Skocz do zawartości
Nerwica.com

Steven

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Steven

  1. Minelo troche czasu od kiedy 1 raz tu zawitalem. Otóż moje życie zmieniało się dość znacznie. Poprawiła się jego jakość. Łażę regularnie do psychiatry, łykam różne proszki, staram się tego brać jak najmniej się da. Pracuję nad sobą wewnętrznie, przepuszczam emocje, tak żeby nic nie było w stanie mnie ruszyć. Oczywiście nie jest łatwo. Daję radę, mam w sobie wiarę lepszego JA, najlepszej mojej wersji. Pozdro
  2. Biorę Cital od ponad roku, jego polskim zamiennikiem może być citaxin, Biorę rano 1x 20 mg, gdzieś tak w połowie terapi było widać konkretnę poprawę, ale nic nie trwa wiecznie, teraz chciałem odstawić, jest bardzo ciężko. Mam efekty odstawiniowe w postaci bardzo silnych parestezji, drgawek, rozdrażnienia, jestem bardzo gwałtowny, nie wiem co się dzieje, nie mogę ocenić sytuacji, w konskewkencji jest mi wszystko jedno. Odsataiałem tak, że 1 tabletka na 2 dni, potem na 3, 4, 5, 6, 7.. jak mnie trzepało w czasie odstawiania to brałem. Teraz znów zażywam regularnie.
  3. Na problemy ze snem sporadycznie zażywam Stilnox. To był tylko dodatek do całej śmietanki leków na głowę. Wybaczcie cynizm mojej wypowiedzi. Jesteśmy słabi, jemy różne pastylki, żeby być jak ci, którzy są silni. Na drodze badań swojej filozofii odkryłem, iż stilnox potrafi wywołać ciekawy euforyczno/halucynogenny stan. Miesza w głowie, upośledza pamięć, ale z czasem organizm coraz bardziej zaczyna go tolerować i 1 tabletka przechodzi bez większego echa. Biorę stilnox od ponad roku, do tego cital, lerivion (w różnych dawkach), Bosh... dali mi wiedzę i teraz jak dj mixuję to wszystko razem. Dla osób będących w na prawdę bezsennych tarapatach polecam 10 mg lerivionu z 30 mg hydrohyzinum, śni się zwykłe sny, rano lekk zmuła... Stilnox z lerivionem robi z człowieka o poranku warzywo... To nie do pomyślenia, że jadłem lerivionu po 60 mg, 30 mg... i cuzłem się ok.. straszne.. teraz po 30 mg jestem zmulony ok 3 dni.. po 60 śpię cały dzień. Cital na śniadanie, do tego hydroxy x 6 pastylek, pod wieczór 60 mg lerivionu, stilnox, albo dwa.. i Boże.... nic już od Ciebie nie chce! Piszę tego posta będąc pod wpływm jednej pastylki stilnoxa, wczoraj zjadłem dwie. Rzeczy niesłychane, ponieważ przez krótką chwilę nie jestem sam... muzyka w głośnikach i jacyś ludzie???? nie znam ich, nie czuję samotności, bo dzieje się dużo. Jeżeli o fizyczny aspetk działania tego gówna, to powiem szczerze, że jak coś mi się jeszcze chciało trenować to obecnie nie mam ambicji, ROBIę ROZGRZEWKę, i lecę biegać, serce chce wyskoczyć z klatki piersiowej, w ustach czuję metaliczny smak. Z nosa stróżka krwi. Dawniej byłem w świetnej formie, biegałem regularnie, gdzie chciałem, tam biegłem. Robiłem wszystko, żeby uciec nerwicy i fobii, chciałem je zwalczać, ale dziś już wiem, że się przyjaźnimy.... czyli JA i to co chce i JA ten który mi tego zabrania. Siedzimy sobie w jednym i podziwiamy przelatujące nietoperze. Jak to możliwe, że człowiek stał sie aż tak anonimowy,źe aź zsleżny od innych od innych stworów. Płynę szukam artystycznej wizji, chcieli mnie zabić, a ja wciąż żyję, mówią, że jestem ku rw a nie do zdarcia. Tak chcę żyć, żyję lękiem i fobią przed fobią