Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyzdrowiałem/wyzdrowiałam... :)


roccola

Rekomendowane odpowiedzi

Tak sobie patrzę, czy ze starych znajomych kogoś tu spotkać jeszcze można i co za miła niespodzianka. :Djaaa - moje gratulacje. :mrgreen: A ja... no, też sobie radzę nieźle, uczę się i pracuję, na terapii rzadko bywam, a kurde zerknęłam tu, bo jakieś przeziębienie mnie wzięło i trzyma - automatem nastrój spadł i za dużo czasu do myślenia się pojawiło...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

whisper, hey, dobrze wiedzieć, że jest poprawa, nauka i praca okazują się świetnym programotorem czasu, mniej go na rozmyślanie :) I u mnie też już lepiej tylko to zdrowie troche ech... Życzę Ci whisper szybkiego powrotu do zdrowia, i trzymania się tej dobrej strony mocy :P Można spotkać staruchów heh zbyt duże zażyłości psychologiczne ;) Dziś przeglądałam, stare posty i natkneła się na Twój, pomyślałam sobie automatycznie, a teraz piszesz, że o.k. i dobrze tylko pogratulować :}

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej MOC, dobrze słyszeć, że jest lepiej i u Ciebie. :) Dziękuję i Tobie też życzę wszystkiego dobrego, zdrowia i chęci do działania, bo bez tego ani rusz. ;)

Hm, pewnie nie należał do tych optymistycznych. :P Szczerze mówiąc, myśl o tym co działo się ze mną ponad rok temu napawa mnie lękiem, mam nawet opory przed czytaniem swoich dawnych postów, wpisów z tego okresu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Patrząc wstecz na moje życie, widzę w nim tylko ciemność, pustkę i brak nadziei. Przyczyną takiego stanu była towarzysząca mi niemal przez dziesięć lat depresja. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Dzień rozpoczynałam najczęściej około godziny 13, niekiedy nawet 14. Jadłam coś, oglądałam serial w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje tego były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zaniedbałam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu, bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a najbardziej innych ludzi, ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, co niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra

i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to. Budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Przez kilka lat cierpienia, jakie znosiłam w związku z depresją, życie wydawało mi się jedną wielką karą. Było przykrą koniecznością, którą chciałabym jak najszybciej zakończyć. Nic nie sprawiało mi radości, nikt mnie nie rozumiał, byłam zupełnie sama. Każdego wieczoru, kiedy kładłam się spać, płakałam, nie mogłam już dłużej wytrzymać tego strasznego, przyszywającego całe me wnętrze bólu. W pustce i samotności podejmowałam też czasem modlitwę. Pytałam wtedy Boga, dlaczego mnie to wszystko spotyka, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego nic się zmienia, pomimo tego, że proszę o pomoc. Przyznaję, że długo żyłam w takim stanie.

Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, nastąpił rychły przełom. Teraz jestem tego pewna, że to Bóg dał mi szansę na nowe życie. Na mojej drodze pojawił się człowieka, który zaczął mi odpowiadać o Bożej miłości. Czytaliśmy razem Pismo Święte i prowadziliśmy długie rozważania. Zdałam sobie wtedy sprawę z kilku rzeczy. Od kiedy pamiętam wierzyłam w Boga, ale na czym tak naprawdę polegała moja wiara? Uważałam, że wystarczy sam fakt, że wierzę i że jeśli będę kierować się życiu Dekalogiem, to spełnię swój obowiązek wobec Boga. Teraz wiem, że to było błędne myślenie. Po pierwsze jakkolwiek bym się starała, nie jestem w stanie sprostać dziesięciu przykazaniom. Dowodem na to była moja spowiedź, ponieważ za każdym razem wymieniałam te same grzechy. One cały czas były obecne w moim życiu. Wydawało mi się, że kiedy raz na jakiś czas za nie przeproszę, to wszystko będzie w porządku. Ale tak przecież nie było, nic się w moim życiu nie zmieniało.

