Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Ja też mam myśli że nie kocham narzeczonego że wole chłopaka który mi się kiedyś podobał. Długo już mnie to męczy bo to już trzy lata. Wcale nie pomaga iść za tymi myślami bo ja już dwa razy spróbowałam i bardzo tego żałuje. Dwa razy rozchodziłam się z narzeczonym bo wierzyłam tym myślom i myślałam ze przez to ze z nim jestem odczuwam lęk i ze jak sie rozejdziemy ze to minie. wcale nie pomogło drugim razem w akcie paniki napisałam do tego kolegi i treakcie rozmowy zapytałam czy nigdy by nam nie wyszło on powiedział ze nie. nie to że chciałam tylko to było upewnienie sie nic nie pomogło tylko miałam gorsze natrętne myśli i ogromne wyrzuty sumienia. narzeczony wcześniej nie wiedział o tych myślach zreszta nie wiedziałam sama co mi jest dowiedziałam się 4 miesiące temu na wizycie u psychiatry. też do mnie wracaja te myśli ze gdy widywałam tego chłopaka to ze wole jego niż narzeczonego ze jest bardziej przystojny itp ze jak bedzie do mnie zarywać to ze zostawie narzeczonego dla niego, często jak go widziałam w szkole wpadałam w panike bo sie bałam ze jak go zobacze bardziej mi sie bedzie podobał niż narzeczony. Starałam się wtedy patrzeć na niego i z przymusem aqnalizować i znajdować argumrnty że wole narzeczonego i ze narzeczonego kocham ale wtedy jeszcze więcej myśli natrętnych się pojwiało i większy lęk i wpadałam w depresje. Teraz czuje się lepiej chociaż te myśli nawracaja ale narzeczony wszystko wie i wspiera mnie. Bierzemy w tym roku ślub i staram się walczyć nie analizować. Nie chce już iść za tymi myślami bo to nie jest wyjście. jedynym wyjściem jest walka i wiara. Jeśli ktoś ma podobnie niech pisze. Jest mi lżej jak się komuś wygadam chociaż na chwile bo i tak za chwile natręctwa wrócą. :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Lena.lena :) kurczę, jak TY to wytrzymałaś przez 3 lata? Już samo to powinno Cię przekonać do tego, że kochasz narzeczonego, bo trwasz mimo tych myśli. U mnie jest lepiej :) oczywiście mysli wracaja, wkurzają itp., ale staram się wiedzieć, że to tylko mysli i to nie moje a mysli nerwicy :) a wcoraj w pracy miałam taki dzień, że myslałam, że wyjdę na Galerie i zaczne kryczeć, e kocham mojego narzeczonego! :D uwielbiam to. Uwieliam się tuli itp. :) nie ukrywam, że jak pojawi się myśl, że moglibyśmy się w przyszłości rozstać, i to z mojej winy, że z dnia na dien stwierdze, że nie kocham, e się wypale to jeste prerażona, ale staram się nie wybiegac w przyszłość. A poza tym chciałabym w tym roku zajść w ciążę ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dokładnie ten sam problem co Wy, dziewczyny. Też ciągle mam myśli, że nie kocham narzeczonej, że wolę poprzednią dziewczynę, albo w ogóle jakąkolwiek inną. Gdy narzeczona mówi, że mnie kocha, albo gdy np. w TV leci coś o miłości to zaraz NN się pojawia i zaczyna mi to przypominać. Ale tłumaczę to sobie, że niby jak mógłbym jej nie kochać? Oświadczyłem się, chcę wziąć z nią ślub, chcę mieć dzieci, chcę spędzać czas, wspieram, martwię się, opiekuję, dbam, tęsknie, pragnę, rozśmieszam itd, itd... to czy to nie jest miłość? To właśnie jest przecież MIŁOŚĆ, więc ją KOCHAM, a te bzdurne rozkminki, to tylko pieprzona NN, która próbuje zepsuć mi moje szczęście. Tak jak rak wątroby psuje wątrobę, tak NN psuje rozum. Mam rację?

