Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

Dziewczyny jestem dowodwm na to, ze idzie z tego wyjsc! Moze nie jestem do konca zdrowa , ale jestem pewna swoich uczuc, zamieszkalismy razem i jest cudownie, a tego bardzo sie obawialam. Co prawda jeatem ciagle na lekach juz kolo poltorej roku ale 95 procent mysli wyparowalo, nie ma ich ;) a znam tw stany kiedy natlok mysli jest tak ogrmony ze doprowadza to jakiegos obledu, gdy nie wiemy co jest prawda, gdy nie mozemy spojrzec a nikogo innego, gdy wszytslo wydaje sie nierelane i tak dalej moglabym wymieniac ale po co skupiac sie na tym czego nie chcemy i chcemy sie tego pozbyc!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha i nie masz wrażenia, że sobie coś wmawiasz? Cokolwiek by to nie było?

Ja oczywiście jak sobie myślę o moim już byłym chłopaku to sobie myślę, że pewnie wszystko sobie wmawiałam, że go kocham itd., a bałam się go stracić tylko ze względu na to, że pewnie związałam się z nim dlatego, że byłam mocno splątana i zagubiona i szukałam kogoś kto weźmie część odpowiedzialności :/

Nienawidzę tego.

Do tego mieszkam z przyjaciółką, która ma poglądy na miłość takie, że wychodzi, iż mój związek z Bartkiem był bezsensem, a ja już nigdy nie powinnam się z Nim wiązać. Nie powiedziała mi tego wprost, ale dobrze wiecie jak bardzo się sugerujemy byle czym. I ciągle łażę i myślę co to znaczy dla mnie chłopak idealny, jakiego bym chciała mieć itd. :/ a w sumie to chyba chciałabym być z Bartkiem znów. No ale to zaś myśli, że jestem pewnie tylko przywiązana i boję się odejść na poszukiwania czegoś nowego. help.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziewczyny jeszcze raz napiszę...leki zniwelują tylko objawy..na jakiś czas..rok, dwa..nawet 10 lat...a nerwica i tak wróci. Trzeba iść na psychoterapię i popracować nad sobą..to jedyna droga. Wiem co piszę..cierpie na ZOK od dziecinstwa..miałam długie remisje..ale natrectwa zawsze wracały...dzieki lekom pozbyłam sie objawów..ale mimo brania leków i tak wrociło wszystko. Takie natręctwo często powodują tłumione emocje+ jakiś nieralny obraz związku. Fajna książka Lęk przed Bliskością J. Woititz..można ściagnac w pdf. z chomikuj. Nerwica to choroba emocji...lekami tego sie nie wyleczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzie.dobrze, a jak Ty sobie z tym radzisz?

Jak pomogła Ci psychoterapia?

Bo ja osobiście mam już tak dosyć (czekam na psychoterapię, a w sumie to czekam na testy i diagnozę...), że mam ochotę ućpać się lekami. Mimo, że od roku mówiłam, że żadnych leków i sama sobie z tym poradzę.... Nie wytrzymuję już. I to nie z racji natłoku myśli, a wyczerpania i napięcia jakiegoś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

owocowymuss, no ja jestem teraz bardzo głeboko w terapii..jest cała masa emocji..głownie zwiazanych z rodzicami. To 'kocham nie kocham' w moim przypadku dot. tego, ze nieswiadomie przenosiłam zlosc i frustracje z rodzicow na faceta. Stad takie mysli...bo wiem, ze kocham..ale czuje jakas irracjonalna niechęć...teraz juz wiem kto jest wlasciwym obiektem niecheci. Terapia jest trudna, bolesna..czasem mam juz dosc...ale to jedyna droga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzie.dobrze, tylko czekam na takie "trudne".

Chcę żeby wreszcie się coś ruszyło, chcę wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi.

Nawet jak aktualnie nie mam chłopaka i w sumie mogłabym sobie odpuścić z nadzieją, że "może to nie było to i w innym związku będzie inaczej".

