Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nadmierne objadanie się


Sorrow

Rekomendowane odpowiedzi

Myślałam o tym, żeby wspomagać się farmakologicznie. Coraz gorzej czuję się z moją wagą.

U mnie problem polega na tym, że ograniczenie jedzenia wiąże się z wielkim wysiłkiem, przez jakiś czas mam to pod kontrolą, ale kosztem ciągłego myślenia o jedzeniu. Odliczam czas do następnego posiłku, fantazjuję co zjem. Ograniczenia żarcia wymaga ode mnie wielkiego skupienia. A ja nie chcę w moim życiu skupiać się tylko na żarciu.

Gdy wpycham w siebie jedzeni to nie jest to związane z myśleniem, nie myśle o tym co jem, nawet nie wiem w którym momencie znajduję się przy lodówce.

 

Co chwilę pojawiają sie tu bzdury o odpowiednim myśleniu, bo się przecież żyje nie po to by jeść, o tym że trzeba zdawać sobie sprawę , czy chce się być szerszym czy dłuższym. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak chcę wyglądać, i jeszcze parę miesięcy temu starałam się tego pilnować, ale przez ostatnie pół roku nie byłam w stanie tego zrobić. Mój stosunek do żarcia nigdy normalny nie był.

 

Muszę się przełamać z tymi ćwiczeniami. Karnet na siłownię wykupiony mam, ale jakoś nie mogę się tam wybrać. Ostatnio jak tam poszłam to okazało się że przez pomyłkę wzięłam bluzkę do ćwiczen mojej współlokatorki a nie moją. I tyle wyszło z moich ćwiczeń. Czy u was też tak jest, że jak chcecie coś zmienić, to nagle życie wam rzuca kłody pd nogami? Albo się spóźnicie, albo czegoś zapomnicie, albo bus się spóźni?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz spróbować farmakologię jak nie możesz się przełamać i zaprzestać tak jeść - np spytać o np. fenterminę - powinnaś przestać myśleć wtedy aż tak o ciągłym jedzeniu. Do tego dodać ćwiczenia - bieganie, siłownię i czekać na efekty. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hee... też się nadmiernie obżeram, są dni gdy jest idealnie, ale tak to zazwyczaj wpieprzam 3k 3,5 i waga rośnie :/ na razie nie mam nadwagi ale rok temu było 56kg teraz jest 65 .. przy 171, pomału robi się tragedia, nie dość że depresja ciężka to jeszcze te kurewskie myślenie o żarciu .. marzy mi się anoreksja, wolę to niż bulimię, chociaż by była patykiem a potem bym zdechła .. zamiast tego będzie trzeba trumnę na zamówienie robić dla tłustej szmaty co się obżerała. Dziękuje za wysłuchanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama nie wiem co pomaga na obżarstwo. Próbowałam ćwiczenia, thinspiracje, podobno fluoexytyna pomaga (czy coś takiego, nie pamiętam dokładnie nazwy), niweluje głów. Są też jakieś ćpuńskie proszki dodające energii i zmniejszające głód...

Mam z tym ogromny problem, wciąż walczę z kompulami... Niby najlepszym odpowiednikiem jest odpowiednio zbilansowana dieta i miara białeg do węglowodanów i tłuszczy, ale nie sądzę, aby to się sprawdziło przy depresji czy innych tego typu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@cdn. jeśli jest tak źle, że czujesz, że nie dajesz rady z objadaniem się to może spróbuj skontaktować się ze specjalistą? To nie boli, a może pomóc.

Oczywiście ćwiczenia też są ważne, ale przy problemach z obżarstwem natury psychologicznej mogą nie wystarczyć. W końcu, żeby ćwiczyć przez dłuższy czas jest potrzebna silna motywacja. Bez niej można popaść w większą depresję po pewnym czasie kiedy zrezygnuje się z ćwiczeń i powstanie uczucie winy z powodu porzucenia ćwiczeń i dalszego obżerania się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałam o tym, żeby wspomagać się farmakologicznie. Coraz gorzej czuję się z moją wagą.

(...)

Czy u was też tak jest, że jak chcecie coś zmienić, to nagle życie wam rzuca kłody pd nogami? Albo się spóźnicie, albo czegoś zapomnicie, albo bus się spóźni?

