Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lęk przed śmiercią


Gość Ola 25

Rekomendowane odpowiedzi

Tak ja widziałam ducha, a mój tata nawet rozmawiał ze swoim zmarłym ojcem i to nie jest wymysł bo byli przy tym jego brat i siostra.

Moja babcia mieszka w miejscu na którym rozstrzelano wieoe osób i uwierz dzieją się tam dziwne rzeczy.

Ja nie wiem czy to strach przed śmiercią nas tak przeraża?

Mnie chyba nie ale po prostu nie chce umierać, nie chcę czuć tego panicznego lęku, który towarzyszy atakowi , ja w sumie nie myślę ,że umieram tyllo czuję się jakbym zaraz miala wykorkować a to jest cierpienie. Wierzę w Boga to mi daje durzo siły w ciężkich chwilach.

Najgorsze w tym wszystkim jest to ,że przed śmiercia czlowiek cierpi a my mając atak cierpimy bardzo , to tak jakbyśmy umierali codziennie albo przy każdym ataku. I to jest straszne- przynajmniej dla mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam! Ja stracilam mame a teraz sama mam dzieci i moj lek przed smiercia to jest to ze boje sie ze zostawie moje dzieci nikt nie kocha nas jak wlasne mamy taka czysta i bez interesowna miloscia pamietajcie o tym i okazujcie swoim rodzicielkom milosc wiedza o tym osoby ktore tak jak ja stracily swoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, ja nie mam obawy przed smiercia tylko to ze moglbym kogos bliskiego zostawic z cierpieniem moze dlatego jestem sam, bo nigdy nic nie wiadomo co mi przyjdzie do glowy i co zrobie :) u mnie z wiara nie najlepiej mialem dlugi czas przerwy zanim poszedlem do kosciola. Co do atakow to tez sie ich nie boje wytrzymuje je jakos ale wystepuja zadko i nawet nie wiem kiedy nastapi atak... ducha nie widzialem ;) pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to jest cos, co mimo pomaluśkiego wychodzenia na prostą spędza mi sen z powiek i ogolnie nakręca wiecie co :)

Strasznie boję się o moich rodziców, nie są starzy, ale wiadomo że nie mają 30 lat, ojciec ma problemy z nadcisnieniem, pali itp., mama tez ma jakiestam swoje kłopociki zdrowotne, wiem, wiem, zycie, ale nie zawsze jestem w stanie uspokoić sie hasełkami typu "nie wiadomo i tak ile komu jest dane', "nie masz na to wpływu" itd.

Wiecie, zamieniłam się w taką kurę domową, co jest tym łatwiejsze że mieszkam z nimi, najszczęsliwsza jestem, gdy wszyscy są w zasięgu mojego wzroku (w domu, na grillu, u ciotki , w sklepie, nieważne, byle blisko) -rodzice, brat, syn, najlepiej do tego najblizsza ciocia z rodziną -wtedy czuję ten spływający na mnie błogi spokój, że w razie "czegoś" (czego?) wszyscy są obok mnie.

 

To idiotyczne, wiem, przecież ja ich na swój sposób ograniczam, np. brat studiuje w innym mieście, a ja mam napady paniki, że "jest tak daleko" :x

Jestem bardzo blisko z mama, spedzamy ze sobą mnóstwo czasu popoludniami, razem załatwiamy różne sprawy, ale ja mam i jednoczesnie wyrzuty sumienia, ze przeciez moglaby spedzac ten cza inaczej, i jednoczesnie jakby nie moge sie nia/nimi nacieszyc.

 

Paraliżuje mnie myśl, że tak będzie wyglądać moje życie dzień po dniu (bo jak mam kogoś poznać, jak nigdzie nie "bywam" -a z drugiej strony nawet nie łudzę się i nie chcę łudzić kogoś (a pojawil sie ktos taki ostatnio, odgrzewana historia z przeszłosci, ale mogłabyłaby byc strawna ;) ) ze jestem na obecnym etapie byc dla kogos radościa, podporą, ostoją i wulkanem seksu ;) -bo nie jestem,przecież wiem

 

Emocjonalnie mam wrazenie ze cofnełam się do etapu kilkulatka -i to mnie przeraża, bo sama mam dziecko w takim wieku. I naprawdę staram się byc dla niego silną, dzielną mamą, ale to tylko maska, w środku czuję, że taka nie jestem -i czuję do siebie jednocześnie i litość i odrazę.

