Skocz do zawartości
Nerwica.com

Filmy i seriale


Magnolia

Rekomendowane odpowiedzi

http://www.filmweb.pl/film/Paterson-2016-759639

 

pomijając, że film trochę wydmuszkowy i jak przystało na dżarmusza o dupie maryni z nastawieniem głównie na symbolikę, to mam właśnie wielki mindfuuuuuuuuck, czy ta miłość była miłością idealną, czy raczej wciul toksyczną bezsensowną zajawką, dwie skrajności i nie mogę się zdecydować, widział ktoś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

The Shawshank Redemption

Skazani na Shawshank (1994)

reżyseria: Frank Darabont

 

MV5BODU4MjU4NjIwNl5BMl5BanBnXkFtZTgwMDU2MjEyMDE@._V1_SY1000_CR0,0,672,1000_AL_.jpg

 

Ocena z filmweb: 8.8

 

Recenzja z filmweb:

Jest wiele filmów, które potrafią wywołać ciarki na plecach bądź sprawić, że serce zaczyna bić szybciej lub że pierś wypełnia głęboki oddech. Znajdzie się także kilka produkcji, które wycisną z oczu łzy, albo wywołają szczery uśmiech na twarzy. Jeśli tak faktycznie jest, to jest to warte Twojej uwagi. Jednak tylko arcydzieło posiada wszystkie te rzeczy. Takim arcydziełem jest bez wątpienia film "Skazani na Shawshank", który widziałem wiele razy i z całą pewnością nie odmówię sobie przyjemności, by zobaczyć go ponownie.

 

Chyba wszyscy zgodzą się z twierdzeniem, że nie można podrobić "Kaplicy Sykstyńskiej" czy "Damy z łasiczką", tak samo jak nie da się oddać na ekranie ducha powieści Stephena Kinga. Do tej pory niewiele ekranizacji mistrza grozy zyskało uznanie krytyków i widzów. Prawdę mówiąc, jedynie "Carrie" Briana De Palmy z roku 1976 oraz "Lśnienie" Stanleya Kubricka z 1980 r., to filmy warte zapamiętania, które stały się obrazami znanymi szerszej widowni. Reszta to produkcje podrzędne i raczej słabe ze względu na swój niewielki budżet oraz nieudolność ich twórców, którzy nierzadko robili z nich filmy telewizyjne, podzielone na kilka odcinków. To wszystko było gorzką prawdą, dopóki na arenę nie wkroczył Frank Darabont.

 

Dlaczego z filmem Franka Darabonta jest inaczej? Cóż, na to pytanie odnajduję tylko jedną odpowiedź. Jest to bowiem obraz oderwany od klimatu grozy i elementów nadprzyrodzonych, obraz który został zrozumiany przez widzów. Ludzie identyfikują się z tą historią jak z mało którą. Gdzieś w głębi upatrują w niej siebie, bowiem widzą człowieka, który walczy o swoją wolność, o prawdę i sprawiedliwość, która mimo iż tłamszona, zawsze zwycięża, i chcą wierzyć, że sami także tacy są. Takiego zaangażowania od widza "Skazanym na Shawshank" mogą pozazdrościć inne wiekopomne dzieła filmowe takie jak "Obywatel Kane" czy "Ojciec chrzestny".

 

Fabuła 100-stronnicowego opowiadania Kinga, która zaskoczyła samych jego fanów, ma w sobie pewną siłę i urok. Oto bowiem młody bankowiec - Andy Dufresne zabija swoją żonę, którą nakrywa w objęciach innego mężczyzny. Czyn ten wydaje się nad wyraz dziwny, gdyż Andy ma wszystko to, o czym może marzyć młody mężczyzna. Proces jest szybki, a sędzia nieugięty. Wyrok to podwójne dożywocie.

 

Andy trafia do więzienia Shawshank, gdzie porządku pilnują sadystyczni strażnicy, a rolę naczelnika odgrywa Samuel Norton, który pod osłoną Pisma Świętego dokonuje coraz to bardziej perfidnych oszustw i występków. Codzienność po drugiej stronie muru nie łamie Andy'ego. Coś trzyma go w niezwykłym stanie, który okaże się zbawiennym na samym końcu filmu. Z biegiem czasu nasz bohater zaczyna rozumieć zasady panujące w więzieniu. Swoją skromnością, a przede wszystkim wykształceniem zdobywa względną sympatię strażników. Najważniejsza jest jednak przyjaźń z czarnoskórym Redem. Mężczyźni, pomimo dzielących ich różnic, powoli odnajdują wspólny język. Pomaga to każdemu z nich w walce z depresją i monotonią życia za kratkami. Wiele lat spędzonych w Shawshank, kończy się nagle jednej nocy. To, co było całkowicie nieprzewidywalne, stało się rzeczywistością i zadziwiło wszystkich. Wydarzenia te odciskają swoje piętno na głównych bohaterach, którzy w zaskakujący sposób przypieczętują swoją przyjaźń.

