Skocz do zawartości
Nerwica.com

eldruto

Użytkownik
  • Postów

    133
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eldruto

  1. no a jak Ci życie płynie? Wszystko w porządku? Dom, praca, miłość? Podrózujesz czy siedzisz przed telewizorem? Jakie masz zainteresowania? Kiedy ostatnio się smiałeś? Co lubisz na kolacje? Chce Ci się żyć? Masz dużo przyjaciół? Nie mam pojęcia co to SLA czy SL czy SM, (w ogóle co za różnica co i jak lekarze nazywają?) ale skoro byłeś u lekarza i ten powiedział, żeś zdrów na ciele, to trzeba by może coś w życiu duchowym/niecielesnym poszukać? Skoro usłyszałeś diagnoze nerwica, no to chyba jakaś wskazówka jest, nie? Więc teraz sobie usiądz, pomyśl co cię martwi, co chciałbyś zmienić w swoim życiu (jeżeli jest coś takie), spisz sobie listę i sposoby jak zmienić no i do roboty. Jak jest problem z czymś większy i nie wiesz jak go ugryźć, to możesz zwrócić się po pomoc do lekarza, przyjaciela, rodziny etc, a w koncu na tym forum. Fajnie, że napisałeś post. Grunt to nie siedzieć z założonymi rękoma, narzekać i czekać aż samo się coś magicznie zmieni. Jest dobrze, będzie lepiej;) Pozdro!
  2. siema:) Whisper, troche malo napisalas o swoim zyciu, zeby ktokolwiek mogl ci cokolwiek poradzic. A ja jestem leniwy i nie chce mi sie przegladac twoich postow, zeby dowiedziec sie co jest nie tak, ile w ogole masz lat itd, a to forum za rzadko odwiedzam by byc na biezaco. Przeprowadzka to bardzo dobre wyjscie jezeli chcesz sie usamodzielnic. Sam aktualnie zyje z dala od domu, sam na siebie zaczalem zarabiac, choc sa ta w sumie studia a praca (wyplata) jest smieszna (pusty smiech rozpaczy inaczej:D). Jezeli chcesz, to sie wyprowadz, na pewno duzo na tym zyskasz - z reszta jestem zdania, ze kazdy w swoim zyciu powinien choc na chwile miec okazje zyc poza domem (akademik/wyjazd gdzies do pracy itd). W domu zawsze jest i bedzie sie dzieckiem, nawet jak ma sie 50 lat, a rodzice 70. Co do kontaktow z ludzmi - piszesz na forum tutaj, wiec chyba juz nie jest tak zle:) Masz duzo mozliwosci w sumie - jezeli jestes "komputerowa" to fb/gg/mail itd. Zakladasz konto, szukasz znajomych (w dzisiejszych czasach na pewno ich znajdziesz, wydaje sie ze prawue wszyscy maja facebooka teraz) i jest. Jezeli zalezy ci na kontaktach miedzyludzkich na zywo to juz bardziej trzeba sie pofatygowac. Nie wiem gdzie mieszkasz, czy na wiosce czy w miescie. W miescie ogolnie jest latwiej. Szukasz tylko cos, co lubisz robic (np jak napisalas fitness) i idziesz na niego. A podczas fitnesu zagadujesz do ludzi - poczawszy od "ale masz fajne buty" a skonczywszy na pogodzie. Najgorzej jest zaczac, zagadac, a potem juz leci. Wazne, ze poznajesz kogos nowego. Na wiosce jest trudniej, ale zawsze warto probowac w miescach publ - idziesz do sklepu i zagadujesz do kasjerki np "sztrasznie dzis goraco" i juz rozmowa sie toczy. Od takich prostych rzeczy rozpoczynaja sie glebsze znajomosci, ktore, jak sie je przypielegnuje, to moga dlugo potrwac. Co do "nic mi sie nie chce robic" - hmm, na pewno? A tego posta chcialo ci sie napisac, wiec tez chyba nie jest tak zle:) Nie wiem ile masz lat, ale mimo wszystko wydaje mi sie, ze jest taka zasada, ze jezeli cos nowego poznajemy, to chce sie nam najbardziej to powtarzac. Czyli np jak juz raz wsiadziesz na rower, to za dwa dni myslisz, ze fajnie byloby sie znow przejechac. I tak to chyba dziala. Wiec sproboj cos, czego nigdy albo zadko robisz moze? Z tym calym poszukiwaniem siebie - a moze jest tak, ze to wlasnie jestes ty, ta