W końcu zaczęły docierać do mnie pewne rzeczy, np. skąd mam wiedzieć czego wymaga ode mnie Bóg i co jest wystarczające skoro nie poznaję jego Słowa. Znałam tylko poszczególne fragmenty, które corocznie powtarzały się w kościele, pozostawiając niezgłębionymi setki wartościowych stron. Tymczasem naukę Jezusa, fundament chrześcijaństwa, trzeba poznać całościowo, żeby ją zrozumieć. Kiedy przeczytałam cztery Ewangelie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę złamałam wszystkie przykazania. Według słów Jezusa, jeśli kogoś nienawidzę, to tak jakbym kogoś zabiła, jak pożądam kogoś choćby w myślach, to jak jakbym cudzołożyła. Tak więc gdybym musiała rozstrzygnąć dokąd pójdę po śmierci według Dekalogu, czyli starotestamentowego Prawa, musiałbym wysłać się do piekła. Taka wizja byłaby naprawdę okrutna, bo miejsce to czekałoby wówczas praktycznie każdego z nas... Ale nie muszę tam iść i ponosić kary za moje grzechy, ponieważ Jezus umierając na krzyżu, umarł również za moje grzechy. To On poniósł karę, która należała się mnie i dzięki temu przed Bogiem mogę być czysta, a po śmierci będę mogła zamieszkać w Jego domu. Jest tylko jedna rzecz którą muszę zrobić:

 

List do Rzymian 10:9-10

Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu.

 

Jeśli głęboko w swoim sercu wyznamy, że zgrzeszyliśmy, że źle postępowaliśmy, jeżeli przeprosimy Boga za nasze grzechy i poprosimy Go aby zamieszkał w naszym sercu, On to dla nas zrobi. Wybaczy nam i już nigdy nie będzie pamiętał o tym co zrobiliśmy złego, nigdy nam tego nie wypomni. A co więcej zamieszka w nas, Jego Duch, który od tej pory zawsze będzie z nami, a na nas będzie czekało miejsce w Królestwie Niebieskim. Nie musimy sobie na to zasłużyć, nawet nie jesteśmy w stanie, bo Biblia mówi wyraźnie, że zbawiani możemy być wyłącznie z łaski, a łaska Pana jest dostępna dla każdego.

 

List do Efezjan. 2:8-9

Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar;

Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił.

 

 

Prawda jest taka, że wielu z nas zadaje sobie pytanie dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy. Niektórzy sięgają do Pisma Świętego, żeby tam znaleźć odpowiedź. I to jest zdecydowanie najlepsza droga!!! Pytanie tylko z jakim nastawieniem sięgamy po Biblię? Co tak naprawdę chcemy tam znaleźć? Wiadomo, że nie będzie tam wprost napisane jak mamy rozwiązać nasze konkretne problemy, w moim przypadku jak pokonać depresję. Jednak odnajdziemy tam coś znacznie cenniejszego, mianowicie jak poznać i przyjąć do serca prawdziwego, żywego Boga i obietnice jakie się z tym wiążą. Przytoczę jedną z nich.

 

Ewangelia Mateusza 7:7-11

Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.

Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą.

Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.

 

Ewangelia Łukasza 18:7-8

A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

 

Wersety te są zapewnieniem, że Bóg zawsze słucha naszych modlitw, każda jest dla niego ważna i na każdą z nich odpowiada, chociaż nie zawsze dokładnie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli i nie zawsze w tym momencie, kiedy byśmy tego chcieli. Bóg widzi nasze życie z szerszej perspektywy. To On wie najlepiej co takiego oraz w jakim czasie będzie dla nas dobre i wtedy nam to ofiarowuje. Warto jednak zastanowić się nad ostatnim zdaniem z tych wersetów – tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?

W tym cały problem, zanosimy swoje prośby do Boga i oczekujemy na jego odpowiedź, ale co my robimy dla Boga. Czy pamiętamy o Nim w naszym codziennym życiu, czy może tylko kiedy czegoś potrzebujemy. Prawda jest taka, że żyjemy w trudnych czasach; wojny, głód, różnego rodzaju katastrofy itd. Niekiedy cisną mam się na usta oskarżenia jak Bóg mógł do tego dopuścić, co On takiego dla mnie zrobił, ja tak cierpię, a On nic sobie z tego nie robi. Jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Zło jakie nas otacza i złe rzeczy jakie w większości wydarzyły się w naszym życiu, sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a my dopuściliśmy się grzechu, i to on, grzech, jest sprawcą wszelkiego zła. A co zrobił Bóg ? Myśląc po ludzku powinien być wściekły, stworzył dla nas piękny świat, stworzył nas na swoje podobieństwo, chciał być cały czas blisko swoich dzieci, a czym my się mu odwdzięczyliśmy? Zdradziliśmy go, wybraliśmy życie w grzechu, kłamstwie i na dodatek o wszystko go obwiniamy. Bóg ma wszelkie podstawy do tego, żeby się od nas odwrócić. Ale On tego nie zrobił. Co więcej, przysłał do nas swojego Syna, pozwolił na to, aby został On wydany na ukrzyżowanie, mimo iż jako jedyny na Ziemi nie był obarczony jakimkolwiek grzechem. Bóg musiał patrzeć jak ludzie zadają ból Jezusowi i jak umierał. I zrobił to tylko dlatego, że nas kocha.

