Skocz do zawartości
Nerwica.com

Unfathomable Alex

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Unfathomable Alex

  1. Przygasłam. Znowu myślę i nic. Za tą pustkę szóstka.
  2. Czuję wszeogarniającą pustkę. W mojej wieży brakuje cegieł, może spoiwa. Świat nie czeka, aż wypełnie istotne braki. Pędzi w szalonym tempie, bezlitośnie a moje barki są coraz słabsze. Jak długo gonić można, by dostrzec cel którego dotąd nie ma? Dopomóż, Panie..
  3. Studniówka w styczniu.. a ja wciąż sama, raczej bez szans na zmianę.. i zaczynam się martwić co by tu wymyślić?
  4. Każdy mógłby tak siebie ocenić. To co robimy wychodzi w mniejszym bądź większym stopniu, ale zawsze daje buduje naszą ocenę o sobie i wiarę we własne możliwości. Zacznij myśleć o sobie w pozytywniejszych barwach.. a zobaczysz, że nie od początku umie się wszystko od razu. Czas jest cennym przyjacielem. Porozmawiaj z jakimś staruszkiem i wypowiedz to zdanie... Zasięgnij porady psychologicznej, na pewno pomoże Ci rozwiązać Twoje problemy i zacząć nowy rozdział w życiu.
  5. "Miałam serce dla wszystkich, ktoś klucz do niego obmyślił, Miałam myśli spokojne lecz ktoś wywołał w nich wojnę.." Widziałam go z inną, nie liczyłam na nic ale czegoś się spodziewałam. Rana w sercu nie zagoiła się . Znów zrozumiałam, że wciąż mi na nim zależy, choć wiem - on nie jest dla mnie a ja dla niego. Za rok nie będę musiała go omijać, unikać spojrzeniem, wierzyć w zmianę. Zapomnę, będę gdzieś indziej. Sama skazałam siebie na cierpienie odrzucając jedyną osobę, którą kochałam. Pieprzona szkoła, jasne że zdąże ze wszystkim do końca grudnia.
  6. Doskonale Cię rozumiem, tyle że u mnie zawaliło się w II klasie. Średnio po 3 miesiące niechodzenia do szkoły a później lawina zaliczeń. Teraz jestem w klasie maturalnej, miałam początkiem roku remisję i przetrwałam. Początkowo było dla mnie nie do pomyślenia jak sobie poradzę, czy znowu się nie załamię, czy kto kolwiek zrozumie co się ze mną działo.. Wspaniale, że się Tobą opiekują. Nie wyrzucaj sobie tego, robią to z miłości do Ciebie i uczynili by cud abyś wyzdrowiał gdyby to było tylko możliwe. Może kiedyś nadejdzie moment, że się im odpłacisz. A jak do tego dojdzie sam zrozumiesz, że dzieje się to bezinteresownie. Nie ma mowy o pasożytnictwie. Poza tym masz teraz wakacje.. odpoczywaj i powoli zbieraj siły. Niczym się nie martw na zapas. Zanim leki zaczną wpływać na Twoje samopoczucie minie trochę czasu, ale każdy dzień przybliża Cię do wyzdrowienia. Bądź cierpliwy i nie trać wiary. Uwierz, że Bóg ma wobec Ciebie plan i zastanów się czego mógł chcieć posyłając Ci tą chorobę. Długo się obwiniałam, katowałam, zadręczałam niepotrzebnie. Znajdź sobie zajęcie, oglądaj filmy, próbuj czytać, rób na co masz ochotę! Nadrobisz, spokojnie. Jasne, że Ci się to uda. I nie gadaj głupot, że nie zaliczysz semestru. Twoja sprawność intelektualna wróci razem z poprawą samopoczucia, lepszym usposobieniem. Nie poddawaj się, wychodź na świeże powietrze, słuchaj muzyki relaksacyjnej.. każdy sposób jest dobry jeśli się sprawdza. Gwarantuje Ci, że niebawem z tego wyjdziesz.. tak jak ja i masa ludzi obecnych na forum. Pozdrawiam Cię gorąco! Jeśli mogłabym Ci jakoś pomóc - pisz..
