Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bliscy sprawcą mojej depresji...


Gość ina.

Rekomendowane odpowiedzi

No to mar.t nie jesteś sam.Ja z wyzwiskami miałem do czynienia w podstawówce,gimnazjum i liceum."Koledzy" śmiali się ze mnie tylko dlatego,że byłem/jestem nieśmiały.Bylem obrzucany wyzwiskami przez wszystkich,każdy wiedział że debil to ja.Obrażali mnie nie tylko 'koledzy" ale również"koleżanki",cytat "ale z tegojest ciul" po czym ta właśnie "koleżanka" zorientowała się,że to wszystko słyszałem i tak tylko na mnie patrzyła wzrokiem pełnym nienawiści.Kolejny cytat innej koleżanki "Nie będe siedzieć z tym ciulem" zresztą każdy wolał siedzieć nawet na ziemi niż ze mną w ławce i jeszcze jeden,bo nie mogę się powstrzymać"Z tym ciulem to sie nigdy nie umówie!!!"Aha żeby nie było,że nie walczyłem o swoje:mówiłem do swoich wrogów kiedy mnie przezywali:sp...rdalać ode mnie gnoje,groziłem im,biłem......ale to wszystko jeszcze bardziej ich doładowywało i mówili"Patrzcie ciul się stawia" a kiedy biłem to mówili,że to ja jestem nienormalny a osoby postronne które wiedziały o wszystkim oczywiście mówiły "Zostaw ich idioto!!"Teraz na studiach nie mam do czynienia z wyzwiskami ale wiem,że śmieją się ze mnie pokryjomu bo słyszałem,już głupie gadki na mój temat tylko dlatego,że mniej odzywam się od innych,a na przerwach oddalam się od grupy i stoje w kącie do końca przerwy.Doświadczenia szkolne są przyczyną mojej newicy lękowej i mojej depresji.DRODZY"PRZYJACIELE ZE SZKOłY,DZIęKUJE WAM BARDZO!!!

:twisted::twisted::twisted::twisted::twisted:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:oops:

Jetsm męztką 6 lat i przez te szejśc lat z małej usmiechnietej dziwczyny zostało tylko ciał

- brak checi do zycia

-a o usmiechu to juz nie mowie bo nie pamientam kiedy to było

najgorsze jest to ze mam córke

i nie umiem być z tego powodu szczęśliwa

chociaż to wspaniałą dziewczynka

i tylko ona mi została ja czasem się zastanawiam czy nie lepiej jej by było z kimś innym z tatą . poco jej mama ktorej nic nie wychodzi

kocham ja a le najgorsze jest to ze kocham jej ojca

-ale nie umiem tego okazać bo cią gle płacze płącze

i nie umiem się smiać ,bawić

tak bardzo bym chciałą mieć rodzine dom pełen ciepłą i miłości ale nie umiem dac tego od siebie juz nie umiem

kiedyś lubiłam gotowć sprżatac dbać o dom

teraz mi nie zalezy , i jak tu zyć jak się cieszyć

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj.Wiesz?czytam juz 4 raz Twoj post i wierz mi ze naprawde Cie rozumiem.Tylko nie rozumiem czy tu akurat maz jest Twoja "przyczyna klopotow" ze tak powiem?Bo pozniej piszesz ze moze corce bylo by lepiej z samym tata,prosze napisz co sie dzieje bo nie potrafie dojsc do sedna a naprawde chce Ci pomoc choc by tylko slownym wsparciem :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ojciec to alkoholik , taki leon zawodowiec najlepszy w dzielnicy.Mordka rokiego balboa i w ogole porazka .To on mnie glownie wkopal w to co dzisiaj sie ze mna dzieje....Olalem go totalnie jestem sobie statkiem i sternikiem , sa poztywne strony tego bagna , wieksza samoswiadomosc , jak juz kiedys cos osiagne to wiem ze to bedzie tylko moja zasluga.I too jest ten power ktory jeszcze mnie trzyma przy zyciu .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czesc 331ania mił że tak zareagowałaś ja sama nie wiem o co mi chodzi ,nie odpisałam wcześniej bo nie whodziłam na te stronke ,ogolnie mam mało czasu ,wtedy akurat corki nie było w domu i poprostu pozwoliłam sobie na roszczulanie się nad sobą człowiek jak ma zadużo czasu to mysli zadużo o sobie