co robi wszystko, wszystkim latwo sie zapala. Co prawda nie jest dobrze, jak kobieta 50 letnia dochodzi do wniosku, ze jedyne co umie w zyciu to upiec jablecznik, bo wszystkiego innego w zyciu probowala, ale nic nie skonczyla. Ale z drugiej strony jest cala masa ludzi, ktorzy np studiuja jeden kierunek, po studiach robia zupelnie co innego, do tego jako hobby jeszcze zupelnie cos innego. Poza tym, czy wyobrazasz sobie to, ze np cale zycie bedziesz miala jedna i taka sama prace? Czy nie fajniej jest, jak po 2-3 latach zmieniasz prace, poznajesz nowych ludzi, rozwijasz sie poprzez zmiany? Wlasnie o to chodzi, ze kazdy z nas szuka co chcialby robic i mysle ze do pewnego czasu to zupelnie normalne. A do jakiego? Kazdy ma inaczej, sa ludzi ktorzy w wieku 16 lat wiedza, ze beda gornikiem a sa tacy, co kolo 30 dalej nie wiedza. Ogolnie to co Ty napisalas i to co ja teraz napisalem jest bardzo ogolne. A w szczegole to ciezko rozmawaic, musialabys napisac wiecej o sobie. Ale tak ogolnie jeszcze, ja kieruje sie taka zasada ze wyobrazam sobie, kim chcialbym byc za 5/10/15 lat i tak tworze swoj plan do przodu. Np teraz wiem, ze za 5 lat chcialbym byc juz w jakims powazniejszym zwiazku, miec prace powazniejsza i jeszcze kilka innych rzeczy - wiec teraz tak organizuje swoj czas, zeby za 5 lat wiedziec, ze to nie bylo zmarnowane 5 lat i choc o krok zblizylem sie do obranych celow. Ogolnie, to swietnie ze chcesz cos zmienic. Zmiany zawsze przynosza dobre rzeczy. Zawsze - czasem pozytywnie (lepsza wyplata) a czasem negatywnie (zerwany zwiazek) - jednak wszystko to przynosi korzysc, gdy z pozytywow sie cieszymy, a z negatywow wyciagamy wnioski i idziemy dalej. Super, ze zmieniasz swoje zycie. Wielu ludzi na tym forum (przynajmniej takie mam wrazenie) chce zmian w swoim zyciu, ale proboje wprowadzic zmiany nie zmieniajac nic. A ty robisz to wlasnie z dobrej strony, chcesz zmian, bo wiesz ze one przyniosa ci korzysc. I przyniosa, z pewnoscia. Powodzenia!
  3. Mysli myslami.... czasem są takie jakie są... A sa one dobre - kazda, nawet najgorsza mysl, ma na celu, by uchronic nas przed niebezpieczenstwem, bledami itd, zeby nie byc ludzmi 'bez wyobrazni'. Powiedz sobie "to tylko czarna myśl. To tylko moje smieszne halucynacje, tak w cale nie musi być, to TYLKO myśl". Z pewnymi rzeczami nie warto walczyc. Walczyc z czyms, to tak jak przyznac "to jest takie silne, takie wazne, takie pilne, ze trzeba sie przygotowac, trzeba walczyc" - A przeciez to tylko mysli... pozwol im być i przejsc. Zbagatelizuj, olej. Ja tak robie, jeszcze nie zawsze mi wychodzi, ale puki co nie odkryłem lepszej techniki na te "niechciane wizje". Akceptacja, olewka, luuuz:)
  4. JAde jutro na uctok:D:D:D Juz nie moge sie doczekac koncertu Halloween, Riverside i Prodigy:D:D:D
  5. :) Dziękuję wszystkim za tak miłe słowa;) Odwiedza, ale trzeba przyznać, że żadko (wiem, powinno mi być wstyd:D) Czy wyzdrowiałem? Hmm... Nie jest łatwo poradzić sobie z czym, co miało się w głowie od gimnazjum do wizyty u psychologa po szkole średniej. Ale jest o niebo lepiej. Porównując siebie sprzed powiedzmy 3 lat a teraz, widze sam ile udało mi się zmienić w swoim życiu. Pomimo socjofobi (i szczególnie lęku przed wymiotowaniem w miejscach publ) w zeszłym roku byłem na woodstocku, zrobiłem licencjat, wiele razy byłem na imprezach z przyjaciółmi, mam za soba zwiazek (co prawda krótki, ale to był duży krok dla mnie), aktualnie pracuje, wybieram sie na studia mgr do duzego miasta zdala od domu, w planach mam wyjazd