym. Bardzo się cieszę że realizujesz swoje marzenia Ja niedawno wróciłam ze święconką i powiem Wam że jak szłam do Kościoła to poprosiłam Boga żeby jakoś może mi pomógł bo mam tak że myślę że nie chcę być ze swoim Mężczyzną i łapie paranoje że "niechcenia" nie można odwrócić. Wiem jak to brzmi. Ja wiem że to chore, bo jak się nie chce to się nie chce. Ale ja nie chcę "nie chciecieć". Masakra. To myslenie mnie dobija. Jak teraz to piszę to zaczynam mieć wrażenie że ja nie mam nerwicy a tylko jestem głupsza niż ustawa przewiduje albo że mam psychozę jakąś. W każdym razie jak przyszłam do Kościoła to Ksiądz akurat zaczął mówić o tym że jeśli człowiek czasem przestaje mieć siłę by kochać drugą osobę to powinien zwrócić się do Jezusa bo tak jak On zmartwychwstał tak i miłość w człowieku może się odrodzić. Ja odrazu pomyślałam że to jest znak od Boga jakiś czy coś. Wiem że myslicie że totalnie mi odbiło ale ja już dosłownie nie wiem zrobić ze sobą. Ech. Koniec bzdur. Czas na życzenia:) Życzę Wam Kochani tego czego wiem że i Wy mi życzycie - Aby te Święta i rozpoczynająca się wraz z Nimi wiosna przyniosły Wam ostateczną wygraną z chorobą i wlały ukojenie do Waszego życia. Życzę Wam szczęścia w Waszej miłości WIELKIE BUZIAKI!!!
  12. Hej:) Słuchajcie. Chyba jest poprawa jeżeli tak można nazwać stan totalnego wyprania z uczuć i emocji. Troche to dziwne ale przynajmniej nie mam potwornych lęków i totalnej deprechy. Wcześniej nie mogłam pracować, mysleć, żyć a teraz w sumie w porównaniu do tego co było jest bosko. Wczoraj dokładnie minęły 2 miechy jak biorę coaxil. Od 3 tygodni biorę też chloroprotixen (półtorej tabletki dziennie - tabletka 15 mg)
  13. Hej Dziewczyny Cicha nie martw się. Będę tu na forum pisać wszystkie ciekawe informacje usłyszane od mojego psychologa. Będę opowiadać jak przebiega terapia, co ta kobitka mówi i jakie zadania mi wyznacza. To napewno pomoże Ci w autoanalizie. Ale mimo wszystko lepiej udać się na terapię. Spróbować poszukać kogoś odpowiedniego za darmo. A jeśli masz trochę czasu to zapisać się na terapię grupową, na zajęcia które się odbywają codziennie przez kilka tygodni. Ja chętnie bym poszła na coś takiego ale pracuję i wiem że taka długa nieobecność nawet usprawiedliwiona zwykle kończy się wywaleniem z roboty. Aga ja jestem teraz w takiej sytuacji że w ogóle czuję się jakbym była kompletnie sama. Jakby mnie z nikim nic nie wiązało. Czuję się pozbawiona emocji i uczuć. To straszne. Jak to powiedziała żelka z reklamy: "czuję się taka pusta w środku" :)) Nie wiem. Może to zmęczenie. W ogóle nie wiem co się dzieje. Moje życie ułożyło się jak z bajki: mam idealnego faceta, który kocha mnie tak jak nikt inny nigdy nie kochał, zrobiłam 2 kierunki studiów, dostałam pracę od ręki bez żadnych znajomości i w dodatku po rozmowie kwalifikacyjnej zaproponowano mi dużo wyższe stanowisko niż to o które się ubiegałam, dobrze zarabiam. I nagle zaczęłam się zapadać