Skocz do zawartości
Nerwica.com

kinderduplo

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kinderduplo

  1. kinderduplo

    Samotność

    Wiadomo że przebywanie z kimś jest czymś niezastąpionym , niż rozmowa przez internet. Są tacy ludzie jak na przykład ja, co potrzebuje sie wygadać komuś on line, dużo mi to daje, takie wyżalenie się, czasem zwykła rozmowa, bo przecież nie rozmawiam z maszyna po drugiej stronie, tylko z człowiekiem, który tak samo czuje jak ja, chciałabym także zainteresowania nawet znikomego z drugiej strony... ale pomimo chęci dzielenia sie z kimś swoim codziennym życiem nie da się nikogo do tego zmusić.
  2. kinderduplo

    Samotność

    Dlaczego, da się że tak powiem spotkac kogos empatycznego, ale wystarczy chcieć utrzymywać kontakt. To że się nie da spotkać, bo nigdy nie wiadomo na kogo sie trafi, to nie oznacza, że nie można do siebie pisac, zawsze to jakoś raźniej.... czasem sie udaje wystarczy chcieć. Ja uważam że ludzie na forum są zdecydowanie bardziej śmielsi, niż byliby w rzeczywistości.
  3. Po części sama sobie jestem trochę winna. Jak każdy wie rynek pracy jest ciasny, przesycony a bezrobotnych dużo. Wcześniej nie startowałam do barów, do kuchni, do sklepów spożywczych, pizzerni, restauracji, kebabów, bo wiedziałam że sobie nie poradzę. Albo do prac fizycznych po naście dzień w dzień. No ale pomyślałam sobie że jeśli nie spróbuje, nie dowiem się i będę tak miesiącami w domu kwitnąć. No to się dowiedziałam że nic z tego, po kilku razach coraz większy wstyd, a najgorszy to ten wstyd w domu, bo jak powiedzieć że znów nie wyszło. Najgorzej to jest wrócić po tej porażce do domu...
  4. Nawet lepiej że nie ,,dożyłam'' nigdzie umowy, przy tych epizodach pracowniczych, bo sama po sobie widzę, że coraz krócej wytrzymuję psychicznie, coraz szybciej dopada mnie nerwica i te wszystkie objawy i lepiej odejsć bez konsekwencji, niż wykańczać, się psychicznie, na okrągło myśleć i przeżywać, niz uwiązać się śmieciówką i męczyć . Widzę po sobie że jestem bardziej bezpośrednia jak nic mnie nie wiąże, może tez nauczyły mnie tego wcześniejsze doświadczenia. Ja to nazywam foch księżniczki. Ja tego specjalnie nie robię samo wychodzi. Ostatnio w jednej robocie wytrzymałam 1.5 mies na lewo, nie czułam przez moją osobowość akceptacji innych, odeszłam, męczyłam sie ale myślałam o odejściu. Miałam jeszcze kilka rozmów, z których nic nie wyszło kwalifikacyjnych, albo jednodniowych prób i to też nic nie dało, a ostatnio miesiąc chodzenia co drugi dzień, bo takie ustalili mi zmiany, co łącznie daje dwa tygodnie: najpierw jestem cacy, potem be, a na końcu sama szczeliłam focha księżniczki, po ciągłych krytykach w co nie włożyłam rąk i wyszłam. Ale czemu nie można powiedzieć pracownikowi że sie go nie chce, tylko specjalnie dokuczać robić na złość żeby się męczył. Bo to wygląda tak, chcesz robić to sie będziesz męczył. No chyba mam oczy i widze że gdzieś nie pasuję to chyba wiem czego mogę się spodziewać.