na erazmus gdzieś za granice. Nie powiem że jest różowo. Wiele razy na tych imprezach kiepsko się bawiłem, wiele razy nerwy psuły wszystko. Ale krok za krokiem - jak to z nerwica - 2 do przodu, 1 do tyłu (jak ktoś to raz fajnie napisał na tym forum). Bardzo chciałbym dodać wszystkim otuchy i zapewnić że wszystko się ułoży. Sam mam już za soba takie okresy czasu, gdzie nerwica zupełnie mnie nie dotyczyła (oprócz pojedyńczych lęków/fobii) i gdzie przestała ona być zupełnie jakimkolwiek tematem mojego życia, przez co nie odwiedzałem tego forum zupełnie bo albo nie miałem czasu, albo ochoty i zwyczajnie nie potrzebowałem tego. Teraz mam nieco gorszy okres, związany z nadchodzącymi zmianami, najpierw rekrutacja na mgr, pozniej studiowanie, być może wyjazd za granicę (poza tym dziś miałem swój 1, nieco nerwowy aczkolwiek bardzo udany dzien w pracy i dlatego wszedłem zobaczyć na forum, bo szukam wsparcia i motywacji - zobaczyć jak inni robią postępy). Ostatnio na warsztat wziąłem swoja jeszcze niestety niskawą samoocene i podejmuje się różnych rzeczy by bardziej uwieżyć w siebie i stać się bardziej wygadanym i mniej liczącym się z tym czy ktoś się na mnie popatrzy zle czy nie. Nie jest mi może jakoś łatwo i jeszcze troche rzeczy do rozwiązania przede mną, ale postęp, rozwój i poszerzanie własnych granic zawsze wiąże się z pewnym niepokojem i lękiem. Nie nauczono mnie w dziecinstwie/młodości radzić sobie z takimi rzeczami, więc mam prawo się bać i być nerwowym tam, gdzie inni nie dostrzegają nawet zagrożenia. Wierze, że przyjdzie dzień gdzie pokonam swoje socjofobie, a wtedy będe już zupełnie wolny:) Trzymam kciuki za siebie i za wszystkich was;) buzki:)
  6. @NoOneLivesForever Wiesz co mozesz sprobowac? Bo powiedziec o sobie beznadziejny to wlasciwie nic nie znaczy. Nie da sie byc we wszystkim ani najlepszym ani najgorszym. Beznadziejny, mogloby znaczyc do d* we wszystkim. No, ale przeciez sa rzeczy w ktorych jest dobrze. Rozbij to na czastki. Napisz sobie na kartce to swoje "beznadziejny" daj znak rownosci i wypisz wszystkie skladowe. A nastepnie przemysl kazdy z nich, czy rzeczywiscie, czy da sie z tym cos zrobic czy raczej ciezko i trzeba rzecz zwyczajnie zaakceptowac. Majac taka liste wiesz z czym masz do czynienia. Ogolniki typu "beznadziejny', "do d*", "kretyn" itd nic nie znacza. to tylko etykietki nadawane przez ludzi, ktorzy malo w zyciu widzieli. A co do w ogole zmiany, mi najbardziej pomaga rozmowa z dobrym znajomym. Zamykanie sie w sobie to blad. Pozdrawiam i zycze optymizmu:)
  7. Samoocena, to cos co ma ogromne znaczenie. Wiara w siebie, pozytywna opinia na swoj temat to podstawa czegokolwiek. Czy komus sie podoba czy nie, kazdy ja ma. I ta moze byc albo dobra albo zla; albo adekwatna albo nie. Najlepiej gdy jest ona dobra i adekwatna do tego co jest. Jezeli takiej nie mamy, to trzeba poszukac rozwiazania i to zmienic. Poza tym, kazdy z nas tak na prawde jest cudem zycia. Jakie to wspaniale, ze nie ma nikogo takiego jak ja i ty na tym swiecie, ze jestesmy jedyni i wyjatkowi. Ja zmienilem diametralnie swoja opinie o sobie na lepsze w przeciagu jakiegos tam czasu i widze tylko korzysci plynace z tego. To pozytywna samoocena daje mi sile, wiare w to, ze wreszcie sie uda, ze przeciez jest calkiem dobrze, ze mam z czego sie cieszyc i za co dziekowac. Lubie siebie, co dzien poznaje swoje zalety i wady. Z zalet sie ciesze, a wady albo olewam albo zwalczam (jezeli rokuja jakimis szansami na poprawe;) ) Bo kazdy z nas ma prawo do szczescia!
