Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Kurde, a ja czuje dzis w sobie pustke straszna, jakbym juz serca nie mial. Mialem w sobie kiedys tyle milosci i radosci. Ludzie mnie ciagle pytaja co mi jest....echhh...wieczor nadszedl to i dol jeszcze glebszy

czujesz poprostu pustke? obojętność? jak by ktos wytarl Cię gumką od środka to tez nie dobrze...ja wieczorem tez tak mam wieczory są dla mnie cięzkie... wiesz tez ostanio nic mi sie nie śni albo nie pamiętam swoich snów... nie wiem spie jakos tak płytko kazdy szmer mnie budzi. Ja tez przed chorobą byłam inna musisz pomalu z pomocą lekarza i o włsanych siłach starać się odzyskac siebie. Będzie jeszcze dobrze jeszcze się uśmiechniesz zobaczysz. Musimy w coś wierzyć zeby nie zwariować wiec wierze i ja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ha ! Obrzucano mnie snieżkami tylko za to,

że miałem żółtą czapkę ( broń boże nie moherową ).

Fajnie jest dostać pracę i zapijać wszystkie marzenia, smutki i niepowodzenia.

Mam nadzieję, że większość ludzi szczęśliwych

to ludzie nadużywający alkoholu.

Piękne jest życie !

Przydało by się także i w moim życiu trochę pustki zamiast

kakofonii myśli.

Dobra to marudzenia koniec na dziś, można iść spokojnie spać ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica wiem wiem... jeden z przykładów: uciekałam od widoku szczęsliwych ludzi par uciekałam nie mogłam patrzeć na ludzi na ich zdjęcia czytać na nic nie mogłam patrzeć a teraz musze mieszkac z małżeństwem wghhhhhhhhh jedno się nasuwa beznadzieja bol cierpienie i life is brutal ... blee ale unikaniem świata zewnętrzengo wiem ze niczego nie zmienie zamykam się w swoim pokoju zimnym pustym smutnym chowam za smugą dymu papierosów i mam ochote zniknąć. Ale jednoszczęsnie tez mam ochotę się wyrwać z tego stanu tylko odwagi brak tylko sił brak nie zawsze czasami nawet się umaluje i wyjde z psem ale czasami.... za zadko z nią wychodze i dręczą mnie wyzuty sumienia że nie dbam o swojego psa... że lata po podwórku zamiast na dworze spacerować wychodza z nią siostra szwagier ale powinna częściej wychodzić a ja nie mam sił bo czuje ciagle zmęczenie.... eghhhhhhhhhhh zycie mi juz do końca zbrzydlo

 

 

 

 

tu już nie tylko choodzi o wygląd ale

 

wiem, że nie chodzi nawet Ci ktorzy nie maja kompleksów na punkcie własnej urody sie nie akceptują to nie tylko na tym polega. nie daj się co ja jeszcze moge dodać :( rozumiem ze się męczysz ale masz pomoc robisz coś ku temu aby było lepiej i zycze Ci aby ten koszmar wreszcie się skończył z całego serca Ci tego zycze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj cieszę się że świeci słońce:)Tak po prostu...Ostatnio tyle złego się działo-po prostu wszędzie,w pracy,w domu,ze zdrowiem,w moim związku dalej mroźno...Ale wierzę że jeszcze będę szczęśliwa-chce wierzyć...Tak ciężko być samej-nie wiem co lepsze być samotną i samą czy samotną w związku opartym tylko na pretensjach,złości,wymaganiach i braku miłości...Takie to wszystko trudne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesli mam byc szczera, to samotnosc w tlumie jest dla mnie najgorsza :( Tez czulam sie czasem samotna bedac w zwiazku (on tez choruje na depresje i zaburzenia lekowe). Pamietaj, ze nie jestes sama- masz nas :) Zobacz tylko jak nas tu duzo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że za dużo poświęcamy tym wszystkim naszym myślom czasu. Trzebaby było odpowiedzieć sobie na pytanie - ale nie od odrazu - zastanowić by trzeba się nad tym głęboko - do czego w życiu dążymy, jakie mamy cele. Musiałaby być to jednak naprawdę głęboka analiza. Jeśli już odpowiemy sobie na to pytanie - zastanowić się trzeba, czy słuszny jest ten cel, czy jednak trzeba by było go zmienić - i dążyć do obranej drogi - nie przejmując się zbytnio całą resztą - dążymy do naszego celu i koniec - a że jest coś po drodze - no cóż - mały bieg z przeszkodami nie zaszkodzi - przeszkody nie ważne - idziemy do celu. A gdy go osiągniemy - przypłynie upragniona radość - która nas natchnie do nowych wyzwań....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lenko dziękuje :oops:

