Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II


Naemo

Rekomendowane odpowiedzi

ja sie czuje nawet niezle choc lekko przygnebiona ta ponura pogoda.

wzielam wczoraj pierwszy raz pregabaline na noc i spalam dobrze :P

dzis tez czuje sie ok, zadnych skutkow ubocznych.

 

rzucilam sie w wir prac plastycznych,robie tez 2 prace na konkurs i pisze wiersze, tez na konkurs.

przepisze je tutaj. oddaja moje trudne emocje

 

poza tym postanowilam cwiczyc 0,5 godz dziennie aerobik i hula hop.

mam nadzieje ze wytrwam.

 

Heledore, a nie dzwonili jeszcze w sprawie terapii?

 

jaka sytuacja wywolala u ciebie takie emocje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

oczywiście że lekarz ma racje bo środowisko lekarskie psychiatryczne jest podzielone tzn moja dr mi nie wypisze w życiu benzodiazpiny raz już prawie ją namówiłem bo powiedziałem że biore raz na msc to mi opakowanie starcza na 2 lata to dla mnie rezerwa ostateczność , to narkotyk mówi wprost jak ćpanie...

 

ale mam znajomą ktrórej lekarka przepisuje w innym mijscu w polsce i bądź tu mądry a odpowiedzialnosc kto weżnie wtedy jak sie coś stanie lub jak się uzależni no kto ???

 

a drugi mój znajomy też mu lekarz swój nie da a rodzinny mu daje benzo bo on cierbi na GAD i jedyne co mu pomaga na lęk to benzo i sie ratuje i bądz tu mądry i pisz wiersze :)

 

każdy ma rozum jakiś i w miare odpowiada za siebie nawet przy naszej niedojrzałości i zaburzeniach...

 

ja se załatwiam z internetu w razie w żeby mieć zawsze na czarną godzinę ale co innego brać sporadycznie a co innego doraźnie raz na jakiś czas al rozumiem też chorujących gdzie lęk ich wykancza i biorą żeby się pozbyć go tylko wyjśc z uzależnienia ponoc jest cholernie trudno...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

och te chol............ zmiany nastroju. teraz mam ataki placzu...zastanawiam sie bo czytalam bardzo smutna ksiazke, o wykorzystywaniu ikatowaniu dzieci...moze to mialo wplyw na moj nastroj

 

moje wiersze:

 

w ciemnym kacie zapomniany

jak puszystej welny motek

siedzi smutny

bo niechciany

maly szaro-biały kotek

 

miauczy smutno i żałośnie

chce choc raz zaznac pieszczoty

i spoglada wciaz zazdrosnie

na szczesliwe wielkie koty

 

gdziez ta reka czula mila

kot na taka reke czeka

co by przed nim postawiła

mała miskę mleka...

 

ten wierszyk napisalam daaawno temu.i dopiero dzis zdalam sobie sprawe ze chyba podswiadomie pisalam o sobie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

patrze w okno

zima

smutek otula mnie

jak chłodny całun

 

krople deszczu na moich policzkach

ocieram

i spadam

lece coraz głębiej

w ciemna otchłan

mojej wyobrazni

 

poezja

dzieje sie tylko w mojej głowie

jest pięknie

wiosna i kwiaty

słońce

 

a na dworze ciemno

zima

i mróz

 

brak mi miłości

 

 

 

 

 

 

 

usmiechnij sie do mnie

 

twoja buzia jest smutna

dlaczego?

 

czy dlatego ze nikt cie nie lubi?

 

a moze, moze dlatego ze nie pasujesz do tego swiata,

wiem,dobrze wiem

wolalabys byc gdzies indziej

 

nie płacz, daj mi rękę

ja cie rozumiem, znam to uczucie

 

rozrywa dusze na strzepy

ból wzmaga sie z kazdym dniem

 

nie jestes sama

sa nas tysiace

 

pamietaj

zawsze masz jeszcze siebie

sobie mozesz zaufac

przytulic sie

rozwinac skrzydła

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siedze sam jak palec w glowie puska po co ja zyje ? jak po co przeciez wszystko sie uklada nieczego mi nie brakuje perspektywy przede mna . Niby tak ale tylko oczami osoby z boku a malym szczegolem jest to ze biore dwa kilo prochow na noc i mam takiego wkurwa na siebie bo nie potrafie z tego wyjsc zadnymi sposobami . Jest poprawa mowi lekarz moze jest moze nie jak dobrze pojdzie to za 10 lat sie usmiechne szczerze ale do kogo? Jest ktos kto mnie przebije ? Mirtagen 45 Prefaxyna 150 wieczorem i rano lamotrix 100 mg i kwetaplex 200