  8. Hej;) Na samym poczatku, muszę przyznać że od dawna nie zaglądałem na tą stronę, bo jakoś tak nie było po co, radziłem sobie w sumie fajnie:) Biorąc pod uwagę mnie sprzed 3 lat, a to co jest teraz, to niebo a ziemia. Wiele lękow znikneło, z jedzeniem w publicznych miejscach nie mam wlasciwie zadnych problemw, mam za sobą związek (choć krótki i niestety nieudany, to jedak licze ze teraz moze być tylko lepiej), otwarlem się bardziej, zycie stało sie lepsze:) Pisze to po to, by dodać otuchy tym, co się czasem martwią, ze im się nie uda... spokojnie:) Sukces to tylko kwestia czasu:) Mimo wszystko, są jeszcze rzeczy z którymi ciężko mi sobie poradzić, i tego też tyczy się ten post. W skrocie nie bardzo mogę poradzić sobie z perfekcjonizmem. Nie jest to cos w stylu, ze np zawsze musze mieć 5 w szkole, bo jak nie to jestem do dupy. To cos nieco innego. To takie ciągłe napięcie, ze popełnie błąd i się osmiesze, ze wyjdzie ze jestem jakis beznadziejny. Ciągle niejako staram się być ideałem samego siebie, nie pozwalam sobie na błedy, na lenistwo, itd. To jest tak jakos zakamuflowane, ze dlugi czas myslalem, ze perfekcjonizm to nie ja i mnie to nie dotyczy. Ale dzis np mialem najlepszy tego przyklad. Moja dobra znajoma, ni z tego ni z owego zadzownila do mnie, ze jak jestem w domu, to wpadnie do mnie ot tak, jesli mam ochote. No i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, ze zlapaly mnie nagle nerwy, jakby sam papiez z telewizja, prezydentem i królowa Brytyjska mieli do mnie przyjechac. Sam się zastanawiam, dlaczego tak się dziwnie poczułem, przeciez znam się z tą osoba prawie od 3 lat. I przychodzi mi do głowy tylko jedna mysl, ze to perfekcjonizm w takim połaczeniu ze strachem przed odrzuceniem. Sam nie wiem co o tym myslec. Nie ma zadnej obiektywnej rzeczy ktorej mogłbym się wstydzić - w pokoju mialem wzglednie czysto (jak na chlopaka;D), wygladam dobrze, jestem normalny, lubiany przez wielu, a jednak ogarnal mnie strach. Ponad to, jestem teraz na ukonczeniu studiow, mysle co bede robil, ile zarabial, a kiedy się ozenie, a kiedy to a kiedy tamto... nie potrafie wrzucic na luz i powiedziec sobie "jakos to będzie", a ciągle się przejmuje, a przeciez wiekszosc z tych spraw, to rzeczy na ktore w sumie czlowiek ma niewielki wplyw i tak wlasciwie one same wychodzą. Ciągle mysle o obowiązkach, a nie o przyjemnosciach czy o tym co sam bym chcial. Np lapie sie na tym, ze zamiast szukac sobie dziewczyny, z ktora po prostu byłoby fajnie i mozna byłoby sprobowac chodzic, to ja podchodze do tego jak do malzenstwa, jakbym podpisywal umowe na 50 lat. Innymi słowy, jestem strasznie obowiązkowy, mysle o wszystkim na przod, brakuje mi takiego wewnetrznego poczucia 'luuuuz czlowieku'. Jestem zajebiscie grzeczny, uprzejmy, nie narazam sie ludziom... a nie taki bym chcial byc - a przynajmniej nie do tego stopnia. Macie jakies rady, pomysly?
  9. eldruto

    prosze o porade

    pamietam jak kiedys dawno mi serce skakalo po 180/min itp:) piekne chwile;D Olej te objawy - twoje serce reaguje na strach ktory sobie napedzasz przez to, ze codziennie kontrolujesz swoje serce i czekasz az zacznie szybciej bic. A jak juz zacznie, to zaczynasz sie bac, ono jeszcze szybciej, a ty jeszcze bardziej... i tak pewnie co chwila. Olej to. Skoro bije, znaczy ze zyjesz.
  10. pierwsze to obserwuj... obserwuj siebie, swoje reakcje, przypatrz sie swojemu lękowi. Jak juz sie przypatrzysz, to spróbuj jakos go powiekszyc. Nie wiem, wymyśl cos - np ogladnij jakis horror, zacznij sie zamartwiac, mysl o smierci itd. Jak to zrobisz, to zobaczysz jakie to glupie i przestaniesz sie bac:) Nie uciekaj. Stań, popatrz, zauwaz ze to tylko wyobraźnia.
