Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość unikająca (lękliwa)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

lony, A nie myślałaś znaleźć kogoś podobnego i z kimś takim popróbować porozmawiać, po bywać i tak dalej?

Obawiam się, że to nie jest w stanie usunąć podłoża mojego problemu.

Boli mnie jak sobie myślę ile lat przeleciało mi między palcami, ile wspaniałych ludzi odeszło, bo nie potrafiłam ich zatrzymać. Chciałabym wreszcie zacząć żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie zerowa pewność siebie, brak akceptacji swojej osoby, coś w tym stylu. Mam nadzieję dojść do tego razem z psychoterapeutą.

Ale spotkanie z kimś żywym, wyjście gdziekolwiek prawdopodobnie też dobrze by na mnie wpłynęło (o ile nie okazałoby się kompletną porażką).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Ja tutaj widzę dwie możliwości. Pierwsza to omamy, a druga taka, że może łapię zwiechy czego nie jestem w ogóle świadomy, np. złapię sobie zwiechę, kobieta zdąży mnie minąć czy zawrócić, a ja po odwieszeniu się odnoszę wrażenie, że minęło może pół sekundy, a kobiety nie ma. Jestem ciekaw od czego to jest ponieważ ja od jakiegoś czasu jestem wzorem idealnego obywatela - nie piję alkoholu, nie palę papierosów, nie biorę w ogóle nic, zacząłem nawet paradoksalnie dbać o siebie. A wracając jeszcze do tych omamów to to jest dziwne ponieważ gdyby znikały czy rozpływały się one na moich oczach to może jeszcze bym uwierzył ale tutaj wygląda to tak jakbym ja stracił świadomość na pół sekundy i po tym 'wybudzeniu się' już nie było tego omamu. W konsekwencji nie wiem czy to jest omam czy może ja straciłem świadomość.

 

Mi się wydaje, ze Ty masz początki schizofrenii. Nawet Twoja fobia spoleczna jest jakas dziwna, tak niebotycznie zaostrzona, ze chyba przestaje spelniac kryteria fobii społecznej. Mowie, Ci idz do psychiatry, bo będzie coraz gorzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaje, ze Ty masz początki schizofrenii. Nawet Twoja fobia spoleczna jest jakas dziwna, tak niebotycznie zaostrzona, ze chyba przestaje spelniac kryteria fobii społecznej. Mowie, Ci idz do psychiatry, bo będzie coraz gorzej.

Już nie przesadzajmy z tą schizofrenią, bez przesady. Te omamy, które miałem to pewnie były z przemęczenia lub może czymś się zatrułem. Od tamtej pory jest wszystko ok. Do psychiatry jestem już umówiony ale na grudzień dopiero.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rany, ale ja ostatnio jestem przygnębiona, smutna i zrozpaczona. Muszę się komuś wyżalić, bo już jak chodzę po parku z psem to, wylewając tony łez, wypatruję tylko jakichś pięknych miejsc do ułożenia moich zwłok. Życie jest wspaniałe. Tylko dlaczego ja muszę być taka popieprzona, tego nie wiem. Nie rozumiem.

