Skocz do zawartości
Nerwica.com

tomal

Użytkownik
  • Postów

    107
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia tomal

  1. Też miałem podobne problemy. Po obejrzeniu filmu, czy czegokolwiek związanego z tą tematyką lęk, milion myśli, setki pytań, niekończące się rozważania, obserwacje swoich reakcji, upewnianie się... Powiem Ci tak. Im dłużej będziesz się zastanawiał, tym bardziej sobie namącisz w głowie. Wystarczy jedno małe "coś tam", aby wywołać lawinę domysłów, analiz. Ciężko jest lęki odgonić, ale uciec przed nimi się nie da. Im większa ucieczka od nich, tym bardziej powracają. Użyj rozumu. Skoro twierdzisz, że te sceny w jakiś sposób Ciebie obrzydzają, lubisz dziewczyny (w każdym znaczeniu tego słowa) to głowa do góry :) Nikt od obejrzenia filmu o gejach, gejem nie został :) Gdy nachodzą Cię te myśli, ten lęk, nie odrzucaj go... bierz to na klatę i będzie dobrze :) Nawet jeśli coś Ci się spodobało przy oglądaniu tych filmów, to co z tego... podobno ludzka seksualność, nie jest taka czarno-biała.
  2. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem jest próbowanie przerwać mechanizm błędnego koła: Nerwicowe „błędne koło” łączy wyżej wymienione objawy. Polega na tym, że lęk (naturalna emocja), u chorych na zaburzenia nerwicowe napędza objawy wegetatywne, a te napędzają z kolei lęk, który nasila się i jeszcze bardziej wzmacnia objawy wegetatywne, które nasilone jeszcze mocniej napędzają i nasilają lęk… i tak w kółko. Jest to trudne i mnie też nie do końca udało się to jeszcze przezwyciężyć. Jedyne co teraz robię to ignoruję ten lęk i myśli oraz odczucia, które się przy nim pojawiają. Nie analizuję tego, nie staram się nakręcać bardziej, że to mam, bo wiem, że to tylko lęk -coś irracjonalnego i przesadzonego :)
  3. Nie ma mowy o zrywaniu przyjaźni...aż małostkowy nie jestem. Chyba zawiesić broń czas i po prostu nie czekać więcej niż 15 min :)
  4. Też mam ten problem...próbuję się obrażać i mnie to nie wychodzi :) To znaczy, zwykle ja pierwszy wyciągam rękę. Mnie się wydaję, że należy zamiast słowami to działać czynami. Jeśli się kogoś przeprasza i ta osoba nadal jest nadąsana to trzeba odpuścić. Może jeśli zobaczy obojętność to sama się odezwie. Ja mam taki problem, że posprzeczałem się z przyjacielem o jego notoryczne spóźnianie się. Tak mnie to złości. Jednak on tego w ogóle nie rozumie. Twierdzi, że już taki jest i powinienem to zaakceptować. Z jednej strony jestem trochę zły na niego, bo mógłby uznać mój punkt widzenia, z drugiej strony takie obrażanie się jest dziecinne. Nie wiem co zrobić...nie chcę tak milczeć, bo to konfliktu nie rozwiąże, natomiast chyba muszę przestać czekać na niego(to chyba był mój błąd: czekanie=pozwolenie na spóźnianie). Co sądzicie, co zrobić?
