Skocz do zawartości
Nerwica.com

eldruto

Użytkownik
  • Postów

    133
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eldruto

  1. -BZDURA. A przykladem na bzduronsc tej "wiedzy" jest moja osoba. Poradzilem sobie z nerwica bez lekow. Leki pomagaja, uciszaja, nie rozwiazuja problemow. Nerwica to nie choroba, to nadmiar problemow z ktorymi sobie nie radzimy. Nic wiecej. A jeszcze nikt nie wymyslil magicznej pigulki na problemy. - Widac dlaczego piszesz takie bzdury. O nerwicy nie masz zielonego pojecia. Zbijasz tylko kase na idiotach, ktorzy kupuja leki bez recepty, ktore ty bierzesz skadstam na lewo. Fajnie, pewnie duzo zarabiasz. Wystarczy ze widze ze, jak go nazywacie - opiekun, charuje caly dzien, przychodzi zmeczony, wsciekly przynoszac problemu do domu, z ktorymi nie radzi sobie w pracy. I wcale sie nie dziwie, ze pare lat temu nie mial ochoty na zabawe, relaks, ze ciagle krytykowal, wsciekal sie o wszystko. Rozumiem to. Gdy czlowiek cierpi, potrafi zrozumiec cierpienie innych.
  2. Zapomnisz wtedy, jak przestaniesz robic cokolwiek z mysla o nerwicy:) Jak bedziesz chodzil i dzialal, albo przeciwnie lezal i sie leniwil, bo tak ci sie bedzie podobalo, a nie z obawy przed nawrotem nerwicy. Cale to dzialanie nie przynosi natychmiast skutkow...ale po czasie czlowiek staje sie pewniejszy, robi to, tamto, bez myslenia o tym, ze w ogole mozna sie tego bac. I o to chodzi, tak sie zapomina. Walczac z czyms, wiazemy sie z tym. Bedzie dobrze, cos wymyslisz:) Pozdro
  3. Zwyczajnie...Olej je. Przeciez to ty jestes panem swojego zycia. "Piekne kobiety podniecaja cie w kinie, one kusza ciebie z ulicy, piekne kobiety kusza ciebie z ulicy. A ty jestes takim niesmialym facetem, twoje kompleksy pozbawione sa sensu. Przyjedz tylko na wagary do Pily, do miasta biznesu i seksu, do miasta biznesu i seksu":) (Pidzama Porno - Maszerujemy naprzod)
  4. Bo caly klucz do wyjscia z nerwicy to akceptacja. Ja mysle, ze ty zwyczajnie zakompleksiony jestes. A kompleksy to glupia sprawa i nie warto sie nimi przejmowac, tylko miec je w d**** i robic to co sie chce. Sam o tym piszesz. Jestes z pewnoscia super czlowiekiem, ale sam sie niedocieniasz, stad twoje marzenia. Zaakceptuj sie takim jaki jestes, a nie jakim chcialbys byc. Olej kompleksy. Po pierwsze nikt ci na to nie odpowie, bo nikt nie jest toba. A po drugie, to poszukaj sobie sensu zycia, pomysl co chcesz robic, zangazuj sie moze w cos co da ci radosc...pytania "Jak..." wtedy przestana miec dla ciebie znaczenie. Gringo ma po czesci racje ze takie podejscie sie nie sprawdza. Grunt to zaakceptowac to co jest. Co wcale nie wyklucza zmian i ambicji. Polepszania spraw. Anglicy maja takie powiedzenie "A watched kettle never boils" - co znaczy, ze czajnik ktory obserwujesz, nigdy sie nie zagotuje. Gapisz sie w niego, a tu ciagle nic i nic i nic. A wystarczy, ze na chwile gdzies pojdziesz, a tu nagle slyszysz, ze piszczy. Bo brak w tym wszystkim akceptacji. A radosc przychodzi naprawde z pobudzania sie do dzialania, i z sukcesow. Ale "a watched kettle never boils" - szczescie idzie w parze z beztroska. A beztroska nie lubi przymusu. Z pewnoscia sie wam uda!
  5. MOj blad, zamiast odpowiedz, kliknalem "nowy temat" i nie zauwazylem:D A co do Prima Aprilis....jezeli tak wierzysz ze ci sie uda wyjsc z nerwicy, no to z pewnoscia ci sie uda. Ale kazdy ma swoje sposoby, wiec sie nie czepiam:)
  6. Nie dziekuj, bo nie ma za co:) Staram sie pomoc innym, bo wiem, ze nie jest latwo. Wszyscy robimy rzeczy ktore nie sa w ogole sensowne. Chyba taka ludzka natura:) A poza tym sam nie czuje sie jeszcze do konca wolny...ale mysle, ze to tylko kwestia czasu. Sam boje sie rzeczy ktorych bac sie nie powienienem, a jednak boje sie... ale z czasem wszystko sie wyjasni:) Gdziestam, dawno przeczytalem, ze czlowiek powinien sobie powtarzac wiele pozytywnych zdan, afirmacji w stylu "jestem ladny, jestem fajny, jestem mardy itd...". Tak jak powstaje nasze zle zdanie o sobie, czyli poprzez ciagle powtarzanie sobie "jestem do d***" tak nalelzy zmienic to na pozytywne zdania, a po jakiems czasie nasz mozg "dojdzie do wniosku" ze rzeczywiscie to prawda:) I tak to stosuje:) I dziala:) A co do Boga...Ja mysle ze twoje problemy to dla niego zadne problemy, wiec bez obaw je mu oddawaj:) Taka od zawsze byla technika naszych babc i matek na stresy...oddac wszystko co zle bogu i przestac sie tym przejmowac:) I dziala:) Bo prawda taka, ze na wszystko nie mamy wplywu i watro pewne rzeczy oddac komus silniejszemu. Wiec nie przejmuj sie, bog bedzie sie cieszyl, ze mu ufasz:) Ale ufaj i sobie, dzialaj...bo bog to nie magiczna rozdzka i wszystkego za ciebie nie zmieni:) Pozdrawiam:)
  7. hej:) Ja mam 22 lata i nie jestem jakos szczegolnie doswiadczony, wiec nie nadaje sie na towarzysza rozmow. ALe jako ze mam male doswiadczenie z nerwica, to podsune ci pare pomyslow:) ok? PO pierwsze ta SSStraSSSSZZZZnAAA NEEErwiCCCCa jak ja nazywasz, to bzdura. To tylko ogolna nazwa dla powtarzajacego sie u wszystkich ludzi zestawu problemow, trudnych emocji, i wyucznych zlych postaw, powodujacych je. Nic szczegolnego, choc wiem, ze ciezko ci w to uwierzyc. Ale tak jest, zobaczysz za jakis czas, jak sobie z tym poradzisz. Na pytanie czy sie z niej wychodzi chyba nie musze odpowiadac. Jakby sie nie wychodzilo, to by nikt tego forum nie zalozyl. Wizyty tutaj pomoga ci odnalesc sie wsrod problemow, dostac pare rad, przyspieszyc proces, dostac wsparcie w trudnych chwilach, bedziesz mogl zobaczyc ze takich samych jak ty jest hohoho....ze 30% spoleczenstwa. (choc wielu woli miec nerwice, zamiast szukac rozwiazania, bo wydaje im sie, ze tak lepiej) Pierwsze kroki skieruj do poradni psychologicznej. Jezeli masz powazne problemy, to nie zaszkodzi wizyta u psychiatry, po leki na uspokojenie. Ale psycholog to podstawa, bo tam sie dowiesz o co biega. Osob, ktore wyszly z tego jest setki, tysiace, jesli nie miliony. Na forum tez pelno takich, choc ciezko ich spotkac, bo maja juz ciekawsze zajecia, niz zajmowanie sie problemami. Zebys mial cos na poczatek, to polecam ci: http://moja-nerwica.republika.pl/ i ksiazke oswoic lek na chomiku do sciagniecia - http://chomikuj.pl/betty347?fid=9106070 Dobrze by ci zrobilo jakbys sie wygadal komus - zrob to na forum, albo lepiej, pogadaj z kims znajomym lub z rodziny. Wspolnie zawsze latwiej. Nie czekaj, dzialaj, rozwiazuj swoje problemy. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skonczysz. Pozdrawiam:)
  8. Tego nie wiem:) Zwlaszcza gdy czuje zdenerwowanie, lek i nie bardzo wiem dlaczego... http://moja-nerwica.republika.pl/ - nie wiem czy czytalas ta strone, ale o ile dobrze pamietam, gosc na niej pisze ze nerwica to zwyczajnie nadmiar stresujacych sytuacji w zyciu. Wszystko sie napedza i napedza, az wreszcie cos peka. Polecam przeczytanie. Ataki nie maja sensu - bo jaki sens ma np. strach przed jedzeniem w restauracji? Zaden. Nie jestem specjalista, a poza tym wiem ze to cholernie trudne, ale te ataki trzeba jakos sobie rozpersfadowac, inaczej olac je:) Mozna tez im przeciwdzialac - czegos sie boisz, zrob to. Od zawsze mowili "strach ma wielkie oczy". Dobrze o tym z kims pogadac, dobrze sie z tego wszystkiego posmiac. Kazdy z nas inaczej sobie to tlumaczy, ale mi sie wydaje, ze grunt, to olewac sprawy. Podchodzic z dystansem i luzem do rzeczywistosci. Nie marnowac tyle czasu na przemyslenia, ale zwyczajnie zyc i robic to, na co ma sie ochote. Ponadto szanowac siebie i byc dla siebie przyjacielem. I powtarzac sobie "jestem zdrowy". Te wszystkie metody...to tylko nazwy, chodzi o to by podchodzic do pewnych spraw inaczej. Sam to widze po sobie - kiedys np jak ktos mnie opieprzyl, przejmowalem sie tym, mialem dola. Teraz, zastanawiam sie najpierw czy ta osoba ma racje, pozniej mysle, czy moglem w danej sytuacji postapic inaczej, wyciagam wnioski, ucze sie, i mowie sobie - nie jestes cyborgiem, nie musisz byc idealny, pieprzyc to. Chodzi o zmiane wyuczonych postaw - rezygnacji, uleglosci. By wziasc sprawy w swoje rece i byc szczesliwym po swojemu. Ale to tylko ja, mozna miec inne przyczyny i inne rzeczy moga komus innemu pomagac. Cos wymyslisz, a tymczasem zamiast siedziec na forum i myslec o problemach, moze by policzyc blogoslawienstwa i to co zapowiada sie fajnie w tym tygoniu? Problemy sie rozwiaza z czasem same:) Pozrwawiam:)
  9. Co do tego szukania sposobow i stosowania...to wyslalem na forum jakis czas temu watek o nerwicy/bezsennosci - duzo czytania (jakos tak go nazwalem). Przeczytaj go (choc duzo czytania;D) Wlasciwie pomsl sobie, ze walczac z czyms, zakladasz ze to cos jest godne twojej uwagi (i walki). Inaczej, wiarzesz sie z tym. A co jesliby nerwice calkiem olac? I poprostu zyc. Tak poprostu. I nie przejmowac sie. Bo ja dochodze wlasne do tego, ze w calej naszej terapi chodzi o to, zebysmy przestali sie zajmowac naszymi problemami. Opowiadamy o nich, rozliczamy sie z przeszloscia, bledami, wszystko jest ok, ale przychodzi czas, ze trzeba to poprostu zostawic i brac zycie takim jakie jest. A terapia jest po to, bysmy wiecej nie powtarzali bledow przeszlosci - nie dolowali sie, nie wmawiali sobie ze wszyscy nas nie lubia, nie uciekali od problemow, od ludzi itd. (kazdy ma swoje) A ta metoda 1000 krokow - ona wlasnie jest po to, zeby sobie znalesc sens zycia, cel dzialania, zeby zapomniec o nerwicy i skupic sie na czyms innym, zeby zyskac pewnosc siebie. Ale po co placic za jakas podejzana metode zrobiona przez niewiadomo kogo, skoro sam sobie czlowiek moze taka metode opracowac. Bo ja nie chce aby cale moje zycie skupialo sie wokol nerwicy i walczenia z nia. Bo niema w okol czego. Nerwica, jak juz przeczytalem gdzies na tym forum, to tylko emocje, nic wiecej. A emocje sa dobre - nie wazne czy to odczucie leku czy milosci - wszystkie po cos sa. Nerwica to tylko nadmiar tych zlych. Pozdro:)
  10. Bo cala ta terapia to troche podejzana jest i wiele osob (w tym ja) ze sceptycyzmem podchodzilo do niej. Ogolnie rzecz biorac o ile mnie pamiec nie myli, skonczylo sie na tym, ze ci ktorzy skorzystali z niej mieli dac znac czy cos daje czy nie itd. Przedewszystkim chodzilo o podejzenia, ze jedyna osoba ktora zachwlalala ta terapie byla sama jej autorka, logujaca sie pod innymi nazwami. Poszukaj na forum - byl o tym watek i jak go znajdziesz to ci sie wszystko wyjasni. Pozdro:)
