Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Amandio, obawy przed ślubem to chyba normalna rzecz. Każdy sie stresuje. To potrafi sparaliżować osoby które w innych dziedzinach życia nie mają żadnych problemów z nerwicami.

 

Więc można powiedzieć, że to normalne. Choć pewnie w niektórych przypadkach to już jest jakimś zaburzeniem.

 

A co do miłości - wiesz - trudno by wyglądała ona tak jak w pierwszych miesiącach przez całe życie. Podobno niektórym się tak udaje. Ale jest to jednak jakaś ewolucja. Potem staje się taka mniej romantyczna, a bardziej odpowiedzialna. Choć momenty romantyzmu są napewno.

 

Popatrz na to tak - skoro wcześniej odwołałaś bo nie byłaś pewna - to pewnie później dużo o tym myślałaś. Więc nie daj się teraz lękowi, że to nie ten. Teraz już nic nowego nie wymyślisz. Nie dążyła byś do ponownego związania gdyby jednak nie było ono tym co być powinno!

 

 

Koniecznie się wybierz - albo razem wybierzcie do poradni. Wiesz - poradnie małżeńskie np. są nie tylko dla małżeństw w kłopotach. Są przede wszystkim dla małżeństw które chcą pracować nad swoim małżeństwem, ale też dla par które planują poważną przyszłość. Myślę, że samo uzmysłowienie sobie skąd się bierze lęk bardzo dużo pomoże. Jeżeli nie do poradni małżeńskiej to psycholog też jest dobrym rozwiązaniem. Może masz też jakąś depresję? Problemy z podejmowaniem decyzji?

 

Co do małżeństwa to są takie społeczności gdzie przed ślubem przechodzą prawdziwą szkołę. Często z początku zasiewa się młodej parze szereg wątpliwości. Jak przez nie przejdą to znaczy, że się nadają na małżeństwo. Ale przede wszystkim to, że udało mi się obalić te wątpliwości oraz to, że pamiętają jakich argumentów na to używali pozwala im uniknąć lub zminimalizować tą niepewność która jest w KAŻDYM podejmującym tak ważną decyzję. To nie jest kupno samochodu który posłuży nam kilka lat i relacja nas z nim łącząca jest taka, że ma robić to czego od niego oczekujemy (nie mówię tu o pasjonatach). To coś więcej i na dłużej! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

konewko podczytywałam to forum już rok temu, nawet chyba coś pisałam, jednak nie pamiętam swojego nicka. Nasilone objawy nerwicy mam od około 2 lat (najgorzej jest jesienią i zimą), wcześniej jako dziecko miałam lęki, jestem także hipochondryczką. Kilka lat temu uczęszczałam na terapię do psychologa. Potem miałam przerwę przez około 2 lata, kiedy objawy 'ucichły', pod koniec 2006 roku znów się zaczęlo i wtedy wróciłam do psychologa, potem poszłam do psychiatry by zdiagnozować problem, dowiedziałam się że mam nerwicę natręctw oraz delikatne objawy nerwicy lękowej, następnie zmieniłam psychologa i na początku 2008 roku przerwalam terapię. Uważam że leczenie niewiele mi daje, nikt za mnie nie przeżyje mojego życia, czuję że muszę sama dać sobie radę z moimi problemami, nauczyć się żyć z nerwicą.

 

Namiestniku masz rację małżeństwo nie jest tylko na chwilę. Ale ja się chyba tego najbardziej boję, odpowiedzialności, tego że to nie jest tak jak mówisz jak kupono samochodu, choć z drugiej strony mam świadomość że mam prawo popełniać błędy, że są rozwody. Jednak sam fakt że mam wątpliwości i nie umiem trzymać się podjętej raz decyzji mnie przeraża. Co dziwne nie mam takiego problemu jeśli chodzi o posiadanie dziecka, bo się o nie staramy. Naprawdę nie wiem jak przezwyciężyć swoje obawy, jestesmy razem tyle lat, i nie wiem co się ze mna dzieje, skoro żyjemy jak małżeństwo, przecież nic się nie zmieni. Ale doszukuję się jakichś dziwnych problemów aby tylko uniknąć ślubu. Wiem że ranię mojego faceta, mógłby sobie już dawno ułożyć z kimś życie z kimś zdecydowanym, kto odwajemniłby jego uczucia i był pewien swojej miłości. Czuję się beznadziejnie, tak bardzo chciałabym wiedzieć że to TEN i mieć pewność.