 

Przeraża mnie mysl o odejściu moich rodzicow (że nie wspomne o dziadkach, chociaż nie jestem z nimi az tak mocno zwiazana) bo wydaje mi sie ze moja egzystencja wtedy automatycznie straci sens.

 

Jezu, ja sobie tego w ogole nie wyobrazam, normalnie czarna dziura, juz czuje ze sie znowu nakrecam... paskudne, wstrętne uczucie... :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scajona ja sie boje smierci i to panicznie ale na pewno nie ma tu podloza zwiazanego z wiara. U mnie sie to zaczelo jak zmarl mi dziadzia ktorego bardzo kochalam. Babcia ciagle mowila mi jak umieral i wszystko to ja sobie w pajalam ze mama takie same dolegliwosci i ze umre!!!to jest straszne!mialam nawet wrazenia ze jezyk mi sie zapada bo tak mial moj dziadzi podczas smierci. Pozniej zmarl mi kolega kilak miesiecy pozniej i jan Pawel II... no wiec Smierc byla blisko mnie przez caly czas:( nie moglam sobie z tym poradzic no i z czasem stala sie czastko mnie. Przez to oddalilam sie od bOga bo sie go po prostu boje Ale wierze i kocham Go:) ale smierc jest okropna!!!!!i te objaweyyyy wrrr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja osobiście mocno wierzę w Boga i życie po śmierci. Czasami jednak mam straszny lęk przed tym że pójdę do piekła...często gdy bałam się w nocy...miałam dziwne skurcze takie że nie moglam wydusić z siebie słowa okropnie się wtedy bałam..sama nie wiem co to było i jakiś głos jakby mówił że muszę umrzeć umieram..tak okropnie się bałam tego wszystkiego sama nie wiem co to było..czy wy macie takie silne lęki...czasami myślę że smierć to koniec wszystkiego ja boję się tylko piekła...i tego że tam trafię..gdy umrę

 

[ Dodano: Pią Maj 05, 2006 2:32 pm ]

a co do duchów to igdy nie widziałam ale rownież się boję...że obrażę kogoś zmarłego i potem będzie mnie dręczył...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja myślę że śmierci nie powinniśmy się bać ,predzej złych ludzi. W krótkim czasie zmarło w mojej rodzinie kilka osób więc wiem że śmierć nie boli lecz choroba która doprowadza do niej.Wiekrzość z nas raczej jest zdrowa fizycznie więc taka śmierć w kowulsjach lub cierpieniu nam nie grozi.My boimy się jej bo bardzo chcemy żyć wydaje mi się że należy stale sobie wyznaczać jakieś zadania do zrobienia żeby zapomnieć o tym ze ... znów mamy atak i umieramy.Ja często powtarzam sobie że nie mam czasu na takie myśli bo mam jeszcze wiele do zrobienia i mi to pomaga,a co do wiary to zostawiam to Panu Bogu kiedy bedzie chciał mnie zobaczyć to i tak nie zalezy odemnie. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mamukaroli, mam pytanie, a w jakich okolicznościach widziałaś ducha i kim on dla ciebie był? Opowiec mi troche o tym, kiedy to było, i czy sie bałaś.... może jednak DUSZA żyje po śmierci? skoro jest ktoś kto widział zmarłego po jego śmierci.....opowiec mi plis

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj! Myślę, że osobom niewierzącym trudniej jest stawić czoła myśli o śmierci. Kiedyś czułam niesamowitą więź z Bogiem. Byłam pewna, że nic w moim życiu nie dzieje się przypadkiem, że wszystko ma jakiś głębszy sens niezrozumiały dla mnie.

