Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę o pomoc, nie wiem co robić


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich,

weszłam na to forum ponieważ nie potrafię już sama poradzić sobie ze swoją sytuacją, to długa i skomplikowana historia, zapewne jak każda tutaj, jednak nie daję już sobie rady z tym sama i bardzo chcę coś zrobić ze swoim życiem, jednak nie wiem od czego zacząć i do kogo zwrócić się o pomoc. To bardzo krępujące i sam fakt że o tym teraz piszę publicznie jest dla mnie ogromną zmianą. Mój problem dotyczy alkoholu, jeśli jest ktoś kto mógłby mi doradzić od czego zacząć i jak sobie z tym poradzić proszę o kontakt.

Od dłuższego już czasu zaglądam na podobne strony, czytam historie ludzi, którzy przechodzili przez to, przez co ja teraz przechodzę. Uświadomienie sobie faktu, że mam jakiś problem, z którym sobie nie radzę zajęło mi bardzo dużo czasu. Zawsze myślałam, że wszystko mam pod kontrolą, a to co robię robię tylko po to, żeby się rozluźnić i nie myśleć za dużo, albo po prostu, żeby móc zasnąć w nocy. Teraz wiem, że tak nie jest.

Postanowiłam nie czekać już i poszukać pomocy. Wydaje mi się że to co dzieję się teraz w moim życiu ma źródło w mojej przeszłości tej dalszej i bliższej. Choć może jest to tylko tłumaczenie siebie.

Zacznę od początku. Wychowałam się w niepełnej rodzinie. Moja mama przez kilkanaście lat żyła z ojcem, który był alkoholikiem i to życie było z tego co wiem koszmarem. Ojciec pił, nie wracał całymi tygodniami, potem przychodził przepraszał, obiecywał, że się zmieni. A mama mu wybaczała.. Ja pojawiłam się na świecie dość późno, moja siostra była już prawie dorosła a ja byłam raczej „nieplanowaną” niespodzianką. Podobno mój ojciec był bardzo szczęśliwy i po moim urodzeniu zaczął chodzić na terapię, chciał coś zrobić z tym. Ale pojawiły się problemy z pracą wyjechał więc do Niemiec na kilka miesięcy.. Już nie wrócił. Miałam wtedy 3 latka, nie pamiętałam go. Całe dzieciństwo spędziłam z mamą która dzień w dzień czekała..na list od niego, na to że da znak, że wróci. Mama była cudowna starała się dać mi wszystko, żebym nie czułą się gorsza..ale czułam się zawsze. W szkole na podwórku.. Tak jakoś podświadomie. Wychowałam się w małym miasteczku gdzie wszyscy się znają. Pamiętam jak kiedyś ..miałam może 7 lat szłam do sklepu i sąsiadku zatrzymały mnie i spytały „jak tam tatuś? Nie odzywa się? Pije jeszcze?”. Głupie bezmyślne baby... Nie lubiłam wychodzić do ludzi, wydawało mi się że wszyscy widzą po mnie, że mój ojciec pije i że to w dodatku moja wina. Obwiniałam się za to co zrobił mnie a zwłaszcza mamie. Ja nawet za nim nie tęskniłam, jak można tęsknić za obcym człowiekiem. Gdy dorosłam postanowiłam sobie, że dość tego.. i zaczęłam żyć w miarę normalnie. Przestałam czuć się nikim. Ale też wtedy go znienawidziłam chyba. Modliłam się codziennie o to, żeby on tylko nigdy nie wrócił. Żeby tylko o nim zapomnieć, żeby się znów nie wstydzić i nie wpaść w ten stan. Poszłam na studia, poznałam mojego przyszłego męża..I było dobrze, pierwszy raz w życiu czułam się potrzebna, bezpieczna.. Długo to nie trwało. Pewnego razu gdy przyjechałam na weekend do domu dowiedziałam się, że ojciec napisał list. Po 20 latach.. Pisał że jest chory, jest w jakimś ośrodku, od dawna nie pije i że chciałby wrócić do nas, To długa historia w każdym razie-czego nie mogłam pojąć mama się w końcu zgodziła. Pewnie było to dla niej bardzo trudne też, nie rozumiałam wtedy tego. Przez jakiś czas nie byłam w stanie przyjechać tam, ale w końcu spróbowałam. Nie wiedziałam jak się zachowam, gdy go zobaczę.. Okazało się że poryczałam się jak dziecko. On też. Zresztą do dziś mam łzy w oczach gdy to wspominam.