  11. buahaha...;D Wlasnie pisze konspekty i prace lic:D:D:D:D:D ( tzn siedze i przegladam cokolwiek na necie, a do pracy mam 2 ksiazki nieprzeczytane:D) Nie chce byc niemily, ale zadko zdazaja sie ludzie ktorzy siebie oszukuja na tyle, zeby sobie wmawiac ze beda sie uczyc przez swieta;D Ja juz dawno tego nie robie... Swieta to swieta i swieto! Czas nic nie robienia. Czas lenistwa, jedzenia i picia. Wiec spoko - mam nadzieje ze uciszylem twoje dziwne sumienie:) ehh... no to jeszcze demoty sprawdze i ide napisac jaki konspekt;D To podobno prokastrynacja sie nazywa fachowo:D:D:D pozdro:)
  12. bzdury. Bo to milion ludzi na swiecie chodzi co pija wodke, zreja hamburgery i maja wszystko w powazaniu, a stres to ostatni raz mieli jak sobie zapomnieli cygara zgasic lejac bezyne do auta:)
  13. Brawo! A z milosciami to kazdy cos zlego przezyl, wiec spox;) Masz jeszze czas:) pozdro:)
  14. majkamajj Wydaje mi sie ze chyba pisalem gdzies na forum o tym jak ja mialem - byc moze w temacie "odezwa na apel o brak wsparcia" albo cos takie... A jak nie to sie powtorze. Strach przed jedzeniem towarzyszyl mi gdzies od 16 roku zycia. Meczylem sie z tym dlugo, a zazwyczaj poprostu unikalem tego jak ognia - udawalem ze ne jestem glody, czasem caly dzien nie jadlem. Co najfajniejsze nigdy nie mialem tego w domu, ale zawsze w jakies restauracji, wsrod znajomych, w miejscu publ. Na sama mysl juz robilo mi sie nie dobrze. Wiem dokladnie jak to jest - poprostu chce ci sie wymiotowac z niczego. Nikt kto tego nie mial nie zrozumie, ze mozna tak miec. Ale spoko, mozna sobie z tym latwo poradzic. NO.... przesadzam.... poprostu ja juz mam to za soba, i wiem jakie to glupie;D Otorz, zeby sie przestac bac, musisz to zrobic. Co? A no zwymitowac. Nie wiem jaka jestes osoba - moj problem polegal na tym, ze chcialem zawsze byc zbyt dobry, zbyt mily, tak by nie urazic, nie stanac na ogon itd. (Destrukcja niskiej samooceny). Dodatkowo wymagalem od siebie zeby byc perfekcyjnym... no i wiadomo jak jest - im sie bardziej czlowiek stara, tym bardziej sie pieprzy:) I napiecie jakie sam sobie tworzylem powodowalo, ze bylem tak ze stresowany, ze naprawde chcialo mi sie wymiotowac - no i normalne ze nabawilem sie takiej fobii. Najgorsze co robilem to ZWRACALEM UWAGE na swoje objawy, ciagle omijajac sytuacje i miejsca w ktorych moglbym sie zle poczuc. A poza tym WALCZYLEM z tym. A to jest glupie.... za glupie zeby sie tym przejmowac. Trzeba to zwyczajnie olac. Zeby sie czegos nie bac, musisz to zrobic - przykro mi, nie ma innego sposobu. Tylko tak nauczysz sie, ze ludzie wlasciwie maja cie w D*... i zwisa im to co robisz. Najwyzej cie zle ocenia... i tyle... a co tobie po ich ocenie... a kij im w 4 litery. Ciezko mi swoje doswiadczenie przelac w slowa o tej porze... Ale ja dopiero przestalem sie bac wymiotowania, jak przeszedlem z tym do pozadku dziennego. Przestalem ZWRACAC UWAGE na swoj zoladek i samo przeszlo. O to sie wlasnie rozchodzi - zebys nie obserwowala siebie i nie czekala na 1 objaw wymiotow, ale olala to. Zwymitujesz, to zwymitujesz. Nie 1 i nie ostatni raz. Tez mialem ciezko na poczatku - ale wiedzialem ze to minie - i minelo. Mialem tak, ze ze strachu np wypilem w barze niedaleko domu nieco piwa i juz uciekalem... Ale szedlem jeszcze raz... i jeszcze raz.... az nagle jednego pewniego wieczoru w ogole zapomnialem o tym i wypilem ze 2 albo 3 piwa z kumplami.. i wracajac do domu uswiadomilem sobie to, ze w ogole nic mi nie bylo... ze bylem i zapomnialem ze powinienem sie bac. To jest klucz. Zapomniec o tym, nie przejmowac sie. I zadziala.