  5. Cześć anonimowykult :) Ja tez bałem się długo iść do specjalisty, bo już to ciągłe uczucie niepokoju i strachu nie dawało mi żyć. Tym bardziej, że w sumie nie miałem się czym niepokoić, nadal nie mam, a to uczucie ciągle jest. Mnie lekarz zalecił po prostu techniki relaksacyjne, można je znaleźć na www.relaksacja.pl :) Spróbuj, może to Ci pomoże. Czasami, gdy spojrzy się na pewne sprawy bez tego uczucia niepokoju to wydają się one całkowicie inne :) W zasadzie to polecam udanie się do specjalisty, ale wtedy to musisz zebrać w sobie wszystkie siły, aby móc porozmawiać szczerze. Rozejrzyj się czy nie masz wokół siebie osób, z którymi możesz szczerze pogadać np. jakiegoś dobrego przyjaciela/przyjaciółkę, siostrę, brata i itp. Może to też Ci pomoże :)
  6. Dzięki jeszcze raz za wszystkie posty :) Ja nie chcę kontrolować....chodzi mi o to jak ja się powinienem zachować :) Widzę z powyższego, że wystarczy być, trzymać rękę na pulsie :) -- So mar 19, 2011 3:37 pm -- Napiszę to w tym temacie, bo bez sensu robić nowy... Otóż, ten mój przyjaciel, o którym pisałem powyżej jakoś się chyba wykaraskał z tego problemu...ale teraz to ja mam problem i proszę Was o spojrzenie na to obiektywnie i napisanie mi co o tym sądzicie... Na przełomie wakacji a roku szkolnego miałem z nim dość poważny konflikt, który zakończył się tym, że oficjalnie przestaliśmy nazywać się przyjaciółmi. Trwało to jakiś czas dopóki nie wyłapałem jego problemu miłosnego. Wyciągnąłem pomocną rękę no i pogodziliśmy się. Od tamtej pory dużo gadaliśmy, spotykaliśmy się...głownie to był rozmowy o nim jego problemie, ale od czego ma się przyjaciół.... Od jakiegoś miesiąca lub więcej, gdy sobie trochę lepiej zaczął radzić, kontakt osłabł. Próbuję z nim umówić się na spotkanie, to on umawia się, za chwile odwołuje, twierdząc, że nie jest w stanie się spotykać, woli siedzieć sam...Nie gadamy tez jakoś "namiętnie", po prostu coś się nie klei... Powiedziałem mu, że ja też oczekuję czegoś od tej przyjaźni, że rozumiem, że ona ma problem, ale nie może być tak, że jest on i jego problem a reszta się nie liczy. Ja też mam swoje problemy, też bym chciał się nimi podzielić, spotkać się i itp. Nie doszło do żadnego kompromisu, bo on twierdzi, że mógłby się "poświęcić" i spotkać, ale czasami wszystko go przerasta. A ja, ja chciałbym raz na tydzień, może na dwa spotkać się na chwilę, pogadać.... Od kilku dni przez tą wymianę zdań nie odzywamy się do siebie. Kazałem mu dać znać jeśli on znajdzie czas, on twierdzi, że nie chce źle....czasami zastanawiam się, czy dlatego się pogodziliśmy, żeby on miał z kim dzielić się swoimi problemami a jak ich już nie ma to mnie nie potrzebuje. Nie jest to miłe... Chciałem dodać, że jestem osobą dość nerwową i mam tendencje do wyolbrzymiana spraw, dlatego t to piszę :) Co o tym sądzicie? Co robić dalej, czekać jak się odezwie, a jak nie to dać sobie spokój, czy starać się pogadać jeszcze raz? -- So mar 19, 2011 3:43 pm -- Napiszę to w tym temacie, bo bez sensu robić nowy... Otóż, ten mój przyjaciel, o którym pisałem powyżej jakoś się chyba wykaraskał z tego problemu...ale teraz to ja mam problem i proszę Was o spojrzenie na to obiektywnie i napisanie mi co o tym sądzicie... Na przełomie wakacji a roku szkolnego miałem z nim dość poważny konflikt, który zakończył się tym, że oficjalnie przestaliśmy nazywać się przyjaciółmi. Trwało to jakiś czas dopóki nie wyłapałem jego problemu miłosnego. Wyciągnąłem