Naprawdę miesiąc temu gdy rezerwowaliśmy temrin byłam pewna i zadowolona. A teraz znów czuję się niepewnie, źle, zrobiłam jeden krok w przód i znów jestem bliska zrobienia dwóch kroków w tył. Z tego chyba nie można się wyleczyć :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę miesiąc temu gdy rezerwowaliśmy temrin byłam pewna i zadowolona. A teraz znów czuję się niepewnie, źle, zrobiłam jeden krok w przód i znów jestem bliska zrobienia dwóch kroków w tył. Z tego chyba nie można się wyleczyć :(

 

Nie martw się - skoro miesiąc temu byłaś pewna to idź dalej tą drogą. Nie martw się! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę miesiąc temu gdy rezerwowaliśmy temrin byłam pewna i zadowolona. A teraz znów czuję się niepewnie, źle, zrobiłam jeden krok w przód i znów jestem bliska zrobienia dwóch kroków w tył. Z tego chyba nie można się wyleczyć :(

 

Nie martw się - skoro miesiąc temu byłaś pewna to idź dalej tą drogą. Nie martw się! :)

 

Myślę, że namiestnik ma pełną rację :-) Im więcej się zastanawiamy tym mniej nas prawdziwych - spontanicznych. Ci co czytali forum od dłuższego czasu i stali bywalcy doskonale znają moją historię. Też zaczęła się nagle podczas pobytu na delegacji służbowej prawie dokładnie miesiąc po zaręczynach z moją obecną żoną. Dziś jestem juz okrągłe 3 miesiące po ślubie i naprawdę jestem szcześliwy. Życie nie jest lukrowe ani cukierkowe, ma wzloty i upadki, dni radosne i smutne - jak u każdego, tylko że kiedyś ta normalność i zwyczajność mi strasznie przeszkadzała i doprowadzała do tego co pewnie teraz przezywają "nowi" forumowicze w temacie - obłę, panika, szloch, płacz i poczucie beznadziejnosci i bezsensu zycia. Przeszedłem wiele: natrętne myśli samobójcze, wycofanie ze społeczeństwa, długotrwałe stany depresyjne, nieudane leczenie farmakologiczne i terapie grupowa w klinice nerwic na oddziale dziennym w Warszawie ze średnią poprawą mojego stanu. Obecnie po 2 latach zmagania się i poszukiwania odpowiedzi na to samo pytanie: "czy kocham, jak kocham, a co jesli nie kocham?", doszedłęm do jednego wniosku - jesli mi dobrze to po co to nazywac? Jesli czuje sie kochany i czuje sie nie skrepowany przy mojej kobiecie, to po co to nazywac? Jesli zareczajac sie bylem swojej decyzji to po co po jakims czasie zmieniac decyzje, skro o dziewczyna nie dostarcza mi do tego "realnych" powodow? Jedno wiem napewno - myslenie nam nie słuzy ;-) Musimy wprowadzic jak najwiecej spontaniczosci ale takiej spontanicznosci odpowiedzialnej, ktora swiadoma jest odpowiedzialnosci za podjete decyzje. Kiedy bralem slub mysalem, ze to juz koniec, ze juz nie wyjde z tego, nie dam rady i nie bedzie juz nigdy lepiej, bylem zalamany, a z perspektywy czasu, uwazam dzis, ze to byl normalny zwyczajny stres, ktory ma kazdy "najzdrowszy" nawet czlowiek w tak przelomowym momencie swojego życia... Tylko, że dla nas to jets tragedia, bóle somatyczne, itp.. Przygladajac sie swojej 2 letiej ponad walce stwierdzam - JESTEM SZCZĘSLIWY - ZAWSZE BYŁEM tylko tego nie widziałem i nie doceniałem codzienności życia - tej zwykłej bez motyli i innych takich dodatków hormonalnych ;-) Życie naprawde jest fajne, jest kolorowe więć siłą rzeczy musi również posiadać tą ciemniejszą paletę barw... Dacie rade! Wierze w Was wszystkich i w każdego z osobna! Ja tu byłem w takim samym stanie przed Wami i dałem rade choc wspominajac nie raz lęk gości w moim sercu i obawa o nawrót. Pewnie jeszcze nie raz bedzie zle ale KOCHAM i będe Kochał bo na tym etapie mojego zwiazku po tylu latach miłość to przede wszystkim decyzja, bliskosc, odpowiedzialnosc i towarzyszace temu uczucia, na które nie mam wpływu ale dzięki bogu ślubowałęm MIŁOŚĆ,a nie zakochanie czy fascynacje aż do końca zycia. Z tym trzeba sie pogodzic albo dorosnąć ja na swojej drodze przeszedlem i jedno i drugie. Dziś wpełi akceptuje to, że życia się zmienia, ewoluuje i nie chce już by było tak jak przedtem. Przedtem moje zycie było szare i pół-pełne. Teraz znam o wiele wiecej smaków, barw i zapachów zuycia niz wtedy, dzieki czemu moge bardziej wczuc sie w postawe innych i zrozumiec samego siebie. Spontaniczna decyzja serca, która podjąłem 2,5 roku temu jest moim błogosławienstwem, a nie przeklenstwem. Wierze, że i Wam się uda. Pozdrawiam Was wszystkich, a w szczególności MartęF, która szczególnie bliska jest memu sercu tu na forum bo przechodzila szereg podobnych etapów do mojej scieżki tu na forum, na końcu której pełna wiary i nadziei podjęła taką samą decyzje i wierze i jestem przekonany, że nie będzie jej załowała kiedy dorośnie do tego by dostrzec to co ja zobaczyłem ;-) Zwykłe ludzkie życie ;-) Trzymajcie się cieplutko ;-)

