Skocz do zawartości
Nerwica.com

Arek 1977

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Arek 1977

  1. Myślę, że głęboka wiara polega m.in na świadomości, że Kościół to nie miejsce manifestacji (w Twoim rozumieniu tego słowa) ale spotkania z Bogiem żywym w sakramencie Eucharystii, miejsce zjednoczenia. Poza tym Steven, po przeczytaniu Twojego głównego postu, pozwól,że sprowadzę Cię trochę na ziemię:) Nie jesteś rzadnym paradoksem ani wyjątkowym przypadkiem. Ja ten eatp już przerobiłem i wielu ludzi z tego forum pewnie też ma to za sobą. Chodzi o istotę tej choroby, schorzenia, zaburzeń czy jakkolwiek inaczej można by "ją" nazwać. Człowiek dostaje mocno po dupie, zostaje ugodzony w najczulszą sferę swojego jestestwa, zaczyna podważać sens swojego istnienia, wpada w mechanizmy autodestrukcyjne, stany depresyjne, doszukuje się w sobie wszystkiego co negatywne, dni przelewają się przez palce, czas mija a jest coraz gorzej. Otóż! to wszystko nie prawda - obiektywnie. Nie da się tego wytłumaczyć w jednym poście na forum, ale uwierz mi, że wbrew temu co o sobie teraz myślisz, wbrew projekcjom Twojej zszarganej psychiki, jest zgoła inaczej.Podejrzewam, że Twoja życiowa zardaność nie jest taka iluzoryczna i naprawdę na wiele Cię stać, a na pewno stać Cię na powrót do ZDROWIA! Są różne drogi, osobiście uważam ,że jedną z najbardziej skutecznych jest terapia. To spore wyzwanie i nie lada problem. Przede wszystkim trzeba zawrzeć ze sobą układ, jeśli nie będziesz uczciwy wobec siebie, nie ma sensu zaczynać czegokolwiek. Musisz się w pełni zaangażować, masz w sobie nieskończone pokłady energii, każdy z nas ma, tzreba jednak dużej cierpliwości i wytrwałości aby je odkryć. Wg mnie potrzebujesz dobrego terapeuty, determinacji ( w takim stanie nie powinno być o nią trudno) i czasu. Powalcz o siebie, nie masz nic do stracenia i wszystko do wygrania! Życzę powodzenia i więcej wiary w siebie. Mała rada odnośnie problemów "otwarcia przed lekarzem itd" - dystans, wobec siebie i swoich "głupich przekonań" po prostu olej to - pomaga, ale bez walki się nie obejdzie! Pozdrawiam i powodzenia!
  2. Przejrzałem sobie dość szczegółowo tą "wymianę poglądów" i ...ręce mi opdały. Chodzi mi głównie o adwersarzy sorrow'a i sposobu w jaki starają się mu tłumaczyć na czym polega różnica między regułami rządzącymi światem i rzeczywistością w której żyjemy a utopijną, fanatyczną wizją jego chorego (ktoś sugerował aby natychmiast rozpoczął leczenie) umysłu. Porażający jest Wasz brak empatii, nie mówiąc o zwykłym wyczuciu, wystarczy przeczytać dwa posty sorrow'a aby ODKRYĆ,że jest naprawdę zdesperowany co z kolei z łatwością pozwala przewidzieć jak będzie reagował na próby dobitnego wykazywania kto ma rację a kto jej nie ma (podczas gdy nie możliwe jest spotkanie się we wspólnej przestrzeni) w tak subtelny sposób. Zawartośc wypowiedzi sorrow'a jest absolutnie oczywista.Jego pomysły na wprowadzenie szeroko rozumianego porządku i sprawiedliwości, oraz przede wszystkim mocne nacechowanie treści jego postów czystą agresją, bezsilnością, lękiem, frustracją etc etc ( to wręcz wulkan emocjonalny), to drogi, którymi wszystko co w nim nagromadzone znajduje ujście. W dyskusji zabierały głos osoby, które ogólnie mówiąc, uważają się za tych, którzy wiedzą "co nieco" o nerwicy, czyli chorobie emocji, często na forum się udzielają i wskazują potrzebującym drogę, dzięki której oni sami z nerwicy wyszli. Jak widać nie do końca...żałosny jest sposób prowadzenia rozmowy, w którym do głosu dochodzi ego, nie pozwalające na to aby pochylić się nad człowiekiem w sytuacji gdy, trzeba się najpierw przebić przez bastion zbudowany na kanwie jego kontrowersyjnych(delikatnie mówiąc) wizji i argumentów , które jak się okazuje nie są bezpodstawne, wręcz przeciwnie - i od zrozumienia tego faktu należy rozpoczynać rozmowę. Po pierwsze nie każdy czuje się na siłach aby to uczynić ( ja np. uważam to za ogromne wyzwanie z uwagi na niesamowitą złożoność i ciężar gatunkowy problemu jakim jest dyskryminacja rasowa, oraz fakt, że sorrow jest jedną z jej ofiar.) Osobiście nie zgadzam się z 80% jego