pomocną rękę no i pogodziliśmy się. Od tamtej pory dużo gadaliśmy, spotykaliśmy się...głownie to był rozmowy o nim jego problemie, ale od czego ma się przyjaciół.... Od jakiegoś miesiąca lub więcej, gdy sobie trochę lepiej zaczął radzić, kontakt osłabł. Próbuję z nim umówić się na spotkanie, to on umawia się, za chwile odwołuje, twierdząc, że nie jest w stanie się spotykać, woli siedzieć sam...Nie gadamy tez jakoś "namiętnie", po prostu coś się nie klei... Powiedziałem mu, że ja też oczekuję czegoś od tej przyjaźni, że rozumiem, że ona ma problem, ale nie może być tak, że jest on i jego problem a reszta się nie liczy. Ja też mam swoje problemy, też bym chciał się nimi podzielić, spotkać się i itp. Nie doszło do żadnego kompromisu, bo on twierdzi, że mógłby się "poświęcić" i spotkać, ale czasami wszystko go przerasta. A ja, ja chciałbym raz na tydzień, może na dwa spotkać się na chwilę, pogadać.... Od kilku dni przez tą wymianę zdań nie odzywamy się do siebie. Kazałem mu dać znać jeśli on znajdzie czas, on twierdzi, że nie chce źle....czasami zastanawiam się, czy dlatego się pogodziliśmy, żeby on miał z kim dzielić się swoimi problemami a jak ich już nie ma to mnie nie potrzebuje. Nie jest to miłe... Chciałem dodać, że jestem osobą dość nerwową i mam tendencje do wyolbrzymiana spraw, dlatego t to piszę :) Co o tym sądzicie? Co robić dalej, czekać jak się odezwie, a jak nie to dać sobie spokój, czy starać się pogadać jeszcze raz? Zgłoś post -- So mar 19, 2011 3:59 pm -- Napiszę to w tym temacie, bo bez sensu robić nowy... Otóż, ten mój przyjaciel, o którym pisałem powyżej jakoś się chyba wykaraskał z tego problemu...ale teraz to ja mam problem i proszę Was o spojrzenie na to obiektywnie i napisanie mi co o tym sądzicie... Na przełomie wakacji a roku szkolnego miałem z nim dość poważny konflikt, który zakończył się tym, że oficjalnie przestaliśmy nazywać się przyjaciółmi. Trwało to jakiś czas dopóki nie wyłapałem jego problemu miłosnego. Wyciągnąłem pomocną rękę no i pogodziliśmy się. Od tamtej pory dużo gadaliśmy, spotykaliśmy się...głownie to był rozmowy o nim jego problemie, ale od czego ma się przyjaciół.... Od jakiegoś miesiąca lub więcej, gdy sobie trochę lepiej zaczął radzić, kontakt osłabł. Próbuję z nim umówić się na spotkanie, to on umawia się, za chwile odwołuje, twierdząc, że nie jest w stanie się spotykać, woli siedzieć sam...Nie gadamy tez jakoś "namiętnie", po prostu coś się nie klei... Powiedziałem mu, że ja też oczekuję czegoś od tej przyjaźni, że rozumiem, że ona ma problem, ale nie może być tak, że jest on i jego problem a reszta się nie liczy. Ja też mam swoje problemy, też bym chciał się nimi podzielić, spotkać się i itp. Nie doszło do żadnego kompromisu, bo on twierdzi, że mógłby się "poświęcić" i spotkać, ale czasami wszystko go przerasta. A ja, ja chciałbym raz na tydzień, może na dwa spotkać się na chwilę, pogadać.... Od kilku dni przez tą wymianę zdań nie odzywamy się do siebie. Kazałem mu dać znać jeśli on znajdzie czas, on twierdzi, że nie chce źle....czasami zastanawiam się, czy dlatego się pogodziliśmy, żeby on miał z kim dzielić się swoimi problemami a jak ich już nie ma to mnie nie potrzebuje. Nie jest to miłe... Chciałem dodać, że jestem osobą dość nerwową i mam tendencje do wyolbrzymiana spraw, dlatego t to piszę :) Co o tym sądzicie? Co robić dalej, czekać jak się odezwie, a jak nie to dać sobie spokój, czy starać się pogadać jeszcze raz?