w jakąś odchłań. Jakby mój mózg nie mógł przyjąć tego wszystkiego do wiadomości. Jakbym nie dawała sobie prawa do szczęścia. Nic mnie nie cieszy, niczego nie doceniam. Potrafię tylko marudzić i żyć we własnej wyobraźni czekając na jakieś cuda. Ale gdyby te cuda nadeszły to też nie umiałabym się nimi cieszyć. To tak jakbym wcale nie żyła. Mam nadzieję że dzięki psychoterapii nauczę się cieszyć życiem takim jakie jest i doceniać każdą małą przyjemność:) Buziaki dla Was:)
  14. Hej Kapralis Babka mi powiedziała tylko to co napisałam wyżej. Nie pytałam jej zresztą skąd to się wzięło. Chyba to jest tak że różne przeżycia kształtują naszą psychikę. Ona zwróciła mi uwagę na to że np. ja nie przeżywam ciężkich przeżyć wtedy kiedy one się dzieją. Pytanie co się dzieje z tymi emocjami które wtedy powinny mną targać. One zostają gdzieś w zakamarkach mózgu a potem wychodzą w postaci różnych nerwicowych objawów. 2 bardzo bliskie mi osoby zmarły na raka kilka lat temu. W ogóle nie przypominam sobie żebym to jakoś przeżyła. Potem moja mama wylądowała w szpitalu a ja w tym czasie chodziłam na dyskoteki tak jakby nic się nie stało. Teraz jak to piszę to wydaje mi sie to co najmniej nienormalne bo jestem bardzo wrażliwym człowiekiem. To tak jakby mój mózg wyłączał sie i nie dopuszczał do odczucia stresu. Ale widać że to po latach wychodzi. To układa się w całość: wyimaginowane choroby (rak) na które niby cierpałam = zepchnięta na dno psychiki śmierć tych 2 bliskich mi osób (zmarły na raka) Obsesja na punkcie tego że mama umiera = jej dawny pobyt w szpitalu+bardzo bliska relacja z nią od dziecka. Ale co do partnera to nie wiem. Jest kilka opcji.Ojciec nas zostawił jak miałam 7/8 lat. Od 15 roku żcia zmieniałam facetów jak rękawiczki. Z nikim nie mogłam zaznać szczęścia. Nie przeżywałam zbytnio kolejnych rozstań. Tak jakby mój mózg naprawdę chronił mnie przed wielkim stresem. Ale wszystko wylazło i niestety przywaliło naprawdę z grubej rury. Muszę nauczyć się przeżywać emocje wtedy kiedy dzieje sie dana sytuacja a nie pare lat później. Ech. A może Tobie jakiś lekarz sprzedał jakieś ciekawe informacje w temacie tej choroby???? Daj znać!! Buziaki
  15. Hej Wam:) Zrezygnowałam z psychoterapii darmowej i postanowiłam zainwestować w coś porządnego. Poprzednia babka przy każdym spotkaniu pytała mnie o wszystko od początku. Makabra. Ta nowa kobitka zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Rozmawiałyśmy bardzo przyjemnie. Powiedziała mi że jestem osobą która strasznie się wszystkim sugeruje i że zamiast własne sugestie wykorzystać do poprawienia jakości swojego życia to dążę do autodestrukcji. Mi się to wszystko zaczęło od tego że myślałam że moja mama jest śmiertelnie chora, potem że ja a teraz że nie chcę niby swojego faceta. Kocham siebie ale chcę siebie zniszczyć, przysporzyć sobie przykrości. To jest typowe myslenie neurotyka. Babka się mnie pytała jak psychiatra nazwał to co mi dolega ale kiedy jej powiedziałam to w żaden sposób tego nie skomentowała. Zaczęłam się zastanawiać czy to dlatego że nie chce podważać czyjejś opini czy co innego. Mam nadzieję, że u Was wszystko OK Buziaki
