Skocz do zawartości
Nerwica.com

justicae

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez justicae

  1. Patrząc wstecz na moje życie, widzę w nim tylko ciemność, pustkę i brak nadziei. Przyczyną takiego stanu była towarzysząca mi niemal przez dziesięć lat depresja. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Dzień rozpoczynałam najczęściej około godziny 13, niekiedy nawet 14. Jadłam coś, oglądałam serial w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje tego były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zaniedbałam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu, bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a najbardziej innych ludzi, ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, co niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to. Budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Przez kilka lat cierpienia, jakie znosiłam w związku z depresją, życie wydawało mi się jedną wielką karą. Było przykrą koniecznością, którą chciałabym jak najszybciej zakończyć. Nic nie sprawiało mi radości, nikt mnie nie rozumiał, byłam zupełnie sama. Każdego wieczoru, kiedy kładłam się spać, płakałam, nie mogłam już dłużej wytrzymać tego strasznego, przyszywającego całe me wnętrze bólu. W pustce i samotności podejmowałam też czasem modlitwę. Pytałam wtedy Boga, dlaczego mnie to wszystko spotyka, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego nic się zmienia, pomimo tego, że proszę o pomoc. Przyznaję, że długo żyłam w takim stanie. Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, nastąpił rychły przełom. Teraz jestem tego pewna, że to Bóg dał mi szansę na nowe życie. Na mojej drodze pojawił się człowieka, który zaczął mi odpowiadać o Bożej miłości. Czytaliśmy razem Pismo Święte i prowadziliśmy długie rozważania. Zdałam sobie wtedy sprawę z kilku rzeczy. Od kiedy pamiętam wierzyłam w Boga, ale na czym tak naprawdę polegała moja wiara? Uważałam, że wystarczy sam fakt, że wierzę i że jeśli będę kierować się życiu Dekalogiem, to spełnię swój obowiązek wobec Boga. Teraz wiem, że to było błędne myślenie. Po pierwsze jakkolwiek bym się starała, nie jestem w stanie sprostać dziesięciu przykazaniom. Dowodem na to była moja spowiedź, ponieważ za każdym razem wymieniałam te same grzechy. One cały czas były obecne w moim życiu. Wydawało mi się, że kiedy raz na jakiś czas za nie przeproszę, to wszystko będzie w porządku. Ale tak przecież nie było, nic się w moim życiu nie zmieniało. W końcu zaczęły docierać do mnie pewne rzeczy, np. skąd mam wiedzieć czego wymaga ode mnie Bóg i co jest wystarczające skoro nie poznaję jego Słowa. Znałam tylko poszczególne fragmenty, które corocznie powtarzały się w kościele, pozostawiając niezgłębionymi setki wartościowych stron. Tymczasem naukę Jezusa, fundament chrześcijaństwa, trzeba poznać całościowo, żeby ją zrozumieć. Kiedy przeczytałam cztery Ewangelie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę złamałam wszystkie przykazania. Według słów Jezusa, jeśli kogoś nienawidzę, to tak jakbym kogoś zabiła, jak pożądam kogoś choćby w myślach, to jak jakbym cudzołożyła. Tak więc gdybym musiała rozstrzygnąć dokąd pójdę po śmierci według Dekalogu, czyli starotestamentowego Prawa, musiałbym wysłać się do piekła. Taka wizja byłaby naprawdę okrutna, bo miejsce to czekałoby wówczas praktycznie każdego z nas... Ale nie muszę tam iść i ponosić kary za moje grzechy, ponieważ Jezus umierając na krzyżu, umarł również za moje grzechy. To On poniósł karę, która należała się mnie i dzięki temu przed Bogiem mogę być czysta, a po śmierci będę mogła zamieszkać w Jego domu. Jest tylko jedna rzecz którą muszę zrobić: List do Rzymian 10:9-10 Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu. Jeśli głęboko w swoim sercu wyznamy, że zgrzeszyliśmy, że źle postępowaliśmy, jeżeli przeprosimy Boga za nasze grzechy i poprosimy Go aby zamieszkał w naszym sercu, On to dla nas zrobi. Wybaczy nam i już nigdy nie będzie pamiętał o tym co zrobiliśmy złego, nigdy nam tego nie wypomni. A co więcej zamieszka w nas, Jego Duch, który od tej pory zawsze będzie z nami, a na nas będzie czekało miejsce w Królestwie Niebieskim. Nie musimy sobie na to zasłużyć, nawet nie jesteśmy w stanie, bo Biblia mówi wyraźnie, że zbawiani możemy być wyłącznie z łaski, a łaska Pana jest dostępna dla każdego. List do Efezjan. 2:8-9 Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Prawda jest taka, że wielu z nas zadaje sobie pytanie dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy. Niektórzy sięgają do Pisma Świętego, żeby tam znaleźć odpowiedź. I to jest zdecydowanie najlepsza droga!!! Pytanie tylko z jakim nastawieniem sięgamy po Biblię? Co tak naprawdę chcemy tam znaleźć? Wiadomo, że nie będzie tam wprost napisane jak mamy rozwiązać nasze konkretne problemy, w moim przypadku jak pokonać depresję. Jednak odnajdziemy tam coś znacznie cenniejszego, mianowicie jak poznać i przyjąć do serca prawdziwego, żywego Boga i obietnice jakie się z tym wiążą. Przytoczę jedną z nich. Ewangelia Mateusza 7:7-11 Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą. Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą. Ewangelia Łukasza 18:7-8 A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Wersety te są zapewnieniem, że Bóg zawsze słucha naszych modlitw, każda jest dla niego ważna i na każdą z nich odpowiada, chociaż nie zawsze dokładnie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli i nie zawsze w tym momencie, kiedy byśmy tego chcieli. Bóg widzi nasze życie z szerszej perspektywy. To On wie najlepiej co takiego oraz w jakim czasie będzie dla nas dobre i wtedy nam to ofiarowuje. Warto jednak zastanowić się nad ostatnim zdaniem z tych wersetów – tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? W tym cały problem, zanosimy swoje prośby do Boga i oczekujemy na jego odpowiedź, ale co my robimy dla Boga. Czy pamiętamy o Nim w naszym codziennym życiu, czy może tylko kiedy czegoś potrzebujemy. Prawda jest taka, że żyjemy w trudnych czasach; wojny, głód, różnego rodzaju katastrofy itd. Niekiedy cisną mam się na usta oskarżenia jak Bóg mógł do tego dopuścić, co On takiego dla mnie zrobił, ja tak cierpię, a On nic sobie z tego nie robi. Jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Zło jakie nas otacza i złe rzeczy jakie w większości wydarzyły się w naszym życiu, sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a my dopuściliśmy się grzechu, i to on, grzech, jest sprawcą wszelkiego zła. A co zrobił Bóg ? Myśląc po ludzku powinien być wściekły, stworzył dla nas piękny świat, stworzył nas na swoje podobieństwo, chciał być cały czas blisko swoich dzieci, a czym my się mu odwdzięczyliśmy? Zdradziliśmy go, wybraliśmy życie w grzechu, kłamstwie i na dodatek o wszystko go obwiniamy. Bóg ma wszelkie podstawy do tego, żeby się od nas odwrócić. Ale On tego nie zrobił. Co więcej, przysłał do nas swojego Syna, pozwolił na to, aby został On wydany na ukrzyżowanie, mimo iż jako jedyny na Ziemi nie był obarczony jakimkolwiek grzechem. Bóg musiał patrzeć jak ludzie zadają ból Jezusowi i jak umierał. I zrobił to tylko dlatego, że nas kocha. Ewangelia Jana 3:16 Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Wszystko co musimy zrobić, to przyjąć ten dar. Kiedy ktoś odda życie Jezusowi Chrystusowi, nic nigdy nie będzie już po staremu. Przestanie być ono tym co można zobaczyć, poczuć, powąchać, wydedukować. Jego częścią stanie się prowadzenie przez wiarę, a to oznacza otwarcie się na cudowne działanie Ducha Świętego. Jesteśmy ważni dla Boga. On nas stworzył i wie co nas napełni. Wie jakie powołanie jest najbardziej odpowiednie dla naszych talentów i umiejętności. Wie czy mamy się ożenić, wyjść za mąż, czy może pozostać w stanie wolnym, a jeśli zdecydujemy się na małżeństwo, Bóg wie kto jest dla nas najlepszym partnerem. Wie, w jakiej wspólnocie rozkwitniemy. To tak jakby mówił: „Pragnę prowadzić cię przez życie. Wiem, jaka ścieżka uwielbi Mnie i będzie owocna dla ciebie i pragnę pomóc ci ją odnaleźć. Będę to czynił, dając ci wskazówki, zatem ucisz swe życie i słuchaj Mego głosu” Może oczywiście pojawić się pytanie, ale jak mam oddać życie Jezusowi, co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć. W wielu wypadkach rozumowanie wierzących znajduje się pod silnym wpływem religijności, tj. tradycji i obrzędów. Aby tego uniknąć, każdy z nas powinien naprawdę zagłębić się w Słowie Pana i odpowiednio przemienić swój sposób myślenia. W ewangelii Jezus mówił, że wszystko co musimy robić, to przestrzegać nowego prawa. Jakie prawo ustanowił Jezus w Nowym Przymierzu? Zawiera się ono w jednym rozkazie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (Ewangelia Jana 13,34) Słysząc te słowa, ludzie natychmiast pytają: „Czy chcesz powiedzieć, że nie musimy przestrzegać dziesięciu przykazań”? Ludzie, którzy są w Chrystusie, nie muszą już starać się wypełniać każdego z dziesięciu przykazań. Dlaczego? Ponieważ jeśli stosujemy się do przykazania miłości, wypełniamy wszystkie przykazania Starego Testamentu. Kiedy kogoś miłujemy, to rzeczą naturalna jest, że nie chcemy nikogo okłamywać, skrzywdzić, czy nawet źle o nim myśleć. Wyraźnie stwierdza to apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pisząc: „Kto kocha bliźniego, wypełnił Prawo” (list do Rzymian 13, Kiedy zaczniemy stosować to przykazanie w naszym codziennym życiu, szybko zauważymy, że zmieni się ono nie do poznania. Ja tego doświadczyłam. Od kiedy przeprosiłam Boga i poprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu, wszystko zaczęło się zmieniać, nieustannie czułam jego działanie. Z czasem wszystkie moje lęki, złe przygnębiające myśli odeszły. Bóg się mną zaopiekował, dzięki niemu dokończyłam wiele rzeczy, za które nawet nie mogłam się wcześniej zabrać i zaczęłam nowe życie, w którym nie muszę się martwić o przyszłość. Ewangelia Mateusza 6:25;33 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie? Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego w jakim świecie żyjemy. Dookoła otacza nas grzech, nienawiść i obojętność. Nasze ciała są niedoskonałe i często cierpimy z tego powodu. Ale wiem też, że cokolwiek się stanie, nie będę nigdy sama. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, przez dwa tygodnie odczuwałam naprawdę silny ból. Nawet najmocniejsze leki, jakie zapisywali mi lekarze, nie pomagały mi. Cierpiałam, ale czułam się jakoś inaczej, czułam jakby ktoś przytulał mnie do swojego ramienia. Często budziłam się w nocy i myślałam, że już nie wytrzymam, nie mogłam zasnąć. Modliłam się wtedy do Pana, dziękowałam mu za jego obecność, za Jego cierpienie, za krzyż. Wtedy też doświadczyłam, jak bardzo Jezus musi nas kochać. Mój ból był niczym w porównaniu do tego co On musiał przeżywać. Ta miłość jest niesamowitym darem, wprost nie do opisania. W trakcie mojej modlitwy, zawsze wypełniał mnie spokój i nagle zapadałam w głęboki sen, który był wybawieniem od bólu. Zauważyłam także, że zmienił się mój stosunek do innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy w przeszłości wyrządzili mi jakąś krzywdę. Kiedy byłam nastolatką mój tata postanowił ożenić się ponownie, po śmierci mojej mamy. Nie miałam nic przeciwko temu, w końcu zasługiwał na to aby ułożyć sobie życie od nowa. Ale