Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Bibusia, nawet nie wiesz jak Cie rozumiem. u mnie jest jeszcze tak, ze tata ma problemy z alkoholem. i nie wiem czy jestem przewrazliwiona czy nie - wpadam w panike kiedy andrzej wypije za duzo, a on nigdy nie odmawia. i od razu nazywam go alkoholikiem. i tez mi ktos powiedzial ze to moze byc moj mąż i moze zwali mi zycie. i sie zalamałam.... ale chwilka! przeciez to ja wiem najlepiej jaki on jest i ja wiem ze on mnie bardzo kocha i bedzie ze mną na dobre i na zle. prze pewien czas zastanawialm sie ze moze dlatego z nim jestem, ale czy ja nie zasluguje na kogos kto wlasnie tak by mnie kochał?

Rowniez mialam juz scenariusze jak zrywam, nawet wiele okazji kiedy bardzo sie poklocilismy - moglam powiedziec ze odchodze, bo sie nie dogadujemy. Ale ja wtedy czulam jeszcze wieksza panike na mysl o rozstaniu i jeszcze bardziej zalezalo mi na Andrzeju.

...

póki co u mnie średnio, bywał gorzej. kiedy pomysle o Andrzeju czuje jeden wielki krzyk w sobie i ból. To cięzkie nie wiedziec czy sie kocha czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ech ja też ostatnio mam dziwne problemy. pokłóciliśmy się i zaczęłam dochodzić do wniosku że nie pasujemy do siebie, że on chce mnie wychowywać, że wciąż mnie krytykuje, jednym słowem zaczęłam zauważać jego wady. Po czym stwierdziłam że jestem nieszczęśliwa, że nie chcę tego związku, że się wyprowadzę. Przez dwa dni prowadziliśmy rozmowy, i powiem wam że bardzo uparcie powtarzałam sobie że jestem nieszczęśliwa, aż zaczęło mnie to męczyć, tak bardzo trwałam w tej roli, a w głębi chciałam żeby było już normalnie, żeby móc się przytulić, a nie ciągle udawać obrażoną. Zauważam też że opowiadając o tym innym osobom, które potwierdzały moje zdanie (że to nie facet dla mnie) utwierdzałam sie w tym, hmm nie sądziłam że zdanie innych może mieć na mnie aż taki wielki wpływ :( Sama nie wiem co teraz, odejść, czy być z nim, na razie czekam, zobaczę jak to się ułoży, już sama nie wiem co jest moim prawdziwym uczuciem, a co nerwicą. a to co czułam ostatnio w związku z jego wadami nie wydawało mi się nerwicą, ale potem jakby zmieniłam zdanie i znów wszystko było OK. sama tego nie rozumiem ://

 

Ktoś wcześniej napisał że należy zacząć od siebie, bo to w nas jest problem. Powiem więcej, mi lekarka powiedziała że jak nie akceptuję siebie, jeśli siebie nie kocham, to jak chcę pokochać kogoś. No cóż jest w tym dużo racji, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieciu... dzięki. Ale ja mam ciągle wrażenie ze ja mam najgorzej z Was wszystkich, ze Wy kochacie, a ja właśnie nie. Że Wy walczycie, a ja nie mam na to sił. Mieliśmy razem zamieszkać na studiach, a teraz jest mi niedobrze jak o tym pomyślę.

Może ja po prostu jestem nienormalna, żywię się uczuciami a kiedy mija fascynacja to ja nie umiem juz zyc z daną osobą?... Może gdybym naprawdę kochała, to nie miałabym tych myśli?

 

Czy to mozliwe ze nerwica tak wykrzywiła mi obraz, ze nie widze ratunku?...bo ja juz naprawde nie mam czego się łapać. kiedys bylam pewna jakichs spraw, ale teraz to wszystko wydaje mi sie klamstwem. Szkoda gadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko ja na myśl o ślubie też dostawałam mdłości, nawet w dniu ślubu. Ale powtarzałam że to nerwica i wzięłam ślub. Czasem żałuję czasem nie, chyba jednak bardziej się cieszę że mam to za sobą. Sama nie wiem, niestety nerwica nadal często przeze mnie przemawia. Stres związany ze ślubem, zmniejszył chyba moją odporność i teraz mam straszne huśtawki, nie radze sobie :(

Ale to co napisał miecio to prawda, każdy w tym wątku miał chyba myśli takie jak ty lub podobne. I nie ma co patrzeć kto ma gorzej, bo każdy z nas inaczej to odczuwa.