 

-- 01 lut 2015, 21:48 --

 

Widzę las rąk :blabla:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem tylko wtedy gdy działa lek, lub gdy akurat czuję się pewnie. Teraz, w tym momencie, znów atakuje ze zdwojoną siłą i wcale taki pewny nie jestem. Choć akurat obecnie natręctwo znów nasiliło się w innej kwestii, tym razem wspomnienia z dzieciństwa, konkretnie jedno, które wspominam źle. Dotyczy to moich relacji z rodzicami. Nie, nie, żadne pedofilstwo, czy cokolwiek takiego, po prostu przez pewien dłuższy okres czasu miałem nie po drodze z rodzicami. U mnie to był pewnie młodzieńczy bunt, a u nich jakieś przekwitanie. Ale był i wówczas bardzo ciężko nam się ze sobą żyło. Było - minęło. Teraz z rodzicami mam kontakt znakomity, ale co z tego, skoro NN i tak każe mi opowiadać o tej przeszłości mojej narzeczonej. Przeszłości, która była wiele lat temu i dawno minęła, ale powraca w natrętnych myślach, przed którymi się bronię. Bronię się, żeby o tym nie mówić, bo PO JAKĄ CHOLERĘ????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dobrze, że lek czasem działa, bierzesz już długo czy dopiero wchodzisz?

Każdy ma jakieś ciemne karty z przeszłości i pewne ślady mogą zostać. Nie jesteśmy monolitami, ani nikt nie jest doskonały. Nie musisz być idealny, to nie byłbyś naprawdę Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem takie coś na początku związku, to był zalążek, potem cierpiałem z powodu nerwicy natręctw myślowych która przeniosła się na wszystkie sfery zycia i innych ludzi, wkrecałem sobie rozne choroby i najgorsze rzeczy, że aż wstrząsały mna jakies torsje.. masa niedorzecznosci, kupa zmarnowanego zycia.. dziś zostałem sam jak palec, ale uważam, że jak na ten moment życia był to dobry wybór. Natrectwa były zwiazane z opowiesciami z krainy 7miu piesni mojej byłej, a potem już przeniosły się na inne sfery życia, tworząc cwaną kolaboracje z moim zołądkiem co doprowadziło do depresji i niemoznosci powstania z łozka. Dziś jestem bardziej szczęsliwy niż np 2 miesiące temu. Musząc nosić ten przeogromny krzyż nałozony na wrażliwca przez tą osobę nie umiałem poczuć szczęścia. Dziś emocje i uczucia zostały spłycone, i w koncu czuje się jak normalny człowiek. Teraz wiem już jakich błedów mam nie popełniać i muszę poukładac sobie wszystko w głowie, i znów się postarać i znaleźć sobie odpowiednią kobietę z którą będę mógł iść przez życie :brawo:

 

Zyczę wam szczęścia i wytrwałości potrzebnej do akceptacji rzeczywistosci. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dobrze, że lek czasem działa, bierzesz już długo czy dopiero wchodzisz?

Każdy ma jakieś ciemne karty z przeszłości i pewne ślady mogą zostać. Nie jesteśmy monolitami, ani nikt nie jest doskonały. Nie musisz być idealny, to nie byłbyś naprawdę Ty.

 

Długo. Koło roku. Chociaż w sumie nie wiem czy to długo.

Tak, ja wiem, że każdy ma coś z przeszłości czego nie chce pamiętać itd, itd... tylko problem jest jeden - zdrowi ludzie po prostu mają to w głowie, ale to tam siedzi głęboko i nie wychodzi, a chorzy, tacy jak my muszą walczyć aby tego nie wynosić na zewnątrz. I to jest własnie najgorsze.

 

Don_Kamilo, tyle, że ja swoją najwspanialszą i tą, z którą chcę spędzić życie już znalazłem, a pomimo to natręctwa nie ustąpiły.

