Skocz do zawartości
Nerwica.com

nic nie czuję


reneSK

Rekomendowane odpowiedzi

Hehe, mysle wlasnie tak samo Korat. Zdazylem troche to wszystko przemyslec i tak dochodze to wniosku, ze masz calkowita racje. Niech sobie ktos wejdzie tutaj i pisze, ze to co mowimy to nieprawda, ze zycie jest piekne i wszystko ma cel. Tak naprawde cos w naszej konstrukcji sprawia, ze zyjemy, przemy do przodu. I wiekszosc sie temu poddaje. Ciesza sie zyciem, tworza rozne rzeczy. Mysla, ze sa niewiadomo jakimi innowatorami, choc prawda jest taka, ze tylko odtwarzaja rzeczy widziane juz wczesniej. Walcza ze soba nawzajem nie wiadomo o co. Jest nas ponad 6 miliardow, ale tak naprawde wszyscy jestesmy tacy sami w swojej istocie. Zlosc, zazdrosc, radosc, smutek - czym one sa? To tylko nasze reakcje na rozne zdarzenia w naszym zyciu, ktore wyzwalane sa przez podswiadoma pamiec o analogicznych sytuacjach z naszego bardzo wczesnego dziecinstwa albo pamiec ukryta w genach. Jestesmy marionetkami losu, a wlasciwie jakiejs wiekszej sily, nie Boga, raczej przypadku. Genów. Czymkolwiek one są, to one napędzają cały świat. Geny chciały, żebym był taki a nie inny. Fanom poglądu, że jestesmy kowalami wlasnego losu, powiem tak - na ile wybieraliscie czy bedziecie pewni siebie czy strachliwi? Czy bedziecie introwertykami czy ekstrawertykami? Czy chocby bedziecie lubic zupe pomidorowa z ryzem czy makaronem? Ciekawe. Cale nasze zycie to jeden wielki program. Programujemy sie, a wlasciwie jestesmy programowani, na taki albo inny sposob myslenia.

 

Moze nasz beznadziejny los polega wlasnie na tym, ze przejrzelismy ten mechanizm, tajemnice swiata i ZROZUMIELISMY ja? A jej ciezar nas przytloczyl. Nie mielismy mechanizmu jakiegos samowyparcia. Zdrowy czlowiek zaraz by wynalazl tysiac bledow w moim rozumowaniu, tylko po to, zeby nie dopuscic do siebie takiej mysli, obronic sie przed swiadomoscia takiej bezradnosci. A ja to akceptuje. Moglbym zniknac w tej chwili i nie mialoby to dla mnie znaczenia. I tak uwazam, ze dazymy do wlasnej zguby. Bo jesli nie do tego, to nie wiem do czego. Idealnego zycia? Nie ma czegos takiego. Swiat,w ktorym kazdy jest szczesliwy nigdy nie nadejdzie. NIGDY! Chyba ze wszystko sie nagle przewartosciuje. Ale chyba za duzo roznic sie w nas tworzy. Za duzo murow tworzymy wokol wlasnego 'ja'. Wlasnie sobie przypomnialem takie anime pt. Neon Genesis Evangelion, prawdopodobnie nikt nie ogladal i nikt tego nie zrobi, ale polecam. Tam byla wlasnie taka koncepcja konca swiata, ze wszyscy ludzie zamienia sie w plyn, jakas 'embrionalna' papke i w ten sposob wreszcie osiagna jednosc i calkowite zrozumienie. Znikna podzialy i staniemy sie jedna istota. Bardzo mi sie to podobalo. Czy to moze byc niebo? Bo jesli ktos wierzy w chrzescijanskie niebo, to jest za przeproszeniem naiwniakiem. Uwaga, tlumacze dlaczego - niebo zaklada ze trafimy do nieba, gdzie bedziemy szczesliwi. To znaczy kto bedzie szczesliwy? Ja - Mateusz? Czy ja bede Mateuszem w niebie? Czy kim bede? Czy trafiajac do nieba zachowam swoja tozsamosc? W takim razie bede dalej cierpial katusze. Nienawidzilem sie na ziemi. To w niebie tez sie mam nienawidzic? To jakas masakra przeciez. I tak cala wiecznosc na dodatek. A co z moja rodzina? Jak pojde do nieba, a oni pojda do piekla, to jak mam byc szczesliwy bez nich? Oni tworzyli cale moje szczescie. Nie chce wiecznosci bez nich. Mozna tak bez konca. Nie wykluczam koncepcji Boga, ani nie neguje calej religii chrzescijanskiej, bo przynajmniej jest o niebo lepsza niz taki Islam, ale cos tutaj nie gra.

Heh, ogladalem to anime w ginazjum i mialem mega traume po tym. Jak teraz sie nad tym zastanawiam, to mysle ze juz jak bylem maly, to lubilem tak doglebnie analizowac wszystko. Kiedy zdalem sobie sprawe z tego paradoksu chrzescijanskiego nieba i piekla, to chyba stracilem wiare... Mozliwe ze pozniej stracilem tez wiare w zycie. Ale mimo tego wszystkiego co tu napisalem, nie uwazam, zebysmy byli w totalnie beznadziejnej sytuacji. Wlasnie kluczem jest dobre zaprogramowanie siebie. Musze wyrzucic te mysli wszystkie z glowy, powiedziec sobie, ze to jest zle, stworzyc jakis kregoslup, na ktorym opre swoja rzeczywistosc. I budowac go na pozytywnych myslach. Przynajmniej o to bede walczyl.

Musze wychodzic, napiszcie co sadzicie o tym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam świadomośc rzeczy o,ktorych piszecie od ósmego roku życia..a jednak czuję.I ta niesamowita prawda,nie odebrala mi tego.Jestem cyniczna i logiczna do bólu,a jednak...szukaj gdzie indziej.Swiadomosc bezcelowosci naszego istnienia (oczywista oczywistosc;))to za malo by zabic życie w zdrowej osobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niby jest tyle rzeczy ktore powinny byc ciekawe, wszechswiat, swiadomosc, ewolucja, ale nigdy nie bylem w stanie sie niczym porzadnie zainteresowac na dluzej nisz pare godzin. Probuje czytac o zagadnieniu ktore powinno byc dla mnie ciekawe ale jakos moj mozg sie nie aktywuje, nawet przeczytanie staje sie wtedy trudne, asz wydaje sie niemozliwe.