  16. Cześć Wam Ja biorę coaxil 2 miesiące. Oto mój "przepis" na coaxil: Biorę 3 tabletki dziennie. Rano budzę się w fatalnym stanie i biorę tabletkę ale mi nie pomaga, po paru godzinach biorę drugą tabletkę i robi mi się lepiej (odczuwam jakąś taką ulgę) i ten stan trwa 3-4 godziny, a potem znów jest trochę gorzej i biorę 3 tabletkę. Zauważyłam że jest nieźle kiedy nie robię dużych przerw między kolejnymi tabletkami. Wtedy jakoś ich działanie się kumuluje. Najlepiej jak biorę je co np. 4 godziny. Pozdrawiam:)
  17. Hej:) Napiszę Wam tylko, że wzięłam urlop z pracy i cały ostatni tydzień spędziłam z moim Mężczyzną. Szczerze mówiąc było ciężko. Cały czas mam wrażenie że jest coraz gorzej. Jakbym coraz bardziej się oddalała od niego. Paranoja. Czasem już nie płaczę tylko mówię sobie że to już koniec. Wiem gdzieś tam w środku że nie jest to wszystko zbyt normalne ale jakoś trudno uwierzyć że te myśli i dziwne odczucia oraz emocje nie są moje. Mój Facet jest idealny , nie mam do niego o nic pretensji. Jest dobry, ma wielkie serce, jest z pozoru twardzielem ale potrafi być niesamowicie czuły i romantyczny. Mamy takie samo lekko bezczelne poczucie humoru, kochamy gotować, oglądać dobre filmy, spędzać czas wolny w naszym ulubionym pubie i gadać ze sobą godzinami. A tu nagle taki syf. Wszystko mi pasuje ale mam myśli że go nie chcę. Widzę wszystko w taki sposób że się zastanawiam czy przypadkiem to nie jest jakaś psychoza a nie nerwica. Kiedy powiedziałam mojemu Kochanie o treści tych myśli które mam to on się mnie zapytał czy ja w ogóle wiem co mówię. Okazało się że brakuje związku logicznego między poszczególnymi wypowiedziami które ja traktowałam jako spójną całość. Cicha mam nadzieję że wszystko będzie w porządku. Myślę że skoro od zawsze masz tego guza to nie jest to nic groźnego. Jestem z Tobą myślami. Buziaki dla Wszystkich [ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:13 pm ] Piko jedna sprawa do Ciebie. Z tą irytacją mam tak samo jak Ty. Mój Facet powiedział mi że prawdopodobnie jest to olbrzymie zmęczenie umysłu stanem w którym się znajdujemy. Mózg tak reaguje bo jest na ostatnich obrotach. Wszystko nas denerwuje a najbardziej ta osoba na której jesteśmy tak mocno skupieni. Nie chcemy żeby nas te osoby denerwowały a one zaczynają nas wkurzać jeszce bardziej. To chyba rodzaj samosprawdzającej się przpowiedni. Ja mam też tak że mówię sobie np.: o przynajmniej seks nadal jest super i następnego dnia nie jestem w stanie dotknąć mojego Faceta bo mnie odrzuca. Powiem krótko: strach się bać. U mnie to wszystko postępuje. Ja się siebie pytam do jakiego momentu to będzie postępować. Aż go znienawidzę??? albo zapomnę kim w ogóle dla mnie jest??? Ojej.............