 

Obecnie, po wielu przeżyciach moje refleksje na ten temat są podobne do Twoich... A co jeśli Życie, Wszechświat, to że coś "jest" w ogóle zamiast "nie być" to jakiś wielki kosmiczny przypadek, tragiczne i zarazem śmieszne zrządzenie losu, które nie ma wcale żadnego znaczenia...? Bardzo chcielibyśmy wierzyć, że tak nie jest... że to wszystko ma sens, że naszym praraprzodkiem nie były jednokomórkowce a koniec świata będzie początkiem nowego życia a nie nicości...

 

Człowiek jest jedyną istotą na ziemi, która zadaje pytanie "dlaczego jestem?" Myślę, że to ta samoświadomość istnienia nas przeraża. Zdajemy sobie sprawę z tego, że "jesteśmy" i nie umiemy sobie wyobrazić jak to jest "nie być"... nie chcemy przestać "być". Religia i wiara w życie po śmierci na pewno ogranicza więc nasz strach przed nią... Może dlatego człowiek od zawsze (od kiedy jest "człowiekiem" w dosłownym znaczeniu tego słowa) wierzy w coś (bóstwa, siły nadprzyrodzone) zamiast nie wierzyć w nic....

 

Życie z wiarą jest łatwiejsze, daje siłę, odporność, czujemy że należymy do jakiejś wspólnoty, czujemy że życie ma sens!

Gdy umiałam bezgranicznie zawierzyć Bogu (Gdy w ogóle nie przychodziło mi do głowy, że Jego może nie być!) byłam szczęśliwa ... chciałabym uwierzyć na nowo, naprawdę... chciałabym nie mieć tych wszystkich wątpliwości, nie snuć takich refleksji... ale nie wiem, czy po postawieniu pewnych pytań jest to jeszcze możliwe... Mam nadzieję, że tak!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem jak się czujesz... Też bardzo boję się, że nagle ich nie będzie... i jak ja dam sobie radę? Tak naprawdę to nigdy nie jest się gotowym na ich odejście.. więc po co o tym rozmyślać? Kiedyś myślałam, że dorośli ludzie, którzy pozakładali swoje rodziny są już przygotowani emocjonalnie do tego, że oni muszą odejść i że to naturalne... ale tak chyba nie jest...

Myślę, jednak że bycie z kimś kogo się kocha - z mężem, dziećmi pomaga przetrwać ten ból... daltego mam nadzieję (choć to może zabrzmi egoistyczne), że nie będę sama, gdy nadejdzie ten dzień... -ale to tak na marginesie.

 

Jeśli poczujesz się na siłach zainwestuj trochę w jakąś znajomość, wyjdź do ludzi... - to pomoże Ci oderwać się od mysli o utracie rodziny.. 3maj się!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie lam sie mam podobne identyczne objawy

panicznie bije sie smierci i boje sie o los tych na ktorych mi zalezy

czasami jest to tak trudne ze nie daje rady ale chwila refleksji mi pomaga powierzam bogu wszystko i jakos dzieki niemu przechodzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja kiedys rowniez bylam bardzo blisko Boga, moje relacje z nim zaczely sie rozluzniac jak zaczelam miec problemy z chodzeniem do kosciola (wtedy myslalam ze robi mi sie slabo i ze zemdleje a teraz wiem ze to byla nerwica) stwierdzilam ze nie bede tam chodzic skoro kazda msza to meczarnia, z myslą kiedy to sie skonczy i bede mogla wyjsc, a nie modliwta...

a teraz taka refleksja.... jesli by zakladac istnienie Boga i wszystkich rzeczy zwiazanych z tym faktem, czy myslicie ze to ze odczuwamy lęk przed byciem w kosciele, jest dziełem wroga Boga - szatana? Wracając do nerwicy, są statystyki że wiele osob chorych na nerwice popada w depresję, ktora nieleczona doprowadza do znacznej liczby samobójstw......a wiadomo-----szatan zabiera duszę osoby która sama odbierze sobie życie.