Wiem że taka samotność będąc w związku jest najgorsza bo niszczy,wypala wewnętrznie!...Ale ja go kocham -najgorsze jest to że on mnie chyba nie.Nie czuje tego...Czasami mam wrażenie że jestem normalniejsza od niego:(

Pozdrawiam cieplutko

 

Jakbym czytala o sobie :( U mnie bylo tak samo. Tyle, ze nie wiem czy mnie nie kochal naprawde, czy tylko powiedzial mi tak, zeby bylo nam sie latwiej rozstac :/ Bo czesto zachowywal sie tak, jakby mnie kochal, ale... bylo mileno. A Tobie zycze odnalezienia sie w tej sytuacji. Porozmawiaj z nim szczerze, powiedz mu, ze czujesz sie samotna. Moze on tego nie widzi? W koncu facetci nie zawsze zauwazaja takie rzeczy (kobiety w sumie tez).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziś po raz kolejny przekonałam się jaka jestem słaba i beznadziejna. Porażka, potknięcie się, problem który myślałam że mam już za sobą znowu pojawił sie na horyzoncie i co? Zamiast walczyć i wierzyć że będzie dobrze, ja tonę w łzach, czarnych myślach i rozpaczy. Już dawno, baaa jeszcze nigdy nie miałam tak wielkiej ochoty jak dziś żeby ze sobą skończyć i nie wiem dlaczego nie potrafię tego zrobić, a byłam blisko. Wiem, moja wypowiedź jest nieskładna i chaotyczna, ale też takie jest teraz moje wnętrze.

Nie mogę sie pozbierać, kolejny raz życie pokazało mi gdzie moje miejsce i że nie mam prawa mierzyć za wysoko i mieć ambitnych planów.

Jestem załamana i nie wiem jak mam się z tego podnieść, bo naprawdę nie mam już siły na walkę. Jeszcze raz przepraszam za tą nielogiczną wypowiedź, ale musiałam gdzieś to z siebie wyrzucić, bo nie mam z kim porozmawiać... przepraszam ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uszy do gory! Ambicja dobra rzecz, bardzo pomaga podniesc sie, pozbierac w trudnych chwilach. Nie przestawaj wierzyc, ze sie uda cos osiagnac! Wiara we wlasne sily to podstawa! A jak nie masz z kim porozmawiac, to pisz tutaj. Tu jest wielu ludzi, ktorzy rozumieja w czym rzecz i zawsze chetnie pomoga, wyspuchaja :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uszy do gory! Ambicja dobra rzecz, bardzo pomaga podniesc sie, pozbierac w trudnych chwilach. Nie przestawaj wierzyc, ze sie uda cos osiagnac! Wiara we wlasne sily to podstawa! A jak nie masz z kim porozmawiac, to pisz tutaj. Tu jest wielu ludzi, ktorzy rozumieja w czym rzecz i zawsze chetnie pomoga, wyspuchaja :)

Dzięki za słowa otuchy, gdyby nie to forum to nie wiem co by ze mną było :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przespałem łącznie 20 godzin bez przerwy...już dawno nie znajdowałem sie w tak impatycznym stanie. Nie jadłem i nie piłem niczego od przeszło 24 godzin, kiedy w końcu wstałem z łózka bałem się, że zaraz updanę. Udało mi się coś zjeść, a potem nastąpił powrót do podkocowej rzeczywistości. Choć mój koc jest zielony to mi jakoś ciężko dostrzec ta nadzieję...niby jest gdziś obok, a wręcz zawarta we mnie samym, ale nie potrafię jej wydobyć na światło dzienne.

Nie potrafiłęm wydusić z siebie ani jednego słowa, byłem i nadal jestem przesiąknięty apatią. Wysłałem do matki smsa o treści "Chyba mam depresję. Wczoraj zawaliłem kolokwium z fizyki". Wysłąłem go trzykrotnie dopiero za trzecim razem go przeczytałą, wcześniej pewnie nie słyszała dzwonka. Przybyła do mojego pokoju, ja zawinięty w kuleczkę i...powiedziała mi żebym dał sobie spokój z pracą, a jeśli naprawdę się tak czuję udał sie do lekarza. Spytała się jeszcze czy coś jadłem, ale mój język zamarł w bezruchu i wyszła z pokoju, zreszta sama nie czuła się zbyt dobrze.

