Skocz do zawartości
Nerwica.com

Depresyjne związki- możliwe?


LastUnicorn

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

Mam lat 22 i całe życie czuję się samotna.Cierpię na depresję od jakiś 6 lat.I tak zastanawiam się, gdzie szukać pocieszenia. Odkąd pamiętam miłość traktowałam jako główny cel życia, ale ona chyba nie istnieje. W końcu życie to nie bajka. Jak wreszcie uda mi się poznać faceta, to wszystko spieprzę i na pożeganie słyszę słowa: "w Tobie dziewczyno nie ma wogóle energii,chęci do życia!". Po 2 tyg mają dośc smutaski i szukają dalej, przebojowych kobiet, które umilą im czas. Nikt nie ma cierpliwości, mało kto rozumie powagę depresji, mało kto wie, jak postępować. Powracając do pytania, chciałam spytać, czy wierzycie w związek dwóch osób cierpiących na depresje? Może faceta powinnam szukać na tego typu forach, gdzie z góry wiadomo, że będzie miał na początku nie za wesoło....? Napiszcie jak to jest u Was? Pewnie większośc z Was jest w szczęśliwych, długotrwałych związkach, podczas gdy na mnie czeka jedynie samotne życie w męczarniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

LastUnicorn oczywiście, że możliwa :!: Tylko wiesz, jak się na siłę szuka, to nie dostrzega się (lub nie chce dostrzec) pewnych ważnych rzeczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Taki zwiazek jest mozliwy ale zalezy dla kogo.. Ja np. nie wiem czy dala bym rade ze swoim stanem, miec faceta, ktory ma podobne problemy. Moj chlopak jest zupelnym przeciwienstwem mnie (pelen zycia, pelen radosci, bioracy zycie powaznie ale z dystansem, taki powazny luzak) i to on glownie jest moja pomoca, choc oczywiscie nie zawsze. Nas, kochana, wystarczy zranic jednym slowem, zburzyc caly most do szczescia, ktory my budujemy kazdego dnia z wielkim trudem i bolem. Takze nie mam pewnosci, czy i moj zwiazek bedzie trwal wiecznie..

 

Ale warto wierzyc, ze znajdzie sie pewnego dnia osoba, ktora stanie kolo nas i powie: pomoge Ci, bez wzgledu na wszystko! Nawet sila!"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powracając do pytania, chciałam spytać, czy wierzycie w związek dwóch osób cierpiących na depresje?

Moja poprzednia dziewczyna miała ze sobą poważne problemy. To nie działa w ten sposób, ktoś w związku musi ciągnąć w górę. Dobrze się rozumiemy, nadal się dogadujemy (jako znajomi), ale bycie razem kompletnie nam nie wychodziło.

 

Moja obecna dziewczyna natomiast jest typem osoby przy której czuję że muszę być silny, nie ma miejsca na nerwicę. Może to i lepiej... Chociaż zobaczymy jak długo.

 

Inna sprawa to miłość. Leki bardzo stępiają uczucia, nie wiem, czy w ogóle jestem w stanie poczuć teraz cokolwiek więcej niż przywiązanie i sympatię. W każdym razie do miłości jest daleko, nie pamiętam już nawet jak to jest kogoś kochać (kiedyś kochałem - jak nie brałem leków).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scrat, to może czas pomyśleć o zmniejszeniu dawek leków :?: Swoja drogą, również myślałam, że moja obojętność emocjonalna spowodowana jest lekami psychotropowymi zażywanymi długi czas, ale jak przestałam (7 miesięcy temu) to wcale nie jest lepiej :? nawet teraz gdy minął mi już okres splątania, nadwrażliwości emocjonalnej - uczucia wcale nie są wyraźniejsze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nas, kochana, wystarczy zranic jednym slowem, zburzyc caly most do szczescia, ktory my budujemy kazdego dnia z wielkim trudem i bolem. Takze nie mam pewnosci, czy i moj zwiazek bedzie trwal wiecznie..

 

Ale warto wierzyc, ze znajdzie sie pewnego dnia osoba, ktora stanie kolo nas i powie: pomoge Ci, bez wzgledu na wszystko! Nawet sila!"