 

Bez ani jednej zbędnej sceny Darabont opowiada niezwykłą historię o przyjaźni, która w więziennych arkanach przeżyła 20 lat. Reżyser odnajduje w niej nutkę poetyckiej sprawiedliwości zaprowadzającej porządek w świecie zdeprawowanym i zniszczonym.

 

Przychodzi jednak moment, w którym film niebezpiecznie zbliża się do moralnie poprawnej granicy "triumfu ludzkiego ducha". Jest to na szczęście element wybiórczy, oderwany od całości, który nie jest nazbyt nachalny i patetyczny.

 

Kiedy Andy zostaje skazany, sędzia wydający wyrok używa nader drastycznych słów "uderza mnie pański brak skrupułów i lodowaty chłód". W takim psychicznym stanie Andy pozostaje nawet wtedy, kiedy współwięźniowie grożą mu i prześladują go. "Chciałbym powiedzieć, że walczył jak lew" powie Red, który dobrze wie, iż jego przyjaciel jest bity i gwałcony przez innych więźniów, w najbrutalniejszych scenach filmu. "Chciałbym móc tak powiedzieć, ale więzienie to nie bajka" doda później. W większości hollywoodzkich "bajkach" ludzie to herosi, którzy potrafią się obronić. Jednak "Skazani na Shawshank" mają na siebie inną receptę. Dzięki nieśpiesznej i stonowanej narracji, Andy przybiera cechy samego filmu. Znosi wszystko to, co przyniesie mu los. Godzi się z nim, ale nie daje się zniszczyć. W końcu jak się okaże, los odwróci swój bieg i wynagrodzi Andy'emu jego pokorę. "Najzabawniejsze, że na wolności byłem prawym i uczciwym obywatelem. Więzienie zrobiło ze mnie oszusta". Andy się zmienia, ale to tylko przykrywka, bo człowieka niezłomnego nie można złamać, tak jak i zasady. Jego niezłomność pozwala mu sprzeciwiać się więziennemu systemowi, co widać w jednej ze scen, w której Andy puszcza poprzez gramofon na całe więzienie Mozarta. Dostaje 2 tygodnie w izolatce, ale czuje, że dał kolegom jakąś cząstkę duszy i nadziei.

 

Film ma tendencję do podkręcania wyniosłych scen, ale przez większą część czasu zachowuje inteligentny dystans. Przykładem tego niech będą wypowiedzi bohaterów spoza ekranu. Red opisujący od początku swoją przyjaźń z Andym, czy też Brooks opisujący w listach swoje życie poza więziennymi murami. Dialogi te są niczym muzyka Chopina dla uszu. Nie robią z widza idioty, opisując to co i tak widzimy na ekranie. One żyją własnym życiem odsłaniając psychikę bohaterów. Opisują to, czego nie da się ukazać za pomocą obrazu. Osobiście zaliczam te monologi do najlepiej napisanych w historii. Ostatnio tylko teksty z "Cienkiej czerwonej linii" Terrence'a Malicka przepełniły mnie taką samą życiową mądrością. Wiele z tych złotych słów powinno przejść do historii kina w miejsce takich zwrotów jak "I'll be back" bądź "You talkin' to me?".

 

Przyjrzyjmy się aktorstwu, bez którego ten projekt, runąłby niczym domek z kart porwany przez tornado.

 

Tim Robbins wcielający się w postać Andy'ego pomimo niezbyt wielkiego doświadczenia zagrał rolę swojego życia. Jego bohater to postać troszkę speszona, głęboko przeżywająca to, co go spotyka. Przeżywa on, przeżywa i widz. To chyba największe osiągnięcie na jakie stać aktora. I choć może się wydawać, iż gra Pana Robbinsa jest aż nader minimalistyczna, wystarczy zajrzeć mu głęboko w oczy, aby się przekonać, iż oddał tej roli swoje całe serce.

 

Oczywiście Morgan Freeman nie pozostaje w cieniu. Ten czarnoskóry aktor zabłysnął już w nagrodzonym wieloma nagrodami filmie "Wożąc Panią Daisy", stając się z miejsca najbardziej popularnym, czarnoskórym aktorem. Red w jego wykonaniu pokazuje, jak życie w więzieniu ukształtowało jego psychikę. Trzyma jednak swój smutek na wodzy, nie dając nic po sobie poznać. Stać go nawet na ironiczne żarty "Jedyny winny w Shawshank". Dla mnie największą zaletą gry aktorskiej Freemana jest to, że do tej pory nie mogę uwierzyć, iż człowiek z takim charakterem mógł kogoś zabić.