Apropo opinii innych ludzi. Dla mnie niesamowicie liczy sie opinia rodziców, więc jak ostatnio mąż coś tam się ściął z moim tatą (z winy męża niestety) to już myślałam o rozwodzie, bo tata potem jak byliśmy sami skrytykował mojego męża. Więc pomyślałam że skoro rodzice go nie lubią, to nie pasujemy do siebie, że to już koniec. I co? po dwóch dniach mi się uspokoiło, przeszło, pogadalam z mężem, z rodzicami i wszystko wraca do normy.

Dziś np. pomyślałam że czas pomyśleć poważnie, wyrzucić z siebie prawdę, że Go nie kocham, że nie chce z nim byc, nie chcę jego rodziny, że nie chcę obrączki, że chce by było jak dawniej, że tylko udaję miłość. W pierwszej chwili poczułam sie lepiej, aż chciałam to wykrzyczeć, poczułam spokój i satysfakcję. A potem zrobiło mi sie smutno i aż mi sie wymiotować zachciało. Ja tego nie rozumiem, co to oznacza, czy to oznacza że naprwdę udaje? No cóż pewnie prędzej czy później znajdę wyjaśnienie i dla tej syuacji, czemu tak pomyślałam i czemu czułam zadowolenie. Ech odliczam już dni do wizyty u tego psychologa :roll::roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam dokladnie to samo. pamietam jak wrecz zmuszalam sie do przyznania ze nie kocham ale zawsze wtedy przychodzila panika i chcialo mi sie wymiotowac. i tez nie wiem, czy ja kocham, czy po prstu boje sie odejsc bo wiem ze ten czlowiek bardzo mnie kocha i nie chce go zranic?

to mnie doprowadza do szalu i odziera z sił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko jak widzisz nie jesteś sama, musimy walczyć ze swoją chorobą. Ja często gadam do siebie, tak w środku, tłumaczę sobie mechanizmy nerwicy, to że wcale nie chcę tych myśli.

Często w jakichś intymnych chwilach nagle przychodzi mi myśl o moich byłych (czyli również o bracie M, z którym byłam), przypomina mi się jak to z nimi było, w myślach widzę tamte sytuacje. Czuję się okropnie, wręcz obrzydliwie, ale ostatnio znalazłam taki sposób, aby natychmiast znajdować inną myśl, cokolwiek, coś co odwróci moją uwagę. Na razie testuję ten system :) niestety tak jak ze wszystkim czasem się udaje czasem, nie, bo jak sama wiesz nie do końca wierzę i ufam sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślę, że naprawdę z czasem zakochalam sie w A. na tyle mocno, ze zapomnialam o tym jak na poczatku nie bylam pewna, gotowa odejsc, bo zdecydowalam sie na bycie z nim za szybko, ryzyk-fizyk.

wiem tez ze natretne nerwicowe mysli obdarly ten zwiazek z romantyczności, magii, cudownosci tego ze go pokochalam. analizuje jego wyglad i przyznaje - nie byl to wyglad mojego wymarzonego mezczyzny, a dzisiaj ? chyba tak wlasnie mial wygladac ten jedyny. to co mnie drazni w jego zachowaniu, to najczesciej moje wady. wiem ze jestem trudna i skomplikowana. od dziecka slyszalam ze cholernie ciezki ze mnie, czesto konfliktowy charakter. i chyba wyrastajac z tym syndromem "niegrzecznej dziewczynki", jeszcze bardziej chcialam byc idealna i dobra, lubia, kochana, akceptowana. czesto mialam wrazenie ze to co ja czuje sama przed sobą czyli sposob w jaki ja sama siebie odbieram [czyli wrazliwej, kruchej, cieplej, zlęknionej], totalnie odbiega od tej mnie na zewnatrz [głosnej, wygadanej, odwaznej]. nigdy tego nie rozumialam i nadal nie rozumiem.

teraz wszystko przemawia za tym ze nie kocham go. przypomina mi sie poprzedni zwiazek, porownuje moje zachowanie wtedy i dzis, zastanawiam sie czy naprawde chce z nim byc, czy chce pokochac na silę z lęku przed czymś. to dla mnie szalenie trudne, nawet nie da się tego opisac.

 

pozdrawiam gorąco i sil zyczę :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podczytuje Was juz od jakiegos czasu, wlasciwie od paru miesiecy. Dopiero w tym tygodniu sie zalogowalam, a dzisiaj postanowilam napisac.