wypowiedzi ale w 100% rozumiem dlaczego tak myśli. Myślę, że zawsze pierwszą rzeczą, którą należy ucznić, zanim podejmiemy się rozmowy z drugim człowiekiem (szczególnie w miejscu do tego stworzonym, czyli na forum dyskusyjnym, a w absolutnej szczególności, ponieważ nie jest to zwykłe forum, tylko ludzi, którzy cierpią i wielu z nich ze swoimi problemami zupełnie nie potrafi sobie poradzić) to zrozumieć drugiego człowieka. Najpierw wysłuchać, a potem zrozumeć.A dopiero na końcu ocenić, czy to w jaki sposób chcę mu odpowiedzieć, może nas doprowadzić do przestrzeni dialogu, czy choćby stworzyć sznsę na jego podjęcie. Aby to lepiej zobrazować (to naprawdę podstawy dojrzałego sposobu na prowadzenie z drugim człowiekiem rozmowy) wstawię kilka cytatów, doświadczonych forumowiczów, próbujących zrozumieć sytuację sorrow'a i ewidentnie mu pomóc: 1. jak chcesz walczyc o lepszy swiat Question w jaki sposob Question kupisz sobie karabin i zabijesz wszystkich wrogow Question a moze baseballem polamiesz kosci dresom a potem bedziesz bal sie wyjsc na ulice Question Exclamation albo podlozysz bombe pod ich Bmki a potem oni spala ci chate Question chcesz walczyc ze zlem za pomoca zla i napedzac spirale nienawisci Question 2.to pytanie swiadczy o Twojej ignorancji, zeby nie powiedziec glupocie!! na Boga nie mozna sie nadawac. Evil or Very Mad 3.Wybacz ale tego rodzaju pogladow nie powstydziilby sie sam Nitsche Exclamation 4.Sorrow to może usypianie zaczeliby od Ciebie? W sumie w swoich wypowiedziach niczym nie różnisz sie od rasistów, nazistów o których piszesz.... 5.o matko Exclamation Shocked to przekonanie to jakas koszmarna paranoiczna wizja swiata 6. sorrow....ogólnie mówiąc Twoja ideologia jest chora.... 7.Zakonczę swoją wypowiedź stwierdzeniem...że czas udać sie do lekarza...sorrow... 8.Sorrow naprawde, wiesz po prostu Cie nie trawie. Moglbys byc nawet czarny jak smola albo zolty jak banan albo bialy jak farba decoral... wszystko mi jedno.... Obawiam sie, ze raczej nic juz Cie nie wyprostuje. Zyjesz w jakims urojeniu... 9.to ze czujesz potrzebe bawienia sie w Johna Rambo wcale nie musi oznaczac ze i inni maja na to ochote obudz sie chlopcze Exclamation zejdz na ziemie Exclamation to nie Afryka Exclamation 10. twoje poglady maja w sobie duza doze radykalnego fanatyzmu czyms takim rowniez charakteryzuja sie np. oblakancy z Alkaidy ktorzy to poddani praniu mozgu sa gotowi poniesc smierc zeby tylko zrealizowac "wspolny" cel w imie Allacha ten cel to eliminowanie wrogow ideologicznych i niewiernych tacy ludzie to nie sa zdrowe jednostki poniewaz dla nich wyzszym dobrem (niz wlasne zycie) jest dobro struktury i celow organizacji w jakiej sie znajduja. u ciebie mozna zaobserwowac podobne elementy (...) Kochający próbował na początku mediować z sorrow'em ( i już po wkrótkiej wymianie zdań powinien był zreflektować swoje podejście) niestety w bardzo krótkim czasie stracił cierpliwość i poszedł na wymianę, której efektem będzie to,że sorrow w jeszcze większym stopniu utwierdzi się w przekonaniu, że ludzie nigdy go nie zrozumieją i ,że jedyną drogą, do osiągnięcia swoich celów jest ta którą obecnie kroczy...czy taka jest Twoja intencja kochający? nie wydaje mi się. Myślę,że chciałbyś temu chłopakowi pomóc, a jeśli nie potrafisz, to przynajmniej nie zaszkodzić.Skoro jedyną interakcją na jego posty miały być kontartaki, to wpółczuje krótkowzroczności. Uznając natomiast brak możliwości i kompetencji aby mu pomóc, i poprzestając na odniesieniu się do jego wypowiedzi można to zrobić w zdecydowanie bardziej neutralny (pokorny) sposób, co wcale nie będzie oznaczało, że ktoś z Was nie posiada tak uporyczywie i wytrwale udowadnianej RACJI, a dodatkowo nie koniecznie musiałby "tak od serca" wspierać sorrow'a. Sorrow, kilka słów do Ciebie. Nie przysporzyło mi wiele trudu aby przywołać w sobie wspomnienia z sytuacji, w których czułem się skrajnie zagrożony (myślę, że większość ludzi co najmniej kilka razy w życiu w podobnej sytuacji się znalazła.) Co więcej, przypomniałem sobie również sytuacje, w których byłem świadkiem zdarzeń, w których ludzie (skąd inąd