jak możesz to odezwij się domnie jeszcze ,.czasem fajnie było by pogadać z kimś postronnym miłego dnia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no hej Zaplakana.Ciesze sie ze to byl pojedynczy przypadek i ze moze to byl maly dolek a nie ogromny dol ktory wpedzil by cie w cos gorszego.Mam nadzieje ze teraz jest juz lepiej i ze troche sie poukladalo.Zawsze jak bedzie ci smutno to zagladaj tutaj,sa tu ludzie ktorzy doradza Tobie jak i wielu innym osobom ktore czasem sie gubia w tym wszystkim.Pozdrawiam cie cieplutko.powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MAcie racje.tez tak jest w moim przypadku.Pokrotce opowiem wam moja historie.Cale moje zycie jest zagmatwane.W wieku 10 lat dowiedzxialem sie.ze moj prawdziwy ojciec jest kubanczykiem,przez cale 10 lat zylem w zaklamaniu i obludzie.Nie mowiac juz o nieprzyjemnosciach jakie mailem w szkole.Co chwile wymyslalem nowe hostorie na temat mojego oryginalnego nazwiska czy urody sam nawet nie domyslajac sie prawdy.o ojcu dowiedzialem sie pzypadkiem ogladajac rodzinne zdjeica u mojej chrzestnej- glownej przyczyny mojej dpresji i nerwicy..Najlepsze jest to,ze nie wywolalo u mnie to zadnych emocjiZadnych!!Nienormalne co?Jednak w konfrontacji z calym moim zyciem jak najbardziej normalne.W domu od zawsze panowala patologia.Bieda,ubustwo,zacofanie i glupota.Odizolowani od restzy rodziny zylismy w tym bagnie.Nadal zyjemy.Ojciec awanturnjik,pijak i ciepriaca matka.I my, ja moj brat i siostra.Aha no i ona....ciotka.Chrzestna,ktora miala byc lekiem na cale zlo.Ucieczka do wolnosci.Gdybym tylko wiedzial....Zostalbym w tym bagnie.Od momentu mojego urodzenia walczyla o mnie.Tak walczyla!!!Ona i babka.Zabierajac mnie do siebie.nie raz na sile,szntazhjuac emocjonalnie.Jednak w ich rekach bylem tylko przedmiotem.Taka pokazowka,Ciotka przedstawiala mnie jako wlasne dziecko podkreslajac,ze to "ten",ktorego ojciec jest kubanczykiem.Nagabujac przeciwko rodzicom.A ja ich mimo wszytsko kochalem.I rodzenstwo.Przeciez byli moimi biskimi.Sa,ale juz tego nie czuje.Nie mam z nimi takiej wiezi emocjpnalnej.Ale oni wciaz mnie kochaja.Czuje sie winny,ze nie potrafie tego odwzajemnic.Nie tak jak bym chcial.Cala podstawowka to niekonczace sie ucieczki od babki i ciotki do rodziow i odwrotnie.Dwa skrajne swiaty ale jak do siebie podobne.Liceum.Ze wzxgledow materialnych zostalem u babki i ciotki.Wierzylem w mozliwosci rozwoju,lespza przyszlosc,wyksztalcenie itp.Jaki glupi bylem.Ilekroc probowalem robic to co lubie,samoorealizowac sie,usamodzielniac podcinano mi skrzydla,szantazujac i uzelezniajac emocjonalie.Skutecznie.Potem studia,dupny kierunek ale wazne ze studia!!Bo tak musi byc.Bo czlowiek z mr przed nazwsikiem to juz cos itp.A teraz.Mam 23 lata i mieszkam z ciotka.Zarywam studia z powodu depresji i nerwicy.Jestem typowym nieudacznikiem zyciowym,nie potrafiacym sie usamodzielnic emocjonalnie czy tez fizycznie.Ciamajda,fajtlapaniedolega,oferma zyciowa.Przeklada sie to na wszytskie aspekty zycia.Glupi,maly,szary czlowiek,bez zainteresowan,ambicji celow,przyszlosci.Nadodatek egoista!!!!.Traktujacy ludzi interesownie nic nie dajac.Bo nie umie.Nie potrafie.A tak wiele bym chcial dac,pomoc.,nie umiem.chalem to zmieic.Myslalem ze leki,psychioterapia mi w tym pomoze.A pzeciez nikt nam nie powie jak zyc.Powoli zaczynam rozumiec,ze pozostaje mi to zaakceptowac i nauzyc sie z tym zyc.Oj ciezko bedzie.Gdzie tu ,prawdeziwe zyciowe problemy.Czym na ich tle sa moja.Niczym.Tym bardziej juz dla siebie nie widze przyszlosci.