  11. Hej:) W ogole to warto....i to nawet bardzo. Wiem, bo sam mam to za soba. O moich problemach opowiedzialem kiedys 1 mojej najlepszej kumpeli, a pozniej 2 kolejnym znajomym na studiach. Troche sie balem, serce mi skakalo, ale zaprosilem je na sok, no i powiedzialem ze mam problem i nie bardzo mam z kim pogadac. Jako ze one mnie w miare lubia, to chetnie poszly. Myslaly, ze pewnie chcialem zagadac do jakiejs dziewczyny, a nie wiedzialem jak, a ja tu z nerwica;D Po calej rozmowie, jedna z nich mi powiedziala, ze w ogole, to jest strasznie zszkokowana i jej jest bardzo milo, ze akurat im o tym powiedzialem, a nie komu innemu. Zachecam cie do tego zebys nie trzymal tego jak kosciotrupa w szafie - pokaz nerwice innym. Jak gdziestam przeczytalem, 30% ludzi jest bardziej lub mniej nerwicowych. Tylko ze zazwyczaj ludzie wola udawac ze wszystko jest ok, i tylko np unikaja strachu i trudnych sytuacji ( i traca...) zamiast sie z nimi zmierzyc. Jak masz dziewczyne, to sprawa sie nieco komplikuje, bo wiadomo, jesli sie kogos kocha, to nie chce sie zeby ta osoba odeszla. Ale tu zacytowac by mozna Kurta Cobeina (nie wiem czy dobrze napisalem nazwisko) z Nirwany - Lepiej zeby mnie nienawidzili za to kim jestem, niz kochali za to kim nie jestem (albo jakos tak). /Apropos to zastanawiam sie co ludzie widza w tym gosciu...przeciez on sie poddal. To my, nerwicowcy, jestesmy niejako lepsi, bo walczymy, a nie strzelamy sobie w glowe. I choc wiele sie pieprzy, to jednak idziemy do przodu - spotykaja nas rzeczy mile i niemile, ale spotykaja - a jego juz nic nie spotka/ Wracajac, jezeli dziewczyna cie zostawi dlatego ze masz problemy i nerwice...to dobrze - bo to nie jest dobra osoba i niech sie z nia meczy ktos inny. Wiec goraco polecam otwarcie sie na ludzi. Ja dzieki temu zobaczylem, ze czasem ludzie wola nas za to ze jestesmy slabi a nie silni (a zawsze udawalem silnego czlowieka, bo wydawalo mi sie, ze jak bede slaby to mnie ludzie oleja). Otwarcie sie na ludzi uczy nas wiele dobrego, innego spojrzenia na siebie, swiat. MI bardzo pomoglo. A poza tym dzieki temu dzis juz znacznie latwiej mi przychodzi mowic o sobie byle komu - czesto w zartach wale do kogos "jakbys miala taka nerwice jak ja, to bys sie tak nie smiala" - ludzie to traktuja jako glupi tekst, w ogole pewnie nie maja pojecia co on dla mnie znaczy. Ale to wlasnie taki moj sposob ktory sobie opracowywuje - podchodzic do siebie i do zycia z przymruzeniem oka, z dystansem. I jak narazie idzie mi calkiem dobrze. Czas pokaze co bedzie dalej:) Roznie ludzie moga na to zareagowac - jedni sie przejma, inni beda sie smiac, jeszcze inni uznaja nas za dziwakow. Nie warto sie tym przejmowac. Zostaw ludziom ich opinie dla nich samych. Sam wiesz ze jestes ok, wiec po co oczekiwac od ludzi czegokolwiek? Poza tym prawda taka, ze kazdy na tym swiecie ja jakies odchyly:D A to ze my akurat mamy nerwice...coz, bywa:) Lepsze to, niz byc burakiem. Pozdrawiam i zycze pewnosci siebie:) narazie
  12. Fragmenty pochodza z kisazki Frankly Viktor E. - "psychoterapia dla kazdego" Czytania duzo, ale polecam, bo zima jeszcze przyjdzie:) Rozdzialy: 9. O Lęku i nerwicach lękowych 10. O bezsenności 13. O nerwicach lękowych i nerwicach natręctw "9. O Lęku i nerwicach lękowych O ile pod pojęciem Seelenheilkunde ( * ), leczenia psychicznego, rozumiemy psychoterapię, to jej przedmiotem jest leczenie tak zwanej nerwicy. Rozróżniamy zaś wśród nerwic głównie nerwice lękowe i nerwice natręctw, zależnie od tego, jakie objawy wysuwają się na plan pierwszy: stany lękowe czy wyobrażenia natrętne. Zajmijmy się dziś bliżej nerwicami lękowymi. Otóż wydawałoby się, że częstotliwość zaburzeń lękowonerwicowych ostatnio w naszej epoce wzrosła. Zewsząd słyszy się przecież o lękach; mówi się na przykład, że żyjemy w wieku lęku, albo też o lęku jako o chorobie Zachodu. Nie są to jednak prawdy naukowe, ale zwykłe brednie. I tak psychiatra amerykański Freyhan zdołał dowieść, że dawne epoki zaznały z całą pewnością więcej lęku, a ich ludzie mieli więcej do niego podstaw niż ludzie współcześni. Wspomniał w związku z tym czasy wędrówki ludów, palenia czarownic, dżumy, handlu niewolnikami. Nie tylko jednak w porównaniu z dawnymi stuleciami, również w stosunku do ostatnich dziesięcioleci lęk w naszej epoce nie wzrósł, czego można dowieść z całą dokładnością, i to statystycznie. Chciałbym w związku z tym twierdzeniem oprzeć się na świeżo opublikowanej pracy profesora Hirschmanna. Udało mu się wykazać, że nie tylko liczba chorych umysłowo w ostatnich latach się nie zmieniła - o tym już wiedziano i sam już w jednym z poprzednich odczytów radiowych na to wskazywałem; co więcej jednak, mój kolega był w stanie dowieść, że również ilość nerwic, a więc nie tylko psychoz, w omawianym okresie ani się nie zwiększyła, ani nie zmniejszyła. Zmieniły się raczej ich objawy i, o dziwo, w tej dziedzinie można było zanotować taką właśnie zmianę, że liczba stanów lękowych nawet się zmniejszyła. Nazwa rdzennie niemiecka, odpowiednik greckiej psychoterapii, dosłownie: nauka o leczeniu duszy. (Przyp. tłum.) Zapytajmy więc teraz o przyczyny, w wyniku których powstać może coś takiego jak nerwica lękowa. Zazwyczaj sądzi się, również wśród laików, że tego rodzaju nerwica powstaje zapewne z tak zwanego szoku lub przynajmniej z tego co sobie laik wyobraża. Albo też mówi się o warunkach powstawania nerwicy lękowej jako o jakimś psychicznym urazie (trauma), a więc o rodzaju psychicznego zranienia, o jakimś raniącym przeżyciu, którego chory musiał był doznać we wczesnym dzieciństwie; wreszcie mówi się sloganowo o komplekmie. Jednakże wszystko to chyba nigdy nie jest ostateczną i właściwą przyczyną lękowo-nerwicowego zachowania. To, że w ogóle jakiś psychiczny uraz, a więc odpowiednio ciężkie przeżycie, działa w sposób raniący, a więc na trwałe szkodliwy, zależy każdorazowo od człowieka, od struktury jego charakteru, a zatem nie od samego przeżycia, którego musiał doznać. Już twórca psychologii indywidualnej, Alfred Adler, zwykł był mawiać: doświadczenia przeżywa człowiek - mając na myśli to, że od człowieka zależy, czy w ogóle i jak dalece pozwala wpływać otoczeniu na siebie. Zresztą, ciężkie psychiczne przeżycia zachodzą tak powszechnie i u poszczególnej jednostki tak często, że wcale nie mogą stanowić prawdziwej przyczyny powstania choroby. Co do tego punktu, podjąłem kiedyś próbę wyrywkową i na moim oddziale neurologicznym poleciłem jednej z koleżanek zbadać przygodną grupę chorych na nerwice - a więc wybranych wyrywkowo pacjentów z zaburzeniami psychicznymi, leczonych u nas ambulatoryjnie - na okoliczność tego, jakie konflikty i psychiczne urazy różnego rodzaju dałoby się u nich stwierdzić. Następnie prosiłem koleżankę o szukanie tych samych konfliktów itp. w równie dużej grupie tak samo przygodnie wybranych pacjentów naszego oddziału szpitalnego, chorych nie psychicznie, lecz na jakieś organiczne choroby neurologiczne. I oto proszę: wynik nawet dla mnie samego był zaskakujący. Okazało się mianowicie, że takie same, a przede wszystkim równie ciężkie konflikty i przeżycia ujawniły się w daleko większej liczbie u psychicznie zdrowych, a tylko somatycznie chorych, aniżeli u owych zdrowych cieleśnie, którzy przychodzili do nas ze swymi zaburzeniami psychicznymi, swymi nerwicami. Takie same i równie ciężkie przeżycia uszkodziły zatem psychicznie jedną grupę, a nie uszkodziły drugiej. Nie może to więc zależeć od samego przeżycia, od wpływu środowiska, ale zależy od poszczególnej jednostki i jej postawy wobec tego, czego musiała doświadczyć. Nie miałoby więc najmniejszego sensu uprawiać profilaktykę nerwic i chcieć chronić jednostki przed tego rodzaju psychicznym zaburzeniem przez oszczędzanie im wszelkiego konfliktu i usuwanie im z drogi wszelkich cięższych przeżyć. Przeciwnie, byłoby raczej wskazane zawczasu te jednostki niejako psychicznie hartować. Albowiem dawne doświadczenie uczy, że w skrajnych i kryzysowych sytuacjach zaburzenia nerwicowe maleją. Również w życiu poszczególnej jednostki okazuje się dość często i wciąż na nowo potwierdza, że obciążenie (mam oczywiście na myśli nie obciążenie dziedziczne, lecz obciążenie w sensie wymagań) działa raczej psychicznie uzdrawiająco. Zwykłem to zawsze porównywać z faktem, że grożące zawaleniem sklepienia można wesprzeć i wzmocnić przez to, że się je obciąża. Na odwrót, okazuje się również, że właśnie sytuacje odciążenia, powiedzmy więc: wyzwolenia od długotrwałego i ciężkiego psychicznego nacisku, są z psychicznohigienicznego punktu widzenia niebezpieczne. Pomyślmy tylko o takich sytuacjach jak zwolnienie z więzienia! Niemało ludzi przeżyło dopiero wówczas, a więc dopiero po zwolnieniu, swój prawdziwy psychiczny kryzys, podczas gdy w czasie uwięzienia właśnie pod tym zewnętrznym i wewnętrznym naciskiem byli zmuszeni, a także zdolni, dać z siebie wszystko i osiągnąć swoje maksimum. Jednakże skoro tylko nacisk ustępuje, a cóż dopiero, kiedy dzieje się to nagle, właśnie jak w przypadku zwolnienia z więzienia, owo nagłe odciążenie człowiekowi zagraża, i ta sytuacja w pewnym sensie przypomina tak zwaną chorobę kesonową, w której nurek, zbyt szybko wydobyty z głębi wody, może groźnie zachorować wskutek równoczesnego nagłego obniżenia ciśnienia atmosferycznego. Coś podobnego widzimy też w przypadkach, gdy ktoś zostaje nagle wyrwany ze swego życia zawodowego i przez to naraz uwolniony od sumy stałych wymagań, którym umiał sprostać przez dziesięciolecia. Mam na myśli znany kryzys i zagrożenie psychiczne, jakie może łączyć się z przechodzeniem na emeryturę, o ile się na czas nie zatroszczyć o znalezienie nowych zadań. Mógłbym też wskazać na tak zwaną nerwicę niedzielną, na ową skłonność do smutnego nastroju powstającą u niektórych właśnie w czasie weekendu, a więc wtedy gdy człowiek już nie jest pod naciskiem powszedniej krzątaniny. Może w końcu odetchnąć, ale równocześnie dostrzega własną czczosć i pustkę, swoje duchowe i intelektualne niespełnienie, brak wszelkiego życiowego zadania, które wychodziłoby poza codzienne zarobkowanie i czyniło życie dopiero godnym życia. * Nic dziwnego, że internista heidelberski i dyrektor szpitala profesor Plugge po katamnezie i badaniu psychologicznym 50 osób, które