Skocz do zawartości
Nerwica.com

Stiw

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Stiw

  1. Jakiż to cudowny post. Bawię się tutaj w kogoś kto doradza i pomaga, ale sam chciałem być uspokojony. Zrobiłaś to, dziękuję :)
  2. Nie przejmuj się tym, to tylko myśli. Skoro o tym myślisz i ta myśl Cię przeraża, to nie jest prawdziwa. Jeśli byłaby prawdziwa, to by Cię nie przerażała. Tak przynajmniej zawsze mi to tłumaczono. Może ktoś potwierdzi, że tak jest? Ja mam dokładnie to samo, niespełna miesiąc temu wziąłem ślub z ukochaną osobą. Zanim go wziąłem były myśli, że nie kocham, że to nie ta, ale wziąłem, bo chciałem, bo tego pragnąłem, mimo że codziennie ta pieprzona NN mówiła, że pewnie wcale tego nie chcę. Sądziłem, że po wzięciu ślubu już nie będzie się miała o co przypieprzyć. Myliłem się. Teraz męczy mnie tym, że zrobiłem błąd. Ale wiem, że tak nie jest, choć ciężko z tym żyć. Zawsze sobie w takich momentach mówię: wytrzymałbyś bez swojej ukochanej? mógłbyś bez niej funkcjonować? martwisz się o nią, troszczysz, dbasz? Na wszystko odpowiadam zgodnie z moimi PRAWDZIWYMI odczuciami, co potwierdza, że to tylko ta cholerna choroba.
  3. Długo. Koło roku. Chociaż w sumie nie wiem czy to długo. Tak, ja wiem, że każdy ma coś z przeszłości czego nie chce pamiętać itd, itd... tylko problem jest jeden - zdrowi ludzie po prostu mają to w głowie, ale to tam siedzi głęboko i nie wychodzi, a chorzy, tacy jak my muszą walczyć aby tego nie wynosić na zewnątrz. I to jest własnie najgorsze. Don_Kamilo, tyle, że ja swoją najwspanialszą i tą, z którą chcę spędzić życie już znalazłem, a pomimo to natręctwa nie ustąpiły. I z tego co czytam, to nie tylko ja mam taki kłopot.
  4. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Oczywiście, że nie powinno mówić się o ich treści. Tylko weź siebie o tym przekonaj, kiedy za uchem masz NN, która właśnie to każe Ci mówić....
  5. Wiem tylko wtedy gdy działa lek, lub gdy akurat czuję się pewnie. Teraz, w tym momencie, znów atakuje ze zdwojoną siłą i wcale taki pewny nie jestem. Choć akurat obecnie natręctwo znów nasiliło się w innej kwestii, tym razem wspomnienia z dzieciństwa, konkretnie jedno, które wspominam źle. Dotyczy to moich relacji z rodzicami. Nie, nie, żadne pedofilstwo, czy cokolwiek takiego, po prostu przez pewien dłuższy okres czasu miałem nie po drodze z rodzicami. U mnie to był pewnie młodzieńczy bunt, a u nich jakieś przekwitanie. Ale był i wówczas bardzo ciężko nam się ze sobą żyło. Było - minęło. Teraz z rodzicami mam kontakt znakomity, ale co z tego, skoro NN i tak każe mi opowiadać o tej przeszłości mojej narzeczonej. Przeszłości, która była wiele lat temu i dawno minęła, ale powraca w natrętnych myślach, przed którymi się bronię. Bronię się, żeby o tym nie mówić, bo PO JAKĄ CHOLERĘ????
  6. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Ludzie... kochani... Starajcie się odpisywać... Napisałem posta tutaj: co-by-by-o-gdybym-przesta-a-j-jego-kocha-t5117-4046.html Takiego, który mnie podbudował... I liczyłem, że na pytanie, które tam zadałem, dostanę odpowiedź... Odpowiedź, która przy NN jest tak cholernie potrzebna. Bo gdy natrętne myśli wiercą łeb, to wtedy potrzebny jest ktoś kto pomoże i zapewni, że to tylko myśli... A tam cisza... Szkoda... PS refren, masz rację, nie zawsze należy wszystko mówić, ale ja rozumiem lena.lena, bo mam to samo, też czuję, że jak nie powiem to okłamuję, a przecież to wcale tak nie jest, tylko jak to zrozumieć...???
  7. Poczytaj też ten temat: co-by-by-o-gdybym-przesta-a-j-jego-kocha-t5117-4046.html