 

Czy mozna spojrzec na to w ten sposób że siły dobra i zła walczą nieustannie o ludzkie dusze?

 

Ci którzy się poddadzą ulegną słabości nie będą potrafili wyjsc z nerwicy-depresji i popełnią smobójstwo---oddadzą tym samym duszę szatanowi?

 

Osoba która pokona lęki, nerwicę, zbliży się do Boga zostanie z nim do konca, az Bóg sam zawoła ją do siebie---wygra i osiągnie w ten sposób życie wieczne?

 

To co z tym? szatan oddala nas od kosciola powodując niechęć przebywania na mszy - oddala od Boga- by tym samym wzbudzic w nas lęk przed śmiercią jako nicością - wzbudzic depresję - i samobójstwo - potem zagarnąć duszyczkę dla siebie? Czy nie?

 

Co powiecie na taką teorie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wierze w duchy...wierze w boga...boję sie śmierci...nie miełabym lęków gdybym się nie bała smierci.

kiedyś wywoływalismy duchy z koleżankami

Były wołania...-" Duchu kim jesteś?"...-" Duchu daj znak!!"

ale ponieważ nic się nie działo to poszłyśmy spac

rano zauważyłam ze nie mam kolczyka w uchu...a ucho jest porzerwane-tak jakby mi go ktoś wyrwał z ucha---ale sama rana była zabliźniona i nie bolała!!!!!!!! :shock: Kolczyk leżał na stoliku przy którym wieczorem siedziałam :shock: i tak mam do dziś...przerwane ucho na około 0,50 cm

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

scajona, w Twojej teorii, skądinąd bardzo racjonalnej, jest wg mnie kilka niespójności, drobnych ale zasadniczych:

 

"(...) a teraz taka refleksja.... jesli by zakladac istnienie Boga i wszystkich rzeczy zwiazanych z tym faktem, (1)czy myslicie ze to ze odczuwamy lęk przed byciem w kosciele, jest dziełem wroga Boga - szatana? Wracając do nerwicy, są statystyki że wiele osob chorych na nerwice popada w depresję, ktora nieleczona doprowadza do znacznej liczby samobójstw......(2)a wiadomo-----szatan zabiera duszę osoby która sama odbierze sobie życie.

(3)Czy mozna spojrzec na to w ten sposób że siły dobra i zła walczą nieustannie o ludzkie dusze?

 

Ci którzy się poddadzą ulegną słabości nie będą potrafili wyjsc z nerwicy-depresji i popełnią smobójstwo---oddadzą tym samym duszę szatanowi?

 

(4)Osoba która pokona lęki, nerwicę, zbliży się do Boga zostanie z nim do konca, az Bóg sam zawoła ją do siebie---wygra i osiągnie w ten sposób życie wieczne?

 

To co z tym? szatan oddala nas od kosciola powodując niechęć przebywania na mszy - oddala od Boga- by tym samym wzbudzic w nas lęk przed śmiercią jako nicością - wzbudzic depresję - i samobójstwo - potem zagarnąć duszyczkę dla siebie? Czy nie?

 

Co powiecie na taką teorie?"

 