 

Ewangelia Jana 3:16

Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny.

 

Wszystko co musimy zrobić, to przyjąć ten dar.

 

Kiedy ktoś odda życie Jezusowi Chrystusowi, nic nigdy nie będzie już po staremu. Przestanie być ono tym co można zobaczyć, poczuć, powąchać, wydedukować. Jego częścią stanie się prowadzenie przez wiarę, a to oznacza otwarcie się na cudowne działanie Ducha Świętego.

Jesteśmy ważni dla Boga. On nas stworzył i wie co nas napełni. Wie jakie powołanie jest najbardziej odpowiednie dla naszych talentów i umiejętności. Wie czy mamy się ożenić, wyjść za mąż, czy może pozostać w stanie wolnym, a jeśli zdecydujemy się na małżeństwo, Bóg wie kto jest dla nas najlepszym partnerem. Wie, w jakiej wspólnocie rozkwitniemy. To tak jakby mówił: „Pragnę prowadzić cię przez życie. Wiem, jaka ścieżka uwielbi Mnie i będzie owocna dla ciebie i pragnę pomóc ci ją odnaleźć. Będę to czynił, dając ci wskazówki, zatem ucisz swe życie i słuchaj Mego głosu”

Może oczywiście pojawić się pytanie, ale jak mam oddać życie Jezusowi, co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć. W wielu wypadkach rozumowanie wierzących znajduje się pod silnym wpływem religijności, tj. tradycji i obrzędów. Aby tego uniknąć, każdy z nas powinien naprawdę zagłębić się

w Słowie Pana i odpowiednio przemienić swój sposób myślenia.

W ewangelii Jezus mówił, że wszystko co musimy robić, to przestrzegać nowego prawa. Jakie prawo ustanowił Jezus w Nowym Przymierzu? Zawiera się ono w jednym rozkazie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (Ewangelia Jana 13,34)

Słysząc te słowa, ludzie natychmiast pytają: „Czy chcesz powiedzieć, że nie musimy przestrzegać dziesięciu przykazań”? Ludzie, którzy są w Chrystusie, nie muszą już starać się wypełniać każdego

z dziesięciu przykazań. Dlaczego? Ponieważ jeśli stosujemy się do przykazania miłości, wypełniamy wszystkie przykazania Starego Testamentu. Kiedy kogoś miłujemy, to rzeczą naturalna jest, że nie chcemy nikogo okłamywać, skrzywdzić, czy nawet źle o nim myśleć. Wyraźnie stwierdza to apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pisząc: „Kto kocha bliźniego, wypełnił Prawo” (list do Rzymian 13,8)

Kiedy zaczniemy stosować to przykazanie w naszym codziennym życiu, szybko zauważymy, że zmieni się ono nie do poznania. Ja tego doświadczyłam. Od kiedy przeprosiłam Boga i poprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu, wszystko zaczęło się zmieniać, nieustannie czułam jego działanie.

Z czasem wszystkie moje lęki, złe przygnębiające myśli odeszły. Bóg się mną zaopiekował, dzięki niemu dokończyłam wiele rzeczy, za które nawet nie mogłam się wcześniej zabrać i zaczęłam nowe życie, w którym nie muszę się martwić o przyszłość.

 

Ewangelia Mateusza 6:25;33

Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm,

a ciało niż odzienie? Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.

 

Co prawda zdaję sobie sprawę z tego w jakim świecie żyjemy. Dookoła otacza nas grzech, nienawiść i obojętność. Nasze ciała są niedoskonałe i często cierpimy z tego powodu. Ale wiem też, że cokolwiek się stanie, nie będę nigdy sama. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, przez dwa tygodnie odczuwałam naprawdę silny ból. Nawet najmocniejsze leki, jakie zapisywali mi lekarze, nie pomagały mi. Cierpiałam, ale czułam się jakoś inaczej, czułam jakby ktoś przytulał mnie do swojego ramienia. Często budziłam się w nocy i myślałam, że już nie wytrzymam, nie mogłam zasnąć. Modliłam się wtedy do Pana, dziękowałam mu za jego obecność, za Jego cierpienie, za krzyż. Wtedy też doświadczyłam, jak bardzo Jezus musi nas kochać. Mój ból był niczym w porównaniu do tego co On musiał przeżywać. Ta miłość jest niesamowitym darem, wprost nie do opisania. W trakcie mojej modlitwy, zawsze wypełniał mnie spokój i nagle zapadałam w głęboki sen, który był wybawieniem od bólu.

