Skocz do zawartości
Nerwica.com

Strach przed związkiem


Gość platyna

Rekomendowane odpowiedzi

niestety użalanie się to chyba moja domena ;/ wiem ze to jest złe, ale nie potrafię inaczej. wiem że muszę walczyć, ale tak się boję, ze znowu będzie źle itd...

musimy się nauczyć z tym żyć...

 

kimjestes: mam pytanie, chodzisz na terapię jakoś, bierzesz jakieś leki? jak to u Ciebie wygląda?

ja myślę nad zmianą psychiatry, który 5 lat temu zdiagnozował u mnie depresję i tak raz w miesiacy tylko chodze po leki, nic mi nie pomaga. ;/

 

pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Indywidualną...na razie jestem w takim stanie ,ze chyba na grupowa to raczej się nie nadaję...

Oczywiscie ,ze terapia pomaga,ale sa chwile takie ,ze można sie załamać.Ja zawaliłam terapie,a teraz cieżko mi wrócić.Przy takich zaburzeniach to norma,ale staram sie znów coś robić.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia w waszym przypadku to najlepszy sposób na poradzenie sobię z lękiem. Nie radzę wam brac duzej ilosci psychotropów... nietylko ze wzgledu na wątrobę ale tez na wasza osobowosc która te psychotroby zmieniaja. Pewnie sennosc tez po tych lekach odczuwacie.

Ja tez kiedys cierpialem na leki ale nie przed bliskością tylko zwiazane z czym innym. Udalo mi sie z nimi poradzic nie glownie dzieki lekowi... bo bralem minimalna dawkę, i na dodatek to byl moj jedyny lek. Głownie poradzenie sobie z moim lekiem bylo popracowanie nad wzmocnieniem swojej psychiki roznymi życiowymi zajęciami (sport, muzyka, praca) jak równiez spotkania z ludzmi i rozmowa o wszystkim o niczym. Jestem pewien ze to wszystko by wam dawalo lepsze postepy w leczeniu waszego lęku niz te wszystkie psychotroby ktore bierzecie.

 

kimjestes: wybacz za moja interesownosc ale czym obecnie sie zajmujesz i jak wyglądają twoje dni? jak je spedzasz, czy pracujesz? Nie prowadze dochodzenia, chce ci pomoc wiec mozesz byc spokojna ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że mój temat wzbudził niemały ruch. Dawno mnie tu nie było.

Z góry przepraszam jeśli kogoś urażę ale jestem teraz pod wpływem silnych emocji. Opowiem wam co je wzbudziło ale najpierw odniosę się do waszych wypowiedzi.

Miałam dużo problemów problem bliskości nie był jedyny. I na terapii głównie z tchórzostwa nie rozwinęłam go za bardzo zajęłam się innymi równie ważnymi dolegliwościami i w tym terapia mi pomogła definitywnie. Nie poruszanie tych tematów było błędem ale resztki mojej chorej ambicji nie pozwalają mi zamieść je w kąt i powiedzieć, że muszę nauczyć się z tym żyć. Nie mogę, nie zgadzam się i nie będę!

Całe życie zamiatałam moje problemy pod dywan. Chciałam być dla każdego idealna. Być idealną córką, siostrą, koleżanką. Nie okazywać uczuć, nie martwić nikogo. Choćbym miała zrobić z siebie totalną kretynkę.(i chyba to dziś zrobiłam)

 

Zauważyłam też, że mało ludzi mówi o przyczynach jakie mogły przyczynić się do powstania tych lęków skupiając się na teraźniejszych dolegliwościach (przynajmniej w tym temacie). Wydaje mi się że takie wiadomości są bardzo ważne.

