Skocz do zawartości
Nerwica.com

zebrak_nadziei

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zebrak_nadziei

  1. Jak dla mnie warto jednak czuć się źle, jeśli się zrobiło komuś krzywdę. Dobrze jednak mieć jakiś drogowskaz w postaci ukształtowanego sumienia. Myślę, że to pozwala rozwijać się człowiekowi. Dla mnie w ogóle negowanie jakiejkolwiek winy prowadzi na manowce. A to już, czy to "dobrze", czy "źle" jest kwestią sumienia każdego człowieka. Myślę, że poglądów na temat aborcji jest na tym forum wiele i różnych. Dla mnie aborcja jest odebraniem komuś prawa do życia. Ale tu wiele innych kwestii dochodzi np. czy wierzy się, że to człowiek od poczęcia, czy że to człowiek od jakiegoś miesiąca..Ja wierzę, że to człowiek od momentu poczęcia. Inną sprawą jest, że nie podoba mi się kwestia ciąży, porodu, człowieka w brzuchu, nie mam w sobie zgody na to i mogę wrzucać Bogu, że tak to wymyślił. Ale też myślę, że to , że nie mam na to zgody, nie wzięło się z nikąd, tylko jest kwestią jakiejś mojej rany..Trudno np. otwierać się na życie kogoś innego, kiedy samemu się życia nie akceptuje i nie uważa, że warto żyć. A bunt oczywiście jest dobry, daje siłę do przeciwstawienia się, do zmian. Pokazuje jednak także, że dana sprawa wzbudza w nas większe emocje niz inne sprawy, że dotyka jakiegoś naszego newralgicznego obszaru.
  2. Dziś lat 30, zaczęło się gdy miałam 20...czyli jednak są ludzie, którzy mają staż dłuższy niż 10 lat. Boże - jak jest mi nas szkoda. Czy pracujecie? Czy już kompletnie zostaliście sami? www.zebraknadziei.pl
  3. isabella_28, witaj w klubie, ja walcze 10 lat, zrobiłam wiele - 10 lat terapii, multum podręczników, desperacja w terapii, wiele poświęcałam, byłam zdesperowana i walczyłam. Po 8 latach padłam. Zaczęłam brać leki walka dalej trwała. Wiele sukcesów. Ale z nerwicy nie wyszłam. Czuję się złamana, mam połamane serce w znaczeniu siły życiowej - straciłam nadzieję, raczej godzę się, że to na całe życie. Kiedyś nie pozwalałam sobie tak myśleć. Dziś już nie mam siły...
  4. isabella_28, Iza, w Twoich słowach brzmi bunt. I to zrozumiałe. Jednak bez względu na to w jakich warunkach byłyśmy wychowywane, społeczeństwo robi swoje - są pewne społeczne naciski, presje, które podświadomie ma każda kobieta. Na przykład nie jest społecznie zrozumiane, że kobieta właśnie może nie chcieć mieć dziecka. Albo, że kobieta, która urodziła dziecko, nic do niego nie czuje. Znam kobiety, które tak właśnie czuły. Myślisz, że mogły o tym swobodnie porozmawiać z pielęgniarka, lub swoim własnym mężem???? Absolutnie nie!! Czuły się winne, że tak właśnie czują....mimo, że przecież MIAŁY DO TEGO PRAWO!. Niby każdy z nas, im bardziej jest uciskany ze strony innych, może powiedzieć - mam was w dupie, nikt nie będzie rządził moim ciałem! A jednak w sercu narasta poczucie winy, najpierw małe, potem coraz większe i kobiecie jest coraz trudniej, więc głośniej musi krzyknąć - MAM WAS W DUPIE...ale z tymi uczuciami zostaje sama.. [Dodane po edycji:] Jest na pewno jedno prawo - odnośnie całej tej dyskusji między dziewczynami - że NIKOGO NIE MOŻNA ZMUSIĆ DO MIŁOŚCI i CZŁOWIEK MA PRAWO NIE KOCHAĆ, nawet dziecka..