  7. Pamiętnik pisałam przed.. w trakcie i niby-po chorobie, wciąż umieszam zapiski. Świetny sposób na wyrzucenie z siebie niebezpiecznych uczuć, zalążków czy w ogóle pisanie o czym się chce.. co przyjdzie do głowy... Rymu, paru wersów dziwnej piosenki czy punktu widzenia świata w danym momencie. Kiedy całkowicie się rozpisze zawsze dochodze do bardzo ciekawych wniosków. Pisanie bloga, również.
  8. A mnie cieszy perspektywa wieczoru nad książkami. Tak, to mnie cieszy! Pod czapką od dawna tak się nie działo.. I nie zamierzam zmieniać kapelusza
  9. Wczorajszy dzień zapamiętam na długo i jestem zadowolona z siebie. Wycieczka do Oświęcimia nie naruszyła mojej wrażliwości. Nie od razu znieczulica, nie przeżywałam. Historii nie ma sensu roztrząsać, tak drastycznej na pewno. Spięłam się w sobie czyli jednak potrafię. Dalej, bawiłam się świetnie w Krakowie. Zdobyłam się z dziewczynami na szaleństwo i nie uznałam siebie za głupią że to robię. Czułam się jednym słowem mówiąc - normalnie!
  10. Chcę podzielić się wrażeniami z psychoterapii. Przyznam, że bardzo wiele zależy od psychoterapeuty/psychologa prowadzącego seanse/spotkania. Po pierwszym epizodzie szybko urwałam kontakt z ówczesną psycholog, nie ze względu na jej kompetencje a nasz wspólny język. Czułam się traktowana jak dziecko, denerwowała mnie jej przesadna wyrozumiałość w stosunku do mojej osoby i nie potrafiłam się przed nią otworzyć. Oczywiście jasnym jest, że minie trochę czasu zanim obie strony zdążą się poznać i polubić, ale tu wciąż coś nie grało. Pamiętam dzień w którym oddała mi mój duży zeszyt spisany przemyśleniami i nie tylko "dobrze mi radząc" bym zrobiła z niego ognisko a poczuję się znacznie lepiej. Uraziła mnie jej postawa, ponieważ oddałam ostatnią wartościową dla mnie rzecz w czasie choroby a ona potraktowała ją jak stare gazety. I nie obchodziło mnie iż ma rangę najbardziej poważanego w mieście psychologa - nie zobaczyłam tego jako pacjent. Po drugim epizodzie zaczęłam systematyczne wizyty u pani Madzi [świeżo upieczonego magistra]. Trwają one do dziś, są rzadsze aczkolwiek wciąż potrzebne i pomocne. W jej gabinecie czuję się ważna, i jako osoba, i jako pacjent. Nie boję dzielić się swoimi refleksjami, sprawami które mi ciążą. Liczę na zrozumienie i je otrzymuje. Problemy, choć nie zawsze, wyglądają tak strasznie jakimi je czynimy. Spojrzenie z innej perspektywy daje więcej możliwości na rozwiązanie i uporanie się. Początkowo zaczynałyśmy jak mi się wydaje od bardziej szczegółowej psychoterapii podczas której próbowała jak najdogłębniej mnie poznać. Śmiejemy się, żartujemy. Po każdym wyjściu od niej dostaje powera. Łatwiej mi panować nad emocjami, nie poddawać się swoim nastrojom, unikać dłuższych rozmyślań. Polecam wszystkim, którzy wiedzą, że nie sama farmakologia czyni absolutnie zdrowym.
  11. Przyznam, że tak też myślę. Jedynie my osobiście możemy wnieść do swojego "ja" konkretną zmianę z korzyścią większą bądź mniejszą, ale zawsze to krok do przodu nie stanie w miejscu. Użalanie się nad swoją chorobą, ułomnością i nieciekawym położeniem życiowym kopie nam niepotrzebny dołek. Bo jeśli wierzymy, staramy się, walczymy i chcemy to nam się uda. Ba, codziennie odnosimy małe sukcesy, które są powodem do radości. Nie od razu Kraków przecież zbudowano.
