Skocz do zawartości
Nerwica.com

eldruto

Użytkownik
  • Postów

    133
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eldruto

  1. Przeczytalem ta strone w calosci, - gosc jest swietny. Widac, jak w naszym pieknym kraju brakuje jeszcze wiedzy na temat nerwicy, co powoduje, jak sie objawia. Gosc opisuje bardzo fajnie jak powinno sie traktowac wszystkie 'zaburzenia'. Jakbym mogl to bym sie podpisal pod ta jego strona - sam mniej wiecej staralem sie postepowac podobnie jak on pisze, a teraz widze ze jestem na dobrej drodze - bo inni juz maja to za soba. Polecam ta strone wzystkim! (choc z jednym sie nie zgadzam - dla mnie terapia (psycholog) byla i jest bardzo wazna - ale to dlatego, ze jestem mlodszy, a moje problemy sa typowo wyniesione z domu + moje sklonnosci) Jeszcze raz polecam!
  2. Gratulacje:) Wlasnie odkryles ze to ty paujesz nas soba i swoim zyciem a nie leki! Bo bez dzialania nic nie zdobedziemy! Odwarzyles sie i wygrales. Teraz masz sile by pokonac kolejne problemy. Trzymaj tak dalej, przyjdzie dzien ze zapomnisz ze sie w ogole kiedykolwiek bales pewnych rzeczy. pozdro:)
  3. hej:) Chcialbym sie zapytac kogos bardziej doswiadczonego niz ja, jaki jest zwiazek miedzy nerwica a rozkojarzeniami. Czy to chodzi tylko o to, ze neurotyk zyje nieco w nierealnym swiecie i ma tendencje do odplywania w marzenia w kazdej chwili czy to cos innego? Bo ja przez caly czas myslalem ze to moja "normalna" cecha charakteru, ze taki marzyciel ze mnie i nie potrafie sie skupic na robieniu 1 rzeczy bez myslenia i bycia glowa w chmurach. dzieki za kazda odpowiedz:)
  4. Teraz psycholog ci jest bardziej potrzebny niz psychiatra. Udowodnilas ze jestes bardzo silna osoba, z pewnoscia dasz sobie rade i znajdziesz rozwiazanie. Czytajac ksiazki o neurotyzmnie, znalazlem w jednej opis milosci w ktorej milosc porownana jest do drzewa, a osoba szukajaca milosci do czlowieka ktory na nie wchodzi. I roznica polega na tym, ze wolna osoba wchodzi na to drzewo dla przyjemnosci, a zniewolona przez neurotyzm z przymusu. Depresji nigdy nie mialem, moze lekko sie o nia tylko otarlem, wiec nie pomoge. Ale jedno co wiem, ze w depresji wazna role odgrywa poczucie sprawstwa/ poczucie bezradnosci. Ponoc nie ma depresji gdy czlowiek wierzy ze panuje nad sytuacja, albo widzi rozwiazanie - a wiec nie jest bezradny. Cos wymyslisz:) Glowa do gory!
  5. Ja, jak rozmawialem kiedys ze swoim psychologiem, to opowiadal mi, ze mial taka dziewczyne, ktora nie poszla zdawac matury, w obawie przed oblaniem jej. Zawsze mozna poprawic mature:) Ja poprawialem:) (Z podstawowej na rozsz), pozniej jak poszedlem na studia, to sie okazalo, ze i z podstawowa bym sie dostal;D Matura to pierwszy powazniejszy egzamin w zyciu, co w cale nie oznacza ze najwazniejszy. Wielu ludzi ktorzy ledwo koncza podstawowki zostaje pozniej dyrektorami, szefami itd:) Taka prawda, ze procz edukacji w zyciu liczy sie chyba bardziej pewnosc siebie. Mature zdasz zawsze - mam kumpli ktorzy szli na mature nie uczac sie nic i zdawali - niektorzy z nich dzien przed matura pilo piwo az milo:) Obstawiam, ze ty nie jestes glupia osoba:D Znajac zycie, pewnie jestes jednym z najwiekszych kujonow w klasie:D Dam ci kilka rad ktore ci moga pomoc (mnie pomagaja): 1. Nie znam sytuacji u ciebie w domu, jak bardzo wymagajacy sa twoi rodzice (a zdazaja sie s********y ktorzy chcieli by od swoich dzieci niewiadomo czego, a sami ledwo sa po zawodowkach, jezeli w ogole) ale mnie pomogla szczera rozmowa z moimi rodzicami, gdy mialem dola na studiach. Nawet jezeli twoi rodzice sa doktorami, olej ich jezeli od ciebie duzo wymagaja - nie maja pojecia co czyni cie szczesliwym - ich szczescie nie musi byc twoim szczesciem. Jezeli z rodzicami masz kiepski kontakt, jedz do kogos z rodziny kogo lubisz, cenisz - moze babcia, albo jakas ciotka. Takie wsparcie moze byc dla ciebie nieocenione. Powiedz jak bardzo boisz sie matury i ze nie wiesz co bedzie jak oblejesz. 2.Wez sobie kartke i napisz na niej swoje zalety, a nastepnie zastanow sie co by bylo gdybys oblala mature, lub kiepsko ja zdala. WYobraz sobie najczarniejszy z czarnych scenariuszy, a nastepnie zastanow sie czy rzeczywiscie jestes bezsilna wobec tego. Prawda jest taka, ze nawet bez matury, wiele rzeczy mozesz zdzialac. Wazne, bys byla tutaj ze soba szczera. Bedzie to taka twoja droga ewakuacyjna:) Mysle ze bardzo ci pomoze swiadomosc ze matura to nie koniec swiata i masz liste alternatyw (im wiecej wymyslisz, tym lepiej dla ciebie) ktore mozesz robic z oblana matura. 3. Jak poprzednicy juz napisali - ucz sie regularnie, ale malymi partiami. Nie przemeczaj sie bo nic ci to nie da. Dobrze sie wysypiaj. Jedz magnez (stres i wzmorzony wysilek umyslowy), kupuj sobie owoce (pomarancze, moje ulubione na zly dzien), chodz na spacery, uprawiaj sport - dotleniaj sie. Ja gdzies przeczytalem, ze jednym z najlepszych sposobow nauki jest godzina nauki i godzina przerwy. Mi, na studiach czasem czesto jest o czas, by tak sie uczyc, wiec stosuje metode godzina nauki i pol godz odpoczynku. Ogolnie z doswiadczenia wiem, ze po 2 godzinach nauki bez przerwy staje sie bardzo nieproduktywny i lepiej dla mnie jest poswiecic wowczas godzine na odpoczynek niz znecac sie nad soba do dalszej pracy, ktora przynosi frustracje i kiepskie rezultaty. Ogolnie rzecz biorac dbaj o siebie. Czlowiek to nie maszyna:) 4. Nie wymagaj od siebie cudow. Nie uton w morzu oczekiwan. Pamietaj, ze twojej wartosci nie da sie policzyc w %. Jestes przeciez czyms ponad to. Nieprawdaz? 5.Czasem sobie powtarzamy, ze wszyscy zdaja i ze my tez musimy. Bzdura! Czlowiek na ziemi musi umrzec - to pewne, poza tym nic nie musi. Nie wiem jaka szkole robisz, ale ja znam wielu ludzi ktorzy ledwo koncza jakiestam zawodowki czy technika rolnicze, budowlane itd, gdzie poziom jest prawie zaden. I Zyja, i czesto sa szczesliwsi od wszystkich, bo posiadanie nie daje szczescia. 6. CYTAT: "Wyobraznia jest wazniejsza niz wiedza" - A.Einstein pozdrawiam:)