bardzo skrzywdzeni przez zycie i potrzebujacy - choć tak trudno w to uwierzyć - przede wszystkim Miłości) wykorzystują przemoc, brutalną siłę aby się wyżyć na innych, ponizyć ich, dowartościować siebie - bo nikt im nigdy nie dał innej szansy- i rzeczywiście pierwszym moim odruchem była chęc przemówienia im do rozumu ich własną bronią, były to bardzo krótkie aczkolwiek niesamowicie silne emocje, gdyby trwały dłużej to na pewno odcisnęły by na mnie piętno! Mogę powiedzieć nie popieram Twoich poglądów jednak absolutnie Cię rozumiem i jest mi cholernie przykro.Niestety jak wspomniałem wcześniej, problem dyskryminacj rasowej jest bardzo złożony i wielopłaszczyznowy, nadaje się na temat przewodni dla osobnego forum. Jeśli cokolwiek mógłbym Ci doradzić to w pierwszej kolejności pomóż sobie, i to jak najszybciej. Oczywiście zrobisz co uznasz za słuszne i stosowne. Wg mnie w pewnej chwili dojdziesz do wniosku, że świata nie zmienisz a pogłębiająca się frustracja i bezradność zaprowadzą Cię w ślepą uliczkę, gdzie jedynym towarzyszem będzie (dobrz Ci już pewnie znane) ból i samotność. Pomóc sobie możesz poprzez pracę z psychologiem lub terapeutą, który pomoże odzyskać poczucie bezpieczeństwa na poziomie mentalnym. Co do bezpieczeństwa na codzień to przyznam, że sytuację rzeczywiście masz nie do pozazdroszczenia. Nie wiem z jakiego jesteś miasta, ale ogólnie to chyba trzeba zachować podstawowe środki ostrożności (dotyczące nie tylko ludzi z innym kolorem skóry) tzn. unikac "niebezpiecznych dzielnic", nie włóczyć się po nocach, trzymać się w miarę możliwości z kumplami etc etc. Ćwiczenie sztuk walki to również dobry pomysł ( nie koniecznie krav magii), to naprawdę dodaje pewności siebie, i może być pomocne. Osobiście mam kilku znajomych z innym kolorem skóry, i nie narzekali oni na częste postawy dykryminacj rasowej (a romawialiśmy na ten temat) przyznali jednak ,że kilka razy i zdarzyło im się znaleźć w takiej sytuacji. Co do Twoich poglądów, czy raczej proponowanych opcji na rozwiązanie tego problemu, to jak już napisałem prowadzą wg mnie do nikąd, ale nie zamierzam Cie przekonywać, że tak jest bo jestem pewien, że sam to odkryjesz w którymś momencie Twojego życia (myślę, że już tak jest i w głębi serca to czujesz ale nie koniecznie będziesz to ogłaszał na forum - i dobrze), teraz widocznie jest czas bólu i agresji (każdy przez taki okres w życiu przechodzi, z doświadczenia wiem,że jest on niesłychanie niebezpieczny ale jeszcze bardziej wartościowy, doskonalimy się przecież w ogniu) - masz prawo do takich uczuć, masz prawo o nich mówić, najważniejsze jednak aby zrozumieć, że jesteś od tych emocji silniejszy, i nie musisz pozwolić im aby Tobą kierowały (choć wydaje się to takie właściwe), wierzę ,sorrow, że tak będzie! pzdr wszystkich! ...i proszę więcej empatii, szczególnie w sytuacji gdy mamy do czynienienia z takim "niepokornym typem " jak sorrow, przecież od razu widać, że gość jest w porządku i ma w sobie potencjał ( ja go dostrezgam;>
  3. Osobiście uważam, że to źle postawione pytanie. Tzn. wyleczenie to wg mnie nie jest stan , w którym po nerwicy nie będzie śladu, a życie będzie wyglądało tak jak przed chorobą. Życie kogoś kto przeszedł przez to piekło już nigdy nie będzie takie samo, co wcale nie oznacza, że będzie gorsze, wręcz przeciwnie! Proces leczenia, skutecznego leczenia, zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy zuważać wartość nerwicy, i innej drogi wg mnie nie ma. Ten paradoks polega na tym, że aby się wyleczyć należy (nalepiej z pomocą psychoterapii) zidentyfikować w sobie te obszary, które osłabiały naszą psychikę, tworzyły schematy nieuświadomionych konfliktów i w efekcie zubożały osobowość. Odkryć i zrozumieć jakie błędy popełniali nasi rodzice, wbaczyć im i sobie, uwolnic się od ich negatywnych skutków ale broń boże nie zapominać. Historia każdego z nas jest bezcenna, to nasze dziedzictwo, im bardziej człowiek pamięta, tym lepiej rozumie siebie i innych. Szeroko pojęta nerwica to dość osobliwa szansa na stanie się lepszym człowiekiem, bogatszym wewnętrznie, dojrzalszym emocjonalnie, wolnym. pzdr.
