Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)


atrucha

Rekomendowane odpowiedzi

W BPD najbardziej ciekawe jest chyba to w jak szybki sposób możemy pozbyć się jakieś potencjalnie ważnej osoby z naszego życia.

Wystarczy jeden zły gest i most spalony - koniec, nie ma odwrotu. Jakby ktoś nie istniał, co więcej nie ma też wspomnienień związanych z tą osobą. Jakby się widziało jakiś film, a on/ona byl/a tylko główną postacią.

Jednego dnia mogę czuć wielką miłość, pożądanie, zauroczenie, chemię... Jeden zły gest. Na drugi dzień nie czuję już nic. Ani miłości, ani nienawiści. Poprostu obojętność. Formatowanie serca...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co, myślę, że są odmiany BPD, ale zależne od osobowości, bo choroba to nie nasz charakter, to coś co go psuje. Mam klinicznie zdiagnozowany Borderline, PTSD wraz oczywiście z depresją i nerwicą, ale to norma.

 

Zawsze czułem się inaczej, w sensie takim, że w głowie kłębiły się dwojakie uczucia. Ambiwalencja towarzyszyła mi od zawsze. Jednoczesna miłość do rodziców i nienawiść... O co? Nie wiadomo do końca. Może o to że są a może o to, że ich nie ma. Przyjaciele, znajomi zawsze byli niewystarczający, choć na początku fascynujący, prawie idealni, to za moment beznadziejni. I choć pragnąłem być zapraszany na imprezy, to potem mnie nudziły i żałowałem, że przyszedłem. Zawsze czułem pustkę i tęsknotę za czymś. No właśnie za czym? Za jakimś innym życiem, choć na swoje nie mogłem narzekać. Zawsze czułem, że jest coś więcej, że mógłbym żyć inaczej, lepiej, ciekawiej.

 

Związki, przyjaźnie? Były. Dziwne, bo znając osobę 1 dzień, na drugi czułem, że znamy się kilka lat. Potrafiłem wygenerować bardzo altruistyczne uczucia, choć to mogło wyglądać na podejrzane. Po tygodniu związku, czułem, że tak powinno zostać już do końca życia. Ale ciągle pojawiało się widmo rozstania. I co wtedy zrobię, jak będzie wyglądał mój świat? Gdy widziałem, że coś się psuje, usiłowałem ratować to na różne sposoby. Dręczyłem smsami, wystawałem pod domem, wysyłałem listy. Nie akceptowałem odmowy. I to ciągłe poczucie zagrożenia odrzucenia. W jej oczach próbowałem odnaleźć siebie, wmówić sobie, że nie jest aż tak źle, że coś znaczę.

 

Gdy widziałem, że to się nie powiedzie poddawałem się zupełnie. Zero inicjatywy. Potrafiłem wstać następnego dnia i nie mieć znaczących wspomnień. Jakby ona nie istniała, jakby była odległą postacią z ksiązki. I szło się dalej i oglądało się na ulicy szukając ideału. Ideału, który nigdy nie przyszedł i zapewne nie przyjdzie. Szukałem wartości w związkach, które z góry przeznaczone były na porażkę, bez przyszłości, ale widziałem w nich cel, że chociaż przez chwilę zrzucę z siebie ten ciężar, który noszę. Nigdy tak się nie stało, bo zawsze było coś nie tak, zawsze coś nie pasowało.

 

BPD uderzyło mnie najbardziej, gdy umarła mi bardzo bliska osoba. Gdy się o tym dowiedziałem, płakałem całą noc, to było jakbym nie mógł się opanować, totalna rozpacz i załamanie. Po nocy wstałem, jakby nic się nie stało, włączyłem się w przygotowania do pogrzebu. Nie uroniłem ani jednej zły. Ta osoba już nie istniała w moim sercu, byłem tak zły na nią, że odeszła, że mnie zostawiła w tym całym złym świecie, że postanowiłem ją ukarać, a karą miało być zapomnienie, ignorancja, nicość. Po tygodniu od pogrzebu nic już nie czułem, jakby nigdy nie istniała. Jednak świat wydawał się zupełnie inny, zmieniony, nie do poznania.