usiłowały popełnić samobójstwo, mógł ustalić jako ostateczną i głębszą przyczynę ich znużenia życiem nie tyle, na przykład, nędzę czy chorobę, kompleksy czy konflikty, ile wciąż na nowo tylko to nie dające się opisać poczucie wewnętrznego niespełnienia - rezultat pozornie bezsensownej egzystencji! Por. stwierdzenie jednego z hamburskich instytutów społecznych o tym, że 58% ankietowanych młodocianych "nie wie, co z sobą począć" w wolnym czasie, a liczba ta nie obejmuje jeszcze fanatyków sportu, którzy z pewnością dadzą dalsze 30%. Pozostali notabene wolą imprezy zbiorowe. Z innego sondażu zdaje się wynikać, że 43,6% wszystkich widzów kinowych tylko dlatego chodzi do kina, że "nie wie, co począć ze swoim czasem". Dwaj profesorowie z kliniki Akademii Medycznej imienia Gustawa von Bergmanna w Monachium potrafili wykazać na podstawie swych badań nad byłymi więźniami obozów koncentracyjnych, że również choroby wewnętrzne, takie jak choroby serca, płuc, przewodu pokarmowego i przemiany materii, niejednokrotnie występowały dopiero wtedy, gdy ludzie ci wyszli już z obozu i wolni byli od nacisków obozowego życia. Obaj badacze obserwując to zastanawiali się, co też to może być takiego, co podtrzymuje człowieka fizycznie i psychicznie, jeśli nagłe i nadmierne odciążenie, jak i zbyt wielkie obciążenie tak samo może doprowadzić do choroby? Konkluzja brzmiała: człowiek, jeśli chce pozostać zdrowym na duszy i ciele, potrzebuje przede wszystkim jednej rzeczy: odpowiedniego celu życia, dostosowanego dla siebie zadania, jednym słowem tego, by życie stale stawiało mu wymagania, oczywiście takie, którym może sprostać. Czyż nie jest to jednak odmiana tematu, na który w innym kontekście już kilkakrotnie wskazywałem i który najzwięźlej sformułowany znalazłem w jednej z tez Nietzschego? Owo zdanie brzmi: "Kto musi żyć pod znakiem pytania "po co?", ten zniesie prawie każde pytanie, "jak" życie przeżyć"; a to znaczy: kto zna sens swego życia, ten, i tylko ten, może jeszcze najprędzej przezwyciężyć wszelkie trudności. Ten fakt, ta podstawowa zasada ludzkiej egzystencji winna zaowocować w terapii. I to jest właśnie problem chorego na nerwicę lękową: z piekielnego kręgu swoich myśli, krążących ostatecznie i jedynie wokół własnego lęku, można go wyrwać dopiero wtedy i tylko w tej mierze, w jakiej nie tylko nauczy się odwracać swą uwagę od objawu, lecz potrafi też zwrócić się osobiście ku jakiejś obiektywnej sprawie. Im bardziej chory, w sensie takiego obiektywizmu, postawi na pierwszym planie swej świadomości jakąś sprawę, która mogłaby nadać jego życiu sens i wartość, tym bardziej cofną się na plan dalszy przeżycia związane z własną osobą, a zatem jego osobista niedola. Toteż często o wiele ważniejsze niż szukanie kompleksów i konfliktów, a przez to ewentualne likwidowanie poszczególnych objawów, jest podjęcie maksymalnego wysiłku w kierunku odwrócenia uwagi od samego objawu. W Pamiętniku wiejskiego proboszcza Bernanosa znajduje się piękne zdanie: Jest łatwiej, niż można, sądzić, nienawidzić siebie; łaska polega jednak na tym, aby o sobie zapomnieć. Można odmienić tę wypowiedź i stwierdzić to, o czym niejeden neurotyk rzadko pamięta, mianowicie, że o wiele ważniejsze od gardzenia sobą czy zwracania zbytniej uwagi na siebie byłoby - do końca i całkowicie o sobie zapomnieć, to znaczy nie myśleć już w ogóle o samym sobie i wszystkich swoich wewnętrznych sprawach, lecz być wewnętrznie oddanym konkretnemu zadaniu, którego wypełnienie wymagane jest od siebie i dla siebie zastrzeżone. Tylko bowiem idąc przez świat trafiamy na powrót do naszego ja, jak podkreśla Hans Trub. I dopiero w oddaniu się jakiejś sprawie kształtujemy własną osobę. Nie przez kontemplowanie siebie ani przez samouwielbienie, nie przez krążenie myślami wokół naszego lęku uwalniamy się od tego lęku lecz przez poświęcenie, ofiarę z siebie i oddanie się sprawie godnej takiego oddania. Oto tajemnica wszelkiego kształtowania siebie i chyba nikt nie wyraził tego trafniej od Karla Jaspersa, kiedy mówi on o "nieugruntowanym człowieczeństwie opartym tylko na sobie samym" i o tym, że "ludźmi stajemy się zawsze przez to, że oddajemy się czemuś czy komuś drugiemu", i kiedy konkludując pisze: "Człowiek jest człowiekiem przez sprawę, którą czyni swoją sprawą". 10. O bezsenności Dzisiejszą pogadankę wyznaczono na godzinę nieco późniejszą niż dotąd i niejeden z moich słuchaczy myślał już, pewnie o udaniu się na spoczynek. Może więc wyda się zrozumiałe, jeśli poszukując stosownego tematu na dzisiejszą audycję pomyślałem i ja właściwie o tym samym, mianowicie o śnie jako problemie psychoterapeutycznym, a więc przede wszystkim o zakłóceniach snu, co głównie obchodzi laika. Nad snem zaczyna on przecież zastanawiać się zazwyczaj dopiero wtedy, gdy zakłóceniu uległ jego sen. Podobnie jak zwykły człowiek, nie-lekarz, zaczyna myśleć o swoim sercu, a nawet w ogóle je odczuwać, dopiero wtedy, gdy dostrzeże jakieś zakłócenie, na przykład bicie serca. Otóż pacjent zwracający się do lekarza z powodu zakłócenia snu prawie nigdy nie używa tego określenia, prawie zawsze mówi o bezsenności. Jak gdyby kiedykolwiek zdarzała się rzeczywista bezsenność. Cierpiący na tak zwaną bezsenność podlega mianowicie samozłudzeniu, kiedy naprawdę spał bądź co bądź w nocy kilka godzin, rano zaś gotów jest przysięgać, że nie spał ani chwili. A przy tym trzeba powiedzieć, że podlega temu złudzeniu z konieczności, że więc nie przesadza bardziej czy mniej świadomie. To samozłudzenie jest w końcu bliskie temu, kiedy wiele ludzi zapewnia, że nigdy nie śni, podczas gdy w rzeczywistości swoje sny tylko zapomina. Co się tyczy zakłóceń snu, należy z góry stwierdzić, że tak zwane środki nasenne, a więc wszelkie starania, aby lekami w sposób niejako chemiczny sen wymusić, oczywiście nie są prawdziwą terapią. Przeciwnie, przy ciągłym używaniu leki nie są ściśle biorąc nigdy na dalszą metę nieszkodliwe. Mimo to nie można w zasadzie mieć zastrzeżeń, jeśli się je od czasu do czasu stosuje czy zaleca. W przypadku jakiegoś silnego zdenerwowania, mającego za tło bieżące konflikty i niepewności, zawsze jeszcze lepiej jest, jeśli ktoś przy pomocy chemicznych środków nasennych zapewni sobie przynajmniej na kilka nocy sen, aniżeli gdyby - zbyt dumny, aby uciekać się do tej podpory, lub zbyt leniwy, aby odwiedzić lekarza - spędzał długie bezsenne noce, aż... aż co się stanie? Tymczasem niepewności dawno minęły, konflikty zostały rozwiązane, jednakże bezsenność trwa nadal bez widocznej przyczyny, a raczej z tej prostej przyczyny, że zainteresowany zaczął tymczasem bać się bezsenności, i sama ta obawa może już sen wypłoszyć. Działa tu mechanizm lęku oczekiwania, kiedy to jakiś w istocie niewinny i zupełnie przelotny objaw budzi w pacjencie pewne obawy, te zaś z kolei wzmacniają ów objaw, i tak, wzmocniony dodatkowo, utwierdza on pacjenta w jego obawach. Mawiamy w tym kontekście chętnie o jakimś circulus mtiosus, piekielnym kręgu, w który pacjent popada. Egon Fenz mówi może jeszcze trafniej o spirali, w postaci której zjawisko chorobowe coraz bardziej się wzmaga. W każdym razie pacjent może oprząść się coraz bardziej, niby kokonem, swym lękiem oczekiwania: początkowo ma jeszcze nadzieję, że następnym razem objaw zniknie, potem już się go boi, a w końcu jest przekonany, że się pojawi. Cóż może jednak lekarz, a właściwie sam pacjent zdziałać przeciw temu lękowi oczekiwania - w szczególnym przypadku przeciw płoszącemu sen lękliwemu oczekiwaniu, że nadchodzącą noc będzie musiał spędzić bezsennie? Ten lęk może potęgować się aż do lęku przed samym położeniem się do łóżka: ktoś z zakłóconym snem przez cały dzień czuje się zmęczony; ledwie jednak przychodzi czas pójścia do łóżka, chwyta go, właśnie na widok łóżka, lęk przed następną bezsenną nocą, staje się niespokojny, zdenerwowany, i rzeczywiście to zdenerwowanie już nie daje mu zasnąć. Teraz popełnia największy z możliwych błędów: czyha na zaśnięcie! Z napiętą uwagą, kurczowo śledzi, co się w nim dzieje; im bardziej jednak napina swą uwagę, tym mniej zdolny jest na tyle się odprężyć, aby w ogóle móc zasnąć. Gdyż sen to przecież nic innego jak pełne odprężenie. I świadomie dąży do snu, choć sen to właśnie zatonięcie w nieświadomości. Wszelka myśl o nim, wszelka wola zaśnięcia tyle tylko sprawiają, że nie dają zasnąć. Znam pewnego pana, który miał zawsze największe trudności, gdy chciał zasnąć. Pewnego wieczoru męcząc się, z trudem w końcu zasnął; nagle coś wyrwało go z lekkiej drzemki, ogarnęło go zakłócające sen uczucie, że chciał coś zrobić, miał coś załatwić. Obudził się i przychodzi mu do głowy, czego to chciał: chciał zasnąć! Czy nie przypomina to postaci z farsy - sklerotycznego pana, który coraz to pyta sam siebie: - Cóż to ja chciałem powiedzieć? Ach, racja; nic. Tak to już jest, jak powiedział kiedyś Dubois: sen przypomina gołębia, który siada na ręce, jeśli ją trzymać spokojnie, ale natychmiast odlatuje, gdy tylko po niego sięgnąć; sen również płoszy się przez to, że ktoś o niego zabiega, im zaś usilniej się to czyni, tym bardziej się płoszy. Kto niecierpliwie czeka na zaśnięcie, lękliwie obserwując swe wysiłki, płoszy sen. Cóż jednak winien czynić? Przede wszystkim: winien obezwładnić swój lęk czekania na bezsenną noc, uświadamiając sobie rzecz najważniejszą, mianowicie zasadę następującą: Każdy znajdzie już sobie minimum snu, którego organizm bezwzględnie potrzebuje. O tym należy wiedzieć i z tej wiedzy winno się, powiedziałbym, czerpać zaufanie do własnego organizmu. Zapewne: to minimum snu jest dla każdego człowieka określone i dla każdej jednostki inne. Nie chodzi jednak przy tym o długość trwania snu, ale o jego dostatek, na co składa się długość trwania i głębokość snu. Istnieją bowiem ludzie nie wymagający długiego snu, dlatego że śpią wprawdzie krótko, ale głęboko. Również u tej samej jednostki zmienia się głębokość snu w ciągu nocy i istnieją tu różne typy odpowiednio do ich krzywej snu. Jedni śpią najgłębiej przed północą, a inni, do których należą przede wszystkim pracownicy umysłowi, osiągają maksimum głębokości swego snu dopiero nad ranem. Pozbawić ten ostatni typ ludzi kilku godzin ich rannego snu to oczywiście pozbawić ich większej ilości snu aniżeli w przypadku innym, ze snem śródnocnym, kiedy to krzywa snu nad ranem