innych ludzi, tym jak prymitywnie zareagują na prawdziwy obraz czyjejś fobii, czy w obliczu siebie samych czujemy sie dobrze? czy dopiero czujemy się źle jak widzimy życie innych ludzi, życie takie jakie "powinno" być. życie zamknięte w ramy pudekła serka homogonizowanego. I oni sobie też żyją, tak sobie radzą z probrelamo, mają odporne wnętrza. Siedzicie, patrzycie... w co wierzyć? w co wierzyć? Bóg swoje zrobił, teraz ty kładź się i umrzyj, albo zrób coś z sobą. Dlaczego mam cierpieć z błahego powodu wtkonania trudnej misji pójscia do urzędu i pozałatwiania jakichs głupich spraw, dlaczego baba w sklepie paczyla się na mnie dziwnie, dlaczego w klubie, w gruppie ludzi mam czuć się nie swojo? "soma do noska i znika kazda troska". Jesteśmy już trupami, umarli na recepty. A zaczęło się tak nie winnie, depresja lękowa, fobie związane z różnymi sytuacjami... gdzie zbaleść pracę w takim stanie???? zarobić chodź trochę, na pistolet i na jedną kulę... najlepsze dla takich jak my NIEBO. Chciałem odstawić cital, zmniejszałem dawki co parę dni, albo rozwlekałem to w czasie, co 2, co 3, co 4, co 5. Jak zaczynalo mnie trząść to brałem. Raz nie brałem dwa tyg.. ciężkie chwile, parestezje, rozstrzesienie, dezorientacja, zimnepoty, bezdennosc, halucynacje, hustawka nastroju, panika.... booooo szelest wybuchł. Jestem tam i mam się świetnie.. palcie zioło... Nic nam nie pomoże ,poza nami samymi. Wciśnij guzik i wyłącz lęki z głowy, one tam są, to pewne... więc wyłącz KUR***!
  4. dzieki za szczera wypowiedz, chce sie zmienic.. wiele razy probowalem, ale roznie to bywalo.. dzieki za sprowadzenie na ziemie, sprobuje sie zdystansowac, zebrac sily i ruszyc do walki
  5. moze i racja, tylko ja zmierzam do tego, ze kosciol jest dla mnie tylko symbolem.. kazdy potrzebuje innej manifestacji swojej wiary, skoro jestem czlowiekiem glebokiej wiary, to wiem o tym i nie musze nic pokazywac ani nigdzie chodzic. Ta instytucja mnie przeraza. Pewnie troche inaczej pojmujemy pojecie wiary, ja wierzylem w dobroc ludzi.. heh moze kwestie wiary sobie odpuscmy? dzieki wielkie za zainteresowanie, pozdrawiam
  6. msza św. odpada, w kosciele czuje sie szczegolnie zle... kiedys znajdowalem boga w ludziach i miejscach, w gorach... moze najgorsze jest to, ze jestem swiadomy swojej hmm choroby, znam swoje zachowania, przewiduje jak sie zachowam, dlatego musze sie oszukiwac, takie akcje smieszne, jak mam gdzies wyjsc.. to robie to podstepem.. najwazniejsze nie myslec, nie mowic o czyms tylko to zrobic, nie zawsze dam sie oszukac :/ od paru lat daze do autodestrukcji, czy jest to podswiadome, nie wiem. Czasami mysle, ze w odleglych czasach, kiedy nie bylo lekow i lekarzy, kiedy sprawe zalatwiala naturalna skelekcja.. nasze spoleczenstwo jest wynaturzone. Moje leki wynikly z braku wiary we wlasne mozliwosci, po latach chyba jestem w stanie to stwierdzic, ciagla rezygnacja do podejmowania dzialan i ciagle patrzenie na innych, na to co powiedza. W swiadomosci swojej choroby mam dni lepsze, przelomowe, kiedy uda mi sie zrealizowac jakis "kroczek" do celu, a czasami ogromna dolina... "lęk budzi gniew" swoja niesmialosc sprzedalem diablu, w zamian dostalem agresje :/