 

P.S.: Gorące buziaczki dla tych, których posty, przemyslenia i postawy tu na forum były mi motywacją i kompasem w najtrudniejszych momentach mojego zycia. Dziekuje WAM aga25, apsik84, piko, mieciu, Jakubie, Hanusia, Lucy86 :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam..

 

Pisałem w tym temacie jakies 2 miesiące temu, że mam wrażenie jakbym nie poznawał swojej dziewczyny. Wtedy uspokoiliście mnie, że to kolejny z objawów nerwicy. Piszę o tym znowu ponieważ jest coraz gorzej. Jak tylko pomyśle o mojej ukochanej czuje jakiś dziwny lęk. Wydaje mi się być zupełnie obcą osobą. Normalnie się spotykamy, ale ja cały czas czuje lęk jak o niej myślę, jak z nią jestem. Niemam jakiś myśl czy ją kocham czy nie, ale mam takie uczucie jakbym podświadomie chciał ją wymazać ze swojego mózgu. W głebi duszy czuję że naprawdę ją kocham i chcę z nią być, ale te lęki, uczucie nie poznawania jest masakryczne. Ja już jestem na skraju wytrzymałości. Chodże na terapie, terapeuta mówi, że to jest wywołane nerwicą, ale że wcześniej się z czymś takim nie spotkał. Miał ktoś z Was coś takiego??..ja naprawdę się boję że wariuję, że mam jakąś psychoze, itp..

 

Bardzo Was porszę o odpwiedź.