 

Mógłbym z całą pewnością jeszcze długo analizować ten obraz, ale boję się, że doszedłbym do pewnego pułapu, w którym oceniałbym dogłębnie grę statystów. Poprzestanę na tym, co już wcześniej opisałem dodając: "Skazani na Shawshank" to znakomicie opowiedziana historia z głębią ukrytą w fabule i bohaterach, przepełniona symboliką i niesamowitą wyobraźnią. Dzieło to dostarcza (przynajmniej mnie) wiele inspiracji dla duszy i serca. Przypomina mi także, że nie ważne jak źle jest, nie wolno porzucać nadziei. Film Darabonta trwa 2 godziny i 20 minut, ale z Wami pozostanie już do końca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

They Live

Oni żyją (1988)

reżyseria: John Carpenter

 

1988They_Live_poster300.jpg

 

Ocena z filmweb: 7.0

 

Recenzja:

Kim Oni są? Czego chcą? Jedno jest pewne – Oni żyją… „They Live” – określane mianem kultowego thrillera Johna Carpentera, choć jak wiadomo, czasem i kultowość jest rzeczą względną nawet przy uznanych dziełach filmowych. Jednakże w tym przypadku obrazowi nie można odmówić pewnej dozy oryginalności i pomysłowości. I nie chodzi o sam fakt opanowania Ziemi przez przybyszów z innej planety (tak z grubsza przedstawia się fabuła), ale o sposób ich kamuflowania i wtapiania się w społeczeństwo. Ludzie są nieświadomie sterowani przez telewizję i głównie różnego rodzaju hasła widoczne wszędzie… ale na pewno nie gołym okiem. Warto nadmienić, że istnieje grupa rebeliantów walcząca z kosmitami i ich sposobem postępowania, a w samym środku tej walki ląduje przypadkowo główny bohater filmu – John Nada (Roddy Piper), który również przypadkiem odkrywa z pozoru normalne okulary przeciwsłoneczne, jednak po ich założeniu… „Oni Żyją” – film niewątpliwie niezły, który ogląda się bez bólu do samego końca. Nie razi, nie nudzi, akcja jest tu dobrze rozłożona, a klimat miejscami bardzo specyficzny. Choć pod koniec filmu cała koncepcja trochę traci na rzecz nieco bezpłciowej strzelaniny, ale za to już sama końcówka nadrabia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

The Thing

Coś (1982)

reżyseria: John Carpenter

 

The_Thing_(1982)_theatrical_poster.jpg

 

Ocena z filmweb: 7.5

 

Recenzja z filmweb:

Najpierw był klasyczny film science-fiction Christiana Nyby "Istota z innego świata", powstał w okresie narastającego niepokoju związanego z Zimną Wojną. Dziś jest już nieco przykurzony, choć wciąż oczarowuje swoim archaicznym urokiem. Trzydzieści lat później o remake tej szacownej pozycji pokusił się John Carpenter, wówczas będący u szczytu swych sił twórczych mistrz filmowego horroru. Jego wersja, choć z początku potraktowana z pewnym sceptycyzmem (reżyserowi zarzucano zwłaszcza zbytnie odejście od formuły inteligentnego stopniowania napięcia na rzecz dużej ilości szokujących efektów specjalnych), szybko przyćmiła oryginał z 1951 roku, stając się jednocześnie jedną z żelaznych pozycji całego gatunku.

 

Akcja, podobnie jak w zrealizowanym pod producenckim (i nie tylko) okiem Howarda Hawksa pierwowzorze, rozgrywa się w bazie naukowej położonej gdzieś na Antarktydzie. Stacjonujący tam Amerykanie są świadkami dziwnego incydentu z udziałem norweskich badaczy. W trakcie pościgu za zwyczajnym z pozoru psem zaprzęgowym ginie dwójka skandynawskich naukowców, zaniepokojeni tym amerykańscy "sąsiedzi" postanawiają sprawdzić bazę Norwegów. To, co z czasem odkryją, okaże się najprawdziwszym koszmarem rodem z innej galaktyki...