Mieszkał u nas kilka miesięcy. Nagle pewnego dnia dostałam z domu telefon że nagle zmarł. Po prostu się położył i sobie zasnął. Nie zdążyłam mu powiedzieć że mu wybaczyłam i że go kocham, mimo, że przez niego nigdy nie byłam i nie będę normalna.

Potem z kolei wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie..moja córeczka. Dość wcześnie ale jest to jedyne czego w życiu nie żałuję. Musiałam na jakis czas przerwać studia. Wróciłam do domu. Ojciec mojego dziecka mówił że się cieszy że nigdy nas nie zostawi itd. Wiedział jaką miałam przeszłość i jak marzę o normalnym pełnym domu. Tu tez nie chce wchodzić w szczegóły. Po roku zostawił nas. Zostałam bez pracy, z przerwanymi studiami i małym dzieckiem. Byłam przerażona i załamana. Nie tak planowałam życie, ale też miałam świadomość, że to tylko i wyłącznie były moje decyzje za które teraz płacę. Wtedy zaczęłam mieć problemy. Najpierw ze sobą .Potrafiłam pół dnia leżeć w łóżku, nie wstawać, nie czesać się..a przecież miałam malutką córeczkę. Na szczęście moja mama w porę to zauważyła i mi pomogła. Pomogła w tym znaczeniu, że powiedziała mi, że dam sobie rade, że będzie dobrze, Choć wiem jak ją to bolało, że powtarzam jej los. Że też zostałam sama. Gdy Wiktoria miała 1,5 roku i zaczynałam się dźwigać jakoś i planować życie.. Mama zachorowała. Miała guza trzustki. Dwa miesiące mieszkałam w szpitalu, operacje, przerzuty totalna masakra. Bardzo cierpiała, tak chciała żyć, tak walczyła. Ale pewnego dnia gdy siedziałam przy jej łóżku, wzięła mnie za rękę i zapytała..”Anusiu kiedy to się skończy?”. Powiedziałam jej wtedy, że dam sobie rade, że może już iść. Zmarła dwa dni później.

Nie wiem co było dalej. Jakoś minęło od tego czasu już 3,5 roku. Jakoś żyję. Ale od wtedy.. zaczęłam sobie pomagać radzić z problemami. A raczej o nich zapominać. Coraz częściej alkoholem. To nigdy nie było i nie jest tak, że piłam przy dziecku, czy w ciągu dnia, czy upijałam się tak, że nie wiedziałam co robię. Po prostu całymi dniami byłam i jestem sama. Nie mam z nikim kontaktu, czasami chciałoby się po prostu pogadać z kimś. Siadałam wieczorami w tym pustym pokoju i..poprawiałam sobie nastrój. Bez tego bym nie zasnęła chyba. I nikt nic nie widział i nie wie do dziś. NIKT. Sama tez długo nie widziałam, potem zaczęłam sobie mówić, przecież nic się nie dzieje, jak będę chciała przestanę, przecież inni piją więcej. Długo tak było. Być może rzeczywiście nie jest aż tak źle ale mam poczucie, że bez tego nie dałabym rady., A to już chyba jakiś zły sygnał. Być może starczy mi sił żeby przestać, a być może nie ma takiej potrzeby. Sama już nie wiem. Ale czasami budzę się rano i myślę tylko o tym żeby dzień się skończył. Żeby był wieczór, mała zasnęła, a ja będę mogła.. sobie lekko odpłynąć. Chciałabym umieć napić się czegoś czasami, tak dla siebie a nie dlatego, że muszę. Chciałabym móc z kimś o tym porozmawiać, z kimś kto jest w stanie to zrozumieć a to może chyba jedynie osoba, która miała podobny problem.To chyba tyle jak na razie. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i proszę o wsparcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama, bez pomocy specjalisty sobie nie pomożesz. Idź na terapię, bo skrzywdzisz bardzo swoje dziecko. Nie kwestionuję Twojego trudnego dzieciństwa, ale miałaś to szczęście nie mieszkać w jednym domu z alkoholikiem. A ona może nigdy nie wybaczyć Ci tego, że schrzanisz jej dzieciństwo i całe późniejsze dorosłe życie, że też będzie musiała szukać pomocy u specjalisty, lub zwyczajnie będzie cierpiała, bo nigdy się na to nie odważy. A jeszcze później tego, że przez swoje przejścia sama zaczęła pić, lub wyszła za alkoholika.