 

Poszedłem na studia. Na psychologii lekarskiej do zrobienia przypadł mi referat nt. zaburzeń osobowość typu pogranicznego. Czytając opis mało się nie popłakałem. Autor znał mnie na wylot. To byłem ja - opisany w książce! Wszystkie motywy, czynności, dążenia.

Mały Książę, który boi się, że róża odejdzie pomimo, że w ziemi trzymają ją korzenie. Lepiej ją zniszczyć, nie podlewać, skoro mógłby mieć ją ktoś inny, w końcu jest tylko moja. Ale i tak odejdzie. Co będzie ze mną? Czy to przeżyję? Gorączkowo czytałem do końca, szukając jak to się leczy. Prostej recepty. Szok! Na to nie ma tabletki.

 

Czekam na kogoś kto mnie uratuje. Uratuje mnie od tego robala, który codziennie mnie drąży. Już prawie na wylot. Boję się odrzucenia, samotności, ignorancji, a jednocześnie to samo okazuję wobec osób, którym na mnie zależy. Chcę ich od siebie odsunąć, ale jednocześnie zwrócić ich uwagę na siebie, przybliżyć. Rozumie ktoś tą logikę? Ja nie.

 

Nie rozumiem siebie, nie rozumiem po co to robię, co będę z tego miał. Jednocześnie chcę akceptacji, jednocześnie mi ona wisi i powiewa. Wiem jedno, kiedy zostanę sam, wtedy będzie to największa tragedia i już się nie podniosę. I nigdy nie przyjmuję odpowiedzi "NIE".

 

---- EDIT ----

 

Nienawidzę słów "Może", "Zobaczymy", "Nie wiem", "Poczekajmy". Ja chcę "Tak" albo "Nie", tu i teraz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

właśnie trafiłam na ten temat, przeczytałam kilka pierwszych stron, artykuł na wikipedii... wszystko, co opisujecie i co mówi nam wszechwiedząca wikipedia, to wszystko dokładnie JA... a ja myślałam że to jakieś stany depresyjne... brak uczuć, pustka, pozbywanie się ludzi z życia ot tak, bo mam takie widzimisię, i cała długa lista innych rzeczy, które robimy sobie i ludziom... boże, za 37 dni dopiero mam wizytę u lekarza. jak przetrwać tyle czasu...?

 

może to idiotyczne, ale najbardziej się boję tego, że postawiona diagnoza będzie brzmieć: "nic ci nie jest". nie wiem jak sobie wtedy poradzę z całym tym życiem, bez żadnej pomocy z zewnątrz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochana, cóż z tego, że za 37 dni wizyta u lekarza? Szczerze? Z tego się nie da wyjść. To jest część naszego charakteru, takie podejście do życia. Leki albo psychoterapia trochę stłumią te emocje, natkną inicjatywą albo odwrócą złe myśli, zdystansują, ale nas nie wyleczą. Chorobliwa zazdrość bez przyczyny, rozkazy, wygórowane oczekiwania pozostaną i będą komplikować nasze życia. Tacy się urodziliśmy i pozostaniemy. Jedyna dobra strona jest taka, że chociaż częściowo nie obwiniamy nas samych, ale ten skrót: BPD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję że chociaż to, że będę w stanie chociaż podjąć jakiekolwiek działania. Bo na dziś czuję, że zmierzam donikąd. Wszystko sobie snuję gdzieś tam w głowie, ale nie potrafię tego poukładać. Czasem myślę, że fajnie jest być samą i samotną, czasem czuję, że oszaleję, i nigdy nie znajdę kogoś kto po prostu przytuli, że będę mieć luźnych znajomych i żadnych przyjaciół, bo ja tu mieć przyjaciół, skoro wymazuję z życia innych tak o, jednym gestem?

