Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Hej,

Mój związek się rozsypał, ja nie wytrzymałem z tymi myślami :( szkoda, kurcze walczcie o bliskie osoby, nie poddawajcie się, ja uciekłem i na myśl co wy przezywacie i ty Konewko to chce mi się ryczeć. Te cholerstwo jest straszne i wiem co czujecie. Ja sie podnosze z tygodnia na tydzien, ale niestety już sam i tylko do siebie mogę mieć pretensje, pomału dociera do mnie jak bardzo skrzywdziłem siebie i dziewczynę, to co kiedys do mnie nie docierało Konewko, tzn mówiłem straszne słowa byłej, nie żeby ja zranić, nie nic z tych rzeczy, poprostu ja byłem kims innym.(nie rozumiem jak mogłem tak mówić taki ból zadawać, to nie jestem ja, zachowywałem się jak najgorszy cham, a tak naprawde to wiem ze taki nie jestem, jestem wrazliwy, zadawałem potworny ból dziewczynie, to przekleta choroba nie ja, ale niestety moja osoba) Konewko nie poddawaj się, ale znajdz fachową pomoc, ja wiem z czym mam problemy, narazie tylko wiem i cholernie chce się ich pozbyć.

Pozdrawiam,

(Mówi się że prawdziwą miłość pamięta się do końca zycia, a ja się boję że ją właśnie odrzuciłem, wiem jedno NIE PODDAM ŚIE!!!!!!!!!!!!!!! choć strasznie trudno i chocbym miał walczyć o swoje szczęście i życie latami to i tak to bede robił)

Wiecie co dużo rzeczy do mnie dociera, nie mówcie o swoich myślach partnerom, wy jesteście razem i moze tego nie czujecie, ja jestem sam i dlatego na pewne sprawy moge patrzeć z boku, to co wy myslicie jest nie prawda, ale strasznie boli waszych bliskich, wy myslicie o swoim bólu który ja znam, ale on jest tak mocny ze zapominacie o bólu partnera.

Nie wiem ile w tym prawdy ale myśle że nerwica zabija wszystkie uczucia, za mocno powiedziane maskuje je, wtedy nn łatwo potrafi nam zawrócić w głowie, jak są uczucia to nie wazne jak partner wygląda jak mówi itp bo my go kochamy, a skoro nerwica otepia uczucia to zabijamy w sobie wszystko co najwspanialsze w związku i czepiamy się drobnych rzeczy w wyglądzie. To bez sensu. Nie wiem jak u was z samooceną, zastanówcie się nad tym czy nie wpływa ona na wasze nn.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

boze.........a balam sie ze to tylko moje wymysly z tym ze moge pokochac kogos innego.....bo ostatnio mam takie natrectwo.....a jestem w 3 gim i sie boje ze jak pojdziemy z moim partnerem na inne profile to sie zakocham w kims innym.....boze to jest chore i straszne i ja tego nie chce!!!!!;(((((( choruje na to ***ponad miesiac mysle moze dluzej.......przezywalam juz wiele mysli i ja mowilam o nich partnerowi.........na szczescie on to rozumie......na poczatku byly mysli czy go kocham...od tego sie zaczelo....a kiedy bylo lepiej i poprostu starajac sie omijac mysli i patrzac na swoje zachowanie zobaczylam ze naprawde go kocham.......i nowe natrectwa....typu erotycznego.............z grubsza chodzi o to ze wydaje mi sie ze jesli ktos np. jakis sposob mnie podnieci(przepraszam za wyrazenie)to sie zakocham w nim i przestane kochac moj najwiekszy skarb...........czasem miewam ataki leku i budujaca sie swiadomosc ze to nie choroba tylko ja......i ze czegos mi brakuje....ale to nie prawda.......walcze z tym chodz staram sie nie przesadzac bo jak za bardzo sie angazuje w walke z choroba to placzac ranie mojego chlopaka bo jego boli moj placz....a ja zauwazylam ze po wyplakaniu uswiadamiam sobie ze to choroba(bo czemu bym plakala??)i jest mi lepiej.............niewiem co wiecej powiedziec.....chce spedzic z nim cale zycie.......wlasnie z nim..dziekuje cookiemu bo dodajesz mi sil....

