Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Było mi tak źle samej w domu, że poszłam do sklepu po drugiej stronie ulicy i kupiłam sobie kwiatka. Kwiatka w doniczce! Stoi teraz naprzeciw mnie, ale przecież nie będę gadać do kwiatka!

No i po co mi ten kwiatek? Ale... niech zostanie, jak milczy to chociaż głowy nie zawraca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

NN4V mam swoje niektóre zasady, których nie zmienię i za to siebie lubię. Nie będę ich zmieniać, bo nie widzę powodu. Jeśli ktoś nie chce to zasad nie musi mieć, ale ja mieć będę. I w sumie fakt, gdybym nie miała to żyłoby mi się łatwiej, bo ludziom bez zasad zwykle żyję się łatwiej :)

Aha.

Przekonania jako prawdy generalne.

 

Ludziom z zasadami żyje się łatwiej.

Nie muszą wiele myśleć i nie mają problemów decyzyjnych.

Wystarczy podstawić sytuację do znanego schematu i z posiadanego zbioru wybrać właściwą zasadę do zastosowania.

To nic, że pomija wiele istotnych szczegółów.

Oszczędność na myśleniu kolosalna.

To dobrze znany mechanizm.

 

Nie mówię, że nie masz racji w ani jednym słowie, ale dość szybko mnie zanalizowałeś jak na parę postów. Szybciej niż psycholog, ludzie blisko mnie itd.

Szybko, nie szybko, bez różnicy. Nie mam potrzeby szczególnie trafnego analizowania Ciebie.

Może być, że Ty masz potrzebę analizowania siebie - skoro masz problem.

Przecież to Twój cyrk, nie mój.

Ja nie mam celu zmieniać Twoich przekonań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No opowiadam i piszę tutaj bez tego chyba w ogóle bym zwariowała...

chodzi o to... oto, że chce się przyjść zaraz po i usiąść z kimś , poopowiadać wszystko... podzielić się tym co fajne i dobre....pogadać...

tutaj napiszę posta i niewiele osób go zauważy albo w ogóle odpisze...

 

....

Co Cię dołuje Po prostu Maćku?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Follow ... a ja myślę, że w sumie nie ma różnicy czy to forum czy real, tak jesteśmy niestety skonstruowani, że chyba rzadko kiedy naprawdę zauważamy siebie nawzajem... Nie chcę generalizować, ale "umiesz liczyć, licz na siebie" to codzienność wielu z nas... Taki się ten świat wokół porąbany zrobił...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego, da się że tak powiem spotkac kogos empatycznego, ale wystarczy chcieć utrzymywać kontakt. To że się nie da spotkać, bo nigdy nie wiadomo na kogo sie trafi, to nie oznacza, że nie można do siebie pisac, zawsze to jakoś raźniej.... czasem sie udaje wystarczy chcieć. Ja uważam że ludzie na forum są zdecydowanie bardziej śmielsi, niż byliby w rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie chcę onlajnowej, niezobowiązującej aż do wylogowania empatii, współczucia i poklepywania....

Chcę by usiadł naprzeciwko mnie żywy człowiek, by ta osoba napiła się ze mną herbaty i chciała ze mną rozmawiać. Nie ze współczucia ale z przyjaźni, sympatii czy miłości.

Chcę czuć przy sobie drugiego człowieka nie musi to być partner/ka ale ktoś żywy... autentyczny...

jak kiedyś z Mamą opowiadałyśmy sobie nawzajem dzień a potem dyskutowałyśmy o różnych rzeczach doprowadzając rozmowę do czerwoności by potem pogodzić się i zająć się czymś innym... albo rozmowy z babcią... o dawnych czasach, historiach z jej dzieciństwa czy pikantnych plotkach z przeszłości naszej rodziny... brakuje mi życia rodzinnego...

Napisać w Internecie sobie można wszystko ale mówić, przebywać ze sobą to już coś innego...