Płacz, brak bliskości i rytmy zwątpienia zawarte w ciszy tkwiącej dookoła mnie...teraz siedzę na fotelu przed biurkiem i znowu odganiam samotność muzyką.

Wczoraj telefoniczna kłotnia pomiędzy moją matką, a jej matką...ja przygotowuję się do kolokwium z fizyki. W pewnym momencie moja matka wpada z komórką do mojego pokoju, przystawai mi ten jakby nei patrzeć bełkot do ucha...staram się zachować spokój ducha, nie potrafię i ten stan towarzyszy mi już do końca dnia. Nie potrafię sie na niczym skupić, myśli odwiedzają jakieś przysłowiowe "bananowe" republiki, znowu idę do łóżka, boję się czy uda mi się z niego zwlec i dotrzeć punktualnie na kolkwium o 16:15...udało się, ale sam nie wiem po co tam przyszedłem, Mętlik w głowie, już od pierwszej chwili spisuję się na straty, wzrokiem i myślami błądzę tam gdzie nie powinienem, spalam się, robi mi się gorąco, nie widzę oczywistych odpowiedzi. Wychodzę jako jeden z pierwszych. Tuż za drzwiami wszystko robi się klarowne, aż nazbyt oczywiste, lecz wtedy czułęm w sobie niewobrażalną pustkę w każdym szczególe. Byłem jak to drzewo targane wiatrem.

Idę ospałym, zobojętniałym krokiem na skm-kę...spóźniam się. Czekam preszło 40 minut na kolejną, z twarzą o mętnym wzorku skrytą, gdzieś pośród betonowego dywanu wyściełającego peron 3 Dworca Warszawa Śródmieście. Od czasu do czasu podnoszę wzrok wyżej niźli ten stały depresyjny poziom. Widzę znajomą mi osobę, kogoś z kim przez 1,5 miesiąca chodziłem do tej samej szkoły, z kim nawet prez parę dni siedziałem w jednej ławce. W głowie pusto, łokcie nadal spoczywają na barierce. Po mojej lewej stronie stoi rozanielona para...Boże, aż ciężko mi o tym pisać...słyszę tylko delikatne ruchy warg i to coś co unosi się w takich chwilach w powietrzu. Odwracam się, z wielkim trudem tłumię łzy. Jakiś czas temu wbiłem sobie do serca maksymę iż nigdy nie powinienem pozwolić, aby nawiedził mnie stan, w któym to czego nie posiadam staje się ważniejsze od tego co trzymam już w garści...ale ostatnio odnoszę wrażenie, że moje dłonie są puste.

Nadjeżdża, lakonicznie wsiadam...twarz zwrócona w stronę okien, szklanych okien, widzę szklane oczy, nie mogę na siebie patrzeć. Sprawia mi to potworny ból...wracam do domu, oczy znowu przepełniam szarością chodników. Gdzieniegdzie przytrafia sie odrobina szarej bieli, niezbyt miła odmiana. Dom-łóżko-sen. Jest coś okropnego w tym stanie, ciągle myślę tylko o sobie, o tym, że mi się nie powiedzie, o tym przeciągłym braku nadzieji...boję się jutrzejszego dnia. Sam nie wiem po co to napisałem, straciłem blisko pół godziny na napisanie tego rozklekotanego zlepka zdań...zaraz znowu położę się spać.

 

Są takie chwile kiedy duszę nawiedza ulewa, a nam brak sił by przejść na drugą stronę ulicy, gdzie z kamieniczki zwisa mały daszek, pod którym moglibyśmy przeczekać ten potok deszczowych kropel...podświadomie czekamy na kogoś kto zaprowadzi nas do "domu", na kogoś kto znajdzie dla nas miejsce pod swym parasolem.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 6:05 pm ]

Ja sie naprawdę do niczego nie nadaję...jutro znowu nie idę na uczelnię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No cóż, jestem sama jak kołek. Mama ma dość wysłuchiwania moich narzekań i zawodów, ojciec stwierdza jednogłośnie że znów coś nie tak z moją głową, znajomych nie ma.. odcięłam się, nie rozmawiam praktycznie z nikim nawet w szkole, nie wiem jak do tego doszło... fakt faktem znów płaczę. Jestem beznadziejnym człowiekiem, nie potrafię się wziąć w garść. Nic nie potrafię tylko użalać się nad sobą i czekać na koniec świata z wiarą że to on coś zmieni w moim dotyczasowym, przegranym życiu. To choroba doprowadziła do tego stanu.