  5. Monika1974, co masz na myśli pod "Legedna 100%"?
  6. CatherineF, Catherine, czuję to samo... 10 lat nerwicy lękowej - od stanu bardzo ciężkiego. Walczyłam o sieibie, o życie, o wiarę, o Boga...wszystko straciłam. Przez 8 lat biegałam do Odnowy, uczestniczyłam w egzorcyzmach, pomagałam przy wgzorcyzmach, dostawałam wiele słów proroczych od charyzmatyków o uzdrowieniu, trzymała się Boga tak mocno....trzymałam się nadziei i wiary w uzdrowienie... dziś czuję się złamana. Kompetnie złamana. Odeszłam od Kościoła - bo zobaczyłam jak pełna lęku jest moja wiara, że nie mogę już słuchać żadnych mądrych kazań - nie jestem w stanie tam być. Próbuję otwierać się na Jezusa, ale on milczy...cholernie...już długo.. Ja w zasadzie nie mam już życia w sobie. Straciłam wiarę w uzdrowienie, i już raczej godzę się na branie leków do końca życia, choć nie sądze, aby to życie trwało długo. MIałam podczas jednego z pierwszych ataków paniki odjazd w inny świat. Właśnie jakbym umarła - i wyleciałam w czarną nicość. To było jedno z najtragiczniejsztcg lęków i doświadczeń w moim życiu.Śmierć mnie przeraża... Wiele piszę o tym na zebraknadziei.pl Chętnie nawiążę z Tobą kontakt. Daj znać...
  7. Dziewczyny, dziękuję Wam, że jesteście i że rozumiecie ten ból jakim jest cholerny lęk przed ciążą. Ja od 10 lat walczę z ciężką nerwicą, a od roku jestem mężatką. Za żadne skarby nie czuję się na siłach mieć dziecko, czuję ogromny lęk przed ciążą, myślę, że z obecnymi lękami to mogłabym nawer porodu nie przeżyć. Mam z tym ogromne obciążenie - z jednej strony poczucie winy, że jestem mężatką, a nie chcę dziecka, z drugiej lęk - że mąż w pewnym momencie będzie bardzo pragnął dziecka, którego ja nie będę chciała dać. W ogóle oprócz lęku widzę drugie dno - moje rany wpływają na to jak postrzegam dzieci. Nie należę do osób, które są "matkami z krwi i kości", dzieci i ich krzyk, upartość, marudzenie, wpadanie w płacz, wydymanie usteczek itp doprowadzają mnie do szału. Nie mam ani cierpliwości ani zrozumienia. Myślę, że po części chodzi o to poczucie bezpieczeństwa i beztroskę, którą mają - o to że mówią wprost co chcą i się otwarcie złoszczą, o to, że są traktowane przez społeczeństwo ulgowo i pewnie o wiele rzeczy, których się nie domyślam. Inna sprawa to to że nie chcę przyczynić się do "sprowadzenia" na Ziemię człowieka, bo nie akceptuję życia i nie uważam, że życie jest warte tego z czym się wiąże. Nie jestem wiec otwarta na życie. Jakie konsekwencje? Oprócz oczywiście lęku o ciąże i poczucia winy, to problemy z seksem. Ból, ból, i jeszcze raz ból,i ciągłe napięcie, czy nie zajdę w ciąże. Żadne środki nie dają mi pełnego poczucia bezpieczeństwa. Do tego w zasadzie to ja już straciłam ochotę na seks bo ciągły lęk i ból zrobiły swoje. Ja geberanie mogłabym sie obejść bez tego - bo za żadne skarby nie chcę zajść w ciążę. Niedawno urodziła moja siostra - jej brzuch wbudzał we mne obrzydzenie. Miała cesarkę, która była dla niej potwornym doświadczeniem chociaż nie jest nerwicowem jak ja. Potem kryzys - ogromne problemy z karmieniem, brak mleka, apatia, dół..okropny czas. To doświadczenie z jednej strony pomogło mi przebaczyć matce (ale to inna historia), ale z drugiej pokazało, że naprawdę nie jest tak pięknie (choć może) i utwierdziło mnie jeszcze 1000 krotnie w moich lękach. Nie chcę dziecka, i już nawet zastanawiałam się czy to może mieć związek z przodkami - z aborcją w rodzinie - bo nie rozumiem jak racjonalnie to wyjaśnić.. jAK SOBIE radzicie z naciskami społecznymi - teściowych, matek - z własnym poczuciem winy...jak przeżywacie z tym Wasze współżycie..?
  8. agusiaww, W zasadzie cały okres choroby miałam terapię indywidulaną, zmian terapeutów - około 3 razy. Oprócz tego 3 miesięczny oddział dzienny oraz terapia grupowa. Jakie metody? najczęściej psychoanaliza, ale także behawioralna. Od 3,5 roku przyjmuje lek. Przyniósł ogromną ulgę. Pod wpływem terapii zobaczyłam bez klapek funkcjonowanie rodziny, i podjęłam wiele ważnych kroków - przeszłam okres nienawiści do matki, potem wyprowadziłam się, przebaczyłam, zerwałam pępowinę, uniezależniłam, nauczyłam odmawiać mamie, skończyłam studia, wyszłam za mąż...wiele się wydarzyło, ale mimo tego stan mojego ciała jest niedobry....