 

[Dodane po edycji:]

 

zastanowcie sie czasem czemu tu jestescie..przeczytalam taka wlasnie mysl na tym forum ale moze nie czytaliscie wszystkiego bo ja nie ale rzeczywiscie pomyslcie nad tym.....po co byscie tu byl jeslibyscie nie kochali swoich partnerow??po to zeby pokazac wszystkim jacy to wy jestescie okropni???to ma sens.....i powiem wam ze mi to naprawde pomaga.......postarajcie sie czasem choc na troche odsunac mysli albo poprostu przyjzec sie swojemu zachowaniu....i zastanowcie sie, co robicie???? spotykacie sie z Ta wspaniala osoba ktora tak przez was cierpi???ciesza was spotkania z nia???bo ja sobie uswiadomilam ze bardzo mnie ciesza.......i cieszylam sie kiedy moj partner tlumaczyl mi ze to choroba....tak mnie to podnosilo na duchu jak nic.....poczatki choroba byly straszne...nie bylam w stanie czesto chodzic do szkoly, staralam sie ubierac jak najbardziej zakrycie jak bym sie bala pokazac (a zazwyczaj lubilam sie ubierac otwarcie).......i powiem wam tak....jesli uswiadomicie sobie ze to choroba to juz polowa sukcesu.......a druga polowa tkwi chyba tylko w naszym podejsciu do tego i pomocy ukochanej osoby.......dodam tez ze mialam rok temu chyba takie zwykle natrectwa typu np jak wracalam do domu to musialam rownoukladac sznurowki albo zamykac drzwi "parzyscie"czyli np 4,5 razy i nie 13 bo jakos tak.......albo mi sie wymyslaly jakies pierdoly w glowie i musiaaam komus o nich powiedziec........a jesli tego nie zrobilam to od srodka rozwalal mnie potworny stres i niepokoj i jakby nie potrafilam zajac sie zyciem i czerpac z niego przyjemnosc tylko mysli byly najwazniejsze......pozdrawiam was wszystkich a w szczegolnosci konewke bo widze ze tez cienko ale walczysz.......i mam nadzieje ze dzielac sie doswiadczeniami i przezyciami wszyscy z tego wyjdziemy........bede wdzieczna jesli ktos nawiaze do mojego postu np jesli mieliscie cos podobnego w ktorejs z sytuacji......goraco pozdrawiam was wszystkich....... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisalam tutaj kilka razy ale przestalam bo bylam skoncentrowana na walce z tą przeklęta choroba!

Boze a u mnie to trwa juz 8 miesięcy i juz mam dosc!!! nie przechodzi i dlatego ostatnio zdecydowalam sie na branie leków. Nie wiem czy ja mam nerwice natręctw bo ja nie mam az tyle dziwnych mysli co wy tu dziewczyny piszecie na forum. W ogóle to czytalam i powiedzial mi ostatnio psychiatra ze osoby kotre wszystko analizują trudno zeby nie analizowaly swojego związku a tym samym zadreczaly sie czy kochaja czy nie, czy podoba nam sie to w naszych partnerach czy tamto itd. No i powiedzial mi w przypadku niepokoju, stresu, trudnego okresu w zuciu nasilają sie albo pojawiają sie tak zwane natretne mysli albo zachowania, ze to jest normalne bo w ten sposób walczymy ze stresem, myslimy ze mamy kontrolę chociaz nad rzeczami ktore robimy (ze na przyklad policzymy do trzech wykonując jakąś czynnosc albo dotkniemy czegos 5 razy). I teraz nie wiem czy to ze tak analizujemy nasze zwiazki to nerwica czy nie? Jestesmy moze zbyt wrazliwe i tak jak dla innych zwiazki sie koncza, to dla nas jakiekolwiek zmiany w odczuwaniu emocji ( w tym przypadku milosci do partnera) napawaja nas ogromnym lękiem!!!