Piszę to w ramach fantazji czy pobożnych życzeń bo nie wiem czy to kiedykolwiek będzie jeszcze możliwe...

usiąść i porozmawiać...

o wszystkim i o niczym, w poczuciu bezpieczeństwa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Follow_, to dlatego, że większość ludzi nie umie (nie chce?) słuchać. Słyszą, że mówisz, ale nie słuchają, o czym mówisz. Chciałabyś usiąść z kimś, pogadać, napić się herbaty - czasem mam wrażenie, że są to "umiejętności" przerastające wielu ludzi. To jest bolączka współczesności i dlatego niektórzy mają problemy emocjonalne i czują się samotni. Chyba brakuje ludziom otwartości i ciekawości drugiego człowieka.

 

Też bym chciała czasem spotkać się i pogadać o tym, co u mnie słychać, miewam takie momenty, kiedy chcę się "powywnętrzać", przeżywać z kimś dany dzień, i takie, że chciałabym po prostu posiedzieć i pomilczeć koniecznie w czyimś towarzystwie. Jednak kończy się na tym, że nie mam nikogo, poza bratem (który też ma ograniczone pokłady cierpliwości i czasu), kto obdarzyłby mnie paroma minutami szczerego zainteresowania i wysłuchał, co chcę powiedzieć. Rodzina zbywa mnie "mhm, mhm, aha, mhm" gapiąc się w telewizor/monitor... i wtedy czuję się podwójnie samotna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego, da się że tak powiem spotkac kogos empatycznego, ale wystarczy chcieć utrzymywać kontakt. To że się nie da spotkać, bo nigdy nie wiadomo na kogo sie trafi, to nie oznacza, że nie można do siebie pisac, zawsze to jakoś raźniej....

Nijak nie rozumiem o co chodzi - że co się da, co nie da i dlaczego?

 

Napisać w Internecie sobie można wszystko ale mówić, przebywać ze sobą to już coś innego...

Napisać można, ale po co?

Z moja obecną przyszłą mamy roszczepienie wzajemnego postrzegania. Widzimy się wzajemnie jako dwa oddzielne byty, jeden wirtualny, drugi realny. Bardzo dziwne wrażenie. Ciekawe, czy w sobote znów się powtórzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Follow_, Chyba rzeczywiście są to pobożne zyczenia. Ja żyję z żoną już 30 lat, i nie pamiętam bym kiedykolwiek odczuwał zrozumienie z jej strony, no może na początku, a tak to zawsze stała na stanowisku roszczeniowo-życzeniowym. Z kolei ja tłumaczyłem sobie że tak musi być, różne tozterki, ważne decyzje życiowe, zawsze do tego byłem sam, dawałem sobie z tym rady do pewnego momentu (mieliśmy 15 lat małżeństwa), w którym przestałem sobie dawać radę ze wszystkim, zaczęła się choroba, pierwsza próba samobójcza, alkohol, zawalił się cały mój świat. Z początku myślałem że żona mnie rozumie i będzie mnie wspierać pstchicznie i duchowo, lecz szybko się przekonałem, że to tylko moja wyobraźnia, później kiedy ilekroć przyjeżdżała na odwiedziny do szpitali, to tylekroć widziałem że robi to tylko po to, żeby nie było że mnie nie odwiedza, no i przed dziećmi, a ja widziałem jak bardzo się mnie wstydzi i się mną brzydzi. I tak jest do dziśiaj, w jej oczach jestem leniem i nierobem, a przecież prawda jest taka, że to co mamy, jest wytworem moich rąk. Kilka razy sie od niej odsuwałem i potem wracałem, ale okazuje się że im jestem starszy w tej chorobie, tym więcej potrzebuję wsparcia od innych, a zwłaszcza od żony, no ale jak nie będę miał ręki, albo nogi urwanej, albo nie zachoruję na raka, to nigdy od niej tego wsparcia nie otrzymam. Obecnie rozmawiam tylko z dorosłymi dziećmi, bo z żoną nie mam o czym, w ogóle zerwałem z nią kontakt, i tak jest mi chyba lepiej, bo nie przechodzę ciągłych rozczarowań. Najchętniej bym się rozwiódł ale na starość nie będę się wygłupiał i nie wiem jak bym to wsztstko ogarnął. No i do końca życia zostanę takim niezadowolonym z siebie i ze swojego życia człowiekiem, który nie potrafi pogodzić się z tym wszystkim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Follow_, Chyba rzeczywiście są to pobożne zyczenia. Ja żyję z żoną już 30 lat, i nie pamiętam bym kiedykolwiek odczuwał zrozumienie z jej strony, no może na początku, a tak to zawsze stała na stanowisku roszczeniowo-życzeniowym.