  8. Mam dokładnie ten sam problem co Wy, dziewczyny. Też ciągle mam myśli, że nie kocham narzeczonej, że wolę poprzednią dziewczynę, albo w ogóle jakąkolwiek inną. Gdy narzeczona mówi, że mnie kocha, albo gdy np. w TV leci coś o miłości to zaraz NN się pojawia i zaczyna mi to przypominać. Ale tłumaczę to sobie, że niby jak mógłbym jej nie kochać? Oświadczyłem się, chcę wziąć z nią ślub, chcę mieć dzieci, chcę spędzać czas, wspieram, martwię się, opiekuję, dbam, tęsknie, pragnę, rozśmieszam itd, itd... to czy to nie jest miłość? To właśnie jest przecież MIŁOŚĆ, więc ją KOCHAM, a te bzdurne rozkminki, to tylko pieprzona NN, która próbuje zepsuć mi moje szczęście. Tak jak rak wątroby psuje wątrobę, tak NN psuje rozum. Mam rację? -- 01 lut 2015, 21:48 -- Widzę las rąk
  9. ekspert_abcZdrowie i Ty siebie nazywasz ekspertem? Piszesz takie bzdury, po których człowiek chory ma jeszcze więcej dylematów i jeszcze bardziej się boi swoich myśli, a co za tym idzie wszystko zagęszcza się w jego głowie jeszcze bardziej i zamiast mu pomóc, to go wpędzasz w mocniejsze sidła nerwicy natręctw. BO TO JEST NERWICA NATRĘCTW. dziubasek89, mam dokładnie to samo. Wiem jakie to strasznie trudne i też z tym walczę...
  10. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Ciągle nie potraficie zrozumieć, że ja nie mam w sumie problemu z tym, że myśli każą mi uważać, że jestem tym, tym czy tym. Każą, ale z tym sobie radzę i mam w tym wypadku działania NN głęboko w tyłku. Niech sobie robi co chcę. Mój problem polega na tym, że nie umiem poradzić sobie z tym, żeby o owych myślach nie powiedzieć głośno, mojej dziewczynie. Tylko i aż tyle.
  11. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Ja wiem co to kompleks Edypa, ale chyba w mojej sytuacji on nie ma zadnego znaczenia. Czy moze sie myle?
  12. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Wiem, że mogę, tylko powiedz mi po co? Po co mącić w jej głowie i mówić jej o tych wszystkich obrzydliwych myślach? Czy Ty chciałabyś usłyszeć coś takiego? My, osoby z NN, wiemy, że to tylko natręctwa, ale ktoś obok, kto nigdy nie miał z tym do czynienia i nie musi się z tym zmagać może tego po prostu nie zrozumieć do końca i samemu nabawić się niezłej nerwicy, z powodu udręczania się tym. Owszem, o pewnych rzeczach już powiedziałem, ale wiem jak to się skończyło - był płacz i smutek, bo mimo, że mnie rozumie, to boi się, że może naprawdę jej nie kocham, boli ją, że jednak o czymś takim myślę. Nie każdy jest świadomy jak to działa. To tak strasznie kusi, bo gdy powiem, jestem jak nowonarodzony, wolny, ale co z tego? Z siebie zrzucam syf, a wrzucam go na swoją dziewczynę. Zwykła podłość. Co do życia seksualnego - nie mogę powiedzieć że narzekam, nie ma chyba nic co chciałbym zrobić, a nie mogę, nie ma żadnych zahamowań. To raczej nie tu jest problem. Obecnie moje życie seksualne jest w porządku. Natręctwa pedofilii są wynikiem tych sytuacji z przeszłości (kuzynka, zdjecia czy jakieś "doświadczenia" okresu dojrzewania), a nie tego co dzieje się teraz. To o matce, to było kiedyś i minęło. Miałem myśli, że moja matka powinna nie żyć, bo jest "zbyt brzydka". Okropne. Ale w końcu minęło, jakoś umiałem sobie to przedstawić odpowiednio i pokonać. A tej pedofilii nie, i to się wszystko we mnie piętrzy i narasta, powodując, że czasem się zastanawiam, iż może faktycznie coś jest na rzeczy. A potem czytam, że gdybym naprawdę był pedofilem, to bym tych myśli nie wyrzucał, tylko np pod nie się masturbował. A przecież wyrzucam. Koło jednak się zamyka i tak ciągle, bez końca. Ale tak jak mówię, to wszystko, te próby wmówienia sobie, że jestem, tym, tym i tym to nic w porównaniu do tej niesamowitej, strasznej chęci robienia z Niej konfesjonału. Żeby ją zranić, zachwiać jej poczucie bezpieczeństwa przy mnie, żeby była smutna, żeby musiała się zamartwiać i myśleć. Tylko z tym nie umiem wygrać. I aż z tym. Gdyby nie było jej, pewnie przeszłoby to na mamę, potem ojca, itd, itd... Czasem już nie mam sił.
  13. Stiw

