Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wstyd


Gość Keji

Rekomendowane odpowiedzi

Uzależniam moją samoocenę od zdania innych. Czuję, że "powinni" wystawiać mi ocenę, bo są bardziej wartościowi ode mnie. Jednocześnie nie czuję do nich sympatii, wręcz odwrotnie.

Ja ze względu na to, że czuję się gorszy od innych unikam (gdy to możliwe) sytuacji, w których będę oceniony przez innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już teraz ie myślę o tych krępujących i przykrych sytuacjach z przeszłosci. Po co rozdrapywać te stare rany? To nie pomoże mi w niczym. Dlatego też przeszłość jakoś tak postanowiłem już jakiś czas temu odkreślić grubą kreską i już. Kiedyś wstyd mnie niesamowicie blokował, dziś już go prawie nie ma :) Myślę, że właśnie praca nad sobą może pomóc, naprawdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często przypominają mi się krępujące sytuacje z przeszłości i mam wtedy ochotę zniknąć. :oops: Ktoś z Was też tak ma?

Gdy mam lepsze chwile w życiu, trochę 'szczęścia' (a raczej braku poczucia nieszczęścia), bombardują mnie takie wspomnienia... Ostatnio coraz bardziej odległe, z wczesnego dzieciństwa, czasów przedszkola...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio mam jazdy na przywoływanie w najmniej odpowiednich momentach wspomnień, które wywołują u mnie wstyd lub poczucie winy. Z czego poczucie winy jednak zdarza się częściej. Chodzę później jak struta. W dodatku nie mam już pomysłów, jak tym natrętnym wspomnieniom zapobiec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio mam jazdy na przywoływanie w najmniej odpowiednich momentach wspomnień, które wywołują u mnie wstyd lub poczucie winy. Z czego poczucie winy jednak zdarza się częściej. Chodzę później jak struta. W dodatku nie mam już pomysłów, jak tym natrętnym wspomnieniom zapobiec.

Z każdym spojrzeniem na rzygających miłością i wzajemną dobrocią rodziców szumi mi w głowie głos matki... Miałam kilka lat, ogromne lęki nocne, nie mogłam spać sama. Matka groziła mi rozwodem, groziła, że to będzie moja wina, że zepsuję im życie, zepsuję szansę na prawdziwe, rodzinne życie :roll: Ona zachowuje się jakby to wszystko było tylko jakimś wymysłem, nieprawdą. We mnie natomiast w każdym momencie jakiejś kłótni/sprzeczki/focha (co z jej osobowością jest cholernie częste) budzi się tak ogromne poczucie winy, że to wszystko ja zawiniłam...

I nie umiem się tego wyzbyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vett,

Doskonale Cię rozumiem. Kiedyś gadałam sporo na ten temat z psychologiem. Wytłumaczył mi, że rodzice często świadomie bądź nie wywołują w swoich dzieciach poczucie winy i sami pakują się w "syndrom dziecka" - czyli obrażanie, które tak czy srak wywołuje w dziecku poczucie winy.

O ile kiedyś miałam te napady poczucia winy częste, co generowało dodatkowy strach przed otworzeniem japy (a co, jeśli znów się obrazi?), tak teraz jest o niebo lepiej (no ale jest). Złota rada, jaką wtedy dostałam to ignorancja. Proste jak budowa cepa i jeszcze cięższe do realizacj. Niech rodziciel krzyczy, obraża się, spuszcza ciśnienie, najlepiej wysłuchać, a jeszcze lepiej wpuścić jednym uchem, wypuścić drugim, no i robić co ma sie do zrobienia.

 

Ciężko jest mi teraz o tym pisać, bo w domu rodzinnym już nie mieszkam. Na tamten moment faktycznie zaczęłam robić, to na co JA miałam ochotę, to co MNIE wydawało się słuszne, leciały gromy z nieba, ale zaczęły słabnąć (rodziciel pewnie też zaczął się do tej sytuacji przyzwyczajać, że córka w sumie już samodzielnie myśli). W każdym razie od wyprowadzki moje relacje uległy naprawdę gwałtownemu polepszeniu, tak jak i ilość zaliczanych napadów winy w tym klimacie też spadła. Sęk w tym, że dręczą mnie jeszcze wspomnienia, a nie "bieżące" napady poczucia winy związane z jakimiś aktualnymi przeżyciami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dodatkowy strach przed otworzeniem japy (a co, jeśli znów się obrazi?)