 

Żeżarła moje umiejętności, pogodę ducha i odebrała pewność siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

samotnośc jest piekielnie poje...a

 

Zostajemy sami z emocjami, nie radzimy sobie z nimi a one nas zjadają. Czasami chciałabym móc porozmawiać z kimś od serca. Czuję się jak wyklęta.. jakby mnie ktoś odsunął od ważnego dochodzenia jakim jest życie i powiedział: weź wolne, nie nadajesz się.

 

:cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czuję sięzupełnei do niczego...tak jakbym był zdezelowanym wrakiem, któego miejsce jest gdzieś na miejskim wyspisku śmieci. Mam jedną znajomą prawdziwą przyjaciółkę, której w życiu nie widziałem na oczy. Poznaliśmy się na czacie, odbyliśmy już masę rozmów...ona choruje na białaczkę złośliwą, lecz mimo to aż nie chce mi się uwierzyć, że ma w sobie tyle energii do życia. Dzisiaj przysłała mi już dwa smsy, napisała tyle pięnych słów wsparcia na gg, ale one zupełnei do mnie nie docierają.

Nie wiem czy powinienm ją cytować, ale przed chwilą przysłała mi te słowa, ale zupełnie nie potrafię ich wkuć sobie do serca:

 

"Kawałek życia został Ci włożony w ręce. Twojego własnego życia. Twoje umykające istnienie każdego dnia dawane jest ci od nowa. Czy naprawdę chętnie przeżywasz dzisiejszy dzień? Czy go rozpoczynasz z ochotą? Czy przyjmujesz niczym ołowiany ciężar, który cię przygniata? Nikt z ludzi nie potrafi tego zmienić, jedynie ty sam. Nie ma bowiem na świecie nikogo, kto mógłby ten dzień przeżyć za ciebie. Przyjmij ten podarunek, a nie zapomnij, że każdy dzień dany ci jest jak wieczność. Abyś był szczęśliwy!!!!"

 

Ciężko jest mi z kimkolwiek porozmawiać, nawiązać kontakt...choć jeszcze jakiś czas temu nie sparawiało mi to aż tak potwornych trudności.

Unfathomable Alex ja mam podobne problemy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam jedną znajomą prawdziwą przyjaciółkę, której w życiu nie widziałem na oczy. Poznaliśmy się na czacie, odbyliśmy już masę rozmów...ona choruje na białaczkę złośliwą, lecz mimo to aż nie chce mi się uwierzyć, że ma w sobie tyle energii do życia.

 

Istotne jest, że nazywasz ją swoją prawdziwą przyjaciółką, też miałam swoją Basię ze szkolnej ławki do niedawna.. chyba jednak za mało starałam się dać z siebie lub nie umiałam bo oddaliłyśmy się od siebie. Upatruję w tym swoją winę, bo to ona zmieniła mnie na kogoś innego. Obce znajome, kiedyś potrafiły na każdej lekcji rysować miłość na tyłach swoich zeszytów..

 

Twoje umykające istnienie każdego dnia dawane jest ci od nowa.

Podziwam ciężko chore osoby emanujące taką siłą życia. Skoro otrzymałeś tak piękną wiadomość musisz wcielić coś w swoje jutro. Choćby zastanowić się.. każdego wieczoru podczas modlitwy proszę Boga żeby ofiarował mi energię na następny dzień. Każdy dzień zapowiedzią jutrzenki, nigdy nie jest za późno żeby powiedzieć sobie dość. Z tym, że taka motywacja słabnie w zastraszającym tempie..

 

Cieszę się, że na forum odnajduję takie osoby jak Ty, z podobnymi problemami.

 

Ciężko jest mi z kimkolwiek porozmawiać, nawiązać kontakt...choć jeszcze jakiś czas temu nie sparawiało mi to aż tak potwornych trudności.

Właśnie o to chodzi, że nie tak dawno.. przed chorobą uwielbiałam nawiązywać nowe znajomości i czerpałam z tego przyjemność. Teraz napawa mnie to lękiem i przerażeniem.. bo nie umiem albo gdzieś uleciało: potrafię to zrobić. Boję się, że rozmowa ze mną dla kogoś jest udręką, robi to z przymusu a później skomentuje ostrym komentarzem na mój temat za plecami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Alex dzięki za odpwiedź:) Prawdę mówiąc jestem dziś potwornie znerwicowany co zapewne wyczułaś na podstawie lektury ostatniego posta. Poprzekręcane literki w wyrazach, powtarzające się "ale".