I z tego co czytam, to nie tylko ja mam taki kłopot.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hey, eh chciałam sie z wami podzielic tym co sie u mnie dzieje. Lecze sie na nn jakies 2 lata. Najgorsze co sie wydarzyło to to ze przestałam odczuwac przyjemnosc z pocałunków mojego chłopaka itp. nie mam ochoty zeby mnie przytulał czy dotykal. Kiedy to robi strasznie mnie to denerwuje. Pózniej gdy go skrzycze ze ma tego nie robic dociera do mnie jak go ranie i płacze z bezradnosci. Boje sie ze przestałam go kochac ale wiem ze mi na nim zalezy i nie chce go stracic. Czy to moze bys spowodowane choroba?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oh to wszystko ta pieprzona nerwica. Ja zachorowałem rok temu. Miałem silne mysli natretne trwające 24 h na dobę. Wydawało mi sie ze jestem kobieta. Te mysli były tak realne, ze juz podejrzewałem ze jestem transseksualny. Przeszedłem psychoterapię cbt 6 miesięcy, ponad dwa miesiące brałem fluoksetyne. Poczułem sie swietnie. Byłem szczęśliwy...najszczęśliwszy na świecie, ze pokonałem nerwice. Niestety tydzień temu przy przechodzeniu grypy, leki i natrectwa wróciły. Teraz boje sie ze nie kocham mojej drugiej połówki. To strasznie męczące. Boje sie ze zeby wyleczyć nerwice bede musiał sie rozstać po 5 latach związku. Powoduje to straszne leki przed samotnością. Zadaje sobie pytanie czy nie jesteśmy razem tylko dlatego ze boje sie samotności. Czasami wydaje mi sie to takie realne. Pociesza mnie to, ze moja psychoterapeutka mówiła, ze człowiek w nerwicy nigdy nie boi sie tego co nerwice wywołuje. Wszystkie leki i natrectwa sa wymyślone by odwrocić uwagę i zataic to co rzeczywiście wywołuje nerwice. Podobno gdy ktoś przychodzi do psychologa i mówi, ze sie czegoś boi to znaczy ze to nie jest powodem nerwicy. Tak wiec problemem ludzi z ROCD nie jest to ze nie kochają swojego partnera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie od miesiąca super - a to dziwne, bo zszedłem w ostatnim czasie na 50 mg Asertinu. Oby jak najdłużej się to utrzymywało. Na psychoterapie nie uczęszczam od dawna, pochodziłem raptem z 3 miesiące - choć nie powiem, sporo mi one dały. Dziwnie się czuję to pisząc, bo jeszcze 13 miesięcy temu mój mózg kwiczał i kwilił na tym forum... Z dziewczyną układa mi się naprawdę super :). Jest super, ale inaczej. Moja nerwica miała chyba związek z wchodzeniem w nowy etap związku - mój mózg z początku nie rozumiał i nie mógł się przestawić.

 

Naprawdę sporo daje pewna redefinicja celów życiowych. A także zastanowienie się, czym jest związek. Jak chcemy, żeby wyglądał. Mi np. bardzo pomogło znalezienie pracy zgodnie z kierunkiem studiów. Baaaardzo mi to pomogło. Obowiązków jakby więcej - a mimo to, jakiś taki szczęśliwszy jestem. Generalnie - im mniej się o tym myśli (tzn. o swoim OCD czy też precyzyjniej - ROCD), im bardziej angażuje w jakieś działanie, tym mniej jest mózg zajęty rozkminianiem pierdół i mieleniem wciąż tego samego gówna. Dodatkowo, ważne są rozmowy z partnerem/partnerką. Może to banał, ale to jest naprawdę cholernie ważne. Nie duście swych lęków, pragnień, rozkmin, tylko mówcie, rozmawiajcie. Nawet, jeśli nie czujecie jakiejś wewnętrznej potrzeby, bo w nn może tak być, że tego czuć nie będziecie. Powodzenia i nie pozostaje mi życzyć Wam (i sobie też), by remisje trwały dłużej, i dłużej, i dłużej, aż do całkowitego wyleczenia ;)!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej :)