 

Polecam psychiatrę. Żarłocznośc psychiczną i natrętne myśli o jedzeniu da się mocno wyciszyc. Poza tym możesz przejśc się do terapeuty i odkryc, skąd taka fascynacja jedzeniem i jak z nią walczyc.

Co do tych kłód pod nogami, to nie życie je rzuca, a my sami, bojąc się zmian. Nieświadomie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja żarłoczność przybrała monstrualne rozmiary, fuj!

z każdym dniem z coraz większą niechęcią patrzę w lustro, jeśli w ogóle to robię... na myśl, że jeszcze niespełna miesiąc temu ważyłam raptem 40 kg. twarz spuchnięta, nie wiem czy to kwestia pękniętej kości nosowej i obrzęku, brzuch ciążowy, ohyda! nihil novi- 5 razy dziennie (co najmniej!) napady obżarstwa (dzięki bogu, że od czterech lat jestem weganką) i toaleta. lekarz za dwa tygodnie, fluo mnie nie przekonuje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałam, że udało mi się pokonać problem objadania się. Od miesiąca trzymałam się dzielnie zdrowej miski. Dziś jednak zauważyłam, że powoli wraca, ale pod inną postacią - opycham się owocami i np. kefirem, białym serem. Pewnie pomyślicie, że to nic w porównaniu ze słodyczami, ale boję się, że i do tego prosta droga. A byłam tak dumna ze swoich postępów w samokontroli i terapii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja., nabiał bywa niezdrowy i drażniący na przewód pokarmowy - to jest jakaś wymówka, żeby z niego zrezygnować. A owoce lepiej jeść na pusty żołądek. Może spróbuj zajadać stres słodkimi, surowymi warzywami np. marchewką, selerem. Również aktywność fizyczna zapobiega jedzeniu z nudów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lukrecja, dobrze Ci się wydaje, niestety

wielbłądzica, jak człowiek regularnie wpie rdala po 1kg surowej marchewki na przerzygany miesiącami/latami żołądek to wskakuje poziom wyżej: nie zjem batona (...) tylko marchewkę (ewentualnie 10) a potem jak się napcham tą marchwią bez opamiętania (tutaj żołądek zaczyna boleć tragicznie) to mam świetną wymówkę, żeby ją zwrócić, prędko. Chyba, że to tylko ja taka kreatywna w tej kwesti jestem, ale trenowałam (i trenuję) zawzięcie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, o destrukcyjnym wpływie nieprzeżywania emocji w dzieciństwie, jak i w późniejszym dorosłym życiu dowiedziałam się z tego videobloga. W skrócie, żeby uniknąć napadów autoagresji, trzeba nawiązać z samym sobą kontakt, pozwolić sobie przeżywać bolesne emocje (w tym ma pomagać technika EFT), oraz zapewniać samego siebie o bezwarunkowej miłości - tego często nie otrzymujemy w dzieciństwie, co później skutkuje wewnętrznym bałaganem i dezorientacją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale jak nie jeść,jak tyle kusi wokół nas.

 

Cieszyć się każdym kawałkiem, powoli go przeżuwać i spożywać równie powoli, najlepiej myśląc wówczas o czymś z nim związanym.

 

Jeśli ktoś je błyskawicznie, to wiecznie będzie mu mało i właściwie nigdy się nie naje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbuję często jeść powoli, ale jest mi wtedy smutno, mam wrażenie że robię to wbrew sobie, ograniczam się i coś tracę. Na mnie lepiej działa zero jedynkowe podejście. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Nic na mnie nie działało dopóki nie wprowadziłem reżimu zero słodyczy i małe posiłki. Wytrwałem w tym 3,5 roku i schudłem 55kg. Niestety poluzowałem i znowu przytyłem 20kg. Znowu walczę od wielu miesięcy żeby wejść we właściwy rytm. Przez ostatni miesiąc było dobrze, ale cisnęło mnie żeby zjeść coś nie zdrowo. Zjadłem pizze i od 3 dni nie potrafię przestać jeść nie zdrowo. Cholernie ciężko o umiar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Korat

Gratuluję wytrwałości, bo 3,5 roku to szmat czasu i można powiedzieć że na stałe zmieniłeś styl życia. Wiesz już czego potrafisz dokonać, jeśli tylko odpowiedni trybik zaskoczy :)