 

pozdrawaiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leki faktycznie dają czasem taki efekt ale bardziej prawdopodobne wydaje mi się jednak to co powiedział terapeuta. Jeśli tłamsisz w sobie jakieś emocje ( a MY wszyscy tłamsimy różnorakie) to po jakimś czasie wszelkie emocje znikają. Ale spoko potem się znowu pojawiają a potem znowu znikają aż do wyleczenia. Nie przejmuj się ( tak jakby można było nie przejmować się takim gównem jak nwerwica...) to całkiem "normalny" objaw śmierdzącej nerwicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kapralis bardzo dziękuję za Twoją odpowiedź. Opisałeś dokładnie to co ja przeżywam. Do ślubu coraz bliżej, a ja mam coraz większe zmiany nastrojów, od płaczu, przez panikę, nadzieję i radość. Cały czas szukam przyczyn na NIE, wszystko nagle mi przeszkadza, narzeczony mnie denerwuje, wyolbrzymiam jego wady, zapominam o zaletach, jego rodziców uważam za okropnych, wręcz czuję do nich niechęc. Myślę o tym że może jestem za młoda, że teraz jest moda na 'single', może i ja powinnam jeszcze pożyć, a nie wpakować się w garnki i dzieci. Już mam nawet watpliwości co do charakteru uroczystości, choć przecież sama 'uciekłam' przed wielkim weselem i tłumem gości. Nie umiem sobie wogóle wyobrazić siebie mówiącej tą przysięgę, jak pomyślę o dniu ślubu nachodzą mnie mdłości, wciąż pytam wszystkich czy dobrze robię, ale nikt nie umie, nie chce mi odpowiedzieć, boję się patrzeć na nasze obrączki. Masz rację mam dni kiedy bez namysłu wyszłabym za mąż, ale im więcej mam czasu tym bardziej się stresuję i tym więcej myślę. I to myślenie jest zgubne, sądziłam że miesiąc wyprzedzenia to na tyle mało że nie wpadnę znów w panikę, i lęki mnie nie dopadną, niestety myliłam się. Kompletnie nie wiem jak z tym walczyć, nie mam już na nic ochoty, wiem że gdybysmy zrezygnowali znów ze ślubu wszystko wróciłoby do normy, znów byłabym szczęśliwsza niż w tym momencie, spokojna, ale ile razy można to odkładać, być może nigdy nie znajdę odpowiedzi na pytanie "Czy go kocham?Czy to miłość?" Nie chcę też czuć się przymuszona do ślubu, bo goście już zaproszeni, bo obrączki kupione, po prostu w pewnym momencie zaczynam czuć że nie mam wyjścia, że wszystkie drzwi się zamykają, i wtedy zwyczajnie zaczynam się dusić, histeryzować - do tej pory nie powiedziałam o ślubie w pracy, nie mówię też koleżankom, bo dzięki temu mam wrażenie że jeszcze mogę się rozmyśleć. Sama sobie zaczynam zaprzeczać, prowadzę jakąś wewnętrzną wojnę :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kapralis, tak bardzo dziękuję Ci za te piękne i ciepłe słowa, jesteś bliski mojemu sercu, bo przecchodziłeś to co ja przechodzę teraz. Tak pięknie piszesz o tym, że zawsze byłeś SZCZĘŚLIWY, tylko o tym nie wiedziałeś...

 

Ja wyszłam za mąż mino tych stanów, bo nie wyobrażałam sobie rozstania - może jednak wyobrażałam, ale nie chciałam, za żadne skarby nie chciałam się z NIM rozstawać. Tylko teraz tak trudno jest mi przywołać te myśli. Cieszę się ogromnie, że po slubie się u Ciebie wszystko zmieniło, ja niestety nie mogę tego powiedzieć. Ciągle jest we mnie ta blokada przed moim mężem, ciągle wewnątrz wszystko krzyczy, że nie nie tylko nie On. Ta niechęć, rozpacz, obłęd. Wczoraj miałam tki kryzys, że myślałam, że nie ma już wyjścia. On powiedział mi nagle, że doskonale wie, że Go nie kocham. Bo nie spojrzę na Niego czule, nie wykonam żadnego ciepłego gestu w Jego stronę, a jak mam to zrobić kiedy mnie od Niego odpycha, kiedy się Go lękam choć nie wiem czemu? Przecież ja tak tego nie chcę, co się we mnie takiego stało, że tak zaczęłam reagować. Ciągle czuję, że nie kocham, tylko dlaczego nie mogę? Dlaczego nie mogę Go kochać? W obecnej sytuacji wydaje mi się, że zniszczę mu życie, i po co i był ten ślub? Byłam nieuczciwa, egoistką, powinnam była odejść... tylko, że ja tak bardzo nie chciałam !!!!! Dlaczego przez takie myślenie, takie zachowanie miałam reagować z tej miłości? Ja chcę być normalna... ja chcę wiedzieć co się stało, że nie mogę być szczęśliwa, że jednego dnia pojawiła się niechęć - i dlatego tak to boli??