osoba ta okazała się alkoholiczką i lekomanką, nie chcę tutaj dokładnie opisywać co się działo u nas w domu, ale były to straszne rzeczy. Ta kobieta wyrządziła całej mojej rodzinie ogromną krzywdę, nienawidziłam jej i każdego dnia życzyłam jej śmierci. Tak naprawdę te złe emocje wyrządzały więcej szkód mnie niż jej. Nawet po tym jak mój tata się z nią rozwiódł, ciągle mi się śniła, a na sam dźwięk jej imienia wpadałam w furię. Odkąd Jezus zamieszkał w moim sercu, zauważyłam, że moje odczucia w stosunku do macochy zaczynają się zmieniać. Już się tak nie denerwowałam na myśl o niej, a z czasem dojrzałam do tego żeby jej wybaczyć. To nie jej wina, że jest taka. Żyjemy w świecie, który jest opanowany przez Szatana i bez Bożej miłości w naszych sercach, trudno nam radzić sobie ze wszystkimi problemami jakie nas w życiu spotykają. Bardzo często w takich przypadkach popadamy w różnego rodzaju nałogi, a ona akurat w nałóg alkoholowy. Niemniej jednak głęboko wierzę, że kiedyś Bóg odmieni jej serce i uwolni ją od tego ciężaru. Bo Bóg kocha każdego z nas i z utęsknieniem czeka na nasz powrót do domu, który jest w Niebie. WIARA CZYNI CUDA !!! Jakby ktoś miał ochotę pogadać to napiszcie albo na maila mkm58@wp.pl lub na gg 6908437 http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=58302148 - to jest link to wykładu „Poznać prawdziwą nadzieję” naprawdę warto zobaczyć. Pozdrawiam Justyna
  2. Patrząc wstecz na moje życie, widzę w nim tylko ciemność, pustkę i brak nadziei. Przyczyną takiego stanu była towarzysząca mi niemal przez dziesięć lat depresja. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Dzień rozpoczynałam najczęściej około godziny 13, niekiedy nawet 14. Jadłam coś, oglądałam serial w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje tego były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zaniedbałam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu, bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a najbardziej innych ludzi, ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, co niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to. Budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Przez kilka lat cierpienia, jakie znosiłam w związku z depresją, życie wydawało mi się jedną wielką karą. Było przykrą koniecznością, którą chciałabym jak najszybciej zakończyć. Nic nie sprawiało mi radości, nikt mnie nie rozumiał, byłam zupełnie sama. Każdego wieczoru, kiedy kładłam się spać, płakałam, nie mogłam już dłużej wytrzymać tego strasznego, przyszywającego całe me wnętrze bólu. W pustce i samotności podejmowałam też czasem modlitwę. Pytałam wtedy Boga, dlaczego mnie to wszystko spotyka, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego nic się zmienia, pomimo tego, że proszę o pomoc. Przyznaję, że długo żyłam w takim stanie. Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, nastąpił rychły przełom. Teraz jestem tego pewna, że to Bóg dał mi szansę na nowe życie. Na mojej drodze pojawił się człowieka, który zaczął mi odpowiadać o Bożej miłości. Czytaliśmy razem Pismo Święte i prowadziliśmy długie rozważania. Zdałam sobie wtedy sprawę z kilku rzeczy. Od kiedy pamiętam wierzyłam w Boga, ale na czym tak naprawdę polegała moja wiara? Uważałam, że wystarczy sam fakt, że wierzę i że jeśli będę kierować się życiu Dekalogiem, to spełnię swój obowiązek wobec Boga. Teraz wiem, że to było błędne myślenie. Po pierwsze jakkolwiek bym się starała, nie jestem w stanie sprostać dziesięciu przykazaniom. Dowodem na to była moja spowiedź, ponieważ za każdym razem wymieniałam te same grzechy. One cały czas były obecne w moim życiu. Wydawało mi się, że kiedy raz na jakiś czas za nie przeproszę, to wszystko będzie w porządku. Ale tak przecież nie było, nic się w moim życiu nie zmieniało. W końcu zaczęły docierać do mnie pewne rzeczy, np. skąd mam wiedzieć czego wymaga ode mnie Bóg i co jest wystarczające skoro nie poznaję jego Słowa. Znałam tylko poszczególne fragmenty, które corocznie powtarzały się w kościele, pozostawiając niezgłębionymi setki wartościowych stron. Tymczasem naukę Jezusa, fundament chrześcijaństwa, trzeba poznać całościowo, żeby ją zrozumieć. Kiedy przeczytałam cztery Ewangelie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę złamałam wszystkie przykazania. Według słów Jezusa, jeśli kogoś nienawidzę, to tak jakbym kogoś zabiła, jak pożądam kogoś choćby w myślach, to jak jakbym cudzołożyła. Tak więc gdybym musiała rozstrzygnąć dokąd pójdę po śmierci według Dekalogu, czyli starotestamentowego Prawa, musiałbym wysłać się do piekła. Taka wizja byłaby naprawdę okrutna, bo miejsce to czekałoby wówczas praktycznie każdego z nas... Ale nie muszę tam iść i ponosić kary za moje grzechy, ponieważ Jezus umierając na krzyżu, umarł również za moje grzechy. To On poniósł karę, która należała się mnie i dzięki temu przed Bogiem mogę być czysta, a po śmierci będę mogła zamieszkać w Jego domu. Jest tylko jedna rzecz którą muszę zrobić: List do Rzymian 10:9-10 Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu. Jeśli głęboko w swoim sercu wyznamy, że zgrzeszyliśmy, że źle postępowaliśmy, jeżeli przeprosimy Boga za nasze grzechy i poprosimy Go aby zamieszkał w naszym sercu, On to dla nas zrobi. Wybaczy nam i już nigdy nie będzie pamiętał o tym co zrobiliśmy złego, nigdy nam tego nie wypomni. A co więcej zamieszka w nas, Jego Duch, który od tej pory zawsze będzie z nami, a na nas będzie czekało miejsce w Królestwie Niebieskim. Nie musimy sobie na to zasłużyć, nawet nie jesteśmy w stanie, bo Biblia mówi wyraźnie, że zbawiani możemy być wyłącznie z łaski, a łaska Pana jest dostępna dla każdego. List do Efezjan. 