  5. Czasem odnoszę wrażenie że nie można mi nic powiedzieć, żadnego słowa krytyki, bo moja psychika jest na to za słaba, a do dziś pamiętam jak na praktyce jedna z pracownic nam powiedziała: wy tu robicie tylko dobre wrażenie. Wtedy jeszcze aż tak sie nie denerwowałam, choć nerwy miałam, bo to była praktyka, ale juz odczuwałam niechęć chodzenia tam. Ale że to był przymus, bo każdy uczeń musiał odbyć miesięczną praktykę, no to trzeba było chodzić. Ale gdybym wiedziała jak wygląda prawdziwa robota.....Dla mnie to jest największe cholerstwo. Z reguły nie jestem osoba wredną, raczej pomocną, ale gdzie sie nie znajdę, to przeważnie pracują tacy arcywredni ludzie. Udaja z pozoru miłych, ale potem zmieniaja nastawienie o 180 stopni. Najpierw jestem cacy bo jestem nowa, tylko że jak ,, nowa'' , wszystkiego od razu nie załapie, bo sie denerwuje, może i jest bystra ale ma blokade przez nerwy i na dodatek te objawy somatyczne, a to tez ludzie widzą a dla mnie staje sie nie do zniesienia i już jestem pracownik be, co równoznaczne jest z obiektem drwin wyśmiań, kpin i po prostu robią wszystko żebym się wyniosła. Ktoś mi raz powiedział pójdziesz do roboty to zobaczysz że praca to jest prawdziwe sk***two. Miał rację. Tylko ja nie sądziłam ze będę się aż tak przez to denerwować, że nie dam tam rady długo wytrzymać.
  6. Jednymi słowy jak jest w pracy atmosfera to ja się zachowuje swobodnie, wobec ludzi, mam wrażenie że można im zaufać, ale jak atmosfera się skisi, to już zmieniam całe nastawienie i traktuje współpracowników jak wrogów.
  7. To ja z kolei jestem dość śmiała do ludzi, nawet jak z nimi pracuję, żartuję, nawet im ufam, może aż za bardzo bo powiem sobie cos na temat rodziny, czy domowników, ale gdy widzę że potem osoba do której to powiedziałam zachowuje się dziwnie, może nie od razu ale za kilka godzin czy na drugi dzień , jakby jej postawa i sposób rozmowy ze mną juz w sposób oczywisty dawały do zrozumienia, że to ja jestem głupia i naiwna że powiedziałam to czy tamto, a ona najzwyczajniej się będzie ze mnie śmiać. Potem jak taka osoba zawiedzie moje zaufanie, choćby nawet przez dwulicowe zachowanie, to ja nie jestem w stanie z taka osobą pracować. Chciałabym wymazać wycować wszystko co jej powiedziałam, bo nie o to chodziło żeby się zwierzac , ale to była zwykła rozmowa. No tylko że wycofać się już nie da. Jeśli zacznę nawalać przez nerwy, a wiem że to widać, aż taką aktorką nie jestem żeby to ukryć, a wcześniej było wszystko dobrze, to właśnie przez ten wstyd odchodzę, bo strasznie mi jest za siebie wstyd. A potem współpracownicy sie zaczną napierniczać ze mnie, ubaw robic i kółko sie zamknie. Nie chcę dłużej tego ciągnąć, wiem że i tak mnie wywalą wcześniej czy później, więc po co na to czekać żeby mi ktoś powiedział co o mnie myśli żebym dołowała się jeszcze lepiej, no po co. Miałam taką sytuacje ostatnio, kompletnie zgłupiałam, szefowa raz mówi tak a raz inaczej, raz mnie w tej pracy widzi a potem juz nie, chciała żebym u niej pracowała potem mi podgaduje żebym może spróbowała czego innego. Następna ze współpracownic inna jak jest szefowa, no bo to jej rodzina, boi się jej, mi uwage zwraca, czerwieni się przy tym, a jak szefowej nie ma to super koleżanka. Na drugi dzien to samo, szefowa jest to sie jej boi , ale juz potem jak jej nie ma to juz nie super koleżanka tylko żwyczajnie prosto w oczy sie ze mnie naśmiewa.