Sorry musialem troche jady wylac

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Siedze sam jak palec w glowie puska po co ja zyje ? jak po co przeciez wszystko sie uklada nieczego mi nie brakuje perspektywy przede mna . Niby tak ale tylko oczami osoby z boku a malym szczegolem jest to ze biore dwa kilo prochow na noc i mam takiego wkurwa na siebie bo nie potrafie z tego wyjsc zadnymi sposobami . Jest poprawa mowi lekarz moze jest moze nie jak dobrze pojdzie to za 10 lat sie usmiechne szczerze ale do kogo? Jest ktos kto mnie przebije ? Mirtagen 45 Prefaxyna 150 wieczorem i rano lamotrix 100 mg i kwetaplex 200

Sorry musialem troche jady wylac

 

 

ok lekow bierzesz b.duzo.

a chodzisz na terapie?

 

napisz cos o sobie,jesli chcesz, ciekawa jestem twojej historii

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam historia mojej choroby zaczela sie wlasciwie dosc dawno - majac 17 lat zaczalem odczuwac pierwsze objawy depresji - niska samoocena , czesty smutek oraz samokrytyczne myśli. Wtedy zaliczyłem pierwsza wizyte u lekarza psychiatry który stwierdził iż mam lagodna depresje , przepisal mi leki i czesc. W tamtym czasie nie bralem tego wszystkiego na poważnie bo te stany wystepowaly dość rzadko a w momencie kiedy czulem się lepiej odstawiałem lek (seronil 10mg) . Chodziłem do szkoły sredniej , nie miałem problemów w nauce byłem aktywny fizycznie – trenowałem sport i miałem w tej dziedzinie male skucesy. W domu nie brakowało pieniędzy ale były czeste klotnie ojciec pil sporo alkoholu , miał kogos na boku i po jakims czasie rodzice zyli w separacji . Oni mieli własne problemy i byli zajeci sobą ja zostałem sam zdany na siebie i ja przygladalem się temu z boku , starałem się być bezstronny ale tlumilem wszystko w sobie. Miałem wtedy sporo znajomych i z nimi starałem się spedzac najwięcej czasu byle by nie siedzieć w domu . Przez cay ten okres raz na jakiś czas spotykałem się z psyhiatra i bralem ten lek ale niregularnie. Kolejnym etapem w moim zyciu były studia przez które meczylem się niemiłosiernie – największe problemy miałem ze sprawami organizacyjnymi zapomniałem wstać na egzamin spoznilem się, olewalm sprawy związane z dziekanatem lekcewazylem luźniejsze przedmioty bo uwazalem ze jak najtrudniejsze mam zdane to na te latwe nie musze nic robic i później musialem brac warunki. Z racji emocjonalnych problemów przerywałem je później wracałem a z każdym rokiem zmienial się plan studiow i musialem nadrabiać 10x. Wkoncu udało mi się je skonczyc po wielkich mekach. Prac w swoim zyciu miałem tyle ze nawet ich nie zlicze miesiąc tu miesiąc tam byle nie dluzej niż 3 z zadnej mnie nie wyzucono po prostu zmieniałem ja jak mi cos nie podpasowało , no i tak do 26 roku zycia .Dodam przy tym ze w weekendy uwielbiałem się zresetować w jakims barze albo na jakies posiadowce . Do tego czasu odczuwałem lekkie stany depresyjne ale nie przeszkadzalo mi to w normalnym funkcjonowaniu i cieszeniu się chociażby z małych rzeczy no ale wszystko do czasu. W wieku 26 lat zaczalem prace która lubilem w kierunku którym skonczylem szkole ale po paru miesiącach zaczelo ze mnie uchodzić zycie bez konkretnej przyczyny . Miałem duże problemy ze snem – budziłem się tak wyczerpany ze nie miałem sily dosłownie na nic , czulem się fizycznie i psychicznie wyczerpany do granic możliwości myslalem ze to przejdzie ale stan zaczal się pogarszać niepokoj , anhedonia , leki , nieuzasadnione poczucie winy wszystko to udezylo we mnie z taka sila ze nie potrafiłem już funkcjonować , w glowie miałem tylko natłok myśli nie do opanowania w tym bardzo często myśl o samobojstwie . W krótkim czasie