Skocz do zawartości
Nerwica.com

Filmy i seriale


Magnolia

Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj oglądałam film: "Polowanie na druhny" na tvn siedem. Przyjaźń dwóch wspólników i zarazem podrywaczy, specjalizujących się we wchodzeniu bez zaproszenia na wesela, by nawiązywać znajomości z sentymentalnymi kobietami, staje pod znakiem zapytania, gdy jeden zakochuje się w druhnie, której ojciec jest ministrem finansów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj oglądałam komedię romantyczną: "Miłość na wybiegu". Grają tutaj najprzystojniejsi polscy aktorzy: Tomasz Karolak i Marcin Dorociński oraz piękne modelki, musieli obsadzić piękne aktorki do tego filmu (Urszula Grabowska, Karolina Gorczyca) bo bohaterki są modelkami na wybiegu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzynaście powodów – 13 Reasons Why (2017)

Gatunek: Dramat

Stacja nadawcza: Netflix

 

Serial młodzieżowy, ale warto obejrzeć.

 

13 Reasons Why jest oparty na bestsellerze Jaya Ashera. Opowiada o nastolatku, Clayu Jensenie, który pewnego dnia wraca ze szkoły i znajduje tajemnicze pudełko zaadresowane do niego. W środku są nagrania wykonane przez jego przyjaciółkę, Hannah Baker, która dwa tygodnie wcześniej popełniła samobójstwo. Na taśmach dziewczynka ujawnia 13 powodów, dla których zdecydowała się zakończyć swoje życie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trzynaście powodów – 13 Reasons Why (2017)

 

Serial młodzieżowy, ale warto obejrzeć.

Jak dla mnie był beznadziejny, pretensjonalny i irytujący nie polecam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

Pulp Fiction (1994)

reżyseria: Quentin Tarantino

 

MV5BMTkxMTA5OTAzMl5BMl5BanBnXkFtZTgwNjA5MDc3NjE@._V1_SY1000_CR0,0,673,1000_AL_.jpg

 

Ocena z filmweb: 8.4

 

Recenzja z filmweb:

Mało ludzi wie, co tak naprawdę znaczy sam tytuł, co ciekawe nieprzetłumaczony na język polski (co wyszło tylko na dobre, bo polscy dystrybutorzy potrafią zaskakiwać), ale prawie każdy kinoman samą nazwę filmu kojarzy. I nie tylko, bo gdyby tak popytać, to lwia część ma olbrzymi szacunek do tego filmu. Nieważne, czy są fanami sensacji, dramatów czy komedii – dzieło Tarantino po prostu do nich przemawia. A dlaczego? Bo sam reżyser w "Pulp Fiction" umieścił dla każdego coś miłego. I dlatego jest to jeden z filmów, który jednoczy i fanów pościgów, i fanów nieszablonowych dialogów, a także miłośników dobrego humoru. Zacząłem recenzję trochę nietypowo, ale to celowe, bo samo "Pulp Fiction" jest produkcją niesamowicie oryginalną.

 

Trudno streszczać w tym przypadku fabułę. Oglądamy bowiem 3 epizody, które z biegiem czasu harmonijnie się ze sobą łączą. Tarantino pozbawił film chronologii, jednak pod koniec wszystko jest dla nas jasne i klarowne. Sam sposób narracji jest niezwykle łatwy i przystępny, charakterystyczne dla reżysera niezwykle barwne i rozbudowane dialogi słucha się z przyjemnością i to one są siłą tego filmu (choć nie w takim stopniu jak we "Wściekłych psach").