 

Nieprawdą jest, że Carpenter w swym dziele zaniechał tworzenia sugestywnego klimatu, który decydował o sile jego wcześniejszych dzieł. Owszem, gdy porównać "Coś" z takim "Halloween" czy "Mgłą", to widać, że nieporównanie większą rolę odgrywają tu najwyższej próby charakteryzacja i pirotechniczne fajerwerki. Nie oznacza to jednak, że twórca "Ucieczki z Nowego Jorku" zapomniał o prawdziwej grozie. Użyte tu efekty służą jedynie spotęgowaniu wrażenia, jakie wywołuje ponura, duszna atmosfera odosobnienia, obecna przez cały seans. Trzeba im też przyznać, że pomimo upływu czasu wcale się nie zestarzały i nadal działają piorunująco. Do moich osobistych faworytów należy niezapomniana scena z defibrylatorem oraz następujący po niej spacer "pajęczej głowy".

 

Znaczącej przemianie względem pierwszej wersji uległa tu wizja samej istoty z kosmosu, która uprzednio posiadała całkiem materialną postać. U Carpentera, wzorem innego klasyka pod tytułem "Inwazja porywaczy ciał", stwór z kosmosu jest niczym pasożyt, który przybiera formę każdego żywego stworzenia, z którym się zetknie. Dzięki temu zagrożenie jest tym bardziej wszechobecne, bo czaić może się w ciele każdego spośród zamieszkujących położoną na lodowym pustkowiu bazę. Reżyser i scenarzysta Bill Lancaster wzięli z oryginału to, co najlepsze (ulokowanie akcji, żerowanie na klaustrofobicznych lękach), i udoskonalili te elementy, które uprzednio kulały.

 

Nie byłbym w pełni zdrów na umyśle, gdybym przy okazji omawiania tej pozycji nie wspomniał o kapitalnej ścieżce dźwiękowej Ennio Morricone. Skromna, minimalistyczna, a zarazem sprawiająca, że włos się jeży na głowie. Kto raz usłyszał motyw przewodni z "Coś", ten z pewnością nie zapomni go do końca życia.

 

Obraz Johna Carpentera to jeden z rzadkich przykładów na to, że to, co było dobre samo w sobie, może być czasem jeszcze lepsze. Gdyby choć co piąty remake był tak udany jak "Coś", nigdy nie trzeba byłoby już martwić się, że filmowcom zabraknie pomysłów. No i nie trzeba by trząść się ze strachu za każdym razem, kiedy słyszymy o planowanej przeróbce kolejnego spośród naszych ukochanych filmów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Welcome to N.H.K - w sumie anime, ale to się zalicza do serialu.

Pomimo tego że chciałbym mieć klasyczną fobię i depresję, to zawsze podobało mi się te anime i w sumie uważam że w częściowej mierze opisuje to, co przeżyłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oglądał ktoś Defiance (2013-2015)? Serial zakończony, 3 sezony, nie wiem czy się zdecydować, jest wiele lepszych seriali, ale wolę zacząć oglądanie od tych zakończonych, lepiej mieć cały serial na talerzu, niż czekać na kolejne odcinki :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

El Laberinto del fauno

Labirynt fauna (2006)

reżyseria: Guillermo del Toro

 

el-laberinto-del-fauno-l_cover.jpg

 

Ocena z filmweb: 7.3

 

Recenzja z filmweb:

Każdy przejaw dziecięcej wyobraźni jest jak małe ziarenko, o którego się dba dotąd, dopóki rozum na to pozwala. Ziarenko broni się i broni, zupełnie jakby miało ręce i nogi, jednak czas-rywal jest nieubłaganym i niezwyciężonym przeciwnikiem.

Ukazanie brutalności wojny, jej skutków dla młodego człowieka poprzez baśń jest dość ryzykowne, jednakże Guillermo del Toro w wielokrotnie nagradzanym filmie "Labirynt fauna", zgrabnie manewruje rzeczywistością i fantazją jednocześnie.

Oczami głównej bohaterki - Ofelii (Ivana Baquero) zostajemy wprowadzeni w świat magii. Rośliny, wróżki i nietuzinkowe stwory są od tej pory nieodłącznym elementem całej tej sprytnej, reżyserskiej wizji. Dla małej dziewczynki przeprowadzka w sam środek obozu wojennego nie zapowiada się dobrze. Nowy mąż jej matki-kapitan Vidal (Sergi López), nie wzbudza sympatii. Jest małodusznym mężem i ojczymem i ponad wszystko bezwzględnym żołnierzem, którego priorytetem jest zniszczenie partyzantów, ukrywających się w pobliskich lasach.