stalem się cieniem człowieka. W tym momencie na wlasna prosbe postanowiłem isc do szpitala caly czas majac nadzieje ze otrzymam konkretna pomoc i jakos to przejdzie. No ale niestety bedac w szpitalu publicznym mój stan był coraz gorszy naogladalem się tam wielu rzeczy które raczej wpedzily mnie w wieksza depresje zamiast mi pomoc. Spedzilem w tym szpitalu około 4 miesiecy .Moj lekarz stwierdził dosłownie ze jestem tragicznym przypadkiem na oddziale bo wpakowali we mnie wszystkie możliwe antydepresanty a mi nic nie pomaga. Postanowil mnie wypisac ze szpitala i zapisal mnie na terapie dzienna. Po wyjściu z tego szpitala byłem tak slaby ze jak poszedłem na spokojny spacer po lesie około 100 m to po powrocie byłem caly zalany potem. Na ta terapie dzienna chodziłem 1,5 roku inny lekarz dopasowal mi w miare leki no i starałem się skupic jak najbardziej na tym żeby wyjść z tego stanu . W tym czasie starałem się zebrac wszystkie sily byleby z tego wyjść . Czytalem książki o tej tematyce no i udzielałem się na terapii . Po tych trudach mój stan faktycznie zaczal się poprawiac nawet na tyle ze wypisując się na koniec lekarz powiedział ze jestem całkowicie zdrowy , zresztą tak się tez czulem. Faktycznie było niezle ale do momentu gdy po jakims czasie stwierdziłem ze skoro jest niezle to może odstawie całkowicie leki i będzie jeszcze lepiej. No i niestety powtorka z rozrywki pol roku wycięte z zycia ponowna terapia , udreka i szpital tym razem prywatny (o bardzo dobrej opinii) dostałem tam naprawdę profesjonalna opieke i materialy dzięki czemu postawili mnie na nogi ‘zaledwie’ w 6 miesiecy. Diagnoza która mi postawili to : Zaburzenia osobowości typu borderline z objawami psychotycznymi. Objawy psychotyczne były u mnie takie ze czulem rozne zapachy których zrodla nie było i myslalem ze ktoś potrafi czytac w moich myślach. Po wyjściu spotykałem się regularnie z psychiatra w pracy niezle mi szlo , dostałem nawet awans może nie jakiś dużych rozmiarow ale zawsze milo wiedzieć ze ktoś cie docenia. Po jakims czasie zdecydowałem ze pojade sam za granice – zostawiłem wszystko i tak siedzie tutaj w Anglii od ponad roku mam niezla prace i nazekac nie mogę z ta psycholog już się nie spotykam, staram się samemu dzialac staram się czytac i wprowadzać w zycie niektóre elementy z kasiazek itp no ale nie wszystko jest takie latwe wg mnie sa to bardzo trudne rzeczy a przychodzą tez przecież slabe dni gdzie wlacze o przetrwanie w stylu pojsc do pracy wrocic i isc jak najszybciej isc spac bo ledwo na oczy widze. Często nekaja mnie myśli samokrytyczne i wydaje mi się ze to co robie jest pozbawione jakiejkolwiek wartości dużo w tym pustki emocjonalnej i szeregu innych rzeczy które pewnie sami dobrze znacie. Już coraz zadziej mam myśli samobójcze i niby to idzie w dobrym kierunku ale do normalności to brakuje mi jeszcze bardzo dużo. Nawet mi się tu podoba tylko brak mi tutaj znajomych z którymi moglbym porozmawiać o czymkolwiek czy spotkać się po pracy. Niby poznałem pare osob , dzwonimy do siebie raz na miesiąc no ale to trochę za mało. W ostatnim poscie musialem się trochę wyzalic ale było mi to potrzebne i lepiej mi z tym teraz. To tyle o mnie mniej więcej koncze już te wypociny

korzystasz z terapii?
na to chwile nie biore tylko leki

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogie borderki/borderzy, czy też macie tak, że zdarzaja się Wam dnie i poranki, w które w siebie wierzycie, jesteście zmotywowani i pełni energii a dzień później znowu budzicie się z depresja i masą negatywnych uczuć? Mi zdarza się to bardzo często i nie wiem, czy to nie podpina się bardziej pod Chad.