 

z ulga przeczytałam część tego wątku, bo mam problem, z ktorym boryka się dużo osób tu...mam paraliżujące myśli, że nie kocham już mojego narzeczonego, że to już koniec. Zaczęło się jak zaczęliśmy na poważnie planować ślub... jestem szarpana też przez moją mamę, która jest zazdrosna, nie potrafi pogodzić się z tym, że jestem z kimś (jestem jedynaczką) Od 3 tygodni biorę seronil i pramolan na noc (wcześniej stany lękowe rano nie miały określonego charakteru, po prostu były, nie moglam spać, budziłam się ze ściśniętym żołądkiem), teraz włączyły się te natrętne myśli - one mnie po prostu rozwalają... cierpiałam kiedyś na natrectwa myślowe związane z bluźnierstwami, ale to jakoś przeszło bez leków i terapii.

 

Czy ktoś z Was miał problemy z tarczycą? czytałam, że to też może mieć wpływ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej hej, Davidoff - super, że u Ciebie super :D u mie też jest super, kocham mojego narzeczonego baaardzo, mam takie myśli (samoistnie), że gadam do siebie w głowie "ale ja Cię kocham" albo jak się umówimy po pracy na mieście to uśmiecham się do siebie jak GO widzę gdy nadchodzi :) Chociaż nie ukrywam, że czasem się te myśli powtórzą, ale rzadko i nie tak gwałtownie. Pogodniej patrze w przyszłość, planujemy dziecko i wspólne szczesliwe życie :) POzdrawiam Was wszystkich :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie. Pisałam jakiś czasu temu w innym temacie, ale w końcu natknęłam na Wasze wpisy i myślę, że idealnie tutaj pasuję. Mianowicie mam również problem w związku, który trwa od ponad 4 ch lat. To długa historia i mam nadzieję, że nikogo nią nie zanudzę :( Ze swoim chłopakiem spotykam się od ponad 7 lat. Na początku było cudownie, wiedziałam, że to ten jedyny. Ale przez jedną błahą sytuację, a dokładnie flirt z innym chłopakiem, który zupełnie nie miałam dla mnie znaczenia, wszystko pękło :( Już dużo wcześniej miałam problemy z nerwicą, wstawałam w nocy ze ściskiem w gardle i panicznie się bałam, i tak naprawdę do tej pory nie wiem czego. Jestem osobą wrażliwą i zdaję sobie sprawę z tego, że takim osobom jest szczególnie ciężej. Ale wracając do sytuacji z "tamtym" chłopakiem tego samego dnia dostałam identycznego ścisku w gardle, panicznie się bałam, że zawiodłam swojego chłopaka i przestałam na niego patrzeć, jak kiedyś :( Nie mógł się nawet do mnie zbliżyć, bo czułam wstręt...Dostałam szoku. To był horror. Mijają 4 lata, zdążyliśmy się już nawet zaręczyć, ale objawy jakie mam od tego czasu mnie wręcz "zabijają" :( Wpadłam w depresję, potrafiłam kilka miesięcy nie wstawać z łóżka. Do tego doszły natręctwa, strach, że go nie kocham, a każdy napotkany chłopak to dla mnie zagrożenie, że go z nim zdradzę. Nie jestem w stanie wymienić chłopaków z iloma już układałam sobie życie :( Czy brzydki, czy przystojny, zawsze wydaje się być lepszy od mojego. Próbuję tłumaczyć sobie, że to choroba, ale tak bardzo w to wierzę, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Mam wrażenie, że czasem wariuję, wszystko dookoła jest takie nierealne :( Kiedyś normalne było założenie rodziny, związek, teraz wszystko analizuję. Po co ? Na co ? Jaki jest sens bycia z kimś ? Oczywiście są też dobre momenty, szczególnie, jak się kłócimy i na chwilę czuję do niego, to ck kiedyś i uświadamiam sobie, co ja robię. Czasem ze łzami w oczach biegnę do niego i mówię, jak bardzo go kocham. Ale za chwilę wszystko wraca :( Czytałam Wasze wpisy i byłam w szoku, że tylu nas jest. Dlatego mam tą nadzieję, że to choroba, że tak naprawdę kocham chłopaka i wszystko będzie dobrze. Czy Wy też tak macie ? Dziękuję, jeśli ktoś zechciał to przeczytać, potrzebuję wsparcia :( Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ashanti, zmagam sie z tym, co Ty, próbuję walczyć, caly czas mysle, jak krzywdze najcudowniejszego faceta pod sloncem... biore leki, teraz nie mam kiedy chodzic na terapie, moze od czerwca dam rade. Nie radze sobie z niczym, nie wiem jak mi sie udaje chodzic do pracy, a moze to mnie trzyma??? Dowiedzialam się ostatnio o powaznej chorobie mojego taty, czasem nie mam sil wstać z lozka... zawsze bylam bardzo aktywna, potrafilam sie cieszyc wszystkim, teraz jakby ktos wylaczyl przycisk. Moj narzeczony bardzo mnie wspiera, jest po prostu niesamowity...