  12. Czuję się wypompowana, do niczego się nie nadaje po tych próbnych. W ogóle ostatnio potrzebuję dziwnie dużo czasu na sen i odpoczynek. Szybko się męczę, ale nie przestałam ćwiczyć 6 weidera i staram się mniej jeść. Czas musze sobie rozdzielić inaczej.. i przestać mówić że w wieku 18stu lat nic nie potrafię zrobić ze swoim niedorosłym życiem. A swoją drogą pogoda niekorzystnie wpływa na ludzi, mój lekarz pocieszył mnie że na wiosnę poczuję się jak nowonarodzona a póki co zwiększymy dla bezpieczeństwa dawkę leku Miłego popułdnia
  13. Napisałam próbną z polskiego i jestem z siebie zadowolona. Nie spanikowałam, wyszłam z domu i dotarłam do szkoły, nie poddałam się nerwowości koleżanek. Nie mogę się doczekać wizyty u pani profesor w piątek.. zmiana leków! Cóż, depresja to taki ogromny worek z prezentami. Nie znasz jutra, a tak miło możesz się zaskoczyć.. nawet sobą.
  14. Miałam do niedawna podobną sytację z moim kolegą/przyjacielem. Dostawałam długie wiadomości na gg przepełnione jego bólem i cierpieniem... sms-y, telefony kiedy było mu źle. Zbliżyliśmy się do siebie, próbowałam ze wszystkich sił mu pomóc. To nie przynosiło efektów. Siebie obwiniałam, że nie potrafię mu wystarczająco dużo uwagi poświęcić. Czy mogłam powstrzymać go przed następnym kiepem na ciele czy głębszym cięciem na nadgarstku? Nie znaleźlibysmy wspólnego języka gdyby nie sytuacje w jakich się znajdowaliśmy. Podepresyjne, zdołowanie, narzekanie na świat dookoła. I wrażliwość... to ona przeważyła. Razem płakaliśmy itd, ale w pewnym momencie nie wiedziałam czy słowo kocham które wypowiada kieruje do dziewczyny czy jeszcze do przyjaciółki? Granica się zatarła. Patrząc teraz tak sobie myślę, że nie chciał żebym mu pomogła. Nie otworzył się na moją pomoc. Nie zrozum mnie źle, on chciał mieć osobę która będzie znać jego zamiary. Jeśli jest podobna pod tym kątem to lepiej bo zrozumie go. Może oczekuje, że uratujesz ją przejmując jej rozdarcie i problemy, biorąc ja na swoje barki a ją przyjmując do swojego serca w sposób inny niż Ty sam byś sobie tego życzył? A może trzeba postawić sprawę jasno? Takie myślenie do niczego nie prowadzi. Nie możesz stać się dla kogoś tylko husteczką do otarcia łez.. Łukasz ma teraz dziewczynę, rozmawiamy dość często wciąż jakbyśmy się znali od dziecka, ale sytuacja jest jasna. Nie ma mowy o umieraniu, samobójstwie, a problemy są po to by je rozwiązywać. Przyjaciele od tego by pomagać w rozwiązaniu tych problemów, ale nie rozwiązaniu ich za nas.
  15. Podoba mi się co napisałeś , przez wypowiadanie się na tym forum czy mówienie o sobie uczę się dystansu do własnej choroby i obecnego stanu rzeczy. Nie twierdzę, że to łatwe.. ale idzie lepiej. Wcale nie jestem tu też od dawien dawna. Wyrzucając z siebie problemy staje się lżejsza. Mam gdzie zaglądnąć po południu, nie uciekam do łóżka.. Czuję się akceptowana i wiem, że to co napiszę nie będzie przez nikogo sprawdzane, od razu negowane. Robię to dla siebie i pomaga, gdyż słowami trudniej objąć uczucia, myśli, jasno i przejrzyście postawić kawę na ławę - w końcu w każdym z nas jest tyle sprzeczności.. Ostatnio duszę się w swoim pokoju, dom staje się nieprzyjaźny a wietrzenie wcale nie pomaga. W snach jestem szczęśliwa i przeżywam codziennie masę dziwnych zbiegów okoliczności, podróży, spotkań z ludźmi dawno nie widzianymi lub tymi których się boję. Rozmawiając z kimś odnoszę nieodpartą chęć, by odwrócić się na pięcie i odejść. I to uczucie - jestem... ale mnie nie ma tutaj, ciągle gdzieś wędruję, ponosi mnie wyobraźnia.