2:8-9 Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Prawda jest taka, że wielu z nas zadaje sobie pytanie dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy. Niektórzy sięgają do Pisma Świętego, żeby tam znaleźć odpowiedź. I to jest zdecydowanie najlepsza droga!!! Pytanie tylko z jakim nastawieniem sięgamy po Biblię? Co tak naprawdę chcemy tam znaleźć? Wiadomo, że nie będzie tam wprost napisane jak mamy rozwiązać nasze konkretne problemy, w moim przypadku jak pokonać depresję. Jednak odnajdziemy tam coś znacznie cenniejszego, mianowicie jak poznać i przyjąć do serca prawdziwego, żywego Boga i obietnice jakie się z tym wiążą. Przytoczę jedną z nich. Ewangelia Mateusza 7:7-11 Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą. Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą. Ewangelia Łukasza 18:7-8 A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Wersety te są zapewnieniem, że Bóg zawsze słucha naszych modlitw, każda jest dla niego ważna i na każdą z nich odpowiada, chociaż nie zawsze dokładnie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli i nie zawsze w tym momencie, kiedy byśmy tego chcieli. Bóg widzi nasze życie z szerszej perspektywy. To On wie najlepiej co takiego oraz w jakim czasie będzie dla nas dobre i wtedy nam to ofiarowuje. Warto jednak zastanowić się nad ostatnim zdaniem z tych wersetów – tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? W tym cały problem, zanosimy swoje prośby do Boga i oczekujemy na jego odpowiedź, ale co my robimy dla Boga. Czy pamiętamy o Nim w naszym codziennym życiu, czy może tylko kiedy czegoś potrzebujemy. Prawda jest taka, że żyjemy w trudnych czasach; wojny, głód, różnego rodzaju katastrofy itd. Niekiedy cisną mam się na usta oskarżenia jak Bóg mógł do tego dopuścić, co On takiego dla mnie zrobił, ja tak cierpię, a On nic sobie z tego nie robi. Jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Zło jakie nas otacza i złe rzeczy jakie w większości wydarzyły się w naszym życiu, sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a my dopuściliśmy się grzechu, i to on, grzech, jest sprawcą wszelkiego zła. A co zrobił Bóg ? Myśląc po ludzku powinien być wściekły, stworzył dla nas piękny świat, stworzył nas na swoje podobieństwo, chciał być cały czas blisko swoich dzieci, a czym my się mu odwdzięczyliśmy? Zdradziliśmy go, wybraliśmy życie w grzechu, kłamstwie i na dodatek o wszystko go obwiniamy. Bóg ma wszelkie podstawy do tego, żeby się od nas odwrócić. Ale On tego nie zrobił. Co więcej, przysłał do nas swojego Syna, pozwolił na to, aby został On wydany na ukrzyżowanie, mimo iż jako jedyny na Ziemi nie był obarczony jakimkolwiek grzechem. Bóg musiał patrzeć jak ludzie zadają ból Jezusowi i jak umierał. I zrobił to tylko dlatego, że nas kocha. Ewangelia Jana 3:16 Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Wszystko co musimy zrobić, to przyjąć ten dar. Kiedy ktoś odda życie Jezusowi Chrystusowi, nic nigdy nie będzie już po staremu. Przestanie być ono tym co można zobaczyć, poczuć, powąchać, wydedukować. Jego częścią stanie się prowadzenie przez wiarę, a to oznacza otwarcie się na cudowne działanie Ducha Świętego. Jesteśmy ważni dla Boga. On nas stworzył i wie co nas napełni. Wie jakie powołanie jest najbardziej odpowiednie dla naszych talentów i umiejętności. Wie czy mamy się ożenić, wyjść za mąż, czy może pozostać w stanie wolnym, a jeśli zdecydujemy się na małżeństwo, Bóg wie kto jest dla nas najlepszym partnerem. Wie, w jakiej wspólnocie rozkwitniemy. To tak jakby mówił: „Pragnę prowadzić cię przez życie. Wiem, jaka ścieżka uwielbi Mnie i będzie owocna dla ciebie i pragnę pomóc ci ją odnaleźć. Będę to czynił, dając ci wskazówki, zatem ucisz swe życie i słuchaj Mego głosu” Może oczywiście pojawić się pytanie, ale jak mam oddać życie Jezusowi, co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć. W wielu wypadkach rozumowanie wierzących znajduje się pod silnym wpływem religijności, tj. tradycji i obrzędów. Aby tego uniknąć, każdy z nas powinien naprawdę zagłębić się w Słowie Pana i odpowiednio przemienić swój sposób myślenia. W ewangelii Jezus mówił, że wszystko co musimy robić, to przestrzegać nowego prawa. Jakie prawo ustanowił Jezus w Nowym Przymierzu? Zawiera się ono w jednym rozkazie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (Ewangelia Jana 13,34) Słysząc te słowa, ludzie natychmiast pytają: „Czy chcesz powiedzieć, że nie musimy przestrzegać dziesięciu przykazań”? Ludzie, którzy są w Chrystusie, nie muszą już starać się wypełniać każdego z dziesięciu przykazań. Dlaczego? Ponieważ jeśli stosujemy się do przykazania miłości, wypełniamy wszystkie przykazania Starego Testamentu. Kiedy kogoś miłujemy, to rzeczą naturalna jest, że nie chcemy nikogo okłamywać, skrzywdzić, czy nawet źle o nim myśleć. Wyraźnie stwierdza to apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pisząc: „Kto kocha bliźniego, wypełnił Prawo” (list do Rzymian 13, Kiedy zaczniemy stosować to przykazanie w naszym codziennym życiu, szybko zauważymy, że zmieni się ono nie do poznania. Ja tego doświadczyłam. Od kiedy przeprosiłam Boga i poprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu, wszystko zaczęło się zmieniać, nieustannie czułam jego działanie. Z czasem wszystkie moje lęki, złe przygnębiające myśli odeszły. Bóg się mną zaopiekował, dzięki niemu dokończyłam wiele rzeczy, za które nawet nie mogłam się wcześniej zabrać i zaczęłam nowe życie, w którym nie muszę się martwić o przyszłość. Ewangelia Mateusza 6:25;33 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie? Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego w jakim świecie żyjemy. Dookoła otacza nas grzech, nienawiść i obojętność. Nasze ciała są niedoskonałe i często cierpimy z tego powodu. Ale wiem też, że cokolwiek się stanie, nie będę nigdy sama. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, przez dwa tygodnie odczuwałam naprawdę silny ból. Nawet najmocniejsze leki, jakie zapisywali mi lekarze, nie pomagały mi. Cierpiałam, ale czułam się jakoś inaczej, czułam jakby ktoś przytulał mnie do swojego ramienia. Często budziłam się w nocy i myślałam, że już nie wytrzymam, nie mogłam zasnąć. Modliłam się wtedy do Pana, dziękowałam mu za jego obecność, za Jego cierpienie, za krzyż. Wtedy też doświadczyłam, jak bardzo Jezus musi nas kochać. Mój ból był niczym w porównaniu do tego co On musiał przeżywać. Ta miłość jest niesamowitym darem, wprost nie do opisania. W trakcie mojej modlitwy, zawsze wypełniał mnie spokój i nagle zapadałam w głęboki sen, który był wybawieniem od bólu. Zauważyłam także, że zmienił się mój stosunek do innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy w przeszłości wyrządzili mi jakąś krzywdę. Kiedy byłam nastolatką mój tata postanowił ożenić się ponownie, po śmierci mojej mamy. Nie miałam nic przeciwko temu, w końcu zasługiwał na to aby ułożyć sobie życie od nowa. Ale osoba ta okazała się alkoholiczką i lekomanką, nie chcę tutaj dokładnie opisywać co się działo u nas w domu, ale były to straszne rzeczy. Ta kobieta wyrządziła całej mojej rodzinie ogromną krzywdę, nienawidziłam jej i każdego dnia życzyłam jej śmierci. Tak naprawdę te złe emocje wyrządzały więcej szkód mnie niż jej. Nawet po tym jak mój tata się z nią rozwiódł, ciągle mi się śniła, a na sam dźwięk jej imienia wpadałam w furię. Odkąd Jezus zamieszkał w moim sercu, zauważyłam, że moje odczucia w stosunku do macochy zaczynają się zmieniać. Już się tak nie denerwowałam na myśl o niej, a z czasem dojrzałam do tego żeby jej wybaczyć. To nie jej wina, że jest taka. Żyjemy w świecie, który jest opanowany przez Szatana i bez Bożej miłości w naszych sercach, trudno nam radzić sobie ze wszystkimi problemami jakie nas w życiu spotykają. Bardzo często w takich przypadkach popadamy w różnego rodzaju nałogi, a ona akurat w nałóg alkoholowy. Niemniej jednak głęboko wierzę, że kiedyś Bóg odmieni jej serce i uwolni ją od tego ciężaru. Bo Bóg kocha każdego z nas i z utęsknieniem czeka na nasz powrót do domu, który jest w Niebie. WIARA CZYNI CUDA !!! Jakby ktoś miał ochotę pogadać to napiszcie albo na maila mkm58@wp.pl lub na gg 6908437 http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=58302148 - to jest link to wykładu „Poznać prawdziwą nadzieję” naprawdę warto zobaczyć. Pozdrawiam Justyna
  3. justicae

    nerwica mija!

    Patrząc wstecz na moje życie, widzę w nim tylko ciemność, pustkę i brak nadziei. Przyczyną takiego stanu była towarzysząca mi niemal przez dziesięć lat depresja. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia. Dzień rozpoczynałam najczęściej około godziny 13, niekiedy nawet 14. Jadłam coś, oglądałam serial w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje tego były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zaniedbałam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu, bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a najbardziej innych ludzi, ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, co niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to. Budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Przez kilka lat cierpienia, jakie znosiłam w związku z depresją, życie wydawało mi się jedną wielką karą. Było przykrą koniecznością, którą chciałabym jak najszybciej zakończyć. Nic nie sprawiało mi radości, nikt mnie nie rozumiał, byłam zupełnie sama. Każdego wieczoru, kiedy kładłam się spać, płakałam, nie mogłam już dłużej wytrzymać tego strasznego, przyszywającego całe me wnętrze bólu. W pustce i samotności podejmowałam też czasem modlitwę. Pytałam wtedy Boga, dlaczego mnie to wszystko spotyka, czym sobie na to zasłużyłam, dlaczego nic się zmienia, pomimo tego, że proszę o pomoc. Przyznaję, że długo żyłam w takim stanie. Pewnego dnia, zupełnie nieoczekiwanie, nastąpił rychły przełom. Teraz jestem tego pewna, że to Bóg dał mi szansę na nowe życie. Na mojej drodze pojawił się człowieka, który zaczął mi odpowiadać o Bożej miłości. Czytaliśmy razem Pismo Święte i prowadziliśmy długie rozważania. Zdałam sobie wtedy sprawę z kilku rzeczy. Od kiedy pamiętam wierzyłam w Boga, ale na czym tak naprawdę polegała moja wiara? Uważałam, że wystarczy sam fakt, że wierzę i że jeśli będę kierować się życiu Dekalogiem, to spełnię swój obowiązek wobec Boga. Teraz wiem, że to było błędne myślenie. Po pierwsze jakkolwiek bym się starała, nie jestem w stanie sprostać dziesięciu przykazaniom. Dowodem na to była moja spowiedź, ponieważ za każdym razem wymieniałam te same grzechy. One cały czas były obecne w moim życiu. Wydawało mi się, że kiedy raz na jakiś czas za nie przeproszę, to wszystko będzie w porządku. Ale tak przecież nie było, nic się w moim życiu nie zmieniało. W końcu zaczęły docierać do mnie pewne rzeczy, np. skąd mam wiedzieć czego wymaga ode mnie Bóg i co jest wystarczające skoro nie poznaję jego Słowa. Znałam tylko poszczególne fragmenty, które corocznie powtarzały się w kościele, pozostawiając niezgłębionymi setki wartościowych stron. Tymczasem naukę Jezusa, fundament chrześcijaństwa, trzeba poznać całościowo, żeby ją zrozumieć. Kiedy przeczytałam cztery Ewangelie, zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę złamałam wszystkie przykazania. Według słów Jezusa, jeśli kogoś