  6. A ja bardzo lubie. Psycholog byl pierwsza osoba, przy ktorej nie wstydzilem sie siebie. A jezeli to troche starsza i bardziej doswiadczona osoba, twoje opowiesci nie zrobia na nim/jej zadnego wrazenia:) To jak z ksiedzem przy spowiedzi:) Doswiadczenie:D pozdro:)
  7. Skoro tak bardzo prosi o skasowanie, to ja bym skasowal:D Nie ma i watpie zeby sie znalazla taka metoda, ktora ze 100% skutecznoscia pomoze wszystkim - gdyz jak latwo mozna sie przekonac czytajac posty ludzi na naszym forum - nerwica dale tyle objawow i tyle roznych ludzi na nia cierpi, ze z pewnoscia jeden sposob nie spasuje do wszystkich. Ja wam dam metode za darmo - cale 0 zl:) Usiadz sobie wieczorem w domu, zrob liste swoich wad ktore wiaza sie z nerwica, i opracuj plan dzialania: Przyklad: Wiesz ze masz zahamowania zwiazane z wyrazaniem prosb - wpisz sobie na liste - "Poprosze dzis kogos o pozyczenie mi ksiazek/posprzatanie pokoju/umycie zebow itp" (nie chce mi sie bardziej racjonalnych wymyslac;d) - i dajcie sobie za to 2 punkty. Watpie, zeby metoda oferowana przez "Pania Psyholog Psyhologinska" byla czyms innym, niz to co opisalem wyzej. Dobremu psychologowi potrzeba dlugiej rozmowy, albo konkretnej ankiety, zeby w zarysie znac sytuacje pacjenta i potrafic mu pomoc. Jak "Pani Psyholog Psyhologinska" jest w stanie po mailu napisanym przez kogos z nerwica wiedziec, co jest przyczyna jego zaburzen. Niech napisze go osoba ktora uwaza siebie za niesmiala bedac w rzeczywistosci krzykliwa. Co ta "Pani P.P" jej poleci? - z pewnoscia jakies cwiczenie na "przelamanie sie" co w ogole nie pomoze tej osobie. Od poczatku bylem sceptyczny co do tej "cudownej metody" i przekonuje sie co raz bardziej ze mialem racje. Zwlaszcza Gringo swietnie opsal wszystko co podejzane. Co mnie rozsmieszylo najbardziej: "proszę Cię o jedno ZAUFAJ MI ,a ja zajmę się resztą" Sam jestem osoba lekliwa, ktora ma problemy z samodzielnym mysleniem i dzialaniem, mam tendencje do poszukiwania kogos kto sterowalby moim zyciem. Tego dowiedzialem sie u psychologa - i wiedzac to tak ustawiam swoje dzialania zeby byc co raz bardziej samodzielnym i walczyc ze swoim konformizmem. Biore odpowiedzialnosc za siebie, za wlasne dzialanie i to mi pomaga. Powoli osiagam to co chce, pokonuje wlasne bariery. I tak wyglada moja metoda 1000 krokow ktora sam sobie opracowywuje z dnia na dzien. Gdybym nie znal tej swojej wady i bylbym inny, to pewnie napisal bym to tej "Pani P.P" i poprosil o taka liste krokow. I otrzymal bym ta liste wypelniajac ja sumiennie, wciaz nie wiedzac, ze zamiast sterowac swoim wlasnym zyciem, oddaje ster komus innemu. A moja nerwicy wciaz by trwala, bo walczyl bym z objawami a nie z przyczyna niepowodzen. Tym wlasnie rozni sie psychologia od pseudo psyhologi (tak, psyhologi) proponowanej przez pania psyholog psyhologinska. I jest mi bardzo przykro, ze sa na swiecie ludzie, ktorzy nie wahaja sie wykorzystac innych, cierpiacych ludzi, zeby sie troche wzbogacic. Sercem jestem z tymi, ktorzy uwierzyli i zaplacili.
  8. Nie znam tej metody, nie probowalem, ale tez jestem sceptyczny. Kobieta za duzo obiecuje. Mysle, ze na poczatku nerwicy, nic nie moze zastapic psychoterapi, czy w ogole rozmowy o problemach. Ten sposob 1000 krokow, jezeli bedzie komus pomagal, to raczej tym, ktorzy nerwice maja juz od dluzszego czasu, znaja jej przyczyny, wiedza wiele na temat, rozwiazali swoje problemy, jednak leki nie ustepuja. Metoda ta pomoze wowczas w odkryciu ze wygrywam z nerwica, potrafie to i tamto, kontroluje swoje zycie. Mysle ze taka sama metode moze sobie opracowac kazdy z nas sam w domowym zaciszu, np: jutro daje sobie 2 punkty za zagadanie do jakiejs dziewczyny na przystanku daje sobie 3 punkty za zjedzenie kanapki na dworcu autobusowym daje sobie 2 punkty za pol godziny lezenia w lozku i nic nie robienia itd. pozdrawiam
  9. :) Tobie sie kiedys wreszcie uda! Podejmujesz realne dzialania, ktore wreszcie skoncza sie sukcesem:) To jak z woda ktora drazy skale:) Grunt to sie nie zniechecac:) (mowie ci to, bo sam sobie tak powtarzam:D) Na poczatku wyslalem linka lamii111 do "oswoic lek" -jezeli jeszcze nie czytalas, to przeczytaj. Autorzy, (autorki?) jak sami pisza sami/e wyleczyli sie z fobii spolecznej i costam jeszcze, a teraz prowadza organizacje pomagajaca ludziom z fobiami. Ja tez mam problemy z duzymi miejscami - czuje sie dziwnie (zwlaszcza swiatlo mnie jakos tak "hipnotyzuje"), czesto jest mi ciezko skupic uwage, ale rozmawialem o tym z moja znajoma (najzdrowszy w swiecie sangwinik:D) no i ona mowi ze ma podobnie, a poza tym jak sie rozgladnac dobrze po ludziach, to wielu tak samo reaguje - obijaja sie o innych, potracaja rzeczy na polkach, gubia sie itd. Wiec obstawiam ze to poprostu normalna reakcja kazdego czlowieka - a zwlaszcza kogos takiego jak ja - ze wsi, gdzie najwiekszy super hiper market ma ze 3 polki i pare dzialow;) A tylko my, przyzwyczajeni do naszych nieraz kosmicznych objawow, wbijamy sobie do glowy ze to nerwica i boimy sie ze cos z nami nie tak, ze psychiczni jestesmy itd. Pojawia sie zdenerwowanie, objawy nie ustepuja, probujemy z nimi walczyc, wciaz sa, co raz bardziej sie denerwujemy, az wreszcie mamy napad albo costam. I kolo sie zamyka, bo mowimy sobie "rzeczywiscie jestem chory bo mialem atak w markecie" I znow idziesz do marketu, czekasz czy cos ci bedzie czy nie, no i najprawdopodobniej znow cos ci jest. Ja mam podobnie ale na innym gruncie - studiuje jezyki, moge zostac nauczycielem (chcialbym sporobowac) - i wbijam sobie do glowy ze nie panuje nad rzeczywistoscia, ze zyje w matriksie i costam jeszcze. A prawda jest taka, ze nic mi nie jest, a ewentualnie reaguje na zmiany pogody (bardzo czeste w mojej rodzinie), ale samo to wbijanie sobie tego do glowy powoduje zdenerwowanie, lek, ktory rosnie i rzeczywiscie pod wplywem silnego stresu czlowiek poniekad traci kontakt z rzeczywistoscia. No i kolo sie zamyka. Ja postanowilem wczoraj ze od dzis wyzdrowialem:) buzki:)