już opada. Przede wszystkim więc żadnych obaw przed następstwami, jakie pociąga dla zdrowia zakłócenie snu! Następna przestroga: człowiek o zakłóconym śnie kładąc się do łóżka może myśleć o wszystkim, tylko nie o samym problemie snu, bezsenności itp. Niech już raczej myśli o wydarzeniach minionego dnia, przebiegając je wewnętrznym spojrzeniem - to zawsze jeszcze jest lepsze od tłumienia trosk czy problemów, spychania ich ze świadomości, bo wówczas mogą one sen zakłócać, a przynajmniej niepokoić w snach. Nie wystarcza więc negatywne postanowienie: byle tylko nie myśleć o spaniu, bo takie postanowienie zmusza jednak, choćby tylko w negatywnym sensie, do myślenia o nim. Dzieje się wtedy z nami jak z człowiekiem, któremu obiecano, że będzie mógł robić złoto z miedzi, pod tym tylko warunkiem, że podczas odpowiedniej procedury alchemicznej przez dziesięć minut nie będzie myślał o kameleonie. Po czym nie mógł już myśleć o niczym innym jak o tym osobliwym zwierzęciu, które przez całe życie nie przyszłoby mu na myśl. Jeśli więc tak się sprawa ma, jak to na wstępie twierdziłem, że wszelkie kurczowe usiłowanie i świadoma wola Zaśnięcia, że już wszelka świadoma chęć płoszy sen - co by też się stało, gdyby ktoś kładąc się nie dążył do zaśnięcia, gdyby nie dążył do niczego, albo nawet dążył do czegoś wprost przeciwnego, a przynajmniej do czegoś innego niż zaśnięcie? Cóż, efekt byłby gwarantowany, polegałby ź wszelką pewnością na tym, iż rzeczywiście by zasnął. Jednym słowem, w miejsce lęku przed bezsennością winien akurat pojawić się zamysł spędzenia nocy bezsennej, a zatem świadoma rezygnacja ze snu - i to wystarczy, aby zagwarantować zaśnięcie. Wystarczy tylko postanowić sobie: dzisiejszej nocy nie chce wcale spać, chcę się tylko odprężyć, pomyśleć o tym czy owym, o moim ostatnim czy nadchodzącym urlopie itd. Jeśli więc, jak widzieliśmy, wola snu uniemożliwia zaśnięcie, to już pozorna i czasowa wola bezsenności w sposób paradoksalny sen sprowadza. Wtedy przynajmniej nie będziemy się już bali bezsenności, lecz właśnie przez to samo znajdziemy się na najlepszej drodze do wśliznięcia się w sen. Na koniec jeszcze parę słów nie tyle o zakłóceniach zasypiania, ile o przesypianiu nocy bez przerwy. Co ma czynić nieszczęśliwiec, który wprawdzie wieczorem zasypia, ale w nocy się budzi? Przede wszystkim nie wolno mu czynić tego, co wszakże tacy ludzie niestety zazwyczaj czynią; zapalać światła, patrzeć na zegarek, sięgać po książkę, ani wreszcie rozmyślać o zawodowych planach na dzień najbliższy. Oto co jedynie i wyłącznie powinien czynić: łapać koniuszek tego, o czym ostatnio śnił, i w myśli do tego nawiązywać. Jednym słowem, nie można ryzykować tego, że wypadnie się z nastroju snu. A co powinno się robić, jeśli wprawdzie budzimy się dopiero rano, ale za wcześnie, jeśli na przykład budzą nas nieprzyjemne hałasy sąsiadów itp. Tu jest tylko jedna rada: nie poddawać się nastrojowi gniewu na to gwałtowne zakłócenie, gdyż zazwyczaj dopiero ów gniew z powodu obudzenia nie pozwoli już ponownie zasnąć. Ale i z tego gniewu nie wolno czynić anegdotycznego kameleona i wprawdzie postanowić nie gniewać się, ale przez to dopiero na dobre się rozgniewać, rozgniewać na swój gniew. W gruncie rzeczy niczym nie można jeszcze bardziej zirytować kogoś już zirytowanego aniżeli przypominaniem mu: człowieku, nie irytuj się! Komuś tak wzbudzonemu nie pomoże poddawanie się gniewowi, lecz raczej na przykład wyobrażenie sobie, że musi teraz, tak wcześnie rano, opuścić łóżko i pójść wykonać jakąś nieprzyjemną robotę itp. Skoro tylko zacznie to sobie wyobrażać, ogarnie go takie lenistwo, że wcześniej czy później ponownie zaśnie. Tak dotarłem do końca moich wyrywkowych rozważań o zakłóceniach snu i szczerze ucieszy mnie, jeśli mi się powiodło doprowadzić tym późnowieczornym wykładem tego czy innego z moich słuchaczy do rozleniwienia i znużenia, wystarczającego dla zagwarantowania przynajmniej na dzisiejszą noc dobrego snu. 13. O nerwicach lękowych i nerwicach natręctw Stwierdziłem kiedyś, w innym kontekście, że nie sposób wyprowadzić nerwic po prostu z tego, że pacjent kiedyś tam, w najwcześniejszym dzieciństwie, przeżył szok lub doznał urazu. Zawsze bowiem jeszcze, twierdziłem, istnieje problem, jak ktoś nastawia się do tego wszystkiego, co przeżywa, i dopiero od tego nastawienia zależy w ogóle, czy po tak zwanym urazie, a więc po tym swoim psychicznym zranieniu zachowuje jakąś psychiczną bliznę i ponosi trwałą szkodę. Dziś chciałbym najpierw zwrócić uwagę na ewentualne podłoże somatyczne zaburzeń nerwicowych. Wyjdziemy od nerwicy lękowej, a w szczególności od lęku przestrzeni. Co do niego można więc nadmienić, że, jak to coraz częściej się obserwuje, chorujący na ów lęk wyraźnie wykazują objawy nodczynności tarczycy. Oczywiście równie dobrze można by też powiedzieć, że cierpią oni na nadpobudliwość jednego z dwóch układów nerwowych mimowolnych, mianowicie układu współczulnego, o ile w ogóle wolno rozróżniać między funkcją tego "nerwu życiowego" a funkcją jego kontrpartnera, nerwu błędnego. W każdym razie charakterystyczna nerwowa nadpobudliwość daje się wtedy stwierdzić i problemem jest tylko, na ile mamy tu do czynienia ze stosunkiem przyczynowo-skutkowym, czy stosunek ten jest odwracalny i czy może tu chodzić o wzajemne oddziaływanie. Jasne jest bowiem, że jak nadpobudliwość układu wspólczulnego pociąga za sobą - niejako w postaci odblasku psychicznego i nadbudowy psychicznej - pewne pogotowie lękowe, tak samo też, na odwrót, czyjaś lękliwość wprowadzi nerwy współczulne w pewien stan podniecenia. Ustalmy więc najpierw jedno: jakaś ewentualna z dzieciństwa się wywodząca pobudliwość czy też okazyjny stan drażliwości układu współczulnego wyrażą się w sferze psychicznej w formie pogotowia lękowego. Czy jednak mamy już wówczas do czynienia z przypadkiem nerwicy lękowej, mianowicie w sensie wyraźnej nerwicy, a więc faktycznego zachorowania? Nie! Do tego zwykłego pogotowia lękowego musi dojść jeszcze coś nowego, mianowicie musi nim zawładnąć dobrze nam, lekarzom chorób nerwicowych, znany - proszę wybaczyć to wyrażenie - mechanizm psychiczny. Dopiero wówczas wybija godzina narodzin właściwej nerwicy. A czymże jest ten mechanizm? Jest nim wielokrotnie już przeze mnie omawiany i ukazany w jego znaczeniu lęk oczekiwania. Pozwolę sobie dać przykład oddziaływania tego lęku. Załóżmy, że ktoś jest od dzieciństwa bardzo wrażliwy i skłonny do potów. Któregoś dnia spotyka swego przełożonego lub jakąś inną osobę wyżej postawioną, społecznie. Co się stanie? Z samego lęku i podniecenia zacznie się pocić i wyczuje przy tym, że poci mu się też wyraźnie ręka, którą winien podać. Jeśli zwróci na to uwagę, może się łatwo zdarzyć, że następnym razem będzie się bał, że to samo znów się powtórzy i wprowadzi go w to samo zakłopotanie. Cóż jednak dzieje się naprawdę? Już sam lęk przed poceniem przyspiesza wydalanie potu, potu lęku, z gruczołów potnych skóry, dopiero teraz zacznie więc na dobre się pocić. Jednym słowem, widzimy oto, jak określony objaw, w konkretnym przypadku pocenie, wywołuje odpowiednią obawę, jak ta obawa, lęk oczekiwania, czyli lękliwe oczekiwanie pojawienia się objawu, sprzyja spotęgowaniu tego właśnie objawu, wreszcie jak tak spotęgowany objaw utwierdza jeszcze pacjenta w jego obawie. I tak zamyka się diabelski krąg albo raczej pacjent zamyka się w tym diabelskim kręgu, owija się weń jak w kokon. Wszyscy znamy stare przysłowie: życzenie jest ojcem myśli. Teraz zaś możemy dodać, że jeśli życzenie jest przysłowiowym ojcem myśli, to obawa jest matką wypadku, i to, jak się okazuje, również wypadku chorobowego. Wróćmy jednak do nerwicy lękowej. Okazuje się więc, że lęk oczekiwania odnosi się w niej do czegoś szczególnego, i tym, czego zainteresowany tak bardzo się lęka, czego z taką trwogą oczekuje, jest sam lęk. Jednym słowem, ofiara nerwicy lękowej cierpi nie na jakiś ogólny lęk oczekiwania, lecz konkretnie na oczekiwanie lęku. Ma ona lęk przed lękiem. W tym sensie potwierdza się opinia Franklina Delano Roosevelta, który w jednej ze swych sławnych Chatteries at the Fireplace, gawęd przy kominku, powiedział kiedyś: Niczego nie powinniśmy lękać się tak bardzo jak - samego lęku. Idźmy jednak w naszych pytaniach dalej i głębiej, zapytajmy samego pacjenta o bliższy powód jego lęku przed własnym lękiem. Okaże się, że boi się go tak bardzo, ponieważ lęka się wszelkich możliwych stanów będących skutkiem podniecenia lękowego: lęka się nagłego zasłabnięcia w pustych miejscach czy udaru serca albo mózgu na pustej ulicy. I już tu powinna - niezależnie od równoczesnej terapii somatycznej - wkraczać psychoterapia, wyjaśniając pacjentowi zupełną bezzasadność wszystkich tych obaw. Więcej nawet, w ramach psychoterapii winno się pacjenta pouczyć, aby w żadnym wypadku nie uciekał przed swoim lękiem pozostając w domu. Aby raczej próbował życzyć, sobie tego wszystkiego, czego się lęka, choćby tylko na ułamki sekund. Skoro bowiem na miejsce lęku pojawi się życzenie, uprzedza ono i udaremnia wszelki lęk. Głupia obawa jest wówczas tą mądrzejszą i jako taka ustępuje. Zilustrujmy to wszystko na konkretnych przykładach. Oto pewnego dnia przychodzi do mnie kolega, ale nie po fachu, tylko chirurg pracujący w klinice. Cierpi on niewypowiedzianie, bo przy operacji zaczynają mu drżeć ręce, z chwilą gdy jego szef, dyrektor kliniki, wkroczy do sali operacyjnej. Z czasem zaczynały mu drżeć ręce nawet wtedy, gdy miał komuś podać ognia, z samego strachu, że ktoś dostrzeże tę jego skłonność do drżenia i pomyśli sobie: mój Boże, jeśli temu drżą ręce przy zwykłym podawaniu ognia, to wolałbym nie być przez niego operowany. Tylko jeden jedyny raz nie miał przy takiej okazji drżenia: gdy ze znajomym jechał pociągiem mocno trzęsącym. Podając w tej sytuacji ognia znajomemu, miał wreszcie raz wszelkie powody do drżenia rąk, a jednak nie było najmniejszej tego oznaki. Dlaczego? Po prostu dlatego, że w tym wypadku nie potrzebował bać się drżenia. Tak oto miał już raz na zawsze dowód - i wystarczyło tylko dobitnie zwrócić uwagę tego chorego lekarza na ów dowód, że to zawsze tylko lęk powodował drżenie rąk. Mówię akurat o tym pacjencie-lekarzu, ponieważ chcę też opowiedzieć o skutkach jego leczenia: nie tylko on sam został uwolniony od lęku przed