nienawidzę, to tak jakbym kogoś zabiła, jak pożądam kogoś choćby w myślach, to jak jakbym cudzołożyła. Tak więc gdybym musiała rozstrzygnąć dokąd pójdę po śmierci według Dekalogu, czyli starotestamentowego Prawa, musiałbym wysłać się do piekła. Taka wizja byłaby naprawdę okrutna, bo miejsce to czekałoby wówczas praktycznie każdego z nas... Ale nie muszę tam iść i ponosić kary za moje grzechy, ponieważ Jezus umierając na krzyżu, umarł również za moje grzechy. To On poniósł karę, która należała się mnie i dzięki temu przed Bogiem mogę być czysta, a po śmierci będę mogła zamieszkać w Jego domu. Jest tylko jedna rzecz którą muszę zrobić: List do Rzymian 10:9-10 Bo jeśli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i uwierzysz w sercu swoim, że Bóg wzbudził go z martwych, zbawiony będziesz. Albowiem sercem wierzy się ku usprawiedliwieniu, a ustami wyznaje się ku zbawieniu. Jeśli głęboko w swoim sercu wyznamy, że zgrzeszyliśmy, że źle postępowaliśmy, jeżeli przeprosimy Boga za nasze grzechy i poprosimy Go aby zamieszkał w naszym sercu, On to dla nas zrobi. Wybaczy nam i już nigdy nie będzie pamiętał o tym co zrobiliśmy złego, nigdy nam tego nie wypomni. A co więcej zamieszka w nas, Jego Duch, który od tej pory zawsze będzie z nami, a na nas będzie czekało miejsce w Królestwie Niebieskim. Nie musimy sobie na to zasłużyć, nawet nie jesteśmy w stanie, bo Biblia mówi wyraźnie, że zbawiani możemy być wyłącznie z łaski, a łaska Pana jest dostępna dla każdego. List do Efezjan. 2:8-9 Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Prawda jest taka, że wielu z nas zadaje sobie pytanie dlaczego Bóg nie odpowiada na nasze modlitwy. Niektórzy sięgają do Pisma Świętego, żeby tam znaleźć odpowiedź. I to jest zdecydowanie najlepsza droga!!! Pytanie tylko z jakim nastawieniem sięgamy po Biblię? Co tak naprawdę chcemy tam znaleźć? Wiadomo, że nie będzie tam wprost napisane jak mamy rozwiązać nasze konkretne problemy, w moim przypadku jak pokonać depresję. Jednak odnajdziemy tam coś znacznie cenniejszego, mianowicie jak poznać i przyjąć do serca prawdziwego, żywego Boga i obietnice jakie się z tym wiążą. Przytoczę jedną z nich. Ewangelia Mateusza 7:7-11 Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto szuka, znajduje, a kto kołacze, temu otworzą. Czy jest między wami taki człowiek, który, gdy go syn będzie prosił o chleb, da mu kamień? Albo, gdy go będzie prosił o rybę, da mu węża? Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą. Ewangelia Łukasza 18:7-8 A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie? Powiadam wam, że szybko weźmie ich w obronę. Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? Wersety te są zapewnieniem, że Bóg zawsze słucha naszych modlitw, każda jest dla niego ważna i na każdą z nich odpowiada, chociaż nie zawsze dokładnie w taki sposób jakbyśmy tego chcieli i nie zawsze w tym momencie, kiedy byśmy tego chcieli. Bóg widzi nasze życie z szerszej perspektywy. To On wie najlepiej co takiego oraz w jakim czasie będzie dla nas dobre i wtedy nam to ofiarowuje. Warto jednak zastanowić się nad ostatnim zdaniem z tych wersetów – tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? W tym cały problem, zanosimy swoje prośby do Boga i oczekujemy na jego odpowiedź, ale co my robimy dla Boga. Czy pamiętamy o Nim w naszym codziennym życiu, czy może tylko kiedy czegoś potrzebujemy. Prawda jest taka, że żyjemy w trudnych czasach; wojny, głód, różnego rodzaju katastrofy itd. Niekiedy cisną mam się na usta oskarżenia jak Bóg mógł do tego dopuścić, co On takiego dla mnie zrobił, ja tak cierpię, a On nic sobie z tego nie robi. Jednakże prawda wygląda zupełnie inaczej. Zło jakie nas otacza i złe rzeczy jakie w większości wydarzyły się w naszym życiu, sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, a my dopuściliśmy się grzechu, i to on, grzech, jest sprawcą wszelkiego zła. A co zrobił Bóg ? Myśląc po ludzku powinien być wściekły, stworzył dla nas piękny świat, stworzył nas na swoje podobieństwo, chciał być cały czas blisko swoich dzieci, a czym my się mu odwdzięczyliśmy? Zdradziliśmy go, wybraliśmy życie w grzechu, kłamstwie i na dodatek o wszystko go obwiniamy. Bóg ma wszelkie podstawy do tego, żeby się od nas odwrócić. Ale On tego nie zrobił. Co więcej, przysłał do nas swojego Syna, pozwolił na to, aby został On wydany na ukrzyżowanie, mimo iż jako jedyny na Ziemi nie był obarczony jakimkolwiek grzechem. Bóg musiał patrzeć jak ludzie zadają ból Jezusowi i jak umierał. I zrobił to tylko dlatego, że nas kocha. Ewangelia Jana 3:16 Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Wszystko co musimy zrobić, to przyjąć ten dar. Kiedy ktoś odda życie Jezusowi Chrystusowi, nic nigdy nie będzie już po staremu. Przestanie być ono tym co można zobaczyć, poczuć, powąchać, wydedukować. Jego częścią stanie się prowadzenie przez wiarę, a to oznacza otwarcie się na cudowne działanie Ducha Świętego. Jesteśmy ważni dla Boga. On nas stworzył i wie co nas napełni. Wie jakie powołanie jest najbardziej odpowiednie dla naszych talentów i umiejętności. Wie czy mamy się ożenić, wyjść za mąż, czy może pozostać w stanie wolnym, a jeśli zdecydujemy się na małżeństwo, Bóg wie kto jest dla nas najlepszym partnerem. Wie, w jakiej wspólnocie rozkwitniemy. To tak jakby mówił: „Pragnę prowadzić cię przez życie. Wiem, jaka ścieżka uwielbi Mnie i będzie owocna dla ciebie i pragnę pomóc ci ją odnaleźć. Będę to czynił, dając ci wskazówki, zatem ucisz swe życie i słuchaj Mego głosu” Może oczywiście pojawić się pytanie, ale jak mam oddać życie Jezusowi, co mam zrobić żeby się do niego zbliżyć. W wielu wypadkach rozumowanie