Zamykam się w świecie własnych myśli, i gdy to tylko możliwe, nie wychodzę nigdzie, jestem swoim najlepszym towarzystwem... ale co ja tu będę dużo mówić. Jak wynika z Waszych wypowiedzi wszyscy macie tak samo...

 

Z drugiej strony, nadal gdzieś tam myślę, że może lekarz wymyśli coś super, nowego, innego, porozmawia ze mną i nagle cudownie wyprostuje mój charakter i psychikę.... heh.

Sama siebie nie zdiagnozuję, ale sama myśl, że to może być to... czuję, jakbym się zapadała w sobie, jakbyś ktoś mi ukradł całą nadzieję, że będę tak po prostu szczęśliwa, zadowolona ze swojego życia, z normalnymi relacjami w ludźmi, zdrowym stosunkiem do siebie samej, że nie będzie tego wszystkiego, tej całej długiej listy rzeczy, których nie robią "normalni" ludzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie ma do was pytanko bowiem znacie się na rzeczy najlepiej, ja mam stwierdzoną nerwicę jakąś mieszankę, ale to nieistotne aż tak bardzo. Tyle że czytam tak wasze posty o tym zaburzeniu osobowości i tak ja bardzo łatwo przechodzę od uczucia do uczucia tzn np kiedy moja dziewczyna mnie czymkolwiek wkurzy to ja bym potrafił powiedzieć do widzenia i tyle, dosłownie skreślić wszystko w pięć sekund, dalej jadąc to zazdrość mam na najwyższym poziome o byle co, już jest ze mną źle, do tego często czuję jakbym nie mógł zapanować nad swoimi emocjami, a myśli krążą mi po głowie i układają plan. Co wy ot ym myślicie? czy to może być jakieś zaburzenie, czy ono w ogóle może dawać jakieś inne objawy np. nerwicowe? pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Huśtawek nastrojów nie można zaliczyć jako borderline. Jest to jakby coś zupełnie głębszego. Na stronach poświęconych borderline są kryteria, jakie dane objawy psychiczne muszą spełniać. Ale końcowa diagnoza musi być potwierdzona przez lekarza. Ja podejrzewałem to u siebie po wykładach z psychologii lekarskiej na 1 roku. Gdy nie dawało mi to już żyć, zgłosiłem się do lekarza, który po obserwacji potwierdził moje przypuszczenia.

Złość czy frustracja nie jest wyznacznikiem borderline. Huśtawka nastrojów też nie. Charakterystyczne zachowanie układające się w schemat postęowania długofalowego może nasuwać podejrzenie takiego zaburzenia. Borderline to styl życia, a nie pojedyncze epizody.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polinka mnie nie tyle chodzi o wkręcanie się bowiem ja się tego nie boję :) ale tak chciałem zapytać co niektórzy o tym myślą, po prostu dociekam, co jest powodem tego że ja zawsze byłem inny a teraz mam nieciekawe historie związane z emocjami. A gdzie mógłbym pytać jak nie tutaj, psycholog, psychiatra? owszem ale często tutaj znajduje się właściwsze odpowiedzi. Moja siostra ma stwierdzone właśnie to zaburzenie jak w tym temacie, wiem ze to raczej nie jest genetyczne itd. ale widzę wiele podobieństw i tak ciekawość zaprowadziła mnie tutaj :)