drżeniem i od drżenia rąk, lecz również inna pacjentka - od tego samego rodzaju nerwicy. Wspomniałem o tamtym pierwszym przypadku w jednym z moich wykładów dla studentów medycyny, a w 14 dni później otrzymałem list, w którym jakaś medyczka, słuchaczka owego wykładu, doniosła mi o podobnym swoim przypadku. Przez cały semestr cierpiała na to, że przy sekcji zaczynała drżeć, skoro tylko profesor anatomii przekroczył drzwi prosektorium, aby przyjrzeć się pracy studentów. Usłyszawszy jednak, jakie to memu pacjentowi-chirurgowi wskazałem wyjście z jego lęku przed drżeniem rąk, spróbowała sama zastosować tę metodę i powtarzać sobie w duchu to samo, co ów chirurg, mianowicie coś w tym rodzaju: - Oto wchodzi profesor, roztrzęsę się przed nim na cały regulator i zaraz mu pokażę, jak potrafią mi drżeć ręce - i w tej samej chwili wszelkie drżenie znikało. W miejsce lęku pojawiało się życzenie, życzenie uzdrawiające. Oczywiście, nie bierze się takiego życzenia poważnie, chodzi jedynie o to, aby je w sobie na krótką chwilę wzbudzić. Pacjent równocześnie sam się z siebie śmieje i w grze tej zwycięża. Ten śmiech, i w ogóle wszelki humor, stwarza dystans, pozwala pacjentowi zdystansować się wobec swej nerwicy i jej objawów. I nic nie może równie skutecznie stworzyć nam dystansu jak właśnie humor. Z jego pomocą bodaj najłatwiej nauczy się pacjent swoje objawy nerwicowe jakoś ironizować, a w końcu i przezwyciężać. Oczywiście chodzi tu tylko o jeden moment, na pewno nie o całość ani o istotę psychoterapii nerwic. Ale bądź co bądź o pewien moment ważny i w pewnych okolicznościach decydujący. Podobnie ukierunkowana terapia będzie też skuteczna w niejednej nerwicy natręctw. Wprawdzie w tego rodzaju nerwicy sprawy mają się nieco inaczej. Neurotyk z wyobrażeniami natrętnymi skłonny jest od dzieciństwa do drobiazgowych dociekań, wątpliwości i skrupułów. Budzi się w nim przymus liczenia okien, wymyślania bluźnierstw, ustawicznego sprawdzania, czy odkręcony jest kurek gazowy, albo też nieustannego mycia rąk. Z jakiegoś powodu zaczyna pewnego dnia bać się tych nierzadko śmiesznych myśli, owych natrętnych wyobrażeń, które od czasu do czasu przychodzą mu do głowy. Trzeba tylko, aby powziął myśl, że może tu chodzić o zapowiedź czy zgoła oznakę jakiejś choroby umysłowej, jakiejś prawdziwej choroby psychicznej. * I teraz pełen niepokoju zaczyna walczyć z tymi wyobrażeniami, które go nachodzą, atakować je z całą gwałtownością. O ile ofiara nerwicy lękowej cierpi w końcu właściwie na lęk przed lękiem, to ofiara nerwicy natręctw cierpi, jak się okazuje, na lęk przed przymusem, to znaczy przed wyobrażeniem natrętnym, i z lęku przed nim podejmuje walkę z przymusem, który odczuwa. Podczas gdy chory na nerwicę lękową od lęku ucieka, ofiara nerwicy natręctw, jak się okazuje, odczuwany przymus gwałtownie atakuje. Zachowanie to jest jednak nie mniej błędne. Bo tak jak lęk potęguje się do "lęku przed lękiem", tak samo też nacisk nerwicowych wyobrażeń natrętnych potęguje się wskutek odporu, jaki chory daje atakując te wyobrażenia. Właśnie ta obawa przed chorobą psychiczną powstrzymuje większość takich chorych od porady psychiatrycznej. Nie mniej niż 2/3 ankietowanych w tej sprawie pacjentów leczonych w poliklinice neurologicznej, na oddziale więc nie psychiatrycznym, zapewniało leczącego ich lekarza, że przenigdy nie poszliby na oddział psychiatryczny, właśnie z lęku przed wszystkim, co się łączy z psychiatrią. Również w takich przypadkach terapia winna zaczynać się od samych korzeni zła. A zło tkwi w tym, że wszyscy tego pokroju neurotycy padają ofiarą błędu. Nie wiedzą, w każdym razie, zanim o tym im się nie powie, że lękają się czegoś, czego lękać się, właśnie przy swym nerwicowo-natrętnym usposobieniu, nie mają żadnego, nawet najmniejszego, powodu. Mianowicie właśnie oni nie mogą zachorować psychicznie, ponieważ jest rzeczą znaną wszystkim psychiatrom, że ludzie skłonni do wyobrażeń natrętnych lub na nie cierpiący są po prost odporni na prawdziwe choroby psychiczne, a więc na psychozy. "
  13. Mam zupelnie tak samo. Ale ja wychodze z zalozenia, ze grunt to optymizm. I nie chodzi tu o zmuszanie sie do niego i udawanie ze jest ok, gdy nie jest ok. Ale o to, by szukac, drazyc, upadac i wstawac. I choc brzmi to strasznie patetycznie, to tak jest. Ja nie bardzo mam jak zmieniac swoje statusy materialne i otoczenie, ale za to wychodze z innego zalozenia - "Przyszlosc jest teraz!" I zamiast szukac czegos, obiecywac sobie ze jutro bedzie lepiej niz dzis, ze sprawy sie uloza, staram sie nie wybiegac za bardzo w przod (choc nie udaje mi sie to jeszcze zbytnio) i zyc i dzialac teraz. Staram sie akceptowac to co przynosi kazdy dzien i robic uzytek z tego co jest, a nie oczekiwac jutra, ktore jest niepewne. Prawda jest taka, ze nasze obawy dotyczace "jutra" w wiekszosci sie nie sprawdza, a prawdziwe problemy i tak przyjda z miejsc gdzie ich sie nie spodziewamy. Jest dobrze, bedzie lepiej!
  14. Linka nie do konca zgadzam sie z toba. Przedewszystkim, jak kiedys bede mial wlasne dziecko, to...byloby mi bardzo przykro, gdyby ono chcialo mi oddawac pieniadze za cokolwiek. Ale kazdy ma roznie w domu. Mialem kiedys znajoma, ktorej chlopak musial oddac rodzicom pieniadze, bo tez nie zrobil studiow. Strasznie ja to wkurzalo i ja tez to popieralem. Milosc przeliczana na pieniadze, to nie milosc. A co do sumienia i oklamywania... nie zawsze liczy sie czyn, ale wazna jest intencja. Abhab nie oklamywal matki zeby cos z tego miec, ale zeby jej nie robic przykrosci. A w sumie chodzi o to, ze wlasnie kazdy ma prawo do oblania studiow, czy tez problemow ze zdrowiem i nikt nikomu tu nie robi przykrosci. Takie rzeczy sie po prostu dzieja. A to problem matki, ze tak odbiera niepowodzenia syna - zamiast wspierac w problemach, oczekuje czegos, czego sama nie potrafi.
  15. Nie jestem specjalista, ani nawet kims bardzo madrym, ale mozna by zapytac "a co on takiego zdobyl, ze ma prawo cos ci wypominac?" Wiesz ze nie jestes odpowiedzialny za problemy rodzicow. Wiesz o tym, nie? Wiesz, ze to ich sprawa, wiesz ze nie udalo im sie stworzyc zdrowa rodzine, wiesz ze nie jest ok. Dlatego nie tlumacz sie. Nie czuj sie winny. Podziwiam cie, ze pomimo tego ze pochodzisz z rodziny gdzie trudno ci bylo i jest o wsparcie, az tyle osiagnales, ze skonczyles szkole, ze zdales mature, ze dostales sie na studia, ze chciales. Wielu ludzi na twoim miejscu sami zaczeli by pic, lub calkowicie sie zalamali, uciekli w samobojstwo. A ty trwasz, nie ulegles, nie uciekasz w picie i kaleczenie sie, a przynajmniej probujesz, pomimo ze tak ci ciezko. Szczerze, podziwiam. Dlatego nie tlumacz sie. Miales problemy do ktorych miales pelne prawo - twoje problemy w tej sytuacji sa dowodem twojej sily - masz nerwice, lęki, depresje, ale nie poddales sie. Nie wstydz sie siebie, nie wstydz sie swoich problemow. Nadwrazliwosc mamy, to tez nie twoja wina. Mama by bardzo chciala zebys zrobil studia i byl szczesliwy - stad byc moze jej reakcja na twoje wczesniejsze rzucenie studiowania. Ale skad ona wie, ze twoje szczescie jest na studiach? Sam przeciez wiesz, co czyni cie szczesliwym. Przydal by ci sie psycholog, lub tez poprostu przyjaciel. Pisz na forum wiele, pytaj, z pewnoscia ktos ci pomoze. POnadto poszukaj na necie pomocy dla Doroslych dzieci alkoholikow. Mozna spotkac ludzi ktorzy wyleczyli sie z alkoholizmu i teraz pomagaja innym. Moj dziadek tez pil ( ja bylem jeszcze wtedy maly) i moja mama tez teraz ma tendencje do nadmirnej wrazliwosci i jest nerwicowa, ale mimo wszystko jest normalnie - pracuje, kontakty w rodzinie sa normalne, mozna liczyc na wsparcie. To dowod na to, ze tobie tez sie uda. Z pewnoscia znajdziesz gdzies rozwiazanie, nie poddawaj sie tylko. Masz prawo poszukiwac pomocy. Masz prawo byc slabym, masz prawo cierpiec, masz prawo byc soba. Nie jestes robotem. Jezeli masz jakis znajomych, powiedz im, ze zamierzasz powiedziec rodzicom ze nie studiujesz. Pozniej, gdy bedzie zle w domu, bedziesz mial do kogo sie zwrocic. Mozesz tez pisac na forum, wielu ludzi zna takie sprawy znacznie lepiej niz ja. Z pewnoscia znajdziesz droge.
  16. Wszystko przychodzi malymi krokami:) Nie wiem czy pisales na forum swoja historie, ale od tego mozesz zaczac. Pozniej mozesz sprobowac przejsc z kims na priv - a napisz cos do bylekogo, nie wazne czy odpisze czy nie, i czy cos normalnego czy nie, ale zrob to:) Pozniej mozesz uzyc czatu. Na czacie znajdziesz miliony roznych osob, zazwyczaj w przedziale wiekowym 8-15 i spasionych zboczencow 45+:) Pewnie nie bedziesz mogl znalesc wspolnego tematu do rozmowy, ale nie poddawaj sie. Kolejna opcja to gg - wpisz sobie w gg w wyszukiwarce: Ania, miejscowosc Kozia dupa, i napisz cos tam - skomentuj opis (ludzie zazwyczaj to lubia bo sie czuja zauwazeni) i zacznij pisac o pierdolach. Dalej, mozesz sciagnac sobie Skype - jezeli masz problemy z gadaniem na realu, przez skype bedzie ci latwiej bo cie nie widac. Jezeli wychodzisz z domu, mozesz poszukac miejsca gdzie sa budki telefoniczne - czasem jeszcze gdzies stoja:) Nie koniecznie musisz kupowac karte tel, nie musisz tez od razu dzwonic na 997 i wrzeszczec ze psy to suki, ale mozesz np poszukac sobie opakowania swojego ulubionego proszku do prania i zadzwonic na infolinie (zazwyczaj bezplatne) i powiedziec ze po ostatnim praniu swoich gaci swedzi cie tylek i nie wiesz co zrobic. Moglbys zrobic to z tel komorkowego (infolinia, nie policja!:)) ale przez budke tel mozesz miec wieksza pewnosc siebie. A dalej to juz zagadywanie do ludzi. Na poczatek proponuje cwiczenie - idziesz sobie ulica i pytasz 10 osob o godzine, albo droge do najblizszego monopolowego. Mi najlatwiej sie gada z bliskimi znajomymi, lub lece do babci jak mam wiekszy problem i nikogo do pogadania. Ale dla ciebie moze byc latwiej zagadac do kogos obcego - w busie, na dworcu, w sklepie etc. Proste zeczy - idziesz do sklepu i mowisz "dziekuje" jak dostajesz reszte. Zwyczajnie odzywaj sie do ludzi. Wszystko przychodzi z czasem, pamietaj ze woda drazy skale. Lubisz Piersi? (zespol oczywiscie;D) Skoro masz pozytywny nastroj to go wykorszystaj, a jak ci bedzie gorzej to poszukaj sobie piosenki "JONEK" Az zacytuje: "Nie boj sie krzyczec, nie boj sie skakac. Zamien sie w drzewo, zamien sie w ptaka" Powodzenia!