 

uht, jestem zdania, że ludzkość kiedyś wymrze i nie zostanie po nas nawet ślad. Dla mnie to, że istnieje życie na Ziemi to takie pierdnięcie wszechświata, szybko znikniemy. Wszechświat nie jest dla nas, po prostu się pojawiliśmy bo to było możliwe i wcale nie jesteśmy fajni z tego powodu, a tym bardziej fajniejsi od jakichkolwiek innych istot żywych. Wobec tego wszystko co robimy jest marne i bez celu, tak czy siak wszystko zamieni się w pył, nawet nasze Słońce więc o czym my tu gadamy? Ludzie jak dla mnie robią to co robią tylko dlatego, że są tak zaprogramowani przez ewolucję i nie są w stanie przeciwstawić rozumu temu programowi. Gdyby ludzkość dojrzała tą marność istnienia, nie wyobrażam sobie żeby na przykład z taką pasją się rozmnażali, bo to by było beznadziejnie bezsensowne.

 

Nie stawialbym emoci przeciw rozumowi. Jak ktos lubi jesc to swiadomosc dlaczego tak jest, albo tego, ze przejadanie sie mu szkodzi nie wplywa na przyjemne odczucia ktore ma jak je. Jest wielu fizykow ktorzy maja dzieci chociasz wiedza duzo wiecej o wszechswiecie nisz my. Choc czlowiek jest swiadomy ze milosc, czy chec posiadania dzieci jest jedynie wynikiem ewoluci to nie zmienia to jego uczuc.

 

Z drugiej strony w dodatku jak tak patrzę na wszechświat, na to że nasza Ziemia jest pyłkiem w układzie Słonecznym , układ Słoneczny pyłkiem w drodze mlecznej , a droga mleczna pyłkiem w widzialnym wszechświecie, to uświadamiam sobie jak marne są moje problemy, jakie to niskie jest się nimi przejmować wobec tak olbrzymiego majestatu wszechświata. Gdybym mógł tylko odczuwać, to gwarantuję wam, że spędziłbym całe życie na poznawaniu i odkrywaniu prawd o wszechświecie, kontemplowałbym je i cieszył się nimi, a tak to jestem w pustce i nie wiem co robić, liczę że się odblokuje coś we mnie.

Zastanówcie się nad tym co tu napisałem.

 

Jednak mimo tego najwaznieszy dla kazdego jest jego wlasny mozg, czego dowodem jest chocby twoj czy moj brak wystarczajacego zainteresowania zeby probowac zrozumiec jak dziala wszechswiat i dlaczego wogule istnieje. Mozg mysle jest jeszcze dziwniejszy nisz caly wszechswiat, jak to jest mozliwe, ze system nerwowy tworzy subiektywne odczucia jak bol.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja byłam dziś u lekarki. Gadałyśmy godzinę, powiedziałam o wszystkich objawach od problemów z myśleniem poprzez brak uczuć na problemach trawiennych ( to na pewno po lekach) i tyciu skończywszy.Na razie mam odstawioną depakinę i olanzapinę i trittico na sen zamiast olanzapiny - oby tylko działało nasennie. Coraz wyraźniej bierze ona pod uwagę solian, ale nie chciała robić za dużo zmian za jednym razem, więc teraz zmiana leku na sen a za tydzień wracamy do tematu solianu. Ja jeszcze cały czas boję się trochę akatyzji i to mnie hamuje. Alternatywą jest sulpiryd. Jeśli mi się uda, to chcę zadzwonić jutro do dr Rosia i spytać w jakiej dawce trzeba by brać sulpiryd by działał tak jak solian na uczucia.Jak mi się uda to chciałabym Go jeszcze spytać co sądzi o schizofrenii prostej.

Ja w pracy przeżywam takie zmęczenie, że ledwo siedzę. Na szczęscie mam pracę taką, w której mogę się dużo obijać. Co dziwne gdy kończę pracę i wracam do domu, to zmęczenie jest już mniejsze. A najmniejsze jest na wieczór i wtedy mi się w ogóle nie chce spać. ALe ogólnie to praca kosztuje mnie tak dużo, że żaden zdrowy człowiek nawet sobie pewnie nie wyobraża jak można się męczyć.

Monika, tak zauważyłam , że wczoraj zdecydowanie coś czułam ( smutek, złość) z powodu mojej mamy, ale to są bardzo rzadkie chwile gdy coś czuję.

 

-- 11 mar 2011, 21:02 --

 

Odnośnie bezcelowości istnienia, to ja na przykład jestem osobą wierzącą (w Boga) czyli zakładam, że nasze istnienie jest jak najbardziej celowe, a jednak nie zmienia to faktu, że nie czuję. Czyli chyba brak uczuć nie wynika z poglądu obezcelowości istnienia.

 

DOdam, że już mnie męczy to czekanie czy uczucia wrócą czy nie. Już czas wielki na neuroleptyk w stosownej dawce ( solian lub sulpiryd) i zobaczymy czy mi uczucia wrócą jak Topielicy czy mi tak już zostanie). Jeśli się jutro obudzę dostatecznie wcześnie to dzwonię do dr Rosia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze nasz beznadziejny los polega wlasnie na tym, ze przejrzelismy ten mechanizm, tajemnice swiata i ZROZUMIELISMY ja? A jej ciezar nas przytloczyl. Nie mielismy mechanizmu jakiegos samowyparcia. Zdrowy czlowiek zaraz by wynalazl tysiac bledow w moim rozumowaniu, tylko po to, zeby nie dopuscic do siebie takiej mysli, obronic sie przed swiadomoscia takiej bezradnosci. A ja to akceptuje. Moglbym zniknac w tej chwili i nie mialoby to dla mnie znaczenia. I tak uwazam, ze dazymy do wlasnej zguby. Bo jesli nie do tego, to nie wiem do czego. Idealnego zycia? Nie ma czegos takiego. Swiat,w ktorym kazdy jest szczesliwy nigdy nie nadejdzie. NIGDY! Chyba ze wszystko sie nagle przewartosciuje. Ale chyba za duzo roznic sie w nas tworzy. Za duzo murow tworzymy wokol wlasnego 'ja'. Wlasnie sobie przypomnialem takie anime pt. Neon Genesis Evangelion, prawdopodobnie nikt nie ogladal i nikt tego nie zrobi, ale polecam. Tam byla wlasnie taka koncepcja konca swiata, ze wszyscy ludzie zamienia sie w plyn, jakas 'embrionalna' papke i w ten sposob wreszcie osiagna jednosc i calkowite zrozumienie. Znikna podzialy i staniemy sie jedna istota. Bardzo mi sie to podobalo. Czy to moze byc niebo? Bo jesli ktos wierzy w chrzescijanskie niebo, to jest za przeproszeniem naiwniakiem. Uwaga, tlumacze dlaczego - niebo zaklada ze trafimy do nieba, gdzie bedziemy szczesliwi. To znaczy kto bedzie szczesliwy? Ja - Mateusz? Czy ja bede Mateuszem w niebie? Czy kim bede? Czy trafiajac do nieba zachowam swoja tozsamosc? W takim razie bede dalej cierpial katusze. Nienawidzilem sie na ziemi. To w niebie tez sie mam nienawidzic? To jakas masakra przeciez. I tak cala wiecznosc na dodatek. A co z moja rodzina? Jak pojde do nieba, a oni pojda do piekla, to jak mam byc szczesliwy bez nich? Oni tworzyli cale moje szczescie. Nie chce wiecznosci bez nich. Mozna tak bez konca. Nie wykluczam koncepcji Boga, ani nie neguje calej religii chrzescijanskiej, bo przynajmniej jest o niebo lepsza niz taki Islam, ale cos tutaj nie gra.