Zauważyłam także, że zmienił się mój stosunek do innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy

w przeszłości wyrządzili mi jakąś krzywdę. Kiedy byłam nastolatką mój tata postanowił ożenić się ponownie, po śmierci mojej mamy. Nie miałam nic przeciwko temu, w końcu zasługiwał na to aby ułożyć sobie życie od nowa. Ale osoba ta okazała się alkoholiczką i lekomanką, nie chcę tutaj dokładnie opisywać co się działo u nas w domu, ale były to straszne rzeczy. Ta kobieta wyrządziła całej mojej rodzinie ogromną krzywdę, nienawidziłam jej i każdego dnia życzyłam jej śmierci. Tak naprawdę te złe emocje wyrządzały więcej szkód mnie niż jej. Nawet po tym jak mój tata się z nią rozwiódł, ciągle mi się śniła, a na sam dźwięk jej imienia wpadałam w furię. Odkąd Jezus zamieszkał

w moim sercu, zauważyłam, że moje odczucia w stosunku do macochy zaczynają się zmieniać. Już się tak nie denerwowałam na myśl o niej, a z czasem dojrzałam do tego żeby jej wybaczyć. To nie jej wina, że jest taka. Żyjemy w świecie, który jest opanowany przez Szatana i bez Bożej miłości

w naszych sercach, trudno nam radzić sobie ze wszystkimi problemami jakie nas w życiu spotykają. Bardzo często w takich przypadkach popadamy w różnego rodzaju nałogi, a ona akurat w nałóg alkoholowy. Niemniej jednak głęboko wierzę, że kiedyś Bóg odmieni jej serce i uwolni ją od tego ciężaru. Bo Bóg kocha każdego z nas i z utęsknieniem czeka na nasz powrót do domu, który jest

w Niebie.

WIARA CZYNI CUDA !!!

Jakby ktoś miał ochotę pogadać to napiszcie albo na maila mkm58@wp.pl lub na gg 6908437

http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=58302148 - to jest link to wykładu „Poznać prawdziwą nadzieję” naprawdę warto zobaczyć.

 

Pozdrawiam

Justyna

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

justicae, rozumiem że depresja pozostała złym wspomnieniem :?: Jest dużo prawdy w tym co napisałaś. Czasem szukamy problemów nie tam gdzie naprawdę sa z powodu tego że nie chcemy ich tak naprawdę dostrzec, bo musielibysmy zmienić coś w swoim zyciu, zadać sobie trud i poświęcenie, łatwiej i iść do psychologa, psychiatry i łudzić się że poskładaja nasze zycie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Amon_Rah, i po co ta uszczypliwość, moderatorowi chyba nie wypada. Może źle odbieram wypowiedź? To co mnie pomaga nie musi pomóc tobie. Mnie baaaaaardzo dużo pomogło odstawienie leków oraz uczęszczanie na terapię która pomogła mi zrozumieć pewne mechanizmy powstawania niektórych objawów oraz to że za namową doświadczonej terapeutki, która szerzej patrzy na problem wykonałem dodatkowe badania lekarskie, które to rzuciły nowe światło na moje dolegliwości. Dostałem namiary od niej na fachowców z innej dziedziny niż psychiatria i staram się ugryźć problem z innej strony. Oczywiście wszystko po przez NFZ.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

UDało mi się.Po około półrocznej walce z Nerwicą Hipochondryczną Wyszedłem z tego ale Ciii po jeszzcze wróci.

 

z początku były to tylko drobne dolegliwości które z czasem uniemożliwiły mi normalne funkcjonowanie(chodzenie do szkoły)

Do tego doszła koszmarna bezsenność.Dolegliwości narastały pojawiły się nieuzasadnione lęki.Wszystko wymykało się spod kontroli.W pewnym momencie byłem w takim stanie ze kilku dni dłużej a bym chyba wykitował.Nie jadłem Nie spałem koszmarna derealizacja bóle brzucha.Waga leciała W dół.Lekarze nie byli w stanie mi pomóc.Rodzice zaczynali panikować.