  17. :) Przegladajac sobie siec, znalazlem jeszcze artykul o roznych typach rodzin i ich wplywie na rozwoj. Mi sie bardzo spodobal bo pokazuje, ze to nie my jestesmy chorzy, ale w rodzinach w ktorych zyjemy czasem cos idzie nie tak, czegos brakuje. I nasze problemy to nie nasza wrodzona "gorszosc";) ale nasza opinia i wyobrazenia o sobie i swiecie. W mojej rodzinie ciezkie chwile byly kiedys, dzis to raczej ja mam zwyczajnie tendencje do trzymania zlych wspomnien w glowie, no moze brakuje troche spontanicznosci i tyle. Ale nie ma co szukac winnych, bo sprawy ida ku dobremu. To co najwazniejsze, to koncowka artykulu - opis "zdrowej rodziny" (idealu). Mi bardzo podoba sie, bo widze co jeszcze musze sie nauczyc, zeby byc bardziej szczeslwym. Do dziela: http://www.poradnia.wroclaw.pl/czytelnia/dla_nauczycieli/obraz_siebie_a_rodzina.pdf Opracowała Małgorzata Nowak Obraz siebie, jako odbicie obrazu rodziny Jak powstaje obraz Siebie (warunkujący samoocenę)? Obraz siebie ,to nasze wyobraŜenie na temat tego jacy jesteśmy, co potrafimy, co myślą o nas inni ludzie. Obraz siebie (szczególnie samoocena) determinuje obraz świata . Jeśli mamy niską samoocenę świat jawi nam się , jako pełen niebezpieczeństw -jest źródłem lęku. System przekonań wewnętrznych (wyobraŜenia na temat świata zewnętrznego oraz własnej osoby zakodowane w pamięci) warunkuje sposób interpretowania rzeczywistości zewnętrznej. Obraz siebie powstaje w efekcie interakcji z otoczeniem (zwierciadło społeczne), w szczególności z rodzicami innymi dorosłymi osobami znaczącymi. Page 2 Podstawowe czynniki systemu rodzinnego: oczekiwania (wymagania) wobec dzieci stosunek emocjonalny do dziecka system kar i nagród Typy rodzin i ich wpływ na kształtowanie się osobowości dziecka Rodzina władzy -wewnętrzny straŜnik i policjant Oczekiwania rodziców: bezwzględne posłuszeństwo, przestrzeganie norm i realizowanie poleceń rodziców; wymagania przekraczające moŜliwości dziecka. Kary: wymierzane rygorystycznie (fizyczne, poniŜanie, straszenie utratą miłości ,a nawet porzuceniem) Uczucia i emocje dziecka (osamotnienie, poczucie bycia gorszym „niezasługiwania na miłość” złość i jednoczenie strach przed karą. Wpływ na kształtowanie się osobowości: rezygnowanie z siebie, bierne podporządkowywanie się i zaleŜność emocjonalna lub buntowanie się przeciwko wszelkim autorytetom i zasadom. Osobowość zaleŜna, biernie- agresywna lub despotyczna Rodzina sukcesu- wewnętrzny krytyk Oczekiwania rodziców: odnoszenie sukcesów, bycie najlepszym- wygrywanie z innymi, doskonalenie siebie; nieliczenie się z realnymi moŜliwościami dziecka zgodnie z zasadą: ”Musisz się bardziej starać, a na pewno ci się uda” Kary (i nagrody) za sukces (miłości warunkowa)-głównie krytykowanie, poniŜanie, porównywanie z innymi (emocjonalne odrzucenie przy poraŜkach i/lub braku sukcesu). Uczucia i emocje: lęk przed niepowodzeniem, unikanie sytuacji oceny i rywalizacji, frustracja i rozpacz (mimo ogromnych wysiłków dziecko nie jest Page 3 w stanie zasłuŜyć na uznanie, akceptację i miłość, gdyŜ nigdy nie jest dość dobre) Wpływ na kształtowanie się osobowości: poczucie bycia gorszym, poczucie, Ŝe na miłość trzeba zasłuŜyć (zapracować)-pracoholizm, perfekcjonizm zdobywanie prestiŜu za wszelką cenę. Rodzina bezstresowa (obojętna)- lęk wynikający z braku oparcia Oczekiwania rodziców: na ogół brak oczekiwań, a wręcz spełnianie zachcianek dziecka i pozostawianie mu duŜej swobody. Kary: brak kar, gdyŜ nie ma zasad. Uczucia i emocje: lęk wynikający z braku oparcia (brak wymagań i brak pomocy), osamotnienie, poczucie bycia niekochanym i nieakceptowanym (brak zainteresowania ze strony rodziców). Wpływ na kształtowanie się osobowości: Wysoki poziom lęku, nadmierna zaleŜność od innych ( w efekcie deprywacji potrzeb emocjonalnych oraz w efekcie deficytów społecznych i emocjonalnych) lub chłód i agresja Rodzina nadopiekuńcza- wewnętrzny straŜnik Oczekiwania wobec dziecka: nie ma oczekiwań, rodzice z powodu lęku ochraniają dziecko utrudniając mu rozwój. Nadmierne ochranianie moŜe być nieświadomym maskowaniem negatywnych uczuć w stosunku do dziecka. Kary: brak kar, trudności dziecka są tłumaczone przyczynami niezaleŜnymi od niego (to za trudne, jest za mały, to przez innych..) Uczucia i emocje: lęk i frustracja z powodu deficytów społecznych emocjonalnych, bezradność, poczucie bycia gorszym od rówieśników-wstyd, złość. Wpływ na kształtowanie się osobowości: brak wiary w siebie, mała odporność na stres, lękowość, infantylność, uzaleŜnienie od innych, deficyty w doświadczeniach społecznych powodują trudności w nawiązywaniu Page 4 kontaktów z rówieśnikami (lęk i złość, frustracja, przy braku spełniania zachcianek przez otoczenie). Rodzina chaosu-wewnętrzny policjant Oczekiwanie wobec dziecka: zmienne- w zaleŜności od nastroju rodziców. Kary: chwiejny system moŜliwe roŜne kary w tym derywujące potrzeby emocjonalne dziecka (fizyczne, poniŜanie, wyśmiewanie, presja) Uczucia i emocje: lęk i Ŝycie w ciągłym napięciu, ambiwalentne uczucia wobec rodziców (agresja i jednocześnie lęk przed karą) Wpływ na kształtowanie się osobowości: osobowość lękowa – perfekcjonizm, nerwica natręctw, sztywność i dogmatyzm, brak ufności, postawa manipulacyjna, obawa przed bliskością w efekcie doświadczenia ambiwalentnego stylu przywiązania, nieumiejętność radzenia sobie z emocjami (modelowanie)-chwiejność emocjonalna. Rodzina współuzaleŜniona (rodzina z problemem alkoholowym)-jw. Oczekiwania : rodzice oczekują przede wszystkim, Ŝe dziecko dochowa rodzinnej tajemnicy, nadmierne obciąŜenie obowiązkami. Stosunek emocjonalny do dziecka: brak zainteresowania sprawami dziecka i jego emocjami; odreagowywanie (przez oboje rodziców )frustracji na dziecku- obarczanie dziecka winą za swoje problemy; uzaleŜnianie emocjonalne przez rodzica niepijącego, który szuka w dzieciach wsparcia; Kary: niestabilny system kar i nagród Emocje dziecka : ciągłe poczucie zagroŜenia; stan ciągłego oczekiwania i lęku; zaprzeczanie silnym ,negatywnym emocjom, poczucie winy (w efekcie obwiniania oraz jako efekt złości odczuwanej w stosunku do rodzica), silne lęki przed zagroŜeniem fizycznym i emocjonalnym (wstydem), poczucie niepełnowartościowości, brak wsparcia i utrata zaufania do wszystkich dorosłych. Page 5 Wpływ na kształtowanie się osobowości Tendencja do wchodzenia w relacje współuzaleŜnienia (przymus pomagania), nieufność, zamroŜenie emocjonalne, pracoholizm, uzaleŜnienia od środków zmieniających świadomość, ucieczka w fantazję. Rodzina niepełna ( w efekcie śmierci lub rozwodu ) Oczekiwania: pomocy i wsparcia emocjonalnego dla rodzica (rodzeństwa)- często bycie zastępczym partnerem lub przyjacielem. Kary- trudności w wyznaczaniu zasad i ich egzekwowaniu ze względu na obsadzenie dziecka w roli partnera i zaleŜność emocjonalną rodzica, lub z powody chęci wynagrodzenia dziecku straty. Emocje i uczucia dziecka: wstyd i poczucie bycia gorszym, złość i zazdrość w stosunku do rówieśników (agresja) , lęk przed stratą drugiego rodzica, samotność- z powodu niedostępności emocjonalnej i braku czasu drugiego rodzica, często poczucie winy z powodu śmierci i/lub odejścia. Wpływ na kształtowanie się osobowości : pesymizm, poczucie bezradności, patologiczne formy zachowania (wesołkowatość, ucieczka w chorobę, lub fantazje, nieprzygotowanie do pełnienia ról społecznych w efekcie braku wzorca) niepokój wynikający z braku doświadczeń społecznych. Page 6 Zdrowy system rodzinny (według Virginii Satir) • Wolność do postrzegania tego, co jest tutaj i teraz, a nie tego, co powinno być. • Wolność do myślenia, co się myśli, a nie co powinno się myśleć. • Wolność do czucia tego, co się czuje ,a nie tego, co powinno się czuć. • Wolność do pragnienia i wybierania tego, co się chce a nie tego czego powinno się chcieć. • Wolność do wyobraŜania sobie własnej samorealizacji ,a nie grania sztywnej roli, czy ciągłe troszczenie się o bezpieczeństwo. Reguły funkcjonowania zdrowej rodziny: • Problemy są zauwaŜane i rozwiązywane. • Promowanych jest pięć wolności wg V. Satir. • Wszystkie relacje oparte są na dialogu i równości, kaŜdy jest waŜny i ceniony. • Komunikacja jest bezpośrednia i oparta na faktach. • Członkowie rodziny mogą zaspokajać swoje potrzeby. • Członkowie rodziny mogą być indywidualnościami. • Słowa mają pokrycie w czynach. • Rodzice dbają o samodyscyplinę. Page 7 • Role w rodzinie są ustalone ale mogą się zmieniać. • Wprowadzane zasady są jawne i uzasadniane. • Naruszanie wartości jest omawiane i korygowane. • Błędy są wybaczane i stają się bazą do uczenia się. • System słuŜy wszystkim członkom rodziny. • Rodzice nie przenoszą swego wstydu na dzieci, uczą poszanowania. • granic (kaŜdy odpowiada za swoje czyny i słowa, a nie innych osób). • Atmosfera jest radosna a zachowania spontaniczne
  18. Ale czy probujac nie myslec, nie bedziemy caly czas o tym myslec zeby nie myslec? I kolo sie zamyka. Sam nie wiem, sam szukam. Ale wazne chyba by przeszlosc zostawic przeszlosci, a uswiadomic sobie ze przyszlosc jest wlasnie dzisiaj, bo jutra moze nie byc. Zyjmy moze poprostu?
  19. :) Cos wymyslisz:) Nie pytaj, co masz robic zeby byc szczesliwa, pytaj siebie co chcesz robic i rob to. Szczerze, to nie wiem co ci poradzic - ja powoli zauwazam ze nerwica bierze sie stad, ze czlowiek nie robi tego co chce. Ale byc moze to moj 'przypadek":) Przewiduj co daje ci szczescie, a co nie. Kazdy wie, ze np lezenie przed telewizorem jest fajne, ale przynosi zle skutki. Tak samo z nerwica i np wychodzeniem na spacer. Jezeli wiesz ze wyjscie na dwoj polepszy ci humor, to czemu sie nawet nie zmusic do tego? Ja sie zmusilem do zagadania w autobusie do panienki. I choc mialem strasznego pietra i sie zmusilem, dzis zrobil bym to samo - z jedna tylko roznica - tyle mi to dalo satysfakcji ze teraz zrobil bym to z przyjemnosci. Proboj roznosci - cos znajdziesz:) Zgadzam sie z toba ze osoba x i y to nie te same osoby, ale z powyzszym zdaniem sie nie zgodze w pelni nigdy. Dlaczego? Bardziej doswiadczona? hmm... Wielu ludzi na swiecie ma naprawde duze problemy - wojny, glod, choroby, brak pozywienia itd. I nie maja nerwic. Nasze doswiadczenia to poczucie leku, ale ciezko nam nawet powiedziec czego sie boimy. W zarysie tylko czasem potrafimy powiedziec. bardziej wrazliwa? Ok, masz racje, choc i cierpienia powoduja ze ludzie twardnieja. Wystarczy spojzec na personel medyczny w szpitalu. Nikt sie tam nie przejmuje za bardzo pacjentami, bo sa przyzwyczajeni. No chyba ze sami cos przezyja - wowczas sa o wiele bardziej empatyczni. Ale ze bardziej dojzala psychicznie, to nigdy sie nie zgodze. My sobie nie radzimy z problemami, czasem blachymi - jak wyjscie z domu, czy jak ja kiedys mialem - ze zjedzeniem czegos w miejscu publicznym. To pokazuje jak bardzo slabi i niedojzali jestesmy. Nie oceniam tu nikogo - wiekszosc nerwic bierze sie z domu - i bardzo ciezko jest sie zmienic, gdy brakuje nam czasem ciepla, uznania, pewnosci itd. Nie ma tu winnych. Ale nie wmawiajmy sobie ze jestesmy lepsi bo mamy nerwice! To bzdura i powod dla ktorego napisalem wczoraj swoj post. Jestesmy tacy jak inni- ze swoimi zaletami i wadami. Jestesmy wspaniali. Ale nie udajmy ze nasze wady sa zaletami. Wlasnie, to sedno sprawy! Nie wywyzszajmy sie ze mamy nerwice, nie traktujmy jej przez duze N, bo to zwyczajnie zboir naszych wad, nic innego. Nie nazywam pieprzeniem naszych problemow, bo sam czesto mowie o nich z innymi - wowczas latwiej jest mi je zaakceptowac i przeskoczyc. Nie nazywam pieprzeniem problemow, stresow, strachow, nerwow, zygania rano przed zajeciami, samotnosci. Pieprzeniem dla mnie jest pisanie takich rzeczy, ze nerwica to w ogole rozwoj, ze to droga, ze my jestesmy lepsi bo przez nerwice bardziej ludzcy, na wyzszym poziomie itd. - Takie wypowiedzi mi sie nie podobaja. I przeciw temu protestuje. Nerwica to nie rozwoj. To choroba. Staralem sie napisac swoj post tak, by nikogo nie obrazic - wiem ze cierpicie, sam cierpialem czasami i jeszcze to wraca. Jestescie wspanialymi ludzmi, wszyscy. Ale samo cierpienie nie czyni nas fajniejszymi. Choc sie nie znam za bardzo, obstawiam, ze kolega Depres probuje znalezc na sile w swojej chorobie powod do dumy. To bledna droga. Jak mawia pewnien znany gosc "nie robmy perfumeri z szamba";D Jestem z toba Depres, znajdz swoja dume w tym czym moglbys sie pochwalic, a nie w tym ze np: boisz sie wyjsc z domu i cierpisz z tego powodu. Przeciez masz z pewnoscia wiele innych zalet! Pozdrawiam wszystkich:)
  20. Szczerze? Pieprzycie. Chyba po to zeby sobie podniesc samoocene i powiedziec sobie ze jestescie jakimis lepszymi istotami, bo bardziej doswiadczonymi, bardziej dojzalymi psychicznie i lepiej rozwinietymi itd, bo cierpicie. A prawda jest taka, ze wy, tak samo jak i ja, macie problemy z ktorymi sobie sami nie radzicie, albo ciezko to idzie. Ja tam wiem, ze jestem normalny i normalny chce byc. Gdzies mam wyzsze poziomy rozwoju, chce byc przecientny, stereotypowy i na takim samym poziomie jak wszyscy. Szanuje siebie takim jaki jestem ( a przynajmniej staram sie). Wolalbym nie miec wspomnien o nerwicy z mlodosci, i wolalbym byc silniejszy psychicznie, a nie taki wrazliwy jak bylem. Ale stalo sie to co sie stalo, przeszlosc jest juz tylko wspomnieniem. Staram sie wyciagac wnioski i tworzyc fajna terazniejszosc. Cierpienie to glupota. Czlowiek ktory cierpi ani nie jest lepszy ani madrzejszy. Nikt za to ze cierpimy i nie radzimy sobie z wlasnymi problemami nie bedzie nas nagradzal. Wszyscy jestesmy normalni i fajni. I ja tam wole przestac filozofowac, a zaczac zyc jak wszyscy. Po prostu zyc. I byc szczesliwym, a nie cierpiec.
