Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

no ja sobie rózne rzeczy wsadzałam do głowy ale tak po kilku dniach to przechodziło zazwyczaj a to wlazło i siedzi choć powoli wykopuje to, ja już sie zmagam z tym ze 4 lata, nie jest łatwo ale jestem na dobrej drodze, w końcu porządnie wzięłam sie za siebie, właśnie te durne myśli mnie zmotywowały do tego! bo nikt mną rządzić nie będzie!!

 

oj będe tu zaglądać jakby co to pisz agucha / piszcie śmiało pw odpowiem może coś poradze nie będe smęcić za bardzo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie,ja bardziej mam takie dziwne momenty. w filmie uslysze słowo " prawda" od razu w glowie : " kochasz go dobrze o tym wiesz" po chiwli natręt : " nie nie kochasz go" , potem klotnia mysli realnych z natretnymi .

 

jak ja nieznoszę takich momentów, kiedy mam wrażenie, że moje myśli się ze sobą "kłócą" :(

Czasem dopadają mnie takie myśli, słyszę je w głowie:" żeby mój chłopak zginął w wypadku." I słyszę jak to w myślach wypowiadam, ale tak naprawdę tego nie chcę!!! Czuję się wtedy jak potwór :( Wydaje mi się, że tak naprawdę jestem strasznym, złym człowiekiem, która życzy osobom, które kocha śmierci, jak modliszka. Jak tylko pojawiająs ię te myśli odrazu staram się je zaprzeczać pozytywnymi, ale to nic nie daje, bo tamte się jakby "wykłucają"

Pierwszy raz chyba o tym komuś powiedziałam :shock: Czuję się okropnie jak się do tego przyznaję. Strasznie się boję, że moje myśli się spełnią i mój chłopak zginie. Umarłabym gdyby jego zabrakło w moim zyciu, jedynaj osoby, której na mnie zależy :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po bardzo długim czasie postanowiłam tutaj wrócić, zobaczyć jak się inni mają, i widzę tyle nowych osób z tym problemem.. Jakie to jest straszne :(. Ale i budujące zarazem, bo pokazuje, że to COŚ to nie wymysł każdego z osobna, a naprawdę jakaś chora przypadłość...

 

Ile ja się tutaj napłakałam, naprzeżywałam tego WSZYSTKIEGO co Wy teraz.. jak bardzo jest mi to znane. Nowe osoby mogły przeczytać moją historię sprzed 1,5 roku i dłużej. Przeżywałam wtedy koszmar :(. A dzisiaj? Jestem żoną człowieka, którego wydawało mi się, że nie kocham, do którego miałam IDENTYCZNE odczucia, jak Wy dzisiaj. A jednak nie chciałam odejść.. Mimo cierpień wyszłam za Niego za mąż, bo nie chciałam nigdy od Niego odejść. Dzisiaj jesteśmy szczęśliwymi rodzicami :))). Nie mogę powiedzieć, że jestem w 100% zdrowa, ale głupie myśli przyćmiło codzienne życie, i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że podjęłam właściwą decyzje :)))). Nie zadaję już sobie pytań vzy kocham czy nie, skupiam się na właściwym małżeńskich relacjach, na dziecku. Jestem z Nim i będę zawsze, jeśli tylko Bóg mi na to pozwoli, i nerwica słabnie. Chodzę cały czas na psychoterapię i pozbywam się tej cholernej nerwicy. I nawet jeśli pojawia się blokada, to przestaję już o niej myśleć i zwracać na nią uwagę.

 

Piszę to wszystko, żeby podzielić się z Wami swoimi doświadczeniami, żeby powiedzieć, że z TYM cholerstwem naprawdę da się żyć i można być szczęśliwym, mimo wszystko. Oczywiście jak to piszę to pojawia się wątpliwość, a co jeśli nie kochasz? I zaraz się do siebie uśmiecham :)). Nie matwcie się tymi głupimi myślami tak bardzo !!!! To naprawdę TYLKO nerwica, gdyby Wam nie zależło, gdybyście nie kochali, to na pewno nie byłoiby Was tutaj. Spokojnie znoście to głupie cierpienie, i próbujcie rozwiązać zagadki swojego serca, rozwikłąć emocje, bo te zapomniane si głęboko schowane są przyczyną obecnych stanów. To one są odpowiedzialne za wątpliwosći co do niekochania, a nie brak miłości. Kochacie jak nikt INNY !!! I to jest piękne i prawdziwe. Życzę Wam wszystkim wyjścia z choroby i dalszej pięknej miłości, bo ona w Was jest na pewno !!!!