  16. Ze mną jest tak samo, nie ma co ukrywać. Codziennie kładąć się spać wcześniej, bo z nauki przeważnie nici, myślę sobie że będzie lepiej, jeszcze dzień.. do końca tygodnia może przetrwam wśród tych ludzi którzy nie dodają otuchy, wyśmiewają i szydzą z byle czego , potrafią zadowolić się miernotą a rozmawiać o ciuchach, imprezach i przekleństwami jeździć po rodzicach. Pustka, spoglądasz na twarze i nie odnajdujesz bratniej duszy. Sama ze sobą przegrywam najczęściej, to smutne.
  17. Gdy wyzdrowieję (a mocno w to wierze): - nie będę potrzebowała leków by normalnie funkcjonować - stanę na nogi i głową rozwalę każdy mur - dam komuś wreszcie szansę i przestanę być sama życie nabierze intensywniejszych barw - będę doceniać swoje zdrowie bardziej niż wyścig szczurów, karierowiczowstwo - zaznam prawdziwej W O L N O Ś Ć I, a słowo samotność odejdzie w zapomnienie - mój bagaż doświadczeń stanie się cięższy o jedno bogate przejście Kiedyś to nastąpi, może lepiej że nie znam daty i godziny.
  18. Istotne jest, że nazywasz ją swoją prawdziwą przyjaciółką, też miałam swoją Basię ze szkolnej ławki do niedawna.. chyba jednak za mało starałam się dać z siebie lub nie umiałam bo oddaliłyśmy się od siebie. Upatruję w tym swoją winę, bo to ona zmieniła mnie na kogoś innego. Obce znajome, kiedyś potrafiły na każdej lekcji rysować miłość na tyłach swoich zeszytów.. Podziwam ciężko chore osoby emanujące taką siłą życia. Skoro otrzymałeś tak piękną wiadomość musisz wcielić coś w swoje jutro. Choćby zastanowić się.. każdego wieczoru podczas modlitwy proszę Boga żeby ofiarował mi energię na następny dzień. Każdy dzień zapowiedzią jutrzenki, nigdy nie jest za późno żeby powiedzieć sobie dość. Z tym, że taka motywacja słabnie w zastraszającym tempie.. Cieszę się, że na forum odnajduję takie osoby jak Ty, z podobnymi problemami. Właśnie o to chodzi, że nie tak dawno.. przed chorobą uwielbiałam nawiązywać nowe znajomości i czerpałam z tego przyjemność. Teraz napawa mnie to lękiem i przerażeniem.. bo nie umiem albo gdzieś uleciało: potrafię to zrobić. Boję się, że rozmowa ze mną dla kogoś jest udręką, robi to z przymusu a później skomentuje ostrym komentarzem na mój temat za plecami.
  19. Dopiero moja psychoterapeutka powiedziała mi o swoich spostrzeżeniach, które po przemyśleniu uznałam za całkowicie zgodne z prawdą. W moim przypadku chodzi o nietolerancję i brak akceptacji ze strony ojca. W tym, co robię staram się robić to dla niego myśląc, że zyskam dodatkowe punkty i w końcu kiedyś w jego oczach [ a to nie jest realne ] dorównam mojemu bratu, którego wręcz uwielbia. Moja pozycja drugoplanowego, choć najstarszego dziecka odcisnęła ogromne piętno na psychice. Dokładnie tak samo się czuję. No bo cóż takiego mi się mogło udać? Powiedział, bo musiał lub uznał że to stosowne do danego momentu i nie chciał mi zrobić przykrości przy innych.. Tego mi brakuję, dużo na tym tracę.. bo nie potrafię się zdystansować w stosunku do własnej osoby i swojej choroby..