"...nic niumiwiem zrobic wedle zswoch mysli....za kadzym razem jak zaczynam od nowa kasuje ludzi z komórki i gg, i wtedy jest dobrze nieonanizuje sie , nie pije, ale to traw najdłuzej dwa tygodnie, wtedy znowu któres z moim przyczen pada..."

Postepuje tak samo.Tez w ten sposob traktuje ludzi,probujac odciac sie od przeszlosci.Nienawidze siebie za to,ale inaczej nie umiem.Ale wiem,ze trzeba z tym walczyc.Nie wiem jeszcze jak ale wiem,ze trzeba.:(

Pewnie gdy na moment ustabilizuje sie emocjonalnie bede zalowal,ze to napisalem,wyjalem,wszytskie swoje brudy rodzinne,ale przynajmniej dalem upust swoim emocjom.Jest troszke lepiej.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i bardzo dobrze ze to wywaliles z siebie,bedzie ci lzej a zawsze ktos cos ci poradzi bo byc moze byl juz w takiej sytuacji,szkoda ze nie napisales tego postu jako osobny temat ale mysle ze tu tez ludzia zagladaja.Naprawde miales straszne zycie i wspolczuje ci z calego serca.Egoizmu mozna sie wyzbyc ale trzeba kochac-wtedy nie bedziesz egoista bo dla drugiej osoby bedziesz w stanie oddac wszystko,ale jak kochac kiedy sie nie potrafi..to trudne,naprawde zycze ci bys znalazl osobe ktora cie zrozumie,nie psychologa,ciocie,babcie,tylko osobe ktora cie pokocha i ty ja pokochasz-wtedy bedzie ci latwiej wygrac z ta beznadzieja zyciowa.3maj sie jakos i moze naprawde ktos madry pomoze ci wyjsc z tego wszystkiego w czym teraz tkwisz.pozdrawiam cie serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki,poraz kolejny 33lania za mile slowa.Naprawde sporo one dla mnie znacza.

 

"Egoizmu mozna sie wyzbyc ale trzeba kochac-wtedy nie bedziesz egoista bo dla drugiej osoby bedziesz w stanie oddac wszystko,ale jak kochac kiedy sie nie potrafi..to trudne,naprawde zycze ci bys znalazl osobe ktora cie zrozumie..."

Sporo w tym prawdy.Ale w milosci chodzi nie tylko o to,zeby byc zrozumianym.Trzeba tez potrafic zrozumiec.I tego musze sie nauczyc.Sadze,ze to dotyczy wielu z nas.

"szkoda ze nie napisales tego postu jako osobny temat ale mysle ze tu tez ludzia zagladaja."

