Podczytuje Was juz od jakiegos czasu, wlasciwie od paru miesiecy. Dopiero w tym tygodniu sie zalogowalam, a dzisiaj postanowilam napisac.
Wiec u mnie to sie zaczelo w styczniu tego roku, po prostu pewnego dnia pomyslalam sobie, a co jesli juz GO nie kocham? Akurat moja przyjaciolka jakos miesiac przed tym stwierdzila, ze rozstaje sie ze swoim chlopakiem, z ktorym jest 2 lata, i kocha Go, ale nie chce juz z nim byc..W kazdym razie jak sie zaczelo w styczniu tak chyba nigdy nie minie.. Mam dokladnie te same mysli co Wy. Doszukuje sie wad, patrze na niego jak na obcego mi czlowieka, wmawiam sobie, ze mi sie nie poboba, ze mnie denerwuje, kazda rzecz, ktora powie rozkladam na czesci pierwsze i analizuje...W tym roku zareczylismy sie. Jak zapytal czy zostane Jego zona, swiat sie zatrzymal. Przez ta chwila poczulam sie najszczesliwsza osoba na swiecie. Niestety nastepny tydzien przeplakalam, bo przeciez Go nie kocham juz chyba. Przeciez jestem z nim tylko dlatego, ze jakbym Go zostawila to by pewnie cos sobie zrobil, bo przeciez pewnie jestem lesbijka lub podoba mi sie ktos z pracy.....i milion innych powodow moglabym wymyslic na poczekaniu. Bylam u psychiatry, stwierdzil, ze mam natrectwo mysli i depresje. Niestety na terapie nie moge chodzic, gdyz mieszkam w malym miasteczku w UK. Bralam tabletki przez jakis czas (miesiac), ale zupelnie nic mi nie pomagaly, powodowaly tylko bol glowy. Teraz jak to napisalam to mysle, ze pewnie to nie choroba tylko ja naprawde Go nie kocham, tylko nie wiem jak mu o tym powiedziec i generalnie ciezko by bylo, bo planujemy slub, budujemy razem dom i mamy tyle planow. Mialam nadzieje, ze to jakos samo minie, ale mimo, ze ostatnio bywalo lepiej, to teraz znowu jakby wszystko powrocilo.