  4. Hollow myślę, że zbyt syntetycznie odniosłeś się do problemu ;-), a porównanie PTSD z problemem szukania przyczyny jest wg mnie raczej nieadekwatne.Fakt ,że w tym przypadku jest ona oczywista, nie tyle nic nie daje ile właśnie dostarcza problemów:) PTSD ma niewiele wspólnego z nerwicą lękową, z wyjątkiem objawów które są często identyczne. Działa raczej jako tzw. wyzwalacz ale wówczas nie jest ową oczywistą przyczyną, ale raczej momentem wydostającym problem spychany do podświadomości na zewnątrz, problem który jawi się jako zaburzenie lękowe. Najczęściej jednak występuje jako zjawisko osobne, wywołując silny wstrząs psychiczny i ustępuje po pewnym okresie (w zależności od konstrukcji psychicznej 1mc, 3mc, rok),z reguły bez nawrotów.Osoba z PTSD może być leczona poprzez farmakologie, terapię lub łącznie. Jeśli chodzi o terapię to różni się zasadniczo od tej stosowanej przy nerwicy lękowej. Oczywiście , każdy człowiek ma swoją własną historię, własny bagaż doświadczeń i konstrukcja psychiczna każdego z nas jest unikalna i jedyna w swoim rodzaju, jednak schematy, które powodują zaburzenia są często podobne lub wręcz takie same. Dlatego ogólnie uważa się, że znalezienie przyczyn nieuświadomionych konfliktów, lub po prostu pomoc w ich nazwaniu i wyrażeniu są niezmiernie istotne. Zgadzam się z Tobą,że świadomość teraźniejszości jest bardzo istotna, ale żeby ją stale rozwijać i wzmacniać należy zmierzyć się z przeszłością, w której najczęściej leżą źródła naszych problemów.Myślę, że bardzo dużo racji ma Melissaa pisząc o deficytach emocjonalnych z dzieciństwa. Osobiście uważam,że najlepszą metoda to terapia mieszana z naciskiem na behavioralno - poznawczą. Moje zdanie na ten temat ugruntowało się na kanwie rozmów z ludźmi, którzy pośród różnych innych metod walki z nerwicą, właśnie takiej terapii zawdzięczają stały powrót do zdrowia. Ogólnie odnoszę wrażeni,że po dłuższym doświadczeniu problemów nerwicowych, większość z nas intuicyjnie wyczuje i empirycznie stwierdzi,że same leki lub też pojedyncze sesje u psychologa nie pomagają. Jeśli chodzi o mnie, to terapię rozpoczynam 20licpca i będzie wtedy szansa na to, żeby zweryfikować moje dotychczasowe zdanie na ten temat. Nie boję się go jednak wyrażać w takiej formie już teraz, gdyż wiele na ten temat czytałem a przede wszystkim rozmawiałem z ludźmi, którzy przez to przeszli od początku do KOŃCA, czego każdem z nas życze! pzdr[/url]
  5. Zgadzam sie z Anies, samo założenie, że trzeba sobie uświadomić przyczynę lęku to tylko połowa sukcesu (ta łatwiejsza), o wiele trudniej jest taką przyczynę zidentyfikować i zneutralizować. Powiem więcej, u osoby z silna nerwicą, to w zasadzie nie wykonalne "na własną rękę". Po to właśnie są ludzie zwani psychoterapeutami, aby pomagli nam do niej dotrzeć, nazwać ją, zrozumieć, zaakceptować i niejako przeżyć na nowo. Wiele z tych przyczyn ma swoje korzenie we wczesnym dzieciństwie, duża część to pochodna naszych relacji z rodzicami etc etc. Nie dziwi mnie Magnolio, że na forum dominują posty o coraz to nowych objawach i lękach, gdyż to jest właśnie to, co ludzi najbardziej boli, dotyka i przeraża. Naturalną reakcją jest podzielenie się tym z kimś, a że charakter choroby jest taki a nie inny, anonimowe forum ludzi , którzy odczuwaja podobnie jest do tego odpowiednim miejscem. Chorowanie na nerwicę jest procesem, najpierw przychodzi etap rozpaczy i krzyku o pomoc, ludzie są z reguły zaskoczeni, wręcz zaszokowani, nerwica w dodatku czesto faluje raz lepiej raz gorzej, niekiedy potrzeba dużo czasu aby ktoś zreflektował, że potrzbuje profesjonalnej pomocy, podjęcia terapii itp. Im.in temu służy to forum, aby podzielić się swoim bólem i cierpieniem (to zawsze przynosi ulgę) oraz docelowo aby dzielić się swją drogą do wolności, swoimi doświadczeniami w walce z tą chorobą, metodami, obserwacjami etc. Nie należy się jednak frustrować tym,że najczęściej pojawiają się posty typu "piecze mnie w klatce piersiowej, czy umrę na zawał?" gdyż to jest po prostu normalne i większość z nas reagowała/uje w podobny sposób. pozdrawiam
  6. Kama, stan , który przeżywasz, łącznie z wszystkim opisanymi objawami jest w nerwicy raczej standardowy. Nie jest natomiast dobrze aby pozostawać w nim i "walczyć" na własną rękę, gdyż taka walka w rzeczywistości sprowadza się w zasadzie do przetrzymania tych najgorszych chwil z zaciśniętymi zębami. W dłuższej perspektywie to niczego nie zmienia, wręcz przeciwnie - nerwica się rozwija. To dosyć inteligentna choroba. Nieleczona potrafi uśpić naszą czujność czasową regresją aby potem powrócić ze zdwojoną siłą, a co to za życie, które przypomina czekanie na wyrok? Jest droga do wolności, zdrowia i dobrego samopoczucia. Jest to terapia, która pozwoli Ci znaleźć przyczyny Twoich problemów. Poszukaj dobrego terapeuty i wybierz się na spotkanie konsultacyjne. Najlepiej żeby był to psychiatra-terapeuta, gdyż w trakcie leczenia może się okazać, że potrzebna będzie wspomaganie farmakologiczne, a znając Ciebie, lepiej dobierze leki. Doświadczony psycholog-terapeuta też może być. Powiedz sobie w końcu DOŚĆ! I weź się do roboty! Chodzi przecież o Ciebie i Twoje życie. Życzę wytrwałości!!