 

Kiedy oglądałem "Pulp Fiction", nasunęła mi się analogia do pewnych reality show. Można odczuć wrażenie, że bohaterowie są przez nas podglądani, a my dzięki temu sami czujemy się uczestnikami zdarzeń. Podsłuchujemy ich rozmowy, często o zwykłych, przyziemnych sprawach, poznajemy ich problemy. Zwykłe picie shake'a przez Mię (graną przez Umę Thurman), czy też konsumpcja cheeseburgera oraz Sprite'a przez Julesa (Samuel L. Jackson) są tak realistyczne, że niejeden z nas poczuje się przez to głodny i spragniony. Jaki inny reżyser pozwoliłby w swoich filmach na takie rzeczy, kosztem np. efektów specjalnych? W naszych czasach - mało który.

 

Dużą zaletą "Pulp Fiction" jest także cała galeria postaci, jakie wykreował Quentin Tarantino. Każda z nich jest niesamowicie różnorodna, oryginalna i – co najważniejsze – ludzka, posiadająca swoje zalety, ale także wady. I właśnie dzięki temu możemy się z bohaterami "Pulp Fiction" identyfikować, są nam w pewien sposób bliscy, wzbudzają naszą sympatię. A to wszystko przez perfekcyjnie dobraną obsadę – każdy z aktorów wykonał wspaniałą robotę i chyba żaden fan kina nie wyobraża sobie, by jakakolwiek inna ekipa mogła brać udział przy odtwarzaniu ról.

 

Słówko jeszcze o wulgaryzmach, których w filmie nie brakuje, a które mają dość spore znaczenie. Niejeden raz produkcja Tarantino pojawiała się w telewizji publicznej i niejeden raz była okradana przez cenzurę. Jednak przez to film wydaje się mniej barwny i w pewien sposób traci prawdziwość. Bo przecież bohaterowie nie mają nic wspólnego z postaciami o dobrych manierach i wyszukanym słownictwie z "M jak miłość", to gangsterzy i mordercy, którzy są prości i naturalni. Jeśli polskie filmy, wcale nie takie dobre, opierają się na brzydkich słowach, to czemu takie arcydzieło jak "Pulp Fiction" ma być ocenzurowane?

 

Jest to jeden z niewielu filmów, który potwierdził, że kicz i prostota mogą być uznane za arcydzieło. A czemu by nie, jeśli dodatkowo aktorstwo, muzyka, zdjęcia i reżyseria stoją na wysokim poziomie, to nawet wysoki budżet czy efekty specjalne nie są potrzebne. Wystarczą chęci, zaangażowanie i pasja, a tego twórcom "Pulp Fiction" odmówić nie można.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

Carrie (1976)

reżyseria: Brian De Palma

 

220px-Carrieposter.jpg

 

Ocena z filmweb: 6.9

 

Recenzja z filmweb:

"Róże są czerwone, fiołki fioletowe, a Carrie White ma nasrane w głowie" - taki oto wierszyk ułożyli szkolni koledzy głównej bohaterki debiutanckiej powieści Stephena Kinga, zatytułowanej właśnie "Carrie". W wyreżyserowanej przez Briana De Palmę ekranizacji (pierwszym filmie opartym na twórczości amerykańskiego "mistrza horroru") poetyckie zdolności rówieśników dziewczyny zostały pominięte, ale konkluzja pozostała ta sama: młodzież bywa okrutna. Udręka Carrie jednak nie ogranicza się do uczęszczanego przez nią liceum, gdzie codziennie pada ofiarą szykan pozostałych uczennic; prawdziwe piekło rozpoczyna sie dla nastolatki wraz z przekroczeniem progu rodzinnego domu: pełnego religijnych akcesoriów królestwa fanatycznie chrześcijańskiej matki, która niezbicie wierzy, iż nic tak nie tłamsi w dziecku grzesznych pokus, jak zamknięcie na kilka godzin w schowku z figurką ukrzyżowanego Jezusa o groteskowo wykrzywionej twarzy. Nic dziwnego, że psychika nękanej zewsząd młodej osoby jest jak tykająca bomba - tylko czekająca na odpowiedni moment, by rozerwać wszystkich wokoło na strzępy.