Jestem pewna, że gdybym się na nowo zeszła z Bartkiem to to by wróciło.

Zaś gdybym miała być z kimś innym, to oczywiście mi się myśli, że wszystko byłoby ok.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

owocowymuss, to tkwi w nas..nie ucieknie sie od tego, dopoki sie tego nie przerobi. W kazdym kolejnym zwiazku powtarzaloby sie to. Przede wszystkim co moge poradzic to poczytac sobie o tym jak powinien wygladac zdrowy związek, no skupic sie na swoich domowych relacjach, tzn. czy jest sie DDA/DDA, czy rodzice sa toksyczni..itd,...potem trzeba sie przyjrzec swoim emocjom..ale to najlepiej na terapii:) Bo bardzo czesto sie zdarza tak, ze nagromadzona frustracje na rodziców przenosimy na swoich partnerów..oczywiscie zupelnie nieswiadomie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, Pia Mellody Toksyczne Związki (tez mozna ja sciagnac z neta). Dla tych, ktorzy są DDA badz DDD polecam Toksyczni rodzice i Toksyczne namiętności Susan Forward, ksiązki Alice Miller jak Dramat Udanego Dziecka, Bunt Ciała, Janet Woititz Dorosłe Dzieci Alkoholików....one wyjasniaja czemu zachowujemy sie tak,a nie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęłam czytać "Lęk przed bliskością". Oczywiście ryk, bo wiele rzeczy do mnie pasuje i widzę w jakim bagnie jestem :/

tylko, że... ja nie jestem DDA, rodziny stricte dysfunkcyjnej też nie miałam...

Oczywiście zachowania rodziców wobec mnie nie były takie jak być powinny często i jestem tego świadoma, ale nie wiem czy mogę do siebie tak wszystko odnieść co jest w tych książkach, a nie chcę sobie wmawiać, że rodzice mnie traktowali w jakiś sposób, kiedy ja uważam że mnie tak nie traktowali. Mimo, że pewne skutki owego rzekomego traktowania jakby przejawiam. Co o tym myślisz?

 

-- 18 sty 2014, 21:40 --

 

Nienawidzę tego, że gdy rozmawiam z moim byłym chłopakiem i widzę, że chciałby do mnie wrócić, to ja momentalnie zaczynam mieć wątpliwości. A jak z Nim nie rozmawiam, to ryczę, przeżywam tragedię, boję się, że mimo, że trzy dni temu wyrażał, że mu zależy, to się nakręcam, że na pewno się rozmyślił i niemogę normalnie żyć. Dlaczego tak bardzo mi zależy wtedy, a gdy się dowiem i upewnię, że jemu też to się zastanawiam o co mi chodziło, czemu ja tak rozpaczam i w ogóle mam masę wątpliwości takich jak w związku wobec Niego :(

Zobaczymy się za tydzień pewnie. Nie wiem co mam robić. Może ja jestem tylko tak cholernie przywiązana. Boję się spotkać, bo się boję, że coś pryśnie, że sobie nawyobrażałam o Nim nie wiadomo czego przez to, że już się prawie dwa miechy nie widzieliśmy, że będę czuła rozczarowanie.

Boję się, że będę się czuła źle - CZYLI STANDARD.