WTEDY UŚWIADOMIŁEM SOBIE ŻE TO JA SAM SIEBIE WYNISZCZAM

i wziąłem się do roboty.Przestałem wyszukiwać kolejnych objawów w internecie przestałem wsłuchwiać się w prace mojego serca ignorowałem dusznosci derealizacje.Jadłem na siłe aby nie tracic na wadze.Brałem mnóstwo tabletek na wzmocnienie(witaminy itp).

Probowałem cały czas znalezc sobie zajecie.CZytałem ksiazki rozwiazywałem krzyzowki i chociaz z poczatku natrętne mysli wcale nie chciały odchodzic to z czasem zauważyłem że potrafię się choć na chwile oderwać.Bardzo pomogły mi ferie i czas wolny, dużo odpoczywałem, przebywałem z rodziną rozmawialiśmy.Bardzo dziękuje moim rodzicom i najbliższym za wsparcie

BARDZO ISTOTNA ROLĘ W MOIM ŻYCIU ODEGRAŁA WIARA/

Zacząłem się gorliwie modlić aby Bog mi pomógł pokierował moje życie na właściwe tory.CZęsto wątpiłem ale w duchu wciąż wierzyłem że się uda.

Teraz jestem już wolnym człowiekiem i mam nadzieje że ten koszmar juz nie wróci.Wiem że nie wróci bo jestem silny

POlecam wam również książke Josepha Murphiego POTĘGA PODŚWIADOMOŚĆI - zawarte w niej porady na prawdę mi pomogły.WProwadzałem się w stan jakby to powiedzieć euforii tłumaczyłem sobie ze wszytsko będzie git chociaż nie było słuchałem dobrej muzyki ogłądałem optymistyczne filmy.To wszystko pomogło mam nadzieje ze to co napisałem może się komuś przydać i będzie dla niego drogą do wolności.

Jeśli ktoś chciałby pogadać piszcie na gg 7888314 chętnie wam pomogę ;)

 

 

Aha i pewnie padnie pytanie czy brałem psychotropy

Tak brałem ZOtral 50 przez jakieś cztery tygodnie.Z początku mnie mocno przyćmił ale jednak pomógł.Nie bójcie sie tego jak i psychiatrów to też lekarze, wszystko jest dla ludzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam wszystkim zapoznanie się z zawartością tej stronki http://moja-nerwica.republika.pl/

Ja stosuję do zawartych tam porad i jestem nastawiony optymistycznie. Wymieniłem też mail'a z autorem strony, uzyskując kilka znaczących porad. Myślę, że nikt lepiej nie jest w stanie pomóc neurotykowi niż inny, wyleczony neurotyk. Żaden psychiatra czy psycholog, znający "demona" z książek i opowieści pacjentów.

Pozdrawiam wszystkich i życzę miłej lektury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytalem ta strone w calosci, - gosc jest swietny. Widac, jak w naszym pieknym kraju brakuje jeszcze wiedzy na temat nerwicy, co powoduje, jak sie objawia. Gosc opisuje bardzo fajnie jak powinno sie traktowac wszystkie 'zaburzenia'. Jakbym mogl to bym sie podpisal pod ta jego strona - sam mniej wiecej staralem sie postepowac podobnie jak on pisze, a teraz widze ze jestem na dobrej drodze - bo inni juz maja to za soba.

 

Polecam ta strone wzystkim!

 

(choc z jednym sie nie zgadzam - dla mnie terapia (psycholog) byla i jest bardzo wazna - ale to dlatego, ze jestem mlodszy, a moje problemy sa typowo wyniesione z domu + moje sklonnosci)

 

Jeszcze raz polecam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie pisze już regularnie na tym forum, ale ku pokrzepieniu innych chciałabym zaznaczyć, ze nie biorę leków od 6 miesięcy i mimo ze to niedługo, moja lekarka jest zdania, ze osiągnęłam pełną remisje i do antydepresantów nie powrócę nigdy.

 

Po 10-letniej walce jest to olbrzymia ulga, choć ja mój Lerivon kochałam z wzajemnością i mogłabym spokojnie brać go do końca życia.

 

Pozdrawiam wszystkich i życzę wiary, nadziei i wytrwałości.