I jeszcze jedno - zdarza Wam się czasem uczucie, że w głowie klebia Wam się myśli tak mocno i uciążliwe, że wydaje Wam się jakbyście mieli tego zaraz nie wytrzymać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem wku****

 

Widać przyszedł czas bym i spotkała się z jednym z pożal się lekarzy.

Psychiatra przepisała mi 10 mg Mozarin dla stanów depresyjnych i 600 mg Neurotop Retard dla unormowania nastroju w których nasilaja się mysli i czyny autodestrukcyjne. Znosiłam skutki uboczne jak : nudności, bóle i zawroty głowy, otepienie - wszyscy mówili że jestem zombi, nie ma ze mną kontaktu. Okay to normalne. Myślę - przetrwam to. Liczyłam się w końcu z możliwymi działaniami niepożądanymi. Ale później zaczęło się od lekkiej zadyszki, po krótkim spacerze lub wejsciu na 3 piętro dostawałam duszności, oddychałam z trudem. Musiało minąć pół godziny nim doszłam do siebie. Im dalej tym odczuwałam ból w klatce piersiowej, kulo mnie serce, bolało, biło jak szalone. Mialam mroczki przed oczami. W końcu powiedziałam sobie dość, ale dla pewności zadzwoniłam do poradni. Przedstawiam sytuację i dodaję że w ulotce piszę aby przerwać zażywanie leków. Tak też radzą mi panie bo doktorki nie ma. Odstawiam. No i zjawiam się u psychiatry wykladam kawe na ławę a ona beznamietnym tonem - Bierze Pani leki półtora tygodnia. Muszą minąć 3. Poczatkowe dolegliwości są normalne. A ja ze serce boli, że mam duszności, że nigdy nie miewalam problemów z sercem, tymczasem mam wrażenie, że wykituje. Ciało daję mi znaki. Co słyszę na koniec? Jeśli chcę Pani wyzdrowieć musi Pani brać leki. Wyszłam bo myslalam że ją zwymyślam. Kompletne zignorowanie problemu, obojętna. Czyli muszę zejść na zawał lub wyladowac z szpitalu z problemami sercowymi żeby zrozumiała że to nie leki dla mnie? Na szczęście poszłam zapisać się po tej wizycie do innego psychiatry choć chciałam rzucić wszystko w cholerę i zrezygnować. Mimo to pomyślałam że nie warto. I powiedzcie mi czy ja przesadzam? :-/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Heledore. Po zdenerwowaniu dopadło mnie zwątpienie typu - A może się mylę i niepotrzebnie panikuje. Myśl, ona jest lekarzem a ja się nie znam. Ale zaraz trzeźwo podeszłam do sprawy. I postanowiłam że skonsultuje się z innym psychiatra. Skutki uboczne to jedno ale jeśli działają tak intensywnie na serce to coś musi być na rzeczy. Argument że to poczatki leczenia nie powinno być powodem do ignorowania problemu. Nie jestem obeznana z lekami i to wtedy, gdy się jedne łączy z drugimi. Wcześniej stosowałam jedynie Fluoksetyne. Rozumiem, chodzę ale NFZ, mimo wszystko jestem pacjentem jak każdy i lekarz bierze za mnie niejaką odpowiedzialność przypisując leki psychotropowe. Zwłaszcza kiedy zglaszam wątpliwości oraz obawy.

 

Najgorsze że niektórzy w takiej sytuacji zrezygnują z dalszego leczenia, zapadna się w sobie i wrócą do starych nawyków i to właśnie przez podobnych "lekarzy". Kurde to jest przecież odpowiedzialny zawód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ambivalentna

wspolczuje...

 

tez chodzilam ponad rok do psychiatry ktora traktowala mnie z lekcewazeniem...mowilam ze jest zle,ona to bagatelizowala, uwazala ze jak mam dobre wyniki na studiach to jest wszystko swietnie....