Masz racje.Wloze to jako oddzielny temat.Moze zacheci to innych do dzielenia sie swoimi problemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Webster, przeczytałam Twoją historię... Wyrzuciłeś to z siebie i dobrze. Ja dopiero niedawno przejrzałam na oczy , zasługa psychiatry.Przestałam się obwiniać o aborcję, zaczynam o niej mówić i potrafię mówić, a minęło od tamtego dnia kilkanaście lat.teraz zauważyłam i wreszcie uwierzyłam,że sama byłam dzieckiem, potrzebowałam pomocy, kochałam to dziecko we mnie a zmuszono mnie psychicznym szantażem do takiego czegoś. I zrobili mi to najbliżsi... Miałam skończyć studia i być KIMŚ.I tamtą ciążę, tamto DZIECKO potraktowali jak temat tabu, nigdy nikt ze mną o tym już nie chciał rozmawiać(chyba, że w tonie "trzeba było wcześniej myśleć i się "nie puszczać") . Płakałam, histeryzowałam, dawano mi leki uspokajające i koniec, zero rozmowy (mniej więcej rok się tak męczyłam, potem przywykłam do myśli, że sama jestem temu winna i zyłam z taką myślą kilkanaście lat, każdego dnia, nawet wówczas gdy spodziewałam się moich dzieci i gdy już moje skarby były na świecie. Mam klopoty z wybaczaniem... Często moich rodziców oceniam przez pryzmat tamtych wydarzeń. Mam żal. Myślę, że słuszny. Wiem, że gdyby to się nie stało to może dziś byłabym innym człowiekiem...

I jeszcze coś. Wiem, że przeszłam pranie mózgu.Mama mi zrobiła. Temat pracy i wykształcenia. "Kobieta musi pracować" i najlepiej gdyby skończyła studia, w przeciwnym razie to tylko taki nikt... Nie mam wyższego wykształcenia ani pracy. Walczę ze zmorą typu myslenie, że jestem nikim.Zaczynam powoli robić postępy, ale bardzo powoli, niestety...

Może nie powinnam o tym pisać, ale MUSZĘ się wygadać...

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo sie ciesze Ina,ze o tym napisalas.To powierdza fakt,ze nauczylas a przynajmniej uczysz sie o tym rozmawiac.I dobrze. Domyslam sie jak wielka trauma muialo to byc dla Ciebie.Pietno zostawione na cale zycie.I to poczucie winy.Ale uwierz mi,ze doskonale wiem co to znaczy byc szantazownym psychicznie.Ale wiesz?Powoli dochodze dom wniosku,ze w zyciu nic nie dzieje sie bez przyczyny.Zycie to taki ciag logiczny,ktorego skladowymi sa wszystkie nasze doswiadczenia i przezycia.I choc trudno nam pewne rzeczy zaakceptowac,pogodzic sie z nimi to tak naprawde to iona buduja Nas.dzieki nim jestesmy kims.Kims wyjatkowym,nieprzecietnym.To tak jak doskonaly skoczek narciarski.Zanim nim bedzie musi przejsc ciezka zaprawe po to,zeby nim zostac.

Zacytuje tu jednego z najwiekszych pisarzy Paulo Coelho:

Historia pewnego olowkaJedna z cech olowka to to,ze czase trzeba przerwac pisanie i uzyc temperowki.Olowek troche z tego powodu ucieropi,ale potem bedezie mial ostyrzejsza koncowke.

Dlatego tez trzeba sie nauczyc znosic cierpienie bo dzieki temu staniemy sie kims.Doskonale wiem,ze zycie i rzeczwistosc werfyfikuje to na swoj sposob,ale zawsze nadchodzi moment,w ktorym powiemy, ze jestemy ":ostrzejsza konczowka".I tego Tobie Ina,sobie i Wam wszytskim zycze.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

matka perfekcjonistka ,odnosząca duze sukcesy w życiu zawodowym ,ojciec choleryk ,nie pozwalający na posiadanie odrębnego zdania.. ,wszystko musi być tak jak on chce ...

taką też mam siostrę o 9 lat starszą ,apodyktyczna ,chcąca zarządzać wszystkim i wszystkimi.. ,mną też chciała ,i przez jakiś czas tak było..aż do czasu gdy podrosłam ,ona jednak nie chce zrozumieć ,że jestem już dorosła ...i próbuje traktować jak dawniej... ,nie rozumie,że mnie krzywdzi.. ....

rodzice ją popierają ,ona jakgdyby podlizując się do nich i mizdrząc wiecznie manipuluje nimi jak jej się żywnie podoba..

nie mam żadnych szans z tą głupią babą..ktorej się wydaje,że może mnie mieć w głębokim poważaniu..