Wiec u mnie to sie zaczelo w styczniu tego roku, po prostu pewnego dnia pomyslalam sobie, a co jesli juz GO nie kocham? Akurat moja przyjaciolka jakos miesiac przed tym stwierdzila, ze rozstaje sie ze swoim chlopakiem, z ktorym jest 2 lata, i kocha Go, ale nie chce juz z nim byc..W kazdym razie jak sie zaczelo w styczniu tak chyba nigdy nie minie.. :( Mam dokladnie te same mysli co Wy. Doszukuje sie wad, patrze na niego jak na obcego mi czlowieka, wmawiam sobie, ze mi sie nie poboba, ze mnie denerwuje, kazda rzecz, ktora powie rozkladam na czesci pierwsze i analizuje...W tym roku zareczylismy sie. Jak zapytal czy zostane Jego zona, swiat sie zatrzymal. Przez ta chwila poczulam sie najszczesliwsza osoba na swiecie. Niestety nastepny tydzien przeplakalam, bo przeciez Go nie kocham juz chyba. Przeciez jestem z nim tylko dlatego, ze jakbym Go zostawila to by pewnie cos sobie zrobil, bo przeciez pewnie jestem lesbijka lub podoba mi sie ktos z pracy.....i milion innych powodow moglabym wymyslic na poczekaniu. Bylam u psychiatry, stwierdzil, ze mam natrectwo mysli i depresje. Niestety na terapie nie moge chodzic, gdyz mieszkam w malym miasteczku w UK. Bralam tabletki przez jakis czas (miesiac), ale zupelnie nic mi nie pomagaly, powodowaly tylko bol glowy. Teraz jak to napisalam to mysle, ze pewnie to nie choroba tylko ja naprawde Go nie kocham, tylko nie wiem jak mu o tym powiedziec i generalnie ciezko by bylo, bo planujemy slub, budujemy razem dom i mamy tyle planow. Mialam nadzieje, ze to jakos samo minie, ale mimo, ze ostatnio bywalo lepiej, to teraz znowu jakby wszystko powrocilo. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witaj Gonek. to okropne ze ciagle nas przybywa, ale gleboko wierze w to ze kiedys kazdy osiągnie upragniony spokoj serca. a ile jestes ze swoim chlopakiem?

u mnie zle... niedlugo miną 4 miesiace codziennych mysli. juz nie daję rady. bardzo chcialabym go kochac, ale nie potrafie wyzbyć się tego lęku i tych myśli. czemu to nie jest takie latwe? skoro chcę.. no ale nie da się pokochać na siłę. Nie potrafie odejsc, zbyt wiele dla niego znaczę. Cholera, on jest taki dobry, czuły, ciepły. Czuję się bardzo kochana a jednak nie umiem odwzajemnic tej miłości. tak bardzo chcialabym zeby to byla nerwica, zeby okazalo sie ze ja tak naprawde bardzo tego czlowieka kocham, moze az za bardzo i stąd te myśli. chcialabym bo bardzo cierpię, nic mnie nie cieszy, juz tak dawno nie bylam szczesliwa.