  18. Dzięki Kochane:) Bardzo się staram jakoś opanować i zebrać w sobie:) Gdyby nie to forum już dawno popadłabym w obłęd!! Trapi mnie najbardziej to, że w snach mój Kochany jest dla mnie obcym człowiekiem. Codziennie mi się śni że z nim rozmawiam albo się do niego przytulam ale on jest już mi obcy, nie chcę go. To jest potworne. I nawet kiedy zaczynam sobie mówić że to jest mój ukochany mężczyzna życia i faktycznie to poczuje od razu przypominają mi się te sny. Może to jest prawda która wychodzi najaw gdy człowiek niczego nie kontroluje. Bardzo się boję Do tego wszystkiego widzę cały świat w jakichś innych barwach, nie umiem się niczym cieszyć. Żyję w ciągłym lęku. Mam wrażenie że pogrążyłam się w koszmarze bez dna. W tej sekundzie jest troszkę lepiej. Jestem spokojniejsza. Ale i tak nie mogę pomyśleć o swoim Mężczyźnie jakos normalnie. Jak tylko o nim myśle to mnie przechodzi jakiś dziwny lęk. Biorę leki (coaxil) od 6 tygodni i nadal jest fatalnie. Przepraszam że tak się żalę. Ech.......... Całuję Was gorąco. Dzięki że jesteście [ Dodano: Dzisiaj o godz. 1:42 pm ] Wiecie co!!! Wczoraj wieczorem nagle poczułam się tak fantastycznie że w ogóle nie chciałam pójść spać żeby tylko nie przegapić tej radości Te wszystkie myśli z tej perspektywy wydały mi się tak kompletną bzdurą, że śmiałam się jak dziecko Nawet sny nie były najgorsze. Oczywiście dzis wszystko wróciło ale na wspomnienie tych chwil robi mi się lepiej:) Może w końcu te leki zadziałały, nie wiem. Dla takich chwil warto żyć Ja chyba mam taki wewnętrzny ciąg do ucieczki. Takie egoistyczne podejście że lepiej być samemu niż się czymś podzielić. Muszę z tym walczyć dla dobra mojego związku. Mój ojciec zostawił moją mamę gdy miałam 7 lat. Zrobił to bez skrupułów. Odszedł do kobiety, która była niby przyjaciółką rodziny. Zaczęłam się zastanawiać czy ja gdzieś podświdomie nie mszczę się na facetach lub nie uważam że jestem taka jak ojciec i że i tak każdy związek będzie porażką. Jak tylko się z kimś zwiążę po jakimś czasie wyszukuję u niego wady, która urasta do tragedii i wtedy łatwiej jest mi się rozstać. U mojego Kochanego nie znalazłam tak naprawdę żadnej wady. Jest mi z nim bosko. Nigdy nie spodziewałam się spotkać takiego człowieka na swojej dzodze. teraz mam takie momenty że myślę sobie: i już i to wszystko a gdzie fajerwerki,, cuda wianki, konie biegnące po plaży Czas zaakceptować fakt że fajerwerków nie będzie. Poprostu jest dobrze i tylko to się liczy. Zawsze czegos oczekiwałam, jakichś niesamowitych zdarzeń w moim życiu. Nie żyłam tu i teraz, a tylko marzeniami, myśląc że jestem wybrana i że moje życie nie może być takie zwykłe i szaro-bure. Przegapiłam przez to tyle pięknych momentów że aż chce mi się płakać. Dopiero po długim czasie od fajnego zdarzenia czułam że było super i wtedy sobie plułam w brodę że nie cieszyłam się w tamtej chwili. Potrafiłam tylko narzekać. Chcę to zmienić. Mam nadzieję że terapia mi w tym pomoże. A co się dzieje u Was?? Jak się czujecie?? ODEZWIJCIE SIĘ Buziaki
  19. Dzięki Aguś!! Jesteś kochana Ogarnęła mnie faktycznie jakaś bezsilność, pogodzenie się z losem. Ale trzeba wstać i walczyć Mój facet ze mną rozmawia i kiedy dociera do mnie że to choroba i robi mi się lepiej to zaraz pojawiają się myśli dziwne i wpadam w dołek. Jak jestem przez kilka chwil szczęśliwa to się zastanawiam czy dlatego że poprostu jestem akurat happy czy dlatego że jestem z Nim happy i czy gdyby ktoś inny był teraz obok mnie to czy też byłabym happy. MASAKRA!!! Mój mózg chyba jest na ostatnich obrotach bo wszystko mi zobojętniało. Nie chodzi tylko o mojego Faceta ale też i różne inne sytuacje w moim życiu. Nic mnie nie rusza. Domyślam się że jest to skrajne zmęczenie. Mam taki mętlik w głowie że nie wiem już czego chcę naprawdę. Ta choroba odbiera człowiekowi nadzieję ale wciąż jeszcze walczę. Buziaki:*
  20. Hej:). Dzięki za odpowiedź Cicha Ja jestem ze swoim Mężczyzną od ponad półtora roku ale poznaliśmy się rok wcześniej. Ostatnio (2 tyg.) wogóle nie mam już lepszych momentów. Chciałam sie Was zapytać czy Wy mieliście może takie myśli, że już może faktycznie nie chcecie być z tym facetem? Czy mieliście wrażenie że wszystko jakoś inaczej wygląda, jest jakieś dziwne, straszne? Że Wasz facet jest dziwny, inny niż do tej pory? Patrzę wstecz i mam wrażenie, że wszystko co było też było straszne i złe, ale przecież byłam taka szczęśliwa. Jak to jest możliwe Mi się wydają te wszystkie odczucia tak absolutnie prawdziwe chociaż mam wrażenie że coś tu nie gra ale nie umiem się z tego wyplątać. Mam myśli, ale też odczucia, które są fatalne. Te myśli powodują totalne doły. Pozdrawiam Was gorąco!!