Ja juz sama nie wiem czy spotkania z moim chlopakiem daja mi szczscie, pewnie ajkies tak ale ja bym chciala zeby bylo tak jak wczesniej!!!

nie wiem czy ktos z was tez tak ma ale ja od kiedy zachorowałam a trwa to juz 8 miesiecy odczuwam po prostu lęk!!! taki codziennie ktory uniemozliwia mi normalne funkcjonowanie ( w psychiatrii nazywa sie to lękiem uogólnionym). Na poczatku nie wiedzialam dlaczego, myslalam po prostu ze mam depresje i po prostu jestem wrazliwa, za granica wiec chyba dlatego, dopiero w trakcie terapii wyszlo ze mam zastrzezenia w stosunku do mojego związkua mianowicie ze nie jestem pewna czy to ten jedyny, ze nasze wspolne zamieszkiwanie mialo wygladac inaczej, ze w sumie to chcialabym zeby byl troche inny, ze nie pasuje mi to i to itd.

Wy wiecie co ja czulam jak sie o tym przekonalam co ja myślę o nim!!!!! matko myslalam ze zwariuej, dopadl mnie lęk ze myslałam ze zwariuje! A z drugiej strony zaczelam sobie mówic ze przeciez to tez ktorego kocham, za ktorym tak przepadalam! ale to nic nie pomaga, a leki wyeliminowaly tylko lęk wiec moge wychodzic z domu i normalnie jakos funkcjonowac ale zeby od razu na nowo pokochac to nie:(

Ja chyba nie kocham i po prostu jest mi ciezko do tego przywyknąc bo przeciez ja planowalam z nim przyszlosc swoją i bylam taka szczesliwa...nie ma we mnie juz motywacji do walki, juz zaczynam byc bierna, on to czuje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witajcie....ja cierpie na to juz 2 lata. rok było ok. po pobycie na oddziale psychiatrycznym dziennym ,potem bardzo duzp lekow i wydawało sie ze minelo i nie wroci. zareczylam sie z moim ukochanym-obiektem lekow i wrocilo.....mimo leków mimo wiedzy mimo umiejetnosci radzenia sobie....dzis jestem bogatsza o wiedze to co napisze moze byc dla was bardzo wazne, przeanalizujcie to. ja zabieram sie z tym do pyschiatry w najblizszy piatek. bo mimo terapii jakos tego nie odkrylismy a na co ja wpadlam ostatnio.....

a mianowicie.....wszystko to stad iz kochamy "obsesyjnie" to taki termin dla okreslania uzaleznienia od drugiej osoby, doklada sie do tego bardzo czesto fakt odrzucenia w dziecinstwie przez rodziców ( w moim przypadku nie odrzucenia ale walka o milosc mamy i bycie idelna by mnie kochala)....to wszystko dalo efekt taki ze wytworzylismy sobie w glowach chory schemat milosci gdzie jestesmy z bliska osoba tak blizko ze blizej sie nie da (Według Pia Mellody, uzależnienie jest relacją między dwiema osobami, polegającą na wywoływaniu intensywnych obsesyjno–przymusowych przeżyć prowadzących do zbudowania więzi tak ciasnych, że bliższe są one omotania niż zdrowej poufałości (Toksyczna miłość…, s. 57) i gdy pojawiaja sie sytuacje normalne (brak ochoty na seks czy cos przestaje nam sie podobac w drugij osobie nagle przychodza leki- Kocham czy nie?