  10. Strasznie mnie to zaciekawilo co napisalas magdalenabmw. Wychodzi na to, ze wciaz nie wiesz wlasciwie czego sie boisz. Ja tam bym szukal kolejnego specjalisty (po ilosci postow wnioskuje ze nerwica to nie nowosc dla ciebie i pewnie juz u kogos z tym bylas). Ale oczywiscie ty sama wiesz co dla ciebie najlepsze. Zachecam cie jednak do tego bys nie siedziala w domu - sama wiesz ze w domu leku przed podroza nie pokonasz:) Proboj isc malymi krokami, a najwazniejsze, to podchodzic na luzie - bedzie lek to bedzie, nie to fajnie. Ja np wciaz mam obawy przed jedzeniem w publicznych miejscach - ale kiedys np bylo dla mnie nie wyobrazalne to by zjejsc cokolwiek. Teraz, mam bar kolo domu, i ostatnio uswiadomilem sobie ze juz ktorys raz zezarlem pizze/frytki costam jeszcze... i w ogole zapomnialem ze sie tego boje. (fajne uczucie:D Daje sile i wiare w ostateczne uwolnienie sie) Wydaje mi sie, ze samo myslenie - "bede sie bal, a moze nie bede, uda sie, nie uda sie..." powoduje napiecie i niepotrzebny stres. Ja dochodze do wniosku, ze wszystko z czym przychodzi nam walczyc (mowie o ludziach po terapiach) to zle wspomnienia i pamiec. Obstawiam, ze jakbym kiedys, pewnego dnia obudzil sie nie pamietajac nic z przeszlosci, to dziwilbym sie ze mialem cos takiego jak nerwica. Pozdrawiam:)
  11. hej:) Glowa do gory:) Ty sie wcale nie boisz wyjazdu. Ty sie boisz czegos innego - dlatego, jak tylko bedziesz miala czas to idz do psychologa - wazne zeby odkryc to czego sie boisz. A jak jest w domu po pracy? Miewasz czasem poczucie winy ze odpoczywasz? A moze nie do konca chcesz jechac, ale czujesz ze powinnas? A moze ktos z ludzi z ktorymi jedziesz nie jest dla ciebie zbyt ok? Wiele roznych rzeczy moze tu pasowac, idz na psychoterapie, to ci z pewnoscia pomoze. Nie napisalas kiedy masz wyjazd - tak na szybko to ciezko mi doradzic - moze poszukaj sobie ksiazke oswoic lek - http://chomikuj.pl/betty347?fid=9106070 - tu powinnas znalezc:) W tej ksiazce znajdziesz uzyteczne rady i wskazowki jak sobie radzic z lekiem w roznych sytuacjach. Nie chce cie dolowac ani straszyc ale moze byc tak ze twoj wyjazd nie bedzie do konca udany. Lek juz ci sie daje we znaki, wiec wyjazd, podroz, bycie w innym miejscu z innymi ludzmi moze jeszcze bardziej cie straszych i powodowac cierpienie. Ale sam od siebie powiem ci co mi najbardziej pomaga: 1. Powiedz osobie/osoba z ktorymi jedziesz ze masz takie leki. Powiedz jej/im ze ostatnio masz trudny czas i ze mozesz sie "dziwnie zachowywac", ze masz problemy z nerwami, spaniem i bedzie ciezko ci sie zrelaksowac pewnie i dobrze sie bawic z nimi. - Ubierz to w slowa jakie ci sie podobaja i jakie beda prawdziwe. Oczywiscie, jezeli jedziesz z grupa, nie musisz mowic kazdemu - wystarczy jedna/dwie osoby - bedziesz miala poczucie ze jestes rozumiana, bedziesz miala do kogo sie odezwac. 2. Nie wymagaj od siebie relaksu/szczescia itd. Jedziesz w podroz - czas w ktorym czlowiek "powinien" zapomniec o problemach, odprezyc sie itd. Sama piszesz ze "powinnas skakac z radosci". Otorz kluczem jest tu slowo "powinnam/powinien itd" (we wszystkich odmianach:D) Czy dziecko bawiac sie w piaskownicy powinno byc szczesliwe? Czy przezywajac orgazm czlowiek powinien byc w 7 niebie? Fajnie by bylo, ale sama wiesz ze szczescie nie lubi powinnosci. Nie zmuszaj sie do odpoczynku, nie zmuszaj sie do szczescia. 3. Dalej piszesz ze "bedziesz musiala jakos przezyc te podroz". A co jesli jej nie przezyjesz?:) Co sie stanie jezeli przez cala podroz bedziesz miala lek, jezeli nie bedziesz w stanie opanowac nerwow, jezeli strach spowoduje ze nic nie zjesz, a jak zjesz to zwymiotujesz? Czego sie najbardziej boisz w tej podrozy? A co jesli wszyscy uznaja cie za wariatke? Jezeli odwroca sie od ciebie i zostaniesz sama? Czy rzeczywiscie jestes bezbronna? Uswiadom sobie po pierwsze ze nigdzie nie musisz jechac. Przeciez nikt nie jest twoim wladca- to TY decydujesz co chcesz robic i co robisz. A poza tym zawsze mozesz sie rozchorowac:) Pomysl sobie pozniej czy CHCESZ pojechac. Siedzac w domu bedziesz na pewno miec kiepski humor - nuda, tylko dom, pewnie telewizor lub komputer. Tylko bezpieczenstwo, ale nuda i smutek. Tam, masz szanse na rozrywke. Co prawda lek moze ja zepsuc, ale masz szanse, ktora mozesz wykorzystac. Siedzac w domu bedziesz miala poczucie ze lek toba zawladnal - oto zrezygnowalas z wycieczki na rzecz leku - to on jest twoim panem, bo robisz to co on chce. Jadac na wycieczke, niewazne jak bardzo sie bedziesz bala, niewazne jak zle sie bedziesz czula i co ludzie o tobie powiedza, po wycieczce bedziesz wiedziec ze oto ty w tej konkretnej sytuacji bylas silniejsza. I to moze dac ci sile na kolejne wyzwania. 