Właśnie !! celne okreslenie każde przykre słowo boli jak wbity w serce nóż,inni (normalni że tak napisze) olali by to ,a nas cierpiących na depresje boli bardzo... :cry: i nikt nie jest w stanie tego zrozumieć,jedna z forumowiczek napisała w którymś poście że depresja jest jak kupa i żeby pomóc choremu na nią trzeba w nią wejść a nie stac z boku i wyciągać ręke bardzo mi się to spodobało inteligentne podejście do problemu..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scrat, to może czas pomyśleć o zmniejszeniu dawek leków :?:

Oj nie, dużo bardziej wolę nie kochać niż mieć lęki :) Znaczy, nadal miewam, ale jest zupełnie inaczej niż kiedyś...

 

Swoja drogą, również myślałam, że moja obojętność emocjonalna spowodowana jest lekami psychotropowymi zażywanymi długi czas, ale jak przestałam (7 miesięcy temu) to wcale nie jest lepiej :? nawet teraz gdy minął mi już okres splątania, nadwrażliwości emocjonalnej - uczucia wcale nie są wyraźniejsze

No to może po prostu takie stępienie, w sumie... Mam powód żeby mieć uraz do miłości, ale trudno jest to ocenić na lekach. Możliwe że po ich odstawieniu nic się nie zmieni (sparzyłem się bardzo 3 lata temu, wtedy już byłem na lekach, chociaż na mniejszej dawce).

 