Pierwsze testy psychologiczne już za mną. Czekam na drugie i na konsultacje. Jeszcze trzy tygodnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie zaś nurtuje zazdrosc o partnera jak to mowi przysłowie "Nie ma milości bez zazdrości", ale takiej odrobiny i zdrowej, ktorej ja nie czuje.. Owszem partner nie daje mi jakis konkretnych dowodów do zazdrości ale kiedys czułam taka malutką która dodawała pikanterii a teraz ? pusto ani troszke.. czasem tylko sobie cos pomyśle i to wszystko aż często zle sie z tym czuje..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko za sprawą naszej podświadomości. Jeżeli wiecie, że to nerwica, a nadal nie opuszcza Was to, to właśnie podświadomość jest tego przyczyną. Przynajmniej ja tak uważam. Podświadomość jest jak ziemia, myśli to nasiona, plony to czyny. Ziemia przyjmie każde nasionko: nie zwraca uwagi czy to chwast czy róża. Nasze myśli są dla niej prawdziwe, każda myśl jest odbierana jako prawdę, co skutkuje w "plonach". Stąd ta niechęć do ukochanego, wątpliwości, strach i brak czułości. Podświadomość kieruje nami, naszymi czynami. Po tak długim czasie wpajania jej, że nie kochamy, że to nie to, podświadomość wydaje "owoce". Ona jest staerownikiem naszego życia, muusi tak reagować, bo uważa, że skoro tak myślimy to to jest słuszne. Dlatego przytulając się do ukochanej osoby czujemy, że nie powinniśmy tego robić. Przeczytałam po części "Potęgę podświadomości" Josepha Murphiego i otworzyło mi to oczy. Należy się odprężać i wmawiać sobie te dobre myśli, jak mantrę, np jedno zdanie przez 5 min " Jestem spokojna i radosna, bardzo go kocham". Podświadomość kiedy dostaje informacje (czyt. myśl) robi wszystko, żeby zrealizować to w naszym życiu. Myślimy, że nie kochamy, że nie chcemy, że nam się nie podoba - a co się dzieje w czasie spotkania? Tak, nie podoba nam się sweter, wkurza głos, nie interesują nas rozmowy ani pocałunki, bo przecieeż "nie chcemy". Podświadomość przyjęła to za prawde, chce to zrealizować. Poprzez powtarzanie pozytywnych rzeczy w końcu wpoimy jej to a i my będziemy wtedy szczęsliwsi. Spróbowałam już pierwszego dnia. Po przebudzeniu "wmawiałam" podświadomości same dobre rzeczy mimo, że nie czułam tego tak bezpośrednio( wiecie o czym mówię), bo przecież od 5 miesięcy mam w głowie coś co odpowiednio ukształtowało moją podświadomość, oczywiście z minusem dla mnie. Mówiłam sobie, że jestem szczęsliwa, spokojna, kocham go nad życie i tęsknię ( nadal miałam w głowie całe zło). Tego dnia, gdy zobaczyłam go i przytulałam się do niego, czułam się o niebo lepiej, wszystko dokuczało mi w dużo mniejszym stopniu. Drugiego dnia, znów nachodzą mnie zle myśli ale z całego serca wierze że to tylko podświadomosc, która probuje zrealizować to (poprzez niechęć) co jej wpoiłam. Czuję, że musze ustawić mój mózg na właściwe tory, choć wymaga to ode mnie dużego poświęcenia, bo przecież mam wrażenie ,że oszukuję samą siebie. Ale to właśnie podświadomość jest za to odpowiedzialna! Cały czas mi się wydaje że cos jest nie tak, nawet gdy się ciesze z jego uśmiechu to podświadomość zaprogramowana tylko na złe uczucia nie pozwala mi cieszyć się dłgo, bo przecież " Nie możesz się cieszyć". Podświadomość najlepiej programować rano i zaraz przed zaśnięciem, wtedy działa najlepiej. Odprężcie się, poczujcie się wolni i myślcie o dobrych rzeczach. Wyobrażajcie sobie jakbyście osiągneli cel, z najmniejszymi szczegółami. Wyobraźcie sobie jak stoicie przed ukochanym i mówicie , że kochacie, czujcie jego zapach, wzrok i chociażby ruch oczu. Wyobraźcie sobie, że mówicie, że chcecie być z nim i tylko z nim do końca życia, jak czujecie to wewnątrz. Wyobraźcie sobie jak on/ona się wtedy uśmiecha. Podświadomość będzie sukcesywnie doprowadzać Was ( nas) do celu, bo przecież już teraz jej się to udaje, zniechęca nas i wprowadza negatywne odczucia. Zmieńmy to na tą lepszą stronę!