 

Bajkowa fabuła poprowadzona jest przejrzyście, ale im bliżej ku zakończeniu, mamy wrażenie, że odrywamy się od świata baśni. Jest to celowy zabieg reżysera, którego celem jest wywołanie u widza odpowiednich emocji. Oglądając "Labirynt Fauna", cały czas mamy nadzieję, że opowieść o księżniczce i jej zagubionej krainie istnieje naprawdę. Obraz ten mami nas piękną scenografią, zdjęciami i efektami specjalnymi - prosto z malowniczego świata fantazji, aby w pewnym momencie nam to odebrać i zderzyć z rzeczywistością.

 

Atmosferę tajemniczości podkreśla też piękna muzyka. Mamy wrażenie, że kompozytor (Javier Navarrete) domyka melancholijną chmurą całą widoczną nam przestrzeń, tworząc w ten sposób trochę ciężki, ale niezwykły i przyjemnie niepokojący klimat.

 

Tytułowa postać Fauna jest zagadkowa. Widz do końca nie wie, czy jest on postacią pozytywną, czy opowiada się po stronie zła. Kusi i przeraża, ale też podpowiada i jest pomocny dla Ofelii. Bajkowy stwór wprowadza nastrój napięcia i niepewności, którego zadaniem jest nas zdezorientować i trochę pogubić. Film ten pozwala widzowi dokonać wyboru, dlatego też "Labirynt Fauna" ma również otwarte zakończenie. Interpretacja zatem zależy od indywidualnego punktu widzenia.

 

Każdy z nas zastanawiał się, kiedy to się zmieniło. Kiedy dziecko stało się dorosłym? Kiedy wszystkie dojrzałe Ofelie zatraciliśmy zdolność do wyobraźni? WyobraźKażdy przejaw dziecięcej wyobraźni jest jak małe ziarenko, o którego się dba dotąd, dopóki rozum na to pozwala. Ziarenko broni się i broni, zupełnie jakby miało ręce i nogi, jednak czas-rywal jest nieubłaganym i niezwyciężonym przeciwnikiem.

Ukazanie brutalności wojny, jej skutków dla młodego człowieka poprzez baśń jest dość ryzykowne, jednakże Guillermo del Toro w wielokrotnie nagradzanym filmie "Labirynt fauna", zgrabnie manewruje rzeczywistością i fantazją jednocześnie.

Oczami głównej bohaterki - Ofelii (Ivana Baquero) zostajemy wprowadzeni w świat magii. Rośliny, wróżki i nietuzinkowe stwory są od tej pory nieodłącznym elementem całej tej sprytnej, reżyserskiej wizji. Dla małej dziewczynki przeprowadzka w sam środek obozu wojennego nie zapowiada się dobrze. Nowy mąż jej matki-kapitan Vidal (Sergi López), nie wzbudza sympatii. Jest małodusznym mężem i ojczymem i ponad wszystko bezwzględnym żołnierzem, którego priorytetem jest zniszczenie partyzantów, ukrywających się w pobliskich lasach.

 

Bajkowa fabuła poprowadzona jest przejrzyście, ale im bliżej ku zakończeniu, mamy wrażenie, że odrywamy się od świata baśni. Jest to celowy zabieg reżysera, którego celem jest wywołanie u widza odpowiednich emocji. Oglądając "Labirynt Fauna", cały czas mamy nadzieję, że opowieść o księżniczce i jej zagubionej krainie istnieje naprawdę. Obraz ten mami nas piękną scenografią, zdjęciami i efektami specjalnymi - prosto z malowniczego świata fantazji, aby w pewnym momencie nam to odebrać i zderzyć z rzeczywistością.

 

Atmosferę tajemniczości podkreśla też piękna muzyka. Mamy wrażenie, że kompozytor (Javier Navarrete) domyka melancholijną chmurą całą widoczną nam przestrzeń, tworząc w ten sposób trochę ciężki, ale niezwykły i przyjemnie niepokojący klimat.

 

Tytułowa postać Fauna jest zagadkowa. Widz do końca nie wie, czy jest on postacią pozytywną, czy opowiada się po stronie zła. Kusi i przeraża, ale też podpowiada i jest pomocny dla Ofelii. Bajkowy stwór wprowadza nastrój napięcia i niepewności, którego zadaniem jest nas zdezorientować i trochę pogubić. Film ten pozwala widzowi dokonać wyboru, dlatego też "Labirynt Fauna" ma również otwarte zakończenie. Interpretacja zatem zależy od indywidualnego punktu widzenia.

 

Każdy z nas zastanawiał się, kiedy to się zmieniło. Kiedy dziecko stało się dorosłym? Kiedy wszystkie dojrzałe Ofelie zatraciliśmy zdolność do wyobraźni? Wyobraźni pierwotnej, czystej, bez podtekstów i wulgarności.