 

Jestem zrozpaczona, boję się, że On też pewnego dnia zamknie się na mnie, staniemy się dla siebie obcy... Nie widzę już wyjścia z tej sytuacji. Zaczynam dzisiaj znowu nową psychoterapię, w nowej kobiecie jest moja jedyna nadzieja. Choć boję się, że ona otworzy jakiś fragment mojej duszy, który powie, że ja naprawdę nie kocham, że nie powinniśmy być razem - a wtedy to ja już nie chcę żyć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Własnie konewko skąd wiedzieć że to nerwica a nie rzeczywistość. Zadaje sobie te same pytania, jak to jest? czy kocham mojego faceta, a nerwica mi podpowiada że jest inaczej, czy go nie kocham, a moje reakcje to jakiś system obronny, take wołanie: nie rób tego? Wiem że można wziać ślub, i można się rozwieść, ale nie chcę przysięgać z takim nastawieniem. My mamy piękne chwile, kiedy czuję że to ten, gdy jestem szczęśliwa. Niestety przewaga jest tych chwil w których się boję, kiedy sama nie wiem czego chcę, nie mam pojęcia po co sobie to robię. Jesteśmy razem tyle lat, myślę że jest nam dobrze, tak ogólnie. Tylko ja się męczę sama ze sobą, trudno mi to wytrzymać, wiem że go krzywdzę, że nie zasługuję na takiego człowieka, mimo jego wad, mimo tego że często się kłocimy, i że wiele rzeczy mnie w nim denerwuje (przynajmniej im bliżej ślubu tym więcej widzę negatywów). Jak to odróżnić, jak nauczyć się z tym żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Pięć dni temu odstawiłam lek, i teraz zaczęło się dziać coś totalnie dziwnego. Mianowicie czasami wydaje mi się, jakby to, co się dzieje, było snem, a sny z kolei są strasznie sugestywne. Z godzinę po tym, jak się obudzę, myślę o tym, co mi się śniło i czasem ta rzeczywistość snu wydaje mi się bardziej atrakcyjna. Zaczęłam panikować, że już wariuję :/ Moja terapeutka nic na to nie powiedziała, ale widziałam, że była zaskoczona. Mieliście kiedyś coś takiego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Konewko mam podobnie, bardzo łatwo mi się czymś zasugerować, waśnie opisałam taki przykład sugestii snem w wątku Natręctwa.....

Czy zakochać można się po pewnym czasie? Myślę że tak. Jedni zakochują się szybko, inni potrzebują na to więcej czasu. Bo miłość to skomplikowane uczucie, składajace się z wielu czynników, jedna osoba dorzuci więcej przyjaźni, inna sexu, ktoś inny więcej zaufania - tak jak z ciastem, proporcje składników mogą być różne a ciasto i tak się uda :)

Wiem że łatwo mówić, ale nawet mnie trudno to zrozumieć i przestać szukać, tej wyidealizowanej miłości.

 

PS. Może przenieśmy się do tamtego wątku, będzie łatwiej czytac :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!