  8. Może jest coś takiego na te nerwy, mam na myśli leki farmakologiczne, bo jeśli chodzi o pomoc psychiatry to owszem skorzystałabym, bo to tez lekarz. Na chwilę obecną, nie wiem gdzie sie udac i czy są kolejki, ale wiem że nie mogę tego zbagatelizować. Nie wiem jak takie porady rozmowy się odbywają. Tylko musiałabym chyba do takiego specjalisty przyjść w trakcie ataku bo tak to nazywam, żeby dość dosadnie przedstawić swój problem. Obawiam się że jeśli przyjdę w zwykły dzień taki jak dziś, co specjalnie sie nie denerwuję, że moge być odebrana niepoważnie. Bo raz w życiu trafiłam do psychologa, raz że wcale ta osoba nie co umiała mnie przekonać do siebie, a potem wyszłam z gabinetu taka jak weszłam. Zupełnie nic mi to nie dało. Co mi będzie ktoś mówił, nawet z dobrych chęci przekonywał jak mam i co mam robić, skoro mi staranie nie wychodzi, staram się ale z boku wychodzi tak, jakbym miała totalnie wszystko gdzieś, i zaś, ale tym razem nie będzie chodziło o pracę, tylko o swoja osobowość, a jak wiem to wpływa na wszystko. Nie wiem czy sa jakieś tabletki, czy może jakies inne środki farmakologiczne, które założmy trzeba będzie brać jakiś czas, i może to przejdzie. Przy tym ważne dla mnie jest to żebym mogła po nich prowadzić.
  9. Jedyna praca w jakiej bym sie spełniła, ale wiem że takich prac nie ma, choć miałam taką prace i wytrzymałam kilka miesięcy, a nie dwa tygodnie, to produkcja zmianowa, co cały czas sie robi jedno i to samo. Niewiele myślenia, ale za to płaca słaba. chodze pytam za taką pracą ale oczywiście bez powodzenia. Wszędzie gdzie trzeba na okrągło myślec jakoś sie nie widzę, bo boję sie że zaś przyjdzie atak nerwicy, dosłownie jakby mnie na karuzeli posadził i kazał pracować i jeszcze się pytał co się ze mną dzieje, co jest nie tak, czemu nie myśle i nie skupiam się. Równie dobrze zapytac sie głupiego dlaczego jest głupi.
  10. Na kelnerke nie pójde, bo trafi się zaś atak nerwicy i powywalam wszystkie talerze, do kuchni nie ma mowy bo zaś będzie wiecznie wszystko źle. No i z pewnością zauważą że ciężko mi wszystko przychodzi, a zanim mi sie coś uda bodź mogłoby sie udać to albo już prysnę ze wstydu z kolejnej roboty, albo po prostu mi podziękują. Do tego drugiego nie dopuszczam nigdy, choć raz mi sie zdarzyło, bo to mnie dołuje jeszcze lepiej. A rodzina wciąż mi każe i wymaga tego ode mnie żebym szukała pracy, nie dziwie się im. Mnie to juz trzęsie na samą myśl słowo praca, bo boję sie że zaś to samo, zaś wstyd. Już mi nawet mówia przy byle czym że sie nie nadaję, do tego czy do tamtego. Wystarczy że nawet przeciąg jest jak wychodze z domu trzymając coś w ręce, drzwi trzasną i juz pojawia sie komentarz kogoś z rodziny: nawet wyjść nie umiesz. I nie dośc że wiecznie sama sie dołuję, wiecznie mam pesymizm na wszystko, to jeszcze to samo robią inni, więc jak mam z tego wyjśc i jak mam sie z tego pozbierać. W pracy rozumie że nikt nie będzie na okrągło miły , skakał koło mnie i kibicował mi żeby mi sie udało coś zrobić, juz raz usłyszałam że nikt nikogo niańczył nie będzie, a to było w mojej pierwszej pracy. Ale powiedzcie sami kto zatrudni nowicjusza co trzeba go uczyć, a nawet jak sie tego podejmie to okaże sie że rezultatu nie ma, a pracodawca nie będzie czekał ....... aż w końcu mi sie coś uda, i wcale nie interesuje go cz ja mam wprawę czy nie, ja mam robic jak on chce. Tylko pytanie jak. Opieprzy mnie raz drugi trzeci ......... i u mnie zamiast mobilizacji , to we mnie siedzi, dłłłłłłłługooooooooo siedzi, rozpamiętuję to, za chwilę przyjdzie mi coś zrobić, zaś nawale, i kółko się zamyka.