W podstawówce byłam dość nieśmiałym dzieckiem, ale jeszcze całkiem normalnym. W gimnazjum się zaczęło moje całkowite odseparowanie od ludzi. Jedna przyjaciółka mi została z podstawówki, z którą pokłóciłam się pod koniec gimnazjum. Do liceum poszłam sama. Nie byłam w stanie nawiązać żadnej więzi, bałam się ludzi, specjalnie spóźniałam się na lekcje, żeby nie stać sama przed klasą, żeby nie musieć nikomu mówić "cześć". Totalnie zero kontaktu z kimkolwiek. Moja unikanie sytuacji społecznych znacznie przekroczyło granicę wszelkiego absurdu. Psycholog, psychiatra. Nauczanie indywidualne. Z psycholog spotykałam się pół roku, NIC nie była w stanie ze mnie wydusić. Miałam iść na terapię grupową, nie doszłam. Straciłam indywidualne, poszłam zaocznie do liceum dla dorosłych. W wielkich mękach udało mi się je skończyć, zdałam maturę, poszłam na studia, po pół roku zrezygnowałam. Kontakt z ludźmi, ataki paniki. Zero zmiany. 3 lata ciągłego rozpoczynania czegoś: pracy, nauki, zawsze później rezygnowałam. Jestem tak niesamodzielna, nieogarnięta życiowo, że to aż boli. Nie znam podstaw, nie znam się na niczym, o niczym nie potrafię porozmawiać, nie jestem w stanie zbudować poprawnie logicznego zdania. Nie mogę nawiązać żadnej więzi z nikim. Byłam tak totalnie zrezygnowana, że nie chciało już mi się niczego zaczynać. W końcu, jakoś w sierpniu znalazłam sobie mega motywator, żeby znaleźć pracę. Znalazłam. Na początku, póki mogłam być trochę nieogarnięta i nie znałam jeszcze nikogo, było świetnie. Później było gorzej. I jest coraz gorzej. Ludzie biorą mnie za wredną sukę i do tego pewnie jakąś cofniętą w rozwoju, bo do nikogo się nie odzywam i nikomu nie pomagam. A ja po prostu nie mam pojęcia jak to robić. Nie wiem co mówić, nie wiem co mogę zrobić, żeby nikomu nie robić problemu. Boję się patrzeć na innych, boję się odezwać. Jestem już tak konkretnie przybita tym ograniczeniem, że nie wiem co robić. Utknęłam w martwym punkcie. Dopóki siedziałam w domu mogłam sobie wyobrażać, że będzie okej, ale teraz wiem, że nie. Nigdzie sobie nie poradzę. Nie mam żadnych perspektyw na przyszłość. Teraz czekam tylko na jakiś impuls, żebym mogła już nigdy do pracy nie wrócić. A jestem już na granicy wytrzymałości, naprawdę. Wystarczy słowo, gest i już mnie nie ma.

A wiecie co jest najgorsze? Że z moja rodziną rozmawiam normalnie. Opowiadam, żartuję, potrafię gadać godzinami non stop. Przy innych coś mi się blokuje. To jest niesamowite, z jednej strony.

A tak cholernie brakuje mi kogoś z kim mogłabym gdzieś pójść, gdziekolwiek.

27 listopada idę do psychiatry po skierowanie do psychoterapeuty. Ciekawa jestem tylko czy jakoś wytrzymam do tego czasu.

 

Mam podobne objawy, z podobnych przyczyn zrezygnowałem z moich pierwszych studiów. Teraz jest niby lepiej, ale z tyłu głowy siedzi ta myśl, że to powróci. :? Wolę o tym nie myśleć, bo zaczynam się nakręcać w nie tą stronę, w którą powinienem. Oficjalnie nie mam ''osobowości unikającej'', przynajmniej wg. moich terapeutów, jednak jestem w stanie zrozumieć to co przeszłaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się odrzucenia, dlatego nie mam chłopaka, a chciałabym mieć ( kiedyś miałam, ale to już przeszłość). Wielu chłopakom się podobam, ale problem polega na tym, że kiedy zauważe, że jeden coś tam zaczyna próbować, zaczynam go unikać... Boję się związać. W mojej klasie jest taki jeden, który kocha się we mnie już od 2 lat, ale przez moje odpychające zachowanie zostało mu tylko uciążliwe gapienie się na mnie z rozwartą szczęką, kręcenie się koło mnie i siadanie przy mnie, no i oczywiście cały czas rozmawia o mnie z innymi kolegami. Cały czas chodzi lekko przybity (pewnie też z mojego powodu), mam wrażenie, że chodzi za mną, potrafi stanąć w korytarzu przede mną i gapić się prosto w moje oczy. Cała klasa wie, że się we mnie kocha i to tak od pierwszego wejrzenia ( na serio). Trochę mi go szkoda :( Nie potrafię zmienić tej sytuacji - on mi się też podoba, ale jednocześnie onieśmiela - nawet do tego stopnia, że nie wychodzę na lekcji do toalety, bo wiem, że jak wrócę do sali, to będzie na mnie patrzył tymi ślipiami, już wystarczy, że podczas lekcji to robi.