No nic dzięki w każdym bądź razie za odp.:) pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też kiedyś myślałam że mam BPD. Nie myślę tak od kiedy poczytałam na ten temat, pogadałam z psychiatrką i doszłam do wniosku, ze to wcale nie jest zaburzenie, i nie powinno się tego leczyć. Tzn., moja psychiatrka tak nie twierdzi, ale ona zamiast leczyć moją depresję zaczęła ostatnio usiłować poprawić moją osobowość, która akurat jest zupełnie akceptowalna. Moim zdaniem (zaznaczam że to jest tylko moja prywatna opinia... do której mam prawo i nie chcę nikomu "umniejszac" wagi problemów) BPD jest zwyczajnym rodzajem osobowości, jasne że uciążliwym, ale... ktoś jest leniwy, ktoś inny rozrzutny, ktoś inny roztrzepany - te osoby pewnie wolałyby być pracowite, oszczędne i uważne, a zapewne woleliby tak ich bliscy. No ale nikt tego nie leczy, bo każdy ma jakieś wady, całe zestawy wad, i wszyscy to rozumieją. Jasne że nie chciałabym mieć partnera z BPD, ale nie chciałabym też skąpca, pedanta, zazdrośnika, egoisty...

 

Zresztą psychiatrzy nie są jeszcze zgodni co do BPD, tak więc tym bardziej myślę że mogę się z tym swoim poglądem nieśmiało wychylić ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, podobno schizofrenik nie jest świadomy swego 'szaleństwa', więc o tą chorobę chyba nie musisz się martwić... Co do BPD, to już inna sprawa, ale fakt, lepiej się nie wkręcać (chociaż ja tam mam skłonności do hipochondrii, jeśli chodzi o mój stan psychiczny;) )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ka_Po, mam to samo. Albo nagle, z kapelusza, wyciągam, że facet, z którym rozstałam się rok temu to był facet mojego życia, beczę przez pół nocy, żeby kolejny miesiąc mieć zabawę z niego i każdego jego słowa. Po czym znów sobie uroję że przecież nigdy nie znajdę nikogo wspanialszego, a godzinę później wykorzystuje całą silną wolę, żeby go nie uderzyć. Strasznie to toksyczne. Obojętnie, czy to ma jakąś mądrą, długą, naukową nazwę, czy to po prostu jakiś feler w naszym charakterze, to trudno z tym żyć. Witaj w klubie... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja przecież nie lubię bawić się ludźmi, a robię to wbrew mojej woli.

Np dzisiaj, Ka_Po, przekreśliłam coś, co on nazywał przyjaźnią, ja - bliską znajomością (bo u mnie nie sprawdzają się rzeczy takie jak przyjaźń, trzymam ludzi na dystans, mam samych znajomych...). Po prostu - pewne rzeczy mi nie odpowiadały, wybuchłam. I nie jest mi żal, tylko mi głupio, bo wiem, że powinno być mi przykro. Znów mam ochotę na kogoś pokrzyczeć.

 

Było kilka dni względnego spokoju, miłej pustki, wirowania w przestrzeni. Teraz znów jest horror, idę do szkoły i powstrzymuję się żeby nie opier***** wszystkich dookoła - cale przerwy słucham muzyki, na lekcjach kreślę kółka w zeszycie żeby się jakoś rozładować. Palę fajki na przerwach, ale ludzie z którymi palę, też mnie wkurzają, mimo że ich lubię. To palę więcej, więcej słucham muzyki i więcej kreślę w zeszycie. Na szczęście zaraz weekend.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niebezpiecznie jest wstawiać na takie forum informacji o BPD. Dużo osob moze sie przestraszyc, przeczytać pierwsze pare linijek i zacząć przypisywać sobie objawy. Na szczęście odważyłam się bliżej zapoznać z tematem i przekonałam się z ulgą, że to nie ja. Ale jestem przekonana, że niedługo, gdy złapie mnie atak lękowy, albo z kimś się pokłócę, zacznę rozmyślać czy to nie wina zaburzenia borderline. A wiedziałam by tu nie zaglądać, niestety muszę czasem zrobić coś na przekór.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie, wydaje mi się, że my-lękowcy i tak za dużo sobie na co dzień wmawiamy dolegliwości, a wyszukiwanie kolejnych to chyba kompletnie zła droga. Mam nerwcię lękową od 7 lat. Dopiero teraz przy dobrej psychoterapeutce i lekach zaczynam rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Wyszukiwanie kolejnych wytłumaczeń naszych objawów to droga do nikąd. Odpowiedź każdy z nas ma w sobie. I dla każdego jest inna. Wystarczy mieć odwagę i poszukać.... pozdrawiam wszystkich i życzę wyzdrowienia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Karen.