  15. zadlaw sie........ Nie ma innego sposobu zeby pokonac lek przed czyms, jak doswiadczyc tego i przekonac sie, ze to nie jest takie straszne. Rob wszystko zeby sie zadlawic. POlykaj duze kawalki, pij szybko wode, najlepiej na lezaco, idz na basen - tam sie latwo zadlawic i krztusic.... Tylko tak przekonasz sie, ze ludzki przelyk przez lata tak wyewoluowal, ze to niemal nie mozliwe by sie zadlawic i umrzec na to... bynajmniej ja nie raz sie czyms dlawie:D I psycholog .... to bez sensu brac leki i nie chodzic na psychoterapie = sama widzisz - po odstawienu lekow znow wszystko wraca - bo to nie cos zlego z toba, tylko kilka glupich mysli o ktorych trzeba pogadac, jedne olac, inne wysmiac, kolejne zrozumiec. pozdro:)
  16. hej:) Ciezko cokolwiek ci doradzic, mysle ze terapia nie zaszkodzi na pewno, a przydac sie moze. Co do depresji, to ja bym az tak tego nie bral sobie do serca - wez pod uwage na jakim jestes forum, kto najczesciej tu trafia... ludzie ktorzy sami maja problemy... no i ciezko czasem o dobra pomoc od kogos, kto sam sobie z czyms nie radzi... Czlowiek od zawsze poszukiwal sensu zycia...mysle ze kazdy od czasu do czasu stawia sobei takie pytania i zastanawia sie nad przyszloscia, tym co robi... moze to co teraz przezywasz to zwykla kolej rzeczy, poczatek jakiejs zmiany w zyciu... sprobuj cos zrobic, zacznij cos nowego, cos zmien... moze znajdziesz cos co da ci bakcyla w jakiejs innej dziedzinie? A byc moze za duzo od siebie oczekujesz?? Moze dlatego czujesz sie nieco wypalony, bo ambicje cie przewyzszaja? Moze twoi klienci dobrze cie oceniaja, bo jestes dobry, a ta twoja opinia ze jestes niezetelny itd. to tylko TWOJE mniemanie o sobie, ktore jest bledne? Nie zachecam tu do olewania klientow, ale do zastanowienia sie nad soba..:) A moze zwyczajnie trzeba ci kopa w d*, zebys wzial sie w garsc i przestal zastanawiac nad pierdolami?;D Mysle ze cos wymyslisz:) pozdro!
  17. eldruto

    Dylemat

    przegrywa czlowiek tylko w tedy, kiedy nie probuje. Porazka czesto bywa cenniejsza od zwyciestwa. Idz, zobacz. Bedzie kolo? Olej go. Sila czlowieka tkwi w tym co myslisz o sobie, w tym co masz w glowie. Mozesz sie nawet nauczyc niezle walic w kickboxingu, ale jak bedziesz dupa, to i tak beda taba wszyscy przestawiac. I pytanie z innej beczki - nie masz kogos zeby porozmawiac o problemach? Rodzina, znajomi? Jakim cudem w gimnazjum miales nerwice?? Jedyne co mi przychodzi na mysl, to ze w domu masz jeszcze gorzej niz w szkole. badz silny, a przed problemami nie uciekaj. Rozmawiaj o nich, szukaj wsparcia, rozwiazuj. pozdro:)
  18. eldruto

    Poranek

    dzieki za odpowiedzi No wlasnie LINKA, to jest bardzo ciekawe, dlaczego najgorzej bywa rano. Mi juz wystarczy 2 godziny pozniej, albo cokolwiek czym sie zajme, i juz zdenerwowanie przechodzi, ale czas od obudzenia sie do dotarcia na uczelnie to jakas masakra czasem. A tym bardziej, ze czasem budze sie w nerwach nieco przed moim budzikiem. Koszmary? Moze forumowy psycholog cos nam moze w tej kwestii powiedziec? tylko nie wiem jak sie z nim/nia skontaktowac.