(1) Zasadniczo, wszelkie ludzkie cierpienie(szeroko pojęte) ma swoje źródło w momencie powstania grzechu.Człowiek zanim popełnił grzech żył w pełni szczęścia i miłości. Generalnie lęk sam w sobie jest zły, choroby , w tym nerwica, też są złe,a szatan umiejętnie wykorzystuje sferę naszych odczuć związanych z przeżywaniem emocji negatywnych.Zauważ,że w przypadku nerwicy ma wielkie pole do popisu, bo jedną z ulubionych jego zagrywek jest doprowadzenie do sytuacji , w której człowiek zaczyna siebie oskarżać, obwiniać, osądzać. Diabeł, z grec. dia-ballo czyli ten, który dzieli, oskarża. Natomisat absolutnie nie prawdziwy i fałszywy jest tok myślenia zakładający ,iż nie idąc do Kościoła z powodu odczuwania silnych lęków(wewnętrznie jednak mając pragnienie spotkania się z Bogiem), oddalamy się od Boga. Tak na prawdę Bóg jest najbliżej tych, którzy cierpią.NAJBLIŻEJ. Aby dobrze to zobrazować, można np. przyjrzeć się postaci św. Maksymiliana Kolbe, który w obliczu największego cierpienia, na które był wystawiony w obozie koncentracyjnym, oddał własne życie za współwięźnia.Zmarł w celi głodowej, dobity zastrzykiem z fenolu.Przeżywanie wiary, szczególnie w kontekście choroby lub innego wielkiego cierpienia, jest sprawą bardzo indywidualną, ale w gruncie rzeczy sprowadza się do tego aby się nie zamykać na Boga, aby spróbować odczytać własne cierpienie w cierpieniu Jezusa i zrozumieć,że prowadzi ono do ZMARTWYCHWSTANIA.

 

(2) Myślę, że samobójcy to ludzie, których dotknęło skrajne cierpienie i WIELKIM błędem jest "skazywanie" ich na wieczne potępienie. Człowiek nie ma absolutnie takiego prawa.Jedynie Bóg decyduje o zbawieniu.Poza tym psychologia uświadomiła nam, że samobójcy działają najczęściej pod silną presją okoliczności. Nie do końca są świadomi tego, co robią albo też czują się przymuszeni sytuacją, chęcią pozbycia się bólu itp. Psychologowie wiedzą, że akt ten wyraża często, w sposób paradoksalny i mylny, ogromne pragnienie życia i uwolnienia się od zbyt ciężkiego bagażu wewnętrznych cierpień. "Wówczas gdy poważne zaburzenia psychiczne, stany lękowe lub ogromny strach przed jakimś doświadczeniem, cierpieniem czy torturami stanowią przyczynę samobójstwa, odpowiedzialność samobójcy jest pomniejszona. (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2282). Tak więc Kościół nadal stanowczo sprzeciwiając się aktom samobójstwa, stosuje wobec samobójców zasadę miłosierdzia i zezwala na chrześcijański pogrzeb.Gdy pewien człowiek popełnił samobójstwo rzucając się z mostu do rzeki święty proboszcz z Ars, Jan Vianey (XIX wiek) odpowiedział jego żonie: "Między mostem a wodą miał jeszcze dość czasu, aby prosić o Boże miłosierdzie."

Reasumując: Bóg zna każdego człowieka lepiej niż on sam, i w pierwszej kolejności okzuje swoje miłosierdzie, miłość i przebaczenie.Cierpienie człowieka, które pcha go w kierunku popełnienia samobójstwa jest Bogu znane najbardziej, i w momencie śmierci jest on bardzo blisko swojego dziecka.

 

(3) można:)

 

(4) To jest chyba najbardziej karkołomne stwierdzenie:) Aby zbliżyć się do Boga nie trzeba pokonywać nerwicy, tak samo jak nie trzeba stwać się lepszym aby móc być bliżej Boga. To dzięki Bogu możemy pokonać nerwicę, i dzięki niemu i jego Miłośći możemy stawać się cały czas lepszymi ludźmi.Skoro jesteśmy przy nerwicy, to paradoksalnie, właśnie dzięki niej mamy szansę poznać lepiej Boga. Człowiek , który przeżywa cierpienie jest z jednej strony atakowany przez gro negatywnych uczuć, emocji myśli etc ale z drugiej strony jest bardziej uwrażliwiony i otwarty duchowo.Spróbujmy zatem spojrzeć na siebie z większym Miłosierdziem i współczuciem, i oddajmy nasze cirepienie Bogu-On zawsze jest blisko i czeka na każdego z nas.

 

greets

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dzięki Bogu możemy pokonać nerwicę, i dzięki niemu i jego Miłośći możemy stawać się cały czas lepszymi ludźmi.