4.Jezeli jedziesz z grupa, dobrym sposobem moze byc wyprobowanie odwrocenia wszystkiego w zart. Przyklad:Boisz sie wsiasc do samochodu (z obawy przed zwymiotowaniem, przed zemdleniem, whatever) wiec mowisz: " Ej, ludzie, ja to chyba jakas pokrecona jestem - ciagle mi sie wydaje ze komus zwymiotuje na twarz albo ze cos mi sie stanie. Nawet spac ostatnio nie moglam przez to" Niektorzy ludzie sa jeszcze bardziej celni w takich uwagach- " Ale ze mnie matol, ide za tydzien do egzorcysty, albo na psychiatryk - nie spalem dzis w nocy bo sie balem tego wyjazdu..." No i na koniec cos co mi sie nie podoba. "Boje się, ze w dniu wyjazdu chyba spasuję..." Pod tym zdaniem kryje sie to czego sie boisz - obstawiam ze jest to opinia innych ludzi. Jest to charakterystyczna cecha neurotykow. A jesli spasujesz to co? Czy ty naprawde jestes bezbronna? Czy rzeczywiscie, gdy okazesz slabosc, wszyscy sie od ciebie odwroca i cie znienawidza? Bo ja uwielbiam takich ludzi jak ty:) Im bardziej ktos sie boi, tym mocniej chcialbym czasem go przytulic:) Udanego wyjazdu:) Prosze, nie odciagaj wizyty u psychologa, potrzeba ci innego spojzenia na swiat, bo nauczylas sie jakis dziwnych/chorych zasad (ze nie wolno "spasowac", ze costam). Tam dowiesz sie co z twoimi zasadami/priorytetami nie tak:) aha, no i pamietaj ze omijanie leku to nienajlepszy sposob. Pamietaj ze lepiej przezyc porazke niz nie podejmowac dzialania. Ja np, mam 22 lata i jeszcze nigdy nie mialem dziewczyny, bo zamiast sprobowac, wolalem uciec. Ale nikt nie zmusza cie do dzialania. Ty sama wiesz co dla ciebie najlepsze. Pozdrawiam:)
  12. Polecam ci wizyte u specjalisty. Cos masz w sobie co powoduje twoj lek. Idz do psychologa, znajdz jego zrodlo. Dopiero wtedy przelamywanie leku bedzie mialo sens - gdy bedziesz wiedzial czego sie boisz. Bo jak na moje oko z pewnoscia nie jest tym szyba jazda i podrozowanie. Tu opisujesz przyczyne leku, ale nie jestem specjalista i nie mam pojecia co moze to powodowac. Moj strzal to ze nie pozwalasz sobie na bezsilnosci i slabosc. Ale moze to byc zupelnie co innego. Specjalista szybko powinien ci pomoc. Pozdrawiam!
  13. Dziekuje wszystkim:) Ale nie ma co az tak gratulowac. Jak juz napisalem jeszcze sie nie wyleczylem. Nie traktujcie mnie jak autorytet. Wciaz boje sie wyrazac wlasne zdanie, wciaz jestem bardzo wycofany, wciaz boje sie zycia. Nawet jak czytam swoj post i reakcje na niego, to nie wierze ze sam to napisalem. Spodziewalem sie raczej jakiejs polemiki itd. Wciaz jeszcze kawalek drogi przedemna. Ale to co chcialem wam przekazac, to przeslanie takie moje male, by po pierwsze sie nie poddawac, bo z kazdej sytuacji mozna znalesc wyjscie, a po drugie, by pracowac, dzialac, a nie czekac az cos samo sie zmieni. Bardzo sie ciesze ze tak sie wam spodobal moj post, bo czulem sie dzis troche samotnie przez dzien. Sami podniesliscie mnie na duchu. Dzieki:) Dzieki temu forum wiem ze nie jestem sam. Damy rade, cos wymyslimy:) Pozdrawiam:)
  14. Jako ze spotkac sie mozna na forum z glosami ze malo "wyleczonych" ludzi jest na forum, no to postanowilem napisac tego posta. - Jeszcze nie jestem "wyleczony". Nerwica nauczyla mnie jednego...by za szybko nie wierzyc w to ze jest juz po wszystkim:) WIec nie chce wam wmawiac ze jest wszystko ok. Niemniej jednak jezeli kiedys mialem co dzien jakies leki, dzis przychodza one znacznie zadziej, wiec jest poprawa. A co robic by cos poprawic?? Oto moje rady. 1.PSYCHOLOG Jezeli masz problemy, nie masz z kim pogadac o nich, wstydzisz sie... i jezeli jeszcze nie byles, to idz do psychologa. Nerwice powodowane sa przez "krzywe" mysli, ktore trzeba wyprostowac. Samemu bedzie ci niezwykle ciezko, a przede wszystkim unikanie specjalisty na pewno nie skroci okresu nerwicy, ale go przedluzy. (http://resmedica.pl/archiwum/ffxart1009.html)Wniosek: W Polsce pokutuje przekonanie ze jak ktos chodzi do psychologa/psychiatry to od razu jest swirem, nie radzi sobie itd. Nie ma sie czego wstydzic. Nie przegrywa ten kto upada, ale ten kto sie nie podnosi. 2. POGLADY NA NERWICE Nerwica to NIE choroba psychiczna. Najgorzej jest sie zaczac zamartwiac, popasc w beznadzieje i pustke. Przeczytaj ile roznych ludzi ma rozne objawy - od napadow leku przez derealizacje (gdy wydaje ci sie ze jestes w jakims matriksie) przez bole zoladka, pocenie sie, szybkie bicie serca itd. Pomimo to nerwica to nie choroba psychiczna. Nerwica to skutek walki twojego zdrowego ja, ktore juz nie moze zniesc tego co sie dzieje, o wolnosci, szczescie, dobro, milosc i wszystko inne do czego jestes stworzony. Nerwica wg mnie to skutek nagromadzenia zlych uczuc, ktore nie maja ujscia, to stan, gdzie wszystko co zle zdaje sie przeslaniac cale dobro tego swiata, gdy gore bierze lek i strach, a milosc, beztroska i szczescie ida w odstawke. To wewnetrzna walka miedzy zdrowym ja, a tym wszystkim chorym, czego sie nauczyles z jakis powodow w swoim zyciu. 3. OD MYSLENIA DO DZIALANIA Przez dlugi czas, bardzo dlugi, sam tkwilem w pulapce nic nie robienia. Podczas terapii poznalem wiele rzeczy ktore we mnie siedzialy - to jak bardzo sam siebie niszczylem, to jak chore mialem poglady na rzeczywistosc. Jednakze moja nerwica trwala i trwala...myslalem sobie ze cos jest nie tak, ze dalej cos zle mysle, ze napewno wciaz mam jakies konflikty wewnetrzne itd. Probowalem je szukac, probowalem zwalczac...a wszystko wydawalo sie jak walka z wiatrakami. Az wreszcie po 2 latach od mojej 1 wizyty u psychologa doszedlem do wniosku - "K**** a co ja robie zeby pokonac ta nerwice?" No i musialem sobie odpowiedziec - nic. DLACZEGO? Po pierwsze zadaj sobie pytanie "co jestem w stanie poswiecic zeby byc szczesliwym" Pomysl nad nim chwile. Nie spiesz sie. Ja poswiecalem wiele rzeczy dla nerwicy... nie chodzilem do przyjaciol bo balem sie tego ze sie osmiesze, nie podejmowalem dzialania, bo sie balem, nie mialem dziewczyny, bo sie balem odrzucenia itd. (moge tak wiele pisac) Az do glowy przyszedl wniosek... WYOBRAZ SOBIE Ze jestem gdziestam wsrod tlumu, popelniasz okropny blad, ludzie sie z ciebie smieja, inni cie odrzucaja, niektorzy wrecz nienawidza... Ze wychodzisz z domu i masz okropny lek ze cie znow dopadnie atak leku... juz widzisz twarze ludzi, juz wiesz co mysla... Ze