 

Dobrze, że uświadomiłaś sobie swój problem. Teraz musisz coś z tym zrobić. A jeśli myślisz, że uda Ci się samej, lub z pomocą forum to bardzo się mylisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Problem alkoholowy u kobiet przestaje być powoli tematem tabu, chociaż nadal mentalność ludzi każe bardziej akceptować obraz "alkoholika mężczyzny". Społeczeństwu trudno rozgrzeszyć kobietę z tego, że pije. Poza tym, kobiety częściej piją w samotności, na poprawę humoru i traktują kieliszek trunku jako sposób na walkę z szarością dnia codziennego lub rozprawienie się z kłopotami, z czasem tracąc kontrolę nad ilością spożywanego alkoholu. Szybciej się uzależniają. Alkohol nie jest jednak panaceum na kłopoty. W perspektywie krótkofalowej poprawia nastrój, ale potem człowiek budzi się z bolącą głową i kacem moralnym, "zdołowany", że nie znajduje konstruktywniejszej metody poradzenia sobie z trudnościami. Kształtuje się mechanizm błędnego koła: kłopot - alkohol - poczucie winy - i znowu alkohol dla zagłuszenia wyrzutów sumienia.

 

Anna288, nie możesz zamykać się w czterech ścianach ze swoimi problemami. W trudnych momentach niecenionym źródłem wsparcia są bliscy, znajomi, przyjaciele. W samotności kontemplujesz jedynie porażki i utwierdzasz się niepotrzebnie w beznadziejności świata. Niewątpliwie na twoje problemy miała wpływ trudna sytuacja rodzinna - alkoholizm ojca, potem jego odejście, samotne rodzicielstwo matki, śmierć matki, porzucenie przez partnera i twoje zmaganie się z trudem wychowania córeczki. Zostałaś bardzo doświadczona przez los. Ale te trudne doświadczenia można przekuć w siłę. Z tego, co piszesz wynika, że jesteś rozsądną kobietą. Ważne, że masz świadomość swoich problemów z alkoholem. Wcześniejsi autorzy postów mają rację - sama sobie nie poradzisz, musisz przyznać, że masz problem z alkoholem i zacząć walczyć dla siebie i dziecka. Masz dla kogo żyć i z kim czerpać radość z każdego dnia. Wyjdź z Wiktorią na spacer. Zrób sobie makijaż. Nagródź się za to, jaką silną kobietą jesteś.

 

Oczywiście, komentarze na forum nie "uzdrowią twojego życia". Musisz porozmawiać z kimś o swoich problemach. Możesz skorzystać z telefonów zaufania, np.:

 

- Telefon Zaufania dla Osób z Problemem Alkoholowym - tel. 32 267-56-56

- Telefon Zaufania "Centrum Trzeźwości" - tel. 59 841 46 05

 

Radzę również udać się na wizytę do psychologa, który doradzi najlepszy sposób wsparcia lub terapię. Najlepiej wyjść do ludzi, by nie czuć się samotnym. Być może rozwiązaniem twoich problemów byłoby udanie się na spotkania DDA. Więcej na temat problemu alkoholowego i DDA możesz przeczytać tutaj:

http://portal.abczdrowie.pl/dorosle-dzieci-alkoholikow

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-alkoholu

http://portal.abczdrowie.pl/12-krokow-alkoholika

http://portal.abczdrowie.pl/wspoluzaleznienie

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również swoje pytanie kieruję do psychologa, lekarza lub też do kogoś z Was, kto potrafi udzielic odpowiedzi, z góry serdeczne dzięki!

 

Mam pytanie,ponieważ trapi mnie ono i nie do końca wiem, czy dobrze postępuję.

