Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

zielona miętowa, nie trzymam się wcale.

Wahania mają taką siłę, jak tsunami.

Dzisiaj po kłótni z K miałam ochotę wsiąść w samochód i jechać do szczecina do mamy, bo ona chwilowo tam siedzi. I bym pojechała, ale nie dał mi wyjść z domu.

Jestem roztrzaskana na kawałki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, jest coś co można dla Ciebie zrobić? Czego Ci trzeba, jakbyś miała np spojrzeć z perspektywy na swoje ostatnie dni, tygodnie, patrząc jakby poprzez, ponad wahaniami, ignorując je to czego potrzebujesz żeby się uspokoiło i polepszyło?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie ma już nic :( odwyk się nie udał, to już koniec jest, myśli o śmierci mnie nie opuszczają, nikt nie chce mi pomóc, nikt nie widzi problemu, czyli pewnie to tylko moje urojenia, że coś mi jest, znowu targnę się na życie, wiem to, wiem tez, że mi się nie uda zabić, bo wcale nie chcę, żeby mi się udało, ale muszę to zrobić, muszę powtórzyć ten cykl, jestem na to skazana :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nowym użytkownikom też trzeba pomagać, tak samo jak 'starym' bywalcom. uszanuj to, nie jesteś tutaj jedyna

 

trochę tak jakby border bordera zrozumieć nie mógł :roll:

rosemary, zielona miętowa - nie mam pojęcia, co mogłoby mi pomóc, kiedy jest tak źle; mam nadzieję, że ten dzienny coś da, bo jestem nie do zniesienia, co zapewne nawet na forum jest odczuwalne (tak jak pisanka zauważyła ;) )

 

Dwa dni pod rząd, wczoraj i dziś wybrałam się do stajni.

Obcowanie z moim koniem bardzo mi pomaga, nie wiem czemu zapomniałam, jak bardzo.

Można powiedzieć, że zrelaksowałam się pierwszy raz od bardzo długiego czasu. Normalnie, zdrowo i nie robiąc nikomu krzywdy.

Dzisiaj wstałam w paskudnym nastroju i już miałam nie jechać, ale jakoś się przemogłam. Co prawda wszystko pozamarzane, więc tylko wyczyściłam wstręciucha i pojechaliśmy na spokojny spacerek, ale i tak czuję, że gdybym nie pojechała byłoby teraz ze mną o wiele gorzej.

Paskudnie spałam, właściwie prawie nie spałam, tylko się walałam po łóżku, pociłam i wkur8wiałam.

Muszę porozmawiać z psychiatrą, mam dość ciągłego przymusu ruchu i gonitw myśli, bo się wykończę.

 

Przepraszam za fochy, ale ostatnio mi chyba jakieś spięcia w mózgu poszły, bo fiksacja była nie z tej ziemi, we wszystkie kierunki.

 

jamnik - my chcemy pomóc! Co się konkretnie stało?

Nie ma sensu powtarzać wszystkiego od początku, każdy odwyk to kolejny schodek, niektórzy mają więcej niż jeden do pokonania, to nic dziwnego. *tuli mocno*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

chojrakowa, po prostu całe lata leczyłam się na bpd, ale też się chyba uzależniłam, wylądowałam na odwyku. zaraz po odwyku zaćpałam, chociaż pić nie piję (na razie). nie mam już pojęcia, co się bierze z bpd, co z uzależnienia. boję się, że to tylko uzależnienie, ze nie mam bpd. mam niesamowity głód, ale nie taki, że mam ochotę na browara. ja mam ochotę zapić się na śmierć albo zaćpać albo pociąć. wyobrażacie sobie, jakie napięcie czuje. terapeuci tłumaczą mi, że to tylko zwykły głód. serio? ja przed terapią nie miałam ochoty wyłoić naraz litra wódy i popić nią masę leków (choć nie mówię, ze się nie zdarzało). boję się, że już nie ma dla mnie ratunku, najśmieszniejsze jest to, że terapeuci i lekarze bagatelizują mój problem. wiem, że generalnie to nie chcę umierać tak 24h/dobę, po prostu rządzi mną ten impuls, ale on jest silniejszy ode mnie!! czy to naprawdę tylko uzależnienie, zwykły głód?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jamnik, pachnie raczej jak uzależniony border, przynajmniej dla mnie.

Zmień ośrodek, wejdź im na głowę. Ile masz lat?

Jeżeli sobie nie radzisz, idź do szpitala i siedź ile się da.

Terapeuta Ci nie pasuje? ZGŁASZASZ i mają zasrany obowiązek to zmienić.

Kochanie, wiem, ze ty też chcesz gdzieś w głębi żyć normalnie.

Normalność to złoto, ale trzeba na to zapracować.

Nie napiłaś się - SUPER, jestem dumna. Pierwszy krok za tobą.

Jutro musi być lepiej.

 

Zastanów się też dlaczego chcesz zrobić sobie krzywdę?

Na poważnie.

Chcesz się ukarać? Za co?