jestes najgorszym czlowiekiem na swiecie, ze jestes bezradny, taki slaby, ze umierasz... NIE DOPUSZCZE DO TEGO, JESTEM SILNY! Wiesz dlaczego mi przeszedl lek? Bo pewnego slicznego dnia sie przelamalem. Poswiecilem swoja....dume. Przyznalem sie babci co czuje, przyznalem w domu ze nie radze sobie na studiach z nerwami, przyznalem sie bliskiej znajomej jak wyglada moje zycie, powiedzialem jeszcze 2 innym osoba o swoich problemach.... Nagle okazalo sie...ze nie musze byc taki silny jak myslalem ze musze. Cala moja rodzina przeszla z moja nerwica do porzadku dziennego, nikt nie dziwi sie ze biore sobie nerwosol, choc jeszcze jakis czas temu okropnie sie tego balem. Nagle okazalo sie ze moi znajomi nie odrzucili mnie przez to, ze nie jestem takim mezczyzna jakim powinienem byc. Wrecz przeciwnie, okazalo sie ze z pewnymi osobami moja znajomosc nabrala nowego, glebszego ksztaltu. Nagle okazalo sie ze moge jejsc na studiach wsrod ludzi, bo sa tacy co znaja mnie i nawet jak zwymiotuje, to mnie zrozumieja. 4. CO TERAZ? Odpowiem ci tak jak mi na to pytanie odpowiadal moj psycholog. - "ZYJ!" Rob to co chcesz, tak jak chcesz. Badz szczesliwy bo po to jestes stworzony - by byc szczesliwym. Nie po to by pracowac, nie by sluzyc innym ludziom, nie by zarabiac....ale by byc szczesliwym. Wiec pomysl teraz dlaczego nie jestes szczesliwy: WEZ STER WE WLASNE RECE! - Czujesz sie samotny? -Znajdz sobie przyjaciela. Ja w pewnym okresie zagadalem do 2 dziewczyn w busie (przelamalem sie, choc gadajac z jedna to myslalem ze narzygam na nia z nerwow;D Powaznie, az mi goraco bylo, tak sie balem) Jedna mnie olala i zalozyla z powtorem sluchawki na uszy, ale za to z 2 milo sobie porozmawialem. Wtedy poczulem sie troche bardziej pewny siebie. - Czujesz sie niepewny? - Zrob cos by byc pewnym siebie. Ja pewnego dnia przelamalem sie i naprawilem kran (co opisywalem na forum). Niby nic, ale wiem ze potrafie i dalo mi to poczucie jakiestam pewnosci siebie. Teraz mysle co by tu innego znalesc, co przyniesie mi szybki skuces a tym samym pewnosc siebie. Uprawiasz sport? Idz z kims pograc. Poznasz ze jednak jest choc jedna rzecz na tym swiecie w ktorej jednak nie jestes najgorszy;) Na necie mozna znalesci inne pomysly. Poszukaj. - Nie masz dziewczyny? Znajdz ja sobie. Sam jej nie mam. Ale bardzo chcialbym kogos miec. Pomimo ze nie mam pieniedzy, ze jeszcze mam leki, ze wiem, ze moge trafic na taka, ktora jak uslyszy ze chodzilem do psychologa to mnie od razu rzuci... pomimo wszystko chce zaryzykowac. I zrobie to...musze tylko przelamac wlasy strach przed porazka, odrzuceniem itd. Mysle ze moze do wakacji cos sie uda zlowic:) - Problemy w domu? Rozwiaz je, lub sie wyprowadz. Wiekszosc nerwic bierze sie od rodzicow... z jakiegos powodu sami nie potrafili nam dac kiedys tego co potrzebowalismy. Moze sami maja nerwice, moze poprsotu nie mieli pojecia jak costam jest dla nas wazne (jak np ich uznanie w moim przypadku) Nie ma co ich winic, bo to juz przeszlosc, ale jak masz terazniejsze problemy, to je sam rozwiazuj a nie czekaj na zbawienie. A moze kochasz swoich rodzicow, ale jednoczesnie ich nienawidzisz? Tylko ty sam sobie potrafisz na to odpowiedziec. 5. INNE RADY -Wychodz jak najczesiej z domu i poznawaj nowych ludzi. To od nich mozesz nauczyc sie innego spojzenia na swiat, gdy twoje zawodzi. -Kochaj siebie, mysl o sobie, o tym co dobre dla ciebie. Nie badz egoista, ale mysl o sobie. Nagradzaj sie za wszystko. Zdales kartkowke, napisales zadanie - daj sobie czas na odpoczynek, radosc, szczescie. -Podejmuj ryzyko. Kto nie ryzykuje ten nie ma. Ale nie wymagaj od siebie za duzo, zwlaszcza na poczatku. -Lekkie leki na uspokojenie (jak nie chodzisz do psychiatry) sa ok. Ja polecam herbatke z melisy (zwlaszcza z pomarancza), do tego owoce, czekolada, magznez (kup sobie jakies tabletki) -Dobra muzyka tez pomaga. ja tam lubie na ostro, choc sa ludzie ktorzy lubia dode. sluchaj tego co chcesz, grunt by cie pozytywnie nastawialo do zycia. 6.NA KONIEC Wiecie dlaczego na poczatku posta pisalem "wyleczony" w cudzyslowiu? Bo dla mnie nerwica to brak wolnosci. Chcialbym tyle zeczy robic na swiecie...ale sie boje. Dlatego nie jestem szczesliwy. Chcialbym by wszystko bylo inaczej, by moje zycie sie inaczej potoczylo niz to sie stalo. Ale ze nie da sie cofnoc czasu, naprawiam teraz to co sie da. Nie jestesmy chorzy. Nam brak wolnosci, milosci, szczescia, beztroski, otwartosci, pewnosci. Bierzmy sie do dzialania. MIelismy pecha i nie przyszlo nam dostac tego, co inni maja za darmo. Ale nie znaczy to ze nie mozemy wypracowac sobie tego, co inni maja. Moze i mamy gorzej, trudniej, itd. Ale ja nie zaluje ze mam nerwice. Cos mi mowi, ze jeszcze przyjdzie czas ze bede sie cieszyl ze ja przezylem w tak bolesny sposob i ze nauczyla mnie czegos czego nigdy nie mialem wczesniej - szacunku i milosci do siebie. I choc czesto zdaza mi sie jeszcze o tym zapominac - przedkladam zdanie innych ludzi nad siebie - wiem ze juz prawie jestem u celu- milosci do siebie, swiata i ludzi. 7. JEST DOBRZE, BEDZIE LEPIEJ. Pozdrawiam;)
  15. Hej;) Jestem dzieckiem wymagajacego ojca. Zadko pamietam zebym byl chwalony, zadko jezeli cokolwiek robilem, to bylo dobrze. Najczesciej to bylo zle, najbardziej pamietam przymiotnik "beznadziejny" Z 2 strony np, dostalem kase od ojca na motor. Teraz mam problemy z wyrazaniem siebie, jestem dosc mocno zahamowany, lekliwy, nie wieze we wlasne mozliwosci itd. Nie moge przez najblizszy czas isc na spotkanie z psychologiem, dlatego moje pytanie kieruje tutaj - jak radzicie sobie z mieszanka uczuc w was w stosunku do waszych rodzicow (milosc/nienawisc) i jakie kroki podejmujecie wychodzac z nerwicy? Ma ktos jakies pomysly/doswiadczenia?