Bylam na 3 z kolei wizycie u mojej pani psycholog. W rozmowie ze mną starała się delikatnie wytłumaczyć, że powinnam brać jakieś leki. Na co ja, że absolutnie, że mam do nich zły stosunek itp. Męczyła mnie pytaniami dlaczego mam zły stosunek.. ale nie ważne

Tłumaczyła, że są jakieś leki - antydepresanty, które w ogóle nie mają skutków ubocznych i nie czuję się po nich niby różnicy jakiejś..

ponoć nie uzależniają i nie mają wpływu na życie codzienne.

Bardzo was proszę o szybką odpowiedź...

Nie wiem nawet co to sa antydepresanty , ponieważ jestem świeżak... Nie chce mi się wierzyć, że takowe leki nie mają wpływu na życie codzienne.

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Leki przeciwdepresyjne, czyli tymoleptyki, można podzielić na kilka grup:

 

- Inhibitory monoaminooksydazy (IMAO) - coraz rzadziej stosowane ze względu na to, że wywołują interakcje z innymi lekami i powodują liczne działania niepożądane:

moklobemid;

 

- Trójcykliczne leki przeciwdepresyjne (TLPD) - leki z tej grupy powoli tracą na znaczeniu w polskim lecznictwie i zaniechano produkcji wielu z nich. O wiele bardziej skuteczne w epizodach depresyjnych o ciężkim nasileniu, w depresji lekoopornej, aniżeli leki nowszej generacji - SSRI. Niedogodnością są natomiast bardziej dotkliwe skutki uboczne.

klomipramina;

doksepina;

amitryptylina;

imipramina;

 

Selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI) - tak zwane leki przeciwdepresyjne III generacji. Działania niepożądane występuje rzadziej, są słabsze i na ogół słabną lub mijają w miarę kontynuacji kuracji. Leki te nie powodują uzależnienia fizycznego, ani psychicznego, aczkolwiek należy odstawiać je stopniowo.

fluoksetyna;

fluwoksamina;

paroksetyna;

sertralina;

citalopram;

escitalopram;

 

- Inhibitory wychwytu zwrotnego noradrenaliny i serotoniny (SNRI)

wenlafaksyna;

milnacipran;

duloksetyna;

 

- Inhibitory wychwytu zwrotnego noradrenaliny i dopaminy (NDRI)

bupropion;

 

- Inne

mianseryna

trazodon

mirtazapina

tianeptyna

 

etc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od strony praktycznej wygląda to tak, że osobiście żażywałem większość wyżej wymienionych leków. Z lepszym lub gorszym skutkiem. Nie uzależniłem się od żadnego z nich, bez problemu je odstawiłem, nie zmieniły mi osobowości, nie zryły pod beretem. Zatem nie jest źle. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ona_22, Leki antydepresyjne jak sama nazwa wskazuje leczą depresję. Ich działaniem ubocznym jest działanie przeciwlękowe i uspokajające lub pobudzające. Leki te nie uzależniają w taki sposób jak narkotyki czy leki typowo uspokajające, ale ich odstawienie wiąże się zazwyczaj z pewnymi nieprzyjemnymi odczuciami. Nie do końca jest jednak prawdą ,że zupełnie nie poczujesz żadnej różnicy. Szczególnie początkowy okres przyjmowania może być nieprzyjemny. Ale jest to sprawa bardzo indywidualna bo na każdego inaczej inaczej działają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyjęło się, że ewentualne skutki uboczne w początkowym okresie kuracji utrzymują się do 3 tygodni i później mijają. Problem stanowi wzmożona senność, albo wręcz ospałość lub nadpobudliwość - w zależności o jakim leku mowa. Występują również zaburzenia seksualne (obniżenie lub brak libido, anhedonia seksualna, impotencja u mężczyzn), a po długotrwałym stosowaniu SSRI może się pojawić PSSD - Post SSRI sexual dysfunction. Reszta jest zdecydowanie na plus. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oho :D reszta.. martwić może to , co pisałes na początku :P

a tak na poważnei to ja obawiam się pewnego rodzaju otepienia czy coś... że ludzie w otoczeniu już całkiem będa zauważać ze coś ze mną nie tak...