plusem tego wszystkiego jest to ze mam okazję, analizując przyjrzec się swojemu choremu spojrzeniu na swiat, zabieganiu o uwagę i podziw, absolutną nieumiejętnosc przyjmowania krytyki. czasami az sama siebie oklamuję byleby podwzyszyc swoja samoocenę. eh... ale to ciągle mało, mało zeby z tego wyjsc, jesli to rzeczywiscie nerwica. ciągle z nim jestem i trzymam sie twardo, ale nie widze zadnego zielonego swiatla.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gonek skoro zdecydowałaś się na ślub z tym facetem, skoro macie wspólne plany to jednak coś musiałaś do niego czuć godząc się na to. Pewnie nadal czujesz ale nerwica zakłóca twoje prawdziwe emocje. No cóż nikt Ci nie odpowie czy go kochasz, pewnie sama sobie też nie odpowiesz. SKup się może na chwilach przyjemnych, w których czujesz się szczęśliwa, niech one dają Ci siłę i wiarę że to TEN. Niestety jesień i zima nie są miesiącami które nastrajają pozytywnie, moja nerwica i smutki też najbardziej lubią ten okres i wracają ze zdwojoną siłą, a ja nie bardzo umiem coś na to poradzić :(. Może spróbuj zacząć uprawiać jakiś sport, znajdź sobie jakieś dodatkowe zajęcia - to zwykle radzą lekarze jako rzeczy które możemy zrobić sami we własnym zakresie. Może jak wypełnisz dzień zajęciami, jak zmęczysz się np. biegając tych myśli będzie mniej, albo nie będziesz miała czasu i siły ich tak analizować. Może warto też kupić jakiś zestaw witamin (szczególnie magnez) - podobno często niedobory witamin i substancji mineralnych są odpowiedzialne za nasilenia nerwicy (tak czytałam). A może postarajcie się więcej czasu spędzać razem, lub w jakimś gronie znajomych? No cóż trudno komuś radzić jak się samemu nie radzi sobie ze swoimi problemami :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiec dzieki za dobre slowa :oops: . Jestesmy razem 2 i pol roku. Mieszkamy ze soba jakos 2 lata i 4 miesiace. Wiec kawal czasu, znamy sie jak lyse konie.. i wiem, ze to TEN, wiem ze Go kocham, ale..no wlasnie jak zaczynam rozmyslac, ze co bedzie jesli Go zdradze (czego oczywiscie nie chce) albo ze przestane Go kochac, co jesli zakocham sie w kims innym. Umiem tez doprowadzic sie do absolutnego szalu rozpaczy jak wyobrazam sobie Jego pogrzeb. Wiec sama nie wiem.. Wiem, ze to nerwica, wiec ze to tylko mysli, wiem..ale i tak pozostaje ciagle rozmyslanie nad tym co by bylo gdyby i co bedzie jutro..... Milego wieczorku i do jutra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Dostałam pracę i mam zacząć od 17, więc koniec wizyt u psychologa, bo nie znajdę na nie czasu. Trochę się tego boję, bo uświadamia mi wiele spraw, a z drugiej strony wiem, że muszę radzić sobie sama. Czuję się różnie. Od dwóch dni zamiast myśli ciągłe załamanie i przekonanie, że wszystko nie ma sensu, ale przeplotka depresja-nerwica to niestety już norma :( Bez przerwy wymyślam sobie różne powody do zerwania, wystarczy mała kłótnia, a ja już myślę, że to koniec wszystkiego i połykam tabletki uspokajające. Generalnie nie służy mi długi weekend, bo cały czas jesteśmy razem, on się uczy do kolokwium, a ja nie mam co robić, więc myślę i tylko się denerwuję :( Oczywiście zaraz interpretuję sobie, że to on na mnie źle wpływa, ale staram się to kontrolować...może kiedyś stanę na nogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dni plyna, zadnych zmian. jestem przybita i chyba popadam w depresje. zawsze kochalam jesien ale w tym roku mogloby jej nie byc. co prawda to wszystko nie wina pogody tylko mnie samej. Andrzeja ciagle mam w centrum glowy, ciagle analizuje jego i ten zwiazek, parktycznie niczym innym sie nie zajmuje, a jesli nawet - to i tak mam gdzies w sobie lęk, jakby problem do przanalizowana ktory i tak mnie dorwie chocbym nie wiem jak sie przed nim bronila. poki co nie jest masakrycznie, chociaz moze i nie kocham co mowi mi moja glowa. to nie zostawie go, jestem przywiazana wlasnie do tego czlowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Wam Wszystkim, juz od prawie czterech miesięcy jestem "opętana" jak my tu wszyscy. Ja właśnie w tym temacie. Czytam tego posta juz od kilku dni i wyszukuję dla siebie iskierkę nadzieji. Parę razy mi się juz udało. Chodzę na terapię juz trzeci tydzień.Czasem, np. dzis trace nadzieje, że to choroba. Dziś mi babka odpowiedziała na moje problemy, tzn. ze od jakiegos czasu oprocz natrectwa czy powinnam zerwac, mam niechęć do Mojego, tzn. w głowie neguję wszystko co do mnie mówi, jestem przy nim wulkanem nerwów, chociaż tego nie chcę i dziś mi psycholog powiedziała, że może podświadomie go prowokuję, żeby to on podjął za mnie decyzję. ALE JA NIE CHCE TAKIEJ DECYZJI CHOC CIAGLE MAM O TYM NATRECTWO W GŁOWIE!!!

Kurcze czytam Was ostatnio w każdej wolnej chwili, nie wiem czy bede tu czesto, boje się ze to moze nie pomóc, ale nas w to wciąga....;/

Czy tez tak ktos z Was ma, że ma wewnętrzny bunt i jakas agresje w stosunku do Swojego, choc jej nie chce?

POZDRAWIAM WAS

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na marzec będzie trzy lata gdy jesteśmy razem. Mnie to trafiło tak w połowie czerwca, ale pojechaliśmy razem na parę dni nad morze i tam jak ręką odjął. Pojechaliśmy do swoich domów na wakacje, ja tęskniłam bardzo. Ale, że miałam zawsze jeszcze inny problem, nie wiem czy moge to zaliczyc jako natrectwo, ale mam bzika na punkcie wagi. Codziennie kilka razy się wazylam. I tak w drugiej połowie sierpnia się na nowo zaczęło. I tak bezustannie. Już wmawiałam sobie schozofrenie, potem psychiatra powiedziała mi, że to "tylko" depresja. A teraz chodze na grupowa terapie, codziennie. Moje objawy, które mnie przerażaja to:

1) najpierw analiza "czy zerwać czy nie"

2) "niewolny" umysł, tzn. nawet wbrew mojej woli Dawid jest w mojej głowie, przez co mam jakby ograniczony kontakt ze światem

3) Drażni mnie, zanim jeszcze coś powie, mam jakieś lęki przed pisaniem do niego smsów. Czuje jakaś obcość, a jednak jest coś co mnie do niego ciągnie.