Widzę, że mam podobne podejście - zero-jedynkowe. Bardzo ciężko mi wypośrodkować, bo albo superzdrowy styl życia, albo... Wiem też, że jak spróbuję kawałek ciasta, to na jednym nie poprzestanę. A później jest mi już wszystko jedno, bo czuję, że zawiodłam samą siebie i dawaj - ładujemy ile się da (działanie autodestrukcyjne?). Wiadomo ile trudu kosztuje później wyjście z takiego ciągu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A później jest mi już wszystko jedno, bo czuję, że zawiodłam samą siebie i dawaj - ładujemy ile się da (działanie autodestrukcyjne?). Wiadomo ile trudu kosztuje później wyjście z takiego ciągu.

 

Raczej perfekcjonizm, jeśli nie mogę zrobić czegoś idealnie, to znaczy, że zniszczę swoje dzieło i nie będę go kontynuować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj albo przedwczoraj zdałam sobię sprawę,że jestem uzależniona od jedzenia. Czytałam o tym. Mam prawie wszystkie objawy. Tylko w nocy się nie budzę by jeść. Nie mam kontroli nad ilością konsumowanego jedzenia. Mam napady obżarstwa. Gdy jestem sama w domu poddaję się im całkowicie,nie mam siły walczyć. Gdy w domu jest mama staram się zjeść mało, o ile mało to dwa pełne talerze...Np.: makaronu z sosem. Za pół godziny i tak sięgam po coś jeszcze. Moim obowiązkiem jest robienie zakupów. Nigdy nie wyszłam że sklepu bez dodatkowej przekąski tylko dla mnie.

 

Emocje? Jem jak jestem szczęśliwa, jem gdy jestem smutna, gdy jestem spokojna, gdy jestem zdenerwowana. Emocje nie mają wpływu na jedzenie.

 

Odchudzanie. Próbowałam się odchudzać i to nie raz, niestety wpadłam że skrajności w skrajność. Z kompulsywnego objadania się w anoreksję. Potrafiłam nie jeść nic przez osiem dni, by móc zasnąć brałam tabletki uspokajające, żołądek i jelita bolały niemiłosiernie. Moja anoreksja nie była zwykłą anoreksją. Ona była na tle psychotycznym. Byłam tak zamroczona, że zakładałem głupie blogi na których promowałam anę, modliłam się do niej. Później, gdy dochodziłam do siebie, a raczej poddawałam się na nowo obżarstwu, było mi strasznie wstyd. Obiecywałam sobie,,no, schudłaś,dajmy na to, 5 kg teraz jedz normalnie i utrzymaj wagę''. Tylko w marzeniach. Kilka dni i napad. Raz udało mi się wytrwać miesiąc w zalecanej mi przez lekarza diecie,ale to było oszukiwanie się. Zamiast 1000 kcal jadłam góra 500.

 

Myślę o jedzeniu, każdą godzinę. Teraz nie,bo myślę o ośrodku.

 

Wiem,że potrzebuję pomocy. Sama sobie nie poradzę. Terapia taka na zasadzie spotkań godzinnych też nie pomoże, wiem,że i tak się nażrę,gdy wrócę do domu. Szukam ośrodka leczenia kompulsywnego objadania się lub szpitala psychiatrycznego w którym z tego leczą. Oczywiście na NFZ,bo prywatne leczenie jest dla mnie niebotycznie drogie. Muszę zostać zamknięta w miejscu, w którym będą kontrolować ile jem. Czy nie za dużo czy nie za mało. Muszą mnie nauczyć co to znaczy normalnie jeść.

 

Pozdrawiam.

 

PS.: znacie szpitale czy ośrodki, w których mają doświadczenie w leczeniu tego zaburzenia? Mam 20 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka.