Moja psycholog mnie przekonuje,ale.. postawiłam sobie mur,którego raczej nie przebije :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich,

Mam do Was ogromną prośbę, mianowicie od ok 5 lat borykam się z pewnym problemem. Zaczęło się od tego, że pewnego dnia pojawiły mi się dziwne plamki przed oczami. Nie zygzaki jak przy migrenie, tylko takie mętne, nieruchome,kolorowe plamy. Towarzyszyło im zmęczenie i ogólne osłabienie. Później doszły duszności, drętwienie kończyn, a raczej uczucie jakby chodziły po mnie mrówki. Cały czas mam powiększone węzły chłonne. I tak zaczęła się moja przygoda z lekarzami. Miałam już TK głowy, MRI, prześwietlenie kręgosłupa szyjnego, badane hormony, dno, ciśnienie oka, badanie na boreliozę, dopplera tętnic, prześwietlenie płuc, wizytę u laryngologa, OB, badanie moczu itd... Mój lekarz rozkłada ręce, sugerując, że to nerwica, którą niezaprzeczalnie mam ale podejrzewam, że głównie przez to co się ze mną dzieje. Ostatnio koleżanka zapytała mnie czy przypadkiem nie mam problemów ginekologicznych. Rzeczywiście mam, cytologia zawsze na 3, po lekach spada do 2. Często odczuwam "tam" swędzenie i pieczenie. Nigdy nie łączyłam tych objawów ze sobą, ale często mam zajady, popękane dziąsła, swędzą mnie oczy, rano zawsze mam kaszel, suchość w jamie ustnej przez cały dzień, odkrztuszam dziwną wydzielinę, czasem pojawiają się na całym ciele pojedyncze krostki, które po zdrapaniu robią się szkliste...Dodam, że wypadają mi włosy i rozwarstwiają mi się płytki paznokci. Odczuwam też "chlupanie" w uszach, szumy. Proszę, podpowiedzcie czy to może nie nerwica a np. kandydoza? mam już dosyć włóczenia się po lekarzach, którzy wysyłają mnie do psychologa, co nic nie daje bo są dni kiedy czuję się fatalnie. Liczę na Waszą pomoc. P.S. Wczoraj odebrałam wyniki badań moczu i krwi. CRP wyszło mi znacznie ponad normę, bo az 11,5 a w moczu jest dużo bakterii. Jeśli ktoś chce napisać, mój mail : evoola@wp.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia, byłam dziś u lekarza. Osłuchał mi płuca, przejrzał prześwietlenie sprzed roku, zajrzał w gardło, zadał parę pytań i stwierdził, że to na pewno nie kandydoza bo w wynikach krwi i moczu nic nie widać. Stwierdził, że to tylko miejscowe zakażenia spowodowane spadkiem odporności... Załamka jeszcze większa bo dalej nie wiem co mi jest. Rzeczywiście zostaje mi tylko psychiatra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

evoola, a co powinno widać w wynikach krwi i moczu. ja miałam robione te podstawowe badania w czerwcu, wszystko ok. A język biały masz ? Jakie miejscowe zakażenie, tyle róznych objawów?

Swoją drogą, co zrobisz dalej ? Ja na razie nic w tym temacie nie robię. Ciekawa jestem ile te badania na candidię kosztują, chodzi mi o posiew krwi ? Nie orientowałam się. A Ty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaczęło się od tego, że pewnego dnia pojawiły mi się dziwne plamki przed oczami. Cały czas mam powiększone węzły chłonne.

cytologia zawsze na 3, po lekach spada do 2. Często odczuwam "tam" swędzenie i pieczenie. Nigdy nie łączyłam tych objawów ze sobą, ale często mam zajady, popękane dziąsła, swędzą mnie oczy, rano zawsze mam kaszel, suchość w jamie ustnej przez cały dzień, odkrztuszam dziwną wydzielinę, czasem pojawiają się na całym ciele pojedyncze krostki, które po zdrapaniu robią się szkliste...Dodam, że wypadają mi włosy i rozwarstwiają mi się płytki paznokci. Odczuwam też "chlupanie" w uszach, szumy.Wczoraj odebrałam wyniki badań moczu i krwi. CRP wyszło mi znacznie ponad normę, bo az 11,5 a w moczu jest dużo bakterii.