  16. A z czego jestescie w stanie zrezygnowac zeby byc szczesliwymi?
  17. eldruto

    nerwica mija!

    heh, a ja mam jednak inne spozjenie. Czy jak rodzice krzycza na dziecko gdy cos zrobi zle, daja mu kary itd (co powoduje jakiestam cierpienie dziecka) to sa zli? No, raczej nie. Liczy sie powod dla ktorego to robia. Tak samo moze byc z bogiem. Sam przestalem wierzyc, ale do cholery, skad sie wzial ten swiat? Wybuch? a co go spowodowalo? Musialo byc "cos" co jest od zawsze i bedzie od zawsze. Nie wiem czym to cos jest. A co do nerwicy... hmm...w moim przypadku odpowiedzialnoscia dziele sie pol na pol - sam na siebie biore polowe, a reszta to wychowanie, w ktorym moglbym wytknac kilka bledow;) W jezusa nie wierze (choc do kosciola chodze) wiec i go nie obwiniam. A poza tym, moze za pare lat zobacze ze cala ta moja nerwica przyniosla mi wiecej korzysci niz strat? W koncu...nerwy, strach...powoduja ze pracuje nad soba, mam jakis cel, daze do szczescia...a jeszcze pare lat temu wolalbym zatopic sie w marzeniach albo przelezec caly dzien. Ale to juz za mna, szkoda szukac winnych, a co nam to da? Lepiej szukac odpowiedzi i wyjscia. Ide, bo jest piatek....zamiast marnowac czas na uzalanie sie na forum, wychodze na dwor, narabac drzewa, moze jeszcze cos zrobic, moze wpasc do babci, a pozniej moze do jakiego kumpla, bo w koncu weekend sie mi zaczal:) i do niedzieli moge zapomniec o wszystkim:) Moze by co wypil dzis??:) pozdrawiam! WIeclej optymizmu, pomimo ze jeszcze nie pokonalem nerwicy juz jestem o niebo szczesliwszy:) Tobie tez sie uda!
  18. A co jesli mnie relaksuje tylko Iron Maiden?? A wszelkie "spokojne" mnie usypiaja albo denerwuja?:) Scepycznie podchodze do medytacji, ale stawianie sobie celow jest jak najbardziej ok, sam praktykuje. Pamietac trzeba tylko zeby to byly nasze cele, a nie kogos innego, nasze pragnienia, nasze ambicje (jesli jakie mamy) itd. Wtedy bedziemy zadowoleni z siebie i dumni z naszej pracy. Ale niech to bedzie w zgodzie z nimi, bo ja mam za soba wiele czasu, gdy spelnialem obowiazki ktore narzucil mi kazdy do okola, ale jakos dziwnie o sobie zapominalem. Aha, no i ja jednak bardziej polecam psychologa, albo przyjaciela poprostu. Czlowiek nie bog, nie musi byc idealny i radzic sobie ze wszystkim zawsze sam. Tak praktukuje i jest lepiej, choc glowy sobie nie dam uciac ze wam pomoze. Wszyscy jednak jestesmy troche inni:)
  19. eldruto

    nerwica mija!

    Pare lat temu...tez bylem bardzo religijny...spowiedz co tydzien lub 2, komunia swieta, codzienna modlitwa, koronki o 15 itd.... I szczerze...nie podzialalo. Dlaczego? Bo caly czas chodzilo o to, by bog rozwiazal za mnie wszystkie problemy. Tak sie nie da. To zycie jest nasze i tylko nasze, sami wezmy ster we wlasne rece! Jezeli kochacie siebie, jezeli akceptujecie to ze jestescie tacy/takie a nie inni/e to mysle ze powoli kazdy z nas dojdzie do sukcesu i rozwiazania sie wszystkich glupich i krzywych mysli. Ale jezeli bog jest dla was kolejnym sposobem na ucieczke od swiata, to rozczarujecie sie jak ja. Pozdrawiam i trzymam kciuki.
  20. eldruto

    Magnez ...

    moze sie nie znam....... ale jak masz problemy, w rodzinie sie nie uklada, w zyciu pustka, brak nadzieji na lepsze jutro,.......to zielona herbata problemow nie rozwiaze. Sam biore leki ziolowe na uspokojenie, herbate zielona i owszem pije, nawet magnez lykam i czekolade zre...... ale to wszystko gowno by znaczylo gdybym o swoich problemach nie zaczal rozmawiac z bliskimi, gdybym dalej sam siebie nienawidzil jak kiedys, gdybym popelnial te same bledy co kiedys. Nerwica to nie choroba psychiczna, a wiec rozwiazanie jest do znalezienia. MOze zeczywiscie komus pomaga herbata... a moze to picie herbaty to pierwsza zecz jaka robisz dla siebie po latach krytykowania siebie samego, po latach zlosci i zalu do siebie, rodzicow, ludzi? Taka wiara w cudowne uzdrowienie, hmm...dla mnie to tez osobiscie bajki. Moje problemy nie zaczely sie nagle, jak przestalem jejsc magnez i zdrowo sie odzywiac (bo nigdy tego nie bylo)...one sie zaczely z innych powodow...a teraz przechodza, bo znam o wiele bardziej siebie, pozwalam sam sobie na wiecej, czuje sie wreszcie choc troche wolny, a to ze podejmuje dzialania sam z siebie daje mi pewnosc siebie i chroni przed lekiem przed bezbronnoscia. I tak wyglada moje uzdrawianie sie. Gdyby teorie o zdrowym odzywianiu sie byly prawdziwe, to juz bym nie zyl, bo mialem nerwice zoladka i wiele razy bardzo malo jadlem w ogole...wiec nie mozliwa bylaby poprawa. A poprawa nastepuje bez wzgledu na to co jem i ile jem. Choc prawda jest ze niedobory magnezu moga w pewnym stopniu powodowac problemy, to nie przecenial bym tego. Co wy wierzycie ze wszyscy na swiecie z klami na wierzchu czekaja na was i wasze pieniadze zeby was oskubac, a teorie o magnezie i omega to ukrywaja ze strachu przed utrata zyskow?? Ja tam chodzilem do psychologa na NFZ i pomogl mi....bo jest czlowiekiem jak ja. I o omega 3 nie wspomnial ani razu... ale wsparcie mialem zawsze i zawsze z usmiechem wychodzilem z gabinetu. Mysle nawet ze mnie polubial. I ja tez was lubie... prawda jest taka ze cierpimy....i jestesmy latwym celem dla ludzi z sekt oferujacych pomoc, dla wszelakiej masci oszustow czekajacych na tych co uwierza we wszystko zeby tylko pozbyc sie problemow...i moze dla zlych ludzi sprzedajacych leki "naturalne". Nie oskarzam nikogo, ale tak ja to widze. Mysle ze troche milosci, przyjazn, otwarcie sie na innych ludzi, nie uciekanie przed problemami, podejmowanie dzialania...to wszystko pomaga... a nie cudowne tabletki. Sorry...ale taka prawda, tak ja to widze.