 

Szczęśliwe dzieciństwo jest jak skarb i podwalina do przyszłego kształtowania siebie jako dobrego człowieka. Szczęściarzami są wiec ci, którym przyszło wychowywać się w kochającej rodzinie, w czasie pokoju i stabilizacji państwowej. W co zatem wierzyć i kim być, kiedy nasze dziecięce wartości straciły swoją siłę? Czy alternatywą dla cierpienia, śmierci i zwierzęcości wojny może być prawdziwa magia? A może to ten świat jest tylko marnym złudzeniem? Obejrzyj. Zapomnij i zignoruj. Zapamiętaj i doceń, a może dawno już zapomniane, małe dziecko zobaczy coś, co "widoczne jest tylko dla tych, którzy wiedza, gdzie patrzeć".ni pierwotnej, czystej, bez podtekstów i wulgarności.

 

Szczęśliwe dzieciństwo jest jak skarb i podwalina do przyszłego kształtowania siebie jako dobrego człowieka. Szczęściarzami są wiec ci, którym przyszło wychowywać się w kochającej rodzinie, w czasie pokoju i stabilizacji państwowej. W co zatem wierzyć i kim być, kiedy nasze dziecięce wartości straciły swoją siłę? Czy alternatywą dla cierpienia, śmierci i zwierzęcości wojny może być prawdziwa magia? A może to ten świat jest tylko marnym złudzeniem? Obejrzyj. Zapomnij i zignoruj. Zapamiętaj i doceń, a może dawno już zapomniane, małe dziecko zobaczy coś, co "widoczne jest tylko dla tych, którzy wiedza, gdzie patrzeć".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

The Pianist

Pianista (2002)

reżyseria: Roman Polański

 

the-pianist.jpg

 

Ocena z filmweb: 8.3

 

Recenzja z filmweb:

Kiedy Roman Polański bierze się za zrobienie filmu, to na pewno musi z tego wyjść coś naprawdę mocnego. Tak też jest w przypadku "Pianisty". Gdy pierwszy raz usłyszałem o tym filmie, pomyślałem, że jest to kolejny obraz tragedii wojennych, holocaustu, trochę oklepany temat, ale ze względu na twórców pewnie warto wybrać się do kina.

 

Po obejrzeniu jedno wiem na pewno − może i temat jest oklepany, ale trio: Polański, Edelman i Kilar, dodając do tego znakomitych aktorów zarówno polskich (Pieczyński, Zieliński, Małaszyński, Ostaszewska), jak i zagranicznych (Brody, Kretschmann, Lipman), stworzyli kolejny film, który wszedł do klasyki kina i jest obowiązkowy do obejrzenia dla każdego dorosłego widza, niezależnie od preferencji filmowych.

 

Jest to pokrótce historia genialnego artysty-pianisty żydowskiego pochodzenia, mieszkającego w Warszawie, którego dorosły okres życia i twórczości przypadł na okres II wojny światowej. Zderzenie delikatnej duszy artysty, w wykonaniu Adriena Brody'ego, z brutalną rzeczywistością okupowanej Warszawy. Czy tak znakomity talent ma szansę przetrwać piekło wojennej zawieruchy? Jakie piętno wojna wyciska na umyśle tak delikatnym?

 

W filmie od samego początku zaskakuje dbałość o szczegóły w przedstawianiu wszelkich realiów z okresu okupacji. Realizm scen i postaci jest naprawdę uderzająco perfekcyjny, wręcz namacalny. Kostiumy i charakteryzacja są dopracowane tak doskonale, że widz oglądając film, niekiedy nawet tego nie zauważa, pozwala pochłonąć się głównej akcji filmu do samego zakończenia.

 

 

Opowieść o tym, w jaki sposób wojna wpływa na zachowanie i charakter człowieka-artysty stykającego się na co dzień z brutalnością i przemocą, zmuszonego do ciężkiej i wyniszczającej pracy fizycznej, chwyta każdego widza za serce, doprowadzając do łez i śmiechu na przemian. Obraz skrajnych zachowań ludzkich w czasie okupacji, niekiedy wyzucia z wszelkich uczuć ludzkich, zasad współżycia, jest naprawdę wstrząsający. Mimo wszystko, wyłania się także obraz współczucia i heroicznej pomocy najbardziej potrzebującym, czyli Żydom skazanym na celowe i przemyślane wyniszczenie, oraz ratowania ich życia kosztem własnego istnienia.