 

Ps. Z całęgo serca poelcam psychoterapię. Gdyby nie ona nie byłabym w takim stanie, jakim jestem :))))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agacisz dzięki :)

Mój chłopak o tym akurat nic nie wie. Nie przeszłoby mi to przez gardło. :shock:

Szukam specjalistów jak najbardziej, tzn. szukałam... bo ostatnio przechodzę załamę, bo nie mogę trafić na dobrego psychologa :(

Czytam was wszystkie i jestem w szoku, że tyle osób ma taki podobny problem. To są sprawy, o których zawsze bałam się komukolwiek mówić bo wydawało mi się, że to mam tylko ja.

Jak znajdujecie w sobie siłę żeby się do tego zdystansować i nie utożsamiać się tak bardzo z problemem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

heh też mam czasem tak że wydaje mi sie że bym nie płakała jakby on umarł, chociaż wczesniej jak byłam w miare zdrowa to rozwyłam sie że ja nie przeżyje jak jemu sie coś stanie bo tak bardzo go kocham, jestem taka wściekła że to coś robi mozgu i uderza w najcenniejszą rzecz w moim życiu, jakby ktoś mi powiedział przed nawrotem że coś takiego mi sie zdarzy to bym sie popukała w głowie i powiedziała że to niemożliwe... ale walcze z tym i jak zawsze polecam psychoterapie samemu nie da rady zamęczy sie człowiek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie wpadłem na pewien pomysł :D myślę, że przede wszystkim trzeba mieć świadomość (w sytuacjach kiedy pojawia się lęk i myśli) że to jest właśnie spowodowane lękiem. Nie wiem czy macie tak samo ale ja np często w chwilach gdy mam te chore myśli itd nie zastanawiam się dlaczego one są, dlaczego wydają się takie realne.. Trzeba sobie ustalić jedną rzecz: musimy pamiętać o tym aby w złych i cięzkich chwilach (gdy atakują myśli) powiedzieć sobie : '' tak to działa, boimy się że nie kochamy że udajem, że ...(tu niech każdy wstawi swój problem)... i wtedy pojawiają się myśli które są takie realne.. które rzucają takie argumenty, że nie da się z nimi wygrać. wydaje mi się że to co myślę jest prawdą ale spowodowane jest to lękiem! czyli jestem świadomy! na argumenty myśli mogę nie dać rady odpowiedzieć swoimi ale myśli nie są w stanie podważyć naszej świadomości. lęk powoduje myśli, a myśli powodują lęk i koło sie zamyka. dlatego trzeba się skupić na czymś w co wierzymy a jednak nie umiemy wykorzystać czyli na świadomości, że to wszystko to zaburzenie. Każdy wie że nasze zaburzenie jest udowodnione naukowo. To jest fakt, tego nawet się nie kwestionuje. Wiec myśli chcą wywołać lęk, lub lęk wywołać mysli zaburzeniowe. czyli nie muszę się tym przejmować. Bo to wszystko jest udowodnione. lekarz powiedział nam: "masz nerwicę natręctw." To jest nasz argument, prawdopodobnie najsilniejszy, który może być ripostą na argumenty naszego zaburzonego umysłu."

czyli jak pojawia sie obawa lub myśl (np nie podoba mi się ona, nie kocham jej, życzę mu śmierci itd), odpowiadamy tak: "aha, ten koleś z forum o tym pisał (to ja :P) to że zwracam uwagę na jej wygląd i doszukuję się jakichś detali, to że życzę mu śmierci, to że bla bla bla.. to jest myśl spowodowana lękiem, lub lęk spowodowany myślą. nie muszę się nad tym zastanawiać. moja riposta jest poparta przez naukę, lekarzy, nie muszę się tym wszystkim przejmować, zastanawiać się czy moje myśli są prawdą czy nie prawdą bo już ktoś to za mnie zrobił."

