Skocz do zawartości
Nerwica.com

chloe

Użytkownik
  • Postów

    217
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia chloe

  1. wszystko powinno być idealnie, a tu ni stąd ni zowąd pojawia się lęk - im jest lepiej, tym lęk jest silniejszy, i wychodzi w postaci objawów somatycznych. dlaczego nie może być tak, jak trzeba? eh brzuch.
  2. isj, domyśliłam się, że to nie było do końca poważnie - ale nie zmienia to faktu, że faceci naprawdę miewają straszne kompleksy na tym punkcie zresztą, jak zauważył namiestnik, wygląd i wygląd, za dużo rzeczy się rozbija o "zewnętrze". i czasem, jeśli ktoś ma swoim wyglądem "wiele do zaoferowania", miewa jeszcze gorzej niż ci "przeciętni". ale w ogóle, to wszystko jakieś skomplikowane
  3. isj, nie rozumiem skąd u facetów ta niesamowita fobia i kompleks na punkcie ich penisów. wiadomo - są dziewczyny/kobiety, dla których wyznacznikiem męskości są centymetry, ale czy warto sobie nimi zawracać głowę? -.-' wydaje mi się, że nawet jeśli facet nie jest hojnie obdarzony przez naturę, i nie ma tych statystycznych 16 cm, tylko nawet jakieś 10! (bo pewnie takie bywają, i to częściej niż nam się zdaje), to to nie jest problem dla kobiety darzącej go uczuciem. tak samo kobiety gorączkowo rozmyślają o swoim biuście rozmiar A czy B, przekonane że nie mając "idealnego" C nikt na nie nie spojrzy. dżizz.
  4. nie przeczytałam całego topicu - za dużo tego, ale na ostatnich stronach nie było chyba o tym. ostatnio wpadłam na pomysł, że może moje problemy trawienne nie biorą się tak o - z powietrza, i złego odżywiania (ana/mia/compulsive eating w przeszłości, o różnym nasileniu i niezbyt długotrwałe - całość ok. 2lat). otóż: zwykle przed jakimś wyjściem, spotkaniem - czymś ważnym - pomijając to, że muszę do łazienki, albo że nie mogę nic przełknąć; pojawiają się albo wzdęcia, przelewanie w brzuchu, czasem jakby taki skurcz, ale w 'drugą' stronę - mój brzuch się nadyma, puchnie, i sprawia mi to okropny ból. żaden espumisan, manti gastop etc nie jest w stanie tego zlikwidować, dopiero prysznic+sen, i rano budzę się już bez tego ucisku. to może być na tle nerwowym, czy to raczej przypadek? bo to niekoniecznie są nieprzyjemne wydarzenia... czasem to np. spotkanie z facetem, i wtedy to jest koszmarnie krępujące, gdy on chce się przytulić, a ja się boję że usłyszy moje jelita
  5. chloe