4) Znikoma ochota na sex...choć ten temat mógłby być jeszcze inna kwestia natrectw

5) I to chyba najgorszy objaw- napadowy lęk, taki stres bardzo nieprzyjemnny, wykańczający od środka. Takie jakby ciągłe nabuzowanie w środku. On się czasem nasila na kilka godzin a czasem na cały dzień ;/ ma ktoś tak? A biorę tez leki.

Właśnie i tylko to uczucie, a może raczej jakaś wiedza na dzień dzisiejszy, że nie chce nikogo innego, pomimo jego wad. (Tylko że nawet jak to pisze w myślach coś poddaje wątpliwość, że może sobie to wmówiłam? :( i tak cały czas!

Dobranoc Moi Kochani!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem z moim ukochanym juz od ponad trzech lat.Nerwice mam juz od dawna,z tym ze rok temu bardzo sie ona nasilila.Wtedy tez zachorowalam na depresje,zaczelam brac leki antydepresyjne,leki uspokajajace i ogolnie do dzis nie czuje sie w pelni zdrowa.Nigdy wczesniej nie mialam watpliwosci co do moich uczuc wzgledem mojego narzeczonego.Pojawily sie one wlasnie kiedy nerwica dala bardziej o sobie znac...Zaczelam patrzec na mojego ukochanego jak na obca osoba,w ogole wydawal mi sie on taki odlegly.w nocy nie moglam spac gdyz ciagle sie zamartwialam tym,ze moze juz nie kocham...Nie wiedzialam wtedy co ze mna nie tak.Wybralam sie do psychiatry i wtedy dowiedzialam sie,ze mam nerwice wraz z depresja...Zaczelam brac leki antydepresyjne oraz uspokajajace,wtedy to juz przestalam cokolwiek z tego wszystkiego rozumiec; caly tydzien moglam byc zupelnie obojetna na swiat,mialam wszystko gdzies,czulam niechec do mojego ukochanego,a po tym nagle jakby wszystkie uczucia zaczely sie odblokowywac,znow chcialam zyc,byc na zawsze z moim narzeczonym...i tak w kolko az do dnia dzisiejszego.w Lipcu dowiedzialam sie tez ,ze mam duza nadczynnosc tarczycy i ona tez spowodowalo to ogromne rozschwianie emocjonalne...

Mam do Was pytanie: Czy Wy w trakcie brania lekow antydepresyjnych czuliscie sie niekiedy jakbyscie w ogole stracili zdolnosc do wyrazania prawdziwych uczuc,milosci? Czy nie czuliscie,ze one w Was zablokowaly to co najpiekniejsze?Ograniczyly Was w jakis sposob?

Czasami w ogole juz nie wiem co o tym wszystkim myslec,tak bardzo chcialabym byc taka jak dawniej...byc pewna,ze naprawde kocham...:(

Niestety ta okropna nerwica uderzyla w to co dla mnie najwazniejsze,podstepnie wdarla sie w moje zycie i okradla z tego co najpiekniejsze...

Pozdrawiam Was kochani!!Trzymajcie sie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Mam 25 lat. Skonczylam studia w Polsce i wyjechalam za granice. Chcialabym podzielic sie tutaj czyms bardzo osobistym i mam nadzieje ze zostane pozytywnie przyjeta przez innych uzytkownikow tego forum.

Wiec przechodzac do meritum:

Zaczelo sie dosc niewinnie. myslalam ze mam zwykle problemy radzenia sobie w stresowych sytuacjach. np podczas publicznych wystapien podczas studiow potrafilam stracic kompletnie mysl przewodnia mojej wypowiedzi zaczac gadac jakies bzdury ale suma sumarum zawsze udawalo mi sie to jakos wyprostowac. na 2 roku studiow poznalam chlopaka w ktorym zakochalam sie doslownie z dnia na dzien. bylo to uczucie odwzajemnione. niestety za kazdym razem jak sie z nim spotykalam czulam przerazliwy stres.towarzyszylo temu kolatanie serca, mialam trudnosci w prowadzeniu normalnej rozmowy na luzie. Zaczelam wiec pic. Pilam za kazdym razem przed spotkaniem z nim. Czasami mi to pomagalo i wtedy mielismy "dobry czas"...a czasami 2 lub 3 piwa to bylo za malo zeby zagluszyc objawy stesowe. relacja ta trwala ok 6 miesiecy. Wspominam ten czas jako kompletne rozczarowanie swoja osoba. Jako walke samej z soba. Probe bycia soba w relacji z mezczyzna w ktorym jestem zakochana. Niestety nie udalo mi sie wygrac tej bitwy. Zaczelismy postrzegac siebie bardzo negatywnie. Wspolne spedzanie czasu bylo bardzo nienaturalne dlatego ja powiedzalam dosc i zerwalam ta znajomosc. Obecnie mieszkam w Amsterdamie. Przyjechalam tutaj poniewaz zawsze marzylam o podrozowaniu i chcialam szlifowac umiejetnosci jezykowe. W marcu br poznalam chlopaka-Anglika. Nasza znalojosc zaczela sie zupelnie normalnie. Kiedy sie poznalismy oboje bylismy na etapie cieszenia sie zyciem tutaj, palenia trawki i spedzania wieczorow w pubach. Wydawalo mi sie za mam bardzo dobry kontakt z moim chlopakiem az pewnego dnia na spotkaniu zaczelam odczuwac podobny stress jaki wywolywal we mnie moj poprzedni partner. Objawialo sie to proba unikania kontaktu wzrokowego i w zasadzie udawaniem ze wszystko jest wporzadku ale unikaniem szczerego patrzenia w oczy. Raz w tramwaju chlopak powiedzial mi ze czasami patrze na niego jak niewidoma osoba. Nie odezwalam sie bo nie wiedzialam co powiedziec. W tym przypadku jednak bylo troche lepiej gdyz te napady stanow stresowych pojawiely sie tylko od czasu do czasu, nie za kazdym razem jak to bylo w przypadku pierwszego chlopaka. Mimo to wrocilam do starego schematu picia przed randkami i modlenia sie zeby mnie “nie dopadlo”. Jest to bardzo dziwne uczucie i zastanawiam sie jak to wogole jest mozliwe. W sobote mija 6 miesiecy odkad jestesmy razem. Wiem ze go kocham. Wiem ze on mnie kocha. Ale wiem ze to nie jest normalne w jaki sposob oboje zyjemy w tej relacji. Mieszkamy razem. Zawsze jak wracam z pracy jestem przez przynajmniej 15 minut zestresowana i kompletnie “nie soba” do czasu kiedy sie uspokoje. Czasami wywoluje sztuczna awanture zeby odwocic jego uwage od mojego nienaturalnego zachowania. Czasami przed przyjsciem do domu zagladam do baru zeby troche sie rozluznic. Bardzo duzo placze w domu poniewaz nie radze sobie z tym stresem i wywoluje to u mnie napady histerii. Uslyszalam rade zeby porozmawiac z chlopakiem szczerze o swoich lekech i stresie. Zrobilam tak. Wysluchal mnie bardzo uwaznie i okazal wsparcie. Bylimmy szczesliwi przez nastepny miesiac. Czulam sie soba. Przestalam pic po barach. Myslalam ze jestem uratowana. Ale niestety tydzien temu wszystko wrocilo na nowo. Niestety ten problem nie dotyczy tylko jego osoby. Spacerujac raz z kolezanaka z pracy pomyslalam sobie jak to mozliwe ze z nia czuje sie naturalnie, spacerujemy sobie opowiadamy rozne historie i niekoniecznie czaly czas utzymujemy kontakt wzrokowy ale czujemy sie rozluznieni. Spacerujac tak i prowadzac w myslach taka analize zaczelam nagle odczuwac moj lek i przestalam na nia spogladac wogole. Nastepnego dnia bylo juz bardzo sztucznie i od tego czasu nasze relacje juz nigdy nie byly jak dawniej. Widujemy sie codziennie w pracy ale raczej sie unikamy. To bardzo dziwne ale w takiej sytuacji wydaje mi sie ze ta druga osoba tez ma taki problem jak ja. A moze ja to indykuje? Ja wywoluje taka relacje w innych ludziach? Nikt nie lubi przebywac z kims z kim nie czuje sie rozluzniony i spojrzenie tej osoby zwyczajnie krepuje nas. Taki schemat powtorzyl sie w moim zyciu jeszcze z kilkoma osobami. Z czescia z tych osob nie utrzymuje juz kontaktu wogole z czescia jestem zmuszona sie widywac i te spotkania tylko przypominaja mi jak bardzo i w jak krotkim czasie jakas nieznana sila zniszczyla moje zycie. Zycie jakie teraz prowadze przypomina jakas straszna gre. Nic nie jest naturalne. To co tutaj przedstawilam to tylko zarys mojej historii. Mam jedna przyjaciolke z ktora zawsze sie czuja dobrze ale jak probuje z nia porozmawiac o swoich stanach ona zawsze daje mi ta sama rade zebym zerwala z chopakiem skoro nie czuje sie z nim dobrze. Ale to bedzie kolejna przegrama walka o milosc i kolejna ucieczka w samotnosc. Calkowite poddanie sie. Zmiana otoczenia, moze miejsca zycia i zaczynanie wszystkiego o zera i prawdopodobnie w nowym miejscu schemat sie potworzy. Uswiadomilam sobie juz dawno ze jestem osoba niesmiala z natury udajaca pewnosc siebie, czasami nawet z bardzo dobrym skutkiem tak ze ludzie potrafili mnie nawet nazwac przebojowa. Mam rowniez opinie bardzo atrakcyjnej dziewczyny(fizycznie). Skad zatem bierze sie moje nienaturalne zachowanie i napady leku i stresu w kantaktach z innymi ludzmi? Czy powinnam starac sie z tym walczyc sama czy zwrocic sie do specjalisty? Bardzo ucieszy mnie kazdy mail ktory da mi okazje porozmawiania z kims w 100% szczerze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kaczuszko, myślę że ten moment kiedy przypomniałaś sobie tamto uczucie - stres w relacji z facetem - spowodował lęk że to się powtórzy i jakby sama to sobie wywołałaś, pewnie nieświadomie. Teraz najważniejsze to tłumaczyć sobie, że nie ma się czego bać, że to jest inny związek, inny człowiek, musisz nauczyć się ignorować te myśli, ten lęk, bo od tego się zwykle zaczyna. Jak nie zastopujesz tego teraz, potem mogą przyjść kolejne przemyślenia. Uważam że picie czy palenie trawki nie jest rozwiązaniem, ale to Twoja prywatna sprawa, nie mam zamiaru prawić kazań. Może na początek spróbuj nauczyć się odwracać uwagę od tego lęku, czy stresu który się pojawia. Znajdź coś co skutecznie zmieni tok twoich myśli, może to być np. coś zabawnego lub wręcz przeciwnie coś przerażającego na zasadzie terapii wstrząsowej, tak aby Twoje myśli nie powróciły już do tamtego lęku. No i rada którą daje każdy lekarz: sport, zajęcia dodatkowe, z partnerem lub bez, jak chcesz. Wiem że trudno zrealizować, szczególnie o tej porze roku kiedy nic się nie chce, ale może warto.