 

Twórcy filmu doskonale zadbali również o prawdę historyczną, bez przesadnego patosu i wyolbrzymiania. Jest ona jakby wtopiona w główną akcję filmu i stanowi dla niego doskonałe tło. Niewątpliwym atutem jest wspaniała muzyka, stanowiąca zarówno jeszcze jedno tło dla filmu jak i element pierwszoplanowy, szczególnie w końcowych fragmentach filmu. To właśnie muzyka sprawia, że nawet najwięksi twardziele ukradkiem obcierają łzy wzruszenia w czasie oglądania filmu i powiem szczerze, wcale się z tym nie kryli.

 

Odniosłem też wrażenie, że film był poniekąd sprawdzianem dla plejady polskich aktorów, którzy potwierdzili w całej rozciągłości swoją wysoką klasę. To również jest ich zasługa, że film jest niejako bardziej "nasz, swojski" i tym chętniej się go ogląda.

 

Obraz filmu może czasem do złudzenia przypominać "Listę Schindlera" w swoim dramatyzmie, przedstawianiu postaci i sytuacji. Według mnie jest jedna istotna różnica: w "Liście Schindlera" bohater jest wieloosobowy, tu z kolei jest skupienie na jednostce i otrzymanie spotęgowanego dramatu ludzkiego.

 

Osobiście nie znam osoby, której film nie podobał się. Może to dziwne, ale w tego rodzaju produkcjach tak bywa, że po seansie wszyscy wychodzą w milczeniu, a dyskusje rozpoczynają się dopiero po pewnym czasie. Myślę, że dowodzi to głębokiego przeżycia, do którego zmusza także ten obraz, co jest niewątpliwym atutem. Jestem też przekonany, że między innymi taki był właśnie zamysł twórców "Pianisty".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

Cube (1997)

reżyseria: Vincenzo Natali

 

Cube_The_Movie_Poster_Art.jpg

 

Ocena z filmweb: 7.0

 

Recenzja z filmweb:

Wszyscy śledzący najnowszą historię kina na pewno zauważyli, jak ciężko ostatnimi czasy o oryginalny dreszczowiec. Mam na myśli film, który nie tylko trzymałby widza w napięciu, ale także traktował o czymkolwiek wartym chwili zastanowienia. Tego typu produkcje można policzyć na palcach jednej ręki. Z pewnością można zaliczyć do nich "Cube", który nawet jeśli nie powala na kolana, to na pewno daje nadzieję. Nadzieję na oryginalne, niebłahe kino pod napięciem. Oczywiście nie zapominam, że mamy tu do czynienia z filmem science fiction, jednakże dzieło Vincenzo Nataliego to również sprawnie zrobiony thriller.

 

Grupka ludzi zamkniętych w sześcianie. Brzmi to co najmniej groteskowo, lecz w takich właśnie niecodziennych okolicznościach poznajemy bohaterów. Nie wiedzą, gdzie są i w jaki sposób tu trafili, mogą dostrzec jedynie otaczające ich cztery ściany. Brzmi znajomo? Nieważne, problemy egzystencjalne poruszymy w kolejnym akapicie. Wypadałoby również dodać, że miejsce, w którym się znaleźli, jest wyjątkowo specyficzne. Głównie ze względu na mordercze pułapki, porozmieszczane na kolejnych poziomach tej gigantycznej kostki Rubika. Cel – wydostać się z tego obcego pomieszczenia. Aby go zrealizować, nasi bohaterowie będą musieli liczyć się z możliwością pożegnania się z życiem. Nikt nie chce przecież zostawać w miejscu.

 

Wśród bohaterów rozróżnić możemy postaci o zróżnicowanych charakterach i odmiennych osobowościach. Z upływem czasu zauważamy, że ci ludzie nie znaleźli się tam zupełnie przypadkowo. Cechują ich bowiem także predyspozycje i umiejętności, które mogą okazać się niezbędne, aby przetrwać. Quentin to urodzony przywódca, choleryk. Rennes szybko daje się poznać jako mistrz ucieczki, były więzień, któremu nie straszne są żadne zabezpieczenia, a drogę wyjścia znajdzie z każdej sytuacji. Leaven wykazuje nieprzeciętne zdolności matematyczne. Worth z kolei brał udział w projektowaniu struktury pomieszczenia, w którym sam się znalazł. Jest jeszcze Holloway, przejawiająca opiekuńcze skłonności. Po pewnym czasie do reszty dołącza Kazan, upośledzony mężczyzna, który okazuje się matematycznym geniuszem.

 

W tych, wydawałoby się, niecodziennych warunkach, gdzie niebezpieczeństwo czyha dosłownie na każdym kroku, uczestnicy owego survivalu wykazują najgorsze, najbardziej skryte ludzkie skłonności. Zaistniałe okoliczności zmuszają ich do obnażenia swoich najgłębiej skrywanych, najbardziej wstydliwych instynktów. W walce o przetrwanie, mimo prób kooperacji, wartości takie jak wzajemna pomoc, empatia i przedkładanie cudzego dobra ponad swoje, tracą na znaczeniu. Człowiek chce po prostu przeżyć, często za wszelką cenę. Ciężko w tej kostce o altruistów.