  20. Zostajemy sami z emocjami, nie radzimy sobie z nimi a one nas zjadają. Czasami chciałabym móc porozmawiać z kimś od serca. Czuję się jak wyklęta.. jakby mnie ktoś odsunął od ważnego dochodzenia jakim jest życie i powiedział: weź wolne, nie nadajesz się.
  21. Pojawiła się na mojej drodze po raz kolejny i przesłoniła obraz.. Rozmyte kolory i barwy ciemnością zasnute nie ustępują. Nocą ból istnienia się nawarstwia i nawiedza cisza, która kole w uszy i wszechobecny stan rozdarcia .. po co wciąż tu tkwię, na co czekam? Obiecałam sobie - nie potnę się, może chociaż tej jednej obietnicy dotrzymam sobie samej..
  22. No cóż, jestem sama jak kołek. Mama ma dość wysłuchiwania moich narzekań i zawodów, ojciec stwierdza jednogłośnie że znów coś nie tak z moją głową, znajomych nie ma.. odcięłam się, nie rozmawiam praktycznie z nikim nawet w szkole, nie wiem jak do tego doszło... fakt faktem znów płaczę. Jestem beznadziejnym człowiekiem, nie potrafię się wziąć w garść. Nic nie potrafię tylko użalać się nad sobą i czekać na koniec świata z wiarą że to on coś zmieni w moim dotyczasowym, przegranym życiu. To choroba doprowadziła do tego stanu. Żeżarła moje umiejętności, pogodę ducha i odebrała pewność siebie.
  23. Gratuluje optymizmu! Palenie mnie już nie jara, a przyznam że długo paliłam. Więc na to "żałowanie później" zeszło czasu zanim przekonałam się jakie to gówno. Heh pobudzacz depresyjno-maniakalny o niszczycielskiej sile likwidowania komórek nerwowych;) Poza fajną, chwilową "banią" nie widzę w tym innych zalet. Nie jestem kolejną uświadamiającą, znam fascynację trawą i nie tylko, ale ... wszystko do czasu.
  24. Pierwsza.. O okropna. Nie wspominam jej jako miłej wizyty u lekarza. Mama dostała numer telefonu od nauczycielki polskiego, która pierwsza w szkole [prócz znajomych] zauważyła, że coś nie tak ze mną. Znerwicowana, zdekoncentrowana, roztrzęsiona, z przekrwionymi oczami weszłam do poczekalni. Siedzieli tam sami dorośli i to był pierwszy zły znak. Ze spojrzeniem wbitym w ziemię usilnie próbowałam odnaleźć sensowną odpowiedź dlaczego tu trafiłam.Minęło sporo czasu zanim zostałam przyjęta. W gabinecie za biurkiem siedziała starsza pani, z dłuższym podsiwymi włosami założyła mi kartę, zadała mnóstwo pytań, na które odpowiadała moja mama. Niestety nie moje odpowiedzi ograniczały się do tak, nie, nie wiem a najczęściej do nie pamiętam. Już pierścionek na palcu chodził szybciej niż głowa. "Depresja", depresja, depresja.. odbija się w uszach diagnoza w drodze do samochodu. I wewnętrza chęć odpowiedzenia na zadane pytania pani doktor, może teraz się uda.. może chociaż mamie odpowiem jak zbiorę własne myśli w kupę. Według pani doktor pomóc mógł: Stimuloton 50. A 2 następnych psychitrów miało na to inny pogląd, aż trafiłam do pani profesor i rzeczywiście mi pomogła.
  25. Cieszę się z faktu, że zdobyłam się na odwagę i napisałam maila do mojego opiekuna dydaktycznego z kursu błyskawicznego czytania i skutecznej nauki po 2 miesiącach milczenia. Następnie z tego, że wstałam wczesnym rankiem i udało mi się posprzątać. Cieszę się, że obdarzyłam kilka osób miłymi smsami. I że dzisiejszy dzień mam do zagospodarowania, gdyż jest wolny od szkoły i można spędzić go w zadumie.. Zaduszki [']
×