Widzę że sporo osób nowych pojawiło się na tym forum to smutne ale tak na dłuższą metę nerwica to bardzo ważna lekcja w życiu. Przede wszystkim możecie poznać siebie tacy jacy jesteście naprawdę a nie wyobrażeniami i iluzjami nt własnej osoby. To czego ja się dowiedziałam o sobie to to, że ja w niczym innym nie różnię się od innych ludzi. Nie jestem ani lepsza ani gorsza od innych jestem po prostu człowiekiem. Zrozumiałam jak płytkie i egocentryczne było moje myślenie nt ludzi i świata i jak niewiele było mnie w chwili bieżącej. Żyłam jakimiś durnymi wyobrażeniami nawet teraz kiedy jadę np tramwajem zdarza mi się uciekać w rozmyślania na różne tematy jednak kiedy czuję, że wgłębiam się w te wyobrażenia mówię sobie "Aga koncentruj się na tym co dzieje się tu i teraz, co dzieje się w danej chwili wokół Ciebie". Prawda jest taka, że neurotycy uwielbiają rozmyślać o przyszłości (zazwyczaj jest ona beznadziejna) jednak nie zdają sobie sprawy, że przyszłość kreujemy w chwili bieżącej. To co robimy teraz albo czego nie zrobimy teraz waży na naszej przyszłości. Pewno zastanawiacie się dlaczego tak mało wiecie o sobie, a odpowiedź jest bardzo prosta jak macie wiedzieć jacy jesteście skoro stale rozmyślacie o sprawach które nic o was nie mówią. W przypadku myśli przewodniej w tym temacie jest dokładnie tak samo. Ilu z was pomyślało ile daje radości drugiej osobie już samym faktem że jest przy niej? Ile sami wkładacie wysiłku i pozytywnej energii w wasz związek? Jak bardzo wiele wasz związek was uczy i pozwala wam się rozwijać? Ile ciepła wy możecie dać swojemu partnerowi? Ale oczywiście nie macie na to czasu bo zamiast obserwować siebie zastanawiacie się nad tym kocham nie kocham i tak do śmierci a życie przepływa wam przez palce bo pozwalacie aby wami rządził lęk. Odsuwacie się od partnera/ki bo boicie się że wtedy pojawi się myśl ale o to właśnie chodzi w tej chorobie aby zablokować w was te wspaniałe uczucia, które tkwią w was. Moją metodą na nerwice było robienie wszystkiego na odwrót. Skoro nerwica to lęk to powiedziałam sobie, że nie chcę się bać, będę parła do przodu bo wierzę że podjęty przeze mnie wybór jest jak najbardziej słuszny. Kocham Michała z całego serca i chcę aby czuł że ma we mnie podporę. Staram się być odpowiedzialna. Nie mówię, że to proste bo tak nie jest ale bycie odpowiedzialnym jest dla mnie korzystne i dlatego warto się tego nauczyć. Nie zastanawiam się nad tym co Michał mi może dać tylko co ja mu mogę dać. Jestem szczęśliwa nie dlatego, że mam wspaniałego chłopaka ale dlatego że JA potrafię cieszyć się i doceniać fakt że mój Michał to wspaniały mężczyzna i człowiek. Neurotycy uzależniają swoje szczęście od osób, rzeczy i sytuacji zewnętrznych. Ilu z was czuje się ze sobą bezpiecznie. Ilu z was może spokojnie odpocząć nie myśląc o problemach dnia codziennego? Ilu z was cieszą takie nawet najdrobniejsze sprawy jak robienie zakupów czy mycie garów? Zapewne niewielu bo neurotycy nie potrafią szanować i cieszyć się tym co mają. Cały czas chcą lepiej i więcej nigdy nic nie przynosi im satysfakcji. Mam odwagę to napisać bo to są wnioski jakie wyciągnęłam obserwując siebie. Jak przypominam sobie siebie sprzed 2 lat to jestem przerażona tym jak bardzo nienawidziłam siebie, jaką wredną i egocentryczną osobą byłam. Nie mówię, że te cechy całkowicie wypleniłam ale staram się pracować nad sobą. zdaję sobie sprawę, że na nerwicę zapracowałam sobie sama i sama z niej też się leczę oczywiście bardzo pomocne było dla mnie to forum dzięki niemu uwierzyłam, że to co przeżywam jest tylko nerwicą niczym więcej tylko chorobą, tylko wadliwym podejściem do ludzi i rzeczywistości, które jestem w stanie zmienić bo tego chcę. Pamiętajcie "CHCIEĆ TO MÓC".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Te słowa są niestety bardzo prawdziwe, ale jak ciężko z tym wszystkim walczyć...Mnie dręczą od miesiąca myśli, że nie mamy wspólnych sposobów spędzania czasu. Co pewien czas uświadamiam sobie, że to bzdura, bo związek to nie szkoła, gdzie jest plan lekcji i że jak on wraca z pracy, to będziemy robić to i to, a potem to i to i tak w nieskończoność. Efekt jest taki, że mój facet wkurza się, że zaplanowałam mu cały czas i żebym spróbowała też coś porobić sama. Wiadomo, że wszystko jest powtarzalne i nie da się ciągle wymyślać czegoś nowego. Możemy razem oglądać filmy, jakieś programy w tv, robić jedzenie, grać na kompie, grać w monopol czy scrabble, spacerować, chodzić na wystawy, a ta ilość się nie zwiększa. I to mnie przeraża. Że robimy znowu coś takiego samego, pomimo że sobie tłumaczę, że ważne, że robimy to razem. Że uwielbiamy rozmawiać, dyskutować ze sobą. Tłumaczenia nic nie dają i tylko wiecznie się boję...A dziś przeczytałam na jakimś forum, że skoro ktoś nie wie, co może robić z drugą osobą, to znaczy że się z nią nudzi i szuka uzasadnienia dla istnienia związku, i wpadłam w panikę. Czy ten koszmar się kiedyś skończy??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ago masz rację, też zauważyłam że nie umiem się cieszyć tym co mam, nie umiem cieszyć się życiem a co za tym idzie nie umiem żyć, bo wciąż jestem nieszczęśliwa, nawet wykonując najprostsze czynności wciąż myślę :(