W sumie, okaże się...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się to złym pomysłem...niestety. Dwie słabe osoby nie wpływają na siebie dobrze. Wiem jak dokucza samotność, ale szukanie na siłę kogoś bliskiego może stać się pułapką. Jak napisałam w powitaniu, jestem mężatką od lat. Moje problemy psychiczne wybuchnęły z największą siłą, gdy już znaliśmy się..wtedy oparłam całą nadzieję na normalne życie właśnie na nim. Chociaż już wtedy powinna się zapalić lampka ostrzegawcza, gdy zauważyłam, że unika mojego problemu, stara się go nie dostrzegać. Doszło do ślubu...nie wątpię, że kochaliśmy się, ale ja już wtedy byłam emocjonalnie zupełnie rozchwiana, on zachowywał się jakby nie miał innego wyjścia jak być ze mną. Potem przyszło życie i z roku na rok było między nami coraz więcej milczenia, każdy żył w swoim świecie. Niestety to człowiek, który ma ze sobą poważne problemy, lecz nie daje sobie tego powiedzieć. Każde głupie wydarzenie w życiu powodowało u niego zamykanie się w sobie. Nigdy nie był w stanie podać mi tak naprawdę ręki gdy pikowałam głową w dół, ja ze swoimi problemami nie miałam dość siły by naprawiać to co się psuło coraz bardziej, tym bardziej by wkładać energię w wyciąganie go z kolejnego dołka. Ktoś w związku musi być silniejszy. Osoba równie depresyjna może moim zdaniem pogłębiać zły stan partnera. Tak stało się u mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aż chce mi się powiedzieć: masz 22 lata, to naprawdę mało. Nie przybieraj sobie do głowy, że pisane Ci to czy tamto. Skąd to możesz wiedzieć? Pytałaś o związek z człowiekiem o podobnych problemach.....a kto powiedział, że nie spotkasz człowieka silniejszego, który pomoże Ci stanąć na nogi? To tylko moja sugestia, że może nie warto wikłać się świadomie w związek, który może być bardziej destrukcyjny niż samotność...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Darek, żyjemy w XXI wieku - kobiety częściej niż kiedykolwiek przejmują inicjatywę - znajdzie się na pewno i taka, która sie Tobą zaopiekuje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam sorry że odświeżam zeszłoroczny temat ale jestem tutaj nowy i jak wiadomo przeglądam różne interesujące mnie tematy i trafiłem również na ten. Więc odnośnie depresyjnych związków. U mnie sytuacja wyglądała dość nietypowo. Przez półtorej roku byłem z dziewczyną, która (jak się okazało po rozstaniu) leczyła się u psychiatry w związku z depresją (matka psychopatka tak w skrócie). Oczywiście wiedziałem, że miała i nadal ma problemy z matką i rodziną tak w ogóle. Mówiła że kiedyś myślała o samobójstwie ale powiedziała ze koleżanka ją z tego wyciągnęła więc nie drążyłem tego tematu zresztą ona się z tym też nie narzucała właściwie no nie ma się co dziwić. Tylko że problemem w naszym związku nie była jej depresja tylko moje zachowania. Więc od początku. O ile w liceum miałem i nadal mam grono sprawdzonych znajomych to kiedy poszedłem na studia nie potrafiłem się odnaleźć. Nowe miasto zero znajomych no i niestety jestem dość nieśmiały. I tak koniec końców wyizolowałem się konkretnie. I jakoś mi to nie przeszkadzało. Do czasu aż poznałem ją na 4 roku. Od jakiegoś czasu zamartwiałem się jak to będzie po studiach itd. Co z pracą. Kiepsko sypiałem. Wróciłem właśnie z urlopu dziekańskiego. Nie wiem tak po prostu odpuściłem sobie studia i nie zaliczyłem roku ale wróciłem no i poznałem dzięki temu ją :] Po pierwszych paru miesiącach wiadomo jak to na początku fajnie i w ogóle. Ale często łapałem doły. I ona jako osoba pozytwnie zakręcona że tak powiem ale to też jeszcze wrócę do tego. Widziała to i nie pasowało jej to za bardzo. Częste moje marudzenia że jestem beznadziejny (tak dosłownie mówiłem). Że wszyscy są lepsi. Że mój kierunek może ukończyć każdy (a wiem ze tak nie jest). Itd. Męczyła mnie też sytuacja z jej matką. Byłem jedyną osobą, która przychodzi do niej do domu. Żadna koleżanka, zaden kolega nikt spoza rodziny nie przychodził do niej do domu ze względu na matkę i jej podejście do ludzi. No ale mi jak wiadomo nie wypadało się tego bać :] Chociaż naprawdę ciężko się rozmawia z kimś o kim się wie takie rzeczy :/ ale nie o tym. Więc od jakiegoś czasu bardzo źle sypiałem i miewałem również takie noce że mimo że położyłem się spać powiedzmy o 24 to zasypiałem o 6. W nocy pojawiły się również, na szczęście sporadycznie lęki. Odnośnie pracy, studiów itd Pociłem się wtedy strasznie i oczywiście nie mogłem zasnąć. I potem cały dzień zmęczony, zdenerwowany itd. Aż przyszedł sylwester pojechaliśmy z dziewczyną i parą jej znajomych. I niestety na sylwestrze załapałem kolejnego doła. A kiedy spytała się mnei co się dzieje to powiedziałem że nic. Sam nie wiem czemu ale nie panowałem nad tym. Po prostu nie umiałem się jakoś tym cieszyć a przecież co może być lepszego niż wyjazd z bliską Ci osobą. Ale jak widać nie dla mnie. Po powrocie oczywiście płacz itd. Ja załamany a przecież sam do tego doprowadziłem. I powiedziałem jej o wszystkich swoich lękach tzn że boję się że ona jest ostatnią moją kobietą jakkolwiek to brzmi że nie wiem czy ją kocham. Niestety u mnie te wątpliwości urosły do miary dużego problemu i dodały się do już wcześniejszych. A najgorsze jest to że naprawdę nie miałem się do czego doczepić. Ale jakoś poskładało się ale tylko na 6 miesięcy. Potem przyszła choroba mojego ojca. Potem kolejne problemy. I niestety pokłóciliśmy się no i koniec. I wtedy to już naprawde było nieciekawie. 2 tyg byłem tam zdenerwowany ze spałem 5-6 h, schudłem 3 kg po prostu masakra. I wtedy zacząłem szukać przyczyn i zainteresowałem się słówkiem depresja. Psychiatra na pierwszy ogień. Wizyta krótka fura leków. W domu powiedziałem tylko siostrze i matce. No niestety bez większego zrozumienia chociaż jak widze jakie problemy ma moja matka na głowie i jakoś funkcjonuje to wsyd mi że ja sobie nie radzę. Ale nie otym. No i po wizycie u psychiatry próbuję odnowić kontakt. Ale niestety już za późno. 1.5 tyg po rozstaniu wesele koleżanki na którym mieliśmy być razem. Ale jej koleżanka (również była na sylwestrze ) doszła do wniosku ze nie chce mnie widzieć na swoim weselu tzn powiedziała jej żeby przyszła beze mnie i właściwie to była ta iskra. I na tym weselu poznała kogoś. Jak widać długo nie zawracała sobie mną głowy. Właściwie to jej się nie dziwię. No ale jako że szukałem wtedy pomocy to próbowałem i u niej. Niestety nasze rozmowy schodziły na temat jej obecnego chłopaka itd. Niestety ciągle się z nim porównywałem a jak wiadomo nie wypadały te porównania dla mnie korzystnie miałem odczucie że ona czuje satysfakcje jak mogła mi napisać że on jest lepszy ode mnie(mam nadzieję ze to tylko odczucia ale jeśli ktoś pisze wielkimi literami ON JEST LEPSZY hmm) i tu mój ulubiony tekst "bo się więcej uśmiecha". Zresztą czułem że ona chce się mnei pozbyć jak najszybciej. I wtedy dowiedziałem się że się leczyła , brała leki itd. Niestety mimo że moim zdaniem była ona uosobieniem dobra zawsze chętna do pomocy itd. Niestety dla mnie tej dobroci już jej nie starczyło. Po takich dołujących rozmowach spróbowałem jednak zerwać nasz kontakt. Ale długo nie wytrzymałem. Byłem wtedy w strasznym stanie. Dochodziło nawet do myśli samobójczych. Na szczęście mam rodzinę której nigdy bym czegoś takiego nie zrobił więc zostało tylko na myślach. Zaczałem brać leki z mizernym skutkiem. Chciałem żeby ona również wspierała mnie w chwilach załamania. Tzn jak miałem maks doła to pisałem jej to w smsach. Niestety bez odezwu. Napisała tylko że nie umie mi pomoć nie bedzie ze mną rozmawaić żebym zapomniał o niej itd. Ale ciężko jest. Na szczęscie już od jakiegoś czasu jej sie nie narzucam po 4 miesiącach takiej beznadziejnej walki. I jestem z tego powodu dumny. Niestety dalej o niej myślę i to często ale na szczęście ostatnio już nie kilkanaście h na dobę. Miewam olbrzymie poczucie winy. Że ją skrzywdziłem mimo że przecież tyle w życiu przeszła. Że nie znajdę już takiej dziewczyny. Że będę sam itd. Same pozytywne myśli. Strasznie mi ta cała sytuacja podkopała wiarę w samego siebie. Mogę tylko powiedzieć. Ze biorąc leki dokończyłem magisterkę i obroniłem się . No ale zostało jeszcze znalezienie pracy mój lęk powszedni. A w takim stanie to nie jest łatwo. Więc to tyle co chciałem powiedziec odnośnie depresyjnych związków :]. Ze swoim rozmyślań wiem że strasznie mi brakuje osoby dla której mógłbym walczyć o siebie i dlatego takiej szukałem w mojej byłej. Nie chciałem nawet żeby do mnie wróciła tylko żeby właśnie w takich momentach jak te głupie smsy pisałem mi pomogła. No ale wybrała inaczej. Przykro mi z tego powodu ale widocznie sobie zasłużyłem zresztą nie można nikogo do niczego zmuszać. Pozostaje żal że spotkaliśmy się w złym momencie ona niczego nie żałuje(zresztą teraz to jest ponoć prawdziwa miłość więc niech będzie szczęśliwa bo należy jej się) bo dzięki temu ze wyszła z depresji umie się cieszyć najmniejszymi rzeczami. A mi niestety tego zabrakło. Ale walczę i nie zamierzam się poddawać. Chociaż naprawde strasznie mi to obniżyło samoocenę. Więc trochę odbudowanie tego może zająć.