wierzących znajduje się pod silnym wpływem religijności, tj. tradycji i obrzędów. Aby tego uniknąć, każdy z nas powinien naprawdę zagłębić się w Słowie Pana i odpowiednio przemienić swój sposób myślenia. W ewangelii Jezus mówił, że wszystko co musimy robić, to przestrzegać nowego prawa. Jakie prawo ustanowił Jezus w Nowym Przymierzu? Zawiera się ono w jednym rozkazie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (Ewangelia Jana 13,34) Słysząc te słowa, ludzie natychmiast pytają: „Czy chcesz powiedzieć, że nie musimy przestrzegać dziesięciu przykazań”? Ludzie, którzy są w Chrystusie, nie muszą już starać się wypełniać każdego z dziesięciu przykazań. Dlaczego? Ponieważ jeśli stosujemy się do przykazania miłości, wypełniamy wszystkie przykazania Starego Testamentu. Kiedy kogoś miłujemy, to rzeczą naturalna jest, że nie chcemy nikogo okłamywać, skrzywdzić, czy nawet źle o nim myśleć. Wyraźnie stwierdza to apostoł Paweł w Liście do Rzymian, pisząc: „Kto kocha bliźniego, wypełnił Prawo” (list do Rzymian 13, Kiedy zaczniemy stosować to przykazanie w naszym codziennym życiu, szybko zauważymy, że zmieni się ono nie do poznania. Ja tego doświadczyłam. Od kiedy przeprosiłam Boga i poprosiłam Go, aby zamieszkał w moim sercu, wszystko zaczęło się zmieniać, nieustannie czułam jego działanie. Z czasem wszystkie moje lęki, złe przygnębiające myśli odeszły. Bóg się mną zaopiekował, dzięki niemu dokończyłam wiele rzeczy, za które nawet nie mogłam się wcześniej zabrać i zaczęłam nowe życie, w którym nie muszę się martwić o przyszłość. Ewangelia Mateusza 6:25;33 Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się o życie swoje, co będziecie jedli albo co będziecie pili, ani o ciało swoje, czym się przyodziewać będziecie. Czyż życie nie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie? Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego w jakim świecie żyjemy. Dookoła otacza nas grzech, nienawiść i obojętność. Nasze ciała są niedoskonałe i często cierpimy z tego powodu. Ale wiem też, że cokolwiek się stanie, nie będę nigdy sama. Ostatnio miałam pewne problemy zdrowotne, przez dwa tygodnie odczuwałam naprawdę silny ból. Nawet najmocniejsze leki, jakie zapisywali mi lekarze, nie pomagały mi. Cierpiałam, ale czułam się jakoś inaczej, czułam jakby ktoś przytulał mnie do swojego ramienia. Często budziłam się w nocy i myślałam, że już nie wytrzymam, nie mogłam zasnąć. Modliłam się wtedy do Pana, dziękowałam mu za jego obecność, za Jego cierpienie, za krzyż. Wtedy też doświadczyłam, jak bardzo Jezus musi nas kochać. Mój ból był niczym w porównaniu do tego co On musiał przeżywać. Ta miłość jest niesamowitym darem, wprost nie do opisania. W trakcie mojej modlitwy, zawsze wypełniał mnie spokój i nagle zapadałam w głęboki sen, który był wybawieniem od bólu. Zauważyłam także, że zmienił się mój stosunek do innych ludzi, zwłaszcza tych, którzy w przeszłości wyrządzili mi jakąś krzywdę. Kiedy byłam nastolatką mój tata postanowił ożenić się ponownie, po śmierci mojej mamy. Nie miałam nic przeciwko temu, w końcu zasługiwał na to aby ułożyć sobie życie od nowa. Ale osoba ta okazała się alkoholiczką i lekomanką, nie chcę tutaj dokładnie opisywać co się działo u nas w domu, ale były to straszne rzeczy. Ta kobieta wyrządziła całej mojej rodzinie ogromną krzywdę, nienawidziłam jej i każdego dnia życzyłam jej śmierci. Tak naprawdę te złe emocje wyrządzały więcej szkód mnie niż jej. Nawet po tym jak mój tata się z nią rozwiódł, ciągle mi się śniła, a na sam dźwięk jej imienia wpadałam w furię. Odkąd Jezus zamieszkał w moim sercu, zauważyłam, że moje odczucia w stosunku do macochy zaczynają się zmieniać. Już się tak nie denerwowałam na myśl o niej, a z czasem dojrzałam do tego żeby jej wybaczyć. To nie jej wina, że jest taka. Żyjemy w świecie, który jest opanowany przez Szatana i bez Bożej miłości w naszych sercach, trudno nam radzić sobie ze wszystkimi problemami jakie nas w życiu spotykają. Bardzo często w takich przypadkach popadamy w różnego rodzaju nałogi, a ona akurat w nałóg alkoholowy. Niemniej jednak głęboko wierzę, że kiedyś Bóg odmieni jej serce i uwolni ją od tego ciężaru. Bo Bóg kocha każdego z nas i z utęsknieniem czeka na nasz powrót do domu, który jest w Niebie. WIARA CZYNI CUDA !!! Jakby ktoś miał ochotę pogadać to napiszcie albo na maila mkm58@wp.pl lub na gg 6908437 http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=58302148 - to jest link to wykładu „Poznać prawdziwą nadzieję” naprawdę warto zobaczyć. Pozdrawiam Justyna
  4. Witajcie Chciałabym się z wami czymś podzielić. Stwierdzono u mnie jakiś czas temu przewlekłą depresje. Mój stan był naprawdę poważny, staciłam jakąkolwiek chęć do życia, a właściwie to marzyłam tylko o tym żeby się zabić, ale nie umiałam tego zrobić. Kilkakrotnie siedział z żyletką w ręku, nacinałam nawet trochę skórę, ale na szczęście coś mnie powstrzymywało. Mój dzień wyglądał tak, że wstawałam około godziny 14 lub 15 szłam coś zjeść, obejrzałam coś w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zawaliłam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a przede wszystkim innych ludzi ich wzoku, tego co sobie o mnie pomyślą. Zostałam całokowicie sama, moja rodzina nie rozumiała co się ze mną dzieje, uważali że jestem leniwa i do niczego się nie nadaje. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Aż w końcu stał się cud !!! To co teraz napisze może wydać się wam naiwne, pewnie jakiś czas temu sama bym tak pomyślała,ale proszę przeczytajcie to do końca. Poznałam któregoś dnia bardzo sympatyczną osobę, o dziwo potrafiłam z nią rozmawiać i nie przerażało mnie to. W pewnym momencie ta osoba wyciągnęła Biblie. Od razu pomyśłam sobie, o nie jakiś nawiedzony, który teraz bęzie mi mówił że to przez to że co niedzielę nie chodzę do kościoła, że nie przestrzegam postu itd. Ale tak się nie stało. Czytał tylko pewne fragmenty a potem razem dyskutowaliśmy na ich temat. Byłam zdziwiona, że w Bibli jest tyle wartościowych wskazówek na temat zwykłego codziennego życia (dodam tylko ze nie znałam Biblii, poza tym co tam kiedyś słyszałam w kościele) Najcenniejsza informacja była taka, iż zeby nawiązać kontakt z Bogiem nie potrzebuje żadnych pośredników (w domyśle ksiądza itd), że nie musze modlić się do kogoś o wstawiennictwo u Boga, gdyż dla Niego wszyscy jesteśmy równi i tak samo wartościowi, że moja modlitwa jest tak samo ważna jak np papieza. W przeszłości w kościele katolickim czułam się bardzo zagubiona i przytłoczona różnymi obowiązkami, bez których według kościoła czekało mnie potępienie. Zraziłam się wtedy i wycofałam z chodzenia do Kościoła. Dzięki tej osobie dowiedziałam się że chrześcijanie to nie tylko katolicy, że jest bardzo dużo chrześcijańskich wspólnot i Kościołów w każdym mieście. Ja trafiłam do takiego Kościoła i to zmieniło moje życie. Poczułam, że ktoś mnie kocha, że nigdy nie jestem sama i że kiedy tylko poproszę Bóg mi pomoże. Poznałam tam wspaniałych ludzi, szczrych, uczciwych, uśmiechniętych. Razem modliliśmy się o uzdrowienie dla mnie. I może trudno w to uwierzyć moja depresja minęła, a ja nawet nie wiem kiedy. Zdobyłam prawdziwych przyjaciół, których ufam ponad wszytko, skończyłam studia, wkrótce wychodzę za mąż, jestem szczęśliwa pogodna pełna energii i wiem, że wszytko to jest zasługą mojego najlepszego przyjaciela, opiekuna, nauczyciela - Jezusa Chrystusa. Bez niego moje życie nadal wypełnione by było pustką i ciemnością. Nie wiem jak odbierzecie to moje wyznanie, ale proszę nie skreślajcie od razu tego co napisam, proszę przemyślcie to. Moim pragniem jest by pomagać innym ludziom, którzy cierpią z powodu depresji, bo wiem co to znaczy i wiem jak trudno samemu sobie z tym poradzić. Jeśli chcielibyście o tym porozmawiać - możecie do mnie napisać mój email to mkm58@wp.pl lub gg 6908437 Pozdrawiam was gorąco Nie poddawajcie się - bo z każdej sytuacji jest wyjście :)
  5. Witajcie Chciałabym się z wami czymś podzielić. Stwierdzono u mnie jakiś czas temu przewlekłą depresje. Mój stan był naprawdę poważny, staciłam jakąkolwiek chęć do życia, a właściwie to marzyłam tylko o tym żeby się zabić, ale nie umiałam tego zrobić. Kilkakrotnie siedział z żyletką w ręku, nacinałam nawet trochę skórę, ale na szczęście coś mnie powstrzymywało. Mój dzień wyglądał tak, że wstawałam około godziny 14 lub 15 szłam coś zjeść, obejrzałam coś w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zawaliłam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a przede wszystkim innych ludzi ich wzoku, tego co sobie o mnie pomyślą. Zostałam całokowicie sama, moja rodzina nie rozumiała co się ze mną dzieje, uważali że jestem leniwa i do niczego się nie nadaje. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Aż w końcu stał się cud !!! To co teraz napisze może wydać się wam naiwne, pewnie jakiś czas temu sama bym tak pomyślała,ale proszę przeczytajcie to do końca. Poznałam któregoś dnia bardzo sympatyczną osobę, o dziwo potrafiłam z nią rozmawiać i nie przerażało mnie to. W pewnym momencie ta osoba wyciągnęła Biblie. Od razu pomyśłam sobie, o nie jakiś nawiedzony, który teraz bęzie mi mówił że to przez to że co niedzielę nie chodzę do kościoła, że nie przestrzegam postu itd. Ale tak się nie stało. Czytał tylko pewne fragmenty a potem razem dyskutowaliśmy na ich temat. Byłam zdziwiona, że w Bibli jest tyle wartościowych wskazówek na temat zwykłego codziennego życia (dodam tylko ze nie znałam Biblii, poza tym co tam kiedyś słyszałam w kościele) Najcenniejsza informacja była taka, iż zeby nawiązać kontakt z Bogiem nie potrzebuje żadnych pośredników (w domyśle ksiądza itd), że nie musze modlić się do kogoś o wstawiennictwo u Boga, gdyż dla Niego wszyscy jesteśmy równi i tak samo wartościowi, że moja modlitwa jest tak samo ważna jak np papieza. W przeszłości w kościele katolickim czułam się bardzo zagubiona i przytłoczona różnymi obowiązkami, bez których według kościoła czekało mnie potępienie. Zraziłam się wtedy i wycofałam z chodzenia do Kościoła. Dzięki tej osobie dowiedziałam się że chrześcijanie to nie tylko katolicy, że jest bardzo dużo chrześcijańskich wspólnot i Kościołów w każdym mieście. Ja trafiłam do takiego Kościoła i to zmieniło moje życie. Poczułam, że ktoś mnie kocha, że nigdy nie jestem sama i że kiedy tylko poproszę Bóg mi pomoże. Poznałam tam wspaniałych ludzi, szczrych, uczciwych, uśmiechniętych. Razem modliliśmy się o uzdrowienie dla mnie. I może trudno w to uwierzyć moja depresja minęła, a ja nawet nie wiem kiedy. Zdobyłam prawdziwych przyjaciół, których ufam ponad wszytko, skończyłam studia, wkrótce wychodzę za mąż, jestem szczęśliwa pogodna pełna energii i wiem, że wszytko to jest zasługą mojego najlepszego przyjaciela, opiekuna, nauczyciela - Jezusa Chrystusa. Bez niego moje życie nadal wypełnione by było pustką i ciemnością. Nie wiem jak odbierzecie to moje wyznanie, ale proszę nie skreślajcie od razu tego co napisam, proszę przemyślcie to. Moim pragniem jest by pomagać innym ludziom, którzy cierpią z powodu depresji, bo wiem co to znaczy i wiem jak trudno samemu sobie z tym poradzić. Jeśli chcielibyście o tym porozmawiać - możecie do mnie napisać mój email to mkm58@wp.pl lub gg 6908437 Pozdrawiam was gorąco Nie poddawajcie się - bo z każdej sytuacji jest wyjście :)
×