 

jak zobaczyla na karcie diagnoze borderline-to skwitowala z usmiechem-czego to one/ psycholozki/ nie wymysla.. ogolnie byla przeciwna terapii,psychologom

 

teraz zmienilam psychiatre bo juz nie moglam jej zniesc :evil:

 

a ja , biore pregabaline od kilku dni, zero skutkow ubocznych :P i czuje sie dobrze :P

 

i musze sie wam pochwalic- na studiach mam srednia 4,33 i jak utzymam ten poziom to bede sie starac o stypendium/jest od 4,07/

a warto bo to 560 zl/mies :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

shira123, a w jakiej dawce bierzesz pregę? ja brałam 75 przez 3 tyg i lekarz mi kazał podwyższyć na 150 teraz. Mówi, że więcej by nie wchodził, bo biorę wenlę 150 mg.

 

 

 

Ja trzymam się średnio.

Wczoraj odeszła najbliższa mi osoba z rodziny, babcia, jedyna osoba z rodziny, na której mogłam polegać. Która tak naprawdę dbała o mnie i chciała, żebym wyszła na prostą.

Jest wiele łez.

Dziś jak chłopak zostawił mnie samą na wieczór i noc, to ja ze wściekłości do niego, że chce wrócić do swojego domu, a miałam ciężki dzień, bo załatwiałam pogrzeb...sama, bo nie mam nikogo z rodziny kto by dopomógł. To po jego pójściu miałam nadzieję, że się wróci, zabierze mnie do siebie, ale miał trochę dość, że nie byłam w stanie spakować kilku rzeczy na noc i miałam obiekcję co do tego, że musiałabym wstać przed 7 rano, a ja takich wczesnych godzin nie znam.

Byłam jednak pewna, że z troski o mnie wróci zaraz i jednak mnie przekona, pomoże się spakować i weźmie do siebie. Poczułam taką wściekłość i smutek, oczywiście płakałam za babcią i rozbiłam o posadzkę szklankę i pocięłam się tym... Na szczęście nie jakoś bardzo mocno, ale jednak... Próbowałam rzucić palenie od dziś, ale nie wyszło mi to zbytnio. A chcę bardzo przestać palić, bo moją babcię też w dużej mierze własnie fajki dobiły, choć i tak umarła nagle, zawał w ciagu kilku sekund, w szpitalu.

I chciałabym rzucić palenie, po raz n-ty, ale to jest mega ciężkie, zwłaszcza w takich chwilach. Mnie uspokoiło dopiero zapalenie 4 fajek. Tylko, że babcia od lat miała POCHP no i też serce osłabione przez fajki... I nie chcę zatruwać siebie każdym papierosem. Choć i tak od lat uważam, że to lepsze niż cięcie sie, bo jakby bardziej cywilizowane.

 

 

W tym tygodniu nie idę na uczelnię, nie mam nawet kiedy za bardzo. Po pogrzebie chyba też tydzień sobie zrobię wolnego, bo mam zaświadczenie od psychiatry na te 2 tygodnie.

 

W śmierci najbliższej osoby najgorsze dla mnie zawsze było to, że ona nie wróci... już nigdy. Już nigdy nie zamienię z nią słowa. Walczyła, walczyła do końca i chciała żyć między innymi dla mnie... ostatni semestr jeszcze chciała, miała motywację, mówiła każdemu, że chce dożyć mojej obrony dyplomu.

 

 

Ale śmierć nie wybiera, nie pyta się czego i kiedy chcemy. Ja chciałam lata temu bardzo umrzec, a żyję. Ona z kolei chciała bardzo żyć jeszcze.

Inni umierają na raka w męczarniach mimo że kochają życie, a tacy jak ja nie doceniają tego co mają i szukają autodestrukcji.

 

 

Gdyby nie hydroksyzyna i imovane, które biorę na uspokojenie i sen nie mam pojęcia jakbym egzystowała aktualnie.

 

 

Żaden przyjaciel czy chłopak nie zastąpią jednak rodziny. Przyjaciele czasami są zbyt zajęci sobą, albo odcinają się od nas. Chłopak może odejść, zdradzić, czy nie zrozumieć nas, tak jak mój. A nikt nie zastąpi kogoś z rodziny, kto wiele poświęcał, kto sam by sobie dał coś zabrać, by dać drugiej osobie.