Pogadaj szczerze sama ze sobą, to wiele daje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszę o tym samym w 2 wątkach, bez sensu :/

ośrodka chyba nie zmienię i terapeutów też, bo wydaje mi się, że nie w tym rzecz. ja odrzucam wszelką pomoc jakakolwiek by nie była. każda nie wydaje mi się być adekwatna. więc pójdę do innego ośrodka i pewnie będzie to samo. ostatnio usłyszałam, że nie wykazuje cech borderline (!), po prostu jestem uzależniona. takie jest podejście w ośrodkach odwykowych, co złe to uzależnienie. nie wiem czy tak jest wszędzie, ale pewnie tak.

do szpitala nie pójdę, nigdy nie była w psychiatryku i lekarze nigdy nie chcieli mnie tam wysyłać, nie stanowię zagrożenia dla nikogo i dla siebie (chyba, a przynajmniej poważnego) też.

 

myślę, że to wszystko się nazywa samospełniająca się przepowiednia. ja się skazałam na takie myślenie, takie życie. gdy już jest lepiej i wychodzę na prosta to ja muszę to wszystko unieważnić, zdewaluować.

ludzie się mną nie interesują -> robię szopkę, popełniam próbę samobójczą (świadomie nieskuteczną) -> ludzie się zaczynają interesować -> następuję mój bunt, bo nie znoszę kontroli innych -> oddalam się od ludzi -> tracę zainteresowanie bliskich -> ludzie się mną nie interesują -> robię szopkę.

 

zawsze byłam bardzo krytyczna co do stawianych mi diagnoz, ale teraz nie dam sobie wmówić, że to się nazywa TYLKO uzależnienie. nie wiem jak sobie pomóc, nie wiem co robić, nie wiem jakiej pomocy potrzebuję.

A dlaczego chcę sobie zrobić krzywdę? bo cierpię, smutno mi, mój komfort życia jest niski, mam natrętne myśli o śmierci, czuję ogromne napięcie, którego nie mam jak rozładować. wydaje mi się, że cierpię męki, a wszyscy twierdza, że przesadzam. jak się wczoraj pocięłam to się poczułam tak dobrze! bo skupiłam się na bólu i zapomniałam jak mi źle i niedobrze w tym życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanka, nagle zaczęło mnie nosić po tianeptynie i paro (mimo, że biorę długo), plus wszystkie tego niedogodności - nadpobudliwość ruchowa, gonitwy myśli... ale radzę sobie w miarę - jeżdzę do stajni, staram się relaksować i nie denerwować, zobaczymy jak długo się uda i jak wielkie będzie po tym BUM. :roll:

Przez to wszystko nie mogę zupełnie spać i jak nie zeżrę alprazolamu to dupa, mogę obserwować sufit do rana nawet, jeżeli fizycznie jestem zmęczona jak koń po westernie... :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trzymam kciuki, żeby nie było wielkiego BUM! mnie te dzisiejsze nerwy i wściekanie się tak wymęczyły, że nie mam teraz siły wstać z kanapy, oczy mi się zamykają i czuję jak opadam z sił. ostatnio wpadłam natomiast w furię i skopałam szafkę na buty tak, że wybiłam sobie palec u nogi i cały czas mnie boli, co zwiększa moją wściekłość, bo denerwuje mnie to, że nie panuję nad sobą. drugi miesiąc pracuję w domu, ale wiem, że prawdopodobnie od marca będę wracać do biura, z jednej strony nawet tego chce, bo męczy mnie już siedzenie w domu, nosi mnie tak, że nie wiem, z drugiej strony boję się moich wybuchów złości i agresji. w domu nawet jak wpadnę w szał to rzucę czymś, rozryczę się, jakoś to jest, a w pracy muszę się pilnować, bo jeszcze ktoś weźmie-mnie-za-wariatkę :D;) i potem wyładowuje się w domu :/ chociaż pracując w biurze bardziej się męczę, częściej ćwiczę, więc może bardziej wyładowuje to wszystko. ech kurdeeee też mam gonitwę myśli teraz i totalne zamotanie. gdzie ja jestem? po co i dlaczego? jakie to wszystko bez sensu :/ chce juz czwartek i terapie. chociaż jak na złość zawsze jak przychodzi terapia to akurat tego dnia ze mną jest wszystko ok. :D jazda konna Ci pomaga?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanka, może nie sama jazda, bo kochałam jeździectwo jako sport, swego czasu naprawdę byłam dobrą zawodniczką (ujeżdzenie/skoki). Niestety - klub jeździecki i stadzie ogierów, gdzie należałam rozpadł się bo stado podupadało finansowo (państwówka... :roll: )

Kupiłam konia z nadzieją na dalsze starty w ujeżdżeniu, zdążyłam go zajeździć, poduczyć i na dobrą sprawę w momencie jak już mogliśmy startować to okazało się, że moje stawy biodrowe i kręgosłup bardzo źle zniosły lata przeciążeń w siodle (przy ujeżdżeniu to jeszcze ale jak lecisz a potem lądujesz z koniem znad przeszkody 160cm to już dostają po dupie). Poza tym biodra miałam nieprawidłowo zbudowane od małego, czego nikt nie zauważył, a jazda spaprała sprawę dokumentnie - właściwie mam obydwa do operacji :-|

Nie było mowy o sporcie, nawet ujeżdżeniowo.