Jeśli chodzi o to dziwne patrzenie, hmm ja też się czasem na tym łapię, rozmawiam z kimś i jak zahipnotyzowana gapię się w jakiś punkt, tak jakbym była nieobecna, ale przecież wszystko słyszę. Jak ktoś zwraca mi uwagę, mówię grzecznie 'przepraszam, zamyśliłam się' i po kłopocie. U siebie zauważyłam taką dziwną rzecz, że nie umiem patrzeć na rozmówcę, wogóle nie umiem patrzeć ludziom w oczy, jakbym się czegoś bała, zawsze gdy z kimś rozmawiam (nawet z osobą bardzo mi bliską) wodzę wzrokiem dookoła, patrzę przed siebie, ale nie na kogoś, albo wręcz spuszczam głowę. Wiem że to nieładnie i naprawdę z tym walczę, zawsze gdy o tym pamiętam staram się choć przez chwilę zatrzymać wzrok na rozmówcy, robię sobie takie jakby ćwiczenia :)

Piszesz że ludzie nie lubią przebywać w Twoim towarzystwie, ale z drugiej strony skad wiesz? Czy uważasz że gdyby ktoś Cię nie lubił to by na siłę się z Tobą przyjaźnił ? Uwierz mi ludzie nie są aż tak dobroduszni by spędzać czas z osobą której nie lubią :) Gdyby naprawdę nie tolerowali Twojej obecności napewno by się z Tobą nie spotykali. Osoby z niską samooceną, często z góry zakładają że inni ich nie polubią, bo oni sami siebie nie lubią, więc jak ktoś obcy by mógł? Faktem jest że poznając osobę liczy się pierwsze wrażenie, osoby takie jak my często sprawiają wrażenie zamkniętych w sobie, niesympatyznych, ogólnie nie wartych uwagi, głównie przez to że sami jesteśmy do tej nowej osoby nastawieni sceptycznie. Zyskujemy dopiero przy bliższym poznaniu, dzięki temu mamy kilku prawdziwych przyjaciół a nie tłum koleżanek i kolegów :)

Nie wiem czy cokolwiek Ci pomogło to co napisałam, ale ja to sobie tak tłumaczę. W tym calym moim pesymiźmie staram się uczyć znajdować pozytywne strony, a może kiedyś nawet zostanę optymistką :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja nie wiem co napisac, nie wiem co robic zeby to przeszlo. patrze na niego, nie podoba mi sie z wygladu, analizuej jego zachowanie, wszystko jest na nie. jednak jestem z nim i bede. nie umiem odejsc, boje sie rozstania. nie odejde. musze pokochac :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5) I to chyba najgorszy objaw- napadowy lęk, taki stres bardzo nieprzyjemnny, wykańczający od środka. Takie jakby ciągłe nabuzowanie w środku. On się czasem nasila na kilka godzin a czasem na cały dzień ;/ ma ktoś tak? A biorę tez leki.