Heh, ogladalem to anime w ginazjum i mialem mega traume po tym. Jak teraz sie nad tym zastanawiam, to mysle ze juz jak bylem maly, to lubilem tak doglebnie analizowac wszystko. Kiedy zdalem sobie sprawe z tego paradoksu chrzescijanskiego nieba i piekla, to chyba stracilem wiare... Mozliwe ze pozniej stracilem tez wiare w zycie. Ale mimo tego wszystkiego co tu napisalem, nie uwazam, zebysmy byli w totalnie beznadziejnej sytuacji. Wlasnie kluczem jest dobre zaprogramowanie siebie. Musze wyrzucic te mysli wszystkie z glowy, powiedziec sobie, ze to jest zle, stworzyc jakis kregoslup, na ktorym opre swoja rzeczywistosc. I budowac go na pozytywnych myslach. Przynajmniej o to bede walczyl.

 

Dokładnie to samo uważam na temat uszczęśliwiania wszystkich. Nie mógłbym być sobą gdybym miałbyć gdzieś gdzie wszyscy są szczęśliwi. Coś totalnie musiałoby mnie przeprogramować, musiałbym stać się nieświadomy niczym noworodek, ale to z kolei byłoby nie etyczne, bo coś trzeba by było we mnie zabić. Bóg musiałby nieźle mnie skrzywdzić bym był wiecznie szczęśliwy, dlatego między innymi niebo można wrzucić między bajki.

Powiem tak, nie chciałbym być nieśmiertelny. To, że mam świadomość że odejdę z tego świata na zawsze jest dla mnie ukojeniem i podnosi wartość tego wszystkiego czego doświadczam. Niestety przez zaburzenia jest to tylko taka intelektualna wartość. Mam świadomość, że mam tylko jedno życie, że każda chwila odchodzi bezpowrotnie, że mam niewiele czasu aby poznać świat. Dobrze się składa, że mam na to maksymalnie kilkadziesiąt lat, bo i tak męczę się bytując na tym świecie, na szczęście to się kiedyś na zawsze skończy, bo ja się skończę.

To, że tak mam w głowie poukładane stanowi wielki problem dla terapeutów. Bo ja im z jednej strony mówię o tej wyjątkowści wszystkiego co można doświadczać, a z drugiej mówię że to wszystko dla mnie nic nie znaczy. No ale ja już nie przeskoczę tego problemu, że terapeuci nie mogą przełknąć, że mój świat emocjonalny jest zaburzony i że choć intelektualnie potrafię wszystko mieć uporządkowane, to emocjonalnie jestem wrakiem człowieka. Poprzednia moja terapeutka ciągle mi mówiła, że wszystko co mówię jest słuszne, że mam rację ale chciała mnie przekonać że powinienem się cieszyć. Ale ja nie potrafię od tak sobie włączyć w sobie radości, ludzie takie rzeczy po prostu mają i nie uruchamiają ich intelektualnie, dlatego też między innymi myślę , że oddziaływanie terapeutyczne jest w naszym przypadku skazane na porażkę. Takie oddziaływanie działa na emocje u kogoś kto je ma, jak ktoś ich nie ma to terapeuta może oddziaływać tylko na intelekt, a tak jak wcześniej napisałem nie sądzę żeby siłą intelektu można było włączyć emocje. Pozostają albo leki, albo jakieś hardkorowe sytuacje typu zagrożenie życia, tak żeby te intensywne przeżycia coś wzbudziły. Nie wiem jak wyjść z impasu.

 

brak uczuć, ty tak obsesyjnie rozkminiasz na temat tej schizofrenii prostej, że mam wrażenie że ty marzysz o tym by ją mieć. Powiem ci, że na pewno jej nie masz, choćby dlatego że tak strasznie się tej choroby boisz. Mi lekarka ostatnio powiedziała, że boi sie czy nie rozwija mi się schizofrenia i posłała mnie na badania, ale jestem pewien że wyjdą maksymalnie zaburzenia schizotypowe, bo nie mam urojeń i głosów. Wszędzie piszą, że schizofrenia prosta, to kontrowersyjny twór, że ma go nie być, że już się odchodzi od takich diagnoz, a ty ciągle masz jazdę z tą diagnozą. Jak tak będziesz męczyć lekarzy o tą schizofrenię, to w końcu ci napiszą że masz hipochondrię i tyle będziesz mieć z leczenia, dlatego wrzuć na luz. Przeczytaj jeszcze raz co kępiński napisał o tej schizofrenii i głęboko się zastanów czy pasujesz pod ten opis: http://www.nerwica.com/schizofrenia-bez-objawow-wytworczych-t23605-210.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem schizofrenia prosta przybiera postać "filozoficzną" - chory rozważa nad bezsensem życia, ludzkich

zainteresowań i zabiegów, marzy o tym, by zasnąć i więcej się nie zbudzić, prowadzi czasem, gdy czuje się raźniejszy,

jałowe dyskusje nad "istotnym", "zasadniczym" sensem tego, co go otacza.

Otoczenie odczuwa wokół chorego atmosfer pustki. Najbli si staraj si przez nią przebić, "rozruszać"

chorego, zmusić go do aktywności i żywszej reakcji uczuciowej, a gdy się to nie udaje, sami się od niego odsuwają,

traktują go z litością jako "biednego dziwaka".

 

no to chyba cały ja..... :mhm:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

JA muszę się pochwalić, że udało mi się zasnąć na 25 mg trittico, czyli ilości właściwie śladowej...może uda mi się spać bez olanzpiny/ ketrelu i nie być ciągle tak zmuloną...chcoiaz trittico chyba też powoduje zmęczenie... niestety ja się w nocy budzę z 6 razy, potrafię się obudzić, obrąć sobie jablko, zjesc i dalej isc spac, podejrzewam, że przez to sen nie jest taki regenerujący jakbym spala całą noc ciurkiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale się filozoficzne zrobiło w naszym wątku ... może rzeczywiście co niektórzy z nas powinni się tym zająć zawodowo.