 

Ania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ANNO R -WSPANIALE!!!!

ale ci zazdroszczę wierze ,że i mi sie uda;-))

Jezeli chodzi o mnie też rzadko tu zagladam napewno mi to pomaga nie czytając tego forum niestety ale taka prawda;-( ;-)

wiec zaglądam tu bardzi rzadko....

Mam tez mały sukcesik za soba i sie nim pochwale zeszłam z 20 mg seroxatu na 10 mg czyli usawiłam sie na połowie dotychczasowej dawki na której byłam 4 lata od pół roku połowa i jest ok!!Wiem ,że to zasługa napewno moja ale i też lerivonu który jest zbawienny dla mnie;-)

przyjdzie moment ,że rzucę wszystko...pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Aniu, życzę ci aby twoje wyzdrowienie było trwałe - i powiem że twoje rady forumowe dla mnie były/są bardzo cenne! Fajnie że dałaś znać o sobie, ci co mniej tu zaglądają to często właśnie są ci którzy wyzdrowieli ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja napisze o moim " wyzdrowieniu" ... może komuś pomoge,wespre na duchu ...

 

otóż lecze sie prawie 6 lat,teraz mam 24. moja choroba przechodziła przez rózne stadia. było bardzo zle, było lepiej. na forum w wielu watkach mozna poczytac o mojej historii. tak w skrócie lecze sie na depresje, nerwice natręctw myslowych, lęki ...zmieniałam wielkorotnie leki,kiedy przestawały działac. tak było w listopadzie 2008,kiedy to po prawie 2,5 roku brania seroxatu 20mg z dnia na dzien przestał na mnie działać. była zwiększona dawka, nie pomogła, zmieniano mi leki, zmieniałam psychiatrów, toczyłam wielką i trudna walke o siebie. było tragicznie! nie musze pisać jak bardzo bo wiele osób stad wie o czym mówie. płakałam i nie wiedziałam dlaczego,czułam pustke. był to 3 nawrót mojej choroby lecz najsilniejszy , najdłuższy i najcięższy do wyleczenia. psychiatrzy załamywali ręce bo nie wiedzieli jak dalej mnie leczyć( brałam już naprawde wiele leków)byłam juz prawie zdecydowana na terapie w jakimś szpitalu, ośrodku, było mi zupełnie obojetne wszystko... dodam ,ze mam kochającą rodzine,oni wiedza o wszystkim. we wrzesniu 2009 wyszłam za maż. rok 2009 był dla mnie jednym wielkim koszmarem. byłam pewna ,ze tym razem sie nie podniose, po tylu próbach z róznymi lekami, po zupełnym poddaniu sie pscyhiatrów do ktorych chodziłam miałam dość. niewiem co trzymało mnie przy zyciu.. niewiem.. dziękuje Bogu ,że mnie nie opuścił,ze ze mną był i nie pozwolił bym nie skonczyła ze swoim zyciem mimo ,że tak bardzo chciałam( nie chciałam juz cierpiec)dziekuje za to ,że dał mi wytrwałość i cierpliwość w walce ... wesele ,slub we wrzesniu 2009 był pod wielkim znakiem zapytania,do samego konca nie bylo wiadomo czy sie wydarzy, zupełnie mnie to nie obchodziło. kazdy dzien był tragedia, modliłam sie zeby jak najszybciej zasnac i nie czuć tego bólu,strachu, zeby uwolnic sie od mysli. chce Wam powiedziec ,że wierzcie w to ,że czas wiele zmienia,że jesli teraz czujecie sie tak bardzo źle, nie widzicie nadziei dla siebie, uwierzcie ,ze kiedys przyjdzie troche lepszy czas, powoli ale przyjdzie. ja walczyłam przy 3 nawrocie od listopada 2008 do wrzesnia 2009. po moim slubie zaczelo byc lepiej,stopniowo. dziś w marcu 2010 czuje sie dobrze. biore leki oczywiscie. anafranil zaczał działac dopiero po 5 miesiacach zazywania go. chodze na pscyhoterapie juz 1,5 roku tak samo. ja naprawde byłam pewna ,że 3 raz bedzie moim ostatnim,ze pozegnam sie z życiem... chciałabym Wam powiedziec,żebyscie uwierzyli,warto czekać, warto .. dzis jutro ,za tydzien moze jeszcze bedzie zle, ale uwierzcie w to ,że nawet jesli ktoś nie ma na Was "pomysłu"jak leczyc, co zrobic, to zaufajcie tez sobie swojej intuicji, ja tam zrobiłam, zawzięłam sie i łykałam lek mimo ,że przez całe 5 miesiecy nie bylo nawet minuty normalnej, brałam do skutku mimo ,że kazdy mówił ,że akurat anafranil jest mocnym silnym starym lekiem trojpierscieniowym,ktory powinien zadziałac po góra 2 miesiacach stosowania. jestesmy róznymi ludźmi i przypadkami. zajmujcie sobie czas w oczekiwaniu na lepsze samopoczucie ... wtedy przyjdzie to szybciej i bardziej niespodziewanie. mimo ,ze uwazacie ,ze to nie ma sensu,że nie macie siły róbcie coś, cokolwiek, wtedy czas bedzie szybciej leciał. Nie poddawajcie sie ... !!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam się Aneto22 , że Twoje posty śledziłam od jakiegoś czasu, bo ja borykam się również z problemem myśli natretnych, które odbierają mi całą radość i chęć do życia. Fajnie. że w koncu znalazłaś lek, który zadziałał. Ja wciąż próbuję. Ostatnio biorę chlorprotixen, neuroleptyk, który ma wyciszyć te mysli. Wycisza i owszem ale również te dobre. Tak więc to chyba lek nie dla mnie. Zyczę Ci powodzenia w leczeniu. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie satysfakcjonują mnie wypowiedzi osób, które na nerwicę cierpiały rok. Czekam na "ozdrowieńca", który z pieprzoną nerwicą walczył lat 10-15. Mniejsze staże kompletnie nie przynoszą mi nadziei, bo sama mam już 10 lat stażu. A nadziei na wyzdrowienie już nie mam. Raczej jakieś pogodzenie, że leki nawet do końca życia (może nie długo, bo przecież wciąż czekam na jakąś tragiczną chorobę). Więc czy jest ktoś taki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam pytanie: na czym tak naprawde polega ozdrowienie?