  21. Piko!! Apsik!! Dziękuję Wam bardzo. Te wszystkie słowa bardzo wiele dla mnie znaczą!! Dzisiaj jest lepiej jakoś o tyle że czuję się jakaś taka zobojętniała. To też mnie przeraża w sumie, ale trudno. Idę dziś na wizytę do psychiatry a zaraz potem do psychologa. Szczerze mówiąc po każdej wizycie czuję się rozdrażniona i zaczynam mieć wrażenie że może ja tego naprawdę nie chcę ale się łudzę i kurczowo trzymam tego, że kiedyś było dobrze. Mój Kochany jawi się w mojej głowie jakoś dziwnie. Jak tylko o nim pomyślę to mam jakiś taki strach w sobie. Rozmawiając przez telefon mam wrażenie, że gadam z kimś obcym. Tak jakby wszelkie uczucia się wypaliły. Nie chcę bez niego żyć ale boję się, że przestaję umieć żyć z nim. Czasem jak mam lepszy moment to wiem , że jest oki ale w najgorszych stanach mam wrażenie że jesteśmy skazani na koniec
  22. Cześć Wszystkim!! U mnie masakra. Wczoraj wieczorem przypomniało mi się jak siostra powiedziała, że może ja już nie chcę być z moim Koteczkiem i tak się wkręciłam, że nagle pomyślałam, że może ja faktycznie nie chcę z nim być i nagle wszystko to co było do tej pory między nami w mojej głowie zamieniło się w jakiś koszmar. Widzę mojejgo Faceta jak by był jakiś zniekształcony i dziwny. Boję się , że Go takiego widzę bo już go nie chcę((((( Moja siostra dorzuciła jeszcze, że można z kimś nie chcieć być i się do tego samemu przed sobą nie przyznawać. A potem stwierdziła, że można nie chcieć z kimś być tak bez powodu, bo np. miłość się wypaliła i nie da się tego uratować. Przepraszam, że Wam to piszę ale jestem załamana. On jest dla mnie najcudowniejszym człowiekiem na ziemi, ale przez to wszystko zaczynam już wątpić w cokolwiek. POMÓŻCIE!!! Błagam!!!! [ Dodano: Dzisiaj o godz. 8:43 am ] Nie wiem czy to normalne ale mam tak, że czuję się jakby to co się dzieje było jakimś przebiciem z przeszłości. Konkretnie chodzi o mój poprzedni związek. Odtwarzam zachowania, które wtedy były oznaką , że to już koniec, ale tym razem brakuje przyczyn, a wtedy miałam powody by chcieć się rozstać. A może człowiek zawsze odbiera to tak samo. Mam takie jakieś deja vu. Nie chce mi się żyć [ Dodano: Dzisiaj o godz. 3:48 pm ] Znalazłam coś takiego na necie. "Depresje anankastyczne - W każdej depresji pojawia się wątek niepewności przed podjęciem jakiegokolwiek przedsięwzięcia jak również wątpliwości co do podjętych już działań. Pacjenci podejmują szereg męczących czynności sprawdzających prawidłowość wykonania prac, decyzji czy wypowiedzi. Niekiedy są to dokuczliwe rytuały wyczerpujące pacjenta i cierpliwość otoczenia. Niekiedy rozdrażniony nimi pacjent dokonuje aktów samookaleczenia" Poza tym koleżanka powiedział mi że powinno się zbadać poziom hormonów tak na wszelki wypadek bo hormony podobno potrafią zrobić straszną sieczkę w mózgu:)) Ja zapisałam się do endokrynologa na przyszły tydzień i zobaczę czy ta nerwica moja nie wynika również przypadkiem z jakichś zaburzeń hormonalnych. Sory że glindzę ale może się to komuś przyda czy cuś Buziaki:)