 

A ja muszę się pochwalić swoim przełamaniem impasu, co prawda może się Wam wydać niezbyt spektakularny, ale najważniejsze w końcu, ze dla mnie niesamowicie istotny. Już minęło 2 tygodnie od czasu rozpoczęcia pobytu na oddziale dziennym i muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolony. Pierwszy raz po tylu latach leczenia odczuwam i mam wrażenie, że znalazłem się we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Pierwsze dni były ciężkie, bo przez minione 2 lata miałem znikomy kontakt z ludźmi z uwagi na bezczynność zawodową a nawet życiową. Na szczęście pod koniec pierwszego tygodnia zacząłem się oswajać z nowym miejscem i nowymi ludźmi a w tym tygodniu było już o niebo lepiej. Przez ten okres zaliczyłem już 2 prace nad sobą, które powiem Wam dały mi niesamowicie wiele do myślenia. Zarówno terapeuta jak i grupa doskonale "wyłowiła" pewne zachowania i wydarzenia z mojego dzieciństwa, które doprowadziły do tego że byłem i obecnie jestem otępiały uczuciowo. Mocno zastanowił mnie fakt i obserwacja grupy, która zauważyła że gdy opowiadałem o moich relacjach z rodzicami to robiłem to w sposób taki bezemocjonalny, że jakbym zdawał relację z jakiegoś nieznaczącego wydarzenia i jakbym to zrobił trochę szybciej to przypominałoby to taką bezemocjonalną relację z np: meczu piłki nożnej. Ta informacja zwrotna od grupy dała mi wiele do myślenia i potwierdziła fakt, że to, że mało co czuję wewnątrz widać nawet na zewnątrz podczas mojej wypowiedzi dotyczącej jednej z kluczowych relacji życiowych.

To dlaczego tak jest, też zdążyłem sobie wydedukować, co potwierdził terapeuta, a mianowicie jako, że mama jeszcze przed moim urodzeniem zaczęła chorować i rozpoznano u niej zespół paranoidalny to potem będąc w tej relacji dostawałem od niej sprzeczne sygnały. Na zasadzie, że mówiła, że wszystko jest w porządku, nie ma się czego obawiać i jestem bezpieczny podczas gdy na jej twarzy malował się lęk i przerażenie. Swoistą obroną przed takim stanem rzeczy było wytworzenie przeze mnie mechanizmu obronnego w postaci odcięcia sie od przeżywania uczuć i emocji co zostało mi do dzisiaj.

Natomast jeśli chodzi o natręctwa, przez które przechodziłem to terapeuta wyjaśnił mi, że one doskonale nadają się do skanalizowania złości, której nie porafiłem wyrazić z uwagi na odcięte wcześniej uczucia i emocje. Jak więc widzicie wszystko to się skleja w jedną logiczną całość.

Wiem, że ta terapia nie przywróci mi uczuć w zadowalającym dla mnie stopniu, ale będę sobie mógł pewne rzeczy poukładać inaczej i przewartościować pewne utrwalone wzorce i mechanizmy obronne.

Pobyt na oddziale ma trwać 3 miesiące, ale z tego co się dowiedziałem to jeżeli zachodzi taka potrzeba, że ktoś jest jeszcze w rozsypce albo nie przepracował jeszcsze jakiś ważnych obszarów w swoim życiu to przedłużają pobyt o czas niezbędny na zakończenie leczenia. Jestem dobrej myśli, mam w jednym miejscu pomoc zarówno lekarską, jak i terapeutyczną i mam zamiar dobrze wykorzystać ten czas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To super natretek. Naprawde dobrze cos takiego przeczytac. Ja tez pod wplywem terapii zaczalem szukac, czegos nie w sobie tylko w sytuacjach z dziecinstwa. Tzn. wczesniej tez tak robilem, bo to byl jedyny okres kiedy bylem w miare normalny, wiec do tego wracalem. Ale to bylo prostackie szukanie jakichs traumatycznych przezyc. Podczas gdy ksztaltuja nas male, pozornie nieznaczace rzeczy. Ja tez mialem tak jak Ty. Moja mama zawsze miala kompleks, ze ona nic w zyciu nie osiagnela, jedyne co zrobila to skocnzyla pedagogike i byla nauczycielka. Nie miala zadnych pasji, ani angazujacych zainteresowan poza czytaniem powiesci i nie chciala, zebym ja tez taki byl. Dokladnie tak mi mowila: "Ja nie mialam synku takiej szansy, zeby rozwijac swoje zainteresowania jak ty teraz masz. Mi zycie nigdy nie dalo takiej okazji." No to wiadomo, ze w glowie malego dziecka sie rodzi mysl, ze w takim razie ja musze wykorzystac te szanse! Nie mysli sie, czy chce sie to robic, tylko mysli sie o tym jak zadowolic rodzica, ktory nie potrafi sam udzwignac odpowiedzialnosci. Przeciez mama mogla sie zmienic. Mogla rozwinac te zainteresowania. Teraz ma nadmiar czasu. Ale tego nie robi. Bo za pozno, bo to, bo tamto. Wiec ja sie stalem jej przedluzeniem. Obiektem do spelnienia jej celu. Teraz Twoja wypowiedz natretku przypomniala mi, ze tez mi dawala takie sygnaly. Jak byla zla ocena np., to mowila, ze w porzadku, nic sie nie stalo. Ale cala jej osoba mowila co innego - jestem zawiedziona.

Ale mimo to wszystko nie potrafie jej nienawidzic za to. Przez cale zycie czulem, ze to byla jedna z niewielu osob, ktora mnie kochala, takiego jakim bylem. Bo pozniej pojawily sie osoby w moim zyciu, ktore kochaly mnie, ale tak naprawde nie mnie tylko moj obraz siebie, ktory stworzylem, kiedy prawdziwego siebie wrzucilem do puszki.

A jakie miales natrectwa natretku? Bo ja zaczynam sobie przypominac wiele rzeczy roznych. Jakim ja bylem klebkiem nerwow jak bylem maly! To jest niesamowite! Dopiero teraz to sobie uswiadamiam. Ja sie wiecznie balem wszystkiego. Calego zewnetrznego swiata. Balem sie rywalizacji, tego ze sie okaze gorszy. W ktoryms momencie to sie dla mnie stalo wrogiem numer jeden. Rywalizacja. Glowny naped zycia. Siebie widzialem zawsze na pozycji przegranego, mimo iz czesto wcale tak nie bylo. Ale mialem tak niskie poczucie wartosci... Zawsze gorszy od innych. I sam sie wpedzilem w bledne kolo. Wmawiajac sobie, ze jestem gorszy od innych, faktycznie tak zaczynalo byc. A kiedy byla do mnie wyciagana reka traktowalem ja nieufnie, jak podstep. Bo kto moglby takiego frajera lubic? Ja bylem zbyt wrazliwy... Plakalem na co drugim filmie, tak intensywnie to dzialalo na moje serce. Ta wrazliwosc mnie wykonczyla, bo poszla w zla strone. Nie radzilem sobie z bolem. Mialem tak, ze jak mama wychodzila z domu i jechala gdzies samochodem i miala byc za dwie godziny, a wracala za 2,5 to juz mialem wizje, ze gdzies sie rozbila samochodem i umarla. Musialem wydzwaniac do niej co 15 minut, zeby sprawdzac czy wszystko w porzadku. Teraz mi sie to wydaje troche glupie, ale to byla za kazdym razem trauma.