 

Co do leków zgadzam się nie należy pokładać w ich całkowitych nadziei. Kiedy mi je przepisano były dla mnie zbawieniem nie mogłabym bez ich funkcjonować. Kiedy nastąpiła poprawa mojego stanu i odstawiłam leki czułam się świetnie po paru latach uwierzyłam, że jako ja jestem akceptowalnym człowiekiem. Nie wspomnę że miałam w końcu ochotę na sex. Zrobiły swoje zadanie pomogły mi przetrwać straszny okres. Ale nie zrobią wszystkiego. Zdaje sobie z tego sprawę.

 

Dziś rozmawiałam z moim kolegą i ....cóż wychlapałam się odnośnie mojej choroby. Wiem, że jutro rano będę żałować ,że to zrobiłam ale dziś ...mam to gdzieś. Wiem że nic z tego nie wyjdzie (nie chodzi mi tu o chorobę) ale czuje się ok.

Jeśli nie uszanuje mojego zaufania i zacznie zachowywać się inaczej. Na pewno będę cierpieć. Możliwe że będę dla niego bezwzględnie chamska . Podjęłam ryzyko.

Jeszcze raz dziękuje za tak liczne odpowiedzi trzymajcie się ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brawo Platyna. Zrobilas wielki krok mówiąc koledze o twojej chorobie. Jesli jest wporzadku i zalezy mu na tobie to bedzie chcialbyc blisko ciebie i cie wspierac... a jesli jest inaczej to nie przejmuj sie tym i żyj dalej bo jeszcze trafisz na tego jedynego. Co do akceptacji samego siebie, to jest ona podstawa w życiu. Tylko dzieki niej bedziecie szczesliwi w zyciu i bedziecie pewni swoich czynnów. Ja od niedawna zaakceptowalem wlasny charakter i osobowosc i faktycznie zyje sie lepiej ;-)

pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wg mnie akceptacja to najlepszy ale nie na zasadzie: taki juz jestem i nie musze sie zmienic

tylko raczej uswiadomienie problemu i przejscie do pracy nad nim

albo spotkanie odpowiedniej osoby choc to z kolei moze wydawac sie nierealne

ale mi na wszelkie zwiazkowe strachy pomogl wlasnie zwiazek z odpowiednia osoba

po prostu to sie dzialo i musialam zaryzykowac chociaz do tej pory nie wiem jak to sie stalo :mrgreen:

miewalam oczywiscie mniejsze lub wieksze schizy ale moj chlopak najpierw dzielnie je znosil a potem jak nabralam do niego zaufania i moglam mu wszystko powiedziec to bylo juz z gorki :mrgreen:

czasami ludzie sa zdezorientowani jesli chodzi o nasze zachowania ale jesli wiedza mniej wiecej co sie dzieje to latwiej im to zrozumiec i dogadac sie

platyna mysle ze to moze byc przelomowy moment a w kazdym razie dobrze by bylo

moze to akurat nie ten pan i nie ten czas ale nauczyc sie mowic o swoich problemach to juz cos

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja narazie bez leków nie wyobrażam sobie życia, one postawiły mnie na nogi po ciężkim dla mnie okresie. teraz biorę bardzo małą dawkę effectinu i to co 2 dzien, ale od kilku dni biore doraźnie afobam i jakieś uspakajacie z apteki bez recepty.

 

eksajder(wybacz jeśli przekręcę nick, ale pisze z pamięci :P): twoje słowa poniekąd mnie podnoszą na duchu, ponieważ wyszedłeś ze swoich dolegliwości. wiele razy myślałam, żeby zająć się czymś i co pozwala mi nie użalać się nad sobą i być szczęśliwą. ale działa to tylko na moment. pozniej przychodzą znowu głupie mysli, lęki itd.

 

platyna: nie wiem jak Ci dziękować za powstanie tego wątku, myślałam że jestem jakaś inna że mam takie problemy, że to nienormalne. Twój wątek otworzył mi oczy.

 

bunny_wrr: gratuluję spotkania tak wyjątkowej osoby :) ja jednak nie wierze że znajdzie się taki mężczyzna dla mnie... (a miałam się nie użalać :evil: )

 

dziś idę swoimi spostrzeżeniami podzielić się z moja psycholog.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak pracuje...do tego studiuję i wychowuję córkę...