Rozpisałam się ale mam nadzieję, że komuś to pomoże :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej hej, na nn lecze sie od 10 lat (nie chce nikogo straszyc, bylem zle leczony i przewleklem) bylo kilka atakow - znacie je na pewno, paniczny lęk, brak perspektyw, chęć ucieczki tylko nie ma dokąd, i tym podomne. Za kazdym razem w zwiazku z dziewczyna (teraz juz narzeczoną) (zreszta w poprzednim związku tez tak mialem) a to ze nie kocham, a to podoba mi sie kazda inna,zrobie jej krzywde i tak dalej, przerobilem juz wszyztkie mozliwe natrectwa ale zawsze najgorsze jest to ze nic nie czuje i jestem obojetny i wszystko robie na sile, wlasnie mam taki epizod z ogromnym lękiem. Jestem juz tak przyzwyczajony do nn ze poznaje ja tylko po lęku, mysli nawet przestale mi byc juz obce (nie moje) jak na początku. Czuje je jako wlasne, jedyne co je odróznia od innych to lęk. I tu male " pocieszenie", podobno lęk ( neurotyczny) jest objawem który pokazuje ze to co czujemy, myslimy a budzi to lęk, nie jest zgodne z naszymi przekonaniami i z naszą wolą. Czasem swiadomość tego pomaga, ale na pewno dobrze wiecie jak łatwo jest zaprzeczyc racjonalizacji (a co jesli to nie prawda?). Jestem na silnych lekach przeciwlękowych i lęk jest stlumiony, i tu paradoks, nie ma lęku wiec to co czuje (nie czuje) jest prawdą, po prostu jaja. Tak, jestem niedojżały, boje sie niezależności, odrzucenia, bliskości, samotnosci,odpowiedzialności, generalnie wszytkiego...na szęście moge wychodzic z domu. W grudniu się "wylączylem" emocjonalnie, po sytuacji ktora byla w sumie normalna a w moim chorym umysle urosla do niewiadomo czego i mnie "zablokowala" komplentnie, wszystko stało się obce, kobieta, mieszkanie, praca, wszystko co bylo moje, cieszylo mnie i bylo wazne, stracilo waznosc i jest mi zupelnie obojetne, oczywiscie to "dowód" na to ze nie kocham i nie chce z nią byc, :( no i jedziemy, rano lęk, do 5ciu godzin w lóżku bez ruchu, paraliż i wszystkie atrakcje. Niby na logike jest lęk wiec to nerwica, (i od razu myśl a może nie), ech, brak sił ale walcze. Uderzyłem przeciwdepresantami i zobaczymy jak to bedzie, powoli jakies tam emocje sie przebijaja ale do kobiety dalej blokada, nie wnosi to duzo do dyskusji ale musialem sie wyżalic,

 

Pozdrawiam i trzymajcie sie nerwusy, jesli idziecie przez piekło, to przynajmniej sie nie zatrzymujcie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam już siły żyć.

Rozumiem mechanizm, to, że się boje choć czasem wątpię czy się boje i z tego powodu odczuwam strach(?)

Los zsyła mi jakby specjalnie sytuacje które wszystko pogarszają, sprawiają że moje myślenie wzrasta o 200%,strach, analiza, sprawdzanie. Tak jakby Bóg chciał sprawdzić ile i co jeszcze wytrzymam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

afro_nowa, Nie poddawaj sie, taki pozytywny post ostatni, a tu dolek, walcz i nie przestawaj, wszyscy chyba tu walczą, jedni po cichu drudzy głośniej. Ja tez w dole ale nie odpuszcze, bedę walczył bo mam o co i to daje mi silę, ktoś tu często pisał ze dopuki walczysz jestes zwycięzcą. Ja dzisiaj odkryłem że przez całe życie uciekałem, od wszystkiego a przede wszystkim od odpowiedzialności za cokolwiek i wycofywałem sie gdy cel był bliski. Tym razem nie uciekne, mam wszystko o czym marzyłem (oprócz nn lęków i depresji :)) i pewnie podświadomość chce jak zwykle uciec ale ja nie chce. Bede walczyl choćbym mial sie po......ać a nawet wtedy posprzątam i walcze dalej. Nie ma poddawania sie, pamiętaj że to jest w tobie a nie w twojej drugiej połówce, jak uciekniesz to sie powtórzy. takie przemyślenia po dzisiejszym spacerze, leczysz sie? leki? terapia?