 

Trochę mnie uspokoiłaś, bo mam to od wczoraj wieczorem. Idę dzisiaj pierwszy dzień do pracy i oczywiście natręctwa nie dotyczą pracy ale związku. Stresując się pracą, boję się, że związek się rozpadnie. Idiotyczne, nie? I właśnie jest to w formie lęku napadowego. Boję się, ale nawet mi trudno powiedzieć czego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja staram sie zyc normalnie. Wiem, ze Go kocham...uwielbiam z nim byc. Niestety nawet najmilsze chwile czasem jakos mieszaja sie z natrectwami, ale walcze!! Od 4 i pol miesiaca nie plakalam z tego powodu i mysle, ze to bardzo duzy postep. Oczywiscie teraz jak to pisze, to przychodza mi do glowy rozne, glupie mysli, ze pewnie jutro Go zostawie albo ze wole kobiety, ale wtedy wsluchuje sie w jego oddech (spi tu zaraz obok) i jakas radosc mnie wypelnia. Nie chce znowu zaczac tabletek, bo one mnie oglupiaja-mam wrazenie, ze nie jestem soba (nie mam natretow?). Bo ten stres i skurcz zoladka to jakby czesc mnie teraz. Bardzo glupio to wszystko brzmi. Ciagle sie boje, nie zrozumcie mnie zle. Ciagle mysle, ze pewnie zakocham sie niedlugo w kims nowym, ale staram sie, wierze mocno, ze nam sie uda! Bo spotkalismy sie tu na drugim koncu swiata i nie dam sobie tego odebrac!

Mam nadzieje Konewko, ze bedzie lepiej. U mnie na poczatku (a mam to od hmm...konca grudnia, poczatku stycznia?) bylo strasznie, ciagly placz, ataki dusznosci, musialam wychodzic z pokoju, bo nie moglam na niego patrzec. A teraz zamiast wychodzic mocno sie przytulam i mowie Mu, ze Go kocham. Bo taka jest prawda i wierzmy w to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tez tak mam,ciagle mysle o tym,ze zakocham sie w kims innym :/ Jak o tym mysle,zaczynam panikowac,bo nie chce NIKOGO innego!!Poza tym tez tak czesto mam,ze nie moge patrzec na mojego narzeczonego,jest przystojnym facetem,ale ja od razu wyszukuje w nim wady:(( Czy mieliscie takie fazy kiedy nie podobal Was sie nawet glos Waszego partnera??Czuje sie z tym okropnie,dlaczego doszukuje sie wad w ukochanej osobie wiedzac,ze sama tez je mam?? Dlaczego nerwica akurat musi uderzyc w to co dla nas zawsze najcenniejsze??Czasami sobie mysle,ze wolalabym juz chorowac nawet na cukrzyce czy jakas inna powazniejsza chorobe niz miec nerwice...:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi sie wlasciwie wszystko przestalo podobac. Nie moglam sie tez calowac, bo jakos tak mi dziwnie bylo. Potem zaczelam sobie wmawiac, ze jak nie mam ochoty sie z nim calowac, to znaczy, ze na pewno Go juz nie chce, ze mnie nie pociaga.

aaa i jeszcze te moje sny, takie prawdziwe! Bardzo czesto sni mi sie, ze wlasnie zdradzilam, ze zostawilam, ale zawsze (!) na koncu chce wrocic, tesknie itd. Najczesciej w snach pojawiaja sie ludzie z pracy, Ci ktorych widze codziennie i tak jak mi sie czasem przysni, ze spalam z kims z pracy, to potem sobie 2 dni wmawiam, ze sie pewnie z tej osobie zakochalam, potem starajac sie odpedzic te mysli, one wracaja ze zdwojona sila, wiec wtedy juz jestem "pewna" ze kocham ta inna osoba, bo przeciez nie moge przestac o niej myslec. Na szczescie po tygodniu mi przechodzi i najczesciej, w sumie za kazdym razem tak bylo, zapominam i juz nigdy ta mysl nie wraca. Dziwne to wszystko.

Marze o terapii, ale wlasnie tutaj to moge sobie tylko pomarzyc.

Trzymajmy sie i wierzmy w to, ze bedzie dobrze. :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×