Dokładnie. Jeszcze od siebie mogę dodać obsesyjne czasem myśli 'co powiedzieć, żeby było dobrze/jak chodzić, żeby nie narzekała, że jestem jak pokraka/czy wyjść dziś z pokoju, a może lepiej siedzieć i nie dawać znaku życia/jak się na nią spojrzeć, bo zaraz będzie rzucanie się, jak zabijam wzrokiem/jak zachować się przy jej znajomych, żeby nie było, że jestem wobec niej jakaś nie halo'(choć tu nie ma ostatnio problemu, bo od kilku lat jedyne wspólne wyjścia to te na rzadkich wyjazdach, gdzie nikogo nie zna) i masa innych, bezsensownych pierdół, a gnieżdżących się tam głęboko w głowie...

Złota rada, jaką wtedy dostałam to ignorancja. Proste jak budowa cepa i jeszcze cięższe do realizacj. Niech rodziciel krzyczy, obraża się, spuszcza ciśnienie, najlepiej wysłuchać, a jeszcze lepiej wpuścić jednym uchem, wypuścić drugim, no i robić co ma sie do zrobienia.

Chyba nikt się nie zdziwi, jak napiszę, że tak nie umiem. Nie umiem i nigdy nie umiałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja ostatnio mam jazdy na przywoływanie w najmniej odpowiednich momentach wspomnień, które wywołują u mnie wstyd lub poczucie winy. Z czego poczucie winy jednak zdarza się częściej. Chodzę później jak struta. W dodatku nie mam już pomysłów, jak tym natrętnym wspomnieniom zapobiec.

Ja wszystkie te uczucia, te sytuacje przemieliłam na terapii i od tej pory nie czuję już wstydu, zażenowania, poczucia winy - owszem one wracają, ale mam do nich taki ambiwalentny stosunek - niby dalej jest coś negatywnego ale też chłodna obojętność, wrażenie pozostawienia tego poza mną, zamknięcia za sobą drzwi....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Często przypominają mi się krępujące sytuacje z przeszłości i mam wtedy ochotę zniknąć. :oops: Ktoś z Was też tak ma?

 

Ja też tak mam, ale zdarza się.

 

Ja teraz przeżywam ostry wstyd, bo przed chwilą doszło do ostrej awantury, rzucanie przedmiotów, wyzwisk, płacz... Co prawda wiem, że to nie ja jestem zła, że nic złego przecież nie robię, ale sąsiedzi o tym nie wiedzą i na całą rodzinę patrzą jak na patologię, a ja tego nie chcę.

Znów wracam do punktu wyjścia. :roll:

Ja tak mam, że jak mam wyjść z domu, to się waham czy wychodzić, bo się boję, że natrafię na jakiegoś sąsiada. Wcześniej tego nie mialam. Tylko od kiedy mieszkamy w tej cholernej kamienicy - przecież wszystko słychać. Wcześniej było słychać JAKIEŚ krzyki, teraz słychać to wszystko wyraźnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W aspekcie rodzinnym mój wstyd urósł wraz z wiekiem. W dzieciństwie, podczas powrotów ze spotkań rodzinnych, raczej nie czułem dużego wstydu, że ojciec idzie pijany i że często spoczywa na ławkach i nie chce iść do domu, a matka go musi co chwilę nakłaniać, żeby wstał i szedł; jedynie może minimalny wstyd. No a obecnie, gdy zdarzy mi się iść gdzieś z obydwojgiem rodziców, to czuję jakiś wstyd nawet, gdy ojciec jest całkiem trzeźwy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Jeśli chodzi o alkoholizm ojca, w dzieciństwie jakoś niespecjalnie odczuwałam wstyd. Pewnie nie zwracałam na to uwagi. Oczywiście było mi trochę głupio, gdy na spotkaniach rodzinnych wujkowie potrafili zachować umiar, potrafili się zachować i w kulturalny sposób jeść (w przeciwieństwie do mojego ojca), gdy czasami się obraził (bo ktoś nie podzielił jego zdania albo mama zwróciła mu uwagę) i sobie poszedł do domu. Wstyd zaczęłam odczuwać silniej w gimnazjum. Trochę podrosłam, dojrzałam, a też wpływ na to zaczęło mieć środowisko - w nowej klasie większość dzieciaków była z mojej miejscowości, z mojej okolicy, więc teoretycznie znali z widzenia mnie i moich rodziców. Na pewno nieraz widzieli go nawalonego, albo w sklepie, gdy kupował alkohol - piwo albo "małe buteleczki" (a te kupują tylko nałogowi). A potem śmieli się z niego, ze mnie: "patrz, to jej ojciec, co za niedołęga". Zaczęło mi być wstyd ojca. Różnił się od wujków i ojców znajomych wyglądem - czerwona, przepita, strasznie pomarszczona i przedwcześnie postarzona od papierosów gęba, ogromny, piwny brzuch. Ponadto było (i nadal jest) mi wstyd, że nie ma prawa jazdy. Pijak-nieudacznik.