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety nie leczę sie, mam 17 lat ( pewnie sobie pomyślisz że w takim wieku to przesadzam, bo przecież tyle przede mną...) i rodzice nie chcą się zgodzić żeby mi jakoś pomóc. Mówią że sobie dobieram do głowy, zamiast życ tym co mam i nie przejmować się niczym, bo przecież niczego mi nie brakuje. Tylko takie słowa nic nie dają ale tego chyba nie muszę mówić. Walcze razem z moim chłopakiem od 5 miesięcy i jestem z tego dumna. Zawsze chciałam żeby był moim męzem(jestesmy ze sobą ponad 2 lata), nigdy nie chciałam być z kimś innym... Są dni dooobre, bardzo dobre ale jest przewaga tych złych. Dodatkowo paraliżuje mnie myśl, że pójde na studia, poznam kogoś, wszystko się rozpadnie, a ja nie chce go stracić co potęguje myśl że teraz powinnam to zakończyć skoro i tak nic z tego. A racjonalnie wiem, że wszystko jest w moich rękach, nie ma przypadku, nie ma :"co ma być to będzie", tylko jest to o czym sami zdecydujemy i o co zawalczymy.

Wiem, że to nerwica bo moje myśli zmieniają tor, gdy ledwo się jeden temat uspokoi. Myślałam o tym, że jestem lesbijką, przeszło mi, myśłałam o tym że go nie kocham, przeszło, nie chce brać z nim ślubu, przeszło, powinnam być z kolegą, przeszło, w takim razie powinnam być z innym, przeszło,znów lesbijka i tak w kółko. :hide:

Najgorsze jest w tym wszystkim że boje sie przytulenia itp, a skoro się boję to też nie chcę. Doszukałam się u mnie przeszłości która moglaby to spowodować ale kompletnie nic to nie dało. Ty też się trzymaj! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, absolutnie nie, na nerwice nie jest sie za mlodym :) ja mam nerwice całe życie, a to że tyle przed Tobą to na pewno.... cudownych chwil ze swoim facetem :) pomysl o leczeniu, samo przyszło ale samo nie przejdzie,nie bój sie psychiatry czy psychoterapeuty, wiem że stereotypy są silne ale to taki sam lekarz i rehabilitant jak np ortopeda i fizjoterapeuta, warto spróbować, poszukaj na necie opini o psychiatrach w swoim mieście i do roboty. Psychiatra może polecić terapeute, najważniejsze to coś z tym robić, im dłużej zwlekasz tym trudniej jest z tego wyjść, wiem coś o tym bo jestem specjalistą w zwlekaniu i odklładaniu i mam silne objawy na własne życzenie. Rodzicom sie za bardzo nie dziw bo kto tego nie przeszedł nie ma pojęcia jak to wygląda, myśle po wizycie u psychiatry inaczej bedą patrzeć na problem. Ile razy ja słyszałem, "nie chcesz o tym myślec to nie myśl" :) znam wszystkie objawy o których piszesz, ja to czasami nie moge wyjść z domu bo co jak ktoś mi sie bardziej spodoba. Super ze masz wsparcie w facecie, to ważne. Popatrz jakie nerwica podsówa absurdy, w jednym zdaniu piszemy, "nie chce go stracić ..... powinnam to zakończyć" :) to częste myślenie ( ja tak myśle setki razy dziennie) Co do szukania w przeszlosci to pewnie wiesz że są dwie szkoły, jedna zakłada analize przeszlości, druga w teraźniejszości i ewentualne korygowanie zachowań. Najważniejsze jednak jest to że samemu raczej sie tego nie zrobi. Nie chce też sugerować ani osądzać która jest lepsza, jednym pomaga jedna innym druga (ja akurat przerwałem pierwszą i zacząłem drugą) ale wiesz, jednym ogórki kiszone szkodzą a drugim poprawiaja nastrój wiec nie ma reguły.