Fajnie jest nie widzieć własnego stanowiska roszczeniowego.

 

... Z kolei ja tłumaczyłem sobie że tak musi być,..

Musi być bo co?

 

... różne tozterki, ważne decyzje życiowe, zawsze do tego byłem sam, dawałem sobie z tym rady do pewnego momentu (mieliśmy 15 lat małżeństwa).

Czyli nikt nie przeszkadzał w pokierowaniu własnym życiem. Przynajmniej pierwsze 15 lat. Po 15 latach braku zrozumienia i nieustannych roszczeń można czasem wydumac wnioski skutkujące decyzjami.

 

... Z początku myślałem że żona mnie rozumie i będzie mnie wspierać pstchicznie i duchowo,...

Myślałem? Chyba rościłem sobie powinność. Nikt nie ma obowiązku rozumienia zdepresjonowanego alkoholika - może z wyjątkiem lekarza.

 

... lecz szybko się przekonałem, że to tylko moja wyobraźnia, później kiedy ilekroć przyjeżdżała na odwiedziny do szpitali, to tylekroć widziałem że robi to tylko po to, żeby nie było że mnie nie odwiedza, no i przed dziećmi, a ja widziałem jak bardzo się mnie wstydzi i się mną brzydzi.

Wyobraźnia płata figle. A konkretnie po czym widziałeś?

 

... I tak jest do dziśiaj, w jej oczach jestem leniem i nierobem, a przecież prawda jest taka, że to co mamy, jest wytworem moich rąk.

A żona przez 30 lat zalegała i pachła.

To jest wyłączne Twoja prawda. Obawiam się, że mało adekwatna do rzeczywistości.

 

... Kilka razy sie od niej odsuwałem i potem wracałem, ale okazuje się że im jestem starszy w tej chorobie, tym więcej potrzebuję wsparcia od innych, a zwłaszcza od żony, no ale jak nie będę miał ręki, albo nogi urwanej, albo nie zachoruję na raka, to nigdy od niej tego wsparcia nie otrzymam.

Sprzeczność. Skoro nigdy nie otrzymam wsparcia, to po co wracam.

 

... Obecnie rozmawiam tylko z dorosłymi dziećmi, bo z żoną nie mam o czym, w ogóle zerwałem z nią kontakt i tak jest mi chyba lepiej, bo nie przechodzę ciągłych rozczarowań.

No tak, przez 30 lat można zgłupieć do reszty.

W kazdym razie dość oczywistym jest, że rozczarowania powstają z niespełnienia oczekiwań. Czyli im więcej jest rozczarowań, tym więcej było oczekiwań.

 

...Najchętniej bym się rozwiódł ale na starość nie będę się wygłupiał i nie wiem jak bym to wsztstko ogarnął...

Jakaś racjonalizacja nic nie robienia musi być.

 

... No i do końca życia zostanę takim niezadowolonym z siebie i ze swojego życia człowiekiem, który nie potrafi pogodzić się z tym wszystkim.

A to już Twoje życie i Twoja sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiadomo że przebywanie z kimś jest czymś niezastąpionym , niż rozmowa przez internet. Są tacy ludzie jak na przykład ja, co potrzebuje sie wygadać komuś on line, dużo mi to daje, takie wyżalenie się, czasem zwykła rozmowa, bo przecież nie rozmawiam z maszyna po drugiej stronie, tylko z człowiekiem, który tak samo czuje jak ja, chciałabym także zainteresowania nawet znikomego z drugiej strony... ale pomimo chęci dzielenia sie z kimś swoim codziennym życiem nie da się nikogo do tego zmusić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×