  11. I wiesz co jeszcze jest najgorsze że tak strasznie sie chce, niczego nie spieprzyć a to się zwyczajnie nie udaje przez to że jestem w nerwach i wtedy widać jakbym miała lewe ręce. A to jest wstyd straszny. Im bardziej mysle skupiam się na tym żeby mi cos wyszło, to na złośc mi to nie wychodzi. Ktoś mi powie że schowaj nerwy do kieszeni, nie umie, nie potrafie, wręcz takie stwierdzenie wywołuje we mnie jeszcze wiekszą złość.
  12. Witaj, no widzisz, tak sie składa że obie mamy to samo, ale nikt z bliskich nie potrafi tego zrozumieć. Ja wychodze na lenia, któremu sie robić nie chce. Ale nikt nie rozumie że nie potrafie nad tym zapanować, kompletnie. Jak już coś czuję po osobach z którymi pracuje, że widzą że cos jest ze mną nie tak, to sama odchodzę. Ostatnio tak musiałam zrobić, może z boku wygląda to na dziecinne zachowanie, ale nie dośc że przyszłam do pracy na czarno, już poddenerwowana, nie miało to ze mnie kiedy wyjść. Z pewnością znając mnie po kilku dniach by to sie ,, jakoś'' uspokoiło. Od pół godziny po przyjściu okazało się że nie słysze co ktos do mnie mówi, podobno kilka rzeczy zrobiłam już źle, i zwrócono mi uwagę, aż w końcu jeden ze współpracowników wyrwał mi robote z rąk. Juz nawet o to nie walczyłam......... bo pomyślałam że i tak sie nie nadaje w tym dniu do pracy......... ( a tak było od 3 dni, a w ostatnim juz wogóle kłębek nerwów). ........... i powiedziałam po prostu, nic wiele nie komentując że chyba nic z tego nie będzie i ide do domu. Po czym zwyczajnie nic się nie odzywając umyłam ręce, dostałam pieniądze i z zaciśniętymi ustami wyszłam, wsiadając do samochody.
  13. Dla moich znajomych jak mówię o tym spokojnie, co mi dolega, to mi zwyczajnie mówią że mnie trzeba dobrze kopnąć w tyłek. Bo przecież każdy ma dziś nerwicę, ale ja widzę że to zaczyna być nie do opanowania przed pójściem do pracy. Z każdym kolejnym zakładem pracy te dolegliwości się nasilają. Rodzina znajomi, dziwią się że jak to się można tak denerwować, wręcz tego w ogóle nie rozumieją. Myślą ze mi się pracować nie chce. Tylko wiem że nikt z pracodawców nie będzie się użalał, choćby nie wiem jak mnie lubił, wcześniej czy później wywali i tak, bo wiem że to sprawia takie wrażenie jakbym miała wszystko gdzieś. A ja sobie tak będę chodzić doświadczać po 2 tygodniach tego samego, poczuję że już ktoś coś zauważył i wstyd przed tym co dalej jeszcze będzie przyczyni się do tego że kolejny raz sama odejdę. Ale wiem że praca w życiu potrzebna, i będę po jakimś czasie, będę szukać pracy dalej aż organizm się zregeneruje, bo ostatnio nawet chudnę, i będzie znów to samo.