  21. Zrob 1 krok! Siedzac w domu i piszac na forum nie pokonasz swoich problemow. Szukaj mozliwosci kontaktu z ludzmi i obserwuj siebie oraz ich reakcje na to co mowisz. A moze ludzi masz wokol siebie do d*** i dlatego ciezko ci sie dogadac? Nie wiem jak wyglada twoje zycie, ale mozesz zaczac od prostych rzeczy - np zagadanie do kogos na przystanku - najpierw pytasz o godzine, pozniej zaczynasz o pogodzie i tak sie rozmowa toczy, chyba ze ten ktos nie chce rozmawiac - wowczas szukasz innej osoby. Moze jestes pesymista?? Ludzie nie cierpia pesymistow, bo ci potrafia zatruc cie na caly dzien swoim pogladem an rzeczywistosc. Rozmawiaj o sprawach blachych, malo waznych, nie poruszaj trudnych tematow, chyba ze kogos znasz. Badz otwarty - ludzie ci zaufaja. Czesto sie usmiechasz? Czasem glupi usmiech potrafi przelamac wielkie lody. Pomysl co moze byc przyczyna. Z pewnoscia nie ma czegos takiego jak "trad psychiczny", ale wmawianie sobie "jestem do d***'" jest bardzo czeste. Pomysl jaki jestes - trzebabylo sie zapytac znajomej "powiedz mi szczerze, czy widzisz we mnie jakies wady? Bo chcialbym miec tak dobre stosunki z ludzmi jak ty, ale nie potrafie, moze robie cos zle?" Nie wiem co ci jeszcze moge poradzic. Nie pisz rzeczy w ktore sam nie wierzysz, o jakim tradzie, bo z takim czyms nie da sie walczyc. Zamiast nazywac to tradem, postaraj sie poszukac przyczyny i remedium. Z pewnoscia dasz sobie rade i cos wymyslisz! Pozdrawiam:)
  22. eldruto

    dziwny świat

    Hej:) Postaram sie ciebie pocieszyc:) Nie mialem chyba nigdy derealizacji/depersonalizacji i nie bardzo wlasciwie wiem o co chodzi. Z tego co pisza ludzie i co sam wiem po sobie, jest to uczucie ze czlowiek jest w jakims matriksie, ze nie panuje nad soba itd. Ja miewam czasem wrazenie ze dzialam na zasadzie autopilota:) Tzn ze robie cos i za chwile nachodzi mnie taka mysl ze wlasciwie nie kontrolowalem tego. Np jade samochodem, wracam juz do domu i na mostku dochodzi do mnie ze robilem to jakos automatucznie, ze jakbym wowczas byl w innym swiecie, a na mostku to juz w nastepnym. Albo jak siedze dlugo przy komputerze, to mam takie cos, ze czuje sie taki otumaniony. Co jest ciekawe, nie zawsze tak mam. Sa dni kiedy budze sie rano i czuje sie tak dziwnie, a sa takie, ze w ogole wszystko jest ok. Dlatego dochodze do wniosku, ze jest to cos co wszyscy ludzie na swiecie maja:) Zwyczajnie, my neurotycy, jestesmy przewrazliwieni na takich punktach, ze choroba, ze cos nam moze byc, ze przestaniemy rozrozniac co rzeczywistosc a co wymysl naszej glowy. Mam dla ciebie propozycje - sprobuj nie zwracac na to uwagi. Ja np, wczoraj do poludnia tak sie czulem i sam sie tym martwilem, ale np wieczorem bylem z kumplami w barze i w ogole o tym zapomnialem. Znaczy sie, ze objawow nie bylo (bo ich nie widzialem), a rozumuje tak, ze jak czlowiek jest chory, to jest, a jak zdrowy, to zdrowy. Wychodzi mi na to, ze te "dereale" to po prostu wymysl naszych wyobrazni (choc to wcale nie umniejsza cierpienia, jakie ktos moze przez nie odczuwac). Ponad to wezmy poprawke na to, ze jest poczatek wiosny - dwa dni temu bylo cieplo, dzis chodzimy znow w zaspach:) Mysle ze to tez takie przesilenie moze byc a my na to zwracamy uwage i mowimy sobie "to dereal, jestem chory!!" Czesto mozna spotkac sie np z problemami ludzi ktorzy walcza z sennoscia - wielu lekarzy wskazuje na to, ze ci ludzie niejako "zmuszaja sie do zasniecia" - czekaja na sen. I tak sie laduja nerwowo, ze jak sie sennosc pojawia, to sa zbyt zdenerwowani by zasnac. Sam wiele razy mialem przez zycie takie sytuacje, ze np obudzilem sie o 2 w nocy i zasnolem z powrotem o 5. Ale Kazdy tak czasem ma, i to normalne. Najlepszym sposobem jest myslec o czyms innym. Z okresu jak bylem religijny, w takich sytuacjach sie modlilem - nawet nie dochodzilem do 1/10 roznca, bo zasypialem;D Teraz, jak mi sie cos takie dzieje, to najczesciej mysle o swoim motorze (Yamaha Virago:) ) i tez zasypiam, ale zadko tak mam, bo najczesciej ucze sie do pozna i nie mam problemow z zasypianiem. Oczywiscie zdarzaja sie tez noce ze budze sie i nachodza mnie czarne mysli, albo takie filozoficzne, ale jak tylko moge, to mysle o czyms innym ("glebsze mysli trzymam na powiezi" jak spiewa KSU:) ). Takze cala ta derealizacja jest tylko z tad ze zwracamy na nia uwage i tak ja nazywamy. Ja nazywam to zmeczeniem, albo przyczyn raczej szukam w przyrodzie i nie przejmuje sie tym. Ten swiat na nas ciagle oddzialowywuje np: moja ciotka ma bezsenne noce podczas pelni:D (mam nadzieje ze nie jest wilkolakiem:D) WYdaje mi sie, ze najlepiej to nie zwracac na to uwagi:) Glowa do gory, jestesmy zdrowi!! Tylko troche bardziej zdenerwowani niz inni, i roznych rzeczy sie boimy, bo strach wielkie oczy ma. A co do zmian przed a po nerwicy...hmmm...ja troche zaluje ze mialem nerwice, bo wiem, ze ona jakos na mnie wplynela i jestem teraz nieco inny niz znajomi - np juz nie smieje sie z ludzi ktorzy chodza do psychologa. Ale to tyle. Nasze zycie to suma doswiadczen i przezyc. Dzieki nerwicy mielismy wiele zlych doswiadczen, ale ja caly czas probuje je zmieniac na dobre. Ucze sie jaki ten swiat jest w sumia fajny - a to ide gdzies wieczorem jak tylko mam czas, a to staram sie zrobic cos glupiego;) Jestem dosc strachliwy - ostatnio uczylem sie spawac:) A ze boje sie jak spawarka buczy, to zeby dodac sobie odwagi zalozylem sluchawki z rammsteinem na uszy:D Mam dobre doswiadczenie, bo costam uspawalem i nastepny krok to pojscie spawac bez rammsteina i sluchawek. Nasze zycie to suma doswiadczen - warto zbierac te dobre, a nie zatrzymywac sie nad tymi zlymi. Warto liczyc blogoslawienstwa a nie wady. Wszyscy ludzie sa psychiczni, nie kazdy tylko zdiagnozowany:)
  23. hej:) Ludzie na tym forum nie takie rzeczy w zyciu robili i nie takie bledy popelniali- a teraz sie z tego smieja:) - No wlasnie dales. Obstawiam ze masz tak cholernie niska samoocene. Nie wiem jak wyglada twoj dom, ale mozna by tez obstawic ze pewnie twoi rodzice sa surowi dla ciebie, skoro piszesz o problemach na necie, a nie gadasz z rodzina. - Ale szkoda ze chcesz nim byc. Ja z cala pewnoscia moge powiedziec ze gardze perfekcyjnymi ludzmi. I wcale sie tego nie boje - bo nikt mnie nie opieprzy nawet - jeszcze w swoim 22 letnim zyciu zadnego perfekcyjnego czlowieka nie widzialem. Jezeli wierzysz w boga, to wiedz, ze tylko bog jest perfekcyjny. - A Kaczynski jest kurduplem - i wcale nie przeszkadza mu to w byciu prezydentem. Napoleonowi tez nie przeszkadzalo. -Tez nie mam. Czesc ludzi na tym forum boi sie wyjsc z domu. Oni tez nie maja kondycji:) -Ani ja. Ale jak to mowia - Milosc jest slepa. I dlatego powoli staram sobie znalesc dziewczyne. Czas pokaze. - Nie bardzo rozumiem. Ale sam studiuje i tez bardzo zadko chodze na imprezy. Ostatnio na imprezie bylem przed 1 listopada. -Oni cie tak nazwali, czy sam sie tak nazwales? Bo to OGROMNA roznica. -Od zawsze. Nohoho...16 lat zycia to naprawde szmat czasu, zebys mogl takie rzeczy o sobie mowic. BZRUDA, BZDURA, BZDURA. Sam nie masz pojecia ile jeszcze przed toba. I sam nie masz pojecia ile rzeczy potrafisz zrobic. I pewnie sam mozesz sobie przypomniec ze ze 2 razy w zyciu ci sie jednak udalo dobrze kopnac. Czyli potrafisz. Zyjac, spotykaja nas rzeczy dobre i zle. Po smierci nie spotka nas nic. A bog ponoc tez nie lubi jak sie ludzie za szybko poddaja. - My cie tak nie porownujemy. Sam sie tak porownales. My cie lubimy. Sam siebie nie lubisz. - Wielu ludzi tutaj nie musi tego robic. Oni wiedza jak to jest. Wielu tutaj cie doskonale rozumie. Glowa do gory! - Bedzie dlugie i sam jeszcze nie masz pojecia ile fajnych rzeczy cie w nim spotka. Uwierz mi:) -Swiat g**** to obchodzi:) To bylo tylko pewnie jakies 100 czy 200 osob w jednym miejscu - ludzi w tym samym wieku co ty, ktorzy tak samo malo wiedza o zyciu:) A co cie obchodzi ich zdanie?? Olej ich. Nie musisz byc mistrzem i bogiem - badz normalnym czlowiekiem. Sam nie masz pojecia jak ciezko czasem o takich. Nie porownuj sie. To glupie - zawsze sa lepsi i zawsze sa gorsi. Jestes kims jedynym i niepowtarzalnym. - Ehe;(. Pojdziesz za 2 lata z nerwica lekowa i depresja, po 2 probach samobojczych. Dlaczego mialbys nie isc? Zasada jest taka "jezeli czujesz ze chcialbys isc do psychologa, to znaczy ze powinienes tam isc" Psycholog od tego jest - by pomagac ludziom ktorzy nie sa szczesliwi, a byc powinni. Bo przeciez jestesmy stworzeni do tego, zeby byc szczesliwymi, no nie? - Ci ludzie sa dokladnie tacy sami jak ty. Tez sie boja opinii spolecznej. Dlatego, gdy ktos popelnia blad to go krytykuja zeby sobie podniesc samoocene i poczuc sie bezpieczniej w grupie. Dlatego w szkolach wystarczy, by 1 goscia odsunac od klasy i kumpli, a moment stanie sie pokorny jak baranek. Wiec zapamietaj to co ci teraz powiem. 1. Jestes normalnym czlowiekiem. Jakbym byl dziewczyna, a mial takie doswiadczenia za soba jakie mam, to z toba bym poszedl na randke, a nie z twoimi kumplami. Bo prawdziwa wartosc nie objawia sie z kopaniu w pilke. To cos innego - to bycie czlowiekiem. Poprostu. 2. Z pewnoscia masz wiele zalet i potrfisz robic wiele rzeczy. Tylko pewnie sam nie dostrzegasz ich, albo mowisz ze tylko sie udalo. Usiadz sobie dzis wieczor w domu i zrob sobie liste rzeczy ktore potrafisz robic. Odkryjesz, ze jednak cos sie na niej znajdzie. Kluczem do sukcesu nie jest to by umiec wszystko (bo sie nie da), ale by umiec 1 rzecz lepiej niz wszyscy. Moze bedzie to cos malego, ale jednak. 3. Pogadaj dzis w domu z rodzicami o tym co sie dzieje w twoim zyciu. To jest BARDZO TRUDNE. Wiem, bo sam jak bylem w twoim wieku, chcialem byc mezczyzna - nie dostrzegalem wlasnej wartosci, a probowalem osiagnac niewiadomo co - tak nabawilem sie nerwicy:) A ty nie chcesz miec nerwicy, ty chcesz byc szczesliwy. Mam nadzieje ze masz dobry kontakt z rodzicami. 4. Nie uciekaj od kumpli. Bo cale zycie bedziesz uciekal. Nie pokazuj im nic. Bo cale zycie bedziesz musial pokazywac. Badz soba. Moje rady sa takie banalne, ale jest cholernie trudno je wprowadzic w zycie. Sam sobie zdaje z tego sprawe. Poszukaj wlasnej wartosci, poszukaj tego co lubisz robic i rob to. Zrob sobie kartke i na niej stawiaj sobie cele, a nastepnie je realizuj. Malymi krokami, nie spiesz sie. Tak nabierzesz pewnosci siebie. 5. Idz do psychologa. To nie zart. Idz, bo ci tego potrzeba. Nie ten upada kto bladzi, ale ten kto sie nie podnosi. Zaakceptuj siebie, takim jaki jestes. Nie uton w morzu wymagan. U psychologa dostaniesz wiele rad na to, co mozesz zrobic zeby bylo znacznie lepiej. Napisal bym ci jeszcz wiecej, ale juz mnie oczy bola od kompa i ide gdzies sie ruszyc. Jak chcesz to napisz na priv. Wiesz co mnie wkurza najbardziej? Ze myslisz tak samo jak ja kiedys. Prosze, przestan. Jestes kims i uda ci sie jeszcze wiele w zyciu. Nie popelniaj bledow takich jak ja kiedys. Pewnie juz od dawna stosujesz wobec siebie milion wymagan i za milion rzeczy sie sam karzesz. Pewnie juz od dawna nie robisz rzeczy ktore na prawde sam chcialbys robic. Zaakceptuj sam siebie. Glowa do gory:) Po kazdej burzy wstaje slonce.