Mówie tutaj o depresji, raczej nie nerwicy, bo to już cięższa sprawa.

 

Czy polega ona na zneutralizowaniu swoich problemów i możliwości czerpanie z życia to co najlepsze?

Czy może na pogodzeniu się w własnymi słabościami, problemami i staraniu się żyć z nimi?

A może po środku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

WojuBoju,

 

Ozdrowienie polega na uswiadomieniu sobie własnych wewnętrznych konflktów (wzorców zachowań), które nieswiadomie wpędziły nas w poczucie choroby. Uświadomienie, następnie zmiana wzorców, wprowadzanie ich w zycie.

Niektórych rzeczy, spraw nie da się zmienić...np. przeszłości. Można sie z nią pogodzic i zaakceptować, ale jest to długi proces. Ale jest on osiagalny.

Swoje słabosci należy raczej zaakceptować. Nikt idealnym nie jest. Kazdy ma wady i zalety.

Uczęszczasz na terapię? Dlaczego uważasz,ze nerwica jest ciezsza od depresji? Może źle zinterpretowałam Twoje stwierdzenie. Mylę się?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moniko,do cholery,czy depresja nie jest(nie wspominam o depresji psychotycznej)przypadloscia typowo neurotyczna.Wymaga nadal odpowiedniego podejscia do tematu,ale jak wspomnialas to troche trwa.Depresja nie musi sie laczyc z zaburzeniami psychotycznymy w koncu to sa nasze ludzkie emocje,jeszcze nie muszace kwalifikowac sie w kategoriach patologicznych.Depresja jest uczuciem jak nenawisc,zazdrosc,zawisc,agresja itp.tyjko ze na wyzszym stopniu zaawansowania i podejscia emocjonalno-intelektualnego.A tak ogolnie,czy chory psychotyczny nie ma uczuc przeciezz to jest takie ludzkie.Tyle do myslenia :<img src=:'>

 

[Dodane po edycji:]

 

Woju Do BOJU,na rozwoju a nie na utylizowaninu.Reszta przyjdzie z czasem :tel2:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A więc jednak nie ma reakcji. Ponawiam poszukiwania, choć może to złe miejsce - w końcu gdybym sama uporała się z lękiem i śmiercią siedzącą dupskiem na ramieniu, to chyba nie szperałabym już na forum dla nerwicowców. Ale w poszukiwaniach nie ustaję - ktoś wyszedł po 10-15 latach z głębokiej nerwicy lękowej? Uświadomienie sobie złych wzorców i zmiana nawyków - tak przeszłam ten proces, ale po tylu latach ciało jest tak kompletnie rozregulowane, że to nie wystarczy. Jak dla mnie trzeba cudu, albo dożycia 50 lat - podobno w tym okresie to już mało kto ma nerwicę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zebrak_nadziei,

A można zapytac ile masz lat?