 

Jeżeli zdobyć się na śmiałą interpretację, pokuszę się o stwierdzenie, że tytułowy sześcian to metafora naszego świata. Pytania, które zadają sobie zamknięci w nim ludzie, nie są obce człowiekowi od tysięcy lat. Skąd się tutaj wziąłem? Dlaczego ja? Co to za miejsce? Kto za tym stoi? Odrobinę parafrazując: kto stworzył tę przeklętą kostkę i czego od nas chce? Jaki to wszystko ma sens?

Głównym celem ofiar tego eksperymentu jest wydostanie się z sześcianu. Czyżby chodziło o życie po śmierci? A może po prostu o osiągnięcie powszechnego celu bycia szczęśliwym? Lub mamy tu metaforę jakiegokolwiek celu, do którego często dążymy, nie oglądając się na innych? Niech każdy sam zdecyduje.

 

Słowa uznania należą się twórcom już za sam pomysł. Za odrobinę oryginalności i próbę porozmawiania z widzem za pomocą filmu, który dla wielu szybko stał się klasykiem science - fiction. W kolejnych częściach "Cube 2: Hypercube" i "Cube Zero" ludzie, którzy chcą zarobić na popularności pierwszego filmu, silą się dodatkowo na wyjaśnianie zagadek z nim związanych. Moim zdaniem "Cube" świetnie funkcjonuje jako odrębny film i nie wymaga kręcenia sequeli, by dowiedzieć się, co skrywają poszczególne tajemnice. W żadnym wypadku nie chcę tu z nikim walczyć, a jedynie wyrazić przekonanie, że odrobina niewiedzy, z jaką pozostawia nas ten film, nie wymaga weryfikacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poleci ktos jakis dobry serial,oprocz tych co ogladam?? :)

Przejrzyj poprzednie strony tematu, podano tam wiele dobrych seriali.

Ukończyłem Dextera, szkoda, że to już koniec :(

 

 

Iron Fist

:great:

 

Legion.

:great::great:

 

Będzie trzeci sezon Detektywa

:great::great::great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bosak10,

 

Lepsze zakończone seriale:

 

Band of Brothers - wojenny

Battlestar Galactica - sf

Breaking Bad - dramat kryminalny

Californication - dramat/komedia

Childhood's End - miniserial sf

Deadwood - western

Dexter - kryminalny

Firefly - sf

Fringe - sf

Hannibal - kryminalny

Hell on Wheels - western

Heroes - sf

House M.D. (Dr House) - dramat medyczny

Jericho (Jerycho) - post apokaliptyczny

Justified - kryminalny

Lie to Me - kryminalny

Lost - dramat z elementami fantastyki

Person of Interest - kryminalny

ReGenesis - dramat kryminalny

Rome - historyczny

Smallville - sf

Skins (UK) - dramat młodzieżowy

Sons of Anarch - kryminalny

Spartacus - historyczny/akcja

Spartacus: Blood and Sand - Motion Comic - historyczny/akcja

Spartacus: Gods of the Arena - historyczny/akcja

Strike Back - wojenny/akacja

Stargate SG-1 - sf

Stargate Atlantis - sf

Terminator: The Sarah Connor Chronicles - sf

The Pacific - wojenny

The Wire - kryminalny

True Blood - dramat/akcja sf

 

 

Do wyboru do koloru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pitbull. Niebezpieczne kobiety

 

Nie wiem jak mam ocenić ten film. Podobała mi się fabuła, ale ciężko się go oglądało. Przede wszystkim co drugie słowo to epitety. Przeboleje facetów, jednak gdy kobieta rzuca co chwilę mięsem i do tego szczerzy kły to aż mi laczki spadają. Pani Ostaszewska mnie irytowała :roll:

Po drugie. Odniosłem wrażenie, że policjanci to jakiś zlep patologii i ćwierćinteligentów. Mam kilka argumentów na poparcie swojej tezy, lecz już nie chce mi się tego rozwijać :D.

Doskonała rola Sebastiana Fabijańskiego :*(charakter, wygląd). Świetnie zagrał w serialu "Belfer", w filmie "Jeziorak" też ok. Kreacja gościa o pseudonimie "Cukier"- Mistrz!.

A niech mi ktoś tylko powie, że nie potrafi grać :evil::twisted:

 

Podsumowując, daje takie 6.76/10

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×