 

boje sie tego co odkrylam:(

dodatkowo znalazłam w sieci tekst który to pieknie opisuje

 

"Obsesyjna miłość - ogół cech predysponujących nas w kierunku miłości toksycznej ma swoje korzenie w "odczarowaniu" sytuacji z dzieciństwa, kiedy to dana osoba nie czuła sie dość kochana przez jedno lub obojga rodziców i za wszelką cenę walczy o miłość ponownie, ale już jako osoba dorosła. Miłość kojarzy się jej z cierpieniem, a nawet ulubione bohaterki takiej osoby z książek, czy fimów są prawdziwymi cierpiętnicami, które w imię miłości potrafią się poświęcić, wybaczyć, a nawet umrzeć.

Nałogowo poszukująca miłości nie jest przyzwyczajona do tego, aby ktoś o nią dbał, więc gdy znajdzie odpowiedniego, kochającego ją partnera zaczyna się niepokoić i wzbudza to jej podejrzenia - bo przecież idąc tropem jej myśli - nie jest warta prawdziwej miłości, ale ciągłej o nią walki.

Za pojęciem "kochania za bardzo" kryje się pewien obraz manii, rozpaczliwe przywiązanie do partnera, a także uależnienie swojego szczęścia od jego posiadania w ogóle. Najmniejszy objaw braku zainteresowania z jego strony , badź nawet minimalny sygnał serdeczności odbierany jest przez nią bardzo intensywnie i albo powoduje jej załamanie i poczucie rozbicia, albo przesadny entuzjazm.

Kłótnie, dramatyczne odejścia i powroty, to codzienność takiego układu dwojga ludzi, w której dominuje przede wszystkim wypełnione strachem oczekiwanie na apogeum miłości.

Zaangażowanie w toksycznych związkach dotyka przede wszystkim osoby, które "kochają za bardzo". Obsesyjna miłość od początku karmi się złudzeniem mylnie interpretując porywy namiętności i fantazji z pierwszej fazy związku, a co za tym idzie zakochania się lub samego jego wyobrażenia - uznając te obrazy za jedyną rzeczywistość i w ogóle wyznacznik trwania takiego układu.

Obsesyjna miłość uznaje tylko przeżycia z pierwszej fazy związku za dobro mogące usprawiedliwić wszystko inne, a istniejące już w trakcie jego trwania. Tak więc wspomnienia (pozytywne) skutecznie rekompensują w niej uczucie niedostatku emocji i ewentualnego, faktycznego braku zaangażowania partnera w dalszych fazach trwania takiego toksycznego układu. Z jednej strony rozpaczliwie walczy o powrót dawnych uczuć, które według niej istniały - jednak, gdyby cofnąć się w czasie ona nigdy nie była do końca nasycona ich intensywnością; bo dla osoby, która "kocha za bardzo", ZAWSZE będzie tych oznak uczuć za mało.

Nałogowe zabieganie o intensywność emocjonalną relacji z partnerem oraz o trwanie związku za wszelką cenę - nie liczące się z własną godnością, cierpieniem itp. to typowy obraz osoby toksycznej. Nie wierzy, że jest warta prawdziwej miłości bez tak dramatycznej o nią walki - nie wierzy, że może być kochana za sam fakt bycia sobą i tylko sobą. Nie widzi w sobie żadnych zalet oraz uważa, że na miłośc trzeba sobie czymś szczególnym zasłużyć. Mało tego, taka osoba jest przyzwyczajona do cech i zachowań negatywnych wobec siebie. Idealizacja partnera, marzenia o wybawcy... cóż, takie osoby zdane są na porażkę w miejscu, w którym tak bardzo pragną zwyciężyć.

Nieosiagalność fizyczna, bądź tez emocjonalna obiektu westchnień na pewno wzmaga u takiej osoby zaangażowanie się w relacje. Autodestrukcja to przecież drugie imię osoby, której obsesją jest kochać i być kochaną"

 

moze uda nam sie kiedys zdrowo i bez leków kochac, pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tiaaa, obsesyjna miłość to po prostu objaw, a wiadomo co się dzieje, gdy zajmujemy się wyłącznie objawami (tłumienie, negowanie, uznanie za osobny byt) - potęgują się. Za taką miłością kryje się coś więcej, dużo więcej.