  14. Po studiach zaczełam szukać pracy pełna optymizmu że jakoś to będzie. Od paru lat mam już kilka zakładów za sobą, dobrze że bez umowy. Ale w większości problem ten sam: panicznie boję się pracy. Czuję że sobie w niej nie dam rady i właśnie tak się dzieje. W mniemaniu moich znajomych rodziny wychodze na kompletnego lenia, który jak chce to potrafi, czego wynikiem były studia, prawo jazdy. Na widok zakładu pracy nabieram obrzydzenia. Tak się składa że nie mam doświadczenia w żadnym zawodzie. Pisze w cv że szybko sie uczę ale tak nie jest. Bo co prawde mam pisać. W pracy , w jakimkolwiek zakładzie jest mi dobrze ze współpracownikami dwa tygodnie. Potem : nawet gdy poddenerwuje mnie sytuacja w domu, biorę ja ze sobą do pracy, a tam już widac ze coś jest ze mną nie tak. Okropnie się pocę, miewam suchość w ustach, jak jestem w nerwach to w ogóle nad sobą zapanować, mam wrażenie że mówię niewyraźnie, wręcz bełkoczę, czasem inni mi dosłownie mówią proszą żebym sie skupiła, ale ja nie potrafię, a oni twierdzą że nie słucham co się do mnie mówi, towarzyszy mi brak koncentracji w najprostszych rzeczach, jakby słowa wypowiadane przez współpracownika obijały mi się o uszy, do tego dochodzi osłabienie, towarzyszące mi cały czas, również w domu, jakbym nie miała siły podnieść szklanki z wodą, miewam częste wizyty w toalecie, czasem nie mogę zasnąć, albo śpię jak zwariowana ale budzę się w ogóle nie wypoczęta, mam wrażenie ciężkości na sercu, a w pracy kręci mi się w głowie, bywa tez że mam ręce jak z waty, po prostu przy wykonywaniu czynności które wykonuje w domu normalnie, w pracy robię to tak jakbym pierwszy raz się za coś w ogóle w życiu brała. Przeważnie dobrze jest ze mną w pracy, że takk to określę, do pierwszej uwagi, zdenerwowania, potem leci jak lawina, zaczynam się przejmować i z tego przejmowania zawalam większość rzeczy, potem dosłownie leci ta lawina, nie potrafię się skupić , naprawić swojego błędu, i wychodzi : gadać do ciebie a ty zawsze swoje jedno i to samo. Mam wrażenie że robię ze siebie pośmiewisko, bo niekiedy chce zaufać tym ludziom z którymi pracuję i ich lubię, ale włącza mi się lampka kontrolna i pomimo tego że coś powiem do kogoś nawet niezwiązanego z praca to mam wrażenie że ktoś się ze mnie naigrywa. Bo okazuje sie że ta osoba z którą rozmawiałam wcześniej jest zupełnie inna, i to mnie wytrąca z tropu. A ja nie jestem człowiekiem wyśmiewnym i powierzone mi tajemnice są pewniejsze niż w szwajcarskim banku. Tak samo po przyjściu na drugi dzień mam wrażenie że zostałam przed chwilą obgadana. Uwagi współpracowników działają na mnie nie mobilizująco ale dołująco, choć wiem że robię źle ale nie umiem tego zmienić. Po kilku dniach, oczywiście zabieram to co sięc działo w pracy do domu, rozpamiętuję, ale jednocześnie chcę zapomnieć, ale nic nie pomaga, nic nie potrafi na mnie zadziałać uspokajająco. Ani kąpiele, ani udany weekend, ani słuchanie muzyki, nic. Ja myślę ciągle o pracy i o tym żeby sie tego samopoczucia wyzbyć. I choćbym jak się starała, jakbym sama do siebie pozytywnie mówiła przekonywująco, wchodząc do innego zakładu pracy, znów jest to samo. A ja pozostawiam wrażenie po sobie człowieka, nieodpowiedzialnego, o zachowaniu kompletnie dziecinnym, kótrego należy traktować jak dziecko, choć jestem człowiekiem dorosłym, który nie wkłada serca w to co robi, który sie kompletnie nie stara, pewnie niejeden pracodawca by sie zastanowił czy jestem osobą godną zaufania. No ale wiem że kto nie ma takiej przypadłości nie zrozumie. Dla mnie pozostaje tylko wstyd, mający swe pochodzenie od tego, co napisałam wcześniej, bo nie tak dawno miałabym fajną dorywczą pracę, po prostu psychicznie nie wytrzymałam i po pół godziny, konkretnych uwag, może i słusznych, zabierając jeszcze do tego swoje prywatne problemy w domu, które nie zdążyły ze mnie wywietrzeć, przyczyniły się do tego że po prostu wyszłam.
  15. hej wszystkim, jestem tu nowa, mam ochotę pogadać. Tak się składa że nikt z rodziny nie chce na ten temat ze mną porozmawiać,, uznaje problem za błachostkę. Mam 28 lat, nie pracuje, nie mam dzieci. Może znajdzie się ktos kto ma choć podobny problem do mojego, będzie mi raźniej.
×