Jeszcze inna rzecz, ze pojawila sie w pewnym momencie moja siostra. Wiadomo, nowe dziecko to dla tego pierwszego zawsze jest wielki problem. U mnie bylo bez wyjatku. Straszna zazdrosc, ze uwaga cala byla poswiecana siostrze. Nie cierpialem jej jeszcze zanim sie urodzila. Ale kiedy przyjechala ze szpitala i pobyla troche w domu, to ja pokochalem najbardziej na ziemi. To byl moj najpiekniejszy obowiazek, zajmowac sie nia. Raz byla taka sytuacja, ze jak wypadla mamie z wozka na schodach, to bylem tak wsciekly na mame, ze jest tak nieodpowiedzialna, ze myslalem, ze ja zaraz pobije. Na szczescie siostrze nic sie nie stalo.

A co do zlosci natretku... hmm. Ja jak bylem maly, to jakos ja uzewnetrznialem. Nie wiem, co sie stalo pozniej, ale byly takie momenty, ze wscieklosc we mnie wybuchala. Raz sie o cos poklocilem z mama, tak ze wychodzac z tupnieciem nogi z pokoju zatrzasnalem dzrzwi z taka sila ze sie rozwalily. Haha. :P Ale pozniej to zniknelo, nie bylo juz takich atakow. Tez dusilem wszystko w sobie. Musze dojsc dlaczego tak bylo.

Uffff, powiem wam, ze to piekne tak sobie przypomniec jak sie mialo te emocje. Jaki to byl bogaty swiat pelen mozliwosci. Az mi sie usmiech pojawia od samych wspomnien. :) Nieustanna walka, ale zawsze z jakas wspaniala nagroda. Ciezko to opisac. Ale w takich chwilach jak ta chce mi sie cos zrobic z tym gownem, w ktorym teraz siedze.

Hej natretek, moze chcialbys sie zobaczyc i pogadac? Moze to by nam dalo jakas obopolna korzysc?

 

Wybaczcie te dlugie wypociny, ale jak juz mowilem wiele razy ten temat traktuje troche jako osobisty dzienniczek, do ktorego mozecie zajrzec.

 

Ale się filozoficzne zrobiło w naszym wątku ... może rzeczywiście co niektórzy z nas powinni się tym zająć zawodowo.

 

Nie chce byc filozofem, bo to ludzie nieszczesliwi moim skromnym zdaniem. Niestety to mi zawsze najlepiej wychodzilo w zyciu. I matematyka.

Jak to kiedys powiedzial moj ulubiony nauczyciel polskiego z gimnazjum, ktory zwykl pisywac wiersze, bo byl synem poety krakowskiego - "Ja nigdy nie będę dobrym poetą. Bo ja jestem zbyt szczęśliwym człowiekiem." Wniosek - nie warto byc poeta.

 

Mam świadomośc rzeczy o,ktorych piszecie od ósmego roku życia..a jednak czuję.I ta niesamowita prawda,nie odebrala mi tego.Jestem cyniczna i logiczna do bólu,a jednak...szukaj gdzie indziej.Swiadomosc bezcelowosci naszego istnienia (oczywista oczywistosc;))to za malo by zabic życie w zdrowej osobie.

 

Tak ja tez mam ich swiadomosc od 8-ego roku zycia. I tez wtedy bylem w stanie normalnie egzystowac. Czytalem artykul, ze kazde dziecko w tym okresie ma taki moment, ze lezy samo wieczorem w lozku rozmyslajac sobie i nagle ta mysl splywa na nie i bolesnie zderza sie z jego bezpieczna rzeczywistoscia. Taka dziecieca depresja moze trwac pare dni, ale ogolnie szybko sie o tym zapomina,a pozniej normalnie egzystuje. Tak bylo tez w moim przypadku. I mojej siostry. Pamietam to wyraznie, jak ona tez przez to przechodzila, biedna. Lezala w lozku, plakala i nie chciala wyjsc. A ja jako jej najwiekszy autorytet musialem ja przekonac, ze zycie jest piekne, ze wszyscy umrzemy i trzeba isc do przodu. :) Choc sam juz wtedy zaczynalem w to watpic.

Jednak nie do konca takie rzeczy jak ja napisalem sie wtedy rozkminialo. To bylo prostsze. To byla tylko swiadomosc tego, ze umrzemy, a nie ze zycie jest bez sensu. Ja tutaj wyraznie wyszczegolnilem, ze nasza wolna wola jest ograniczona do minimum. Wszystkim kieruja jakies przypadkowe dzialania, procesy ktorych my nie jestesmy w stanie zrozumiec. A uczucia, emocje sluza tym procesom tylko do tego, zeby mogly osiagac jakis swoj, nieznany nam cel. Poziom do ktorego doszlismy jako ludzkosc, zawdzieczamy wlasnie temu, ze te geny sobie postanowily, ze najlepiej bedzie jak nam stworza iluzje wolnej woli. Nasze zycie najlepiej mozna porownac do gry w karty. Dostajesz od zycia jakies karty, ktorych nie mozesz wymienic na lepsze. Musisz zagrac tym co dostales, nawet jesli to totalna chujnia. To sytuacja zupelnie niezalezna od graczy. I zwykli, zdrowi ludzie przyjmuja ten los, nie buntuja sie przeciwko niemu wychodzac z zalozenia, ze trzeba to zaakceptowac. Robia to co ludzie zyjacy w Matrixie. Wszyscy wydaja sie byc oburzeni ta wizja swiata z Matrixa, postawa Cyphera np., a robia dokladnie to co on, tylko nieswiadomie. Wybieraja klamstwo ponad prawde. Nigdy tak o tym nie myslalem, ale to ma sens. Chyba wychodzi na to, ze samobojstwo, to jedyny wolny wybor jaki mamy. ;P

A tutaj wracamy do mojego ulubionego powiedzenia, ktore brzmi: "Niewiedza to BLOGOSLAWIENSTWO." Alleluja dla glupich ludzi. Szczerze zazdroszcze im glupoty. :)

 