Dwa i pół roku temu po powrocie do domu zastałyśmy go z mamą leżącego, kompletnie pijanego, obok... szamba. Na początku pomyślałam "jest ciemno, pewnie nikt go nie widział, poza tym jest za krzakami", ale po chwili ta myśl ustąpiła innej "przecież nie wiadomo, jak długo już tam leży". Mama opowiadała później, że już kiedyś tak leżał, gdy byłam jeszcze bardzo mała. Na ulicy, przed naszą furtką...

Innym razem rzucał się do naszego sąsiada - dziadka znajomej z gimnazjum.

 

Wstyd mi tego, jak zaniedbany jest nasz dom z zewnątrz, jak ojciec wszystko robi "na odpie*dol" (jeśli już "robi"). Zresztą zawsze, gdy coś "robił" na podwórku, kończyło się to przerwą na papierosa czy piwo co kilkanaście minut, siedzeniem na tyłku. Do tego to radio włączone na cały regulator.

 

 

Poza tym w dzieciństwie wstydziłam się swojego pochodzenia. Moje poglądy na ten temat zaczęły się zmieniać pod koniec podstawówki, jednak diametralna zmiana nastąpiła w liceum. Od tego czasu jestem nawet dumna z pochodzenia. Choć z drugiej strony nadal czasami pojawiają się jakieś lęki, że ktoś będzie się gapił czy śmiał, jeśli będę akcentować (choćby w małym stopniu) swą tożsamość. Tak więc nadal zdarzają mi się przed tym opory. Nie boję się już jednak wyrazić swojego zdania, np. w internecie - na fb, gdzie raczej nie jestem do końca anonimowa. W drugiej klasie liceum udało mi się postawić na swoim i mimo nacisków wychowawczyni, nie brać udziału w apelu. Nie byłam jedyną, która odmówiła z tego właśnie powodu. ;)

 

 

Od zawsze wstydziłam się czy może bałam wystąpień publicznych. Nigdy nie cierpiałam robić prezentacji na zajęcia czy pracować w grupie. Nie znosiłam nigdy odpowiedzi ustnej i rozwiązywania zadań przy tablicy. Nie znosiłam czytać na głos swoich prac, odpowiedzi do zadań, lekcji polegających na dyskusji czy ogólnie wypowiadać się głośno na zajęciach. Siedziałam cicho nawet, gdy znałam odpowiedź dużo wcześniej od innych.(jedynie sporadycznie zabierałam głos z własnej woli; najczęściej robię to, będąc pytaną. Chociaż wtedy zazwyczaj nie mam nic do powiedzenia). Zresztą bałam się, że odpowiedź będzie nieprawidłowa, a nauczyciel mnie okrzyczy i uzna za nieuka, a wszyscy będą się śmiać. Nienawidzę egzaminów ustnych. Nie byłoby nawet tak źle, gdybym w gabinecie była tylko ja z wykładowcą, ale tam najczęściej jest też kilkoro studentów, którzy w tym samym czasie się przygotowują, jednocześnie jednym uchem słuchając odpowiedzi poprzedników. I znowu pojawia się strach przed wyśmianiem i zrobieniem z siebie głupka, na co ma też wpływ stres.

 

Wstydzę się coś powiedzieć - bo przecież mogę zrobić z siebie głupka. Choć tutaj dochodzą też inne czynniki, niekoniecznie związane ze wstydem - najczęściej po prostu nie wiem, co mogłabym powiedzieć. Nie znam się na niczym. Tego zresztą też się wstydzę.

 

Wstyd mi zagadać do kogoś, kto mi się podoba, bo odczuwam cholernie solny strach przed odrzuceniem. Tego boję się jak diabli, jest to dla mnie nie do zniesienia, choć to dziwne, bo już nieraz przez to przechodziłam i powinnam być uodporniona. A jednak - za każdym razem czuję to samo. Czasem nawet czuję wstyd, gdy przyglądam się jakiemuś przystojnemu facetowi czy ładnej dziewczynie. Czuję, że nie powinnam, że ten ktoś nie życzy sobie, by ktoś tak beznadziejny jak ja na niego patrzył i cholera wie co sobie wyobrażał.