  9. Dziękuję Wam za odpowiedzi, jednak dają jakiś obraz. Zachęcam kolejne osoby do wypowiedzenia się. Nie trzeba czytać całego posta, wystarczy odnieść się do punktów na końcu. Jak na razie jeden pocieszający fakt - religia nie jest wszystkiemu winna...choć to mała pociecha.. Innych czynników jest multum, te wybrałam ze względu na moją ocenę ich wagi w rozwoju nas jako ludzi..
  10. A więc jednak nie ma reakcji. Ponawiam poszukiwania, choć może to złe miejsce - w końcu gdybym sama uporała się z lękiem i śmiercią siedzącą dupskiem na ramieniu, to chyba nie szperałabym już na forum dla nerwicowców. Ale w poszukiwaniach nie ustaję - ktoś wyszedł po 10-15 latach z głębokiej nerwicy lękowej? Uświadomienie sobie złych wzorców i zmiana nawyków - tak przeszłam ten proces, ale po tylu latach ciało jest tak kompletnie rozregulowane, że to nie wystarczy. Jak dla mnie trzeba cudu, albo dożycia 50 lat - podobno w tym okresie to już mało kto ma nerwicę...
  11. Nie satysfakcjonują mnie wypowiedzi osób, które na nerwicę cierpiały rok. Czekam na "ozdrowieńca", który z pieprzoną nerwicą walczył lat 10-15. Mniejsze staże kompletnie nie przynoszą mi nadziei, bo sama mam już 10 lat stażu. A nadziei na wyzdrowienie już nie mam. Raczej jakieś pogodzenie, że leki nawet do końca życia (może nie długo, bo przecież wciąż czekam na jakąś tragiczną chorobę). Więc czy jest ktoś taki?
  12. Mam za sobą 10 lat nerwicy lękowej w bardzo zaawansowanej formie. Moja historia na zebraknadziei.pl bo dużo pisać. Strasznie to przygnębiające. Dziś czuję się złamana. Bez życia w sobie.
  13. Zależy jak bardzo zaawansowana jest nerwica. Ja się męczyłam 8 lat. Prawie się doprowadziłam do ruiny całego organizmu. W końcu się poddałam. Leki przyniosły ogromną ulgę. Dzięki nim mogłam się usamodzielnić, wyprowadzić z domu, podjąć pracę i wyjść za mąż. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie leki. 8 lat intensywnej terapii i grupowej i indywidualnej. Rozregulowany organizm nie miał już wiele wspólnego z głową.
  14. Przeglądając forum odnajduję wiele cech wspólnych dla osób cierpiących na nerwicę lękową. Proszę tych z Was, którzy cierpią na nerwicę lękową w takim stopniu, że znają doskonale ataki paniki, którym nerwica znacznie utrudnia normalne codzienne funkcjonowanie o odniesienie się do następujących przyczyn powstania nerwicy (te przyczyniły się do mojej choroby). Zastanawiam się co wyjdzie z takiego badania. Wyniki zamieszczę. Piszcie proszę zachowując te same punkty. Jeśli Wasze doświadczenia w danej dziedzie są inne - napiszcie jakie. Jeśli podobne/takie same, napiszcie że tak jest. Spróbujemy wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Zacznę od ogólnego opisu, a potem wypiszę poszczególne czynniki. Właśnie o Wasze odniesienie do tych czynników proszę. Ogólna charakterystyka: Relacje z matką (ja jestem córką). Matka nadopiekuńcza, sama zalękniona. Sama nie ma znajomych, chociaż w życiu zawodowym dobrze się odnajduje. Jest nadodpowiedzialna, ma poczucie, że wszystko od niej zależy, nawet to, czy jej dziecku coś się stanie. Dlatego konktroluje rzeczywistość i dziecko. Jest niezadowolona ze swojego życia i obciąża swoim nieszczęściem dziecko, które czuje się odpowiedzialne za stan matki i od najmłodszych lat pociesza matkę i stara się być super grzeczne, żeby mama nie miała więcej zmartwień niż ma. Dziecko nie okazuje złości, nie buntuje sie i nie sprawia problemów wychowawczych. Dziecko często choruje, co z jednej strony zapewnia mu opiekę matki, a z drugiej jeszcze bardziej przyczynia sie do poczucia odpowiedzialności za smutek i zmartwienie mamy.Mama jest osobą gwatłowną, która wpada w furie, nie wiadomo kiedy i wtedy nie do końca nad sobą panuje. W taki atakach obrywa się dziecku i innym członkom rodziny, zawsze występuje głośny krzyk i ostre słowa, które wypadają mamie z buzi. Wzbudza lęk i inni członkowie rodziny starają się jej unikać, schodzić z drogi, zrobić wszystko byle mama