Uprawiam sport,bo jest dla mnie bardzo ważny...biegam ,chodzę na aerobik....

Spotykam sie ze znajomymi,ale czasem ciazko mi sie ruszyc z domu....

 

[Dodane po edycji:]

 

Jeśli chodzi o leki,to zauważyłam ,zę faktycznie mniejsze dawki dają lepszy efekt w BPD...nie biorę duzo leków,czasem doraznie Xanax,ale raczej zawsze staram sie radzić sobie poprzez sport i inne rzeczy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kimjestes: dobrze ze jestes otwarta na świat i na ludzi.. to na pewno pomoga ci w walce z chorobą. Nie znam twojej sytuacji(historii) ale sadze ze jakies zdarzenie z życia, wywołała u Ciebie ten lęk przed bliskością. Pewnie jakis zly facet cie w jakis sposób skrzywidzil.... i Ty sie nie boisz zblizenia... Ty po prostu nie potrafisz zaufac i pozwolic zeby przyjazn z facetem przerodzila sie w cos mocniejszego. Oczywiscie mogę się mylić.

 

 

ghandia: nikt nikt Ci nie powie ze wyleczysz sie w kilka miesiecy... to jest dluuuuga droga i wiele pracy nad sobą. Sposby na pewno sa Ci znane. Co do leków to najlepiej brac 1 konkretny i to w malej dawce... najepiej kazdego dnia. Dorazne branie leków za duzo ci nie pomoze... a tym bardziej branie leków z apteki czy tych które reklamują w tv.

Lekarzem nie jestem ale my nerwicowcy mamy bardzo slaby uklad nerwowy (wrażliwy) wiec podstawa aby czuc sie na silach i byc żywym jest branie witamin...najlepiej jakas multiwitanina z Magnezem i to tego PP i B12. jakis czas temu lekarka mi zapisala te witaminy i przyznam ze mam wieksza chęc do życia i wieksze siły zeby wykonywac codzienne obowiązki. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam, po malej przerwie...

 

te doraźne to biorę tylko jak jest już nie najlepiej, jak jestem bardzo zdenerwowana i płaczę całymi dniami.

effectin biorę codziennie, witaminy też staram się brać codziennie. Wiem że to nie kwestia leków tylko tego co mi siedzi w głowie, co przeżyłam co mi rzutowało na dalsze losy. uczę się z tym żyć

 

ps. dzis urodziny kolezanki -> babska impreza -> nie poszłam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dojrzałam w końcu do terapii.

Wiem, że jak na nią nie pójdę to się stoczę. Zeszły weekend dał mi dużo do myślenia. Postanowiłam, że do Sylwestra żadnych wyjść. A od stycznia chcę rozpocząć terapię. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć dobrego specjalistę bo na wiosnę wreszcie się wyprowadzam i będę miała szansę zacząć życie od nowa :D

Na cale szczęście mam teraz dużo zajęć, więc będę miała czym wypełnić czas :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,