muszę to przetestować :) dam znać czy daje efekty

NA FALI!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mam zupełnie inaczej. panicznie boję się utraty bliskich mi osób, nie wspominając już o moim facecie. często pada mu telefon jak jest w pracy, a ze równie często zostaje po godzinach, nie mogę się z nim skontaktować. i zaczynają się jazdy, że coś na pewno mu się stało. płacze, chodzę po domu i nie mogę sobie znaleźć miejsca, po prostu wariuje. mam zdiagnozowaną nerwicę lękową i często mam lęki dotyczące różnych rzeczy(że to nie przejdzie, że zwariuję, że to schizofrenia, że coś się stanie moim bliskim itd, itp...) najbardziej wkurza mnie fakt, że akurat tego lęku mogłabym uniknąć, gdyby mój facet raczył napisać od któregoś z kolegów z pracy, że padł mu telefon i znowu robi nadgodziny, a on o tym zapomina! i uważa(mimo,że bardzo dobrze wie co się ze mną dzieje, bo o nerwicy powiedziałam mu już na początku znajomości, co się wtedy ze mną dzieje), że za bardzo się przejmuję. Ja p#######, ludzie, którzy tego nie mieli i nie mają nigdy nie zrozumieją chorych.

A jak jest u Was?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do anity

najbardziej wkurza mnie fakt, że akurat tego lęku mogłabym uniknąć, gdyby mój facet raczył napisać od któregoś z kolegów z pracy, że padł mu telefon i znowu robi nadgodziny, a on o tym zapomina! i uważa(mimo,że bardzo dobrze wie co się ze mną dzieje, bo o nerwicy powiedziałam mu już na początku znajomości, co się wtedy ze mną dzieje), że za bardzo się przejmuję. Ja p#######, ludzie, którzy tego nie mieli i nie mają nigdy nie zrozumieją chorych.

A jak jest u Was?

 

wiesz co, moim zdanie on dobrze mowi. bo jeżeli on by ci dawał znać to nakręcałby ciągle twoje natręctwa. Twoim natręctwem jest to że sie martwisz (też tak miałem), rytuałem jest wiadomość od Twojego chłopaka "nic mi nie jest" itp. przedstawię to troche nie typowo: zaburzenie wywołuje lęk u ciebie a Ty żeby sie go pozbyć potrzebujesz wiadomości od chłopaka. zaburzenie wie że skoro raz to zrobiłaś, czyli poddalaś się lękowi , znowu to zrobi bo o to mu chodzi, czyli znowu pojawi się lęk. tworzy się takie koło, natręctwo=> kompulsja=>natręctwo =>kompulsja itd.. w natręctwach chodzi o to żeby przerwać to koło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestey zeby przerwać koło najepiej udac sie na terapie..;/ ale ja biore asertin i daje jakos rade:) mam mysli rozne dziwne.. dziwnie sie czasem czuje tak nie swojo ale juz nie robi to na mnie tak dużego wreżenia niż na początku ;) tzn juz nie płacze chyba mialam depresje..! poza tym to każdy na swoj sposob przezywa i radzi sobie z tą choroba mniej lub bardziej skutecznie.. Ja sobie tlko mowie ze to choroba i olewam te mysli ja to ja a mysli to mysli.. mam je głęboko ;) Wiem z doświadczenia ze nie warto sie zagłebiać w te myśli bo to pogarsza sytuacje.. ja popadałam zawsze w staszna histerie... Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

powiedziałabym, ze raczej raz radzimy sobie mniej a raz bardziej. wiem, że to "nakręcanie się" donikąd nie prowadzi, ale nie umiem tego powstrzymać. bo kiedy on nie pisze, to oczywiście tłumaczę sobie, że musiał zostać po godzinach i ze na pewno padł mu telefon, ale to działa jakies 2 sekundy, a potem zaczyna się jazda.

jeśli chodzi o terapię, to parę razy byłam u psychologa: takiego młodzieżowego,ze tak powiem i rozmowy z nim kompletnie nic mi nie dały. u psychiatry leczę się od 17 roku życia(teraz mam 25 lat) i mniej więcej roczną przerwę w zażywaniu leków (paroksetyny), ale wszystko wskazuje na to, że będę musiała do tego wrócić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem mi same wizyty u psychologa tez nie pomogly wirecz pogorszyly moja sytuacje.. bo ona we mnie wzbudzala wątpliwosci itp.
Nie przeszło Ci przez myśl, że Twoje myśli są prawdziwe, a terapeutka próbowała Ci to pokazać? Miałaś szansę poznania prawdy o sobie (poznawanie ukrytego zawsze budzi wątpliwości), a wybrałaś ucieczkę w chorobę..