    Natręctwa myśli...

    No właśnie nie byłbym taki pewien. Może się bawiła, może nie, zresztą to nieważne w tej sytuacji. Ja wiem, że jak zacznę o tym mówić, czy żartować, to po prostu pozwolę NN wygrać. Tu właśnie chodzi o to, że ja NIE MUSZĘ nic powiedzieć, bo niby po co w ogóle o tym mówić. Nie zrobiłem nic złego, nikogo nie skrzywdziłem, było to dobre 10-12 lat temu, po co więc w ogóle mam do tego wracać i komukolwiek o tym mówić? Tylko natręctwo jest tak silne, że ono wymusi na mnie to że to powiem. I znów będzie smutek, zdziwienie, jakiś taki niepokój, znów ta suka siedząca w mojej głowie wygra. Większość moich natręctw właśnie na tym się opiera - ja wiem, że nie jestem pedofilem, wiem, że kocham swoją dziewczynę, wiem, że nie zrobiłem krzywdy kuzynce, wiem, że nie mam ochoty zabić swojej matki, itd, itd, ale nie wiem, albo może i wiem, ale nie umiem tego przyjąć, przeskoczyć, że NIE MUSZĘ tymi chorymi myślami dzielić się z najbliższą mi osobą.
  14. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Rozumiem. Nic wielkiego sie nie stalo, a jednak problem jest. U mnie w sumie wyglada to podobnie, choc stalo sie jeszcze mniej bo skonczylo sie tylko na tym ze ona zdjela "dół, przestraszylem sie ze ktos nas nakryje i tak to sie skonczylo. Ale to i tak wystarczy do zamęczania mnie tym... No wlasnie, ja to w sumie wiem i zdaje sobie sprawe ze to nic takiego... Ze to tylko moj wymysl ale wtedy pojawia sie inny problem. Ten chyba gorszy... Zeby o tym wszystkim, wlacznie z ta historia z kuzynka opowiedziec swojej dziewczynie. I z tym nie umiem sobie poradzic... Walcze, ale w koncu pewnie pekne.
  15. Stiw

    Natręctwa myśli...