Ja mam nerwicę od około 2-3 lat. Wcześniej nie rozumiałam swoich objawów i przypisywałam je pod różne choróbska. Obawiałam się posiadania schizofrenii, depresji, zaburzeń osobowości... multum schorzeń. Dopiero teraz wiem skąd to wynika. Nie wolno zbytnio czytać o chorobach, bo zaczynasz je w sobie dostrzegać.

Dlatego nowicjuszom, u których nie zdiagnozowano Bordeline, zalecam sporą ostrożność w pogłębianiu wiedzy o nim, a najlepiej odstawić to do kąta i nie wracać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Forumowicze!

Kilka dni temu trafiłam na to forum oraz opracowanie na "szybkanauka.net", które każdy z Was zapewne czytał. Ja również, od "dechy do dechy", tak samo jak to forum. Zajęło mi to 2 dni, ale nie ominęłam żadnego posta. Dziękuję Wam za szczerość i otwartość w pisaniu o Waszych emocjach. Dzięki Wam naprawdę dużo udało mi się zrozumieć i może to zabrzmi dziwnie, polubiłam Was. Nie doszukujcie się w tym spisku ani nie zadawajcie sobie pytań w stylu "za co i dlaczego, bo przecież to niemożliwe". Każdy jest inny, każdy ma swoją osobowość, pasje i na swój sposób odbiera świat, z którym lepiej lub gorzej sobie radzi, ale który tutaj troszeczkę odsłonił. Bardzo sobie cenię otwartość, czasem sama za bardzo się otwieram i zostaje to źle odebrane. Osobiście wolę ludzi którzy mają do powiedzenia coś więcej niż tylko "że szef wkurzył" albo że "impreza była tak dobra że aż nic nie pamiętam". Do tego jestem typem, który wszystko zawsze stara się zrozumieć i nie dopuszcza do siebie myśli , że coś jest niemożliwe.

 

I dlatego po konsultacji psychologicznej, mimo że wyszłam z niej rycząc jak bóbr, postanowiłam się nie poddawać. Usłyszałam tam coś, co zabrzmiało prawie jak wyrok. Na szczęście "prawie" robi wielką różnicę. Chodziło o mojego partnera, a raczej problemy jakie ze sobą mamy, i które mimo moich usilnych starań wcale nie robiły się mniejsze. Ostatnimi czasy nawet się zaogniały, bo w grę zaczęła wchodzić moja osobista ambicja i tłamszone EGO. Miarka się przebrała, spakowałam manatki i się wyprowadziłam. Poszłam na w/w konsultację psychologiczną, żeby się dowiedzieć co oboje robimy źle i jak oboje możemy sobie pomóc. Usłyszałam: "temu panu nie da się pomóc, skoro przez tyle lat nie był w stanie nic ze sobą zrobić i nie dociera do niego że coś jest nie tak właśnie z nim a nie z całym światem wokół. Poza tym z najprawdopodobniej cierpi na depresję dwubiegunową i zaburzenie osobowości borderline, a na to ostatnie nie ma lekarstwa. Ja na pewno nie podejmę się terapii z tym panem". (na usprawiedliwienie p.psycholog, bo wiemy że diagnozy zaocznie się nie wydaje dodam, że ona z nim kiedyś dość długo rozmawiała). Postanowiłam się nie poddawać. Za jej namową zaczęłam czytać w necie. Zdaję sobie sprawę, że będzie mi potwornie ciężko... Nasz związek trwa ok półtora roku. Momentami przeżywałam istne piekiełko, ale kiedy indziej fundował mi tak miłe niespodzianki że wiem, że nikt inny nie byłby w stanie wpaść na coś takiego.