Tez mi sie wydaje braku uczuc, ze masz jakas mega wielka depresje. Tylko musisz znalezc jakas przyczyne. To moze byc caly szereg wydarzen, wewnetrznych przezyc. Nie wiem. Ale znajdz to i przeprogramuj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tutaj wyraznie wyszczegolnilem, ze nasza wolna wola jest ograniczona do minimum. Wszystkim kieruja jakies przypadkowe dzialania, procesy ktorych my nie jestesmy w stanie zrozumiec. A uczucia, emocje sluza tym procesom tylko do tego, zeby mogly osiagac jakis swoj, nieznany nam cel. Poziom do ktorego doszlismy jako ludzkosc, zawdzieczamy wlasnie temu, ze te geny sobie postanowily, ze najlepiej bedzie jak nam stworza iluzje wolnej woli. Nasze zycie najlepiej mozna porownac do gry w karty. Dostajesz od zycia jakies karty, ktorych nie mozesz wymienic na lepsze. Musisz zagrac tym co dostales, nawet jesli to totalna chujnia. To sytuacja zupelnie niezalezna od graczy. I zwykli, zdrowi ludzie przyjmuja ten los, nie buntuja sie przeciwko niemu wychodzac z zalozenia, ze trzeba to zaakceptowac. Robia to co ludzie zyjacy w Matrixie. Wszyscy wydaja sie byc oburzeni ta wizja swiata z Matrixa, postawa Cyphera np., a robia dokladnie to co on, tylko nieswiadomie. Wybieraja klamstwo ponad prawde. Nigdy tak o tym nie myslalem, ale to ma sens. Chyba wychodzi na to, ze samobojstwo, to jedyny wolny wybor jaki mamy. ;P

A tutaj wracamy do mojego ulubionego powiedzenia, ktore brzmi: "Niewiedza to BLOGOSLAWIENSTWO." Alleluja dla glupich ludzi. Szczerze zazdroszcze im glupoty. :)

 

Jest jednak roznica miedzy tym dlaczego emocje powstaly a czym sa, szczegolnie ze ewolucja dziala na bardzo prostych nieadapcyjnych zasadach (antykoncepcja nie wplywa na potrzebe sexu itp.). Z perspektywy zyjacej osoby jego subiektywne odczucia sa wazne i nie mozna powiedziec zeby byly klamstwem, sa naprawde jakos produkowane przez organizm. Ambicje to tesz potrzeba emocjonalna, a bez ambici jaka bylaby roznica miedzy zyciem w matrixie czy swiecie materialnym? Determinizm tesz by nic nie zmianial dla osoby ktora nie ma ambici. Ja nie moglem nigdy w sobie znalesc ambici, nie zalerzy mi na tym zeby cos stworzyc, ani zeby cos po sobie zostawic, wiec nie widze jaki dla mnie mialyby sprawiac problem te rzeczy o ktorych piszesz, ja bym chetnie zyl w matrixie jakbym sie tam lepiej czul i swiadomosc tego, ze jestem w matrixie w niczym by mi nie przeszkadzala wiec nie musialbym sie nawet oklamywac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak, ale wlasnie w tym rzecz. Ze cos sie stalo jak byles maly albo nawet byles jeszcze plodem, co spowodowalo, ze nie masz tej ambicji. To co mowisz, emocje sa produkowane przez orgranizm. Nie przez Ciebie, Twoja istote, tylko organizm. Jestes niewolnikiem swojego organizmu. Niewolnikiem samego siebie. Tych procesow, ktore Cie stworzyly. Tutaj sie upatruje tej ' matrixowosci' zycia. Jestesmy robotami, ktorym zostawiono namiastke wolnej woli, zebysmy mogli cos z nia zrobic. Fakt, ze subiektywnie doznajemy tych uczuc, ale obiektywnie nie ma zadnych prawd. To jest ta iluzja, na ktora wszyscy sie godza. Ze sa jakies prawdy. Prawda, czyli cos co wiekszosc uznaje za sluszne, czyli wlasciwie powszechnie akceptowany falsz. I chodzi mi o to, ze ktos bedzie twierdzil, ze dezodorant Axe jest lepszy od dezodorantu Rexona. Czemu tak bedzie uwazal? Bo w dziecinstwie, kiedy jeszcze nie mial wolnego wyboru, osobowosci, czul podobny zapach, gdy czul sie bezpiecznie. I to przywoluje w nim podswiadomie te uczucia. Koi jego 'ja'. I gdzie w tym wolny wybor? Do tego caly czas daze, ze jestesmy tylko wypadkowa chaosu, ktory trwal miliony lat. I mozemy sie zgodzic, na bycie marionetkami samych siebie (paradoks, ale moze teraz chociaz troche go rozumiecie?), co jest oczywiscie najlepszym wyborem, bo tylko wtedy mozemy byc szczesliwi.

Tylko teraz sie pojawia bardzo wazne pytanie: czym jest w takim razie dobro i zlo? Skoro nie ma obiektywnych prawd, to nie ma tez dobra i zla. To pojecia abstrakcyjne, ktore sa wynikiem ewolucji. Ewolucja dazy do zmian. Zmiany nie sa mozliwe bez trwania gatunku. Gdyby nie bylo pewnego systemu regulujacego, to gatunek by wymarl. Dlatego zeby utrzymac to wszystko w ryzach powoli zaczal wylaniac sie ksztalt wartosci, ktore sa nam dobrze znane, a ktorych my nie umiemy poczuc - system moralny, emocje, uczucia. Wszystko po to, zeby ta coraz bardziej chwiejna konstrukcje utrzymac w kupie. Im wiecej ludzi, tym trudniejsze sie to staje. Im wiecej roznic, tym wiecej sporow. To tez jest smieszne. Bo gdyby ludzie byli bez uczuc, to by nic nie szlo do przodu. Gdyby mieli ich za duzo, to by sie pozabijali nawzajem. Swiat nieustannie musi jakos utrzymywac zloty srodek. Chociaz podobno jest coraz gorzej. Przez te wszystkie media itd. stalismy sie najbardziej narcystycznym spoleczenstwem ever. I to sie pewnie bedzie coraz bardziej poglebiac az nastapi jakas wielka tragedia i silne przewartosciowanie.

No i wracajac do kwestii dobra i zla. Co jak ktos sie rodzi zly? Tzn. jego genetyczne uwarunkowania sprawiaja, ze zeby byc szczesliwym musi zabijac? Co w takiej sytuacji? Gdzie lezy wina? Na ile jest katem, a na ile ofiara? System moralny nie odpowiada na to pytanie. Bo on blednie zaklada, ze my jestesmy tacy jacy chcemy byc. Powiedzcie to dziecku z zespolem Downa (przyklad uzywany juz do zerzygania, ale skuteczny).