On dobrze się uczy, jest przystojny i jest sportowcem ( nie jest łysy i nie ubiera się w dresy, czy sweterki) - jaka normalna dziewczyna by sobie go darowała ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Violet17, Aj tam, udawaj jeża dalej, szkoła się skończy, on się znudzi bo zobaczy, że to nic nie daje, zapomni o Tobie, znajdzie sobie inną, a Ty zostaniesz samotną, starą, zakompleksioną panną z kotem, która będzie wspominać lata gdy kiedyś w odległych czasach szkolnych jakiś jeden chłopak zakochał się w Tobie. Bo wątpię abyś w przyszłości umiała odpowiedzieć na takie zaloty jeżeli teraz tego nie robisz. Pozdro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monooso ty to potrafisz pocieszyć,

Jeżeli będe później wspominać to na pewno nie będzie jedyny na liście.

Pewności siebie można się nauczyć, a fobię (nie taką ciężką, bo mam kilka koleżanek) wyleczyć, tym bardziej, że zaczełam już terapię i troszeczkę czuję się lepiej.

A tak na marginesie to ja już mam kota i to czarnego... czy to oznacza, że mam już się bać ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęłam terapię "domową" jeśli można to tak nazwać - wykonuje różne ćwiczenia by przemóc swoje lęki i myśleć pozytywniej na swój temat. Jutro idę do psychologa i zobaczę co on mi tam powie, a w najbliższej przyszłości mam nadzieję, że pójdę na profesjonalną terapię i że coś z niej wyjdzie.

 

A chciałabyś z tym kolesiem być?

 

Chciałabym, ale co z tego jak na chwile obecną to jest, nie to, że nie realne, ale nie do końca wygodne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pójdę na profesjonalną terapię i że coś z niej wyjdzie.

Jakby co, to idź na poznawczo-behawioralną, zeby nie trafić na jakiegoś talk-therapy kleksa z perełkami typu "zazdrość o członka".

 

Chciałabym, ale co z tego jak na chwile obecną to jest, nie to, że nie realne, ale nie do końca wygodne.

To pomyśl, w jaki sposób mogłabyś mu zakomunikować swoje zainteresowanie. Może bardzo niebezpośrednio, pozorując niecelowość zainteresowania tego wyjawienia, przez inne osoby lub bezosobowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakby co, to idź na poznawczo-behawioralną,

Okey, dzięks

 

Przemyślę to wszystko i obmyśle taktykę. - Najgorsze są te jego oczy! ( ale przynajmniej ładne - czekoladowy brąz)

Może i to dziwne, ale teraz czuję więcej energii w sobie, po tym jak opowiedziałam wam trochę o sobie, no i dzięki mojej "terapii".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monooso ty to potrafisz pocieszyć,

Jeżeli będe później wspominać to na pewno nie będzie jedyny na liście.

Pewności siebie można się nauczyć, a fobię (nie taką ciężką, bo mam kilka koleżanek) wyleczyć, tym bardziej, że zaczełam już terapię i troszeczkę czuję się lepiej.

A tak na marginesie to ja już mam kota i to czarnego... czy to oznacza, że mam już się bać ?

 

Czego dotyczy twoja fobia? Fobia społeczna?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam wszystkim książkę, Karen Horney - "nerwica a rozwój człowieka", tam chyba jest napisane wszystko o czym pisaliśmy,

chyba najlepsza książka w tym temacie, szkoda tylko, że człowiek czytając mówi "eureka!", ale niestety wyjścia z klinczu

tej zaburzonej osobowości nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam wszystkim książkę, Karen Horney - "nerwica a rozwój człowieka", tam chyba jest napisane wszystko o czym pisaliśmy,

chyba najlepsza książka w tym temacie, szkoda tylko, że człowiek czytając mówi "eureka!", ale niestety wyjścia z klinczu

tej zaburzonej osobowości nie ma.

 

 

 

Karen Horney (ur. 16 września 1885 w Blankenese, zm. 4 grudnia 1952) – niemiecka psychoanalityk i psychiatra najbardziej popularna przedstawicielka koncepcji psychodynamicznych, współtwórczyni neopsychoanalizy.

 

Nie brzmi zachęcająco.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czego dotyczy twoja fobia? Fobia społeczna?

Czuję się spięta w obecności ludzie, nawet jak mijam ich na ulicy, czuję, że mnie oceniają, chociaż wiem, że to nie prawda. Stresuję się cokolwiek wygłosić przed grupą ludzi (momentalnie mam czerwone uszy), czy podejść do tablicy. Kiedy rozmawiam z innymi też czuje się nieswojo, ale staram się tego nie ukazywać, bo próbuje to w sobie przezwyciężać. Najbardziej boje się kontaktu z płcią przeciwną. No i oczywiście przez to wszystko mam zaniżone poczucie wartości i brak mi pewności siebie.