  7. No_fear, bardzo dobre pytanie! To w ogóle przestrzeń do długiej dyskusji. Myślę, że Twoje pytanie można wpisać w zagadnienie, które dręczy ludzi (bardziej lub mniej) od początku istnienia, czyli po co cierpimy/czy cierpienie ma sens? etc... Ogólnie można spojrzeć na problem w dwujnasób: 1. Rozpatrując go z punktu widzenia naszego duchowego rodowodu-o ile któś taki uznaje, i tutaj nie będziemy mieli większych problemów z dostrzeżeniem sensu cierpienia. 2. Podchodząc do sprawy po ludzku, bardziej zdroworozsądkowo...i tutaj również okazuje się, że nie trudno dostrzec sens cierpienia, a w tym konkretnym przypadku sens nerwicy.Jest co najmniej kilka dobrych wytłumaczeń, ja posłużę się dwoma, odnosząc się do Twojego posta. " (...) Za kogo? Za naszych rodziców? (...) A oni? Przecież też lekko nie mieli, więc może za rodziców, dziadków, pradziadków..." W dużej mierze tak, nie tylko "za"a przede wszystkim "przez" rodziców, dziadków etc, natomiast "DLA"...naszych dzieci.I znów, należałoby się teraz rozpisać na pół strony, ale wydaje mi się ,że nie ma takiej potrzeby, i każdy potrafi nawet intuicyjnie dostrzec sens nerwicy/cierpienia w tym aspekcie. Ogólnie mówiąc jest to szansa na przerwanie błędnego koła, lub parafrazując Twoją wypowiedź, na wyjście z metra i spacer po torach.Jedynym ograniczeniem jest paradoksalnie nasza wolność, w której możemy, ale nie musimy wybrać drogę uzdrowienia, ciężkiej pracy nad sobą.I tutaj dotykamy drugiego powodu, który może tłumaczyć sens nerwicy, czyli NAS, bo jest to dla nas szansa na rozwój, i to taki siedmiomilowy. Pytając każdego "ozdrowieńca" - osobę, która wyszła z nerwicy, otrzymamy odpowiedź, że warto było chorować, ponieważ: dzięki temu, jestem bardzieJ uwrażliwiony na ludzi, staram się słuchać, rozumieć, porozumiewać, szczególnie z miomi bliskim, potrafię mówić o moich uczuciach, potrafię przeżywać moje emocje zarówno te dobre jak i te złe,jest we mnie więcej empatii i zrozumienia, dzięki czemu powiększam w mojej rodzinie przestrzeń dialogu, jestem lepiej przygotowany do założenia własnej rodziny, jestem dojrzały/lszy emocjonalnie, bardziej cenię życie, potrafię się cieszyć drobnymi rzeczami etc etc etc. To jest oczywiście sytuacja, do której większość z nas-forumowiczów/nerwicowców dąży, ale nie jest to bynajmniej utopijna wizja, raczej efekt ciężkiej,wytwałej , pełnej bolesnych upadków drogi...drogi, na której znajduje się większość z nas.Efekty pojawiają się w trakcie, co jest niesłychanie budujące. Trzeba tylko uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście mocno się staram i daję z siebie wszystko, za nim stwierdzimy ( co bardzo łatwo nam przychodzi),że to wszystko nie ma sensu. Oczywiście, można "po co" rozumieć bardziej globalnie, ale tutaj kładziemy na stół sens naszego istnienia, w takim a nie innym wydaniu:) pzdr.
  8. Kochający, to ciekawe, że zwróciłeś szczególną uwagę na to o czym pomyślałem, że warto by uwypuklić, zerkając na wysłany już przeze mnie post:) Same wave;) O Miłosierdziu można oczywiście bez końca (to jakby nie było, jego miara) ja dodam tylko tyle,że Jezus objawił swoje Miłosierdzie w sposób szczególny nam, ludziom z xxw poprzez swoją wielką/małą orędowniczkę-s.Faustynę Kowalską i zakładam,że zrobił to nie bez powodu;-) . Zgadzam się również z tym,iż wzbudzanie w sobie ogromnego poczucia winy w obliczu popełnienia grzechu, niesie za sobą opłakane skutki.Niestety znam wielu księży, którzy w ten sposób podchodzą do sakramentu pojednania(jego dawna nazwa wzbudzała już wiele kontrowersji-sakrament pokuty).Owszem, samo odczucie żalu i smutku jest dobre, bo po to m.in. mamy sumienie, aby rozeznać co jest dobre, co złe i odpowiednio zareagować, ważna jest też pokuta rozumiana jako powiększenie przestrzeni Miłości w sercu a nie kara za grzechy. Virginia, rzadko się wzruszam, ale Twoje świadectwo mną wstrząsnęło (bardzo pozytywny wstrząs).W mojej pamięci szczególne miejsce zajmuje następujące zdarzenie: mój dobry przyjaciel,dominikanin, podczas jednej spowiedzi poprosił mnie abym, wyobraził sobie siebie, popatrzył na siebie z boku, na Arka, który stoi bezradny w obliczu popełnianych grzechów, w którym rodzi się wielkie poczucie winy, który jest tak bardzo sfrustrowany tym,że nie potrafi siebie zrozumieć i...