Ruszaj do lekarza i na terapie, 5 miesięcy to niedługo wiec prognozy mogą być obiecujące, ja mam nn 32 lata wiec mam nadzieje że do 60tki sie z tego wygrzebie :)

Trzymaj sie i sie nie podawaj

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, co już robić :( Siedzę i cały czas myślę, może tak a może inaczej, może jednak, może.. Myślę i już wymiękam. Siedzę właśnie w pracy i nie mogę się skupić na najmniejszej najłatwiejszej sprawie i obowiązku. Miewałem już takie kiedyś stany ale były chwilowe i po kilku dniach mijało teraz jest inaczej, to trwa nieprzerwanie.. Myślę i mam łzy w oczach.. facet 31lat.. Wszystko było w porządku no może nie najlepszym ale jakoś dawałem sobie radę, byłem radosny i nie przejmowałem się zbytnio trudnościami bo większości z nich udawało mi się sprostać. Normalne podejście i normalne życie. Związki w których byłem jak już się kończyły zbyt nie przeżywałem, było przykro nie powiem i jakiś żal był. Od ostatniego związku minęło prawie 2 lata. I nagle pod koniec zeszłego roku coś się wydarzyło tzn. "spotkałem" Kobietę która "znam" od wielu lat i zawsze byliśmy tylko znajomymi jednak coś zaiskrzyło między nami tak o po prostu i zaczęliśmy się spotykać. Jednak po tych zaledwie kilku miesiącach ledwo żyję, ledwo jestem w stanie spać(po 2-4h) nie potrafię już przebywać sam bo.. myślę uporczywie i się boję. Zaczęło się to dziać po tym jak pierwszy raz Ona ze mną zerwała tzn oznajmiła mi, że nie powinniśmy się spotykać ot tak. Jednak się nie poddałem i pierwszy raz w życiu chciałem walczyć o kogoś. Udało mi się ją przekonać. Było dobrze przez dwa tygodnie po czym znowu mi oznajmiła, że lepiej abyśmy się nie spotykali.. znowu rozmowa i tłumaczenie pytanie dlaczego i w końcu odpowiedź "nie chcę Cie zranić". Jakoś przeszło jednak nie do końca, unikała mnie unikała rozmowy i spotkania. Ja zacząłem się bardzo mocno przejmować i stresować, doszło do tego, że przestałem sypiać i jeść bo nie mogę się przemóc do zjedzenia czegoś nie mam łaknienia a jak już się zmuszę do wypicia jogurtu to powstrzymuję się przed zwymiotowaniem..

W styczniu szukałem mieszkania i się w końcu przeprowadziłem, miała mi pomóc jednak po pierwszej wizycie u mnie w nowym mieszkaniu rozpłakała się i nie chciała mi powiedzieć czemu i tego nie rozumiałem. 3 dni później powiedziała, że nie powinniśmy.. tym razem już na serio.

Na nic nie zdały się moje tłumaczenia i prośby o jakieś uzasadnienie. Załamałem się. Cały czas myślałem i myślę nadal, to jest męczące..

Nie wytrzymałem po kilku dniach i poszedłem pełen obaw i wbrew "męskiej dumie" do psychoterapeutki i tam pękłem jak balon. Stwierdziła, że ogólne objawy są normalne(typowe ludzkie emocje) i po dłuższej rozmowie o doświadczeniach życiowych nakreśliła mi jak się okazała sedno sprawy. Za wszystko przepraszam i biorę do siebie, nawet jak nie jest to moja wina i obarczam się za wszystko co złe nawet jak jest to ewidentna wina innej osoby. Sam podczas tej sesji ją wielokrotnie przepraszałem na co mi zwróciła uwagę, przeprosiłem za zużycie chusteczki, za to że w takim jestem stanie, za to że nie wiedziałem, że za wizyty u niej płaci się przelewem a nie gotówką(pomimo tego iż powiedziała że zapomniała mi o tym powiedzieć i to jej wina).