Stresuje się poprostu wszystkim mniej lub bardziej co wiąże się z "integracją" z ludźmi i często unikam kontaktu wzrokowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem na spacer. Idę, idę, idę, patrzę - leży pół fajki, obczajka czy nikt nie widzi, a następnie szybki, sprawny ruch ręką w celu podniesienia i konsumpcji znaleziska. Spaliłem, poczułem się jeszcze gorzej, jest coraz bardziej ch*jowo, wiedziałem, że tak będzie, jakaś negatywna kotwica emocjonalna, po co to znowu zrobiłem, czemu ciągle działam na swoją niekorzyść, czemu nie uczę się na swoich błędach, ile razy można siebie oszukiwać, kur*a mać. Idę dalej, spaceruje, smutno mi, oczy łzawią, chce się płakać, jest niedobrze, stresuje się, czuję się jak przestraszone, dzikie zwierze, które uciekło na wolność. Przecież nie tak miało być, przy wyjściu z domu miałem nawet dobry humor, to miał być tylko krótki, terapeutyczny spacer... Duża grupka ludzi, stoję na przejściu dla pieszych, patrzę przed siebie, źrenice się rozszerzają, kur*a znam gościa, to mój były kolega z gimnazjum, stoi z dziewczyną, jest porządnie odziany, powodzi mu się, każdy sobie ułożył życie, nawet taka bardzo przeciętna osoba jak on... a ja? W czym ja niby jestem gorszy od jego? Przecież w czasach szkolnych to był zwykły, przeciętny pionek podobny do mnie. Ciągle patrzy się akurat na mnie, chyba mnie skojarzył. Ale wstyd, ale wstyd. Czuję się jeszcze gorzej, zaraz pęknę, robię zeza, rozmazał się, nie widzę go, może mnie nie rozpozna, jak zagada to powiem, że się spieszę albo w ogóle nic nie odpowiem, zielone światło, przyspieszam kroku, ufff minął mnie, yes, yes, yes. Idę dalej, czuję się coraz gorzej, oczy łzawią jeszcze mocniej, chce mi się płakać, ludzie napierają z każdej strony, nie wytrzymam, pęknę, rozpłaczę się, jeszcze chwila, a usiądę na chodniku po turecku i zacznę płakać jak bachor, któremu kolega zabrał łopatkę. Smutek wypisany na twarzy, twarz nieudacznika życiowego, frajera, ciągła walka aby się nie rozpłakać obcując wśród innych osób, podświadomość nie radzi sobie już z tymi wszystkimi problemami, włożone niespożyte energie i siły aby zachować kamienną twarz. Dosyć tego! Pojawiły się myśli, które uruchomiły złość i wkur*ienie, chyba przypomniałem sobie ojca. Wyraz twarzy zaczyna się zmieniać, dostaję pewności siebie, mam ochotę komuś przywalić, czuję moc i agresję. Idę wkur*iony na cały świat. Po chwili powrót do stanu psychicznego o nazwie smutek, 5 minut później znowu złość, 10 minut później znowu smutek, 15 minut później znowu złość, 20 minut później znowu smutek itd. Przyszła mi myśl, że jeżeli wpadam w takie skrajności to najwyższy czas uruchomić broń awaryjną, pt. śmiechawka. Zacząłem się nakręcać, nie byłem pewien czy mi się powiedzie, nie zawsze to działa, to był mój szczęśliwy dzień, zadziałało, nie wiem kiedy to się stało ale udało się, odpaliło. Przestawiłem się na pozytywny stan śmiechu i radości, znikły moje łzawienia, mój stres, mój lęk, moje myśli samobójcze, mój depresyjny humor. Idę ciągle z bananem na mordzie, ludzie się na mnie patrzą jak na debila, śmieję się sam do siebie pod nosem, promienieje jakbym wygrał milion dolarów, czuję się wyśmienicie. Idzie jakaś kobieta w kierunku mnie, zbliża się, wraz z nią pojawia się w moim umyśle myśl 'patrz jakie obwsiłe, grube uda', próbuje się uspokoić, przecież przechodzi obok mnie, nie chcę być niemiły, jeszcze się przypieprzy do mnie o coś... kur*a nie wytrzymam... parsknąłem śmiechem na cały głos prosto jej w twarz, popłakałem się ze śmiechu, aż mi brzuch zaczął boleć, dziwne się na mnie popatrzyła, nie mogłem się uspokoić. Później znowu wpadłem w stan smutku, następnie w stan wkur*ienia, a na końcu wróciłem jakoś do stanu śmiechu. Szedłem z ciągłym uśmiechem na mordzie, przechodzi grupka dziewczyn obok i się dziwnie patrzy na mnie, uśmiechają się do mnie, może odwzajemniają mój uśmiech, tylko nie wiedzą, że mój uśmiech nie jest skierowany do nich, zacząłem się śmiać do siebie pod nosem, łzy zaczęły płynąć po policzkach, już nawet nie zwracam uwagi na reakcję i spojrzenia otoczenia, czuję się super. Wróciłem do domu, spacer, na który z początku wszystko wskazywało, że okaże się mega klapą, okazał się nawet paradoksalnie udany bo mam teraz bardzo dobry humor, a nie tak jak przedwczoraj, że prawie skonałem. W czasie spaceru zaliczyłem skrajne stany emocjonalne, od smutku, przez agresję po śmiech. Na zmianę, wpadałem z jednego w drugi, jak w kalejdoskopie. Co jest ze mną? Przecież to nie jest normalne aby być tak chwiejnym emocjonalnie, że każda najmniejsza myśl, każdy najmniejszy bodziec powoduje takie skakanie z jednej skrajności w drugą, zero stabilności. Czy ja zwariowałem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Violet17, typowe objawy.