  7. To jest tak, że my wszyscy mieszkamy w innych miastach, każde z nas w innym :) Może to i dobry pomysł z tymi odwiedzinami. Dlatego założyłem ten temat...w moim życiu to pierwsza taka "gruba" sprawa a chcę być porządnym "pomocnikiem", więc stąd moje pytania :) Doradzałem mu, żeby pozwolił sprawą toczyć się samemu, bo i tak to nic nie da skoro jedna strona chce a druga nie...serce nie sługa:) Dlaczego siedzi sam...na studiach mniej zajęć to i w domu siedzi...mieszka w małym mieście, więc szanse, żeby gdzieś pójść np. klub, kino są praktycznie zerowe. Również 90% naszych znajomych studiuje i nie ma ich na miejscu.
  8. No właśnie w innych, dlatego temat toczy się zwykle pisząc na gg, albo gadając przez tel. Właśnie stąd ten cały temat :) Też tak mi się wydaje, ze to trzeba po prostu przeżyć, przetrawić i pogodzić się. Dzięki za rady :)
  9. Właśnie też sęk w tym, czy warto tak kogoś na siłę wyciągać, być takim nachalnym?
  10. Chcę mu pomóc. Czy bez względu na to czy się obrazi czy nie...wolałbym nie tworzyć konfliktów. Ja staram się jakby pokazywać mu różne rozwiązania, strony tej sytuacji...czasami nie wiem co pomogę powiedzieć, napisać...jak pocieszyć. Nie miałem takich "przygód", więc działam bardziej intuicyjnie:) Z tym wyciąganiem to ciężko, bo mieszkamy daleko od siebie...pozostaje rozmowa. Ja wiem, że czas goi rany, ale w tym procesie gojenie trzeba jakoś wspierać, w końcu przyjaciel...dlatego też napisałem tutaj, abyście coś mi doradzili :) Dzięki za dotychczasowe odpowiedzi. Liczę na więcej
  11. Wiem, że muszę być ostrożny, dlatego nie podsuwam, żadnych gotowych rad, a bardziej staram się pokazać mu opcje z różnych perspektyw, również dlatego napisałem na tym forum :) Obiekt jego uczuć wie co jest grane, sam doradzałem rozmowę:)
  12. Witam Problem nieszczęśliwej miłości nie dotyczy mnie a mojego przyjaciela. Zwracam się do Was z prośbą o pomoc dla mnie. Nie wiem jak mogę go pocieszać, co mogę mu radzić, w ogóle jak z nim rozmawiać na ten temat. Chcę stanąć na wysokości zadania jako przyjaciel, czyli mówić z sensem nie klepać formułki typu: "będzie dobrze" albo "nie przejmuj się, ułoży się". To przedstawię problem pokrótce: Przyjaciel zakochał się. Nie jest to miłość spełniona, gdyż druga strona traktuje go jako przyjaciela mówiąc: fajny z Ciebie chłopak, ale kocham Ciebie jako przyjaciela. On nie chce odpuścić, ciągle bije się z myślami czy dac sobie spokój, czy może walczyć dalej. Od czasu do czasu spotykają się, spędzają trochę czasu razem i zaczyna się tęsknota i itp. Tak napisane bardzo pobieżne, ale to jest osią tego problemu. Zwierza mi się z tego, piszę często. Mówię mu, że może lepiej odpuścić sobie, staram się go jakoś wyprowadzić z tego stanu tęsknoty, smutku z zaistniałej sytuacji, tylko czasami brakuje mi argumentów lub pomysłów... Siedzi on w domu sam i wiadomo: cztery ściany, samotność, myślenie... Czy możecie mi pomóc, zasugerować coś? Będę wdzięczny:)
  13. A jak to robisz, tą medytację, bo może tez bym skorzystał? :)
  14. Ja mogę, ale zrobię to w poniedziałek, jeśli można:)
×