 

 

 

Póki żyjemy, nie jest nam łatwo i nie będzie. Za dużo tu jest sytuacji, na które musimy patrzeć, znosić.

 

Dziś w swoim szale byłam bliska zadzwonienia po karetkę albo prosto do szpitala, żeby mnie dali chociaż jakiś zastrzyk. Ale to nie jest rozwiązanie. Trzeba żyć mimo tego jak zostaliśmy stworzeni...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana, wspolczuje bardzo...

 

trzymaj sie.

 

ja pamietam jak 5 lat temu umarl moj wujek-ojciec chcrzestny, ktorego bardzo lubilam

niestety on chorowal dlugo na depresje, nie chcial sie leczyc i w koncu popelnil samobojstwo-zastrzelil sie.

 

plakalam i mialam wyrzuty sumienia ze moze moglam cos zrobic,zapobiec temu...tak samo moj ojciec.

 

lukrowana,jestem pewna ze twoja babcia byla z ciebie dumna.

a chlopak, no brak mi slow...

 

 

i jeszcze jedno...z ta szklanka...wiesz ja to znam,ten impuls, wscieklosc i smutek ,ale moze nastepnym razem sprobuj wyzyc sie na czyms innym-potnij poduszke, rzucaj szklanka o sciane byle sobie krzywdy nie robic.

pomysl-chlopak cie zawiodl ale czy to TWOJA wina??? dlaczego masz mscic sie na sobie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

shira123, dziękuję. Z autoagresją jest o tyle trudna sprawa, że w chwilach napadu złości wyładowanie się na zewnątrz nie daje takiej ulgi jak wyładowanie się na sobie. Ja mam wtedy poczucie, że mszczę się na sobie za to, że w ogóle żyję. Ale postaram się sobie już nic nie robić.

 

 

Heledore, również dziękuję.

 

 

 

Nie rozumiem śmierci, jej istnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana, ja ciebie doskonale rozumiem.

dzis sama mialam ochote zrobic sobie krzywde,skonczylo sie na szczypaniu.

dlaczego? bo jestem beznadziejna, mam 36 lat a nadal mieszkam z rodzicami, mieszkalam sama 8 mcy i wrocilam...

jakis glos w glowie powtarza mi ''jestes nikim''

 

a godzine temu snulam piekne plany i czulam sie dobrze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lukrowana, ja też nie rozumiem. Tak często rozmyślam o tym, że ludzie, którzy chcą żyć umierają, a Ci, którzy żyć nie chcą męczą się ze swoim życiem, ale żyją. Tylko... po co? Dlaczego?

 

Dziewczyny- co do okaleczania się mam dokładnie tak samo jak wy. Zawsze jest to pewna forma kary, odreagowania na sobie, zamienienia bólu psychicznego na fizyczny. Zastanawiam się czasami, czy ja w ogóle jednak chce przestać to robić, skoro tak, jak lukrowana zauważyła - żaden inny zamiennik nie daje tego samego poczucia ulgi... Popieprzone to wszystko.

 

shira123, będzie dobrze. Jeszcze wylecisz z gniazda :) A czemu wróciłaś, jeśli można wiedzieć?

 

no coz praca i moje z nia problemy.

zaraz po terapii grupowej znalazlam prace w sklepie,bylam tam 3 tygodnie,wyrzucili mnie bo wypilam po kryjomu napoj i nie zaplacilam a tam byly kamery...

to moje lamani e zasad,zemscilo sie na mnie.potem szybko znalazlam inna prace ,gdzi e bardzo sie staralam...niestety tuz przed swietami rozchorowalam si e powaznie i nie przedluzyli mi umowy na czas nieokreslony. czulam wielki zal... potem sesja,remont mieszkania,potem znalazlam prace na produkcji gdzie dostalam silny atak placzu 1 dnia i sama sie zwolnilam.

no i wynajelam mieszkanie i wrocilam na jakis czas do rodzicow.

 

a moj plan jest taki,od wrzesnia zamieszkac w moim mieszkaniu,praca na pol etatu plus studia i szkola wieczorowa, powinnam dostac stypendium socjalne i chce wziac kolezanke na pokoj/

wszystko to powinno pozwolic mi sie utrzymac i zyc tak jal JA tego chce.oby sie udalo :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×