 

Wstyd mi, że na spotkaniach rodzinnych niemal zawsze siedzę cicho. Wstyd mi, że mama co chwilę szepcze mi do ucha, że mogłabym coś powiedzieć.

 

Wstydzę się rozmawiać przez telefon. Albo że kiedyś przyszedł do mnie list od znajomej z drugiego końca świata czy paczka od byłej przyjaciółki, bo rodzina od razy wypytuje, co to takiego i najchętniej chcieliby zobaczyć, dotknąć, powąchać.

 

Czasem nawet mi wstyd, gdy oglądam nowe ciuchy (dotyczy to tylko normalnych sklepów, nie lumpeksów). Tu jest podobnie, jak z tym przyglądaniem się przystojniakom - czuje, że ekspedientki i inni klienci nie życzą sobie mnie w takim sklepie, bo nie pasuję, bo te ciuchy do mnie nie pasują, bo ktoś taki jak ja nie powinien ich nosić, ani nawet oglądać, że to sklep nie dla mnie, a dla kogoś lepszego, z wyższych sfer, fajniejszego i lubianego.

Ogólnie wstydzę się robić zakupy, a zwłaszcza stać przy kasie, gdzie wszyscy się na mnie gapią i obserwują, co kupiłam, a potem sapią, bo nie mogę się szybko uwinąć z pakowaniem. Mam poczucie winy, że kupuję słodycze. :?

 

 

Wstydzę się bardzo swoich studiów. Do tego stopnia, że przez jakiś czas niemal większość krewnych nie wiedziała, co właściwie studiuję. I nie mieli się dowiedzieć, lecz niestety mój jakże wspaniały ojciec się wygadał, zapewne po pijaku. Jest mi ich też wstyd z tego powodu, że to jeden z najgorszych kierunków studiów w ogóle, ale też dlatego, że wszyscy znajomi z liceum dostali się na lepsze kierunki, a mój jest najgorszy. Jednak jeśli uda mi się w końcu wystarczająco poprawić maturę i w końcu dostać na te wymarzone studia, wtedy będę mogła się poszczycić tym, że studiuję najlepszy kierunek z całej klasy, na który było się najtrudniej dostać. Ot, taki awans. ;):P

 

 

Wstydziłam się też przebierać na wfie. Zawsze robiłam to w pośpiechu, w jakimś kącie, wchodziłam do szatni dużo szybciej od innych albo przebierałam się w toalecie. Wstydzę się swoich stóp, nigdy nie zdjęłabym na plaży ani butów, ani nawet skarpetek, nigdy nie nosiłam sandałów. Tak samo wstydzę się swoich palców u dłoni, ale o ile z nimi zdecydowałam się coś zrobić (obecnie szukam dobrego dermatologa), o tyle na stopy jest jeszcze za wcześnie. Za bardzo się ich wstydzę. Panicznie boję się też, że ktoś mógłby zobaczyć mój odkryty brzuch. Zawsze upewniam się, czy koszulka nie jest zbyt krótka, albo zbyt obcisła. Mam jednak nadzieję, że i ten problem da się kiedyś rozwiązać po wyregulowaniu hormonów (zakładając, że mam z nimi problem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aurora92, wiedziałam, że nie masz dobrych stosunków z ojcem, ale nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Rozpatrywałaś kiedyś psychoterapię? Jesteś zalękniona, masz niską samoocenę a nie powinnaś. Rozmawiałam ze znajomymi i wiem, że część z nich, która wychowywała sie w domu w złych wzorcach- podjęła sie psychoterapii. By ktos pokazał im prawdziwe wzorce i mówili- uczyli budować się własną samoocenę. Jesteś wartościowa i bardzo wrażliwa. I wiem, ludzie gadają- przecież problemy w życiu umacniają człowieka. Gówno prawda- nie każdego. Ani Ciebie ani mnie nie umocniły. Dalej jesteśmy jakie jesteśmy. Ale naprawdę można nauczyć sie patrzeć inaczej na przyszłość, na siebie samego.

Masz problem z przemówieniami? Wszystko jest kwestią wyćwiczenia ale i... uwierzenia we własne możliwości.

Uwierz w siebie, byś w przyszłości nie patrzyła na wszystko z lękiem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

izaa, może kiedyś pójdę na psychoterapię. Ale nie na razie, póki jestem zależna finansowo od rodziców i mieszkam w domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W przeszłości też wstydziłem się wielu rzeczy, ale teraz z dumą powiem że nie wstydzę się NICZEGO. Nie obchodzi mnie co ktoś o mnie myśli.