    Nie, chyba nie mam poczucia winy. Mam jednak ten "idealny zapalnik" dla NN, bo ta sytuacja powoduje, że myśli są silniejsze i atakują z większą mocą. A poczucia winy nie mogę mieć bo przecież nic jej złego nie zrobiłem. Gdybym ją chociaż dotknął... to może tak, ale ja tylko siedziałem i patrzyłem, jak dziecko zafascynowane czymś nowym. Cała reszta, żeby coś kontynuować, zrobić więcej to pozostało już tylko w mojej głowie i nigdy się nie wydarzyło, więc... trudno z tego powodu mieć poczucie winy. Wydaję mi się, że ona nawet tego nie pamięta. Jestem tego niemal pewny. Obecnie widujemy się bardzo rzadko, ale raz na kiedy rozmawiamy, np przez portale społecznościowe i nasza relacja jest zupełnie normalna, na zasadzie kuzyn-kuzynka. Niemniej, NN ma to w dupie i potrafi takie nic wykorzystać przeciwko mnie. Opowiedz Supernova o swojej sytuacji, będę wdzięczny.
  16. Stiw

    Natręctwa myśli...

    DzeSss, doskonale Cię rozumiem. Czytając Twój post mam wrażenie, że sam go napisałem. Zresztą tu: obrzydliwe-natr-ctwa-my-li-t46485.html opisałem swój problem. Prawda, że podobny? Kilka tygodni było spokoju, większego bądź mniejszego, a teraz znów wszystko wróciło. Niemal cała końcówka grudnia to udręka z dwoma myślami. 1) Jestem pedofilem 2) Nie kocham swojej dziewczyny Wreszcie nie wytrzymałem i powiedziałem swojej dziewczynie, że znów mnie to wszystko męczy. Oczywiście NN tym samym wygrała, bo sprawiła, że mojej dziewczynie było smutno i źle. Mnie zresztą też. No, ale jakoś udało się załagodzić sytuację, ja przekonywałem, że ją kocham i zawsze już będę kochał i że po prostu trzeba to wyleczyć. Spokój był przez kilka godzin. Później znów się zaczęło, ale tym razem tylko związane z punktem 1. Przypomniała mi się sytuacja z przeszłości, gdy będąc dziećmi, wspólnie z moją kuzynką wpadliśmy na genialny pomysł zabawy w "rozebranie się". Całą sytuację pamiętam jak przez mgłę, ale pamiętam, że tylko ona zdążyła to zrobić i to też nie całkiem, do naga, bo był strach przed rodzicami itd. Ja miałem może z 11 lat, ona miała z 5 albo 6. Pamiętam, że później jeszcze kilka razy chciałem coś podobnego zaproponować (wiek dojrzewania naprawdę charakteryzuje się najróżniejszymi pomysłami), ale nigdy już nic więcej nie wyszło. Kiedyś też, trafiłem kilka razy na zdjęcia związane z dziećmi, wiadomo jakie, ale to było wszystko kiedy seks był dla mnie tabu i dopiero wkraczałem w tę sferę i interesowało mnie dosłownie wszystko, tym bardziej, że sam byłem dzieckiem (15-16 lat). Ale oczywiście w mojej głowie weszło i teraz mnie to wszystko terroryzuje. Tak naprawdę sam nie wiem co, bo przecież pod żadną pedofilię nie można tego podstawić. Bardziej tu chodzi o to, że o tych wszystkich świństwach MUSZĘ powiedzieć swojej dziewczynie. Bo NN mi każe i już. Mam z niej zrobić swój pieprzony konfesjonał i opowiedzieć jej o tej kuzynce i o tych zdjęciach. A przecież to bez sensu, bo ona mimo, że będzie się starać to na pewno tego nie zrozumie, a jak zrozumie to uzna to za jakieś poważne problemy, a to przecież zwykłe bzdury. Nikogo nie zgwałciłem, nie skrzywdziłem, brzydzę się pedofilią, kazirodztwem i wszystkimi tym podobnymi rzeczami. Niech ktoś pomoże. Do lekarza obecnie iść nie mogę, bo po prostu mnie nie stać. W końcu pójdę, ale pomocy potrzebuje już teraz. To siedzi mi gdzieś na klatce piersiowej i dusi.
  17. Stiw

    Natręctwa myśli...