 

Mam znajomą, poznałam ją na tym forum w październiku, Wyszła z różnych chorób, ze schizofrenii też. Walczyła prawie całe zycie. Oprócz tego byla narkomanką, nadużywała alkoholu, przeszłą chorobę nowotworową i wygrała. Dzisiaj czuje się wolna. Jest znanym psychologiem klinicznym, pisarką.

Praca nad sobą wymaga ogromnego wysiłku. A my go niestety nie lubimy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

justicae, rozumiem, że jesteś juz całkowicie zdrowa i szczęśliwa?

1507, widzę, że masz metodę na wyleczenie depresji/nerwicy inną niż psychiatra, psycholog i terapia. Zdradź mi ją proszę, uszczęśliwisz mnie!

 

Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że justicae nie do końca o to chodziło - raczej o podejście do tematu leczenia.

 

Podejście które widzę najczęściej, i to nie tylko w chorobach psychicznych ale w każdych, to instrumentalne podejście do samego siebie. Jestem chory, chcę być zdrowy więc taktuję siebie różnymi lekami, specyfikami, terapiami, sposobami, walczę ze sobą, różnymi narzędziami, m. in. za pomocą specjalisty.

 

Lepsze podejście byłoby takie, żeby wejść z powrotem do swojego życia i przeżywać wszystko jak podmiot. Nie bać się czuć tego wszystkiego, nie uciekać, nie dystansować się, tylko spojrzeć bliżej, wprost, nie uciekać od siebie. Z takim podejściem i tylko z takim - wg, mnie - psycholog może pomóc.

 

Mi samej jest trudno jest tak traktować siebie. Zły stan zdrowia jest jak wymówka od problemów - przynajmniej dla mnie czasami. Boję się życia, wolę patrzeć na siebie jak przedmiot który nie jest doskonały i trzeba go ulepszyć. Ale nie tędy droga. Jak uda mi się wrócić do siebie i nie uciekać od własnych uczuć tylko pozwolić im być to dzieją się cuda.

 

Ostatnio to była długa nocna rozmowa o przeszłości z kimś mi bliskim.

Z każdym dniem czuję jak coraz bardziej wracam do samej siebie, wszystko lepiej rozumiem i ta wiedza zmniejsza mój lęk, dodaje pewności siebie.

 

A tak poza tym - to czemu nie wierzyć w to, że są inne metody? Na forum sporo jest postów, w których można przeczytać, że są. Ludziom różne dziwne rzeczy pomagają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie!

Zaglądam tu po chyba ok. roku. Po pierwsze muszę zaznaczyć, że nie zaglądanie tutaj, w moim wypadku, było najlepszym co mogłam zrobić. Strasznie się nakręcałam tym, co czytałam i wpędzałam w jeszcze większe bagno. Z tego względu, chcę opisać pozytywne rzeczy, które mi się wydarzyły przez ten czas. Żebyście mogli czerpać z tego energię :)

 

Od roku chodzę na terapię i widzę olbrzymie efekty! Nie boję się ludzi, zaczęłam wychodzić z domu, wróciłam na studia, jestem pewniejsza siebie, bardziej otwarta, towarzyska. Co prawda, cały czas bywają gorsze dni. Miewam problemy z koncentracją, powracają czarne myśli, ale najważniejsze jest to, że wiem, że mam prawo do gorszych okresów i że to minie! Znalazłam świetnego faceta, który akceptuje mnie taką, jaką jestem, nie boję się walczyć o swoje i pokonałam parę moich demonów. Jeszcze długa droga przede mną, ale wiem, że to JEST MOŻLIWE i jak najbardziej realne!!! Dochodziłam do tego małymi kroczkami i często miałam chwile zwątpienia. Na mnie najlepiej podziałała terapia indywidualna z psychoterapeutą - poznałam dzięki temu moje problemy i uczę się, jak z nimi radzić. Najważniejsze to przerwać ten diabelski krąg - wyjść z cienia i zadbać o siebie. Niekiedy miałam ochotę uciec z terapii z krzykiem, ale o to chodzi, że trzeba wiele wysiłku i niekiedy cierpień, by odkryć prawdziwą przyczynę swoich problemów.

 

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i trzymam kciuki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×