  7. Mam problem, chyba juz duzego kalibru.. od lat walcze z fobia spoleczna. Najpierw nie zdawalem sobie z tego sprawy, ze to moze byc choroba, zaczalem zyc ze swiadomoscia, ze moze tak wlasnie ma byc, ze nie ma szczescia nie ma boga, nic nie ma naprawde. Przestalem wierzyc w cokolwiek. Przestalem wychodzic w domu, mam paru zaufanych znajomych, wlasciwie to dwoch, heh, pieprzona ironia losu. Zawsze sobie radzilem z zyciem i trudnymi sytuacjami, wszystko zaczelo sie jakos w 2 klasie liceum. Teraz mam 23 lata, coraz mniej perspektyw, zycie mija mi tak szybko... spogladam czasem tylko przez okno, ciagle jestem sam. Dawniej stawialem sobie cele do zrealizowania, nawet udawalo mnie sie je osiagac.. przemoglem sie do jazdy publicznym autobusem, tak, wiem, ze to smieszne.. zwlaszcza dla takiego cynika jak ja.. kolejny kroczek... chadzalem na rozne imprezy, ale zawsze cos bylo nie tak.. teraz juz nie chodze, czasem, noca, tak zeby mnie nikt nie widzial.. zeby czesciej wychodzic do ludzi zaczalem uprawiac sport wyczynowo.. okazalo sie, ze mam problem z tetnem, za wysoki i nie rowne.. teraz wiem, ze to jest moj wentyl, moje ujscie dla stresu.. tam wszystko sie kumuluje. Pare wizyt u kardiologa i propranolol.. jako, ze jestem ciekawski, odkrylem iz lek ten stosowany jest u ludzi fobia spoleczna, faktycznie przez pewnien okres czulem sie znacznie lepiej, poznalem wtedy duzo, duzo fajnych kobiet.. zakonczylem leczenie i totalna klapa.. zaczely sie mysli samobojcze, stany depresyjne.. jakos nie mialem specjalnie problemu z nielegalnym zdobyciem propranalolu, haha, simiech na sali.. niestety to juz nie dziala.. zaczalem pic, duzo, upijac sie w trupa, do nieprzytomnosci, zgromadzilem smiertelna dawke leku, nie mowie, ze zaczynam miec czegos dosyc, moje zycie to nie zycie. Od tygodnia siedze w domu, wychodze tylko na treningi, psuje kolejna znajomosc z fajna kobieta, psuje bo boje sie, ze odkryje jaki jestem slaby.. wiele razy probowalem rozmawiac z lekarzem, to jest niemozliwe.. chodzi o to, ze mam opinie czlowieka zaradnego, swietnie sobie radzacego.. nie wiem skad to sie wzielo.. kolejna ironia mojego zycia.. jedyny plus tego calego syfu to fakt iz ze stanow depresyjnych wyciagam ciekawe muzyczne motywy, jestem artysta, swirem.. muzyka dla wariatow.. zrytych jak ja.. czasami zabieram sie za tysiac rzeczy jednego dnia, a nastepnego poprostu leze i wstaje rano ale nie wiem po co.. tak jak by ktos kazal mi na cos czekac? Nie mam oparcia w rodzinie, nie moge sie przyznac, albo poprostu tak mi sie wydaje, ze nie moge.. duzo czytalem o fobii i depresji. Czasami sni mnie sie jak zabijam, albo gine, sny mam okropne, przerazajace. Mimo, ze przestalem wierzyc w boga, to nocami modle sie o smierc, nie moge spac, zazwyczaj zasypiam dopiero nad ranem, a potem spie do 12, 13... zawalilem studia, mam 3 egzamin w plecy, przestaje widziec juz jaki kolwiek sens.. najgorszy sympon mojej fobii to dzwonienie przez telefon... :/ nie razde sobie z tym, najgorzej jest jak trzeba zalatwic cos waznego.. no a poza tym wszystkim, to jestes chyba swietnym aktorem, i jakos sie zyje, trzeba zyc? wiem, ze jestem paradoksem.. jesli ktos poswiecil chwile, zeby to przeczytac to dziękuję.. nienawidze lekarzy, jak mam sie przed nimi otworzyc, sprawa wydaje sie prosta, idz, zarejestruj sie itd.. ale dla mnie nie jest.. ehhh
×