Wygodnie jest zwalić problemy w związku na natręctwa, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WIesz wiele osob które wypowiadają sie na forum twierdzi ze najbardziej pomaga psychoteriapia:) a nie wizyty u psychologa! Nie wiesz jak bylo tak ? Nie wiesz co mi mowila i jak czulam sie po spotkaniach ze tygodniami plakalam. Poza tym ja nie mam problemow w zwiazku. Co Ty mowisz czlowieku? Tu kazdy ma probemy z samym soba a to ze to sie odbija na ukochanych osobach to dla Nas tylko męka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałaś, że proces leczenia to spacer po parku w księżycową noc? To droga, ciężka, kręta, usłana kolcami i głównie w ciemnościach. Nie mam zamiaru tu nikogo oskarżać ani potępiać, próbuje wskazać niewłaściwe rozumowanie.

Czy to były wizyty u psychologa, egzorcysty czy nawet u własnej babci to nie ma znaczenia! Najważniejsze to te powstałe wątpliwości, które mogły Cię uzdrowić .. lecz Ty uciekłaś .. Postaraj się kontynuować te wizyty, a jeśli to nie możliwe rozpocznij na nowo terapie.

 

wiesz LucidMan , nie masz tej przypadłości ,wiec sie nie wypowiadaj ok?;] tylko tym kogos mozesz dobić , bo jak przeczytaja Twoje slowa wlaczyc sie im moze natrętne myslenie o podlozu wlasnie takim ,ze "watpliwosci sa prawdziwe".
No taki to też mam zamiar! Wybić was z tego letargu, dobić ten wasz od miesięcy (może i lat) nie zmieniający się stan i spróbować namówić do wzięcia życie w swoje ręce ..

 

Tu kazdy ma probemy z samym soba a to ze to sie odbija na ukochanych osobach to dla Nas tylko męka.
Inaczej mówiąc: "Mam problem, którym męczę swoich ukochanych i na dodatek samą siebie." Zajmij się swoim problemem ... tylko właściwie, dopuszczając do siebie każdą wątpliwość jaka tylko Ci przyjdzie do głowy ..

 

bo ja sie bardzo poirytowalam
Coś ruszyło. Wykorzystaj energię do pracy nad sobą ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to ze niby co? Ze te wszytsko natrectwa to prawda?! ze niby te wątpliwości to są prawdziwe tak ?!

Oj nie tak wprost. Wyłap esencję moich wypowiedzi w tym temacie. Jest nią zachęta do kontynuowania drogi, którą już raz obrałaś i była właściwa! Wtedy będziesz potrafiła sama sobie odpowiedzieć na te pytania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja myśle że w każdy jest inny i problemy są zupełnie indywidualna sprawa, sama katowałam sie 1,5 roku takimi myslami i mi zerwanie pomogło, to nie był gość dla mnie, nie rozumiał mnie i takie tam chociaż zaczęło sie psuć gdy zaczęłam chorować, wtedy moj psycholog powiedział mi ze jak chce to moge odejść ale to nie jest moj podstawowy prawdziwy problem tylko wymyslony i to nie on sie przyczynia do mojego stanu, odeszłam i ciesze sie z tego, bo poznałam faceta z którym zawsze chciałam i chcę być bo jest cudownym człowiekiem wszystko było ok dopóki nie odstawiłam leków moj stan zaczął się pogarszać no i wkręciłam sobie że to koniec,że nie kocham tak nagle z dnia na dzień oczywiście nic między nami nie zaszło, nic sie nie psuło, znalazłam nowego terapeute i mówi mi to samo to nie jest pani problem, w pani związku nie ma problemu pani ma problem ze sobą, to jest problem zastępczy, powiedziała że będzie mi to powtarzać na każdym spotkaniu, mysle że coś w tym jest, dlatego staram sie żeby było dobrze i chce żeby tak było, chodzę na tą terapię i wierze że z każdym spotkaniem jestem krok bliżej do tego co zabrała mi nerwica

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no własnie najgorsze jest to że to działa na emocje, że naprawdę można uwierzyć że te mysli to prawda, u mniew najgorsze jest poczucie obojetności z tego mam zaraz poczucie winy i tak w kółko, czasem tak sie zamysle że nie wiem co sie dzieje wokół mnie... ostatnio miałam taki przecudny momenttrwał normalnie 5 sekund poczułam taki podziw i taką miłość do ukochanego w sumie w banalnym momencie :) jak jego siostra powiedziała ganiaj go troche niech ci zrobi herbaty, pewnie to głupie ... :)

 

[Dodane po edycji:]

 

kurcze żeby jak najszybciej skopać tyłek tej nerwicy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×