    Jąkanie

    faktycznie, coś jest z tym 'r' na rzeczy. tylko u mnie wychodzi z tego 'r' francuskie ja zamiast się jąkać, zaczynam mówić bardzo niewyraźnie, jakby paraliżowało mi mięśnie twarzy - ale zwykle wtedy nie czuję stricte stresu - po prostu jak siedzę vis a vis kogoś mało znajomego, albo coś w tym stylu... to dosyć deprymujące, bo staram się mówić wyraźnie, a zaczynam mówić szybko i bełkotliwie, i to jest trudne do opanowania. nie mam rozpoznanej nerwicy, ani nic. jak sobie z tym poradzić?
  6. Compulsive eating - straszne zaburzenie. wiem, przeszłam. przyszło po walce z epizodem anoreksji, który trwał co prawda nie więcej jak pół roku, ale kosztował mnie kilkanaście kilogramów (a nawet na początku miałam niedowagę!), problemy z trawieniem - które mam do teraz, z sercem i brak miesiączki. pomijając inne szkody w organizmie. u mnie to wynikało z nieakceptacji siebie, swojego wyglądu (ale także tego "wewnętrznego"). udało mi się samej poradzić, ale kosztowało mnie to kolejne kilkanaście kg (tym razem w drugą stronę) i wpędziło pośrednio w depresję. podsumowując - jeśli to obżarstwo psychiczne, nie potrafisz tego powstrzymać, "zajadasz" problemy a potem masz wyrzuty sumienia, że pochłonąłeś pół lodówki, warto o tym pogadać ze swoim lekarzem. bo radzenie sobie samemu nie likwiduje problemu, co najwyżej zmienia postać, w jakiej się objawia. pozdrawiam!
  7. scrat, niby tak, ale jednak miło wiedzieć, co mi jest i jak to leczyć. bo tak to poruszam się po ciemku, a psychiatra wysłucha mnie przez 3 minuty co dwa miesiące i zapisuje na chybił trafił jakieś leki.
  8. no właśnie, wierząc opisowi bpd na szybkanauka.net (to co wszyscy znają) mam w sobie 100% cech bordera, jedne bardziej, inne mniej nasilone. ale też nikt nie potrafi stwierdzić (lub nie chce poświęcić mi tyle czasu, by stwierdzić) że jestem bpd albo i nie. ALEKS*OLO, mówisz że border nie umie funkcjonować w społeczeństwie. czyli pewnie nie jestem bpd, bo mimo że nie mam bliskich znajomych, jedynie kilku "luźnych", to na ogół się z nimi dogaduję. dopóki nie staną się bliżsi, a wtedy 'delete'. i tak dalej. od dłuższego czasu mam mętlik w głowie. jak zmusić psychiatrę/psychoterapeutę, żeby pomógł mi to stwierdzić lub wykluczyć?
  9. arkadia, nie daj się! ja też pozwoliłam się uzależnić psychicznie od faceta, który miał wiele cech takich samych jak Twój chłopak. był do tego zupełnie bezkrytyczny wobec siebie, kapryśny, mistrz manipulacji. będąc z nim uwierzyłam, że nikt inny mnie nie pokocha, że nie jestem warta tego, by ktoś obdarzył mnie uczuciem, tylko on łaskawie mnie przygarnął. coś w tym stylu. ponad dwa lata (zarówno będąc z nim, jak i po rozstaniu) nie dawałam sobie wytłumaczyć, że to wszystko nieprawda. na psychoterapii i podczas rozmów z bliskimi rozprawiam się z tym i zaczynam wierzyć, że ja tez zasługuję na szczęście! i że on nie był nic wart, i zwyczajnie zrobił mi krzywdę. powodzenia!
  10. nena, ja chodzę do Katharsis. do psychiatry do dr Grzechowiak, a na psychoterapię do mgr Chrząstowskiej. o psychoterapii niewiele mogę powiedzieć, bo byłam dopiero raz, ale dr Grzechowiak jest chyba zupełnie w porządku, tj. nie narzekam, jest miła, niestresująca, chociaż szczerze mówiąc wolałabym, żeby poświęcono mi więcej czasu niż 10 minut znajoma psycholog poleciła mi lekarzy z katharsis, bo są podobno jednymi z lepszych w poznaniu
  11. co do psychiatrów - moja lekarka wysłuchała co miałam do powiedzenia, zapisała leki, wysłała na psychoterapię i tak poświęca mi co miesiąc - dwa jakieś 10 minut. w porywach. =/ zapisując leki - wydaje mi się - na chybił trafił. ostatnio wymyśliła, że zapisze mi antypsychotyki, mimo że powiedziałam jej, że czuję się wykończona i bezsilna, a nie rozdrażniona. po chwili mojej perswazji dopiero zrezygnowała z tego pomysłu i przepisała antydepresanty... więc ja już nie wiem =/
  12. kokomaroko, nie, nie przesadzasz. wydaje mi się, że 18 lat to za młody wiek, by brać na siebie odpowiedzialność opiekowania się taką osobą... zwłaszcza że się uczysz, jesteś młody - wiadomo, trzeba pomagać mamie, jej też nie jest lekko, ale szkoda że nie masz kogoś, kto by Cię wspierał. poza tym, wiadomo, że to Twój dziadek, rodzina - ale to i tak spory ciężar do udźwignięcia. szacunek dla Ciebie za Twoją dojrzałość, mało która osoba w naszym wieku byłaby w stanie zrobić coś takiego, naprawdę! ja sama sobie nie wyobrażam siebie w takiej sytuacji. nie moglibyście z mamą poprosić o jakąś pomoc? pielęgniarkę? na pewno znalazłaby się jakaś pomoc z zewnątrz. poza tym, rozmowa z psychologiem pewnie też by nie zaszkodziła, może doradziłby Ci, jak sobie poradzić z tą sytuacją, jak ją przetrwać. ale i tak wydajesz się niesamowicie silną osobą. pozdrawiam!
  13. wciacia, większość z nas chyba na co dzień nie myśli o tym, co zrobiłaby po wyzdrowieniu. często jesteśmy zbyt bierni, co jest jednocześnie powodem i skutkiem naszej choroby. z drugiej strony, tak myślę, że wizualizując tego typu myśli - najpiękniejsze z marzeń - moglibyśmy sobie pomóc. no bo dlaczego nie? wszyscy mamy cudowne marzenia, dom, rodzina, dzieci, miłość, podróże... może gdybyśmy częściej o tym myśleli, bardziej 'spieszyłoby' się nam do wolności?... do taka pocieszająca myśl, Rid, poczuj się doceniony, bo to dzięki twojemu topicowi
  14. optymistyczny temat, ojj, podoba mi się. bo każdy ma pomysł na to, jak spędziłby tą dobrą przyszłość. może jej częste wizualizacje mogłyby nam choć odrobinę pomóc? wizualizowanie sobie normalności. niesamowite.
  15. ja bym poszła się powiesić ze szczęścia żart. tak serio, to pobiegłabym do kogoś, z kim chciałabym spędzić najbliższą przyszłość, choć ta osoba jeszcze tego nie wie. rzuciłabym się jej na szyję i powiedziała, że teraz wszystko będzie ok. i byłoby. a potem Chloe by się obudziła =/ bo nigdy nie jest tak, jakbyśmy chcieli.
×