 

Arek 1977 to co napisales ma w sobie gleboki sens

 

Chcialbym tylko do tego wszystkiego dodac to ,ze zlo a precyzyjniej mowiac grzech stanowi pulapke dla psychiki ,w naszych wyobrazeniach mozemy nieprawidlowo podchodzic do zrodla wiary ,mozemy obrazowac sobie ,ze fakt popelnienia powaznego ,ciezkiego grzechu skutkuje gniewem Bozym , nieuchronna kara za to , u kogos kto ma poczucie wiezi ducha ze Stworca ,moze to rodzic potezne poczucie winy i przeslonic calkowicie cos najwazniejszego,cos duzo wazniejszego od pokuty , cos co jest wg. mnie cala istota i sensem naszego bytu ,to cos to nieskonczone milosierdzie Boze

milosierdzie ktore przebija swa potega kazdy grzech i kazde zlo ,gdy w sercu rodzi sie zal ze go obrazamy i prosimy go o wybaczenie on z pewnoscia to slyszy i udziela tej laski kiedy wyplywa to prosto z serca,

w momencie gdy czlowiek prawdziwie przyjmie i napelni swoje serce i dusze ta miloscia ktora pochodzi od Boga i poddaje sie jego woli i prowadzeniu z ufnoscia to wszelki lęk i poczucie winy znika :!: bo wtedy wiemy ze spoglada na nas ktos absolutnie przepotezny ,ktos duzo wiekszy i silniejszy od naszych nieprzyjaciol ,on daje GIGANTYCZNE poczucie bezpieczenstwa a jego milosc nas chroni i oczyszcza.

kiedy swiadomie wybieramy dobro to tym samym odrzucamy zlo , bo dobro jest calkowicie sprzeczne ze zlem

kiedy czynimy dobro to nie spotyka nas zlo , nie ima sie nas bo nijak nie przystaje do dobra.

dobro to Bog

milosc to Bog

a wystarczy tak niewiele

wystarczy uwierzyc ,zaufac i dac sie prowadzic :idea:

Gdyby nie Bog nigdy nie wyszedlbym z nerwicy , tylko jemu to zawdzieczam ,wylacznie jemu i jego prowadzeniu .

 

kiedy mysle o nim,

kiedy wiem ze jest wokol wszedzie,

nie wazne co stanie sie i gdzie,

on juz zawsze przy mnie bedzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie szatan jest po prostu uosobieniem tych zlych energii w zyciu, osobowym wyrazeniem ich. Ale sie go nie boje, bo tak naprawde wiem, ze on nie moze wiecej niz mu na to pozwole.

Poznanie swoich slabosci, to poznanie sposobow w jaki jestesmy atakowani i ranieni. Przejzenie tych mechanizmow, pozala na uwolnienie sie od nich. Zycie w swiatlosci, blisko Boga, jakkolwiek bylby on wyrazony czy nazywany. Trzeba sobie uswiadomic, ze wszelkie zlo powstaje najpierw w myslach i tylko tam Szatan "szepcze nam do ucha", nie ma wladzy nad naszymi dzialaniami.

 

Kto ujarzmil swoje mysli, stal sie panem samego siebie.

 

Kiedys mialam sen, lezalam naga i przerazona na dloni. Tak miescilam sie na dloni. Odarta z wszelkich barier, nieskonczenie nieszczesliwa i uwiklana

i przerazona. To byla psychiczna nagosc. Zobaczylam siebie jak bardzo jestem biedna. Jak sie szarpie. Jak walcze z ciezarami, ktore sa ponad moje sily.

Zrozumialam jak bardzo jestem bezbronna, bo nie rozumiem, bo nie odrozniam poszczegolnych wplywow. Tylko po omacku probuje sie bronic.

 

Patrzac na siebie zobaczylam, ze jestem dobra. I zrobilo mi sie siebie nieskonczenie zal. Zrozumialam jak wielka miloscia daze ta istote. Na jaki szacunek zasluguje.

