Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje problemy


Radison

Rekomendowane odpowiedzi

Piotrze to nie tak. Najpierw wypytał się o wszystko, coś zapisywał, rozmawiał ze mną jak sobie radzę z lękami i objawami somatycznymi a ja sobie z nimi w góle nie radzę. Powiedział co moge robić...ale powiedział również, ze mój stan jest na tyle poważny, że musi niestety wypisać mi leki, abym wyzdrowiała, do tego musze wykazac własna inicjatywę a mianowicie zacząć czynnie uprawiać sport, by terapia nabrała rezultatów. Ja jestem zadowolona z mojego lekarza.

 

[ Dodano: Czw Lut 22, 2007 7:26 pm ]

A powiedzcie mi zaburzenie depresyjno - lekowe to nerwica czy depresja? bo już się pogubiłam....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To istny mix jednego i drugiego... Tak jakby połączyć NL z depresją...

 

Piotruś-nie strasz jej.Nie jest tak źle,to tak jakby na razie przygrywka do nerwicy depresyjno-lękowej.I tu oprócz leków-psychoterapia jest baaardzo potrzebna.A sport też jest świetnym rozwiązaniem.Margaret-uważaj tylko z tym Afobamem,na pewno pomoże ci bardzo,ale "bezkarnie"można go brać tylko dwa tygodnie i to w małych dawkach(1/2 tabletki już pomaga).Niestety bardzo szybko uzależnia,potem bardzo trudno się oduzależnić i przestaje pomagać w dosyć krótkim czasie.Powinno się go brać tylko doraźnie w razie nasilenia objawów klękowych(po tych dwóch tygodniach).Lekarze jednak przeważnie nic o tym nie mówią i zapisują bez umiaru,a potem pacjent ma jeszcze większe problemy niż przed leczeniem.Ja byłam uzależniona już po kilku miesiącach,dopiero inny psychiatra mnie uświadomił,jak należy go brać(tak jak napisałam wyżej)i pomógł mi z niego zejść,a było już ze mną bardzo źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

musze wyrzucić z siebie ten żal... ból... cierpienie.... tutaj jest pewnie wiele osob które czują sie podobnie... Ja czuje ze naprawde nie mam przyszlosci... nie potrafie tak jak ' normalni' ludzie miec realnych perspektyw na zycie, nie wierze ze cos mi sie uda... a pozatym nie potrafie niczego zaplanowac... jestem nieogarnieta.... dla mnie " dziewn jutrzejszy" brzmi jak cos nieprawdopodobnego... kiedy o tym mysle wydaje mi sie ze znow bedzie tak ciezko.... bede musiala wstac.... isc do szkoly... mysle tylko o tym kiedy znow wyladuje w lozku... bede mogla sie polozyc i zapomniec o problemach, zyciu i tym kim jestem...................... Nie chce mi sie zyc - nic mi sie nie chce- nic nie ma sensu, nie potrafie sie smiac... nie potrafie rozmawiac z ludzmi... nie potrafie juz ich sluchac... caly czas jestem w jakims innym swiecie... kiedy ktos powie mi cos ' nie tak' nawet w zartach... zaczynam plakac... wszystko jest dla mnie beznadziejne.... kompletnie nic mnie nie cieszy, nie mam na nic ochoty... slabo mi sie robi na mysl o moim zyciu... a szczegolnie gdy patrze w przyszlosc........... to beznadziejne... po co tak zyc..... przeciez to nie jest zycie....................... nie wierze chyba nawet ze z tym da sie cos zrobic... ; ((((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, co to za stan... ale myślę, że taki stan trzeba traktować jak wroga i walczyć z nim... bo przecież nie czujesz się dobrze. Nie chowaj się w kąt, staraj się żyć jak inni, może się uda, a wszystko może wrócić do normy. Jednak trzeba zacząć od wewnątrz, od podejścia, akceptacji tego, co jest dookoła. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staram się zyć jak inni, staram się cos zmienić... ale to i tak nie ma sensu.............. wydaje mi sie że jestem skazana na cierpienie... choć moze to dziwnie brzmi... ale jakoś coraz trudniej mi uwierzyć w to że jeszcze może być inaczej......................... ; (( jeszcze nigdy w życiu nic mi nie wyszło.... nawet samo ' życie' mi nie wychodzi..........................

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Staram się zyć jak inni, staram się cos zmienić... ale to i tak nie ma sensu.............. wydaje mi sie że jestem skazana na cierpienie... choć moze to dziwnie brzmi... ale jakoś coraz trudniej mi uwierzyć w to że jeszcze może być inaczej......................... ; (( jeszcze nigdy w życiu nic mi nie wyszło.... nawet samo ' życie' mi nie wychodzi..........................