Ana24, widocznie dlatego boisz się tego co odkryłaś, ponieważ jest to bardzo blisko związane z "Twoją prawdą" o sobie.

 

Warto kontynuować ten temat na terapii ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LucidMan skoro wszystko jest objawem co co dzieje sie we mnie skoro pojawiaja sie mysli: kocham czy nie? gdy unikam mysli wlacza sie kolowrotek ze sie oszukuje przechodzac tak o do przadku dziennego nie majac wyjasnionych spraw. Skad i jak znalzc odpowowiedz? moj parter to najcudowniejszy facet pod sloncem, jestesmy 7 lat razem a ja od 2 lat mecze go myslami i lekami o swoje do niego uczucia. jak z tym zyc? nie chce bez niego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LucidMan skoro wszystko jest objawem co co dzieje sie we mnie skoro pojawiaja sie mysli: kocham czy nie? gdy unikam mysli wlacza sie kolowrotek ze sie oszukuje przechodzac tak o do przadku dziennego nie majac wyjasnionych spraw. Skad i jak znalzc odpowowiedz? moj parter to najcudowniejszy facet pod sloncem, jestesmy 7 lat razem a ja od 2 lat mecze go myslami i lekami o swoje do niego uczucia. jak z tym zyc? nie chce bez niego!
No przecież napisałaś, że odkryłaś "coś", co ja określiłem, jako coś blisko związane z Twoją "prawdą" o sobie.

 

Uciekłaś od tego (pewnie się przestraszyłaś tej "prawdy") zadając takie, że tak powiem, powierzchowne, płytkie pytania typu kocham czy nie.

Skąd i jak znaleźć odpowiedź? Najpierw musisz znaleźć właściwe pytania, a odpowiedzi same się pojawią, bo one już są - oczywiście w Tobie.

 

to po co te chole....... mysli i watpliwosci? i dlaczego je mam?
Ponieważ coś w Tobie jest nie tak i Twoim zadaniem jest "odkryć" i zrozumieć co to.

 

Powtórzę, warto te Twoje odkrycie dokładnie przeanalizować na terapii.

 

Pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze nigdy nie potrafiłam zdrowo kochac i stad te mysli bym skupiła sie wlasnie na tym co i jak czuje hmm

dziekuje, czasem mi sie zdaje ze jezdze po tym samym skrzyzowaniu i choc swietny ze mnie kierowca brakuje czasem własciwych drogowskazów

pozdrawiam

 

p.s 18 maja psychiatra, 8 psycholog ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może właśnie bardzo się do tego nadajesz - tylko sama boisz się tak bardzo czy napewno kochasz dostatecznie?

 

Pewno lepsze jest takie podejście niż gdybyś sprawę traktowała lekko i bez angażowania się.*

 

A co do profesjonalnej terapii to jest to bardzo dobra rada dla Ciebie. Dojdziesz skąd to wynika. Uspokoisz swoje niepewności. Będziesz szczęśliwsza i Twój chłopak wtedy zapewne też.

 

*) Powiedz swojemu chłopakowi, że tak Ci powiedzieli na forum. I że wierzą, że mocno go kochasz, bo inaczej to by Tobie wisiało co tam czujesz póki jest fajnie. Ja tak sądzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie nerwicowcy!

Chciałabym Was poprosic o pomoc w pewnej sprawie. Z góry przepraszam jeśli powtarzam jakiś wątek ale serio nie mam siły czytać całego forum.