jestem pierwszy raz na tym forum, ale chyba u mnie tez wystepuje strach przed zwiazkeim. Spotkalam fantastycznego faceta, jestemy ze soba niedlugo, bo okolo 3 miesiecy. Na razie nie mielismy zblizenia. Czasami sa takie dni, ze czuje, ze jest mu ze mna dobrze - widze, jak na mnie patrzy, czuje jego dotyk, cieplo, wiem, ze sie o mnie troszczy i dba. Ale czasami mysle sobie, ze wcale mu na mnie nie zalezy. Bo skoro spotykamy sie tak dlugo, to dlaczego nie dochodzi do zblizenia. Mowi, ze mu sie podobam. Dodam, ze jest po rozwodzie juz 1,5 doku i jak z nim rozmawiam, to mowi, ze musi sie przyzwyczaic do kogos nowego. Ja to interpretuje w ten sposob, ze moze nie chce ze mna byc i wcale nie jestem atrakcyjna dla niego, on mnie zostawi, jak zobaczy, ze cos jest ze mna nie tak. Bardzo chcialabym juz byc z nim blisko, ale z drugiej strony boje sie tego i jak wiekszosc z was, ze sama niszcze ten cudowny zwiazek. On powtarza, ze wszystko bedzie dobrze, a mnie to czekanie na niego po prostu paralizuje. Nie spie, malo jem i wpedzam sie w poczucie, ze jestem do niczego. A wcale tak nie jest, dostaje od innych sygnaly, ze jestem atrakcyjna i fajna dziewczyna. A tak zupelnie w siebie nie wierze. Dlaczego zwiazek i milosc musza byc taka trudne. Chcialabym, zebysmy juz ze soba byli na powaznie, bo moze wtedy bym sie uspokolia. Ale boje sie, ze zawsze bede miala taki stan i ciagle cos sobie wmawiala, ze mimowolne jego krzywe spojrzenie na mnie, bedzie oznaczalo, ze zupelnie strace kontrole nad soba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale z drugiej strony wciąż nie jestem pewna czy on mnie do końca chce. Wczoraj powiedział, że jest mu dobrze ze mną, apóźniej przysłał sma, ze jestem wyjątkowa, ale boi sie tego wymawiać i chyba autentycznie się boi. Jak czasem gdzies idziemy, to patrzy na inne dziewczyny i ja sobie wtedy myślę, że może on dalej szuka i nie do końca jest jeszcze zdecydowany. bo przeciez powinien być we mnie wpatrzony, jak w obrazek, a nie spoglądac na inne dziewczyny. Nawet nie weim czy to normalne u facetów, bo zakochana kobieta nikogo innego nie widzi. Może powinnam mu powiedzieć, że mi to przeszkadza. Dziwne to wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

migotka02, mnie np bardziej dręczy niepewność swoich uczuć. Chyba nie potrafię kochać - to się już powtarza po raz x-ty w moim życiu. Strasznie szybko gasną i przeradzają się negatywne. Niepokoi mnie to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam znów na tym forum. Poruszany problem dotyczy także mnie. Choć zawsze uważałem się za nieudacznika jeśli chodzi o kobiety, spotkałem kilka razy takie które zbliżały się do mojego ideału i chciały ze mną zostać, a ja co zrobiłem? Uciekłem, bo się w tych związkach dusiłem, bo mi się wydawało, że spotkam kogoś lepszego. Rozstałem się z dziewczyną dwa miesiące temu, ona wyjechała za granicę a mi się chce wyć, wsiąść w autobus i do niej jechać i jeśli tego nie zrobię to pewnie do niej napisze albo nawet zadzwonię. Tylko co będzie jak się zejdziemy a ja znów będę się czuł stłamszony i nieszczęśliwy? Strach przed związkiem, co to jest za choroba?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W ogóle - skoro tęsknisz to na co czekasz :?: To co robisz to być może forma autoagresji (aczkolwiek niekoniecznie - mogą też to być inne zaburzenia). Sugeruję się sobą i swoim doświadczeniem w sensie takim, że zawsze starałam się być odpychająca na wszelkie sposoby dla osób, które starały się do mnie zbliżyć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Linka, zasięgnąć rady psychologa to dla mnie jak iść do apteki po aspirynę gdy boli głowa z powodu raka mózgu. Problem leży zbyt głęboko, żeby pomogła jedno lub kilku razowa wizyta u psychologa. Jasne - powinienem nad tym pracować, ale chyba jakaś psychoanaliza by mi była potrzebna, a na taką nie mam czasu ani pieniędzy. Co do tej autoagresji to jak najbardziej się z Tobą zgadzam Pstryk. W moim przypadku jak coś nie do końca jest takie jak powinno - wycofuje się, ranię siebie i bliską osobę. Myślę, że spowodowane to jest też poczuciem winy i jakimś rygorem, który sam sobie narzucam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×