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej! Hymm nie wiem sama jak mam to prosto streścić. Jeśli czytaliście moje posty, to wiecie że jest w nich dużo optymizmu. Wiem już czego chcę i wyruszam w drogę do szczęścia. Ale pewnie problem bardzo mi przeszkadza i nie daje spokoju :/ Chodzi o innych ludzi. Mieszkam w średnim mieście, gdzie ludzie się raczej kojarzą chociaż z widzenia. Moja przeszlość jest pelna blędów, tzn nic zlego nikomu nie zrobilam, ale mialam problemy sama ze sobą i ze swoim życiem. Z ludźmi też. Przez to, że spotkalam trochę zawistnych, zlych ludzi i mialam z nimi zle doświadczenia, zaczęlam się odsuwać od innych, przestalam im ufać. Sama o sobie myślalam negatywnie, mialam dużo swoich problemów, które mnie oslabialy i nie dawalam sobie z nimi rady. Ludzie nie wiedzieli, co się dzieje w mijej psychice, pewnie ocenili mnie jak osobe wywyższającą się, dziwną i jeszcze Bóg wie co. Ale tak nie bylo. W każdym razie przez to spotkalo mnie wiele przykrych rzeczy. Poczulam się taka inna przy nich wszystkich. Fakt ciągle mialam przyjaciol, znajomych. Ale moje stosunki "ja i ludzie" staly się fatalne. Zaczelam o nich negatywnie myśleć, bać się ich, czulam się jakaś gosza, mialam wrażenie,że mnie przekreślili. Troche koloryzowalam. Teraz odczówam jeszcze strach przed nimi i negatywne emocje. Chcę z tym skończyć, bo przez to nie mogę normalnie iść dalej, do szczęścia. Powiedzcie czy to jest w ogóle możliwe? Co mam zobić? Proszę, napiszcie mi coś optymistycznego, poradźcie coś... Naprawdę chcę to zmienić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko jest bez sensu...tydzień temu nie wiem co się ze mna stało. Nagle jakby ktos odjął mi trosk i smutku, zaczęłam wariować, myślałam iż świat do mnie należy, zachowywałam się dziwnie, dostawałam ataku głupawki nad którą nie miałam kontroli. Znajomi zaczęli się mnie pytać czy jestem na haju, bo zachowuję się jakoś nienormalnie. Lęki przeszły, ale pojawił się problem z sercem, nerwy. Wszystko mnie denerwuje. Nie czuję się sobą...Czuję się kimś innym, boje się o wszystko, ciągle chce mi się płakać...Tydzień temu miałam myśli samobójcze, kalkulowałam co by mniej bolało, jakby to wyglądało...a teraz kiedy zaczęłam mieć problemy z sercem boję się..dlaczego tak musi być? Ja juz nie daję rady :roll: mam dość udawania, że wszystko jest dobrze. Jeszcze ta szkoła...w piątek nie poszłam bo nie byłam w stanie jedynie w domu mogę normalnie funkcjonować...coraz więcej mam takich dni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

 

To mój pierwszy i nie wiadomo, czy nie ostatni post na tym forum, mimo to – miło mi wszystkich poznać.

Nie liczę, że ktokolwiek mi pomoże - przede wszystkim dlatego, że nic mi nie jest. Zacznę od początku, chcecie – czytajcie. Ja sama nawet nie jestem w stanie tego przeczytać..

 

Mam 16 lat i mam problemy – nie chorobę, ale problemy. Może tak już jest w okresie dorastania, sama nie wiem. W końcu pierwszy i ostatni raz w życiu dorastam. A może to mój ‘spaczony’ umysł?

 

Ojciec był alkoholikiem. Wzięli rozwód, gdy miałam 3 latka. Do 5 roku życia mieszkałam sama z mamą, która jest chyba normalna. Potem matka wzięła ślub z jakimś innym facetem, mają 2 dzieci. I mieszkamy wszyscy razem. Niby jest nieźle, ale sami się domyślcie..

 

Bardzo często myślę o śmierci, samobójstwie. Jestem wyizolowana od społeczeństwa, a gdy już się znajdę w jakiejś większej grupie to ‘gram’. Bo nie jestem wtedy sobą, wciąż kogoś udaję. Udaję kogoś szczęśliwego, uśmiechniętego, zabawnego, bez problemów.

 

I przede wszystkim – w Sieci zazwyczaj podaję się za mężczyznę. W sumie nie sprawia mi to żadnej przyjemności, kiedyś chciałam spróbować i tak zostało. W związku z tym notorycznie kłamię i jest mi z tym bardzo źle. Nie potrafię jednak przestać, heh..

 

Miewam dość często jakieś dziwne tiki (niekontrolowane ruchy ręką, nogą) no i wciąż zimne stopy. I te cholerne bóle głowy.