 

Magiczna noc maturalnego balu, taniec z najpopularniejszym chłopcem w szkole, wyjątkowo okrutny żart, wielkie upokorzenie... i bum! Dystrybutorzy "Carrie" w trakcie promocji dzieła ani myśleli ukrywać, w jakich okolicznościach dochodzi do dramaturgicznej kulminacji, którą obiecano widzom, między innymi, w oryginalnym zwiastunie; chociaż przedwczesne zdradzenie zakończenia lub jego części przeważnie jest zwykłą marketingową wpadką, w przypadku filmu De Palmy, zresztą podobnie jak w literackim pierwowzorze, sprawdza się znakomicie. Następująca w finałowej partii obrazu sekwencja - jedyna, która zasługuje na miano krwawej (pomijając początkowe krótkie spotkanie z krwią menstruacyjną) - nie tylko trwa niecałe pięć minut, lecz także nie epatuje odbiorcy nadto soczystymi widokami: to nie makabra jest tutaj gwoździem programu. Mimo że wskazówki co do charakteru zbliżającej się wielkimi krokami tragedii wydzielane są bardzo oszczędnie, jej nieuniknioność jest oczywista - namacalna, wisi w powietrzu...

 

To, że oglądając "Carrie" jesteśmy w stanie dać się wciągnąć w wir emocji na długo przed ich eksplozją, jest zasługą w szczególności odpowiedniego sposobu narracji. Rozwój fabuły polega bardziej na poznawaniu kolejnych bohaterów niż tradycyjnym relacjonowaniu zdarzeń; w końcu to właśnie ludzkie zachowania - przyjmowane wobec innych postawy i wypowiadane (świadomie lub nie) słowa - są kluczowe w kształtowaniu się wszelkich historii... zarówno tych szczęśliwych, jak i ponurych. Niefortunnie dla naszej Carrie nawet ci, którzy nastawieni są do niej życzliwie, ostatecznie przyczyniają się do katastrofy, rozmazując jednoznaczną, zdawałoby się, granicę pomiędzy czynem dobrym a złym. Rzecz oczywiście tyczy się również samej tytułowej postaci, na którą można patrzeć jak na ofiarę, ale i jak na bezwzględną mścicielkę. Morał powieści Kinga nie został więc całkowicie stracony w scenariuszu Lawrence'a D. Cohena, zrezygnowano jednak z dosłowności przekazu, która w wersji filmowej mogła skończyć się ciężkostrawną pretensjonalnością, i poszerzono nieco pole do odmiennych interpretacji.

 

Dzieło De Palmy, choć na płaszczyźnie merytorycznej jest przede wszystkim opowieścią o uwięzionej w sieci niesprzyjających sytuacji życiowych jednostce, od strony formalnej to pełnokrwisty horror w klasycznym stylu. Oszczędne efekty specjalne, acz nie można im nic zarzucić, zostają zepchnięte na dalszy plan przez subtelniejsze i zarazem bardziej dogłębne techniki straszenia; rzeź nie umywa się do niepokoju, jaki wzbudzają wracająca do domu po całym dniu szerzenia "słowa Chrystusa" matka Carrie (perfekcyjna Piper Laurie), akompaniujące jej złowrogie takty oraz kuląca się pod surowym spojrzeniem rodzicielki córka (równie perfekcyjna Sissy Spacek). Opatrzone w odpowiednio lekką oprawę muzyczną, wplecione tu i ówdzie komediowe akcenty, mimo poważnego tonu całości, nie rażą, a poprzez kotrast z powodzeniem służą wzmocnieniu atmosfery mroku, która osiąga szczyt w jednym z najbardziej przerażających zakończeń, jakie kino grozy widziało.