Za oknem świeci słońce a ja siedzę i płaczę, bo pomyślałam że jestem z mężem z litości. Jeszcze przed ślubem zastanawiałam się co by było gdybym odeszła, i pierwsze co to wpadło mi do głowy, że co on by beze mnie zrobił, byłby smutny, nie znalazłby już nikogo, zostałby sam. I tak bardzo mi się przykro zrobiło. Oczywiście wiem że można to podciągnać pod objaw miłości, że myślę o tej drugiej osobie, że chcę ją uszczęśliwiać, ale mnie wygodniej jest myśleć że to litość, że nie myślę o swoim szczęściu tylko o szczęściu innych, że robię wszystko aby inni byli zadowoleni, a zapominam o sobie. Czasem mam wrażenie że nie zasługuję na to życie, że tylu ludzi ginie, a przecież oni umrzeć nie chcieli, a ja żyję i nie robię nic tylko narzekam. Czasem żałuję że nie mam na tyle odwagi by z tym skończyć, to by wszystkim ułatwiło sprawę.

A wracając do nerwicy, to czasem mam okropną myśl, że mąż jadąć w delegacje umrze, i będę miała 'problem z głowy' - i nienawidzę się za to. Czasem stoję w tym domu i myślę " co ja tu robię, przecież nawet go nie kocham" i powtarza mi się w głowie "nie kocham go, nie kocham". Jak odwiedzają nas znajomi czy jego rodzice, to czuję jakbym wszystkich oszukiwała, że wcale go nie kocham, że nie jesteśmy szczęśliwi, a wszyscy myślą że jest inaczej. Myślałam że po ślubie będzie lepiej, ale nie radzę sobie :(((

Już nic mi się nie chce, nie chcę już mieć z nim dzieci, choć chcieliśmy przed ślubem i staraliśmy się, a teraz unikam seksu, od miesiąca nie współżyliśmy.

Mimo że logicznie wszystko rozumiem, że umiem to wytłumaczyć, to na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy od ślubu czułam szczęście. Nie wiem co jest ze mną nie tak.

Nawet nie wiecie jak bardzo czekam już na tą wizytę u lekarza, jeszcze tylko miesiąc, ale tu też czuję lęk, bo przecież może wmawiam sobie nerwicę, może wcale nie jestem chora tylko po prostu go nie kocham. I co wtedy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×