 

Ponoć przy zaburzeniach osobowości, większe efekty daje psychoterapia niż farmakoterapia. Gorzej jak dochodzą do tego cięższe postacie depresji, wtedy ciężko taką terapię zacząć, czasami jest to niemożliwe. Ja wciąż nie jestem pewien czy dojadę na następne spotkanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze, że to wszystko jest tylko w naszej głowie. Przecież ludzie mają lepsze rzeczy do roboty niż ocenianie każdej osoby którą mijają, niezależnie czy jest ładna, czy brzydka. Ile razy widzi się jakiś brzydali którzy są na tyle pewni siebie, że nawet boisz się na nich spojrzeć, a tu zaraz idzie przystojny chłopak, który uważnie przygląda się chodnikowi i nie dlatego, że pogrążył się w myślach, tylko dlatego że chce uciec od wzroku otaczających go ludzi,, co skutkuje, że każdy przechodzeń na niego zwraca uwagę. To takie popieprzone :blabla:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja nie przypisywałabym żadnej z tych grup szczególnego zamiłowania do plotek.

To zależy od człowieka. Z racji wykonywanej pracy dużo jestem w urzędach i kontakty z pracownikami tych urzędów, są na takiej, rzekłabym luźnej stopie. I często słucham co mają do powiedzenia osoby w wieku 35-50. To jest żenada !!. Żeby ludziom chciało się takimi pierdołami zajmować. I w tym wszystkim JA. Która każdą złą uwagę przypisuje sobie. Możecie sobie wyobrazić co czuję potem wychodząc z tego urzędu. Potem idąc po ulicy. ...

 

I mimo, że wiem że moje poczucie zwracania na siebie uwagi tłumów jest spotęgowane, to wiem też, że sa tacy co gapią się i gadają o mnie NAPRAWDĘ !!!

 

STRASZNE TO WSZYSTKO.

 

Ps Moje życie to rozpadlina i w końcu zdecydowałam się na wizytę u psychiatry, ciekawe co powie ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Mieszkam w Lublinie, opuszczonym mieście w okresach wakacyjnych, a jednak wyjątki się zdarzają.

 

-- 15 lis 2014, 13:37 --

 

Natrętna, niedługo zacznę terapię u pychologa, mam nadzieję że to pomoże. By uzyskać sukces trzeba też robić sobie domową terapię. Taka wybuchowa mieszanka.

Damy radę :yeah:

 

-- 15 lis 2014, 13:38 --

 

Daj znać jak poszło !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×