  21. Pisze pisze....ehhh....jest cudnie:) Sam boje sie pisac...zeby nie zapeszac...ale jest o niebo lepiej....od kilku lat nie rozmawialem z nikim o swoich problemach...nagle, w ciagu tygodnia czy dwoch czasu powiedzialem o tym rodzinie - mama, babcia zwlaszcza, ciotki.... dalej gadalem o tym z 2 kumpelami na studiach.... Zeby podniesc pewnosci siebie postanowilem raz tak poprostu zaczac rozmowe w autobusie, ktora zakonczyla sie tym ze poznalem fajna dziewczyne i porozmawialismy sobie o naszej edukacji. Pozniej zachecony sukcesem zagadalem do innej dziewczyny - ta tylko odparla "yhy" i zalozyla sluchawki z powrotem... Dalej, mam w domu plyty z dezerterem - bardzo polecam piosenke "musisz byc kims" bo traktuje o wolnosci osobistej. Teraz w planie mam wychodzic podczas zajec na studiach na chwile (ze niby do ubikacji) zeby miec znow wieksze poczucie ze panuje nad sytuacja... Gdy mam gorsze chwile pije nerwosol, ale juz nie krytykuje sam siebie za branie go, a ponadto nie ukrywam sie z tym. Czuje ze powoli, powoli zaczynam byc soba...teraz w planie mam powoli dojsc sobie do tego, na czym tak naprawde mi w zyciu zalezy, zebym nie stawial sobie zawyzonych poprzeczek i nie rozbudzal glupich ambicji... gdy przychodze do domu, czasem pracuje - szukam sobie zajecia zeby poczuc sie silnym, to ze cos potrafie i nie jestem do dupy. Stawiam sobie pytania typu "a kto pokocha mnie takim jakim jestem, bez zadnych ulepszen i starania sie dla innych", "z czego jestem w stanie zrezygnowac by byc szczesliwszym?" itd. Cale moje zycie bylo jak staranie sie, zeby ciagle byc lepszym......teraz probuje przestac starac sie....byc tylko soba...a moze az soba...ucze sie akceptacji samego siebie...i to mnie uzdrawia....widze czasem jak sam siebie nie lubie....choc wiem, ze nie ma ku temu powodu, jak czuje sie winny, choc nie ma za co....i powtarzam sobie ze to tylko jakies dziwne uczucia i ze nie maja racjonalnej podstawy bytu....i olewam je...jak na dzis to pomaga mi. Traktuje siebie jak normalnego czlowieka. Marze by byc zerem....bym nie musial dbac o swoja dobra reputacje - ucze sie zrezygnowac z wlasnej glupiej dumy, ktora nie pozwala mi byc soba. Dzis np znalazlem w autobusie fajna bandamke....ktora poprostu lezala...byla tez jakas panna, ktora mogla sobie o mnie pomyslec ze jestem jakis dziwny ze biore cos co do mnie nie nalezy, ale olalem to i wzialem ja - bo tak to wzialby pewnie ktos inny. w Planach mam przestac planowac, starac sie byc bardziej beztroskim (bo za duzo zdecydowanie mysle o problemach) - jak gdzies przeczytalem - "licz blogoslawienstwa a nie problemy", gdy mam problem, ide do rodzinki...nie wstydze sie juz tak bardzo siebie i wlasnej slabosci ktora przez wiele lat chcialem ukryc. Jeszcze troche tego zostalo, ale jak mam takie dni jak dzis, ze bez obaw potrafie zjejsc sniadanie miedzy ludzmi, ze pomimo 2 kolokwiow nie zalewa mnie fala strachu, ze jestem soba, ze nie musze udawac silnego, a moge byc poprostu soba, to mam takiego kopa, ze mi sie wydaje ze za chwile caly swiat zdobede:) Ale ja tego nie chce, a to co chce to to kilka malych rzeczy:) A moim marzeniem jest zakochac sie.
  22. Cholera wie, czy zadziała, ale probowac bede, juz postanowilem... jak nauczylo mnie doswiadczenie, i jak zobaczylem gdzies na tym forum - 2 kroki do przodu i 1 do tyłu - mimo dola/lęku i tak jestes o krok blizej. Wiec nie ma co sie przejmowac, lęk to normalna kolej rzeczy. Kiedys bedziemy sie smiac z tego wszystkiego:) Z tego jak przejmowalismy sie glupotami, gdy zycie takie piekne. Tak bedzie!:)
  23. Byłem sobie wczoraj u rodzinki na spotkaniu:) Bałem sie tam pojechac, ale zdecydowalem sie ze to zrobie. Siedzialem sobie z nimi, wszystko bylo by fajnie, gdyby nie ciagle uczucie i mysl - patrz, oni buduja sobie nowy dom, on ma dziewczyne, ten pracuje w salonie samochodowym...a z cieibie takie gowno, nic nie potrafisz. Rano obudzilem sie wczesniej. Balem sie, serce mi bilo za szybko. Otworzylem okno (uwielbiam gdy mam zimno w pokoju, a pod koldra cieplo), poszedlem sie napic jakiejs wody i wrocilem do lozka. Sytuacja pogarszala sie z minuty na minute. Wreszcie dopadl mnie lek, ze w domu zrobilo sie zimno przez moje otwarte okno i wejdzie ojciec i mnie opieprzy. NIe wytrzymalem, musialem zamknac okno. Ojciec obudzil mnie pozniej - mialem mu pomoc w remoncie jaki wlasnie przeprowadzamy. To nic ze mialem sie uczyc, to nic ze nie mialem w ogole ochoty...poszedlem potulnie. Ojciec czesto sie wscieka i narzeka na mnie i rodzenstwo, czasem za pierdoly, za cos czemu czasem nikt nie jest winny. Ale z drugiej strony zeszlego lata dal mi 7000 na motor (Virago 250). Jak tu sie sprzeciwic, jak go czasem op*******c, jak dal mi (mi, takiemu g) tyle kasy na motor. Jestem na niego nie raz wciekly - prawde mowiac, nienawidze go...ale i......kocham skurwysyna...bo to moj ojciec, bo jednak o nas dba...czasem nie potrafi stanac na wysokosci zadania, woli dac nam pieniadze, niz powiedziec "fajny jestes". Ale to moze moja potrzeba milosci, bo rodzenstwo nie ma takich problemow jak ja....ale moze jednak powinienem to jakos wyrazic? Dzien mialem do dupy...ciagle sie balem...zwlaszcza bezsilnosci... nie wiem dlaczego, ale im bardziej czuje sie bezsilny, tym bardziej sie boje. Opieprzyl mnie pare