żebym tego Arka mocno przytulił, tak zwyczajnie przytulił.Przyznam szczerze,że się wtedy popłakałem. A czułem dokładnie to:I zrobilo mi sie siebie nieskonczenie zal. Zrozumialem jak wielka miloscia daze ta istote. Na jaki szacunek zasluguje. Co do inteligentnych sposobów, do których ucieka się szatan,starając się nieustannie zwieść człowieka, polecam książkę C.S.Lewis'a "Listy starego diabła do młodego" (szczególnie polecam w anglojęzyvcznym oryginale - "The Screwtape Letters"). Na zachętę kilka cytatów: Jeśli chodzi o diabły, istnieją dwa równie wielkie, a równocześnie przeciwstawne sobie błędy, w które może popaść nasze pokolenie. Jednym z nich jest niewiara w ich istnienie. Drugim wiara i przesadne, a zarazem niezdrowe interesowanie się nimi. Oni sami są jednakowo zadowoleni z obu błędów i z tą samą radością witają zarówno materialistę, jak i magika. Piekło musimy przedstawić jako stan, gdzie każdy jest wiecznie zajęty swoją własną godnością i awansem, gdzie każdy ma do kogoś pretensje i gdzie każdy pochłonięt jest śmiertelnie poważnymi uczuciami zazdrości, własnej ważności i urazy. Zabawne jest, jak śmiertelnicy stale wyobrażają nas sobie jako tych, którzy wtłaczają im coś w głowę; w rzeczywistości najlepszą robotę wykonujemy wtedy, gdy pewnych rzeczy nie dopuszczamy do ich świadomości. Doprawdy, najpewniejszą drogą do Piekła jest droga stopniowa - łagodna, miękko usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów. Prawdą jest, że gdziekolwiek mężczyzna współżyje fizycznie z kobietą, tam - czy strony tego chcą, czy nie chcą - zadzierzga się między nimi transcendentalna więź, która będzie trwała wiecznie, przynosząc szczęście lub cierpienie. Modną wrzawę każdego pokolenia skierowujemy przeciwko tym występkom, które mu najmniej zagrażają, a aprobatę jej skierowujemy na cnotę najbliższą temu występkowi, który usiłujemy najbardziej rozpowszechnić. Pojmujesz, zabawa polega na tym, by w wypadku powodzi wszyscy biegali z przyrządami do gaszenia pożaru, a w łodzi tłoczyli się po tej stronie, która już zanurza się w wodzie. Książka jest fantastyczna, ewidentnie pisana pod natchnieniem.Życze owocnej lektury, tym którzy po nią sięgną. greets
  9. scajona, w Twojej teorii, skądinąd bardzo racjonalnej, jest wg mnie kilka niespójności, drobnych ale zasadniczych: "(...) a teraz taka refleksja.... jesli by zakladac istnienie Boga i wszystkich rzeczy zwiazanych z tym faktem, (1)czy myslicie ze to ze odczuwamy lęk przed byciem w kosciele, jest dziełem wroga Boga - szatana? Wracając do nerwicy, są statystyki że wiele osob chorych na nerwice popada w depresję, ktora nieleczona doprowadza do znacznej liczby samobójstw......(2)a wiadomo-----szatan zabiera duszę osoby która sama odbierze sobie życie. (3)Czy mozna spojrzec na to w ten sposób że siły dobra i zła walczą nieustannie o ludzkie dusze? Ci którzy się poddadzą ulegną słabości nie będą potrafili wyjsc z nerwicy-depresji i popełnią smobójstwo---oddadzą tym samym duszę szatanowi? (4)Osoba która pokona lęki, nerwicę, zbliży się do Boga zostanie z nim do konca, az Bóg sam zawoła ją do siebie---wygra i osiągnie w ten sposób życie wieczne? To co z tym? szatan oddala nas od kosciola powodując niechęć przebywania na mszy - oddala od Boga- by tym samym wzbudzic w nas lęk przed śmiercią jako nicością - wzbudzic depresję - i samobójstwo - potem zagarnąć duszyczkę dla siebie? Czy nie? Co powiecie na taką teorie?" (1) Zasadniczo, wszelkie ludzkie cierpienie(szeroko pojęte) ma swoje źródło w momencie powstania grzechu.Człowiek zanim popełnił grzech żył w pełni szczęścia i miłości. Generalnie lęk sam w sobie jest zły, choroby , w tym nerwica, też są złe,a szatan umiejętnie wykorzystuje sferę naszych odczuć związanych z przeżywaniem emocji negatywnych.Zauważ,że w przypadku nerwicy ma wielkie pole do popisu, bo jedną z ulubionych jego zagrywek jest doprowadzenie do sytuacji , w której człowiek zaczyna siebie oskarżać, obwiniać, osądzać. Diabeł, z grec. dia-ballo czyli ten, który dzieli, oskarża. Natomisat absolutnie nie prawdziwy i fałszywy jest tok myślenia zakładający ,iż nie idąc do Kościoła z powodu odczuwania silnych lęków(wewnętrznie jednak mając pragnienie spotkania się z Bogiem), oddalamy się od Boga. Tak na prawdę Bóg jest najbliżej tych, którzy cierpią.NAJBLIŻEJ. Aby dobrze to zobrazować, można np. przyjrzeć się postaci św. Maksymiliana Kolbe, który w obliczu największego cierpienia, na które był wystawiony w obozie koncentracyjnym, oddał własne życie za współwięźnia.Zmarł w celi głodowej, dobity zastrzykiem z fenolu.Przeżywanie wiary, szczególnie w kontekście choroby lub innego wielkiego cierpienia, jest sprawą bardzo indywidualną, ale w gruncie rzeczy sprowadza się do tego aby się nie zamykać na Boga, aby spróbować odczytać własne cierpienie w cierpieniu Jezusa i zrozumieć,że prowadzi ono do ZMARTWYCHWSTANIA. (2) Myślę, że samobójcy to ludzie, których dotknęło skrajne cierpienie i WIELKIM błędem jest "skazywanie" ich na wieczne potępienie. Człowiek nie ma absolutnie takiego prawa.Jedynie Bóg decyduje o zbawieniu.Poza tym psychologia uświadomiła nam, że samobójcy działają najczęściej pod silną presją okoliczności. Nie do końca są