  19. eldruto

    Poranek

    Hej;) Jestem teraz podczas nieco bardziej zabieganego okresu, no i nerwy znow sie zaczely odzywac. Rzecz w tym ze zazwyczaj problemy mam rano. Zazwyczaj budze sie "w nerwach", caly poranek, nim znajde sie na uczelni, mam strasznie nerwowy - chce mi sie skakac, krzyczec, biegac, drza mi nogi, kiepsko bywa z jedzeniem, a w tym tygodniu to nawet zoladek sie odezwal. Mam pytanie o sposoby jakie macie na poranne uspokojenie sie. Czy pijecie cos na noc na lepszy sen (np melisa), czy rano probowaliscie jakiejs gimnastyki, goracej kapieli? Czy moze wczesniejsze wstawanie by cos pomoglo? Chodzi mi o to, ze te nerwy trzeba jakos rozladowac rano, bo czuje sie jakby mnie ktos nakrecil. Nie bardzo rozumiem dlaczego akurat rano taki sie budze, ale jak juz tak mam, to zastanawiam sie co z tym zrobic. dzieki za kazda odpowiedz:)
  20. Konflikt wewnetrzny na moje oko, to stan, kiedy cos chcesz/nie chcesz, ale z jakiegos powodu robisz to/nie robisz. Przyklad: Chcesz sobie kupic motor. Bardzo bardzo chcesz. Juz nawet wiesz jaki - Na dobry poczatek Suzuki GS500 - sprawdzony model, zbierajacy dobre opinie. JUz przegladales setki stron z allegro. Masz upatrzony, taki czerwny, rocznik 98, w miare dobrej cenie, przebieg kolo 30 000. I nagle mowisz sobie - ale przeciez ja nie umiem jezdzic na motorze. Mam prawko, ale co tam, przeciez wiadomo ze nikt po zrobieniu prawka nie umie jezdzic na motorze. Po co mi motor, jak nie umiem jezdzic. Ludzie beda sie smiac,ze sobie kupilem motor i nie umiem jezdzic. I w cale nie znam sie na mechanice. A jak sie zepsuje. I bardzo chcesz, ale nie kupujesz. To jest konflikt - pomiedzy toba samym, twoimi pragnieniami, a wzorcami, myslami, ktore mowia ci cos przeciwnego. Konflikt taki rozumiem w kategoriach wewnetrznego dziecka, ktore chce i wewnetrznego rodzica, ktory zakazuje. Rodzi to napiecie, a czlowiek jest rozdzierany pomiedzy swoimi pragnieniami a sztywnymi zasadami ktorymi sie kieruje, a ktore sobie jakostam przyswoil. Na dluzsza mete konflikty wewn. prowadza do napiec i do nerwicy - ile mozna zyc nie robiac tego na co ma sie ochote? Oczywiscie, nie oznacza to tez, ze mamy byc jak dzieci - robic co sie nam podoba, nie sznowac zdania innych itd, bo prowadzi to do tego, ze ludzie sie od nas odwroca, co bedzie prowadzilo do samotnosci, zali, frustracji. Zarowno wewn dziecko (symbol pragnien, chciejstwa) i wewn rodzic (symbol zasad, norm moralnych) sa po to zeby nam sluzyc. Tylko ze my, jako osoby wolne, rozsadne, wybieramy kiedy jakiego glosu sluchac. Tutaj idealem jest byc elastycznym, dostosowywac sie itd. Osoby z nerwica maja to do siebie, ze nie bardzo potrafia takimi byc - kieruja sie (np; jak ja kiedys) sztywnym systemem zasad, ktory przestaje pracowac dla dobra, a zmienia sie w wewnetrznego oprawce. Rowniez cecha niezdecydowania moze byc oznaka konfliktow wewn. Oczywiscie, konflikty wewn przechodza wszyscy ludzie, jest to jak najbardziej normalne, tylko ze w nerwicy jest ich za duzo, a neurotyk nie potrafi ich rozwiazywac - ucieka od problemow, zamiast zdecydowac sie na cos. Nie jestem specjalista, ale tak rozumiem to zagadnienie. Ale moja rada jest taka, ze nie warto za duzo o tym wszystkim czytac...lepiej poszukac sobie cos znacznie bardziej przyjemnego. Samo czytanie o problemach nie rozwiazuje ich. pozdro:)
  21. kropelki wylecza cie z nerwicy i rozwiaza za ciebie wszystkie twoje problemy... buahahaha Uwielbiam jak ktos pisze takie bzdury, ze jakies magiczne terapie z tajlandi i kropelki ze spermy mamuta rozwiazuja w 3 dni wszystko:D wierzyc trzeba w siebie, bo to sie oplaca. A nie w bajki. Te uzdrowienia o ktorych niektorzy pisza to efekt placebo... jak to bierzesz, to wiesz ze ma ci pomoc, oczekujesz uspokojenia i polepszenia, odprezasz sie i uspokajasz... no i staje sie lepiej, bo koisz nerwy. takie kolo. kropelki bacha...huh...a ja wam sprzedam kropelki eldruta... jeszcze silniejsze, nowa formula, bralem przez tydzien i nagle wszystko sie odmienilo - mam pieniadze, laski do mnie ciagna jak muchy do lepu, nawet moj maluch lepiej wyglada, a w krzyzu przestalo mnie lupac. szkoda ze nie mam numeru konta, zeby wam podac, to przyslalibyscie mi troche mamony w zamian za kranowke:) no i proponuje zamknac ta jalowa i bezowocna dyskusje. Sam nie zmienisz swojego zycia, nerwica nie odejdzie.