się uspokoiła. Jednocześnie widać, że mama się nienawidzi, nie nawidzi swojego ciała jako kobiety i nie akceptuje seksulaności - przełącza kanału w telewizji gdzy ludzie się całują. Mówi "obrzydliwość", "męskie przyrodzenie jest obrzydliwe". W konsewkencji córka zablokowana seksualnie, do późnego wieku nie odczuwa potrzeb seksualnych, a jeśli już wiąże z nimi silne poczucie winy. Nie daje się dotknąć mężczyznom, uważa swoje intymne miejsca za obrzydliwe. Podobnie myśli o męskich genitaliach. Wśród kontroli nad córką jest kontrola nad jej wypróżnianiem się - czy są zaparcia, czy ich nie ma, czy regularnie oddawany stolec. Pilnowanie spraw wydalania w konsekwencji prowadzi u córki do silnego lęku w sytuacji dłuższego nie wypróżniania się, do konieczność kontroli rytmu wyproóżniania, co w efekcie prowadzi własnie do zaparć. W dłuższym czasie takie podjeście prowadzi do silnego lęku przed atakiem wyrostka robaczkowego - przed ingerencją w jelita, w brzuch, przed ciążą, przed każdą operacją na brzuchu, przed biegunkami i wymiotami.Brzuch staje się strefą sacrum. Matka nieświadomie manipuluje wszystkimi cżłonkami rodziny, także córką, rozwijając przez wiele lat głębokie poczucie winy w członkach rodziny. w efekcie żaden z członków rodziny, w tym córka, nie będzie się jej przeciwtsawiać, ani buntować, bo za każdą taką sytuację płaci ogromnym poczuciem winy. Jeśli dla córki ważna jest religia, cała postawa lęku przenosi się także na stosunek do Boga - pełną lęku i poczucia winy postawę pogłębianą jeszcze przez płytkie rozumienie wiary i niedojrzałe kazania księży. Czynniki: 1. Nadopiekuńćza i kontrolująca matka. Także nadodpowiedzialna. 2. Zblokowana seksualność, matka nie akceptowała siebie, seksulaności obrzydzała seksualność. Seksulaność obciążona poczuciem grzechu i winy. 3. Relacje - w domu nie rozmawia się szczerze. Szczerość i otwartość są obce rodzinie. Nie można mówić o uczuciach. Nie można mówić wprost. Członkowie rodziny tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Rozmowy są zazwyczaj płytkie - dotyczą pracy, szkoły. 4. Tabu - w domu jest wiele tajemnic, tematów tabu, których nie należu poruszać. 5. Poczucie winy - wszyscy w domu (nawet matka, która innych obarcza poczuciem winy) cierpią na ogromne poczucie winy. 6. Nie wyrażanie złości - tylko matka ma prawo wyrażać złość. Nie wolno wyrażać smutku, bo reakcją na niego jest złość i wściekłość matki, lub bezradność ojca. 7. Religia - dla osób, dla których ważna jest religia. Chłonięcie do serca często podkreślanych w kościele: grzeszności ludzkiej natury, złego Boga, co w konsekwencji prowadzi do wiary pełnej lęku, tragicznej. 8. Cierpiętnictwo - matka robi wiele rzeczy dla innych, ale jako "ofiarowanie siebie", potem wypomina i oczekuje zwrotu. Według zasady "nie chcę, ale muszę to zrobić, żeby być dobrą matką". Dzieci przejmują takie myślenie i zaczynają poświęcać się dla innych, robić sobie krzywdę, i koło sie kręci. Tak bowiem rozumieją miłość. 9. Brak wolności - w rodzinie nie ma miejsca na danie wolności drugiemu człowiekowi, na realizowanie się takim jakim się jest, na akceptację człowieka takiego jakim sie jest. Czekam na Wasze odniesienia się do tych 9 wyznaczników. Dzięki wielkie zebraknadziei.pl
  15. Witam, 10 lat z nerwicą lękową. Wciąż dziwię się, że żyję, bo każdego dnia brak sił na jeden dzień nawet. Zachęcam Was do poznania mojej historii i przemyśleń, które z całego tego cierpienia wynikają. Jest niewątpliwie jedna pozytywna rzecz, którą dała mi nerwica - to świadomość, że nie żyłam w wolności i że wolność jest tym czymś pierwszym i najważniejszych czego pragnę. Bo bez wolności nie mogę doświadczyć prawdziwej miłości. Lęk zabiera przede wszystkim wolność, a pierwotnie brak wolności przyczynia się do powstania lęku. Ja wciąż żebrzę o nadzieję. Zapraszam na http://www.zebraknadziei.blogspot.com i życzę Wam wszystkim, którzy żyjecie z cholernym lękiem, i sobie samej, nieustającej nadziei.
×