świadomi tego, co robią albo też czują się przymuszeni sytuacją, chęcią pozbycia się bólu itp. Psychologowie wiedzą, że akt ten wyraża często, w sposób paradoksalny i mylny, ogromne pragnienie życia i uwolnienia się od zbyt ciężkiego bagażu wewnętrznych cierpień. "Wówczas gdy poważne zaburzenia psychiczne, stany lękowe lub ogromny strach przed jakimś doświadczeniem, cierpieniem czy torturami stanowią przyczynę samobójstwa, odpowiedzialność samobójcy jest pomniejszona. (Katechizm Kościoła Katolickiego, nr 2282). Tak więc Kościół nadal stanowczo sprzeciwiając się aktom samobójstwa, stosuje wobec samobójców zasadę miłosierdzia i zezwala na chrześcijański pogrzeb.Gdy pewien człowiek popełnił samobójstwo rzucając się z mostu do rzeki święty proboszcz z Ars, Jan Vianey (XIX wiek) odpowiedział jego żonie: "Między mostem a wodą miał jeszcze dość czasu, aby prosić o Boże miłosierdzie." Reasumując: Bóg zna każdego człowieka lepiej niż on sam, i w pierwszej kolejności okzuje swoje miłosierdzie, miłość i przebaczenie.Cierpienie człowieka, które pcha go w kierunku popełnienia samobójstwa jest Bogu znane najbardziej, i w momencie śmierci jest on bardzo blisko swojego dziecka. (3) można:) (4) To jest chyba najbardziej karkołomne stwierdzenie:) Aby zbliżyć się do Boga nie trzeba pokonywać nerwicy, tak samo jak nie trzeba stwać się lepszym aby móc być bliżej Boga. To dzięki Bogu możemy pokonać nerwicę, i dzięki niemu i jego Miłośći możemy stawać się cały czas lepszymi ludźmi.Skoro jesteśmy przy nerwicy, to paradoksalnie, właśnie dzięki niej mamy szansę poznać lepiej Boga. Człowiek , który przeżywa cierpienie jest z jednej strony atakowany przez gro negatywnych uczuć, emocji myśli etc ale z drugiej strony jest bardziej uwrażliwiony i otwarty duchowo.Spróbujmy zatem spojrzeć na siebie z większym Miłosierdziem i współczuciem, i oddajmy nasze cirepienie Bogu-On zawsze jest blisko i czeka na każdego z nas. greets
  10. Witaj smutna i na początek uśmiechnij się do siebie;) Twoja sytuacja w kontekście zaburzeń nerwicowych jest jak najbardziej normalna. Zawężając objawy do tzw. fobii społecznej to w zasadzie standart. Myślę, że powinnaś o tym porozmawiać ze swoim psychologiem/terapeutą. Jeśli jeszcze takiego nie masz to zmień to jak najszybciej. Samemu jest niesamowicie trudno znaleźć przyczyny swoich nerwicowych problemów, ta sztuka udaje się tylko nielicznym, a i tak często okazuje się ( w najmniej spodziewanym momencie), że autoterapia zawiodła. Moja rada jest taka, abyś spróbowała się tak bardzo nie zadręczać, wydaje się to bardzo trudne, ale dobrym sposobem jest akceptacja aktualnego stanu zdrowia i umysłu. Na takiej samej zasadzie odbywa się to w tysiącach innych chorób, np. człowiek nie zadręcza się wkółko pytaniami o to dlaczego ma grypę, tylko akceptuje ten stan jako normalny. Wiem,że nerwica od grypy się "nieco":) różni ale z psychologicznego punktu widzenia to podobny schemat myślenia, tyle, że w przypadku nerwicy trzeba go wypracować. Co do nieustannego analizowania swoich zachowń i permanentnej samooceny, to też materiał na rozmowy z terapeutą. Przyczyn może być wiele i uwarunkowane są Twoim życiowym doświadczeniem, szczególnie z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości kiedy psychika każdego człowieka jest chłonna jak gąbka i najbardziej podatna na "czynniki zewnętrzne" - to właśnie wtedy dochodzi do zaburzeń w kostnieniu naszego mentalnego kręgosłupa. Doświadczony terapeuta pomoże Ci zidentyfikować pola, na których w Twojej podświadomości odbywa się nieustanna walka tzw. wewnętrzne konflikty i wyjść na prostą. Na pewno zmieni się wówczas Twoja osobowość etc etc.:) Po prostu nerwica odejdzie. Oczywiście, kosztuje to wiele wysiłku, ale,że warto, tłumaczyć przecież nie trzeba. Trzymaj się ciepło!
  11. Hej Monika, powiem Ci, że jeśli chodzi o objawy somatyczne o których pisałas, to miałem wszystkie;) + some extras hehe np. nie mogłem kiedyś zamknąć oczu w ciągu dnia na dłużej niż 5sek bo traciłem świadomość, nagle zapominałem gdzie jestem , co tu robię, w ogóle o so chodzi:) Nerwica somatyzuje na 100tki sposobów, o czym wszyscy doskonale wiemy. Oczywiście, dodatkowe badania nie zaszkodzą. To co mnie zaniepokoiło w Twoim poście, to postawa Twojego narzeczonego w trakcie ataku. Moniko to jest człowiek, w którym powinnaś mieć NAJWIĘKSZE oparcie. Proponuję abyście jak najszybciej udali się WSPÓLNIE do psychologa/terapeuty, najlepiej rodzinnego. i razem popracowali nad zwiększeniem świadomości Twojego ukochanego , odnośnie nerwicy. Rozmawiaj z nim o tym, tak często jak będzie trzeba, aby zrozumiał. Postaraj się w miarę możliwości o delikatność i nie czynienie wyrzutów. Raz jeszcze zachęcam do wspólnej wizyty u psychologa. greets!