    I nic innego mi nie może pomóc? Np rozmowa z ludźmi z tego forum, przekonywanie, że to wszystko to tylko moje chore urojenia, itd, itd...? Wiem, że myślowe... Pisałbym w innym temacie, gdyby nie były myślowe..
  18. Stiw

    Natręctwa myśli...

    post1404690.html#p1404690 Nikt nic nie pisze w moim temacie i nie mam jak zaznaczyć, że dodałem coś nowego.. Nie ukrywam, że liczyłem na pomoc kilku osób stąd, chociaż taką drobną.. Wpisuję się tutaj, bo wtedy więcej osób zauważy mój problem, a ten temat też dotyczy tego samego..
  19. Ale ja to właśnie wiem. Wiem, że mogę z miłości. Wiem, że jak je dotknę czy pocałuję to nie zrobię nic złego. Wiem, ale mimo to nie chcę mnie to odpuścić. A jak zaakceptuje scenariusz, że to wszystko będzie oznaczało skrzywdzenie to pewnie odetchnę i myśli puszczą, tylko wtedy będę w swoim rozumieniu "pedofilem"... A w zasadzie to akceptacja w mojej głowie nic nie da, mnie zmusza, żebym wyznał to swojej dziewczynie. I to jest najgorsze. Próbuje wcale nie myśleć. Stworzyć jakiś niewidzialny mur i tam to zostawić. Czasem się udaje, ale w większości przypadków nie i odczuwam to o czym pisałem w pierwszym poście. Dokładnie. "Rozwiązanie" powoduje tylko wzmocnienie siły tej cholernej nerwicy. Tak było z tym rzekomym "niekochaniem" mojej dziewczyny. W końcu to wyszło, ją bolało, mnie bolało, płakaliśmy, ale czułem się "wolny"... Tylko co to za wolność, kiedy dookoła jest sama krzywda? A etykiety nie pomagają. Czasem próbuje głośno krzyczeć, gdy jestem sam, żeby spieprzała, że nie będę jej słuchał, ale to nic nie daje, jest silniejsza... Nie. Raz byłem u psychiatry z powodu problemów ze snem (nie związane z NN) i wtedy powiedziałem o niej, ale wówczas był to okres kiedy praktycznie w ogóle mną nie rządziła, więc wspólnie uznaliśmy, że widocznie przeminęło. --- Najgorsze, że pewnie znów przegram. Przegram raniąc bliskie mi osoby i opowiadając im te wszystkie obrzydliwości, bo tak jest łatwiej. Wyspowiadać się, zrzucić to z siebie, bo to przecież "wystarczy tylko powiedzieć" i już odzyskam spokój, tylko, że ja odzyskam, a inni? ... -- 15 lis 2013, 08:50 -- I znów się zaczyna... Wczoraj wieczorem było lepiej bo pojawiło się tu kilka postów i to chyba trochę pomogło, a dziś znowu to samo. Ciągle ta cholerna chęć powiedzenia wszystkim, szczególnie mojej dziewczynie, o tych obrzydliwych myślach we mnie siedzących, z którymi tak się biję. Jak topór nad głową, jak cementowe buty przywiązane do moich nóg, jak dwa ciężkie worki ziemniaków. Nie odpuści... Złośliwa nerwica, nie chcę odpuścić. -- 17 lis 2013, 08:49 -- Nikt nie chcę już nic dopowiedzieć? Jakoś mi pomóc? Nie mam jak dać znać, że się tu wpisuje bo nie pojawia się nowy post....