 

wogóle to pracowałam z nimi..i musialam zrezygnować z tej pracy.. od jakiegoś miesiąca szukam pracy ... ale niestety na razie nic sie nie dzieje w tej kwestii... mój chlopak wspiera mnie materialnie.. ,choć też nie wiele zarabia.. jestem mu wdzięczna za to..

 

jednak moje stany depresyjno-lękowe się pogłębiły..

dziś np czuje sie paskudnie... .....mialam jechac na silownie by poprawić sobie nastrój ..bo ostatnie dni spędziłam na obżeraniu sie słodyczami..,ale nie dam rady wyjść z domu..:(..

 

nie wiem co dalej..nie mam siły na nic..,totalny dół..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oj no to faktycznie pieknie..

 

Ja mam matke z syndromem wladczym, ojca ktory robi co ona chce i mlodsza siostre ktora wchodzi im w tylek i jest najlepsza..

 

Zawsze byłam ta zła i trudna córka ktora ich nie kochała a rczej matki, czepia sie szytskiego i zawsze mnie wyzywała. do dzis nie mam z nia kontaktu, mam 27 lat i syna 7 lat, dostala mieszkanie po dziadkach i woli go wynajmowac niz dac mi abym zamieszkala tam z synem tylko musze spac w jednym lozku i mieszkam z nim w jednym pokoju. a ciagle mi mowi ze jestem taka i owaka i mam zrobic cos ze swoim zyciem bo dzicko nie moze si tak wychowywac... to jst dla mnie dziwne i trudne

 

Najlepiej wylacz sie z dyskusji, rob swoje i nie patrz na innych i na to co sie dzije w domu... ja tam zaczelam robic i nie wdaje sie w dyskusje ani manipulacje :))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

staram się.. ,od jakiegoś miesiąca nie widziałam ich ..po 2 tyg ..zadzwoniła matka"pokaż się",ale jakoś nie chce mi sie z nią widzieć,bo często po tych spotkaniach mam doła.. ,a nie chce pogłębiać swojego i tak już"kijowego"samopoczucia...

 

...a siostrę zaczęłam nienawidzieć.. kiedyś poszłyśmy w trójke do terapeuty rodzinnego(namawiałam je nie wiadomo jak długo ,z łachą sę zgodziły).. moja siostra stwierdziła",że nie miała wspólnej bazy na stworzenie ze mnie relacji." ,he he..idiotka.. ......

żeby stworzyć zdrową relację to m.in trzeba szanować drugą osobę.a skoro ona mnie nie szanuję.. i starać sie nie musi o moje względy bo niby po co ja jej potrzebna to o jakiej relacji tu mówić....,nie chce tej baby już znać.. ,odnoszę wrażenie ,że tylko mi zależało na naprawieniu układów..

 

......jak się ja prosi by coś zmieniła w zachowaniu to mówi"jestem jaka jestem ,nic zmieniać nie muszę".. a ja to moge albo sie dostosować ,albo znia walczyć..

 

.........psycholoszka powiedziała mi,że rywalizujemy ze sobą..ja i sisotra..ale o jakiej rywalizacji tu mówi ,skoro z góry mam przegraną..

to jej rodzice się poświęcają ,chwalą się nia przed innymi.. ,o mnie sie nie pamięta..

 

na stronie internetowej "firmy" napisano tylko o ojcu ,matce i siostrze.. o mnie nikt nie wspomniał..jakbym duchem była..