Starałem się spotykać z znajomymi przyjaciółmi ale w ich obecności było mi źle i się męczę w towarzystwie co jeszcze bardziej mnie dobija.

W ostatnich dniach znowu jestem z tą dziewczyną odezwała się, zacząłem kolejną walkę, zeszliśmy się i zebrała się na odwagę powiedzieć co się z nią dzieje czego się boi i że boi się mojej reakcji na to co chce powiedzieć. Powiedziała, że ma nerwicę i się panicznie boi, mnie uczuć i wszystkiego co z tym związane i dlatego uciekała nie tyle ode mnie tylko od uczuć.. Porozmawialiśmy powiedziałem, że cieszę się z tego powodu że mi o tym powiedziała że nie ma czego się bać i że jak tylko będę umiał będę ją wspierał. Teraz rozmawia ze mną mówi mi o tym że "ścisnął" jej się żołądek że się denerwuje biorę to pod uwagę i staram się być na każdym roku delikatny, nie śpieszę się i okazuję zrozumienie.. jednak..

Ja nadal nie mogę się pozbyć tych moich myśli, które są w mojej głowie przybijają mnie uczucia których wcześniej nie miałem mam miliardy myśli z którymi już nie umiem sobie poradzić biję się z nimi boję się ich.. Myślałem że minie to ale nadal one są ze mną obawy i te przeklęte myśli.. Podziwiam, ją że miała odwagę sam też jej wiele powiedziałem ale ja boje się powiedzieć jej o tym co u mnie się dzieje w głowie.. strach mnie paraliżuje. Coraz bardziej.. coraz więcej obaw jak mam do niej zadzwonić odezwać spotkać to umieram.. Nie wiem już co robić, chce z nią być i wspierać i być dla niej, tylko jak(?) jak już sam siebie ledwo składam do kupy..

Los jest nieprzewidywalny i do 4liter :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Co by bylo gdybym..." to jeden z moich 'ulubionych' watkow. Temat przerabialam nie raz nie dwa, najgorzej bylo przed slubem - istna histeria, bo co jesli to nie ten i skad w ogole mam wiedziec ze go kocham. Ostatecznie jestesmy razem od kilku lat, mamy dzieci, a pytanie czy go kocham wraca znow. Myslalam ze mam to przerobione, uznalam za pewnik ze kocham, mimo ze czasem jak sie poklocimy to potrafi sie pojawic mysl ze to byl blad. Jednak ostatnio jestem w slabej kondycji psychicznej... natrectwa sie nasilaja, mysle o sobie bardzo zle, bardzo kiepsko sie czuje, uzalam sie nad soba strasznie i strasznie mnie wkurza moja niemoc ze nic nie umiem z tym zrobic. Ale do czego zmierzam. Przyjaciolka powiedziala ze przed rozwodem tez miala dreczace ja mysli, ze to nie ten, ze go nie kocha, ze nie chce z nim byc, ze ja obrzydza. Po rozwodzie minelo od razu, a trwalo to kilka lat i probowala udawac ze tych mysli nie ma.Zasugerowala ze moze mam ten sam problem, ze po prostu nie kocham mojego meza. I az mnie scisnelo w dolku, bo co jesli to prawda? Co jesli go nie kocham, jesli sie pomylilam i oszukuje nas oboje? Tez mialam kiedys mysl ze moj maz jest okropny, tez czesto sie klocimy, ze czasem czuje sie samotna i niedoceniana. I przede wszystkim ze nie jestem szczesliwa. I choc do tej pory myslalam ze po prostu nie umiem byc szczesliwa, bo jestem pesymistka i ciagle doszukuje sie we wszystkim negatywow i mam ogromny problem z samoakceptacja, to mimo tego znow zakielkowala mysl ze moze go nie kocham, moze on jest zrodlem wszystkich moich problemow, mysli i zlych emocji - a wlasciwie nie on, a moja sytuacja i to malzenstwo. Z jednej strony walka czy go kocham, a z drugiej na mysl o rozstaniu czuje az mdlosci i panike - i tu znow mysli ze moze po prostu boje sie rozstania i zaczynania od nowa, a nie ze to milosc. Jak tylko znajde jakis pozytyw pojawia sie kilka negatywow. Juz sama nie wie co jest prawda a co nn :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amandia, kochana skoro uwazasz, ze ta mysl jest dręcząca..to jak moze byc prawdziwa? Mysle, ze duzo w Tobie zaległej wscieklosci na rodziców i dokonujesz przeniesienia na męża...ja jestem w terapii od 3 lat...tez borykam sie z ta mysla 'kocham nie kocham'...terapuetka podsumowała..skoro wiem, ze moj mąż to dobry czlowiek, nie krzywdzi mnie, wspiera mnie....a ja i tak czuje na niego wkurwa i obwiniam go o całym moj stan...to to jest ewidentnie problem z dziecinstwa...reagujemy emocjami z przeszlosci na terazniejszosc. Sporobuj moze terapii. A co do kolezanki...czy ona tez miała zdiagnozowana nn? ;) Zazwyczaj u stablinych emocjoinalnie osob mysli o nietrafnej decyzji nie wywoluja mega lęku, mdlosci, paniki, braku checi do zycia....po prostu stwierdzaja fakt i tyle.

