Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lira

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Lira

  1. Lira

    Witam!

    Witaj, Nie wiem czy to pocieszające, ale jest nas więcej niż nam się wydaje....a chyba jeszcze więcej takich, którzy udają, że nic im nie jest
  2. Lira

    witam/egoista/demon

    Witaj, Hmm..jednak coś Cię tu sprowadza, coś nie daje spokoju i jakoś nie wydaje mi się by była to sprawa dla egzorcysty. Dostrzegasz swoje "zło", ale czy jest nim naprawdę? Jeśli dotąd nie doszedłeś do tego co powoduje takie zachowanie, to raczej sam już do tego nie dojdziesz. Ja bym na Twoim miejscu pogrzebała sobie w głowie z pomocą specjalisty, bo najwyraźniej nie czujesz się dobrze sam ze sobą. Swoją drogą, ja sama się zastanawiam od pewnego czasu czy by mi nie pomogła woda święcona Nie, nie nie mam tego poczucia od zawsze, ale wydaje mi się, że to jakiś (może nawet głupi) mechanizm obronny, jaki sobie stworzyłam. Może Ty też się przed czymś bronisz
  3. Lira

    Dzień ale czy dobry?

    Witaj, No cóż, widzę że masz podobną sytuację jak ja ładnych parę lat temu. Pisałam już w innym temacie, że największy błąd jaki mogłam zrobić to nie zabrać się od razu za leczenie. Nie przychodzi to szybko i łatwo, ale trzeba jak najszybciej zacząć. Teraz jestem w dużo lepszym stanie, ale to trwało latami, a właśnie dlatego że unikałam leczenia. W moim przypadku pomogły trzy rzeczy naraz: - psychiatra i leki dopóki nie poczułam, że chcę je rzucić - terapia u psychologa, która trwa już 3 lata - i ważna zmiana w życiu, która była nie do uniknięcia, ale gdyby nie trwająca terapia nie przeszłabym jej Co radzić....sama musisz wiedzieć czy jesteś w stanie pociągnąć te studia, ale jeśli to czwarty rok, to ja bym sie na Twoim miejscu starała je skończyć. Po pierwsze wiem z doświadczenia, że Twój obecny stan może być przeszkodą w podjęciu kolejnych. Możesz to odczuć jako porażkę, a to bynajmniej Ci nie pomoże. Z drugiej strony skończenie ich może dostarczyć satysfakcji, a to ważne. Zmiana pracy nieraz też wychodzi na dobre. Napisałaś, że masz narzeczonego....czy czujesz w nim oparcie i czy wszystko jest jak należy?
  4. Aż chce mi się powiedzieć: masz 22 lata, to naprawdę mało. Nie przybieraj sobie do głowy, że pisane Ci to czy tamto. Skąd to możesz wiedzieć? Pytałaś o związek z człowiekiem o podobnych problemach.....a kto powiedział, że nie spotkasz człowieka silniejszego, który pomoże Ci stanąć na nogi? To tylko moja sugestia, że może nie warto wikłać się świadomie w związek, który może być bardziej destrukcyjny niż samotność...
  5. Wydaje mi się to złym pomysłem...niestety. Dwie słabe osoby nie wpływają na siebie dobrze. Wiem jak dokucza samotność, ale szukanie na siłę kogoś bliskiego może stać się pułapką. Jak napisałam w powitaniu, jestem mężatką od lat. Moje problemy psychiczne wybuchnęły z największą siłą, gdy już znaliśmy się..wtedy oparłam całą nadzieję na normalne życie właśnie na nim. Chociaż już wtedy powinna się zapalić lampka ostrzegawcza, gdy zauważyłam, że unika mojego problemu, stara się go nie dostrzegać. Doszło do ślubu...nie wątpię, że kochaliśmy się, ale ja już wtedy byłam emocjonalnie zupełnie rozchwiana, on zachowywał się jakby