Pare miesięcy temu spadłam z niego tak niefortunnie, że za cholerę nie mogłam wstać - z 10 minut. Wystraszyłam się, bo lekarz zapowiedział mi, że mam kompletny zakaz siadania w siodło, nie mówiąc o upadku i z mostu walnął, że biodra po prostu mogą tego nie wytrzymać i walnąć.

Wstałam, brałam długi czas leki przeciwbólowe, ostrzykiwali mi te stawy, spuszczali płyn. Wydobrzało.

Nie potrafiłam jednak i nie potrafię żyć bez Hamleta - mojego konia, bo to największy relaks jaki kiedykolwiek miałam okazję sobie zafundować.

Teraz znów siadam - powoli, na spokojnie. Spędzam z nim czas, czyszczę go, jeździmy na spacery do lasu stempem. Mam nadzieję, że wszystko się uda i będzie jak kiedyś, tylko rekreacyjnie.

Kiedyś skakałam parkury 160cm na obcych ogierach i nie mrugnęłam nawet okiem. Teraz tak panicznie boję się upadku, tego bólu i konsekwencji, że nie mogę zaufać mojemu własnemu koniowi, chociaż nie daje mi żadnych powodów aby tak było.

Się rozpisałam :mrgreen:

Wybaczcie, ale zwykle tak mam, kiedy mówię o koniach. :oops::oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jeeeej mimo, że smutna, ale piękna opowieść :) to mi przypomina moje życie spędzone z tańcem i w teatrze :3 też miałam kontuzje i problemy z biodrami, kręgosłupem, lata rehabilitacji blablabla... ale podziwiam za jeździectwo :) zawsze mi się to strasznie podobało, ale bałam się. mój jedyny kontakt z koniem był chyba w podstawówce na jakimś dniu dziecka jak były przejażdżki z instruktorem, panikę miałam ogromną, i prawie spadłam z konia :/ nigdy więcej nie wsiadłam, wolałam oglądać z dystansu :) poza tym koniec zawsze były dla mnie przerażające, chociaż uważam, że są przepiękne :) warto zachować pasję, nawet oglądając, czy jeżdżąc rekreacyjnie tylko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanka, o tak :)

Jutro nie ma bata - jadę do mojego Hamleta (swoją drogą - mój koń jest wieeelki ok 180cm w kłębie, nakrapiany i taka ciapa jak i ja, a dostał imię... szekspirowskie wręcz :mrgreen: )

 

I wzięłam sobie do serca twoją radę, żeby się zmęczyć, tylko zrobiłam to za pomocą xboxa i kinnecta :mrgreen:

pomogło, jesteś kochana, dzięki! :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ooooo masz kinnecta? :D chciałam kupić, żeby w domu ćwiczyć, ale na razie nie mam kasy. odkładam na kurs instruktora fitnessu :D chociaż xbox jest w planach zakupowych ;) ja obejrzałam teraz "Niemożliwe" (ryczałam jak nie wiem) i teraz idę się zmęczyć ćwiczeniami, żeby spróbować zasnąć :) nie ma za co :*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nawet do końca nie wiem, nie pamiętam. mój terapeuta zna mnie lepiej niż rodzice, pracuję z nim od wielu lat i jakoś tak obserwował mnie od dłuższego czasu, dalej pracował ze mną, potem kontrolnie wysłał do psychiatry dla potwierdzenia diagnozy, w między czasie zrobił mi kilka testów i wywiadów i 'tak wyszło' :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanka, dzisiaj przeżyłam szok, że mam podejrzenie zaburzeń osobowości z pogranicza, bo nigdy wcześniej nie brałam tego pod uwagę. Może powinnam jednak wrócić na terapię.

A co do aktywności sportowej to ja poddałam się fali - ćwiczę z Ewą Chodakowską. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pisanka, dzisiaj przeżyłam szok, że mam podejrzenie zaburzeń osobowości z pogranicza, bo nigdy wcześniej nie brałam tego pod uwagę. Może powinnam jednak wrócić na terapię.

 

To tylko diagnoza, tylko nazwa, tylko słowo.

Mam diagnozę, więc może wrócę na terapię?

Wróć, jeśli tego potrzebujesz, a nie dlatego, że przylepiono Ci łatkę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

freya, wiesz, terapia dałam mi pewien początkowy wgląd w siebie, ale bez poprawy objawów. później byłam pół roku na terapii indywidualnej, ale musiałam ją przerwać, bo wyszło na jaw moje uzależnienie i musiałam siew pierwszej kolejności zająć nim, bo taka kolejność obowiązuje. nie leczę więc teraz borderline, tylko po dziennym odwyku wybieram się na roczną terapię indywidualną odwykową. a potem wracam leczyć borderline (jeśli będzie co leczyć i jeśli uzależnienie mnie nie wciągnie i wyjdę z niego). generalnie miałam rokowania ok. 5 letniego leczenia psychoterapeutycznego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×