Mam taki problem: boję się związków. Nie mam pojęcia czemu. Zawsze kiedy poznaję faceta którego uważam (na pierwszy rzut oka) z fajnego to potem zaraz mam schizy że mi się odpodoba a ja jemu wręcz przeciwnie. Mam jakiś lęk przed tym że ktoś będzie chciał mojego towarzystwa a ja nie i nie będę się umiała od tej osoby uwolnić. Jak tylko zaczynam poznawać jakiegoś chłopaka bliżej to zaraz wynajduje w nim milion wad. Czy myslicie że to moga byc schizy podpadające pod nn? Czy jestem jeszcze gorzej walnięta. Zauważyła, że od razu jak kogoś poznaję to wybiegam milion lat do przodu a tak naprawdę nie znam dobrze np jakiegoś chłopaka więc w sumie nie dziwota że mnie to stresuje. Ale i tak nie mogę sobie z tym poradzić....

Proszę napiszcie coś.

 

Z góry dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dół......głębszy oddech sprawia problem, dzien w lozku, bez jedzenia bo mnie mdli i poczucie ze jestem wredna bezlitosna swina ktora krzywdzi mojego chłopaka ( wczoraj atak leku ze nie kocham o ktorym mu powiedziałam)...

mam dosc.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ana trzymaj sie i walcz o zwiazek, bo fakt ze do tej pory z tym walczylas swiadczy o tym jak bardzo go kochasz.....postaraj sie nie myslec....zajmij sie czyms, zobaczysz bedzie dobrze i to minie....ja tez z tym walcze juz mysle ze 2 miesiace moze wiecej i jakos nie chce isc do psychologa bo ciagle mam nadzieje ze sama to pokonam, pomaga mi mama, a moj chlopak to rozumie...tez mnie wspiera ale staram sie ostatnio nie przytlaczac go tym tylko cieszyc sie zyciem i nim samym bo jest naprawde cudowny i jestem przekonana ze tak samo jak dla Ciebie Twoj chlopak...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ana tak swietnie Cie rozumiem.

kurde, chce go kochac, chce sie czuc szczesliwa a mam wyrzuty sumienia ze jestem z kims do kogo nic nie czuje. wiem ze nigdy nie odejde bo tylko z nim chce byc, jednak te mysli i wtapliwosci zaprzątają umysl kazdego dnia.. nie mozna byc wolnym i cieszyc sie zyciem... zawsze zapala sie cholerne swiatlo ktore poddaje moje uczucie watpliwosciom. czy to sie kiedys skonczy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej:) gdzie wszystkich posiało? zagląda ktoś w ogole na nasze forum? :)

a moze u Was lepiej? moze przyzwyczailiscie sie do tego stanu...

napiszcie co u Was kochani,

 

pozdrawiam

 

[Dodane po edycji:]

 

jeszcze raz apeluję do Was, kochani. gdzie się podzialiscie? co u Was?

 

napiszcie coś !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moj narzeczony ode mnie odszedl po 7 latach bycia razem , po tym jak rok tem mi sie oswiadczyl, powiedzial 3 tyg temu dosc i powiedzial ze utozsamia mnie z problemem i ze ma dosc mojej choroby, ze chce byc szczesliwy beze mnie...........

koniec swiata w mojej głowie....

bo zabija, mysli rowniez.....nic juz nie ma sensu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wracam do zywych...po 3 tygodniowym piciu wcinania relanium i fevarinu....nie trzymam sie....odwołalismy slub koscielny restauracje, oddalam mu pierscionek, za tydzien wyprowadza sie do nowego mieszkania, zmuszam go by zostal, to dla mnie katastrofa...jest za sciana, nie jest juz moj, nie moge sie nawet przytulic ;( konewka nie mam gg

 

[Dodane po edycji:]

 

otwieram butelke chardonnay :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam

 

nie weim od czego zaczac... zostawil mnie. zamieszkalismy razem z miesiac temu... wiem ze to moja wina. nie dawal mi ciepla, a ja ciagle go oto meczylam. pytalam czy kocha. dzisiaj powiedzial ze to juz koniec, ze nie ma szans.. jestem zrozpaczona... nie umiem bez niego zyc. nie pozbieram sie. albo zycie z nim albo wcale... poswiecilam mu wszystko. walczylam z tą pieprzoną nerwica............................ rzuce studia, przyszlam do warszawy za nim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×