razy, a to za to, a to za tamto. A pozniej wieczorem...wraz z mama gadali mi zebym uwierzyl w siebie, zebym zostawil studia jak mam sie z nimi tak meczyc (fobia spoleczna) zebym kupowal sobie duzo owocow, jadl magnez, i sie nie przejmowal, bo przeciez pieniadze w domu sa i nie musze tak oszczedzac (jestem chyba mistrzem w NIEWYDAWANIU pieniedzy...kupilem sobie tel za pare zl, gdy mlodzi w gimnazjum gonia z najnowszymi modelami). I co mam myslec? Czy mam prawo czasem opieprzyc ojca? Jednak, czesto jego krytyka jest sluszna. Ale jednak za duzo jej. I co robic. I jeszcze ten motor. Czuje sie winny czasem ze go dostalem. I taka oto mieszanka uczuc we mnie trudnych. Wieczor, kran zaczal ciec. Uszczelke w glowiczcie trzebabylo wymienic. Zazwyczaj nie robie takich rzeczy...bo znow cos spieprze, bo znow sie osmiesze, bo znow ojciec mnie za cos opieprzy... Wzialem klucz (19) odkrecilem...srubka wczesniej nie chcala sie odkrecic, bo zardzewiala...wymienilem cala glowiczke z innego, starego kranu. Dlaczego to pisze? Bo postawilem sobie cel (naprawic kran) i zrobilem to. Teraz juz wiem, ze potrafie naprawic kran... Zawsze ktos stawial mi zadania, a ja je potulnie wypelnialem... a teraz sam to zrobilem...ja sam...i choc to niewiele...jednak jest we mnie cos takiego malego jak duma...ze potrafie...i zadowolenie z siebie. A teraz wiem, ze kupie sobie ksiazke o mechanice (do motora), ze zmienie w nim olej... sam, bez pytania kogokolwiek...bez uciekania od odpowiedzialnosci... i jak to zrobie znow poczuje sie zadowolony z siebie... i bede sobie stawial kolejne, pewnie co raz wieksze wymagania...nie neurotyczne, nie niebotyczne, ale moje wlasne... i przestane czuc sie gorszy. A lek bedzie mijal...bo bede czul ze potrafie co raz wiecej rzeczy, ze jestem za cos odpowiedzialny i ze potrafie stanac na wysokosci zadania. Chwala bogu, jezeli istnieje, za takie dni jak ten, jak sie boje... bo jak sie boje, to wiem, ze musze cos zrobic. I kiedys, mam nadzieje ze jak najszybciej przyjdzie czas, ze lek minie...a pozniej zrobie kolejne i kolejne rzeczy...z mysla o sobie, dla swojego dobra...i bede zdrowy. Moze bedzie to jeszcze w tym miesiacu, moze potrwa z 10 lat...a ja wiem ze dam sobie rady. I wam tego zycze. Ruszamy dupy, bierzemy sie do kochania siebie.
  24. :) Oczywiscie ze korzystalem z uslug specjalisty, z tym ze jestem z wioski, no i cieżko o stały dostep. Lecze sie, z przerwami, od ponad 2 lat - albo inaczej - dochodze do siebie:) Problem polega na tym, ze przez cale zycie szukalem podporzadkowania sie, jako sposobu na zycie. Dopiero teraz (w wieku 22 lat) dochodze do odnajdywania siebie, tego co swoje, sam powoli tworze swoj swiat, wlasne zasady - bo wczesniej wszystko co swoje uwazalem za gorsze, a to co pochodzilo od innych za lepsze, wlasciwe. Wytworzylem w sobie taki kult autorytetow. Zawsze to ja sie dopasowywałem do otoczenia, starajac sie nadarzyc za innymi, zamiast pojsc we wlasna strone i byc szczesliwym. Byc moze moje pytania sa nieco dziwne, ale poprostu szukam jeszcze kogos kto poklepie mnie po ramieniu i powie "dobrze robisz". Potrzebuje nieco wsparcia, bo gdy przychodzi mi byc asertywnym, od razu oskarzam siebie o egoizm. W tym wlasnie problem ze dla mnie - wiele rzeczy ktore robie, oceniam nie przez pryzmat "co ja o tym mysle" ale przez "co by ludzie powiedzieli". A ci "ludzie" to poprostu moj samokrytycyzm. Bo jak mi powiedzial psycholog, krytyka innych daje mi impuls do obrony, ale przed wlasna krytyka nie potrafie sie obronic. Ponadto zapytalem sie go "co powinienem robic zeby bylo ok?" a on mi na to, ze moje pytanie powinno brzmiec "co chce robic..." Tak wiec, moj problem to brak wlasnego zdania, a tym samym wlasnego "JA". Teraz powili dochodze do siebie, szanowania siebie, zaprzestania stawiania sobie wymogow, a zwlaszcza takich, ktore nie sa moje. Prawdopodobnie mam "osobowosc zalezna" bo z takim terminem sie spokalem... no i probuje sie wyleczyc:) - Wlasnie do tego chce dojsc:) By traktowac siebie na rowni z innymi, nie patrzec w ludzi jak o obrazek, w sercu czujac lek i niechec. Tylko wlasnie jak?
  25. Hej:) Leczac sie z nerwicy dochodze do punktu kiedy zaczynam przejmowac (albo przynajmniej zaczynam chciec:D) kontrole nad swoim zyciem. Jako ze nie mam jak wybrac sie do specjalisty w najblizszym czasie, chce sie was o cos zapytac: -Przez wiele lat rezygnowalem z robienia rzeczy na zasadzie "ja sam" zamieniajac to na spelnianie pragnien innych ludzi (potrzeba uznania, milosci, samokrtytycyzm itd.). Czy macie jakis swoj wlasny sposob na asertywnosc? Gdzie lezy granica miedzy asertywnoscia a egoizmem? -Przez wiele lat moje dzialanie bylo ukierunkowane na to, by zdobyc czyjas akceptacje, a dokladniej to chyba podziw( skutek wspomnien z dziecinstwa chyba). Mial ktos tak? Jak sobie z tym radzicie? Jak zaczac sie cenic samemu, nie oczekujac akceptacji/podziwu innych? -Moglby mi ktos polecic jakies dobre ksiazki o asertywnosci/samoocenie, jakies wasze sposoby? Swiat jest pelen ludzi ktorzy niewiele potrafia, ale uwazaja siebie za bogow. Ja moze tez nie jestem idealem, ale zawsze sie niepotrzebnie umniejszam. Jak dojsc do miejsca kiedy bede traktowal siebie na rowni z innymi? Tak by szanowac i kochac innych oraz siebie (albo siebie oraz innych:))
×