 

 

.....nie potrafie im wiele rzeczy wybaczyć.. ,tego już sie nie da naprawić..

za dużo sie wycierpiałam przez nich..a najlepsze to to,że im sie wydaje ,że nic złego nie robią..

 

 

tobie współczuje sytuacji i podziwiam,że dajesz sobie jako tako radę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zajmij sie czyms... wez zacznij ignorowc ich jak oni Ciebie ... ja tam sie nimi nie przejmuję... siostra tez jest tutaj wychwalana pod niebiosa ( ja nie dostalam zyczen na urodziny a ona narty za 1500 zł ) wiec mam to w dupie ... rodzice mowia ze ona to tylko im sie udala ... powiem Ci ze ja kiedys powiedziałam juz matce ze przyjdzie czas az ona bedzie chciala pomocy ode mnie i wetdy jej nie pomoge.... niszczy mnie od 20 lat i nie pozwole aby jeszcze niszczyła mnie na starosc... pewnosc jest taka ze jak bedzie potrzebowała pomocy oddam ją do opieki... mam wielki zal do niej i wiem ze nigdy nei była dla mnie prawidzą matką ani nikim szczególnym... wzbudza we mnie obrzydzenie i nawet nie chce mi sie na nia patrzec a co dopiero walczyc :)

 

Zrob to samo .. wyłacz sie i jak masz okazje to zajmij sie budowaniem swojego zycia i nie niszcz sobie zycia toksyczną rodziną :)) nie ma to sensu bo itak juz pewnie tego nie uzdrowisz... uciekaj i rob swoje....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no tak ..ja też nie widzę już innego rozwiązania oprócz tego co napisałaś"ucieć i zrobić swoje".. tylko,że ja mam wyjatkowego pecha,że tęsknie do normalnych układow,brakuje mi"zdrowej rodziny"..może dlatego,że nie mam jeszcze własnej .. ...,dla mnie to taka potrzebna baza na swoje dalsze życie.. a życie bez zdrowej bazy ,to trudna sprawa..

 

.ja poprostu jestem człowiekiem który bardzo potrzebował by tego ,i dlatego tak długo i kurczowo sie trzymam tych osób ,mimo,że boli,że rani mnie.. dołuję.. ,łudzę sie ciągle ,że coś się zmieni, że oni się zmienią.. i stoję w miejscu...

 

......sama tego nie rozumiem... ..

 

 

.....i boję się,że to ciągle będzie do mnie wracać..

 

ja nie umiem sobie z tym poradzić,że tak mnie traktują,czuję sie jak ktoś gorszej kategorii..,a z taką niską samooceną .nie da sie żyć.. nie da sie szukać nowej pracy , nie da sie kochać... nic sie nie da..

 

 

 

.....boję sie pracy nad sobą..bo pewnie sie to znów skończy na psychoterapii ,czuję ,że sama sobie już z tym nie radzę..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, nienawidzę swojej matki. wiem, to brzmi okropnie... pewnie większość z Was uzna mnie za jakiegoś potwora, albo zbuntowaną nastolatkę. ale jestem juz tak bardzo zmęczona... własna matka mnie wykańcza, jest tak cholernie okropna!

jestem dość mocno chora, cały czas okazuje się jak bardzo. wariuję po prostu. chciałabym sobie pomóc, ale nie wiem jak. matka nie pozwala mi iść do szpitala, a ja już nie mam siły. w środę nie wytrzymałam i próbowałam się zabić. odratowano mnie. a teraz mamusia chce wzbudzić we mnie poczucie winy. mówi, że zrobiłam to specjalnie, żeby wykończyć całą rodzinę... cały czas twierdzi, że ja chcę być chora, że to mój wybór, moja wina.

ja już nie mogę! co mam zrobić? mam zszargane nerwy, coraz gorzej się czuję. moja psychiatra mówi, że najlepiej by było, żebym się wyprowadziła, ale ja jestem dopiero w drugiej klasie lo...