Pozdrawiam

G

 

[Dodane po edycji:]

 

heh nie umiem wyedytować posta (nie wiem czy się da?) dlatego napiszę poniżej jak coś to proszę moderatora o podklejenie. Trochę długi mi wyszedł ten post nocny mimo że starałem się jak najkrócej opowiedzieć historię tego depresyjnego związku. Jak już mówiłem. Już się z nią nie kontaktuje i dlatego zacząłem się udzielać na forach takich jak to. Bo właśnie głównym problemem było to że nie miałem z kim porozmawiać. I dlatego też opisuje tu swoją historię bo dzięki temu jest mi po prostu łatwiej. A jak ktoś to przeczyta i coś napiszę to już w ogóle jest super. Wiem że historia jak wiele innych choć mi wydaje się dość nietypowa :] No i oby była punktem zwrotnym w moim życiu które przypominało równie pochyłą. Nie wiem może właśnie po to był ten związek żeby odmienić swoje życie ?? Czasami to bywa naprawdę ciężko zwłaszcza jak mnie złapią wspomnienia a potem te super "pozytywne" myśli. Więc może to jest właśnie moment na przewartościowanie swojego życia (to słowa mojej byłej jak jeszcze rozmawialiśmy oczywiście). Poza tym może spełni też jakąś edukacyjną rolę. Ktoś przypadkiem trafi na to forum przeczyta mój wstrząsający post. Odnajdzie podobną sytuację (czego nikomu nie życzę) i uda mu się uratować związek.

Także pozdrawiam raz jeszcze

G

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×