nie miał innego wyjścia jak być ze mną. Potem przyszło życie i z roku na rok było między nami coraz więcej milczenia, każdy żył w swoim świecie. Niestety to człowiek, który ma ze sobą poważne problemy, lecz nie daje sobie tego powiedzieć. Każde głupie wydarzenie w życiu powodowało u niego zamykanie się w sobie. Nigdy nie był w stanie podać mi tak naprawdę ręki gdy pikowałam głową w dół, ja ze swoimi problemami nie miałam dość siły by naprawiać to co się psuło coraz bardziej, tym bardziej by wkładać energię w wyciąganie go z kolejnego dołka. Ktoś w związku musi być silniejszy. Osoba równie depresyjna może moim zdaniem pogłębiać zły stan partnera. Tak stało się u mnie.
  6. Witaj Milenko :) Jestem na tym forum też od dzisiaj. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć tyle, że najważniejsze jest podjęcie walki o jakość swojego życia. Mój błąd ładne parę lat temu polegał właśnie na tym, że uważałam się za dziwoląga, za osobę poza marginesem normalnego społeczeństwa, bo nikt nie mógł pojąć jak można czuć lęk przed podstawowymi czynnościami w życiu. Błąd, bo unikałam leczenia jak ognia, dla mnie do każdego psychologa czy psychiatry było za daleko, żebym mogła sama tam dotrzeć. Miałam podobne lęki jak Ty, do tego dochodził lęk przed wychodzeniem z domu, przed jazdą środkami komunikacji i wiele innych. Po kilku latach poszłam na terapię grupową...po 20 tygodniach intensywnej walki miałam jakiś czas złagodzone objawy, chociaż muszę przyznać, że kilka osób wyszło z tej terapii w bardzo dobrym stanie. Jedno co jej zawdzięczam, to przekonanie się, że nie jestem znów tak dziwna, że przestałam się tej choroby wstydzić. Po jakimś czasie nawróciło wszystko z taką energią, że doszła do tego depresja..wtedy dopiero moja mama nie wytrzymała i siłą zaciągnęła mnie do psychiatry (chociaż byłam już dorosłą kobietą). Zaczęłam brać leki zarówno przeciwlękowe jak i antydepresyjne. Zobojętniały mnie na wiele rzeczy, ale czułam się po nich tragicznie..bóle głowy i brzucha (podobnie jak u Ciebie). Rano wstawałam jak pijana. Równocześnie trafiłam do pani psycholog, do której chodzę do dzisiaj i uważam, że dopiero te 3 lata "grzebania" we własnej głowie z jej pomocą odniosły skutek. Leki rzuciłam, mimo że wcale mi tego nie polecała. Dlatego radziłabym Ci mimo wszystko poszukać pomocy u psychoterapeuty...raz, że pomoże Ci poszukać przyczyn choroby, dwa, że może znajdziesz drogę do zmian w życiu, jakie nieraz są konieczne by się wyrwać z matni. Leki, jak mówisz, łatają dziurę, ale nie można żyć z nimi cały czas...są tylko pomocą. Jedno z drugim można połączyć. Pozdrawiam i życzę Ci siły i zrozumienia siebie
  7. Lira

    Witajcie

    Natknęłam się na to forum przypadkiem, troszkę poczytałam i pierwszy raz odważyłam się dołączyć. Jestem od lat niewolnicą nerwicy lękowej, przeszłam też depresję. Mimo że udało mi się jako tako stanąć na nogi jakieś 3 lata temu, teraz znów stanęłam przed faktem że nie umiem sobie radzić. Jestem mężatką na skraju rozwodu, ale to nie wszystko Tyle na razie jestem w stanie napisać, resztę opiszę w innym temacie, jeśli się odważę. Tu się tylko witam, mam nadzieję na znalezienie zrozumienia i pomocy, ze swojej strony chcę dać to samo na ile potrafię.
×