Teraz jedyna nadzieja jaka widze w tym wszystkim, to wyprzec te mysli z glowy, zamknac je w jakims pudle i wpoic sobie do glowy, ze jest inaczej. Zycie to zludzenie, tylko trzeba stworzyc takie, ktore nam sie bedzie podobac. Dlatego sposrod tych trzech - Wiara, Nadzieja, Milosc, najwazniejsza jest Wiara! Wiara!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak uczuć nie ma ciężkiej depresji bo by do pracy nie chodziła ma nietypową depresje jak my wszyscy tu zresztą zapewne...

mam prośbe do poprzedników nie piszcie takich długich postów bo nie chce mi sie czytać i większosci pewnei też:)

ja mam cały czas taki sam stan od rana do wieczora jak usne raczej sie nie budze ale rano znów wstaje bez napędu psychicznego bez żadnej motywacji i wiary dlatego tak nie moze być w poniedziałek ordynator oddziału męskiego wizyta na izbie przyjęć w szpitalu mnie przyjmie...tzn umówiony nie jestem konkretnie poprostu ma dyżur i mam wpaść...

brak uczuć robie to samo co ty kiedyś łapie wszystkie sroki za ogon a nic z tego nie wynika takei szukanie pomocy u wszystkich i u nikogo...niewiem czemu tak jest pewnei dlatego że od razu chce być zdrowy...

zapisałem sie też do siebie do psychiatry na 5 kwietnia na nfz do poradni do której kiedyś kilka lat chodziłem...terminy odległe ale mnie wcisneli...

ja mam 2 szpitale do których moge trafić w Gnieżnie i klinika w Poznaniu w obydwu już byłem choć gniezna nei zaliczam bo byłem na psychosomatycznym...matka w sumie mnie wyzywa neiraz że se rente ubzdurałem że mi nie dadzą itp... ja nie chce być ciężarem...a wiem że dołuje rodzine chcąc niechcą dlatego bardzo bym chciał być ze swoimi w szpitalu albo ośrodku albo gdzieś albo cmentarz... :blabla:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tak, ale wlasnie w tym rzecz. Ze cos sie stalo jak byles maly albo nawet byles jeszcze plodem, co spowodowalo, ze nie masz tej ambicji. To co mowisz, emocje sa produkowane przez orgranizm. Nie przez Ciebie, Twoja istote, tylko organizm. Jestes niewolnikiem swojego organizmu. Niewolnikiem samego siebie. Tych procesow, ktore Cie stworzyly. Tutaj sie upatruje tej ' matrixowosci' zycia. Jestesmy robotami, ktorym zostawiono namiastke wolnej woli, zebysmy mogli cos z nia zrobic.

 

Jusz z samego zalorzenia wybor jest niemozliwy, bo trzeba najpierw jakims byc zeby cos wybrac. Wiec tego poczatkowego stanu wybrac nie mozna.

 

Fakt, ze subiektywnie doznajemy tych uczuc, ale obiektywnie nie ma zadnych prawd. To jest ta iluzja, na ktora wszyscy sie godza. Ze sa jakies prawdy. Prawda, czyli cos co wiekszosc uznaje za sluszne, czyli wlasciwie powszechnie akceptowany falsz. I chodzi mi o to, ze ktos bedzie twierdzil, ze dezodorant Axe jest lepszy od dezodorantu Rexona. Czemu tak bedzie uwazal? Bo w dziecinstwie, kiedy jeszcze nie mial wolnego wyboru, osobowosci, czul podobny zapach, gdy czul sie bezpiecznie. I to przywoluje w nim podswiadomie te uczucia. Koi jego 'ja'. I gdzie w tym wolny wybor?

 

Wolny wybor nie jest niezbedny zeby istniala jakas prawda, jezeli jego organizm tak dziala, ze on woli dezodorant Axe to jest to prawda o jego organizmie.

 

Do tego caly czas daze, ze jestesmy tylko wypadkowa chaosu, ktory trwal miliony lat. I mozemy sie zgodzic, na bycie marionetkami samych siebie (paradoks, ale moze teraz chociaz troche go rozumiecie?), co jest oczywiscie najlepszym wyborem, bo tylko wtedy mozemy byc szczesliwi.

Tylko teraz sie pojawia bardzo wazne pytanie: czym jest w takim razie dobro i zlo? Skoro nie ma obiektywnych prawd, to nie ma tez dobra i zla. To pojecia abstrakcyjne, ktore sa wynikiem ewolucji. Ewolucja dazy do zmian. Zmiany nie sa mozliwe bez trwania gatunku. Gdyby nie bylo pewnego systemu regulujacego, to gatunek by wymarl. Dlatego zeby utrzymac to wszystko w ryzach powoli zaczal wylaniac sie ksztalt wartosci, ktore sa nam dobrze znane, a ktorych my nie umiemy poczuc - system moralny, emocje, uczucia.

 

Jednak to, ze uczucia istnieja i ze sa zle oraz dobre (bo inaczej ewolucja by nie mogla ich uzyc, a dzilaja one rownierz na zwierzetach ktore nie potrafia rozpatrywac tych spraw) jest obiektywna rzeczywistoscia czy nie? To jest miejsce gdzie ja bym sie dopatrywal dobra i zla, chociasz nie rozumiemy jak emocje powstaja to wiemy, ze dzialaja, ze nie sa dla ludzi czy innych zwierzat bez znaczenia i ze nie jest to jedynie jakis wymysl fiozoficzny.

 

 

No i wracajac do kwestii dobra i zla. Co jak ktos sie rodzi zly? Tzn. jego genetyczne uwarunkowania sprawiaja, ze zeby byc szczesliwym musi zabijac? Co w takiej sytuacji? Gdzie lezy wina? Na ile jest katem, a na ile ofiara? System moralny nie odpowiada na to pytanie. Bo on blednie zaklada, ze my jestesmy tacy jacy chcemy byc. Powiedzcie to dziecku z zespolem Downa (przyklad uzywany juz do zerzygania, ale skuteczny).

 

Jest to wina zbiegu okolicznosci, nie musi byc osobistej winy zeby istnialo dobro i zlo. Nie kazdy system moralny zaklada ze jestesmy tacy jak chcemy byc, utilitarianism jest kompatybilny z determinizmem. Czlowieka ktory zabija nie wiezi sie dlatego ze tak jest sprawiedliwie, chciasz to nie jego wina to tesz niczego nie sa winne jego ofiary wiec zamkniecie go to mniejsze zlo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magic, ja też nie daję rady czytać tych długich postów.

 

Gdybym miał rentę, to bym ją całą oddawał rodzicom, bo to ich zasługa, że cokolwiek jeszcze robię, ja nie mam zbytnio potrzeb, także 500zł wystarczyłoby mi.