 

Nie wiem zupełnie, co robic ... Czy Ktoś z tym wygrał? może coś podpowiedzieć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cudownie, że są tacy ludzie, jak Wy...Czasem mam ochotę powiedzieć narzeczonemu, że to koniec, że jestem bardzo zmęczona, że może po prostu się odkochałam. Ale co z tymi momentami, kiedy ze łzami w oczach patrzę na niego i tak bardzo go kocham ? Ja od trzech dni jestem odcięta od wszystkiego. Tak samo pracuję i są chwile, w których nie mogę ustać na nogach, ścisk w żołądku i ten wewnętrzny ból, który wysysa ze mnie życie :( Chłopak stał się dla mnie obojętny, a tak bardzo chciałabym widzieć w nim, to ck kiedyś :( Chodziłam na terapię, która mi pomagała, ale mieszkam teraz w Anglii i nie mam takiej możliwości. Jedyne, co pomaga, to leki, a szczególnie Zomiren, to dla mnie tabletka szczęścia, niestety na krótki czas :( Może jest ktoś rzeczywiście, kto przez to przeszedł i wie, jak pomóc ? :( Dziękuję kitty 1234 :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam ponownie. Muszę się komuś wyżalić,no i komu jak nie Wam, którzy wiecie, jak mogę się czuć. Dziś jestem taka obojętna :( Nie ma we mnie nic, co chciałoby być w tym związku. Patrzę na niego i nie czuję nic :( A najgorsze to, że mnie to w ogóle nie przeraża...Fakt, wzięłam podwójną dawkę leku, może dlatego jestem taka otępiała, ale jeśli to po prostu dowód na to, żeby zakończyć związek ? Ja najpierw przechodzę przez silną nerwicę/depresję, później jest etap obojętności, a na końcu jest w porządku, ale nigdy jak dawniej :( Dziś miałam przebłyski, oczywiście zaraz po wzięciu leków- jakiego mam cudownego chłopaka, jaka jestem szczęśliwa, mogłam rozmawiać z każdym o wszystkim, ale to tylko przebłyski :( Ostatnio po kłótni, płaczu, popatrzyłam na swojego chłopaka i zastanowiłam, dlaczego to wszystko się dzieje, przecież tak go kocham, ale niestety trwało to tylko chwilę. Na dodatek, nie chcę z nikim dziś rozmawiać, spotykać się, jestem zamknięta i w głowie mi tylko inne życie. Tylko dlaczego przychodzą te chwile, w których kocham ? I w tym momencie wiem, że to prawda, a później znowu żyję tym, co mi siedzi w głowie. Czemu nigdy nie pamiętamy tych dobrych chwil ? :( Może jesteście w stanie pomóc ? Potrzebuję Waszego wsparcia :( A jeśli tylko będę umiała kiedyś Wam pomóc, to to na pewno zrobię :) Przepraszam, że ten post taki chaotyczny. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, nie wiem jak mogę Ci pomóc. Jak dziś się czujesz? wrażenie niekochania minęło? bo to tylko wrażenie, tak przynajmniej jest u mnie. W zeszłym tygodniu też miałam kilka takich słabszych dni, a było już super, ale starałam się mówić sobie, że to tylko wrażenie i pomagało, a dziś wiem, że KOCHAM :))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×