  12. :) Venom, wyluzuj trochę. Ja się odniosłem do tego "wezwania do refleksji", "każdy kto (...) niech się zastanowi(...) etc.Nie będę się powtarzał. W ogóle to, przyznam, że rzeczywiście w nie najlepszym tonie zacząłem:) Przepraszam. Twoje życie, Twoja wiara/niewiara. Twoja sprawa. Gdybys jednak chciał na ten temat pogadać, to ja jestem otwarty. greets
  13. Witaj Signum, to co opisujesz bardzo przpypomina derealizację/depersonalizację...To niestety jeden z gorszych koszmarów "wypływających" przy nerwicy. Powiem Ci, że ja w takim "magicznym świecie" żyję już 1.5roku...raz jest lepiej raz gorzej, czasami makabrycznie, ale nie poddaję się. Wiem, że do czegoś to wszystko mnie doprowadzi, powiem więcej, wiem, że chodzi o moją wolność, tak WOLNOŚĆ - jakiej większość ludzi w swoim życiu nie doświadcza niestety. Nie będę się na ten temat teraz rozpisywał ( dużo pracy mam:). Odezwę się jeszcze w tym poście, w długi weekend. Trzymaj się Signum! W razie potrzeby, pisz śmiało na gg. Jesli będę potrafił, postaram się jakoś pomóc;)
  14. Venom, tekst pod Twoim nickiem jest makabrycznie płytki i nielogiczny^^ Osoba, która wierzy w Boga, wierzy w życie wieczne (a to oznacza, że Bóg nie skazuje nikogo na smierć - z wyjątkiem własnego syna, którego niejako wydał na śmierć abyśmy mieli życie wieczne). Jeśli natomias ktoś uważa, że Bóg skazuje ludzi na śmierć, to co to właściwie oznacza? Że jest Bóg, ale jest złym Bogiem i wszyscy przez niego zginiemy - jeśli tak to gdzie tu miejsce na szatana? A może to szatan jest tym bogiem? Skoro tak to jak to możliwe, że zły bóg stworzył dobro - życie? Przepraszam, że tak się wcinam nie na temat, ale męczą mnie takie bezsensowne "maksymy", wymyślane przez sfrustrowanych ateistów, którzy deklarują (nie bierz tego personalnie:), że Boga nie ma, a mają na Jego temat najwięcej do powiedzenia:) pozdr
  15. Witam Wszystkich, jeden post zainspirował mnie do założenia tego tematu. Chodzi o umiejętność prowadzenia dojrzałeg dialogu. Zauważyłem, iż duża część Forumowiczów pozostaje w relacji z drugą osobą i niestety jest to podłożem wielu problemów, na poziomie trudnści ze zrozumieniem naszej sytuacji, ale czy tylko?? To przecież takie ważne , aby w relacji ta druga osoba była otwarta, chciała słuchać i zrozumieć. Nie jest to łatwe, ale nic co ma dużą wartość nie jest łatwe. A jest tą wartością niewątpliwie dojrzały DIALOG małżonków/partnerów - czyli rozmowa w prawdzie i miłości, prowadząca do spotkania dwóch osób. Podzielę się z Wami, kilkoma "dobrymi radami" , to efekt dzielenia się swoim doświdczeniem małżeństw z kilkunastoletnim stażem , które budują dojrzałą i pękną relację. Jakie to ważne, w dzisiejszych czasach gdzie wszyscy znają cenę wszystkiego a wartość niczego, tłumaczyć nie trzeba. Myślę, że te rady będą cenne dla wszystkich znerwicowanych, szczególnie pozostających w relacji oraz dla uczestników tego forum, które moim skromnym zdaniem powinno służyć głównie do dzielenia się swoim doświadczeniem i udzielaniu innym porad , a nie (jak to się często dzieje) być miejscem do udowadniania swoich racji... 1. Słuchanie ma pierszeństwo przed mówieniem 2. Rozumienie ma pierszeństwo przed osądzaniem 3. Dzielenie się ma pierszeństwo przed dyskusją ( tą radę, mogliby wziąść sobie do SERCA niektórzy forumowicze:) Prowadząc dialog warto pamiętać aby: 1.Uświadamiać sobie swoje uczucia, nazywać je i akceptować. Warto zastanawiać się o jakich potzrebach psychicznych mówią, czego dowiaduję się o samym sobie dzięki nazywaniu uczuć. 2. Odróżniać swoje oceny od opinii i poglądów. 3. W rozmowie jak najdokładniej opisywać swoje uczucia; pojawiających się uczuć NIE NALEŻY usprawiedliwiać, ani TYM BARDZIEJ oceniać. Być delikatnym, ale szczerym w tym, co się mówi. 4. SŁUCHAĆ - uwaznie i głęboko - nie tylko nie przeszkadzając w mówieniu, ale wsłuchując się i potwierdzając zrozumienie. 5. Zaakceptować uczucia jakie przeżywasz Ty, Twój partner/ka, narzeczony/na - zaakceptować , że przeżywa wiele spraw inaczej niż Ty. 6. Poznawać i rozumieć partnera. 7. DZIELIĆ SIĘ SOBĄ, ZAMIAST PRZEDSTAWIAć RACJE I WYKAZYWAć WYZSZOść WłASNYCH OPINI I POGLąDóW 8. Nie próbować poprzez dialog zmieniać partnera/partnerki, ani nie obwiniać jej/jego i siebie! 9. Nie unikać tematów, które są ważne dla ciebie oraz partnerki/ra, choć poruszenie ich może być trudne, niewygodne lub krępujące. 10. Być wielkodusznym i zawsze gotowym PRZEBACZYĆ. Takie dialogowe 10 przykazań :) Przepraszam, że się tak rozpisałem, ale mam wrażnie ,że te rady mogą się przydać wielu z Nas. Gorąco Was zachęcam, do dzielenia się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Tak często wystarczy przecież porozmawiać... Pozdrawiam Wszystkich ciepło,)
×