  24. Hej:) Glowa do gory! To sa tylko twoje uczucia. Mozesz brac leki, ktore cie uspokoja, ale prawda jest taka, ze strach trzeba pokonac - stawic mu czola, lub tez najzwyczajniej w swiecie go olac. Bo sama wiesz ze twoje objawy sa irracjonalne - a wiec jestes jak najbardziej zdrowa. Zeby sie uwolnic od strachu, czy tez sie z nim oswoic, najpierw powinnas isc do psychologa - tam dowiesz sie co powoduje ze masz takie leki - moze nadmierne ambicje, moze niezaspokojone potrzeby uznania i milosci. Jak juz siebie poznasz, bedziesz wiedziec skad co sie bierze, bedziesz mogla probowac sie przelamywac. Nie spiesz sie - sam dlugo z takimi rzeczami sie zmagam, ale wiedz ze tylko aktywna postawa przyniesie ci korzysci. Nie oczekuj szybkiego wyzdrowienia, ale wiedz, ze ono przyjdzie - jak wezniesz ster w swoje rece - szybciej niz ci sie wydaje. Polecam lekture: http://moja-nerwica.republika.pl/ ponadto "oswoic lek" - jest na chomikuj.pl (niezwykle przydatna) pozdrawiam:)
  25. :) Na sam poczatek: Czy spotkales sie kiedys na ulicy z kims kto jest taki jak ty? nie sadze. Otorz, czy ci sie to podoba czy nie, jestes cudem natury. Prawdopodobienstwo ze dana para malrzenska wyda na swiat takie samo dziecko jest praktycznie zadne (cos kolo bilionow do jednego o ile dobrze pamietam). Nikt nie ma na swiecie takich oczu jak ty. Ponoc zdarza sie ze linie papilarne sie powtarzaja, ale z pewnoscia oczy juz nie. To samo z glosem - jego barwa, wysokosc, ton - jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny. Wszystko teraz zalezy od ciebie - czy swoja niepowtarzalnosc docenisz czy olejesz. Po krotce napisze co mysle o tobie i o tym wszystkim co napisales (wnioskujac z maila): 1. Miales naprawde ciezkie dziecinstwo i trudne wspomnienia za soba. Szczegolnego pecha - zwlaszcza ze nawet w szkole trafiles na kogos kto cie odrzucil (cholerni nauczyciele, ktorzy nigdy nie powinni znalesc sie w szkole, ilu takich jeszcze jest). 2. Piszesz ze byles w szkole ciagle kozlem ofiarnym. Zastanawiales sie kiedy czemu tak bylo? - Bo miales niska samoocene, brak wsparcia i milosci ze strony rodziny - stad twoje problemy. Ale zauwaz, ze do dzis nie wyciagnales z tego wnioskow - wciaz masz taka sama samoocene - a przeciez tyle juz zdobyles, tak madry jestes. Przyczyna twoich niepowodzen jest twoja samoocena - strasznie negatywna. Nie mozna byc we wszystkim najgorszym!! Nie ma takich ludzi, ktorzy sie do niczego nie nadaja. Ale sa tacy (a jakze ich wielu) co tak niestety mysla o sobie. 3.Ja nigdy nie bylem na olimpiadach, w szkolach bylem sredniakiem, teraz jakos tam przede na studiach, a studiuje to co ty juz umiesz - Niemiecki i Angielski. Z matma mam duzo problemow i potrzebaby mi duzo pracy zeby nadrobic zaleglosci - ale po co, z jezykami cos wymysle:) 4. Wiesz dlaczego byles odrzucany przez dziewczyny? Przez samego siebie - a wlasciwie twoja samoocene. Patrzyles pewnie na siebie jak na najgorszego smiecia na ziemi, stad twoje problemy. Poza tym, ja jak kiedys mialem podobna samoocene do ciebie, to opowiedzialem o tym jednej dziewczynie - a ta mi na to, ze powinna sie na mnie obrazic - bo to chamskie z mojej strony ze uwazam, iz kazda dziewczyna patrzy tylko na kase, buty, sylwetke itd. Z pewnoscia juz dzis moglbys sobie znalesc niejedna dziewczyne - i niejedna by na ciebie poleciala, gdybys tylko bardziej sam siebie szanowal. 5.To samo z imprezami. Obstawiam ze nikt cie nie wyrzucal z imprez - ty sam na nie nie chodziles, bo uwazales ze jestes zbyt beznadziejny zeby na nich byc. Sam sobie noge podkladales. Nie jestes ladny? Mowia, ze jak chlop nie jest brzydszy od diabla, to jest ladny:) A, no i nie kazda dziewczyna na tym swiecie musi od razu byc Barbie. Sa takie, ktore w cale nie sa ladne, ale maja to cos w sobie, ze kazdego do nich ciagnie. - Jakbym byl dziewczyna, to bym ci przyfasolil:) Na prawde:) Bzdura, bzdura, bzdura. Z pewnoscia nie jedna dziewczyna na tym forum mnie poprze. Nie jedna, zwlaszcza tutaj, dala by wiele, by miec kogokolwiek, z kim mogla by porozmawiac. 6. Ty musisz byc cholernie pracowity. Widze po tym co robisz w Niemczech. Ja nigdy w Niemczech nie bylem. 7. Mowia ze z rodzina sie tylko na zdjeciach dobrze wychodzi. A powiedz mi, co twoja dalsza rodzina osiagnela? Sa biznesmenami, profesorami, zeby mogli cie tak osadzac? Obstawiam, ze nie - pewnie pija jak wszyscy. Pomagac finansowo matce? Po co jej masz pieniadze dawac? Zeby przepila? Najlepsza pomoca bylby dla niej odwyk. Pewnie cholernie kochasz swoja matke. Kochasz i nienawidzisz. Sam nie wiesz co bardziej. Pewnie chcialbys miec do kogo sie odezwac z rodziny. Ale moze nie ma do kogo - a moze sam nie szukasz przyjazdnej duszy (zeby swoja marna osoba nikomu d*** nie zawracac). Masz prawo do szczescia. Nie pozwol sobie go odebrac przez czyjas zazdrosc, zgorzknialosc itd. 8. Mam 22 lata, nie mam domu (mieszkam z rodzicami jak wiekszosc ludzi w tym wieku), nie mam samochodu (jak wiekszosc ludzi w tym wieku) Prawo jazdy mam, bo dostalem pieniadze od rodzicow. nie pracuje, bo studiuje. Nie mam dziewczyny, bo sam jeszcze cierpie na niska samoocene - ale wiem, ze tylko przez samoocene nie mam dziewczyny - nic wiecej. - Nie, to ty sam siebie uwazasz za ofiare losu i niedojde zyciowa. Pewnie slyszales to od dawna od rodzicow, rodziny, w szkole...i uwierzyles w to. A ja bym chcial byc taki jak ty -a przynajmniej byc w niemczech i umiec plynnie niemiecki. Zazdroszcze ci tego. Seksu tez nigdy nie uprawialem - i szybko nie mam zamiaru. Przyjdzie czas na wszystko - wielu ludzi bierze slub kolo 30, mam jeszcze czas na wszystko. Z reszta watpie zeby brak seksu byl czyms co mialoby mi kiedykolwiek znaczaco zrujnowac zycie. Ksieza zyja (podobno:D) bez i jakos sobie daja rady. 9.Wiesz ze na Nk to wiele rzeczy na pokaz jest. Sam mam cudne zdjecia. To normalne, bo kazdy pokazuje siebie z jak najlepszej strony. Ze zazdroscisz - to normalne. Sam bym chcial miec wiecej kasy, samochod (albo lepszy motor) i fajna dziewczyne. Zemsta? Mysle ze zle nazywasz uczucie - po prostu twoje zle doswiadczenia zyciowe sprawily ze stales sie zgorzknialy, stad masz poczucie checi zemsty. Gdybys byl szczesliwy, nie przeszlo by ci to przez glowe. Gdybys mial lepsza samoocene, olal bys te pusne panny, ktore kiedys sie z ciebie smialy. Reszta listu to mniej wiecej to co wczesniej opisales. Moje przemyslenia: Twoje problemy wiarza sie z twoim domem rodzinnym i sytuacja w ktorej sie wychowales. Nie jestes winny temu, ze dzis masz taka samoocene jaka masz, ze masz taki a nie inny start zyciowy. Ale zauwaz, ze juz nie jestes dzieckiem. Jestes nadwyraz dorosly i odpowiedzialny. Zauwaz takze, ze masz wplyw na swoj los. Pewnie teraz pomyslisz - nie, nie mam, bo zawsze, cokolwiek robilem, to konczylo sie to niepowodzeniem. Czyzby? A ja ci zazdroszcze twojego niemieckiego. Utraty najlepszych lat sie boisz? Najlepsze lata? Te w gimnazjum czy szkole sredniej? Twoje najlepsze lata dopiero przyjda. To forum moze byc poczatkiem wszystkiego co wspaniale w twoim zyciu. Z pewnoscia znajdziesz tutaj wielu przyjaciol, ktorzy maja podobne rodziny jak ty. Napisz do nich, poszukaj ich. Nie podkladaj sam sobie nogi, nie odrzucaj sie sam do spoleczenstwa. Jezeli masz troche czasu, idz do psychologa - on pomoze ci znalesc wyjscie z sytuacji, wyslucha cie, z pewnoscia znajdziesz pomoc. Jest w tobie mieszanka samotnosci, milosci ktorej nigdy nie miales, nienawisci, pogardy itd. Cale klebowisko zlych uczuc. Tylko w gabinecie psychologa uda ci sie znalesc rozwiazanie - ale pomocne moze byc dla ciebie znalezienie sobie kogos komu mozesz zaufac. Niech bedzie to chocby ksiadz, albo dobry znajomy. Mysle ze predzej czy pozniej uda ci sie kogos znalesc. (z dala od sekt!) Ja wierze ze dasz sobie rady. Juz pokazales swoj charakter - nie obiecuje ci ze bedzie ci latwo, ale mysle ze dasz sobie rady. Pisz na forum, jak tylko bedziesz czul taka potrzebe. Pozdrawiam.
×