 

-- 17 mar 2014, 19:48 --

 

pamietaj, ze problem tkwi w Tobie, nie w Męzu...on absolutnie nic nie ma wspolnego z tych co sie dzieje w Twoim srodku.Zmienisz meza...problem znow powroci....chcesz uciekac...ale jak uciekniesz od siebie? To sie bedzie wlokło za Toba, dopoki siebie w srodku nie poukladasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolezanka nie ma nn, ale tez twierdzi ze bala sie mysli ze nie kocha faceta z ktorym jest. Docieralo to do niej jakis czas, najpierw z tym walczyla bo chciala ratowac zwiazek, nie dopuszczala tej mysli, a potem jak odeszla poczula ulge. Ta mysl, ten niepokoj minal.

 

Ja wiem ze to nn, borykam sie od lat. I wiem ze we mnie jest problem, mam dramatycznie niska samoocene, komleksy - rowniez z powodu nn, ktora czesto utrudnia mi zycie (po prostu czuje sie gorsza). Moi rodzice sa w porzadku, nie mam pojecia jakie bledy mogli popelnic, bo mialan dobre dziecinstwo. Faktem jest jednak ze nie jestem od nich do konca odseparowana, jestesmy mocno zwiazani emocjonalnie (ja z nimi wlasciwie). Do tego mam straszne problemy nawiazywaniem znajomosci, jestem raczej domatorka.

 

Z mezem to jest tak, ze nn mocno nasililo mi sie w czasie trwania zwiazku, jeszcze przed slubem. Jak zaplanowalismy slub zaczely sie mysli czy go kocham? A jesli tak to skad wiem ze to milosc? Jak to poznac? Skad wiedziec ze to ten? Oczekiwalam pieknej, filmowej milosci. Czas przed slubem byl naprawde stasznym okresem, potem odczulam tylko ulge ze juz po.

Pozniej jeszcze czasem nachodzily mnie te mysli m.in. jak zaczelismy strac sie o dziecko. Pozniej znow spokoj na jakies 3 lata i teraz znow.

Zaczelo sie od tego ze kiedys w jakiejs intymnej chwili pomyslalam sobie 'o jej... to moj maz...' w sensie ze juz tak na zawsze... do tego znajme uczucie sciskania w dolku i mdlosci. Od razu uznalam ze moze maz mnie obrzydza i to dlatego. Potem znow mysli ze mnie nie pociaga, ze go nie kocham, ani on mnie. No i znow mysli ze jestem beznadziejna, znow boje sie ze go nie kocham, a jednoczesnie mysli ze moze faktycznie tak jest. Ze po prostu go nie kocham... i ciagla hustawka skad mam to wiedziec

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×