Ten sen, dal mi namiastke swiadomosci w jaki sposob widzi nas Bog.

On ogarnia czlowieka, przenika go ze wszystkich stron, on go rozumie, a przede wszystkim z wielkiej milosci chce go ocalic.

 

Dlatego to prawda samobojcy nie ida do piekla, to jest pochloniecie przez rozpacz. Byc moze jedyny bol jakiego doswiadczaja to to, ze mogli jeszcze tyle przezyc, a zrezygnowali.

 

Mialam znajomego samobojce. Oczywiscie jego smierc to byl dla mnie szok. Ale dopiero wiele miesiecy pozniej cos mnie do niego przywolalo. Tak jakby potrzebowal mnie. Przez jakis czas intensywnie modlilam sie za niego. Az w koncu odczulam pokoj myslac o nim.

To jest dla mnie znak, ze nie ma sie czego bac. Nigdy.

 

Trzeba tylko nieustannie rozwijac w sobie swiadomosc, obserwowac siebie i wyciagac wnioski.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja trochę z innej beczki! Ostatnimi czasy ,wiele kontrowersji wzbudziło odkrycie przez amer uczonego dr.Deana Hamera tzw. genu Boga.Czyli wg. naukowców biologicznego mechanizmu odpowiedzialnego za nasze życie duchowe.Jak zwykle zdania są podzielone.Jedni twierdząprzez to że Bóg nie istnieje ( a wiara jest tylko procesem chemicznym wpisanym w nasze geny) Inni natomiast uważają , że jest to dowód na istnienie Boga, który w całej swej mądrości ,, zaprogramował'' nas tak abyśmy byli zmuszeni do szukania siły wyższej( inaczej mówiąc abyśmy o nim pamiętali)Ciekawa jestem co o tym sądzicie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa jestem co o tym sądzicie?

 

a ja uciekne od tego tematu i zadam inne pytanie

jak sadzisz

czy to co jest wokol , caly wszechswiat , cala materia i wszystko co istnieje

bylo od zawsze :?:

czy to nie mialo swojego poczatku :?:

nawet ziarnko piasku nie moze pojawic sie samo w nicosci :idea:

a cud powstania chodzby tego pierwszego ziarenka materii z ktorej wylonilo sie to wszystko juz jest dowodem na istnienie Boga - sily wyzszej i absolutnej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie smierci juz nie boje,aczkolwiek czasami mnie przeraza.nalezy zaakceptowac ten fakt.lek przed przed smiercia to lek przed zyciem.Duzo mam lekow,autodestrukcje,ale kogo to interesuje.Pokonujac lek przed smiercia,nalezy zajac sie czyms-wskazana robota 16 godzin na dobe-wtedy nie bedziesz myslec o smierci.My nerwowcy myslimy i uzalamy sie nad soba,ale tu nam nikt w tym nie pomoze.czy panstwo obchodzi,ze my jestesmy chorzy.Nie........Masz nerwice--idz do pracy--powiedz,ze masz trzecia grupe inwalidzka,to Cie kopna w dupe,bo oni zatrudniaja tylko z druga,bo maja z tego wiekszy zysk.Wiec przestan myslec,ze masz nerwice,bo to nikogo nie interesuje tylko Ciebie i zacznij cos robic,bo jezeli nie bedziesz nic robic to nic nie bedziesz miec.Nalezy byc pochlonietym w swoich marzeniach i do nich dazyc.Ufaj tylko sobie,jezeli wierzysdz w mlosc,to zapomniej o Niej---Ona istnieje tylko w filmach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiedzmy że ustaliliśmy że istnieje , ale w takim razie czy sie nami przejmuje?A teraz takie małe porównanie człowiek i jego wnętrze ,tzw mikrokosmos komórek , drobnoustrojów, bakterii itp Czy obchodzi nas jakaś pojedynczy mini organizm w naszym ciele?Chociaz stanowi naszą częćś. Można sobie tak gdybać ale prawdy dowiemy się i tak tylko po śmierci. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×