 

Piszę dzisiaj, bo dzisiaj po raz pierwszy się zacięłam. Nie żyletką, ale maszynką do golenia. Taką z podwójnym ostrzem.

 

Nie liczę, że ktoś mi pomoże w moich problemach. W końcu każdy ma problemy i powinien sobie jakoś z nimi radzić. Dziękuję jednak, jeśli ktokolwiek to przeczytał. Bo po raz pierwszy w życiu napisałam o tym, co mnie męczy od zawsze. I doskonale wiem, że nigdy tego nikomu nie powiem. Za to właśnie cenię Internet – każdy jest anonimowy. Jeszcze raz przepraszam wszystkich, których codziennie okłamuję.

 

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj mrówko. Masz poważne problemy i powinnaś o tym z kimś porozmawiać. Myśli o samobójstwie i o śmierci to wg mnie nie są zdrowe myśli. Udajesz przed ludźmi bo ukrywasz to co naprawde w Tobie siedzi i nie dziwi mnie to bo ja robiłam tak przez lata. Ale takie zachowanie do niczego dobrego nie prowadzi. Myśle że powinnaś przerwać to milczenie i porozmawiać z kimś o swoich problemach, A może z mamą, może z psychologiem szkolnym. Te tiki, bóle głowy powinny być skonsultowane z lekarzem. Po co masz tak cierpieć. Jest Ci z tym źle i dlatego postaraj się to zmienić. Zrobiłaś już pierwszy krok. Zrób więc następny - idź do lekarza. Mów o tym co cie boli a będzie Ci lżej. Powodzenia. Nie zwlekaj idź i poproś o pomoc. Trzymam za Ciebie kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jednak odpiszę, skoro ktoś się tym zainteresował (łał!).

 

Z moją mamą nie porozmawiam z jednego prostego powodu - ja zwyczajnie nie umiem z nią rozmawiać, praktycznie nigdy tego nie robiłyśmy.

 

Psycholog (pedagog? nie wiem, kim tam ona dokładnie jest)..jakoś nie uśmiecha mi się do niej chodzić. Jedynym plusem tej wizyty byłoby to, że opuściłabym kilka lekcji.

 

Lekarz. No tak, kuszące. Z tymże jest jeden mały problem - moja mama i ojczym, oboje są lekarzami. W związku z tym znają praktycznie całe środowisko i gdziekolwiek nie pójdę, oni się o tym dowiedzą.

 

Ogromnych trudności z wyrażaniem uczuć i opowiadaniem o nich chyba nie da się wyleczyć, ale cóż..

 

Trzeba się pogodzić z rzeczywistością.

 

I dzięki za kciuki. Puść je czasem, co byś mogła co nieco na klawiaturce napisać. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Mrówko.

Zgadzam się z Gracją. Musisz się przełamać i poprosić kogoś o pomoc, bo samemu z chorobą jest naprawdę ciężko. I może w końcu nadszedł czas, żebyś nauczyła się rozmawiać z mamą, żebyś się przed nią otworzyła. Pierwszy krok jest najtrudniejszy, ale do zrobienia. Wierzę, że potem będzie już lepiej. Życzę Ci powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj mrówko. Jeśli Twoja mama jest lekarzem to napewno Cię zrozumie i pomoże. A jeśli nie chcesz naprawdę porozmawiać z mamą to idź do psychologa. Wszystkich obowiązuje tajemnica zawodowa. Nie zakładaj z góry że wszyscy się znają - bo nie jest do końca prawda. Odwagi i powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

 

Czasu, w których ledwo wstawałam z łóżka to już przeszłość, teraz jestem po prostu leniwa.

Ale tak do konca zycia nie moze byc. Nie moge powiedziec na lozu smierci, ze cale zycie spedzilam w internecie :|

 

Mam wiec pare pytan. Po pierwsze po co tu jestesmy? Jaka jest misja zycia? Nie wierze, ze zyjemy po to, zeby dopelnic wszechobecne schematy zyciowe i jesc-pracowac-spac-jesc-pracowac-spac

 

Po drugie - co z cyiu mozna robic? Jak zapelnic czas? Jakie sa fajne zajecia poza praca?

 

Prooooooooooooooooooooooooosze o odpowiedzi

Beata

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest mnóstwo fajnych rzeczy, które można robić, ale zgadzam się, że wizja rutyny - praca, jedzenie, spanie, mycie, sprzątanie, zachód słońca - może trochę przerazić :shock: To chyba najbardziej wynika z braku energii do życia, trzeba się czymś nakręcić, np. wymyslic sobie coś fajnego, co się będzie robić za parę dni, za tydzień i zyć sobie z jakąś taka perspektywą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×