Czasem nawet mi wstyd, gdy oglądam nowe ciuchy (dotyczy to tylko normalnych sklepów, nie lumpeksów). Tu jest podobnie, jak z tym przyglądaniem się przystojniakom - czuje, że ekspedientki i inni klienci nie życzą sobie mnie w takim sklepie, bo nie pasuję, bo te ciuchy do mnie nie pasują, bo ktoś taki jak ja nie powinien ich nosić, ani nawet oglądać, że to sklep nie dla mnie, a dla kogoś lepszego, z wyższych sfer, fajniejszego i lubianego.

Nie wiem czy to dobre rozwiązanie, ale... Spróbuj utwierdzić się w przekonaniu, że to Ty jesteś lepsza od tych ludzi, traktować ich z wyższością. To jest dużo łatwiejsze na początek niż poczucie się jak część społeczeństwa, przynajmniej mi było tak łatwiej. Na pewno lepsze to niż wmawianie samej sobie, że jest się zerem.

Ogólnie wstydzę się robić zakupy, a zwłaszcza stać przy kasie, gdzie wszyscy się na mnie gapią i obserwują, co kupiłam, a potem sapią, bo nie mogę się szybko uwinąć z pakowaniem. Mam poczucie winy, że kupuję słodycze. :?

Dawno temu miałem z tym problem, pakowałem się gorączkowo i w myślach przepraszałem wszystkich że muszą czekać. Teraz rezerwuję sobie tyle czasu ile mi potrzeba i nie zwracam uwagi jak ktoś się niecierpliwi - nie jest sam na świecie, tym bardziej że ja również często czekam aż jakaś baba sobie każde pudełeczko jogurtu czy paczkę cukru zawinie w osobną torebkę.

Podobnie z ruszaniem spod świateł - tu gdzie mieszkam czerwone+żółte to sygnał do ruszenia, a na zielonym już trąbią. Jak mnie ktoś strąbi, to przejeżdżam przez skrzyżowanie 10km/h - wyjeżdżajcie 5 minut wcześniej, jak się spieszycie, fiutki, albo używajcie klaksonu we właściwym celu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem nawet czuję wstyd, gdy przyglądam się jakiemuś przystojnemu facetowi czy ładnej dziewczynie. Czuję, że nie powinnam, że ten ktoś nie życzy sobie, by ktoś tak beznadziejny jak ja na niego patrzył i cholera wie co sobie wyobrażał.

Ja czasem czuję wstyd, gdy przechodzę koło jakiejś przypadkowej dziewczyny, czuję się niegodny, by na nią spojrzeć i spuszczam głowę w dół, albo odwracam w drugą stronę. Zdarzyło się też, że czułem wstyd, że nie jestem godny, patrząc na zdjęcia niektórych dziewczyn z tego forum.

 

Czasem nawet mi wstyd, gdy oglądam nowe ciuchy (dotyczy to tylko normalnych sklepów, nie lumpeksów). Tu jest podobnie, jak z tym przyglądaniem się przystojniakom - czuje, że ekspedientki i inni klienci nie życzą sobie mnie w takim sklepie, bo nie pasuję, bo te ciuchy do mnie nie pasują, bo ktoś taki jak ja nie powinien ich nosić, ani nawet oglądać, że to sklep nie dla mnie, a dla kogoś lepszego, z wyższych sfer, fajniejszego i lubianego.

Ogólnie wstydzę się robić zakupy, a zwłaszcza stać przy kasie, gdzie wszyscy się na mnie gapią i obserwują, co kupiłam, a potem sapią, bo nie mogę się szybko uwinąć z pakowaniem. Mam poczucie winy, że kupuję słodycze. :?

Na zakupach czuję wstyd, gdy muszę przejść w pobliżu półki z alkoholami. Przy kasie najbardziej nie lubię odbierać reszty; zanim włożę swoimi nierozgarniętymi manualnie rękami pieniądze do portfela, to trochę trwa.

 

Wstydziłam się też przebierać na wfie. Zawsze robiłam to w pośpiechu, w jakimś kącie, wchodziłam do szatni dużo szybciej od innych albo przebierałam się w toalecie.