Tak się noszę z tym, żeby coś napisać... Bo ED raczej nigdy nie było we mnie uświadomione.. Znaczy... Wiem, że mam nerwicę, lęki, hipochondrię... Ale zaburzenia odżywiania zawsze tą myśl wypierałam. Ale dziś znowu stanęłam sobie na wadze, oczywiście, że się przeraziłam... Mam 21 lat, otyłość II stopnia, ciągle jem. Jem od świtu do nocy... Nie że pięć posiłków. Jem co chwilę... Jedna bułka to za mało, dwie, obiad to ogromny talerz... Czekolada - od razu tabliczka... Napoje słodkie, gazowane, owocowe, jogurty, desery, kanapki, serki, cukierki, ciastka, czekoladki, owoce, warzywa, mięso, kotlety, parówki - WSZYSTKO... Czuję wewnętrzny przymus zajadania ciągle czegoś. Nie mogę już na siebie patrzeć, nie mogę myśleć nawet o swojej wadze. O tym, że wychodzę do ludzi - taka gruba, spasiona, świnia, wieprz, ciągle żrący coś, przeżuwający jak krowa... Zresztą z dupą wielką jak krowa... Nienawidzę swojego lustrzanego odbicia, ale zamiast poćwiczyć to idę zajeść tą nienawiść i błędne koło...

W dodatku studiuję... dietetykę... Więc o żywieniu wiem serio dużo. Ale wiem i robię to bardzo odległe, bo moje myśli co innego wiedzą a co innego każą robić mi. Nie umiem sobie pomóc, ale też ciężko mi o tę pomoc poprosić. Nie wiem do kogo się zwrócić z prośbą. Wstyd mi przyznać, że dietetyk z zaburzeniami takimi, że się do choroby doprowadza... Przecież mogę mieć cukrzycę, cholesterol... A nawet to mnie nie umie zmotywować do zmiany nawyków.

Jedzenie stało się moim bogiem, sensem istnienia. Jem wszystko i ciągle...Jestem leniwa, ociężała, mam wzdęty brzuch, nie umiem kupić sobie sukienki bo kończy się to płaczem na klawiaturę...

W sumie nie wiem, czy chcę porady czy co.. Może ktoś tu ma jakieś doświadczenie, powie mi coś mądrego... Albo ma podobnie i chce pogadać...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka.

Tak się noszę z tym, żeby coś napisać... Bo ED raczej nigdy nie było we mnie uświadomione.. Znaczy... Wiem, że mam nerwicę, lęki, hipochondrię... Ale zaburzenia odżywiania zawsze tą myśl wypierałam. Ale dziś znowu stanęłam sobie na wadze, oczywiście, że się przeraziłam... Mam 21 lat, otyłość II stopnia, ciągle jem. Jem od świtu do nocy... Nie że pięć posiłków. Jem co chwilę... Jedna bułka to za mało, dwie, obiad to ogromny talerz... Czekolada - od razu tabliczka... Napoje słodkie, gazowane, owocowe, jogurty, desery, kanapki, serki, cukierki, ciastka, czekoladki, owoce, warzywa, mięso, kotlety, parówki - WSZYSTKO... Czuję wewnętrzny przymus zajadania ciągle czegoś. Nie mogę już na siebie patrzeć, nie mogę myśleć nawet o swojej wadze. O tym, że wychodzę do ludzi - taka gruba, spasiona, świnia, wieprz, ciągle żrący coś, przeżuwający jak krowa... Zresztą z dupą wielką jak krowa... Nienawidzę swojego lustrzanego odbicia, ale zamiast poćwiczyć to idę zajeść tą nienawiść i błędne koło...

W dodatku studiuję... dietetykę... Więc o żywieniu wiem serio dużo. Ale wiem i robię to bardzo odległe, bo moje myśli co innego wiedzą a co innego każą robić mi. Nie umiem sobie pomóc, ale też ciężko mi o tę pomoc poprosić. Nie wiem do kogo się zwrócić z prośbą. Wstyd mi przyznać, że dietetyk z zaburzeniami takimi, że się do choroby doprowadza... Przecież mogę mieć cukrzycę, cholesterol... A nawet to mnie nie umie zmotywować do zmiany nawyków.

Jedzenie stało się moim bogiem, sensem istnienia. Jem wszystko i ciągle...Jestem leniwa, ociężała, mam wzdęty brzuch, nie umiem kupić sobie sukienki bo kończy się to płaczem na klawiaturę...

W sumie nie wiem, czy chcę porady czy co.. Może ktoś tu ma jakieś doświadczenie, powie mi coś mądrego... Albo ma podobnie i chce pogadać...

 

Od dziecka miałem nawyk kompulsywnego zajadania stresów, wszystkim. Potem przerodziło się w to anoreksję, radykalnie chudłem i radykalnie parokrotnie tyłem, da się zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×