to nie są objawy nerwicy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia, no właśnie nie do końca wiem jakie te wyniki powinny być. Lekarz powiedział, że crp na poziome 10,5 (takie mam) nic nie oznacza, że to równie dobrze może być próchnica, że w przypadku poważnych zakażeń jest to wynik na poziomie 50 i więcej a i to nie musi oznaczać nić strasznego. Sprawdzał białe płytki we krwi i czy jest białko w moczu, to tyle co mi powiedział na ten temat. Języka białego nie mam, tzn. normalny nalot, jak zawsze, z resztą popalam papierochy i piję kawę więc nie jest to miarodajne. Miejscowe zakażenia mam w pochwie, swędzi jak cholera i jestem tam, jakby to powiedzieć lekko spuchnięta? Smaruję clotrimazolum i schodzi na jakiś czas, ale ginekolog oprócz dodatkowej cytologii nic więcej nie zleca. Z tego co wiem posiew drogi nie jest, ale konkretów nie znam:( No i przepisał mi zyrtec, stwierdził, że warto wykluczyć alergię...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

evoola, Hmmm, wejdź na wątek o kandydozie, tam może się coś dowiesz, bo ja nie bardzo się orientuję, a nie chce Ci głupot jakiś pisać. Na forum jest jedna osoba, którą można nazwać ekspertką od kandydozy, bo sama ją ma. Powiem Ci, że ja się boję, nie chce tego mieć. Objawy to ja mam zupełnie inne niż Ty, oprócz zmęczenia i senności, ta senność jest dla mnie najgorsza. Powodzenia. Pisz, co tam nowego u Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam:-) jestem tu nowa. Potrzebuje pomocy. Może ktoś doradzi co jest ze mną nie tak. Tak więc...moim mankamentem jest to ze często za dużo mówię, w sesję ktoś mi się pyta co słychać u mojego przyjaciela, ja nie potrafię powiedzieć " niewiem" tylko obrazu wszystko mówię łącznie z tajemnicami. Ale to nie tylko chodzi ze ja o kimś tak mówię, o sobie o moim związku itp. Nie ma znaczenia czy to przyjaciel czy nie powiem o sobie wszystko i wszystkim. Nawet swoje tajemnicę potrafię bezwiednie powiedzieć. Potem się dziwię ze ludzie mnie nie lubią itp. Nie potrafię kłamać jeśli coś wiem i co niektórzy to wykorzystują bo wiedzą ze ja wszystko wypaplam. Nie potrafię się bronić przed ludźmi, (jeśli ktoś mnie obwini o coś nie wybornie się, tylko przytakne ze to moja wina). Straciłam niedawno jedyną przyjaciółkę ponieważ powiedziałam coś komuś co może jej zaszkodzić (tylko ja nawet nie pamiętam kiedy). Wcześniej straciła bym narzeczonego przez takie coś :-( jestem zbyt latwowierna do ludzi uważam każdego za przyjaciela. Tak więc proszę o jakąś odpowiedź. :nono: bo nie wiem czy w mojej głowie jest coś nie tak, czy porostu jestem zwykła chamska k****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam:-) jestem tu nowa. Potrzebuje pomocy. Może ktoś doradzi co jest ze mną nie tak. Tak więc...moim mankamentem jest to ze często za dużo mówię, w sesję ktoś mi się pyta co słychać u mojego przyjaciela, ja nie potrafię powiedzieć " niewiem" tylko obrazu wszystko mówię łącznie z tajemnicami. Ale to nie tylko chodzi ze ja o kimś tak mówię, o sobie o moim związku itp. Nie ma znaczenia czy to przyjaciel czy nie powiem o sobie wszystko i wszystkim. Nawet swoje tajemnicę potrafię bezwiednie powiedzieć. Potem się dziwię ze ludzie mnie nie lubią itp. Nie potrafię kłamać jeśli coś wiem i co niektórzy to wykorzystują bo wiedzą ze ja wszystko wypaplam. Nie potrafię się bronić przed ludźmi, (jeśli ktoś mnie obwini o coś nie wybornie się, tylko przytakne ze to moja wina). Straciłam niedawno jedyną przyjaciółkę ponieważ powiedziałam coś komuś co może jej zaszkodzić (tylko ja nawet nie pamiętam kiedy). Wcześniej straciła bym narzeczonego przez takie coś :-( jestem zbyt latwowierna do ludzi uważam każdego za przyjaciela. Tak więc proszę o jakąś odpowiedź. :nono: bo nie wiem czy w mojej głowie jest coś nie tak, czy porostu jestem zwykła chamska k****

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×