a może to moja wina? może naprawdę wykańczam wszystkich? wydaję mi się, że lepiej by było, żebym się wreszcie zabiła. uwolniłabym moją matkę, narzeczonego... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moja mama posuwa się dalej, bo twierdzi, ze jest moja przyjaciołką ( :shock: ) i wymaga ode mnie bezwzględnego poświęcenia. wkurza się na wszystkich moich znajomych, a mam ich naprawdę niewiele. ona wolałaby, żebym była zdana tylko na nią.

a co do szpitala, to sama nie wiem czemu... ona po prostu nie wierzy w moją chorobę i twierdzi, że poradzę sobie bez tego.

zaraz po maturze wyprowadzam się z narzeczonym 70 km od niej. byle daleko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawda jest niestety taka, że nie wszystkie matki (lub ojcowie) są podręcznikowymi rodzicami, to nic nowego. Dlatego nie warto określać siebie jako wynaturzeńca ;] jeśli nie masz po co żyć, warto żyć na złość innym.

Przeczekaj, wyprowadź się, będzie wszystko ok, kwestia czasu. Cierpliwości ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam opisze moj przypadek,moze ktos mi pomoze.mam faceta od 3 lat,pol roku temu rozwiodlam sie,on zreszta tez abysmy mogli byc razem.zaraz po rozwodzie zamieszkalismy u niego razem i z moja corka.sadzilam ze zalegalizujemy nasz zwiazek,chyba jednak bylam w bledzie.ja nie umiem zyc na kocia lape,bojac sie o jutro,bez perspektyw na wlasna rodzine.jak go pytam o nasz zwiazek to wciaz to samo-nie jeste gotowy do zalozenia rodziny,przyjdzie czas,itp.zawsze jak jest spiecie to slysze-zepsulas wszystko,mialem ci sie dzis oswiadczyc,idz sie leczyc,jestes pusta glupia i naiwna.wspomne ze ja tych klutni nie prowokuje,zawsze witam go z usmiechem i obiadem na stole.2 razy slyszalam-pakuj sie i wynocha,spakowalam torbe,corka byla u swego taty wtedy i zaczelo sie ze jak wyjde to sie zabije i trzymal noz w rece.w niedziele ta bylismy na grillu,jaw wracalismy to sie zaczela jazda,wspomne ze byla z nami bratowa mojego bylego meza z corka i moja corka,gdy ona wysiadla to bylo istne pieklo.przy garazu zaczal mna szarpac,wyzywac dostal w twarz a no mi oddal,bylo to tak silne ze osunelam sie na ziemie,slyszalam krzyk mojej corki-nie bij mamusi,nie nawidze cie.gdy sie ocknelam kazal nam wypie....lac z mieszkania,i gdy szlismy do domu droge zajechala policja,ktos ja wezwal ze facet nawala kobiete przy garazu.2 razy mdlalam,bo gdy upadalam to uderzylam glowa w beton.spisali jego a ja po wejsciu do domu uslyszalam ze to ja wezwalam policje,ciekawe tylko w jaki sposob.wczoraj dzwonil z pracy i prosil abym sie ie wyprowadzala,a moje dziecko mowi zebym poszukala domu dla nas.jestem w kropce,nie wiem co robic.wpadam w dol i jestem coraz nizej juz prawie nie widac swiatla.podporzadkowalam mu sie calkowicie,zna kazda minute mojego zycia.jemu chyba tak dobrze,ma sprzatniete,uprane,ugotowane a ja potrzebuje rodziny a nie zwiazku.jest mi zle.nie chce juz zyc.on wie ze bylam na terapii i kaze mi tam wrocic.ja chyba boje sie odejsc ale on staje mi sie obcy.moze gdybym mila pewnosc ze dam se rade to bym odeszla?kazdego dnia budze sie ze strachem ze jemu cos sie odwidzi i bede musiala sie wyprowadzic,ze zostane na lodzie.lzy same mi leca,siniaki i bol glowy przypominaja o jego ciezkij rece.nie widze sensu zycia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×