  20. Wiem, że pewnie takich tematów było już tutaj wiele i pewnie wielu z Was nie będzie się chciało powtarzać, ale mimo to opiszę tutaj swój problem. Od kilku lat cierpię na nerwicę natręctw. Co prawda nie jest stwierdzona oficjalnie, ale wszystkie objawy, które mam pokrywają się z tymi występującymi w nn. Do tej pory, lepiej lub gorzej, ale sobie z tym wszystkim radziłem. Na początku były to przede wszystkim problemy z tzw. "rytuałami", ale one w końcu ustąpiły i obecnie, jeżeli coś się gdzieś pojawi, to jest to kompletna błahostka, która odpuszcza po chwili i szybko o niej zapominam. Znacznie gorzej jest jednak z tym co dzieję się w mojej głowie. Natręctwa myśli są nie do zniesienia, po prostu, mimo że wiem, że to one to jednak wciąż nie mogę myśleć normalnie i wyrzucić tego z głowy, albo przyjąć, że to przecież tylko zasługa nn, a nie tego, że jestem nienormalny, zboczony czy pozbawiony uczuć. Wpijają się, raz mocniej, a raz słabiej i świdrują mi mózg, a ja ciągle mam poczucie, że noszę ze sobą balast równy 50kg, którego nie mogę zrzucić, albo wciąż pojawia się świadomość, że ciągle coś nade mną wisi i nie mogę pójść normalnie spać, obejrzeć filmu, załatwić potrzebę czy wyjść z psem bo cały czas "coś" jest obok. Tak jak wspomniałem na początku - z czasem nauczyłem się z tym żyć i byłem w stanie to "olewać", ale od kilkunastu tygodni, w zasadzie już kilka miesięcy jestem w nowym, cudownym, bardzo udanym związku. No i ta zasrana, znienawidzona nerwica wyczuła, że jest to idealna okazja do powrotu w moją głowę atakując chyba w najbardziej obrzydliwy i chamski sposób. Jaki? Wmawiając mi, że jestem... tfu! pedofilem... To zrobiło się nie do zniesienia, gdy widzę jakieś dziecko, na żywo, czy w TV od razu pojawia się ta myśl, coś w głowie każe mi analizować, co będzie jak będę miał swoje dziecko i np gdy będzie małe będę miał je umyć, albo będę chciał je pocałować. Ta cholerna nerwica każe mi myśleć, że wtedy skrzywdzę własne dziecko. To jest nie do zniesienia! Ja nikogo nie skrzywdzę, Boże, no jak...? Ale ciągle, ciągle o tym myślę... I czytałem na tym forum, że sporo jest takich tematów, czytałem, wiem, że to tylko nn, ale jednak wciąż nie mogę się uwolnić. Mało tego, ta szmata każe mi myśleć, że nie kocham swojej kobiety. To podłe... Niestety, moja dziewczyna nie do końca rozumie to wszystko i ja w sumie nie mam jej tego za złe. Pewnie bym też nie umiał zrozumieć. Gdy w jakiś tam sposób wyciągnęła ode mnie to, że "mam myśli, że jej nie kocham" była po prostu skrzywdzona, tak jak i ja, a nn siedziała w kacie i śmiała się, tak cholernie mocno śmiała się z naszych łez. I oczywiście nie odpuściła, ciągle, od długiego już czasu wymusza na mnie, żebym powiedział mojej dziewczynie o myślach związanych z dziećmi, tych, które opisałem wyżej... Ale przecież nie mogę, po pierwsze, boje się, że nie zostanę zrozumiany, a po drugie, nawet jeśli zostanę, to w jej pamięci już na zawsze będzie świadomość, że ja mogłem o takim czymś kiedyś myśleć i może mogę nadal...? To zniszczy mi związek i życie. Po prostu już nie mam sił... Kiedyś ktoś napisał, że nie można z nikogo robić konfesjonału. I nie chcę tak robić. Ale nerwica tak strasznie napiera, że boje się, iż w końcu złamę się tak jak z tym "niekochaniem" i powiem o wszystkich obrzydliwościach, które są mi tak rzekomo "bliskie". Jeżeli nic mi nie pomoże pójdę w końcu do lekarza, ale skoro temat kumam, a jak widać po opisie tak jest, to może dam sobie z tym radę sam? Może pomoże mi ktoś z Was?
×