 

"Carrie" jest filmem wyjątkowym pod wieloma względami. Produkcja świetnie odzwierciedla ducha powieści, na której została oparta, nie ograniczając się do powierzchownego kopiowania zawartych w książce motywów. Reprezentuje sobą poziom realizacyjny tak wysoki, że nawet upływ lat okazał się dla niej łaskawy. Wciąga, kusi i intryguje bez hollywoodzkiej pompatyczności. Niedosyt mogą czuć zwolennicy mocnych widowisk typu "ręka, noga, mózg na ścianie". Ale prawdopodobnie znajdzie się więcej widzów, którzy zgodnie oświadczą: De Palma stworzył niepodważalny klasyk!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Filmy warte obejrzenia i przeze mnie polecane.

 

 

The Omen

Omen (1976)

reżyseria: Richard Donner

 

MV5BODE2ODQ5MzYyNl5BMl5BanBnXkFtZTgwODc1Mjc1MDE@._V1_.jpg

 

Ocena z filmweb: 7.5

 

Recenzja z filmweb:

Kiedy zobaczyłam ten film po raz pierwszy, byłam dzieckiem i po latach stwierdzam, że wpłynął on bardzo silnie na moje pojmowanie tego, czym jest dobre kino. Od tamtej pory w każdym filmie szukałam tego, co sprawiło, że kiedyś - w zamierzchłych czasach - siedziałam przed telewizorem jak zahipnotyzowany królik i po prostu zapomniałam, gdzie jestem. I właściwie za każdym razem, gdy oglądam "Omen" po raz kolejny, odczuwam ten sam stan kompletnego spełnienia, a mój wewnętrzny Prosty Widz wije się z kinomańskiej rozkoszy. Bo "Omen" ma wszystko, czego potrzebuje dobry film grozy i to w dodatku w idealnych proporcjach. Mamy w "Omenie" tajemnicę, autentyczną grozę, świetne aktorstwo, sugestywną muzykę i piękne zdjęcia oraz to nieuchwytne "coś", co mają tylko horrory z lat 70-tych.

 

Historia rozpoczyna się w rzymskim szpitalu prowadzonym przez zakonnice, gdzie Katherine Thorn (Lee Remick), żona amerykańskiego ambasadora Roberta Thorna (Gregory Peck), rodzi martwe dziecko. Za namową pewnego księdza Thorn, chcąc oszczędzić Katherin cierpienia, postanawia nieoficjalnie adoptować innego chłopca, który przyszedł na świat tej samej nocy, w tym samym szpitalu.

 

Thorn i jego szczęśliwa, nieświadoma niczego żona, nadają dziecku imię Damien. Wkrótce potem przeprowadzają się do Londynu, gdzie w luksusowej rezydencji żyją sobie spokojnie aż do hucznie obchodzonych piątych urodzin Damiena, kiedy to ma miejsce okropny incydent. Otóż na oczach zaproszonych gości popełnia samobójstwo opiekunka chłopca. Kolejne straszliwe i dziwne wydarzenia ruszają niczym lawina i sprawiają, że dotąd kochający rodzice zaczynają widzieć we własnym synu wcielenie wszelkiego zła.

 

Koncept prosty, ale jakże przewrotny. Księciem ciemności, Antychrystem staje się tutaj dziecko, a więc istota z definicji niegroźna i potrzebująca opieki. I gdyby nie rewelacyjny Harvey Stephens grający Damiena, być może nigdy nie uwierzylibyśmy, że dorośli, rozsądni ludzie mogliby zobaczyć w małym chłopcu samego diabła.

 

Wystarczy spojrzeć na porcelanową twarz Damiena, wystarczy zajrzeć w jego nieprzeniknione oczy, żeby uwierzyć, że to zło w czystej postaci, zło idealne. Według mnie żaden dziecięcy aktor - jak dotąd - nie przebił roli Stephensa w "Omenie" i jest to aż niewiarygodne, że pięcioletnie dziecko może sprawiać aż tak przerażające wrażenie. Reżyser – Richard Donner – dodatkowo wzmocnił działanie tej postaci, właściwie odbierając jej mowę. Damien wypowiada w filmie tylko kilka słów, a poza tym wydaje z siebie jedynie wściekłe krzyki lub uparcie milczy. Ten zabieg stwarza dystans między dzieckiem, a widzem i każe nam podejrzewać, że za tym milczeniem musi kryć się coś niebezpiecznego, nieludzkiego.

