Witaj Milenko :)
Jestem na tym forum też od dzisiaj. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć tyle, że najważniejsze jest podjęcie walki o jakość swojego życia. Mój błąd ładne parę lat temu polegał właśnie na tym, że uważałam się za dziwoląga, za osobę poza marginesem normalnego społeczeństwa, bo nikt nie mógł pojąć jak można czuć lęk przed podstawowymi czynnościami w życiu. Błąd, bo unikałam leczenia jak ognia, dla mnie do każdego psychologa czy psychiatry było za daleko, żebym mogła sama tam dotrzeć. Miałam podobne lęki jak Ty, do tego dochodził lęk przed wychodzeniem z domu, przed jazdą środkami komunikacji i wiele innych. Po kilku latach poszłam na terapię grupową...po 20 tygodniach intensywnej walki miałam jakiś czas złagodzone objawy, chociaż muszę przyznać, że kilka osób wyszło z tej terapii w bardzo dobrym stanie. Jedno co jej zawdzięczam, to przekonanie się, że nie jestem znów tak dziwna, że przestałam się tej choroby wstydzić. Po jakimś czasie nawróciło wszystko z taką energią, że doszła do tego depresja..wtedy dopiero moja mama nie wytrzymała i siłą zaciągnęła mnie do psychiatry (chociaż byłam już dorosłą kobietą). Zaczęłam brać leki zarówno przeciwlękowe jak i antydepresyjne. Zobojętniały mnie na wiele rzeczy, ale czułam się po nich tragicznie..bóle głowy i brzucha (podobnie jak u Ciebie). Rano wstawałam jak pijana. Równocześnie trafiłam do pani psycholog, do której chodzę do dzisiaj i uważam, że dopiero te 3 lata "grzebania" we własnej głowie z jej pomocą odniosły skutek. Leki rzuciłam, mimo że wcale mi tego nie polecała. Dlatego radziłabym Ci mimo wszystko poszukać pomocy u psychoterapeuty...raz, że pomoże Ci poszukać przyczyn choroby, dwa, że może znajdziesz drogę do zmian w życiu, jakie nieraz są konieczne by się wyrwać z matni. Leki, jak mówisz, łatają dziurę, ale nie można żyć z nimi cały czas...są tylko pomocą. Jedno z drugim można połączyć.
Pozdrawiam i życzę Ci siły i zrozumienia siebie