Wiesz bardzo ją cenię, jako tą osobę, która potrafi mnie wesprzeć dobrym słowem, przyjaznym gestem tylko jednego nie mogę przeboleć...w sensie fizycznym ona praktycznie nie istnieje, mieszka na Pomorzu. Bardzo ją cenię, w pewnym sensie kocham, ale ta odległość jest barierą nie do przejścia. Ona ma swoje obowiązki, ja swoje...cóż podobno takie jest życie, czasami trzeba przełknąć gorzką pigułkę.

Ja też miałem naprawdę dobrego kumpla z ławki, ale z czasem sie od siebie oddaliliśmy...czasami zdarza nam się spotkać, lecz odnoszę wrażenie jakbyśmy posługiwali się nieco innym językiem. Jestem świadomy tego, że poruszenie niektórych tematów w jego obecności może wzbudzić nie tyle uśmiech politowania co zwykłe niezrozumienie. Zresztą kiedyś był pewien Paweł..swego czasu byliśmy jak papużki nierozłączki, ale on wyprowadził się na wieś, kontakt sie urwał, zresztą nasze drogi rozjechały się chyba w dwie zupełnie przeciwne strony, choć w tym stwierdzeniu jest jednak troszkę przesady.

Teraz brakuje mi kogoś takiego...były takie chwile, że czułem się źle przytłoczony pewnymi sprawami...on znienacka wpadał do mnie i wyciągał mnie na dwór, aby popaplać o choćby dziecinnych pierdółkach.

Ja też obawiam sie komentarzy...nawet wiem z czego to wynika, po prostu często czuję się wyobcowany w towarzystwie, nie czuję swobody, jakoś ciężko jest mi się przemóc. Być może to kwestia atmosfery mojego domu...pewnei tak, choć jakoś ciężko jest mi o tym pisać.

Dzisiaj Andrzejki idealna okazja żeby z kimś sie spotkać, postroić trochę małpich min, rozluźnić się, zapomnieć o kłopotach, ale nie mam do kogo pójść...choć może to tylko pozory, albo obawa, że gdzieś pójdę i w pewnym momencie znowu stanę się apatyczny. Nie będę potrafił wykrztusić z siebie sensownego zdania...

Bardzo brakuje mi emocji, tych pozytywnych...odkąd siegam pamięcią w domu zdarzało sie mnóstwo kłótni, nieporozumień, a ja nic nie mogłem na ten stan poradzić...chyba nigdy nie widziałem mojej matki i ojca przytulających się do siebie. Niemal od zawsze żyli jak pies z kotem. Aż nie chcę mi się schodzić na kolację do kuchnii...tam znowu zastanę ojca, chorego materialistę, chodzącego na pokaz do kościoła, nie widzącego swych wad, butnego, zupełnie nie skorego do rozmowy.

Pozdrawiam Cię i dzisiaj przekonałem się, że z wieloma problemami po prostu nie mogę zwrócić się do rodziców...ostatni zaczęły mnei nawiedzać wątpliwości co do tego czy poszedłem na odpowiedni dla mnie kierunek studiów, powiedziałem o tym matce, na co ona odpowiedziała "No trudno jak tak to popraw ta maturę i pójdź tam gdzie chcesz", albo dzis kiedy zdołałem poinformować ja o mojej depresji "No to pójdź do lekarza jak się naprawdę tak czujesz". Boli mnie to, na każdym kroku kiedy tylko może chwali się jakiego to ma wspaniałego syna, który dostał sie na takie, a takie studia, ale w momencie, gdy jest mi źle chowa głowę w piasek, o ojcu nawet nie wspominam bo to odosobniony przypadek(Miał trudne dzieciństwo, rozmawiałem z nim kiedyś o tym, tylko co najgorsze wszystko co próbujesz włożyć do jego świadomosci napotyka na niesamowity opór. Nie pamietam aby kiedykolwiek za coś mnei pochwalił...dopiero miesiąc po maturze spytał mnie o wyniki, czułem się okropnie z tego powodu. Tak jakbym był jakąś ledwo zauważalną przystawką.

Postaram się jutro coś ze soba zrobić..chociażby udać się do lekarza. Ja też czuje te lęki i to na każdym kroku w ostatnim czasie...nie potrafię się odprężyć, nie potrafię się za cokolwiek zabrać. Ostatnio czytałem książkę przez przeszło miesiąc, choć była dosyć niewielkich rozmiarów. Chwilami nie widziałęm sensu w dalszym wgłębianiu sie w kolejne kartki.

Pozdrawiam Cię serdecznie i mimo wszystko czuję, że najprawdopodobniej chcąc czy nie chcąc zrezygnuję ze studiów...może spróbuję za rok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×