 

W tym wszystkim najbardziej wkurza mnie społeczeństwo. Myślę, że to od nich, od tej szarej masy zwanej "większością" lub "normalnością" należałoby rozpocząć Masową Terapię. Pokazuje się w TV programy o tańczeniu i śpiewaniu, żeby trochę rozruszać społeczeństwo. Za to zero na temat szacunku i tolerancji dla inności drugiego człowieka i jeszcze większe zero na temat szeroko pojętej psychologii. Będę się powtarzać: wkurza mnie brak zrozumienia ludzi - naszych kolegów, koleżanek, partnerów, współpracowników dla faktu, że ktoś może coś postrzegać inaczej niż większość albo reagować w sposób nieadekwatny do sytuacji. Że to może mieć głębsze przyczyny i ze ta osoba może sobie z tym nie radzić. Więc wszystkich "innych" , "dziwnych", "niepoprawnych" wyrzuca się poza nawias z etykietką urągającą ludzkiej godności. Zamiast zadać sobie pytanie "dlaczego?" , "co on czuje?", "jak mu pomóc"...

 

Ja zadawałam je sobie przez ostatnie półtora roku. Odpowiedzi nie znalazłam. To doszłam do wniosku że coś robię źle i powinnam poszukać "inspiracji" gdzie indziej. Poszukałam i znalazłam odpowiedź: "borderline". Ta lektura naprawdę dużo mi dała. Przeczytać opracowanie to jedno, przeczytać wypowiedzi ludzi - to dużo więcej. Teraz wiem na co zwracać większą uwagę i z czym się liczyć. Dlaczego nieodpisanie na smsa jest powodem do dwutygodniowej obrazy, etc.

 

Z drugiej strony, jeżeli wolno mi coś Wam poradzić, czy Wy w swojej codziennej walce również zadajecie sobie pytanie: "dlaczego moja koleżanka zachowała się tak a tak, co mogło się stać, że spóźniła się 15 minut?" Czy dopuszczacie do siebie myśl, że skoro ktoś się z Wami umawia, to nie robi tego z przymusu, bo w końcu ma wolną wolę, a tym bardziej powody do tego, żeby Was lubić? Tylko nie piszcie mi tu "co Ty możesz o tym wiedzieć, to nie takie proste". Wiem że nie jest proste. I potrafię zrozumieć, że w tych codziennych zmaganiach Wy macie ciężej.

 

Ja zawsze z uporem maniaka tłumaczyłam mojemu partnerowi, że to, że nie odbieram tel. albo że wracam później nie wynika z tego że załatwiam swoje "tajemnicze sprawy", tylko .... (i tu argumenty). Fakt faktem, że z punktualnością mam problemy i też bywam rozkojarzona. Ale to, ze ktoś (np. ja) gdzieś za długo zabałagani, to wcale nie oznacza, że ma swojego partnera gdzieś. I wiecie co, powoli, powoli i jeszcze raz powoli ale zaczęło docierać. Napewno nie tak szybko jak bym sobie tego życzyła, ale zaczęło.

 

Patrząc z perspektywy czasu moją wyprowadzkę oceniam jako przejaw ... totalnej niewiedzy i braku zrozumienia powodów jego zachowania. Ale ten czas poświęcam na naukę wszystkiego co ma związek z borderline i szukaniu możliwości leczenia. Przeraża mnie to, jak jest ciężko. Chcę znaleźć kogoś, kto zajmie się moim partnerem od początku do końca: zdiagnozuje, przepisze leki (ale tylko na "podregulowanie" , im mniej tym lepiej) i rozpocznie terapię, najlepiej z nami dwoma, bo ja też czuję się teraz współodpowiedzialna i chcę się nauczyć jak najlepiej go zrozumieć i jak najskuteczniej motywować do pracy nad sobą. Nie chcę żeby był traktowany jak "piąte koło u wozu" albo odsyłany od sasa do lasa. Przede mną jeszcze jedna istotna sprawa: przekonanie go do leczenia. I dlatego to takie dla mnie ważne żeby od razu trafić do fachowca i żeby samemu wiedzieć jak najwięcej.