Od wczoraj śpię już ponad 15 godzin. Niestety depakine chrono niweluje efekt pobudzający solianu u mnie. Chyba nie będzie sensu brać dłużej tego leku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

też bym oddał żyć trzeba...nie mam potrzeb też wielkich byle by przeżyć dzien...może to jest beznadziejne i mierne...ale jak nie mam życia psychicznego ale wegetować też trzeba za co...i neiwiem co będzie jak ktos ma dwóch rodziców to inaczej ja mam jednego ale rodzenstwa sporo i sądze że mi kiedyś pomogą jak będe na rencie a uważam że to kwestia czasu bo inaczej i tak śmierc albo dps...neiwiem wiem racjonalnie to żałosne i bez ambicji wogóle tak jakbym sie poddał i nic sie nie dało zrobić...niektórzy mi to wypomną ale naprawde tak jest ze mną i wydaje mi sie że nie mam wpływu na ten stan sam w sobie...ja od rana do wieczora mam ten sam stan umysłu i to mnie zastanawia ciągle DLACZEGO???WHY??? czy to biologia czy psychologia czy jest coś innego jeszcze w tym mózgu chorym...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jak nie można zarabiać to co zrobić??ile można kombinować i sie oszukiwać...czyli psychiatryk i mam takie powody podać??bo nie mam myśli samobójczych ale niewiem czy nie skłamać przed psychiatrą poraz pierwszy i powiedzieć że mam hmmm...oby nie bo dziwnie akurat w tym kłamać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzisiaj zarzucilem z rana 150mg solianu 8:00, potem 14:00 150mg solianu i potem 20:00 solian 150mg czyli razem 450mg 3x150mg. powiem szczerze, ze wech lepszy, smak lepszy. czego jeszcze chciec wiecej. emocji nie musi byc wcale, bo nadzieje mam w d. wystarczy motywacja. sen mam naturalny. jak chce mi sie spac to ide spac, bo nie wyrobie i juz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uht w tym wątku poruszyłem problem moich natręctw: topic17921.html nie chcę się powtarzać, więc zerknij sobie jeśli jesteś zainteresowany.

 

magic i Korat zgadzam się z Wami w 100 %, na wegetację też trzeba mieć jakieś minimalne środki, niestety większość osób które nie mają większych problemów ze zdobywaniem srodków na przyjemności (nie mówiąc już o pieniądzach na życie) nas nie zrozumie. Ja dzięki rodzicom mam co jeść i mam gdzie spać, a z przyjemności nawet tych najprostszych typu: kino, teatr nie korzystałem od przeszło 2 lat. Jakby nie rodzice i ich skromne emerytury to z pewnością zostałbym "klientem" MOPSu lub/i Caritasu choć nawet w moim obecnym położeniu zastanawiam się czy nie skorzystać z pomocy tych instytucji bo posiadane przez rodziców środki nie należą do najwyższych. I to wszystko pisze wykształcona osoba przed którą świat powinien stać otworem, a tymczasem zatraca się i mota w tej beznadzieji. Smutne to, ale prawdziwe ...

 

Sąd w przeciwieństwie do ZUSu nie spieszy się by wszcząć sprawę odnośnie przyznania mi renty socjalnej, czekam na wezwanie i nie przychodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja się dołącze jeśli można. Nie sposób przeczytać wszystkich 125 stron więc przeczytana pierwsza i ostatnia, jak na razie.

Myślicie że można wyleczyć się samemu z takiego braku uczuć? Ja tak od jakiegoś roku, coś się wydarzyło, płakałam dzień i noc, cierpiałam, potem zaczęłam udawać że wszystko jest już dobrze i wtedy zaczęłam albo raczej przestałam czuć. Czasami czuje się jak idiotka jak ktoś mówi o czymś smutnym, trudnym, ciężkim, a ja czasem nie potrafiąc zachować się odpowiednio do sytuacji się uśmiecham nerwowo, ludzie to źle odbierają, ale mam wrażenie że nie umiem być smutna. Czasami jak jest mi tak źle to chciałabym siąść i się wypłakać, ale.. nie umiem. Od tamtego czasu nie uroniłam łzy, jakbym wypłakała wtedy wszystkie. I tak egzystuje, studiuję, mam kontakt z ludźmi, ale z nikim nie umiem się zaprzyjaźnić, nawiązać bliższej znajomości. Trzymam ludzi na dystans bo boje się że ich skrzywdzę przez moją znieczulice. Wiem, że to dużo łagodniejsze od tego co Wy opisujecie, ale zastanawiam się czy z Wami też się tak zaczęło? Bo nie wiem czy 'samo przejdzie' czy jednak sama tego nie ogarne a wręcz przeciwnie, pogorszy się. Nie wiem... Czasami myślę żeby pójść do terapeuty (zwykle późnymi wieczorami albo w nocy), ale zawsze jak już jest odpowiednia pora i mam czas żeby zadzwonić i się umówić to stwierdzam że dzisiaj jest dobrze więc jutro pewnie też będzie. I nawet już nie wiem czy okłamuje sama siebie czy po prostu nie jest tak źle i naprawdę dam radę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

natrętek dobrze piszesz choć to żałosne...jednak uważam że pomoc psychiatryczna w kraju naszym jest niewystarczając i nasz zaburzenia są bagatelizowane przez system...niewiem czy komisje nam zazdroszczą czy mają kryteria czy trzeba dac w łape(zapewne tak)choc zapewne są też uczciwi rencisći na forum...

 

wiadomo że sami z systemem nie wygramy potrzebny jest zespół czyli rodzina bliższa lub dalsza ale jednak jakieś stawiennictwo i wspracie w tej kwestii ja takiego nie mam...widze neiraz ja rodzina liczy że sam wyzdrowieje lub poprostu już tak jest i tyle...co mogą na to poradzić że mnie to spotkało...tylko to że ja pogodziłem sie z tym już dawno może błąd bo powiniem walczyć nawet z pustką w głowie i brakiem napędu itp...ale to jest naprawde trudne i ciężkie jak głowa mi nie pracuje i nie ma motywacji w każdej chorobie trzeba cchieć żyć bo i naczej klapa...

 

jak ktoś kiedys powiedział:

jak ktoś chce żyć medycyna jest bezradna ,jak ktos nie chce niestety też...

 

tylko czy te zdanie ma sens w psychiatrii???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i bym nawet nie potrzebował renty, gdyby istniał w pl taki system pomocy socjalnej który pomógł by mi załatwić spokojną pracę na pół albo ćwierć etatu. Mógłbym robić nawet za 400zł miesięcznie, byleby to mnie nie wykańczało i nie musiałbym pobierać renty wtedy. Ale polska to taki kraj, że aż żal bierze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×