Ja czułem wstyd głównie na basenie po rozebraniu się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Ja odczuwam wstyd jak kupuję większe ilości słodyczy, zwłaszcza jak kupuje je same, myślę że ludzie sobię myślą co za zdziecinniały facet, zamiast mięsa czy innych poważnych rzeczy kupuje słodycze, napoje i przekąski, pewnie jakiś maminsynek, co żyje na garnuszku u rodziców( czyli cała prawda o mnie). ;) I też nie lubię się rozbierać publicznie, nie do naga ale do samych gaci, wydaje mi się że ich zawartość jest nie godna prawdziwego faceta. No ale wszystko to mi mija jak wypiję parę piw ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość SmutnaTęcza

Zapomniałam też dodać, że wstydzę się przed rodziną, że jestem na takim forum. Za każdym razem, gdy ktoś wchodzi do mojego pokoju, szybko zmieniam kartę albo robię wszystko, byle tylko nikt się nie gapił, co jest na monitorze. Zbyt dobrze wiem, co by mnie czekało, gdyby rodzice się dowiedzieli - wrzaski, darcie mordy, że robię z siebie jakąś wariatkę (a z drugiej strony mogłoby to być też potwierdzeniem mojego zachowania), że zadają się z jakimiś psycholami (sorry), że marnuję czas i czytam jakieś głupoty, od których miesza mi się w głowie, wyrzuty, czy nie mogę sobie znaleźć normalnych znajomych i w ogóle, że internetowe znajomości są do niczego. Tak by właśnie było.

 

Jednak i tak znacznie bardziej wstydzę się tych rzeczy, o których pisałam wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydzę się jak jem białe pieczywo albo coś innego co nie jest dietetyczne. Wstydzę się mojej wagi i figury, tego że jestem duża. Zaczynam wstydzić się swojego wieku i to, że zaczyna po mnie widać upływ czasu. Wstydzę się swoich dużych koślawych stóp. Wstydzę się tego, że nie jestem w pełni siebie świadoma. I że nie mam talentu do języków obcych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ileż to razy w domu słyszałam: wstyd, bo to, wstyd bo tamto, po dziś dzień słyszę: wstyd - jak robię coś niezgodnego z ich oczekiwaniami; nauczono mnie wstydu, jest jak larwa która nie umie się odczepić...

 

wstydzę się wychodzić z domu, jestem potworem, brzydka gęba, duże ciało...

wstydzę się gdy coś kupuję...

wstydzę się wystąpień publicznych...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, Ja odczuwam wstyd jak kupuję większe ilości słodyczy, zwłaszcza jak kupuje je same, myślę że ludzie sobię myślą co za zdziecinniały facet, zamiast mięsa czy innych poważnych rzeczy kupuje słodycze, napoje i przekąski, pewnie jakiś maminsynek, co żyje na garnuszku u rodziców( czyli cała prawda o mnie). ;) I też nie lubię się rozbierać publicznie, nie do naga ale do samych gaci, wydaje mi się że ich zawartość jest nie godna prawdziwego faceta. No ale wszystko to mi mija jak wypiję parę piw ;)

 

 

tez tak mam z tymi słodyczami a w dodatku katuje sie energydrikami a kupuje je codziennie w tym samym supermarkecie dlatego zmieniam często kasy a najlepiej jak siedzi tam jakas emerytka. rozwalasz mnie Carlos, wpadam tu czasem i Cie czytam, wybebeszasz i obnażasz wszystkie moje ukryte fobie , paranoje, strachy z których ja nawet nie zdaje sobie sprawy , nie potrafie zidentyfikować a co dopiero wyrzucic z siebie, potem mam z tych twoich tekstów niezły ubaw i mi sie humor polepsza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wstydzę się jak jem białe pieczywo albo coś innego co nie jest dietetyczne. Wstydzę się mojej wagi i figury, tego że jestem duża. Zaczynam wstydzić się swojego wieku i to, że zaczyna po mnie widać upływ czasu. Wstydzę się swoich dużych koślawych stóp. Wstydzę się tego, że nie jestem w pełni siebie świadoma. I że nie mam talentu do języków obcych.

Mam podobnie z tym wiekiem, ludzie się dziwią że tyle mam lat a do niczego w życiu nie doszedłem. Też mam wielkie stopy nr 47-48 może się ich nie wstydzę bo proporcjonalne do wzrostu, ale ciężko znaleźć takie rozmiary buta i już nie raz kupiłem za małe. Ale pocieszę Cie moja siostra ma nr 44, Ty pewnie takich gigantycznych nie masz. I talentu a może i chęci do nauki języków obcych nie mam.

 

neal28 Cieszę się że nie jestem sam :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×