 

Dzięki Wam zrozumiałam też, że to, co podpowiadali mi inni, czyli: "nie odzywaj się do niego pierwsza" , to mogę sobie między bajki wlożyć. Bo jak tak sobie będę czekać, to się mogę niedoczekać. Ale szukam sposobu, jak to "zgrabnie" zrobić. Też jestem dumna. I boję się, że on wyciągnie błędne wnioski, tzn. że przyznaję się do swojej porażki wracam pokornie do swojego pana i władcy, więc teraz to sobie będzie mógł pozwolić...

 

Ufff, ale dałam... Kończę, nie chcę zanudzać ani się narzucać. Piszę to po pierwsze żeby podziękować Wam i udowodnić, że niechcący ale wyświadczyliście mi przysługę, a także żeby pokazać Wam jak druga strona patrzy na Wasze zachowania, co mysli, co czuje ... Może skłonić Was do refleksji? Może i mnie, jako tej drugiej stronie udałoby się Wam jakoś pomóc?? Do tej pory w większości wymienialiście się uwagami pisanymi z "tego samego punktu siedzenia".

 

Pozdrówka :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siema. Ostatnio odkryłem u siebie pograniczne zaburzenie osobowości i chciałem zapytać czy macie może jakieś ksiązki dotyczace tego zaburzenia chodzi mi głownie o ksiazki (mogą byc równiez artykuły) np. dla psychiatrów i psychoterapeutów z których uczą się jak leczyc Bpd.Chciałem zapytać również czy ktoś z was z bpd przeszedł psychoterapie i czy pomogła mu ona choć cokolwiek.

PS.(informacje z googli to juz raczej wszystkie czytałem)

 

Kryteria diagnostyczne DSM-IV [edytuj]

 

Zgodnie z DSM-IV, pograniczne zaburzenie osobowości (301.83) występuje, jeżeli przez dłuższy czas utrzymuje się co najmniej pięć spośród wymienionych dziewięciu kryteriów:

 

1. gorączkowe wysiłki uniknięcia rzeczywistego lub wyimaginowanego odrzucenia,

2. niestabilne i intensywne związki interpersonalne, charakteryzujące się wahaniami pomiędzy ekstremami idealizacji i dewaluacji,

3. zaburzenia tożsamości: wyraźnie i uporczywie niestabilny obraz samego siebie lub poczucia własnego ja (sense of self),

4. impulsywność w co najmniej dwóch sferach, które są potencjalnie autodestrukcyjne (np. wydawanie pieniędzy, seks, nadużywanie substancji, lekkomyślne prowadzenie pojazdów, kompulsywne jedzenie),

5. nawracające zachowania, gesty lub groźby samobójcze albo działania o charakterze samookaleczającym,

6. niestabilność emocjonalna spowodowana wyraźnymi wahaniami nastroju (np. poważnym epizodycznym głębokim obniżeniem nastroju (dysphoria), drażliwością lub lękiem trwającymi zazwyczaj kilka godzin, rzadko dłużej niż kilka dni),

7. chroniczne uczucie pustki,

8. niestosowny, intensywny gniew lub trudności z kontrolowaniem gniewu (np. częste okazywanie humorów (ang. frequent displays of temper), stały gniew, powtarzające się bójki),

9. przelotne, związane ze stresem myśli paranoiczne (ang. paranoid ideation) lub poważne symptomy rozpadu osobowości (ang. dissociative symptoms). itp ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×