  22. trzeba wziasc 3 nogi kurczkow, skorupe z 2 zgnilych jajek, do tego oko wielblada no i najwazniejszy skladnik - skorke nietoperza z jego tylka...:) Moze jeszcze inny przepis chcesz?:) wzuc na luz, staraj sie olewac sprawy ktore nalezy olac, rozwiazuj problemy ktore nalezy rozwiazac, dzialaj gdy trzeba, wycofuj sie gdy nie ma sensu walczyc. Stan przed lustrem i zrob 100 glupich min do siebie, w lozku przytul sie sam do siebie, powtarzaj sobie w myslach to, za co sam siebie lubisz. Cen sie, szanuj sie. A jak masz powazne problemy, to poszukaj specjalisty, a nie mecz sie sam.
  23. hej:) masz racje. dokladnie o to chodzi. To, kim sami dla siebie jestesmy jest podstawa. Bo ja przez dlugi czas mailem tak, ze zamiast byc dla siebie samego przyjacielem,bylem najgorszym katem, sedzia i krytykantem. jednak ja uwazam, ze inni ludzie sa dla kazdego bardzo wazni i nie ma na ziemi czlowieka ktory by potrafil zawsze olewac zdanie innych, choc czasem moze to tak wygladac. Opinie innych ludzi moga nam pomoc budowac wlasna samoocene. Dlatego mysle ze zwiazek w nerwicy moze nie jest az tak zla rzecza. wazne, by byc swiadomym i odrozniac milosc, od nadmiernej potrzeby bezpieczenstwa i szukania wsparcia w kims a nie w sobie. trzeba nauczyc sie najpierw zyc ze samym soba (co jest calk8iem fajne) a nastepnie probowqac poszukiwac sobie kogos (jesli czujemy taka potrzebe oczywiscie). ten ktos moze w nasze zycie wlac wiele ciepla i koloru. ale nie da sie kochac kogos, kto sam siebie nie lubi. zachecam wiec do narcyzmu;) (no, moze umiarkowanego:D) poozdro
  24. zbyt powaznie do sprawy podchodzicie...:)
  25. Gdzie ja bede kase jakiejs fryzjerce pchal do kieszeni, jak sam sobie dam rady. Znajoma chyba miala zaczac jakis kurs robic, to sie musze do niej odezwac, moze juz robi to mi doradzi. Hmm...czyli bez rozjasniania klakow to ani rusz... czyli jak sie cos nie uda, to klaki do sciecia.... hmm.... najwyzej przez chwile bede dresem (bez dresow:D) Mysle ze skoro cos sprzedaja w sklepie to jest bezpieczne, a jezeli ktos sobie cos zrobil to albo mial jakies uczulenie albo nie stosowal sie do instrukcji obslugi. Jezeli by bylo inaczej, to moznabylo by pozwac firme za to ze ich produkty nie sa przetestowane, albo costam. Linka, a to uwazasz ze toner to zly wybor? Na moje krotkie wlosy taki toner to mialbym pewnie na 3 razy jak nie wiecej, a poczytalem troche o farbach i z tonerem to chyba prostsza sprawa jest. Poza tym gdzies przeczytalem ze nie ma farb w tak jaskrawych kolorach, ze tylko czyms nietrwalym da rady cos takie zrobic. A z nietrwalych to albo toner (do 8 myc ponoc) albo jakies kremy, pianki czy cus (do pierwszego mycia). A ty chyba zle mnie zrozumialas, wlasnie NIE chce czegos co mi zejdzie na 2 dzien, a farba to chyba jednak tez nie, bo nie mam zamiaru miec jakis odrostow czy cos. Moim planem jest miec takie fajowe wlosy przez np miesiac albo 2, a pozniej sciac i znow wrocic do swiata normalnych, pozadnych, i poukladanych ludzi, ktorzy w niedziele po kosciele jedza rosol i ogladaja familiade:D A co do pytania o sens takiego zabiegu- a czy wszystko co robimy od razu musi miec jakis sens?? Laski bede wyrywal na takie wlosy:) A przynajmniej beda mnie zauwazac, a nie tak jak dotychczas:) Aha i jeszcze cos - a nie da sie zrobic tak, zeby wlosy rozjasnic i od razu na to toner klasc? Czy trzeba czekac na efekt rozjasniacza caly dzien? czy jak to dziala?
×