 

Kolejną postacią z paczki Złych jest pani Baylock. Nie mam pojęcia, jak Donnerowi udało się uzyskać taki efekt, ale gdy pani Baylock pojawia się w domu Thornów po raz pierwszy, jako dziarska kandydatka na nianię, ciarki przebiegają człowiekowi po plecach, zanim jeszcze Billie Whitelaw zdoła wypowiedzieć pierwsze słowo. Rola pani Baylock to popis umiejętności tej aktorki. Wystarczy tylko, że na ustach Whitelaw pojawi się ten sympatyczny, pełen zrozumienia uśmiech i wszystko jest jasne…

 

Żeby nie wymieniać tutaj wszystkich świetnych kreacji aktorskich, wspomnę jeszcze tylko o bardzo ciekawej roli Davida Warnera, który gra w "Omenie" fotoreportera, mającego osobisty interes w tym, aby dowiedzieć się, czy Damien faktycznie jest Antychrystem. Warner stworzył postać bardzo tajemniczą i charakterystyczną i mimo, że jest to rola drugoplanowa to czasem zdaje się przyćmiewać Gregory’ego Pecka w roli Thorna.

 

Cały film oprawił muzycznie Jerry Goldsmith, a główny temat muzyczny "Omenu" - "Ave Satani" dotąd jeży włos na głowach widzów i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych motywów w historii muzyki filmowej.

 

Jednak po latach czymś, co w tej chwili robi na mnie w tym filmie największe wrażenie, są piękne zdjęcia autorstwa Gilberta Taylora. Scena, w której na pierwszym planie widzimy z profilu twarz księdza Brennana (Patrick Troughton), a z perspektywy parkowej alejki wyłania się Robert Thorn, jest niezwykła - poprzez swą statyczność i niestandardowe potraktowanie z pozoru banalnego tematu, jakim jest oczekiwanie na spotkanie dwóch osób. Nic się tutaj właściwie nie dzieje - Thorn zbliża się do kamery, a ksiądz Brennan czeka w skupieniu, wpatrzony gdzieś w przestrzeń przed sobą. Dlaczego ta scena jest tak wymowna i piękna – nie wiem, ale dla mnie pozostanie ona arcydziełem i kwintesencją tego, co w zamierzchłych czasach uważało się za "dobre kino".

 

Nie oczekuję, że jeszcze komuś uda się nakręcić film grozy choćby zbliżony jakościowo

do "Omenu", ale wciąż wierzę, że znajdą się wreszcie filmowi twórcy, którzy zrozumieją, że zrobić dobry horror oznacza: stworzyć klimat, zbudować napięcie, opowiedzieć ciekawą historię w pasjonujący, interesujący formalnie sposób. Opowiedzieć ją tak, żeby widz poczuł przez te półtorej godziny, że to wszystko dzieje się naprawdę, choćby opowieść była najbardziej nieprawdopodobna i żeby nie musiał krzywić się z obrzydzenia lub folgować swoim najniższym instynktom, patrząc na to całe babranie się we wnętrznościach, które serwuje nam współczesne kino.

 

Wiem, że doskonałe zło jest tylko jedno i że uosabia je jedyny prawdziwy syn Szatana - Damien Thorn, ale od tego objawienia minęło już przecież okrągłe 35 lat… Może czas na nowe wcielenie zła. Ja wciąż cierpliwie czekam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ile średnio mija czasu od zapowiedzi serialu, do premiery pierwszego odcinka? Netflix zapowiedział wiedźmina, zastanawiam się jaka może być przybliżona data premiery?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×