  23. Izichristina

    wydzielone

    Kolejne "dziecko neostrady" dorwało się do jakiegoś forum. Jeśli Anand22 Was drażni to poprostu go olejcie:)) Nie warto karmić trolla
  24. Cześć:) Śledzę Wasze dyskusje i widzę że mimo wszystko Wszyscy sobie radzicie:) Strasznie mnie to cieszy i dodaje otuchy. Kiedy się przeczyta wszystkie 82 strony to wyłania się obraz ludzi dojrzewających, poszukujących siebie. Ja poszukuję siebie razem z Wami i razem z Wami dojrzewam. Byłam u psychologa i już w piątek mam następną wizytę. Psycholog nie nazwał tego co się ze mną dzieje ale może i lepiej bo człowiek ma tendencje do zrzucania wszystkiego na chorobę i przestaje odkrywać siebie. Jest ciężko nie powiem. Ale coraz lepiej wychodzi mi dostrzeganie różnicy między TYMI myślami a myślami "zdrowego" człowieka:) Babka pytała o moje życie czyli standardowo. Wywaliłam jej wszystko od A do Z:) Szczerze mówiąc po tej wizycie poczułam się jeszcze gorzej niż wcześniej ale może to ze stresu. Naszło mnie że pewnie ta kobieta odkryje prawdę ukrytą we mnie że go nie kocham itp. i powie że muszę od niego odejść. BOŻE jak ja moge takie bzdety wymyślać:))) W piątek mój Ukochany poprosił mnie o rękę i oczywiście pozwoliło to myślom na stwierdzenia typu: "jak przyjmiesz pierścionek to go okłamiesz i zniszczysz mu życie" ale nie dam się. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu:)))))!!!!!!! Pozdrawiam Was serdecznie:)
  25. Dzięki za odpowiedź Apsik. Cieszę się, że nawzajem pomagamy sobie wszyscy nazywać pewne rzeczy po imieniu. Gdyby nie to forum po prostu bym zwariowała!! Chyba w całym swoim życiu nie uświadomiłam sobie tak wielu spraw jak po przeczytaniu Waszych wypowiedzi. Co do poczucia obcości to faktycznie jest to straszna rzecz. Czasem mam wrażenie, że zapomniałam kim był mój Misio dla mnie do tej pory. Tak jakby w moich myślach gdzieś "odpływał". Nie mogę się jakoś z tym pozbierać. U mnie to chyba wynika z faktu, że nagle z beztroskiej studentki stałam się kobietą pracującą no i w tym czasie zaczęliśmy też z moim mężczyzną poważnie planować zamieszkanie razem. Od momentu jak weszłam do pracy poczułam że mój dotychczasowy świat gdzieś "odjeżdża" zabierając ze sobą mojego Partnera. Od tej właśnie chwili zaczął się ten koszmar ale wciąż walczę mimo że tak jak niektórym z Was czasem i mi brakuje sił.......... Psychiatra powiedział mi, że mam problem z wyjściem z domu od mamusi:))) I że w ogóle boję się życia:) W sumie to nie mogę powiedzieć że nie miał racji;) jestem od własnego bezpiecznego domu totalnie uzależniona psychicznie. Powiedział mi , że znalazłam się trochę między młotem a kowadłem czyli między mamą a partnerem. Mamusię trudno odrzucić więc być może podświadomie wypycham mojego Misia Pysia ze swojego życia żeby tylko nie zabrał mnie z domku:) Dobra. Koniec:) Czas na weekendowy relaks:) Również życzę wszystkim radosnego weekendu:))) Papatki:)
×